Ze świata nieruchomości - strona 115

Royal Bank of Scotland rekomenduje polskie banki

Analitycy Royal Bank of Scotland rozpoczęli wydawanie rekomendacji dla BRE Banku od zalecenia "sprzedaj" - poinformowała agencja Bloomberg. Na zamknięciu poniedziałkowej sesji kurs akcji BRE Banku wyniósł 125 zł.

Analitycy Royal Bank of Scotland rozpoczęli wydawanie rekomendacji dla Pekao od zalecenia "kupuj". Na zamknięciu poniedziałkowej sesji kurs akcji Pekao wyniósł 89,90 zł.

Analitycy Royal Bank of Scotland rozpoczęli wydawanie rekomendacji dla BZ WBK i PKO BP od zalecenia "trzymaj". Na zamknięciu poniedziałkowej sesji kurs akcji BZ WBK wyniósł 79,50 zł, a PKO BP 23,50 zł.

PAP/interia.pl

Opole inwestuje w amfiteatr

Już za dwa lata Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu ma się odbyć w nowoczesnym Narodowym Centrum Polskiej Piosenki, które powstanie dzięki przebudowie Amfiteatru Tysiąclecia, informuje "Puls Biznesu".

Otwarty jest już przetarg na przebudowę amfiteatru. Firmy budowlane mogą składać oferty do końca kwietnia. O wyborze zwycięzcy zdecyduje najniższa cena.

Szacunkowa wartość inwestycji to 38,3 mln zł, z czego 20 mln zł wyłoży Unia Europejska, a resztę miasto. Planowany termin ukończenia prac to koniec kwietnia 2011 r.

W nowym gmachu opolskiego amfiteatru oprócz sceny przeznaczonej na imprezy muzyczne znajdzie się również muzeum polskiej piosenki. Włodarze miasta chcą w nowym obiekcie wystawiać także opery i operetki.

PAP/PulsBiznesu

Opole inwestuje w amfiteatr

Już za dwa lata Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu ma się odbyć w nowoczesnym Narodowym Centrum Polskiej Piosenki, które powstanie dzięki przebudowie Amfiteatru Tysiąclecia, informuje "Puls Biznesu".

Otwarty jest już przetarg na przebudowę amfiteatru. Firmy budowlane mogą składać oferty do końca kwietnia. O wyborze zwycięzcy zdecyduje najniższa cena.

Szacunkowa wartość inwestycji to 38,3 mln zł, z czego 20 mln zł wyłoży Unia Europejska, a resztę miasto. Planowany termin ukończenia prac to koniec kwietnia 2011 r.

W nowym gmachu opolskiego amfiteatru oprócz sceny przeznaczonej na imprezy muzyczne znajdzie się również muzeum polskiej piosenki. Włodarze miasta chcą w nowym obiekcie wystawiać także opery i operetki.

PAP/PulsBiznesu

Płać haracz za garaż

Właściciele podziemnych miejsc parkingowych w stolicy mogą mocno dostać po kieszeni, ostrzega "Życie Warszawy". Miasto chce, by za metr kwadratowy płacili... 1000 proc. więcej niż dotychczas. Podwyżka podatku zależy od dzielnic. Niektóre mówią: nie!

Władze finansowe miasta zarekomendowały podwyżkę podatku od nieruchomości w podziemnych garażach do 6,64 zł za mkw. Do tej pory właściciel płacił jak za mieszkanie, czyli 62 grosze.

Urzędnicy tłumaczą wzrost opłat wyrokiem WSA w Białymstoku. Sąd uznał, że jeśli garaż ma wydzieloną księgę wieczystą, podlega wyższemu opodatkowaniu niż mieszkanie. - To logiczne, bo przecież garaż nie jest mieszkaniem, mówi szefowa Biura Podatków i Egzekucji Joanna Gutkowska.

- Ale skoro parking jest pod domem, to logiczny jest właśnie podatek "mieszkaniowy", tłumaczy jeden z urzędników wydziału finansowego. A inni komentują: - Miasto w kryzysie szuka dochodów. Dziesięciokrotnie wyższe opłaty to dodatkowe miliony w kasie.

Decyzje podatkowe podejmują dzielnice. Szykuje się niezły bałagan. Oto bowiem np. Śródmieście pozostaje przy 62 gr. za mkw; na Bielanach będzie 6,64 gr/mkw.

PAP/Życie Warszawy

Płać haracz za garaż

Właściciele podziemnych miejsc parkingowych w stolicy mogą mocno dostać po kieszeni, ostrzega "Życie Warszawy". Miasto chce, by za metr kwadratowy płacili... 1000 proc. więcej niż dotychczas. Podwyżka podatku zależy od dzielnic. Niektóre mówią: nie!

Władze finansowe miasta zarekomendowały podwyżkę podatku od nieruchomości w podziemnych garażach do 6,64 zł za mkw. Do tej pory właściciel płacił jak za mieszkanie, czyli 62 grosze.

Urzędnicy tłumaczą wzrost opłat wyrokiem WSA w Białymstoku. Sąd uznał, że jeśli garaż ma wydzieloną księgę wieczystą, podlega wyższemu opodatkowaniu niż mieszkanie. - To logiczne, bo przecież garaż nie jest mieszkaniem, mówi szefowa Biura Podatków i Egzekucji Joanna Gutkowska.

- Ale skoro parking jest pod domem, to logiczny jest właśnie podatek "mieszkaniowy", tłumaczy jeden z urzędników wydziału finansowego. A inni komentują: - Miasto w kryzysie szuka dochodów. Dziesięciokrotnie wyższe opłaty to dodatkowe miliony w kasie.

Decyzje podatkowe podejmują dzielnice. Szykuje się niezły bałagan. Oto bowiem np. Śródmieście pozostaje przy 62 gr. za mkw; na Bielanach będzie 6,64 gr/mkw.

PAP/Życie Warszawy

Handel spadnie najniżej od czasów II wojny światowej?

Globalna wymiana handlowa spadnie w tym roku o 9% do najniższego poziomu od II wojny światowej - poinformowała Światowa Organizacja Handlu (WTO).
Według przewidywań WTO, najbardziej - o około 10% - spadnie handel w krajach bogatych. Ale kraje biedne, w których wzrost gospodarczy uzależniony jest w bardzo dużym stopniu od eksportu, ucierpią najbardziej.

Handel światowy rósł dotąd nieprzerwanie od 1982 roku. Przez ostatnie 30 lat wymiana handlowa była stale rosnącą częścią globalnej aktywności gospodarczej - powiedział szef WTO Pascal Lamy.
Jednak kryzys finansowy sprawił, że maleje pula dostępnych kredytów, a to powoduje znaczący spadek obrotów handlowych, zwłaszcza w krajach rozwijających się - podkreślił Lamy.

Również prognoza Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF) przewiduje spadek wymiany handlowej rzędu 3%, ale przewidywania WTO są bardziej pesymistyczne.

Lamy zaapelował do rządów by unikały rozwiązań antykryzysowych prowadzących do pogorszenia sytuacji, a polegających na przykład na ratowaniu rodzimych firm przed upadłością kosztem zagranicznej konkurencji. Wzrost ekonomicznego izolacjonizmu może - według raportu WTO - pogłębić recesję, tak jak to miało miejsce podczas wielkiej depresji lat 30.

Rośnie tendencja do protekcjonizmu - powiedział Lamy, a to może doprowadzić do dalszego spadku wymiany handlowej. Ograniczanie importu prowadzi do tego, że partnerzy handlowi zachowają się tak samo, a to uderzy w wasz eksport - dodał szef WTO.

Raport WTO zawiera ostrzeżenie, że nawet Chiny nie będą w stanie uchronić się przed skutkami spadku globalnych obrotów handlowych, ponieważ we wszystkich krajach będących najważniejszymi partnerami Pekinu prawdopodobnie spadnie popyt na towary importowane.

Raport odnotowuje spadek chińskiego eksportu w lutym o 26% w stosunku do roku poprzedniego, a o 28% od stycznia 2009 r.

Gdyby utrzymała się taka tendencja spadkowa, eksport Chin zmalałby do zera w ciągu 10 miesięcy lub roku - podkreśla agencja AP cytując raport WTO.

Ale tak gwałtowny dalszy spadek jest nie do pomyślenia; zdaniem autorów raportu korekta tego trendu nastąpi szybko.
wp.pl/PAP | 24.03.2009 | 06:40

Handel spadnie najniżej od czasów II wojny światowej?

Globalna wymiana handlowa spadnie w tym roku o 9% do najniższego poziomu od II wojny światowej - poinformowała Światowa Organizacja Handlu (WTO).
Według przewidywań WTO, najbardziej - o około 10% - spadnie handel w krajach bogatych. Ale kraje biedne, w których wzrost gospodarczy uzależniony jest w bardzo dużym stopniu od eksportu, ucierpią najbardziej.

Handel światowy rósł dotąd nieprzerwanie od 1982 roku. Przez ostatnie 30 lat wymiana handlowa była stale rosnącą częścią globalnej aktywności gospodarczej - powiedział szef WTO Pascal Lamy.
Jednak kryzys finansowy sprawił, że maleje pula dostępnych kredytów, a to powoduje znaczący spadek obrotów handlowych, zwłaszcza w krajach rozwijających się - podkreślił Lamy.

Również prognoza Międzynarodowego Funduszu Walutowego (IMF) przewiduje spadek wymiany handlowej rzędu 3%, ale przewidywania WTO są bardziej pesymistyczne.

Lamy zaapelował do rządów by unikały rozwiązań antykryzysowych prowadzących do pogorszenia sytuacji, a polegających na przykład na ratowaniu rodzimych firm przed upadłością kosztem zagranicznej konkurencji. Wzrost ekonomicznego izolacjonizmu może - według raportu WTO - pogłębić recesję, tak jak to miało miejsce podczas wielkiej depresji lat 30.

Rośnie tendencja do protekcjonizmu - powiedział Lamy, a to może doprowadzić do dalszego spadku wymiany handlowej. Ograniczanie importu prowadzi do tego, że partnerzy handlowi zachowają się tak samo, a to uderzy w wasz eksport - dodał szef WTO.

Raport WTO zawiera ostrzeżenie, że nawet Chiny nie będą w stanie uchronić się przed skutkami spadku globalnych obrotów handlowych, ponieważ we wszystkich krajach będących najważniejszymi partnerami Pekinu prawdopodobnie spadnie popyt na towary importowane.

Raport odnotowuje spadek chińskiego eksportu w lutym o 26% w stosunku do roku poprzedniego, a o 28% od stycznia 2009 r.

Gdyby utrzymała się taka tendencja spadkowa, eksport Chin zmalałby do zera w ciągu 10 miesięcy lub roku - podkreśla agencja AP cytując raport WTO.

Ale tak gwałtowny dalszy spadek jest nie do pomyślenia; zdaniem autorów raportu korekta tego trendu nastąpi szybko.
wp.pl/PAP | 24.03.2009 | 06:40

Najtańsze kredyty na budowę domu w DnB Nord i Deutsche Bank PBC

Oprocentowanie najdroższych kredytów budowlanych przekracza już 8 proc., ale są banki, które biorą dwa razy niższe odsetki. Pożyczki walutowe są tańsze niż kredyty złotowe bez dopłaty.
Najtańszym kredytem na budowę domu jest dzisiaj pożyczka z dopłatą Skarbu Państwa - wynika z raportu przygotowanego przez Expandera dla Gazety Prawnej. Taki kredyt nie jest powszechnie dostępny. W wypadku budowy domu łatwiej spełnić kryterium maksymalnego kosztu budowy 1 mkw. powierzchni, ale ograniczeniem jest wielkość domu: powierzchnia użytkowa nie może być większa niż 140 mkw. O taką pożyczkę z dopłatą mogą starać się tylko małżeństwa i osoby samotnie wychowujące dzieci. Nie można posiadać innego mieszkania.

W naszym rankingu koncentrujemy się więc na kredytach bez dopłaty państwa.
Nie jest prawdą, że banki wstrzymały akcję kredytową. Kredytów udzielają, choć kryteria są zaostrzone - przyznaje Rafał Konarski z Expandera.

Kredyty w euro i we frankach

Jeśli mamy odpowiednią zdolność kredytową, to nadal można polecić kredyt walutowy. Z zestawienia wynika, że zarówno najdroższy, jak i najtańszy jest kredyt w euro. Przy pożyczce 200 tys. zł na 30 lat najmniejszą ratę miesięczną, 968 zł, zapłacimy w DnB Nord. W MultiBanku i mBanku rata będzie wyższa o prawie 650 zł.

Najczęściej banki, które mają zagranicznych udziałowców, nie mają problemów z dostępem do euro i mogą proponować atrakcyjne warunki - mówi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Na pewno z dostępem do szwajcarskiej waluty jest znacznie gorzej. Mimo że oprocentowanie proponowane przez szwajcarski bank centralny jest niższe niż w strefie euro, to banki stosują najczęściej przy tych pożyczkach wyższe marże. Jednak także w przypadku kredytów frankowych polityka banków jest bardzo różna. Przy kredycie frankowym minimalna rata naszego kredytu wyniesie 977 zł (Deutsche Bank PBS), a maksymalna aż 1586 zł. Jeśli więc wierzymy w umocnienie naszej waluty i świadomie chcemy ponieść ryzyko walutowe, to powinniśmy bardzo uważnie przeanalizować ofertę kredytową wszystkich banków.

Koszty ubezpieczenia

Warto zwrócić uwagę np. na obowiązkowe ubezpieczenie kredytobiorcy. Czasem punkt ten zdecydowanie podnosi rzeczywisty koszt kredytu, choć banki unikają przedstawiania go w tym świetle.

Niektóre instytucje finansowe proponują ubezpieczenie na życie i jeśli klient nie chce takiego ubezpieczenia, to podnoszą marżę do poziomu, który powoduje, że takie ubezpieczenia warto wziąć - mówi Rafał Konarski.

Zawsze w pierwszym okresie po uzyskaniu kredytu trzeba kredyt ubezpieczyć do czasu pojawienia się wpisu w księdze wieczystej. W zależności od regionu zajmuje to od dwóch do ośmiu miesięcy. Tego kosztu kredytu też w naszym zestawieniu nie widać. Banki prowadzą też bardzo różną politykę, jeśli chodzi o wysokość prowizji pobieranej przy kredytowaniu budowy domów. O ile niektóre banki w wypadku naszego kredytu pobiorą 4 tys. zł prowizji, czyli 2 proc. wartości kredytu, to w innych marża nie jest pobierana.

W wypadku kredytów złotowych różnice w oprocentowaniu między poszczególnymi bankami nie są już tak duże. Przy kredycie w wysokości 200 tys. zł najniższą ratę zapłacimy w BGŻ (1134 zł), a najwyższą w PKO BP (1438 zł).

To jest bardzo dziwne, bo w czasie kryzysu bank, w którym państwo ma tak duże udziały, powinien prowadzić bardziej aktywną politykę kredytową, zwłaszcza że nie ma żadnych problemów z płynnością - uważa Marcin Piątkowski.

W praktyce różnica w oprocentowaniu kredytów złotowych sięga niewiele ponad 2 proc., a przy kredytach walutowych sięga prawie 5 proc. Zasada jest taka, że im kredyt jest mniejszy, a zabezpieczenie większe, tym można się spodziewać lepszych warunków kredytowania.

Nadal można w banku dostać kredyt na 100 proc. wartości inwestycji, ale tylko przy kredytach złotowych i w euro - twierdzi Rafał Konarski.

Działka jako zabezpieczenie

W przypadku kredytów na budowę domu najczęściej nie ma problemu z zagwarantowaniem udziału własnego kredytobiorcy. Mimo spadku cen nieruchomości w okolicach dużych miast wartość działki przewyższa czasem koszt całej budowy. Działka, jeśli nie jest obciążona innym kredytem, jest bardzo dobrym zabezpieczeniem pożyczki na budowę domu. Kredyt na budowę jest zawsze wypłacany w transzach. Najczęściej po wykonaniu określonego zakresu prac inwestor przedstawia w banku aktualne zdjęcia inwestycji i wpisy w dzienniku budowy i otrzymuje kolejną transzę kredytu. Są też banki, które domagają się również przedstawienia zapłaconych faktur i wymagają wizyty swojego przedstawiciela na budowie. Za takie odwiedziny kredytobiorca musi dodatkowo zapłacić ok. 150 zł.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna 2009-03-24 (07:00)

Najtańsze kredyty na budowę domu w DnB Nord i Deutsche Bank PBC

Oprocentowanie najdroższych kredytów budowlanych przekracza już 8 proc., ale są banki, które biorą dwa razy niższe odsetki. Pożyczki walutowe są tańsze niż kredyty złotowe bez dopłaty.
Najtańszym kredytem na budowę domu jest dzisiaj pożyczka z dopłatą Skarbu Państwa - wynika z raportu przygotowanego przez Expandera dla Gazety Prawnej. Taki kredyt nie jest powszechnie dostępny. W wypadku budowy domu łatwiej spełnić kryterium maksymalnego kosztu budowy 1 mkw. powierzchni, ale ograniczeniem jest wielkość domu: powierzchnia użytkowa nie może być większa niż 140 mkw. O taką pożyczkę z dopłatą mogą starać się tylko małżeństwa i osoby samotnie wychowujące dzieci. Nie można posiadać innego mieszkania.

W naszym rankingu koncentrujemy się więc na kredytach bez dopłaty państwa.
Nie jest prawdą, że banki wstrzymały akcję kredytową. Kredytów udzielają, choć kryteria są zaostrzone - przyznaje Rafał Konarski z Expandera.

Kredyty w euro i we frankach

Jeśli mamy odpowiednią zdolność kredytową, to nadal można polecić kredyt walutowy. Z zestawienia wynika, że zarówno najdroższy, jak i najtańszy jest kredyt w euro. Przy pożyczce 200 tys. zł na 30 lat najmniejszą ratę miesięczną, 968 zł, zapłacimy w DnB Nord. W MultiBanku i mBanku rata będzie wyższa o prawie 650 zł.

Najczęściej banki, które mają zagranicznych udziałowców, nie mają problemów z dostępem do euro i mogą proponować atrakcyjne warunki - mówi Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego.

Na pewno z dostępem do szwajcarskiej waluty jest znacznie gorzej. Mimo że oprocentowanie proponowane przez szwajcarski bank centralny jest niższe niż w strefie euro, to banki stosują najczęściej przy tych pożyczkach wyższe marże. Jednak także w przypadku kredytów frankowych polityka banków jest bardzo różna. Przy kredycie frankowym minimalna rata naszego kredytu wyniesie 977 zł (Deutsche Bank PBS), a maksymalna aż 1586 zł. Jeśli więc wierzymy w umocnienie naszej waluty i świadomie chcemy ponieść ryzyko walutowe, to powinniśmy bardzo uważnie przeanalizować ofertę kredytową wszystkich banków.

Koszty ubezpieczenia

Warto zwrócić uwagę np. na obowiązkowe ubezpieczenie kredytobiorcy. Czasem punkt ten zdecydowanie podnosi rzeczywisty koszt kredytu, choć banki unikają przedstawiania go w tym świetle.

Niektóre instytucje finansowe proponują ubezpieczenie na życie i jeśli klient nie chce takiego ubezpieczenia, to podnoszą marżę do poziomu, który powoduje, że takie ubezpieczenia warto wziąć - mówi Rafał Konarski.

Zawsze w pierwszym okresie po uzyskaniu kredytu trzeba kredyt ubezpieczyć do czasu pojawienia się wpisu w księdze wieczystej. W zależności od regionu zajmuje to od dwóch do ośmiu miesięcy. Tego kosztu kredytu też w naszym zestawieniu nie widać. Banki prowadzą też bardzo różną politykę, jeśli chodzi o wysokość prowizji pobieranej przy kredytowaniu budowy domów. O ile niektóre banki w wypadku naszego kredytu pobiorą 4 tys. zł prowizji, czyli 2 proc. wartości kredytu, to w innych marża nie jest pobierana.

W wypadku kredytów złotowych różnice w oprocentowaniu między poszczególnymi bankami nie są już tak duże. Przy kredycie w wysokości 200 tys. zł najniższą ratę zapłacimy w BGŻ (1134 zł), a najwyższą w PKO BP (1438 zł).

To jest bardzo dziwne, bo w czasie kryzysu bank, w którym państwo ma tak duże udziały, powinien prowadzić bardziej aktywną politykę kredytową, zwłaszcza że nie ma żadnych problemów z płynnością - uważa Marcin Piątkowski.

W praktyce różnica w oprocentowaniu kredytów złotowych sięga niewiele ponad 2 proc., a przy kredytach walutowych sięga prawie 5 proc. Zasada jest taka, że im kredyt jest mniejszy, a zabezpieczenie większe, tym można się spodziewać lepszych warunków kredytowania.

Nadal można w banku dostać kredyt na 100 proc. wartości inwestycji, ale tylko przy kredytach złotowych i w euro - twierdzi Rafał Konarski.

Działka jako zabezpieczenie

W przypadku kredytów na budowę domu najczęściej nie ma problemu z zagwarantowaniem udziału własnego kredytobiorcy. Mimo spadku cen nieruchomości w okolicach dużych miast wartość działki przewyższa czasem koszt całej budowy. Działka, jeśli nie jest obciążona innym kredytem, jest bardzo dobrym zabezpieczeniem pożyczki na budowę domu. Kredyt na budowę jest zawsze wypłacany w transzach. Najczęściej po wykonaniu określonego zakresu prac inwestor przedstawia w banku aktualne zdjęcia inwestycji i wpisy w dzienniku budowy i otrzymuje kolejną transzę kredytu. Są też banki, które domagają się również przedstawienia zapłaconych faktur i wymagają wizyty swojego przedstawiciela na budowie. Za takie odwiedziny kredytobiorca musi dodatkowo zapłacić ok. 150 zł.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna 2009-03-24 (07:00)

Rachunki za prąd z poślizgiem

RWE Polska wystawił warszawiakom rachunki za prąd grubo po terminie zapłaty. - Przepraszamy, nie naliczymy klientom odsetek za zwłokę - mówią energetycy
Pani Anna, mieszkanka warszawskiego Bródna, otrzymała fakturę za prąd 18 marca. Termin zapłaty minął 10 marca. - Rozmawiałam z sąsiadami. Oni też znaleźli rachunki w skrzynkach dopiero osiem dni po terminie. Czy teraz wszyscy mamy płacić karne odsetki? - pyta.
Fakturę wystawił RWE Polska (dawniej RWE Stoen). Data wydruku: 1 lutego. Pani Anna pokazuje kopertę - jest na niej nadruk "nadano 16 marca 2009", czyli sześć dni po terminie zapłaty!

Co działo się z listem przez 1,5 miesiąca i czy RWE naliczy swoim klientom karne odsetki za zapłatę po terminie? Pani Anna zapytała o to pracownika infolinii. Usłyszała, że odsetki na jej koncie "są już zablokowane" i nie będą naliczane, ale nie da się zablokować automatycznie odsetek na kontach wszystkich osób, które dostały rachunki z opóźnieniem. Każdy musi zadzwonić lub przyjść do RWE Polska osobiście.

- Usłyszałam też, że za opóźnienie odpowiada Poczta - opowiada czytelniczka. Faktury RWE na Bródno dostarcza Polska Grupa Pocztowa SA, ale zdaniem jej pracowników zarzut jest niesłuszny. - Nadruk na kopercie ("nadano 16 marca 2009") nie jest nasz, ale RWE Polska. My dostaliśmy listy 16 marca i w dwa dni dostarczyliśmy adresatom - mówi pracownica PGP SA.

W końcu RWE przyznał się do błędu. - Bardzo przepraszamy naszych klientów za zaistniałą sytuację - mówi Joanna Kalbarczyk, dyrektor ds. obsługi klientów i billingu RWE Polska. - Ponieważ nie mieli oni szans uregulować należności do 10 marca, automatycznie przedłużamy im termin płatności do 3 kwietnia 2009 r. i do tego czasu nie będziemy naliczać im karnych odsetek - zapowiada. Dyrektor zapewnia, że klienci, którzy zadzwonią na infolinię RWE, będą o tym informowani.

RWE Polska nie chciał nam ujawnić, ilu klientów dotyczy problem i co było przyczyną błędu.
Maciej Sopyło
2009-03-22, ostatnia aktualizacja 2009-03-22 19:22

Rachunki za prąd z poślizgiem

RWE Polska wystawił warszawiakom rachunki za prąd grubo po terminie zapłaty. - Przepraszamy, nie naliczymy klientom odsetek za zwłokę - mówią energetycy
Pani Anna, mieszkanka warszawskiego Bródna, otrzymała fakturę za prąd 18 marca. Termin zapłaty minął 10 marca. - Rozmawiałam z sąsiadami. Oni też znaleźli rachunki w skrzynkach dopiero osiem dni po terminie. Czy teraz wszyscy mamy płacić karne odsetki? - pyta.
Fakturę wystawił RWE Polska (dawniej RWE Stoen). Data wydruku: 1 lutego. Pani Anna pokazuje kopertę - jest na niej nadruk "nadano 16 marca 2009", czyli sześć dni po terminie zapłaty!

Co działo się z listem przez 1,5 miesiąca i czy RWE naliczy swoim klientom karne odsetki za zapłatę po terminie? Pani Anna zapytała o to pracownika infolinii. Usłyszała, że odsetki na jej koncie "są już zablokowane" i nie będą naliczane, ale nie da się zablokować automatycznie odsetek na kontach wszystkich osób, które dostały rachunki z opóźnieniem. Każdy musi zadzwonić lub przyjść do RWE Polska osobiście.

- Usłyszałam też, że za opóźnienie odpowiada Poczta - opowiada czytelniczka. Faktury RWE na Bródno dostarcza Polska Grupa Pocztowa SA, ale zdaniem jej pracowników zarzut jest niesłuszny. - Nadruk na kopercie ("nadano 16 marca 2009") nie jest nasz, ale RWE Polska. My dostaliśmy listy 16 marca i w dwa dni dostarczyliśmy adresatom - mówi pracownica PGP SA.

W końcu RWE przyznał się do błędu. - Bardzo przepraszamy naszych klientów za zaistniałą sytuację - mówi Joanna Kalbarczyk, dyrektor ds. obsługi klientów i billingu RWE Polska. - Ponieważ nie mieli oni szans uregulować należności do 10 marca, automatycznie przedłużamy im termin płatności do 3 kwietnia 2009 r. i do tego czasu nie będziemy naliczać im karnych odsetek - zapowiada. Dyrektor zapewnia, że klienci, którzy zadzwonią na infolinię RWE, będą o tym informowani.

RWE Polska nie chciał nam ujawnić, ilu klientów dotyczy problem i co było przyczyną błędu.
Maciej Sopyło
2009-03-22, ostatnia aktualizacja 2009-03-22 19:22

Czy rynek mieszkaniowy przejęli już klienci?

Co przyniósł nam kryzys? Brutalne ograniczenia w dostępie do kredytów hipotecznych, wstrzymywanie inwestycji, kłopoty finansowe inwestorów. Ale i spadek cen, większy wybór mieszkań i nareszcie - rynek klienta, a nie dewelopera. A analitycy dodają: dzięki kryzysowi, nasz rynek ma szansę dojrzeć
- Rynek ma teraz problemy, ale za to dojrzewa - przekonuje Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl. - W latach 2006-07, kiedy mieliśmy do czynienia z dużym ożywieniem na rynku nieruchomości, obserwowaliśmy kolejkę chętnych do zakupu własnego mieszkania. Na porządku dziennym był więc zakup tzw. dziury w ziemi czy zrywanie przez niektórych deweloperów umów przedwstępnych. Rynek należał do deweloperów i to oni dyktowali warunki - dodaje. - Fakt, jeszcze rok temu roku wiele nowych mieszkań kupowało się jak mięso w najgorszych latach socjalizmu w Polsce. Najpierw trzeba było stać w długich kolejkach, a potem się okazywało, że i tak dostawaliśmy nie to, co pierwotnie chcieliśmy kupić - komentuje Paweł Majtkowski, główny analityk Finamo.

Przyszedł kryzys i... sytuacja zmieniła się diametralnie. Obecnie to kupujący grają na rynku pierwsze skrzypce. Mogą sobie na to pozwolić - popyt na mieszkania znacznie spadł. Nad wieloma deweloperami zawisło widmo bankructwa - żeby sprzedać cokolwiek, zostali zmuszeni poobniżać zbyt wywindowane wcześniejsze kwoty. Jak wykazuje najnowszy raport portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander, ceny mieszkań idą w dół właściwie bez przerwy. - Zgodnie z przewidywaniami następuje pogłębienie spadków cen nieruchomości. W lutym w żadnym z badanych przez nas miast średnie ceny nie są już wyższe niż w 2008 roku - napisano w analizie. - W tej kwestii kryzys przynosi normalność. Na rynku jest teraz dużo niesprzedanych mieszkań, dlatego klienci w końcu mogą wybierać z szerokiej oferty gotowych lokali. Dodatkowo wróciła możliwość negocjowania ceny. Warto z niej korzystać - mówi Paweł Majtkowski.
emetro.pl/
Ewelina Zając
2009-03-17, ostatnia aktualizacja 2009-03-17 13:57

Czy rynek mieszkaniowy przejęli już klienci?

Co przyniósł nam kryzys? Brutalne ograniczenia w dostępie do kredytów hipotecznych, wstrzymywanie inwestycji, kłopoty finansowe inwestorów. Ale i spadek cen, większy wybór mieszkań i nareszcie - rynek klienta, a nie dewelopera. A analitycy dodają: dzięki kryzysowi, nasz rynek ma szansę dojrzeć
- Rynek ma teraz problemy, ale za to dojrzewa - przekonuje Małgorzata Kędzierska, analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl. - W latach 2006-07, kiedy mieliśmy do czynienia z dużym ożywieniem na rynku nieruchomości, obserwowaliśmy kolejkę chętnych do zakupu własnego mieszkania. Na porządku dziennym był więc zakup tzw. dziury w ziemi czy zrywanie przez niektórych deweloperów umów przedwstępnych. Rynek należał do deweloperów i to oni dyktowali warunki - dodaje. - Fakt, jeszcze rok temu roku wiele nowych mieszkań kupowało się jak mięso w najgorszych latach socjalizmu w Polsce. Najpierw trzeba było stać w długich kolejkach, a potem się okazywało, że i tak dostawaliśmy nie to, co pierwotnie chcieliśmy kupić - komentuje Paweł Majtkowski, główny analityk Finamo.

Przyszedł kryzys i... sytuacja zmieniła się diametralnie. Obecnie to kupujący grają na rynku pierwsze skrzypce. Mogą sobie na to pozwolić - popyt na mieszkania znacznie spadł. Nad wieloma deweloperami zawisło widmo bankructwa - żeby sprzedać cokolwiek, zostali zmuszeni poobniżać zbyt wywindowane wcześniejsze kwoty. Jak wykazuje najnowszy raport portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander, ceny mieszkań idą w dół właściwie bez przerwy. - Zgodnie z przewidywaniami następuje pogłębienie spadków cen nieruchomości. W lutym w żadnym z badanych przez nas miast średnie ceny nie są już wyższe niż w 2008 roku - napisano w analizie. - W tej kwestii kryzys przynosi normalność. Na rynku jest teraz dużo niesprzedanych mieszkań, dlatego klienci w końcu mogą wybierać z szerokiej oferty gotowych lokali. Dodatkowo wróciła możliwość negocjowania ceny. Warto z niej korzystać - mówi Paweł Majtkowski.
emetro.pl/
Ewelina Zając
2009-03-17, ostatnia aktualizacja 2009-03-17 13:57

Kurs franka mocno się zmienia. Twoja rata również

Ubiegły tydzień stał pod znakiem mocnych wahań na rynku walutowym. Posiadacze kredytów we franku z niepokojem oczekują tego, co przyniosą kolejne dni.

Na początku minionego tygodnia złoty zaczął się umacniać. Dodatkowo dzięki Bankowi Szwajcarii frank miał powody do spadku. Udało się więc zejść do 2,9 zł za franka i wydawało się, że droga ku jeszcze niższym poziomom jest otwarta.

Koniec tygodnia przyniósł jednak zmianę zapatrywania się rynków na naszą walutę, i frank znów kosztował ponad 3 złote. A to tylko jeden tydzień. Podobne wahania mają miejsce od początku tego roku, co nie sprzyja planowaniu wydatków w domu, bo nasza rata potrafi z miesiąca na miesiąc różnić się nawet o 160 złotych.

W ubiegły piątek kurs średni NBP szwajcarskiej waluty wynosił 3,03 złotych.

KURS FRANKA SZWAJCARSKIEGO NA RYNKU FOREX OD POCZĄTKU TEGO ROKU:

 

Nasza rata wzrosła więc w tym okresie do 969 złotych, czyli o 8 procent.

TAK ZMIENIAŁA SIĘ RATA KREDYTU Z NASZEGO PRZYKŁADU:

To wyliczenie nie pokazuje jednak, jak z miesiąca na miesiąc ciężko nam przewidzieć ile będziemy musieli zarezerwować z domowego budżetu na spłatę raty . Na przykład gdyby spłata naszego kredytu przypadała około 17 lutego, bank zainkasowałby od nas 1059 zł, czyli o 163 zł więcej. Równocześnie, jak wynika z powyższych obliczeń, w marcu odetchnęlibyśmy nieco z ulgą, bo rata spadłaby o 90 złotych.

LIBOR coś pomoże?

Warto zwrócić także uwagę, na to jak kształtuje się nasza rata w zależności od zmian trzymiesięcznego LIBORu CHF. Co prawda jego wartość jest już bardzo niska, ale Bank Szwajcarii zapowiedział w ubiegłym tygodniu, że będzie starał się obniżyć go do 25 punktów bazowych (0,25 proc.).

Co wtedy stanie się z naszą ratą? Gdyby plan SNB (Banku Szwajcarii) powiódł się, do banku musielibyśmy wpłacić dziś o 51 złotych mniej niż w przypadku obecnego poziomu LIBORu (0,41 proc.), czyli o 5 proc. mniej.

- Zapowiedzi SNB dotyczące zejścia LIBORu do 0,25 proc. są możliwe. Nie będzie to jednak miało większego przełożenia na raty kredytów, gdyż zmiany są znikome. To nie jest to samo jak LIBOR spadał z 2 proc. do 0,5 procent.- mówi Przemysław Kwiecień z XTB.

Jak liść na wietrze

Głównym czynnikiem niepewności dla naszego kredytowego portfela pozostaje więc kurs walutowy. A z jego przewidywaniem mogą być kłopoty.

­ - Jeśli mówimy o kursie franka, to powinniśmy rozpatrywać także notowania euro do złotego, gdyż kursy te są od siebie zależne. Ostatnie dni pokazały, że na ryku panuje duża zmienność, a niedawne oczekiwania co do szybkiego umocnienia się naszej waluty były błędne. To, że złoty trochę zyskał, nie oznacza jeszcze zmiany trendu. - mówi Przemysław Kwiecień.

- Jedno co można stwierdzić, to fakt, że kurs złoty-frank będzie się lepiej zachowywał od kursu złoty-euro. Generalnie jednak waluty będą się poruszać jak liść na wietrze i będą zależne od wydarzeń na świecie - dodaje.

Potwierdza się więc to, o czym pisaliśmy w zeszłym tygodniu: kurs złotego będzie zależny od zachowań się giełd w Polsce i na świecie. Ostatnio sesje na GPW nie wniosły wiele optymizmu, co widać także w reakcji inwestorów walutowych. Pozostaje nam więc patrzeć nie tylko na nasze portfele, ale także na indeksy giełdowe.

Paweł Satalecki

Kurs franka mocno się zmienia. Twoja rata również

Ubiegły tydzień stał pod znakiem mocnych wahań na rynku walutowym. Posiadacze kredytów we franku z niepokojem oczekują tego, co przyniosą kolejne dni.

Na początku minionego tygodnia złoty zaczął się umacniać. Dodatkowo dzięki Bankowi Szwajcarii frank miał powody do spadku. Udało się więc zejść do 2,9 zł za franka i wydawało się, że droga ku jeszcze niższym poziomom jest otwarta.

Koniec tygodnia przyniósł jednak zmianę zapatrywania się rynków na naszą walutę, i frank znów kosztował ponad 3 złote. A to tylko jeden tydzień. Podobne wahania mają miejsce od początku tego roku, co nie sprzyja planowaniu wydatków w domu, bo nasza rata potrafi z miesiąca na miesiąc różnić się nawet o 160 złotych.

W ubiegły piątek kurs średni NBP szwajcarskiej waluty wynosił 3,03 złotych.

KURS FRANKA SZWAJCARSKIEGO NA RYNKU FOREX OD POCZĄTKU TEGO ROKU:

 

Nasza rata wzrosła więc w tym okresie do 969 złotych, czyli o 8 procent.

TAK ZMIENIAŁA SIĘ RATA KREDYTU Z NASZEGO PRZYKŁADU:

To wyliczenie nie pokazuje jednak, jak z miesiąca na miesiąc ciężko nam przewidzieć ile będziemy musieli zarezerwować z domowego budżetu na spłatę raty . Na przykład gdyby spłata naszego kredytu przypadała około 17 lutego, bank zainkasowałby od nas 1059 zł, czyli o 163 zł więcej. Równocześnie, jak wynika z powyższych obliczeń, w marcu odetchnęlibyśmy nieco z ulgą, bo rata spadłaby o 90 złotych.

LIBOR coś pomoże?

Warto zwrócić także uwagę, na to jak kształtuje się nasza rata w zależności od zmian trzymiesięcznego LIBORu CHF. Co prawda jego wartość jest już bardzo niska, ale Bank Szwajcarii zapowiedział w ubiegłym tygodniu, że będzie starał się obniżyć go do 25 punktów bazowych (0,25 proc.).

Co wtedy stanie się z naszą ratą? Gdyby plan SNB (Banku Szwajcarii) powiódł się, do banku musielibyśmy wpłacić dziś o 51 złotych mniej niż w przypadku obecnego poziomu LIBORu (0,41 proc.), czyli o 5 proc. mniej.

- Zapowiedzi SNB dotyczące zejścia LIBORu do 0,25 proc. są możliwe. Nie będzie to jednak miało większego przełożenia na raty kredytów, gdyż zmiany są znikome. To nie jest to samo jak LIBOR spadał z 2 proc. do 0,5 procent.- mówi Przemysław Kwiecień z XTB.

Jak liść na wietrze

Głównym czynnikiem niepewności dla naszego kredytowego portfela pozostaje więc kurs walutowy. A z jego przewidywaniem mogą być kłopoty.

­ - Jeśli mówimy o kursie franka, to powinniśmy rozpatrywać także notowania euro do złotego, gdyż kursy te są od siebie zależne. Ostatnie dni pokazały, że na ryku panuje duża zmienność, a niedawne oczekiwania co do szybkiego umocnienia się naszej waluty były błędne. To, że złoty trochę zyskał, nie oznacza jeszcze zmiany trendu. - mówi Przemysław Kwiecień.

- Jedno co można stwierdzić, to fakt, że kurs złoty-frank będzie się lepiej zachowywał od kursu złoty-euro. Generalnie jednak waluty będą się poruszać jak liść na wietrze i będą zależne od wydarzeń na świecie - dodaje.

Potwierdza się więc to, o czym pisaliśmy w zeszłym tygodniu: kurs złotego będzie zależny od zachowań się giełd w Polsce i na świecie. Ostatnio sesje na GPW nie wniosły wiele optymizmu, co widać także w reakcji inwestorów walutowych. Pozostaje nam więc patrzeć nie tylko na nasze portfele, ale także na indeksy giełdowe.

Paweł Satalecki

Ronson ma chętnych na Nauticę

Zarejestrowany w Holandii deweloper mieszkaniowy Ronson Europe podpisał z nabywcami umowy przedwstępne już na ponad 50 proc. mieszkań w projekcie Nautica na warszawskim Ursynowie.
Mimo że do zakończenia I etapu budowy projektu mieszkaniowego Nautica pozostał niemal rok, Ronson Development Group podpisał umowy przedwstępne już na ponad 50% mieszkań - czytamy w komunikacie.

Nautica staje się kolejnym naszym hitem, na co wskazują rewelacyjne wręcz wyniki sprzedaży mieszkań, które oferujemy od niespełna 5 miesięcy - powiedział prezes Ronsona Shraga Weisman, cytowany w komunikacie.

Weisman poinformował, że w tym roku Ronson sprzedał w aktualnie prowadzonych projektach łącznie 41 mieszkań. Oznacza to, że co drugi dzień sprzedajemy jedno mieszkanie. Biorąc pod uwagę sytuację rynkową, jest to, naszym zdaniem, bardzo dobry rezultat - dodał prezes.

Nautica to kompleks dwóch pięciokondygnacyjnych nowoczesnych budynków mieszkalnych, w których znajdzie się 147 mieszkań o powierzchni od 32 m kw. do 125 m kw. W skład I etapu projektu wchodzi 71 mieszkań, a w etapie II powstanie 76 mieszkań.

Sprzedaż inwestycji rozpoczęła się w listopadzie 2008 roku, po uzyskaniu przez Ronson pozwolenia na budowę. Aktualnie spółka sprzedała już 36 mieszkań z I etapu inwestycji. Zainteresowaniem cieszy się również II etap, gdzie umowy przedwstępne obejmują 10 mieszkań - głosi komunikat. Zakończenie budowy I etapu przewidziane jest na luty 2010 natomiast II etapu - czerwiec 2010.

Ostatnio dyrektor finansowy spółki Tomasz Łapiński poinformował w wywiadzie dla agencji ISB, że Ronson może istotnie poprawić wyniki w bieżącym roku. Firma nie zrealizuje co prawda ponad 40-proc. marży, jak w latach ubiegłych, ale wskaźnik ten powinien być wyższy niż u konkurencji.

Spółka deweloperska Ronson Europe NV miała po audycie 15,14 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 38,90 mln zł zysku rok wcześniej.
money.pl/2009-03-23 10:37

Ronson ma chętnych na Nauticę

Zarejestrowany w Holandii deweloper mieszkaniowy Ronson Europe podpisał z nabywcami umowy przedwstępne już na ponad 50 proc. mieszkań w projekcie Nautica na warszawskim Ursynowie.
Mimo że do zakończenia I etapu budowy projektu mieszkaniowego Nautica pozostał niemal rok, Ronson Development Group podpisał umowy przedwstępne już na ponad 50% mieszkań - czytamy w komunikacie.

Nautica staje się kolejnym naszym hitem, na co wskazują rewelacyjne wręcz wyniki sprzedaży mieszkań, które oferujemy od niespełna 5 miesięcy - powiedział prezes Ronsona Shraga Weisman, cytowany w komunikacie.

Weisman poinformował, że w tym roku Ronson sprzedał w aktualnie prowadzonych projektach łącznie 41 mieszkań. Oznacza to, że co drugi dzień sprzedajemy jedno mieszkanie. Biorąc pod uwagę sytuację rynkową, jest to, naszym zdaniem, bardzo dobry rezultat - dodał prezes.

Nautica to kompleks dwóch pięciokondygnacyjnych nowoczesnych budynków mieszkalnych, w których znajdzie się 147 mieszkań o powierzchni od 32 m kw. do 125 m kw. W skład I etapu projektu wchodzi 71 mieszkań, a w etapie II powstanie 76 mieszkań.

Sprzedaż inwestycji rozpoczęła się w listopadzie 2008 roku, po uzyskaniu przez Ronson pozwolenia na budowę. Aktualnie spółka sprzedała już 36 mieszkań z I etapu inwestycji. Zainteresowaniem cieszy się również II etap, gdzie umowy przedwstępne obejmują 10 mieszkań - głosi komunikat. Zakończenie budowy I etapu przewidziane jest na luty 2010 natomiast II etapu - czerwiec 2010.

Ostatnio dyrektor finansowy spółki Tomasz Łapiński poinformował w wywiadzie dla agencji ISB, że Ronson może istotnie poprawić wyniki w bieżącym roku. Firma nie zrealizuje co prawda ponad 40-proc. marży, jak w latach ubiegłych, ale wskaźnik ten powinien być wyższy niż u konkurencji.

Spółka deweloperska Ronson Europe NV miała po audycie 15,14 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 38,90 mln zł zysku rok wcześniej.
money.pl/2009-03-23 10:37

Kryzys dotarł do handlu

Kryzys doszedł do ostatniego pracującego silnika polskiej gospodarki, czyli handlu - ostrzega w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" szef polskiego Tesco Ryszard Tomaszewski, w którego sklepach wydajemy równowartość 3 proc. całego budżetu Polski.
Sklepy nie są w stanie poradzić sobie z czynszem w centrach handlowych, naliczanym w euro, a także z podwyżkami prądu. Już w wakacje pojawiły się również pierwsze sygnały, że klienci inaczej zaczęli robić zakupy.
"Zaczęli wybierać coraz tańsze rzeczy. W kryzysie wszyscy chcą kupować taniej, szukają okazji. Zawsze jak ludzie mają mniej pieniędzy do wydania, to handel wcześniej czy później to odczuje. Powtarzam moim menedżerom: przed nami rok darwinowski. Przetrwają nie jednostki, które są najsilniejsze czy najbardziej inteligentne, ale te, które potrafią szybko przystosować się do zmian" - mówi gazecie Tomaszewski.

Zdaniem prezesa Tesco Polska, będzie bardzo ciężko. Obrót się na pewno nie będzie powiększał, marże nie będą rosły, pensje dla pracowników może powolnym ruchem, ale będą szły do góry. A koszty rosną i to drastycznie.

Pełny tekst rozmowy z Ryszardem Tomaszewskim publikuje "Gazeta Wyborcza".
onet.pl/(PAP, dd/23.03.2009)

Kryzys dotarł do handlu

Kryzys doszedł do ostatniego pracującego silnika polskiej gospodarki, czyli handlu - ostrzega w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" szef polskiego Tesco Ryszard Tomaszewski, w którego sklepach wydajemy równowartość 3 proc. całego budżetu Polski.
Sklepy nie są w stanie poradzić sobie z czynszem w centrach handlowych, naliczanym w euro, a także z podwyżkami prądu. Już w wakacje pojawiły się również pierwsze sygnały, że klienci inaczej zaczęli robić zakupy.
"Zaczęli wybierać coraz tańsze rzeczy. W kryzysie wszyscy chcą kupować taniej, szukają okazji. Zawsze jak ludzie mają mniej pieniędzy do wydania, to handel wcześniej czy później to odczuje. Powtarzam moim menedżerom: przed nami rok darwinowski. Przetrwają nie jednostki, które są najsilniejsze czy najbardziej inteligentne, ale te, które potrafią szybko przystosować się do zmian" - mówi gazecie Tomaszewski.

Zdaniem prezesa Tesco Polska, będzie bardzo ciężko. Obrót się na pewno nie będzie powiększał, marże nie będą rosły, pensje dla pracowników może powolnym ruchem, ale będą szły do góry. A koszty rosną i to drastycznie.

Pełny tekst rozmowy z Ryszardem Tomaszewskim publikuje "Gazeta Wyborcza".
onet.pl/(PAP, dd/23.03.2009)

Stopa bezrobocia wśród młodzieży może skoczyć do 30%

Gwałtownie kurczy się rynek pracy dla młodych ludzi. Według wstępnych szacunków GUS, do których dotarł "WSJ Polska", stopa bezrobocia wśród młodzieży w wieku do 25 lat sięgnęła w lutym 21,4%. - czytamy w "Dzienniku". Z prognoz analityków wynika, że w tym roku może przekroczyć nawet 30%.
Bezrobocie wśród młodzieży zawsze było dużo wyższe niż średnia na rynku pracy - firmy mniej chętnie zatrudniają niedoświadczonych pracowników.

Tak złych perspektyw nie było od kilku lat. Gospodarka będzie hamować - to może spowodować wzrost ogólnej stopy bezrobocia do prawie 15%, a wśród młodzieży może być ona dwukrotnie większa - takie są proporcje od wielu lat. Zjawisko może przybrać drastyczne formy latem, gdy młodzież kończy szkoły.

Eksperci twierdzą, że lepiej poradzą sobie młodzi z dużych miast. Wśród młodzieży z małych miejscowości bezrobocie może przekroczyć nawet 50%.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl
Dziennik, dd/23.03.2009, godz. 08:28)

Stopa bezrobocia wśród młodzieży może skoczyć do 30%

Gwałtownie kurczy się rynek pracy dla młodych ludzi. Według wstępnych szacunków GUS, do których dotarł "WSJ Polska", stopa bezrobocia wśród młodzieży w wieku do 25 lat sięgnęła w lutym 21,4%. - czytamy w "Dzienniku". Z prognoz analityków wynika, że w tym roku może przekroczyć nawet 30%.
Bezrobocie wśród młodzieży zawsze było dużo wyższe niż średnia na rynku pracy - firmy mniej chętnie zatrudniają niedoświadczonych pracowników.

Tak złych perspektyw nie było od kilku lat. Gospodarka będzie hamować - to może spowodować wzrost ogólnej stopy bezrobocia do prawie 15%, a wśród młodzieży może być ona dwukrotnie większa - takie są proporcje od wielu lat. Zjawisko może przybrać drastyczne formy latem, gdy młodzież kończy szkoły.

Eksperci twierdzą, że lepiej poradzą sobie młodzi z dużych miast. Wśród młodzieży z małych miejscowości bezrobocie może przekroczyć nawet 50%.

Więcej w dodatku "The Wall Street Journal" do "Dziennika".
onet.pl
Dziennik, dd/23.03.2009, godz. 08:28)

Dostałeś spadek? Przeczytaj

Spadki nabyte po 12 maja 2006 r., a przed 1 stycznia 2007 r. nie korzystają ze zwolnienia od podatku. Orzecznictwo sądów jest w tej kwestii jednolite.
RAPORT

Podatnicy, którzy nabyli spadki w okresie 13 maja-31 grudnia 2006 r., nie mają szans na skorzystanie ze zwolnienia od podatku spadkowego, które zostało wprowadzone na mocy nowelizacji ustawy od 1 stycznia 2007 r. Orzecznictwo sądów administracyjnych nie jest już bowiem rozbieżne. Sądy w całym kraju podzielają pogląd wyrażony w wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 12 czerwca 2008 r. (sygn. akt II FSK 722/08, prawomocny), który jest niekorzystny dla podatników.
Istota sporu
Istotą sporu o tzw. stare spadki jest to, od kiedy należy stosować zwolnienie od podatku, które dotyczy nabycia własności rzeczy i praw majątkowych przez członków najbliższej rodziny: od 1 stycznia 2007 r., kiedy weszła w życie nowelizacja ustawy o podatku od spadków i darowizn, czy od 13 maja 2006 r. Do sporów by nie doszło, gdyby nie przepisy nowelizacji, które zostały sformułowane bardzo niefortunnie. Artykuł 3 ust. 1 ustawy z 16 listopada 2006 r. o zmianie ustawy o podatku od spadków i darowizn oraz ustawy o podatku od czynności cywilnoprawnych (Dz.U. nr 222, poz. 1629) nakazywał bowiem stosować nowe zwolnienie od podatku do spadków nabytych po wejściu w życie nowelizacji, a art. 3 ust. 2 tej samej ustawy nowelizującej mówił, że zwolnienie stosuje się do spadków nabytych po 12 maja 2006 r. Gdy organy podatkowe odmówiły stosowania zwolnienia do spadków nabytych po 12 maja 2006 r., podatnicy zaczęli składać skargi do WSA. W orzecznictwie pojawiły się wyroki korzystne dla podatników (np. WSA w Bydgoszczy z 3 grudnia 2007 r., sygn. akt I SA/Bd 658/0) oraz niekorzystne. Spór rozstrzygnął przywoływany wyrok NSA uchylający m.in. korzystny wyrok bydgoski. Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że zwolnienie od podatku, o którym mowa w art. 4a ustawy o podatku od spadków i darowizn, dotyczy nabycia własności rzeczy i praw majątkowych, które nastąpiło po 31 grudnia 2006 r.

Obecne orzecznictwo

Sprawdziliśmy dostępne wyroki WSA w kraju (np. WSA w Warszawie, sygn. akt III SA/Wa 2002/08, WSA w Gliwicach, sygn. akt I SA/Gl 844-847/08, WSA w Krakowie, sygn. akt I SA/Kr 548/08) i okazało się, że są one takie same, czyli niekorzystne dla podatników, którzy nabyli spadki (liczy się data śmierci spadkodawcy) po 12 maja 2006 roku, a przed 1 stycznia 2007 r. Wydaje się zatem, że spór został rozwiązany. Podatnicy, którzy po wyroku WSA w Bydgoszczy mieli nadzieję na to, że sąd przyzna im prawo do zwolnienia od podatku, obecnie nie mają szans na wygraną w sądzie.

Zgodnie z art. 4a. ustawy o podatku od spadków i darowizn (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 142, poz. 1514 z późn. zm.) ze zwolnienia korzystają małżonkowie, zstępni, wstępni, pasierbowie, rodzeństwo, ojczymowie i macochy, którzy nabyli własność rzeczy lub praw majątkowych w drodze spadku od 1 stycznia 2007 r., po spełnieniu ustawowych warunków.

ZWOLNIENIE Z PODATKU SPADKÓW DLA CZŁONKÓW NAJBLIŻSZEJ RODZINY - KALENDARIUM

12 maja 2006 r. - data graniczna zastosowania zwolnienia od podatku od spadków dla członków najbliższej rodziny (art. 3 ust. 2 ustawy nowelizującej ustawę o podatku od spadków i darowizn)

1 stycznia 2007 r. - wejście w życie nowelizacji ustawy o podatku od spadków i darowizn, która przewiduje zwolnienie od podatku spadków nabytych przez członków najbliższej rodziny

26 stycznia 2007 r. - stanowisko Ministerstwa Finansów, w którym resort uznał, że zwolnienie ma zastosowanie do spadków nabytych od 1 stycznia 2007 r.

13 listopada 2007 r. - wyrok WSA w Poznaniu (sygn. akt I SA/Po 1344/07), zwolnienie należy stosować do spadków nabytych po 12 maja 2006 r.

28 listopada 2007 r. - wyrok WSA w Bydgoszczy (sygn. akt SA/Bd 692/07), sąd stwierdził, że zwolnienie należy stosować do spadków nabytych po 12 maja 2006 r.

19 grudnia 2007 r. - wyrok WSA w Warszawie (sygn. akt III SA/Wa 1375/07), niekorzystny dla podatników

12 czerwca 2008 r. - wyrok NSA (sygn. akt II FSK 722/08) - zwolnienie ma zastosowanie do spadków nabytych od 1 stycznia 2007 r.

Łukasz Zalewski
Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna (06:20)

Dostałeś spadek? Przeczytaj

Spadki nabyte po 12 maja 2006 r., a przed 1 stycznia 2007 r. nie korzystają ze zwolnienia od podatku. Orzecznictwo sądów jest w tej kwestii jednolite.
RAPORT

Podatnicy, którzy nabyli spadki w okresie 13 maja-31 grudnia 2006 r., nie mają szans na skorzystanie ze zwolnienia od podatku spadkowego, które zostało wprowadzone na mocy nowelizacji ustawy od 1 stycznia 2007 r. Orzecznictwo sądów administracyjnych nie jest już bowiem rozbieżne. Sądy w całym kraju podzielają pogląd wyrażony w wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 12 czerwca 2008 r. (sygn. akt II FSK 722/08, prawomocny), który jest niekorzystny dla podatników.
Istota sporu
Istotą sporu o tzw. stare spadki jest to, od kiedy należy stosować zwolnienie od podatku, które dotyczy nabycia własności rzeczy i praw majątkowych przez członków najbliższej rodziny: od 1 stycznia 2007 r., kiedy weszła w życie nowelizacja ustawy o podatku od spadków i darowizn, czy od 13 maja 2006 r. Do sporów by nie doszło, gdyby nie przepisy nowelizacji, które zostały sformułowane bardzo niefortunnie. Artykuł 3 ust. 1 ustawy z 16 listopada 2006 r. o zmianie ustawy o podatku od spadków i darowizn oraz ustawy o podatku od czynności cywilnoprawnych (Dz.U. nr 222, poz. 1629) nakazywał bowiem stosować nowe zwolnienie od podatku do spadków nabytych po wejściu w życie nowelizacji, a art. 3 ust. 2 tej samej ustawy nowelizującej mówił, że zwolnienie stosuje się do spadków nabytych po 12 maja 2006 r. Gdy organy podatkowe odmówiły stosowania zwolnienia do spadków nabytych po 12 maja 2006 r., podatnicy zaczęli składać skargi do WSA. W orzecznictwie pojawiły się wyroki korzystne dla podatników (np. WSA w Bydgoszczy z 3 grudnia 2007 r., sygn. akt I SA/Bd 658/0) oraz niekorzystne. Spór rozstrzygnął przywoływany wyrok NSA uchylający m.in. korzystny wyrok bydgoski. Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że zwolnienie od podatku, o którym mowa w art. 4a ustawy o podatku od spadków i darowizn, dotyczy nabycia własności rzeczy i praw majątkowych, które nastąpiło po 31 grudnia 2006 r.

Obecne orzecznictwo

Sprawdziliśmy dostępne wyroki WSA w kraju (np. WSA w Warszawie, sygn. akt III SA/Wa 2002/08, WSA w Gliwicach, sygn. akt I SA/Gl 844-847/08, WSA w Krakowie, sygn. akt I SA/Kr 548/08) i okazało się, że są one takie same, czyli niekorzystne dla podatników, którzy nabyli spadki (liczy się data śmierci spadkodawcy) po 12 maja 2006 roku, a przed 1 stycznia 2007 r. Wydaje się zatem, że spór został rozwiązany. Podatnicy, którzy po wyroku WSA w Bydgoszczy mieli nadzieję na to, że sąd przyzna im prawo do zwolnienia od podatku, obecnie nie mają szans na wygraną w sądzie.

Zgodnie z art. 4a. ustawy o podatku od spadków i darowizn (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 142, poz. 1514 z późn. zm.) ze zwolnienia korzystają małżonkowie, zstępni, wstępni, pasierbowie, rodzeństwo, ojczymowie i macochy, którzy nabyli własność rzeczy lub praw majątkowych w drodze spadku od 1 stycznia 2007 r., po spełnieniu ustawowych warunków.

ZWOLNIENIE Z PODATKU SPADKÓW DLA CZŁONKÓW NAJBLIŻSZEJ RODZINY - KALENDARIUM

12 maja 2006 r. - data graniczna zastosowania zwolnienia od podatku od spadków dla członków najbliższej rodziny (art. 3 ust. 2 ustawy nowelizującej ustawę o podatku od spadków i darowizn)

1 stycznia 2007 r. - wejście w życie nowelizacji ustawy o podatku od spadków i darowizn, która przewiduje zwolnienie od podatku spadków nabytych przez członków najbliższej rodziny

26 stycznia 2007 r. - stanowisko Ministerstwa Finansów, w którym resort uznał, że zwolnienie ma zastosowanie do spadków nabytych od 1 stycznia 2007 r.

13 listopada 2007 r. - wyrok WSA w Poznaniu (sygn. akt I SA/Po 1344/07), zwolnienie należy stosować do spadków nabytych po 12 maja 2006 r.

28 listopada 2007 r. - wyrok WSA w Bydgoszczy (sygn. akt SA/Bd 692/07), sąd stwierdził, że zwolnienie należy stosować do spadków nabytych po 12 maja 2006 r.

19 grudnia 2007 r. - wyrok WSA w Warszawie (sygn. akt III SA/Wa 1375/07), niekorzystny dla podatników

12 czerwca 2008 r. - wyrok NSA (sygn. akt II FSK 722/08) - zwolnienie ma zastosowanie do spadków nabytych od 1 stycznia 2007 r.

Łukasz Zalewski
Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna (06:20)

Więcej dolarów i franków może pomóc złotemu

Prędzej czy później miliardy nowo wydrukowanych dolarów i franków szwajcarskich dotrą do Europy Środkowej i Wschodniej, co może częściowo rozwiązać problem braku finansowania zagranicznego.
Złoty znacznie zyskał na ostatniej sesji w ubiegłym tygodniu, choć wcześniej systematycznie - przez cztery dni - tracił na wartości. Z krótką przerwą w czwartek przed południem, gdy zyskiwał na fali optymizmu wywołanej decyzją Rezerwy Federalnej USA. Fed postanowił odkupić od banków komercyjnych amerykańskie papiery skarbowe za 300 mld dol. To wzmocnienie jednak nie trwało długo, bo już w czwartkowe popołudnie złoty zaczął gwałtownie tracić na wartości.
Według analityków osłabienie złotego z poprzedniego tygodnia wcale nie musi być kontynuowane w następnych dniach. Ich zdaniem to była przerwa w kilkutygodniowej korekcie po silnych spadkach wartości naszej waluty z pierwszej połowy lutego.
Poza tym akurat w czwartek wiele zamieszania wywołała niefortunna wypowiedź premiera o rozmowach z MFW w sprawie negocjowania przez polski rząd linii kredytowych w funduszu. Rynek w końcu nie wiedział, czy Polska potrzebuje tych pieniędzy, czy nie. To też ściągnęło złotego w dół - mówi Sebastian Cichy z BNP Paribas.

Jednak już w piątek złoty zaczął się umacniać. Według dilera BNP Paribas ten trend może być kontynuowany w następnych dniach.

Miliardy dodrukowanych dolarów w którymś momencie dotrą i do naszego regionu. A naszym głównym problemem jest finansowanie w walucie zagranicznej. Jeśli do tego dodać, że wcześniej agresywną ilościową politykę pieniężną zapowiedział Bank Szwajcarii, to może mieć wpływ na umocnienie złotego - ocenia Sebastian Cichy.

Piątkowe umocnienie daje nadzieję, że kurs euro może spaść do 4,45 zł. Jeśli przebije ten poziom, to następna granica jest w okolicach 4,25 zł za euro. Otoczenie globalne zmieniło się na naszą korzyść. Obraz rynku może się zmienić na bardziej optymistyczny w ciągu kilku najbliższych dni - dodaje.

W duże umocnienie złotego nie wierzy Marek Wołos, analityk TMS Brokers.
Na początek trendu wzrostowego jest za wcześnie. Złoty będzie się raczej wahał w szerokim paśmie, między 4,50 a 4,70 zł za euro - mówi Marek Wołos.

Według niego osłabienie z ostatniego tygodnia było wywołane przez inwestorów, którzy starali się zamykać pozycje przy korzystnych kursach.

Złotemu nie zaszkodził też wywiad z wiceprezesem banku Witoldem Konińskim, jaki w piątek został opublikowany na stronach internetowych NBP. Wiceprezes powiedział, że tzw. kurs centralny złotego w ERM2 powinien być zbliżony do tzw. kursu równowagi.

Według ostatnich szacunków kurs równowagi złotego do euro byłby o około 1 zł niższy niż obecny kurs rynkowy. Dlatego mówimy, że złoty jest niedowartościowany, podobnie jak wcześniej jego wartość rynkowa była przeszacowana - powiedział Witold Koziński.

Jeśli złoty dalej będzie się umacniał, to przeciwnikom obniżek stóp procentowych w Radzie Polityki Pieniężnej może wypaść oręż z rąk.

Osłabienie złotego dotąd było argumentem za tym, żeby nie zmieniać stóp - mówi Agnieszka Decewicz z Pekao.

Ryzyko kolejnego osłabienia złotego oczywiście jest, ale duże zmiany kursu są raczej mało realne. Inwestorzy mają świadomość, że to może to wywołać reakcje instytucji państwa, w tym banku centralnego - mówi Marcin Mróz, ekonomista Fortis Banku.

Marek Chądzyński
Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna (06:00)

Więcej dolarów i franków może pomóc złotemu

Prędzej czy później miliardy nowo wydrukowanych dolarów i franków szwajcarskich dotrą do Europy Środkowej i Wschodniej, co może częściowo rozwiązać problem braku finansowania zagranicznego.
Złoty znacznie zyskał na ostatniej sesji w ubiegłym tygodniu, choć wcześniej systematycznie - przez cztery dni - tracił na wartości. Z krótką przerwą w czwartek przed południem, gdy zyskiwał na fali optymizmu wywołanej decyzją Rezerwy Federalnej USA. Fed postanowił odkupić od banków komercyjnych amerykańskie papiery skarbowe za 300 mld dol. To wzmocnienie jednak nie trwało długo, bo już w czwartkowe popołudnie złoty zaczął gwałtownie tracić na wartości.
Według analityków osłabienie złotego z poprzedniego tygodnia wcale nie musi być kontynuowane w następnych dniach. Ich zdaniem to była przerwa w kilkutygodniowej korekcie po silnych spadkach wartości naszej waluty z pierwszej połowy lutego.
Poza tym akurat w czwartek wiele zamieszania wywołała niefortunna wypowiedź premiera o rozmowach z MFW w sprawie negocjowania przez polski rząd linii kredytowych w funduszu. Rynek w końcu nie wiedział, czy Polska potrzebuje tych pieniędzy, czy nie. To też ściągnęło złotego w dół - mówi Sebastian Cichy z BNP Paribas.

Jednak już w piątek złoty zaczął się umacniać. Według dilera BNP Paribas ten trend może być kontynuowany w następnych dniach.

Miliardy dodrukowanych dolarów w którymś momencie dotrą i do naszego regionu. A naszym głównym problemem jest finansowanie w walucie zagranicznej. Jeśli do tego dodać, że wcześniej agresywną ilościową politykę pieniężną zapowiedział Bank Szwajcarii, to może mieć wpływ na umocnienie złotego - ocenia Sebastian Cichy.

Piątkowe umocnienie daje nadzieję, że kurs euro może spaść do 4,45 zł. Jeśli przebije ten poziom, to następna granica jest w okolicach 4,25 zł za euro. Otoczenie globalne zmieniło się na naszą korzyść. Obraz rynku może się zmienić na bardziej optymistyczny w ciągu kilku najbliższych dni - dodaje.

W duże umocnienie złotego nie wierzy Marek Wołos, analityk TMS Brokers.
Na początek trendu wzrostowego jest za wcześnie. Złoty będzie się raczej wahał w szerokim paśmie, między 4,50 a 4,70 zł za euro - mówi Marek Wołos.

Według niego osłabienie z ostatniego tygodnia było wywołane przez inwestorów, którzy starali się zamykać pozycje przy korzystnych kursach.

Złotemu nie zaszkodził też wywiad z wiceprezesem banku Witoldem Konińskim, jaki w piątek został opublikowany na stronach internetowych NBP. Wiceprezes powiedział, że tzw. kurs centralny złotego w ERM2 powinien być zbliżony do tzw. kursu równowagi.

Według ostatnich szacunków kurs równowagi złotego do euro byłby o około 1 zł niższy niż obecny kurs rynkowy. Dlatego mówimy, że złoty jest niedowartościowany, podobnie jak wcześniej jego wartość rynkowa była przeszacowana - powiedział Witold Koziński.

Jeśli złoty dalej będzie się umacniał, to przeciwnikom obniżek stóp procentowych w Radzie Polityki Pieniężnej może wypaść oręż z rąk.

Osłabienie złotego dotąd było argumentem za tym, żeby nie zmieniać stóp - mówi Agnieszka Decewicz z Pekao.

Ryzyko kolejnego osłabienia złotego oczywiście jest, ale duże zmiany kursu są raczej mało realne. Inwestorzy mają świadomość, że to może to wywołać reakcje instytucji państwa, w tym banku centralnego - mówi Marcin Mróz, ekonomista Fortis Banku.

Marek Chądzyński
Gazeta Prawna
wp.pl/
Gazeta Prawna (06:00)

Tanieje budowa fabryki. Dobry czas na inwestycje?

W ciągu ostatnich czterech miesięcy koszty budowy fabryk zmalały o ok. 8 - 10 proc.

Tak wynika z obserwacji PM Group Polska, międzynarodowej firmy architektonicznej zarządzającej realizacją inwestycji i zajmującą się doradztwem technicznym dla sektora prywatnego i publicznego.

Zdaniem Cona Murphy'ego, dyrektora zarządzającego PM Group Polska obecnie jest korzystny czas na inwestycje, ponieważ:

- skrócił się termin dostaw głównych materiałów budowlanych. Średni termin dostarczenia elementów stalowych na budowę trwa ok. 4 tygodnie od dnia złożenia zlecenia, podczas gdy jeszcze na początku 2008 roku termin ten wynosił od 6 do 8 tygodni.

- w porównaniu z 2008 rokiem koszty budowy metra kwadratowego obiektu przemysłowego w 2009 mogą spaść mniej więcej o 15 proc.

- widać większe zainteresowanie wykonawców uczestniczeniem w przetargach na roboty budowlane, co ma przełożenie na konkurencyjność ofert i w konsekwencji znajduje odzwierciedlenie w cenach. Na podstawie obserwacji ofert spływających do PM Group Polska można wnioskować, że aktualnie ceny spadły o ok. 4-5 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem 2008 roku. Tendencja do spadków cen będzie się utrzymywała przez najbliższe miesiące.

- dla inwestorów zagranicznych posiadających środki w walutach obcych, osłabienie złotego przekłada się pozytywnie na koszty realizacji inwestycji.

Zdaniem Cona Murphy'ego obecnie można zauważyć spowolnienie w procesach inwestycyjnych ze względu na sytuację na świecie, ale to chwilowe. - Polska jest nadal atrakcyjnym miejscem dla inwestycji zagranicznych. To może spowodować, że inwestorzy chociażby z branży tanich dóbr szybko zbywalnych zechcą pozostać w Polsce, zamiast przenosić swoje inwestycje na Wschód - mówi Con Murphy.

money.pl

Tanieje budowa fabryki. Dobry czas na inwestycje?

W ciągu ostatnich czterech miesięcy koszty budowy fabryk zmalały o ok. 8 - 10 proc.

Tak wynika z obserwacji PM Group Polska, międzynarodowej firmy architektonicznej zarządzającej realizacją inwestycji i zajmującą się doradztwem technicznym dla sektora prywatnego i publicznego.

Zdaniem Cona Murphy'ego, dyrektora zarządzającego PM Group Polska obecnie jest korzystny czas na inwestycje, ponieważ:

- skrócił się termin dostaw głównych materiałów budowlanych. Średni termin dostarczenia elementów stalowych na budowę trwa ok. 4 tygodnie od dnia złożenia zlecenia, podczas gdy jeszcze na początku 2008 roku termin ten wynosił od 6 do 8 tygodni.

- w porównaniu z 2008 rokiem koszty budowy metra kwadratowego obiektu przemysłowego w 2009 mogą spaść mniej więcej o 15 proc.

- widać większe zainteresowanie wykonawców uczestniczeniem w przetargach na roboty budowlane, co ma przełożenie na konkurencyjność ofert i w konsekwencji znajduje odzwierciedlenie w cenach. Na podstawie obserwacji ofert spływających do PM Group Polska można wnioskować, że aktualnie ceny spadły o ok. 4-5 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem 2008 roku. Tendencja do spadków cen będzie się utrzymywała przez najbliższe miesiące.

- dla inwestorów zagranicznych posiadających środki w walutach obcych, osłabienie złotego przekłada się pozytywnie na koszty realizacji inwestycji.

Zdaniem Cona Murphy'ego obecnie można zauważyć spowolnienie w procesach inwestycyjnych ze względu na sytuację na świecie, ale to chwilowe. - Polska jest nadal atrakcyjnym miejscem dla inwestycji zagranicznych. To może spowodować, że inwestorzy chociażby z branży tanich dóbr szybko zbywalnych zechcą pozostać w Polsce, zamiast przenosić swoje inwestycje na Wschód - mówi Con Murphy.

money.pl

Mariah Carey kupuje najdroższy dom świata?

Mariah Carey znalazła dla siebie wymarzony dom. Przeprowadzka może być bardzo kosztowna. Cena wywoławcza posiadłości jaką zamierza kupić wraz z mężem Nickiem Cannonem wynosi 125 milionów dolarów!
Taki klient to skarb dla agencji nieruchomości. W czasach kiedy miliarderzy gwałtownie wyprzedają swoje rezydencje, a ci którzy już kupili próbują wycofać się z wcześniej uzgodnionych transakcji piosenkarka zdecydowała się kupić prawdopodobnie najdroższą posiadłość na światowym rynku nieruchomości.

Rezydencja Fleur de Lys (z francuskiego- kwiat lilii) stylizowana jest na XVIII – wieczny francuski zamek. Miejsca jest sporo - budynek ma ponad 5 tys. metrów kwadratowych! Leży w prestiżowej dzielnicy Los Angeles – Holmby Hills.  

Jak na „prawdziwy” pałac przystało znajduje się tam wielka sala balowa z freskami. Oprócz tego 12 sypialni, 15 łazienek, dwie kuchnie, sala kinowa mieszcząca 50 osób. Myli się jednak ten, kto sądzi,  że to wiekowy budynek. Budowę ociekającej złotem willi rozpoczęto w latach 90 – tych ubiegłego wieku a ukończono ostatecznie 2002 roku. Zamieszkał w niej David Saperstein, miliarder z Teksasu.  

Do wykończenia ekskluzywnego domu użyto też luksusowych materiałów. Wszystko obłożone jest włoskim marmurem i skórą pokrytą… złotem. Nie wszystkim takie dekoracje przypadną do gustu, ale na pewno podnoszą wartość willi. Na terenie posiadłości znajduje się też gigantyczny garaż na 9 samochodów,  dom dla służby, basen z osobną kuchnią, salą gimnastyczną i pomieszczeniami do masażu.
wp.pl

Mariah Carey kupuje najdroższy dom świata?

Mariah Carey znalazła dla siebie wymarzony dom. Przeprowadzka może być bardzo kosztowna. Cena wywoławcza posiadłości jaką zamierza kupić wraz z mężem Nickiem Cannonem wynosi 125 milionów dolarów!
Taki klient to skarb dla agencji nieruchomości. W czasach kiedy miliarderzy gwałtownie wyprzedają swoje rezydencje, a ci którzy już kupili próbują wycofać się z wcześniej uzgodnionych transakcji piosenkarka zdecydowała się kupić prawdopodobnie najdroższą posiadłość na światowym rynku nieruchomości.

Rezydencja Fleur de Lys (z francuskiego- kwiat lilii) stylizowana jest na XVIII – wieczny francuski zamek. Miejsca jest sporo - budynek ma ponad 5 tys. metrów kwadratowych! Leży w prestiżowej dzielnicy Los Angeles – Holmby Hills.  

Jak na „prawdziwy” pałac przystało znajduje się tam wielka sala balowa z freskami. Oprócz tego 12 sypialni, 15 łazienek, dwie kuchnie, sala kinowa mieszcząca 50 osób. Myli się jednak ten, kto sądzi,  że to wiekowy budynek. Budowę ociekającej złotem willi rozpoczęto w latach 90 – tych ubiegłego wieku a ukończono ostatecznie 2002 roku. Zamieszkał w niej David Saperstein, miliarder z Teksasu.  

Do wykończenia ekskluzywnego domu użyto też luksusowych materiałów. Wszystko obłożone jest włoskim marmurem i skórą pokrytą… złotem. Nie wszystkim takie dekoracje przypadną do gustu, ale na pewno podnoszą wartość willi. Na terenie posiadłości znajduje się też gigantyczny garaż na 9 samochodów,  dom dla służby, basen z osobną kuchnią, salą gimnastyczną i pomieszczeniami do masażu.
wp.pl

Zielone miasta bardziej przyjazne

Miasta, w których jest dużo dobrze rozplanowanej i dobrze utrzymanej zieleni, są bardziej przyjazne dla mieszkańców oraz lepiej postrzegane przez turystów i inwestorów, niż te ośrodki, gdzie zieleń traktowana jest jako uciążliwy dodatek do miejskiej infrastruktury - oceniają architekci krajobrazu.
O tym, jak dobrze zaplanować i utrzymywać miejską zieleń, dyskutowali w czwartek w Częstochowie przedstawiciele hodowców roślin, architekci oraz miejscy urzędnicy i pracownicy spółdzielni mieszkaniowych, odpowiedzialni za kształtowanie terenów zieleni publicznej.

Eksperci przekonywali, że zadbana i dobrze zaplanowana zieleń oraz właściwy dobór roślin nie tylko przyczyniają się do poprawy wizerunku miasta i polepszenia jakości życia mieszkańców, ale także znacząco podnoszą wartość usytuowanych wśród zieleni nieruchomości - nawet o 30 proc.

Skupiający producentów drzew, krzewów i bylin Związek Szkółkarzy Polskich nieprzypadkowo zorganizował seminarium na temat miejskiej zieleni właśnie w Częstochowie. Jej władze zapewniają, że Częstochowa robi wszystko, by być przyjaznym, "zielonym" miastem.

"Od wielu lat szczególny nacisk kładziemy na intensywne nasadzenia drzew na terenie miasta, w tym w pasach zieleni ulicznej. W ciągu ostatnich 7 lat na częstochowskich terenach zieleni miejskiej posadzono ok. 7,4 tys. drzew i prawie 100 tys. krzewów" - mówił wiceprezydent Częstochowy, Bogumił Sobuś.
dom.wp

Zielone miasta bardziej przyjazne

Miasta, w których jest dużo dobrze rozplanowanej i dobrze utrzymanej zieleni, są bardziej przyjazne dla mieszkańców oraz lepiej postrzegane przez turystów i inwestorów, niż te ośrodki, gdzie zieleń traktowana jest jako uciążliwy dodatek do miejskiej infrastruktury - oceniają architekci krajobrazu.
O tym, jak dobrze zaplanować i utrzymywać miejską zieleń, dyskutowali w czwartek w Częstochowie przedstawiciele hodowców roślin, architekci oraz miejscy urzędnicy i pracownicy spółdzielni mieszkaniowych, odpowiedzialni za kształtowanie terenów zieleni publicznej.

Eksperci przekonywali, że zadbana i dobrze zaplanowana zieleń oraz właściwy dobór roślin nie tylko przyczyniają się do poprawy wizerunku miasta i polepszenia jakości życia mieszkańców, ale także znacząco podnoszą wartość usytuowanych wśród zieleni nieruchomości - nawet o 30 proc.

Skupiający producentów drzew, krzewów i bylin Związek Szkółkarzy Polskich nieprzypadkowo zorganizował seminarium na temat miejskiej zieleni właśnie w Częstochowie. Jej władze zapewniają, że Częstochowa robi wszystko, by być przyjaznym, "zielonym" miastem.

"Od wielu lat szczególny nacisk kładziemy na intensywne nasadzenia drzew na terenie miasta, w tym w pasach zieleni ulicznej. W ciągu ostatnich 7 lat na częstochowskich terenach zieleni miejskiej posadzono ok. 7,4 tys. drzew i prawie 100 tys. krzewów" - mówił wiceprezydent Częstochowy, Bogumił Sobuś.
dom.wp

Playboy sprzedaje willę

Kryzys nie oszczędza żadnej z branż. Ostatnio przekonał się o tym nawet Hugh Hefner. Kłopoty finansowe zmusiły go wystawienia na sprzedaż jednego z domów. Jednak będzie miał na oku przyszłego lokatora, ponieważ nieruchomość znajduje się „rzut beretem” od głównej rezydencji twórcy Playboya.
Właściwie to dom należący do tej pory do żony, z którą od lat jest w separacji. Na tej transakcji Hefner zamierza ubić niezły interes. Kiedy ponad dziesięć lat temu kupował willę musiał wyłożyć „tylko” 6,7 mln dolarów. Teraz cena wywoławcza posiadłości wynosi prawie 28 milionów.  

Oprócz rozrywkowego sąsiada na potencjalnego kupca czeka siedem łazienek, tyle samo sypialni, dwupoziomowy hol, olbrzymi salon z kominkiem, świeżo wyremontowana kuchnia, biblioteka i wszelkie udogodnienia. Na piętro wiodą zaś schody z ręcznie rzeźbioną balustradą. Na zewnątrz obowiązkowy basen i kort tenisowy. Dom został wybudowany w 1929 roku.  

Oficjalnie Hefner nie przyznaje się do jakichkolwiek finansowych problemów. Jako powód sprzedaży nieruchomości podaje fakt, że jego dwaj - prawie dorośli - synowie, którzy do tej pory mieszkali  z matką w willi, niedługo opuszczają rodzinne strony. W takiej sytuacji dom po prostu przestanie być potrzebny.

dom.wp.pl

Playboy sprzedaje willę

Kryzys nie oszczędza żadnej z branż. Ostatnio przekonał się o tym nawet Hugh Hefner. Kłopoty finansowe zmusiły go wystawienia na sprzedaż jednego z domów. Jednak będzie miał na oku przyszłego lokatora, ponieważ nieruchomość znajduje się „rzut beretem” od głównej rezydencji twórcy Playboya.
Właściwie to dom należący do tej pory do żony, z którą od lat jest w separacji. Na tej transakcji Hefner zamierza ubić niezły interes. Kiedy ponad dziesięć lat temu kupował willę musiał wyłożyć „tylko” 6,7 mln dolarów. Teraz cena wywoławcza posiadłości wynosi prawie 28 milionów.  

Oprócz rozrywkowego sąsiada na potencjalnego kupca czeka siedem łazienek, tyle samo sypialni, dwupoziomowy hol, olbrzymi salon z kominkiem, świeżo wyremontowana kuchnia, biblioteka i wszelkie udogodnienia. Na piętro wiodą zaś schody z ręcznie rzeźbioną balustradą. Na zewnątrz obowiązkowy basen i kort tenisowy. Dom został wybudowany w 1929 roku.  

Oficjalnie Hefner nie przyznaje się do jakichkolwiek finansowych problemów. Jako powód sprzedaży nieruchomości podaje fakt, że jego dwaj - prawie dorośli - synowie, którzy do tej pory mieszkali  z matką w willi, niedługo opuszczają rodzinne strony. W takiej sytuacji dom po prostu przestanie być potrzebny.

dom.wp.pl

"Rodzina na Swoim" w czasach zawirowań na rynku nieruchomości

Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje projekt rządowy „Rodzina na Swoim”, wynika, że w styczniu 2009 r. udzielono 669 kredytów z dopłatami na łączną kwotę 99 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w tym samym miesiącu rok wcześniej. Liczba umów podpisanych w lutym 2009 r. wyniosła już 1319 (wartość udzielonych w tym miesiącu kredytów to ponad 200 mln zł.). Bogdan Zdunek, zastępca dyrektora Departamentu Funduszy Mieszkaniowych w BGK poinformował, że w całym 2009 r. planuje się udzielenie 17,9 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Czy państwo będzie w stanie udźwignąć ciężar rosnącej popularności programu?
Ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania powstała z myślą o małżonkach i osobach samotnie wychowujących przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Dopłatami objęta jest rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 m2 powierzchni użytkowej w przypadku mieszkania oraz 70 m2 powierzchni użytkowej dla domu jednorodzinnego, przy czym powierzchnia kredytowanego mieszkania nie może przekraczać 75 m2, zaś domu jednorodzinnego 140 m2.

Przez dość długi okres zainteresowanie programem „Rodzina na swoim” było niewielkie w stosunku do oczekiwań. Przeszkadzały przede wszystkim limity cenowe mkw. lokali, określone w ustawie. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Tym samym rozszerzyła się zarówno liczba potencjalnych kredytobiorców, jak i liczba ofert spełniających kryteria programu. Coraz większe problemy ze sprzedażą gotowych mieszkań skłoniły także wielu deweloperów do dostosowania cen wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż.

Okazało się, że program rządowy dopiero w czasach załamania na rynku nieruchomości stał się hitem. Najbardziej zainteresowani są nim oczywiście przyszli kredytobiorcy, dla których osiem lat dopłaty do odsetek stanowi duże odciążenie budżetowe. Na program coraz większą uwagę zwracają także deweloperzy oraz instytucje finansowe. 12 marca umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego podpisały: Alior Bank S.A., Dom Bank Hipoteczny Oddział GETIN Bank S.A. oraz Pekao Bank Hipoteczny S.A. (wnioski będą przyjmowane od kwietnia). Liczba udzielanych kredytów preferencyjnych wzrasta bardzo dynamicznie. Odciążenie budżetów domowych oznacza jednak obciążenie budżetu państwa. Czy będzie on w stanie zapewnić dofinansowanie? Już teraz pojawiają się niepokojące sygnały o polskiej gospodarce. Oby nie było tak, że udzielanie dopłat do odsetek kredytów nagle zostanie wstrzymane. Miejmy nadzieję, że chociaż ten program długo będzie dostępny na rynku mieszkaniowym i nie przeszkodzą w tym kłopoty budżetu państwa.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

"Rodzina na Swoim" w czasach zawirowań na rynku nieruchomości

Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje projekt rządowy „Rodzina na Swoim”, wynika, że w styczniu 2009 r. udzielono 669 kredytów z dopłatami na łączną kwotę 99 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w tym samym miesiącu rok wcześniej. Liczba umów podpisanych w lutym 2009 r. wyniosła już 1319 (wartość udzielonych w tym miesiącu kredytów to ponad 200 mln zł.). Bogdan Zdunek, zastępca dyrektora Departamentu Funduszy Mieszkaniowych w BGK poinformował, że w całym 2009 r. planuje się udzielenie 17,9 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Czy państwo będzie w stanie udźwignąć ciężar rosnącej popularności programu?
Ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania powstała z myślą o małżonkach i osobach samotnie wychowujących przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Dopłatami objęta jest rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 m2 powierzchni użytkowej w przypadku mieszkania oraz 70 m2 powierzchni użytkowej dla domu jednorodzinnego, przy czym powierzchnia kredytowanego mieszkania nie może przekraczać 75 m2, zaś domu jednorodzinnego 140 m2.

Przez dość długi okres zainteresowanie programem „Rodzina na swoim” było niewielkie w stosunku do oczekiwań. Przeszkadzały przede wszystkim limity cenowe mkw. lokali, określone w ustawie. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Tym samym rozszerzyła się zarówno liczba potencjalnych kredytobiorców, jak i liczba ofert spełniających kryteria programu. Coraz większe problemy ze sprzedażą gotowych mieszkań skłoniły także wielu deweloperów do dostosowania cen wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż.

Okazało się, że program rządowy dopiero w czasach załamania na rynku nieruchomości stał się hitem. Najbardziej zainteresowani są nim oczywiście przyszli kredytobiorcy, dla których osiem lat dopłaty do odsetek stanowi duże odciążenie budżetowe. Na program coraz większą uwagę zwracają także deweloperzy oraz instytucje finansowe. 12 marca umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego podpisały: Alior Bank S.A., Dom Bank Hipoteczny Oddział GETIN Bank S.A. oraz Pekao Bank Hipoteczny S.A. (wnioski będą przyjmowane od kwietnia). Liczba udzielanych kredytów preferencyjnych wzrasta bardzo dynamicznie. Odciążenie budżetów domowych oznacza jednak obciążenie budżetu państwa. Czy będzie on w stanie zapewnić dofinansowanie? Już teraz pojawiają się niepokojące sygnały o polskiej gospodarce. Oby nie było tak, że udzielanie dopłat do odsetek kredytów nagle zostanie wstrzymane. Miejmy nadzieję, że chociaż ten program długo będzie dostępny na rynku mieszkaniowym i nie przeszkodzą w tym kłopoty budżetu państwa.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Rynek ma teraz problemy, ale za to dojrzewa

W latach 2006-2007, kiedy mieliśmy do czynienia z dużym ożywieniem na rynku nieruchomości, obserwowaliśmy kolejkę chętnych do zakupu własnego mieszkania. Na porządku dziennym był więc zakup tzw. „dziury w ziemi” czy zrywanie przez niektórych deweloperów umów przedwstępnych. Rynek należał do deweloperów i to oni dyktowali warunki.
Sytuacja zaczęła się gwałtownie zmieniać w drugiej połowie 2008 roku.  Zadecydowały o tym  głównie dwa czynniki: bardzo wysokie już ceny mieszkań - szczególnie w największych miastach, oraz przeobrażenia w polityce kredytowej banków, które miały związek z kryzysem na amerykańskim rynku finansowym. Mało kto jednak brał na poważnie pierwsze sygnały zawirowań. Niektórzy deweloperzy długo zapewniali, że ze sprzedażą wcale nie jest tak źle, w związku z czym nie ma co liczyć na obniżki cen mieszkań.

Obecnie mamy sytuację, w której są chętni do zakupu mieszkania, na rynku jest wiele gotowych mieszkań, ale do transakcji dochodzi bardzo rzadko. Coraz częściej pojawiają się niepokojące sygnały o kondycji finansowej niektórych firm deweloperskich. Wstrzymywane są kolejne projekty, a te które już znajdują się w fazie realizacji są dostosowywane, w granicach możliwości, do zmieniającej się sytuacji rynkowej.

Przystosowywanie się do nowej sytuacji rynkowej następowało stosunkowo wolno. Dziś, w obliczu pojawiających się decyzji o wstrzymywaniu inwestycji, złej kondycji finansowej niektórych firm, a także niesprzyjającej sytuacji gospodarczej, nikt już nie ma wątpliwości, że rynek nieruchomości znajduje się w zupełnie innej fazie. W gąszczu złych informacji warto jednak poszukać pozytywnych zjawisk.

Firmy deweloperskie, które jeszcze niedawno błyskawicznie sprzedawały swoje mieszkania uświadomią sobie, jak ważne jest dokładne rozpoznanie potrzeb, ale i możliwości finansowych potencjalnych klientów i będą uważniej przyglądać się swoim nowym projektom. Zdecydowana większość klientów zainteresowana jest mieszkaniami z segmentu popularnego, tymczasem deweloperzy w ostatnim czasie budowali zbyt wiele mieszkań o tzw. podwyższonym standardzie. W przyszłości można więc oczekiwać, że projekty będą bardzo dokładnie analizowane, co pozwoli lepiej dostosować je do polskiej rzeczywistości.

Firmom, które zdecydowały się wejść na rynek w okresie hossy na rynku nieruchomości tylko w celu osiągnięcia szybkiego zysku, obecna sytuacja pokaże, że działalność deweloperska wymaga nie tylko odpowiedniego zaplecza finansowego, ale także kompetentnego zespołu, który sprawnie pokieruje całym procesem budowy. Być może uświadomi też, że oferują bardzo ważny i niezwykle drogi produkt, a to wymaga dużej odpowiedzialności. Rynek oczyści się z nieprofesjonalnych i nastawionych na krótką działalność firm. Poprawi się też jakość obsługi klientów i może nareszcie zaczną być rzeczywiście traktowani jak równoprawna strona transakcji.

Rola deweloperów na rynku nieruchomości w ostatnich latach znacząco wzrosła. Dzięki nim powstaje wiele obiektów mieszkalnych i komercyjnych, które zmieniają wizerunek polskich miast. Teraz atmosfera na rynku inwestycyjnym nie jest najlepsza i wielu inwestorów zastanawia się, jak przetrwać obecną sytuację, ale ten czas powinien zostać wykorzystany także na konstruktywne przemyślenia. Rynek po obecnych przejściach będzie z pewnością dojrzalszy, o ile zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski z tego, co działo się w ostatnim czasie.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Rynek ma teraz problemy, ale za to dojrzewa

W latach 2006-2007, kiedy mieliśmy do czynienia z dużym ożywieniem na rynku nieruchomości, obserwowaliśmy kolejkę chętnych do zakupu własnego mieszkania. Na porządku dziennym był więc zakup tzw. „dziury w ziemi” czy zrywanie przez niektórych deweloperów umów przedwstępnych. Rynek należał do deweloperów i to oni dyktowali warunki.
Sytuacja zaczęła się gwałtownie zmieniać w drugiej połowie 2008 roku.  Zadecydowały o tym  głównie dwa czynniki: bardzo wysokie już ceny mieszkań - szczególnie w największych miastach, oraz przeobrażenia w polityce kredytowej banków, które miały związek z kryzysem na amerykańskim rynku finansowym. Mało kto jednak brał na poważnie pierwsze sygnały zawirowań. Niektórzy deweloperzy długo zapewniali, że ze sprzedażą wcale nie jest tak źle, w związku z czym nie ma co liczyć na obniżki cen mieszkań.

Obecnie mamy sytuację, w której są chętni do zakupu mieszkania, na rynku jest wiele gotowych mieszkań, ale do transakcji dochodzi bardzo rzadko. Coraz częściej pojawiają się niepokojące sygnały o kondycji finansowej niektórych firm deweloperskich. Wstrzymywane są kolejne projekty, a te które już znajdują się w fazie realizacji są dostosowywane, w granicach możliwości, do zmieniającej się sytuacji rynkowej.

Przystosowywanie się do nowej sytuacji rynkowej następowało stosunkowo wolno. Dziś, w obliczu pojawiających się decyzji o wstrzymywaniu inwestycji, złej kondycji finansowej niektórych firm, a także niesprzyjającej sytuacji gospodarczej, nikt już nie ma wątpliwości, że rynek nieruchomości znajduje się w zupełnie innej fazie. W gąszczu złych informacji warto jednak poszukać pozytywnych zjawisk.

Firmy deweloperskie, które jeszcze niedawno błyskawicznie sprzedawały swoje mieszkania uświadomią sobie, jak ważne jest dokładne rozpoznanie potrzeb, ale i możliwości finansowych potencjalnych klientów i będą uważniej przyglądać się swoim nowym projektom. Zdecydowana większość klientów zainteresowana jest mieszkaniami z segmentu popularnego, tymczasem deweloperzy w ostatnim czasie budowali zbyt wiele mieszkań o tzw. podwyższonym standardzie. W przyszłości można więc oczekiwać, że projekty będą bardzo dokładnie analizowane, co pozwoli lepiej dostosować je do polskiej rzeczywistości.

Firmom, które zdecydowały się wejść na rynek w okresie hossy na rynku nieruchomości tylko w celu osiągnięcia szybkiego zysku, obecna sytuacja pokaże, że działalność deweloperska wymaga nie tylko odpowiedniego zaplecza finansowego, ale także kompetentnego zespołu, który sprawnie pokieruje całym procesem budowy. Być może uświadomi też, że oferują bardzo ważny i niezwykle drogi produkt, a to wymaga dużej odpowiedzialności. Rynek oczyści się z nieprofesjonalnych i nastawionych na krótką działalność firm. Poprawi się też jakość obsługi klientów i może nareszcie zaczną być rzeczywiście traktowani jak równoprawna strona transakcji.

Rola deweloperów na rynku nieruchomości w ostatnich latach znacząco wzrosła. Dzięki nim powstaje wiele obiektów mieszkalnych i komercyjnych, które zmieniają wizerunek polskich miast. Teraz atmosfera na rynku inwestycyjnym nie jest najlepsza i wielu inwestorów zastanawia się, jak przetrwać obecną sytuację, ale ten czas powinien zostać wykorzystany także na konstruktywne przemyślenia. Rynek po obecnych przejściach będzie z pewnością dojrzalszy, o ile zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski z tego, co działo się w ostatnim czasie.


Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości
Wynajem.pl

Za wynajem coraz drożej!

Średnio o 150 - 200 zł, a w niektórych przypadkach nawet o 300 zł poszły w górę stawki za wynajem mieszkań w Łodzi. Podwyżki dotyczą przede wszystkim kawalerek i mieszkań dwupokojowych o niskim lub co najwyżej średnim standardzie. Na takie cztery kąty zapotrzebowanie jest bowiem największe. W dół idą tymczasem stawki za wynajem mieszkań luksusowych.
Na wynajmowanie mieszkania decyduje się coraz więcej par, rozpoczynających dopiero karierę zawodową, które w ostatniej chwili musiały zrezygnować z zakupu własnego M - mówi Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości. Po tym jak banki zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów, wiele rodzin straciło zdolność kredytową. Inne z kolei nie są w stanie wyłożyć wkładu własnego. Takie pary nie potrzebują luksusów, ale chcą się uniezależnić od rodziców.
Ponieważ chętnych na wynajem przybywa szybciej niż ofert, ceny idą do góry.
Jeszcze do niedawna kawalerkę w tzw. studenckim, czyli najniższym standardzie, można było wynająć za 400 - 500 zł (plus opłaty) - mówi Marek Olejniczak z biura nieruchomości przy al. Kościuszki. Teraz ich ceny zaczynają się od 650 - 750 zł. Podobnie jest z mieszkaniami dwupokojowymi, których ceny rozpoczynają się od 800 - 1.000 zł (plus opłaty), a jeszcze nie tak dawno za 900 zł miesięcznie można było wynająć dwa pokoje o podwyższonym standardzie, w dobrej lokalizacji.
wp.pl/
Express Ilustrowany | 20.03.2009 | 08:03

Za wynajem coraz drożej!

Średnio o 150 - 200 zł, a w niektórych przypadkach nawet o 300 zł poszły w górę stawki za wynajem mieszkań w Łodzi. Podwyżki dotyczą przede wszystkim kawalerek i mieszkań dwupokojowych o niskim lub co najwyżej średnim standardzie. Na takie cztery kąty zapotrzebowanie jest bowiem największe. W dół idą tymczasem stawki za wynajem mieszkań luksusowych.
Na wynajmowanie mieszkania decyduje się coraz więcej par, rozpoczynających dopiero karierę zawodową, które w ostatniej chwili musiały zrezygnować z zakupu własnego M - mówi Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości. Po tym jak banki zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów, wiele rodzin straciło zdolność kredytową. Inne z kolei nie są w stanie wyłożyć wkładu własnego. Takie pary nie potrzebują luksusów, ale chcą się uniezależnić od rodziców.
Ponieważ chętnych na wynajem przybywa szybciej niż ofert, ceny idą do góry.
Jeszcze do niedawna kawalerkę w tzw. studenckim, czyli najniższym standardzie, można było wynająć za 400 - 500 zł (plus opłaty) - mówi Marek Olejniczak z biura nieruchomości przy al. Kościuszki. Teraz ich ceny zaczynają się od 650 - 750 zł. Podobnie jest z mieszkaniami dwupokojowymi, których ceny rozpoczynają się od 800 - 1.000 zł (plus opłaty), a jeszcze nie tak dawno za 900 zł miesięcznie można było wynająć dwa pokoje o podwyższonym standardzie, w dobrej lokalizacji.
wp.pl/
Express Ilustrowany | 20.03.2009 | 08:03

Raty kredytów w złotych będą niższe niż we frankach

Już w najbliższą środę Rada Polityki Pieniężnej najprawdopodobniej po raz piąty z rzędu obniży stopy procentowe w Polsce. To dobra wiadomość dla kredytobiorców. Po raz pierwszy od kilku lat raty nowo udzielanych kredytów hipotecznych w złotych mogą być niższe od zaciąganych we frankach szwajcarskich.
Analitycy są zgodni co do tego, że cięcie nastąpi. Pytanie tylko, czy RPP zdecyduje się na ostrożną obniżkę - o 0,25 pkt proc., czy od razu zetnie stopy o 0,5 pkt proc. - do poziomu 3,5 proc. Za obniżkami stóp przemawia przede wszystkim pogarszająca się sytuacja gospodarcza naszego kraju. Spada produkcja przemysłowa i zatrudnienie - mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING BSK. Sytuacja wokół złotego przynajmniej na chwilę się ustabilizowała i decyzja RPP nie powinna mieć większego wpływu na spadek wartości polskiej waluty. I nawet jeżeli na najbliższym posiedzeniu RPP obetnie stopy ostrożniej o 0,25 pkt proc., to jeszcze w tym półroczu spadną one o kolejną "ćwiartkę" do 3,50 proc. - uważa ekonomista. A to oznacza, że już niedługo będziemy mieli najniższe stopy w historii.

Krzysztof Wołowicz, analityk makroekonomiczny z banku BPS jest zdania, że rada nie zawaha się przed cięciami nawet, jeżeli dane pokazują, że w ostatnich miesiącach inflacja lekko zaczęła rosnąć. Wzrost cen cały czas jest pod kontrolą. Do tego większe znaczenie dla RPP będzie miało teraz spowolnienie gospodarcze - podkreśla Krzysztof Wołowicz. Prognoza dotycząca obniżek stóp procentowych w Polsce to dobra informacja dla osób spłacających kredyty hipoteczne w złotych, jak i tych, które dopiero zamierzają zaciągnąć nowe zobowiązania.
wp.pl/
Polska Gazeta Krakowska 2009-03-20 (07:58)

Raty kredytów w złotych będą niższe niż we frankach

Już w najbliższą środę Rada Polityki Pieniężnej najprawdopodobniej po raz piąty z rzędu obniży stopy procentowe w Polsce. To dobra wiadomość dla kredytobiorców. Po raz pierwszy od kilku lat raty nowo udzielanych kredytów hipotecznych w złotych mogą być niższe od zaciąganych we frankach szwajcarskich.
Analitycy są zgodni co do tego, że cięcie nastąpi. Pytanie tylko, czy RPP zdecyduje się na ostrożną obniżkę - o 0,25 pkt proc., czy od razu zetnie stopy o 0,5 pkt proc. - do poziomu 3,5 proc. Za obniżkami stóp przemawia przede wszystkim pogarszająca się sytuacja gospodarcza naszego kraju. Spada produkcja przemysłowa i zatrudnienie - mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING BSK. Sytuacja wokół złotego przynajmniej na chwilę się ustabilizowała i decyzja RPP nie powinna mieć większego wpływu na spadek wartości polskiej waluty. I nawet jeżeli na najbliższym posiedzeniu RPP obetnie stopy ostrożniej o 0,25 pkt proc., to jeszcze w tym półroczu spadną one o kolejną "ćwiartkę" do 3,50 proc. - uważa ekonomista. A to oznacza, że już niedługo będziemy mieli najniższe stopy w historii.

Krzysztof Wołowicz, analityk makroekonomiczny z banku BPS jest zdania, że rada nie zawaha się przed cięciami nawet, jeżeli dane pokazują, że w ostatnich miesiącach inflacja lekko zaczęła rosnąć. Wzrost cen cały czas jest pod kontrolą. Do tego większe znaczenie dla RPP będzie miało teraz spowolnienie gospodarcze - podkreśla Krzysztof Wołowicz. Prognoza dotycząca obniżek stóp procentowych w Polsce to dobra informacja dla osób spłacających kredyty hipoteczne w złotych, jak i tych, które dopiero zamierzają zaciągnąć nowe zobowiązania.
wp.pl/
Polska Gazeta Krakowska 2009-03-20 (07:58)

Inwestycje w złoto. Kryzysowe koło ratunkowe?

Szykuje się kolejny atak cen złota na psychologiczny poziom 1000 dolarów za uncję. To byłaby trzecia próba w ostatnich miesiącach. Stara zasada, do trzech razy sztuka, może się tym razem sprawdzić.

Tym bardziej, że szlachetny kruszec w ubiegłą środę zyskał wsparcie od amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Działania Fed wzmagają obawy inwestorów o wzrost inflacji. A to woda na młyn dla cen złota, które uważane jest za ostoję wartości kapitału.


źródło: Money.pl, X-Trade Brokers

Ucieczka od inflacji

Kruszec przeżywa swoje kolejne złote czasy już od kilku lat. Od marca 2003 roku do chwili obecnej złoto potroiło swoją wartość, podczas gdy amerykańskie indeksy giełdowe spadły do poziomów z lat dziewięćdziesiątych. W efekcie destrukcja wartości, która pochłonęła miliardy dolarów, euro, juanów, jenów i złotych, nie dotknęła aurum.

Proinflacyjne działania Rezerwy Federalnej USA i innych banków centralnych oraz pompowanie deficytów budżetowych i publicznych w krajach zachodnich są czynnikami, które sprzyjają ucieczce w trwałe aktywa, których ilości nie można powiększać w nieskończoność (w odróżnieniu od druku papierowego pieniądza).

źródło: GFMS Gold Review

Według raportu GFMS Gold Review 2009 w ubiegłym roku wydobycie złota kolejnych raz lekko spadło. Wydobycie łącznie wyniosło ponad 2,4 tys. ton. Tymczasem popyt w ubiegłym roku wzrósł do 3,66 tys. ton.

Taka tendencja utrzymuje się od początku dekady, a prognozy mówią, że taka sytuacja utrzyma się w kolejnych latach. Przewaga na korzyść zwyżki notowań złota jest więc bardzo wyraźna.

Najwięcej kruszcu wydobyły w 2008 roku Chiny. Produkcja Państwa Środka sięga już bardzo blisko poziomu 300 ton rocznie. Przed tradycyjnie kojarzone ze złotem RPA, wskoczyło USA. Poważny regres zanotowała w ubiegłym roku Australia. RPA i Australia są odpowiedzialne za łączny spadek wydobycia. Rosną za to powoli nowe, złote potęgi, chociażby Rosja i Peru.

money.pl

Inwestycje w złoto. Kryzysowe koło ratunkowe?

Szykuje się kolejny atak cen złota na psychologiczny poziom 1000 dolarów za uncję. To byłaby trzecia próba w ostatnich miesiącach. Stara zasada, do trzech razy sztuka, może się tym razem sprawdzić.

Tym bardziej, że szlachetny kruszec w ubiegłą środę zyskał wsparcie od amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Działania Fed wzmagają obawy inwestorów o wzrost inflacji. A to woda na młyn dla cen złota, które uważane jest za ostoję wartości kapitału.


źródło: Money.pl, X-Trade Brokers

Ucieczka od inflacji

Kruszec przeżywa swoje kolejne złote czasy już od kilku lat. Od marca 2003 roku do chwili obecnej złoto potroiło swoją wartość, podczas gdy amerykańskie indeksy giełdowe spadły do poziomów z lat dziewięćdziesiątych. W efekcie destrukcja wartości, która pochłonęła miliardy dolarów, euro, juanów, jenów i złotych, nie dotknęła aurum.

Proinflacyjne działania Rezerwy Federalnej USA i innych banków centralnych oraz pompowanie deficytów budżetowych i publicznych w krajach zachodnich są czynnikami, które sprzyjają ucieczce w trwałe aktywa, których ilości nie można powiększać w nieskończoność (w odróżnieniu od druku papierowego pieniądza).

źródło: GFMS Gold Review

Według raportu GFMS Gold Review 2009 w ubiegłym roku wydobycie złota kolejnych raz lekko spadło. Wydobycie łącznie wyniosło ponad 2,4 tys. ton. Tymczasem popyt w ubiegłym roku wzrósł do 3,66 tys. ton.

Taka tendencja utrzymuje się od początku dekady, a prognozy mówią, że taka sytuacja utrzyma się w kolejnych latach. Przewaga na korzyść zwyżki notowań złota jest więc bardzo wyraźna.

Najwięcej kruszcu wydobyły w 2008 roku Chiny. Produkcja Państwa Środka sięga już bardzo blisko poziomu 300 ton rocznie. Przed tradycyjnie kojarzone ze złotem RPA, wskoczyło USA. Poważny regres zanotowała w ubiegłym roku Australia. RPA i Australia są odpowiedzialne za łączny spadek wydobycia. Rosną za to powoli nowe, złote potęgi, chociażby Rosja i Peru.

money.pl

Średnia pensja wystarczy na pół metra mieszkania

Ponad dwa miesiące musi pracować Polak, aby kupić zaledwie jeden metr kwadratowy mieszkania w dużym mieście. W krajach Europy Zachodniej już za jedną średnią pensję można nabyć nawet ponad dwa metry.

Fundacja na Rzecz Kredytu Hipotecznego opracowała specjalny wskaźnik, który obrazuje, jak ciężko jest zapracować na własne M. Obecnie za średnią pensję można kupić zaledwie na 0,45 metra kwadratowego mieszkania.

źródło: Fundacja na Rzecz Kredytu Hipotecznego

W ocenie Agnieszki Nierodki, ekonomistki Fundacji na Rzecz Kredytu Hipotecznego i autorki badania, dane te wskazują, że dostępność mieszkań jest wciąż zbyt niska, aby zaspokoić potrzeby mieszkaniowe.

- W Europie Zachodniej za przeciętną płacę brutto można nabyć od 1,5 do 2,5 metrów kwadratowych - wskazuje Agnieszka Nierodka.

Są dwie przyczyny tak niskiego wskaźnika w Polsce. - Z jednej strony to relatywnie niskie zarobki na tle średniej UE, z drugiej niedawna hossa na rynku deweloperskim, która wywindowała ceny. Ten wskaźnik zawsze był niekorzystny dla kupujących, a jednak w ostatnich latach miliony Polaków zdecydowało się na nowe M - zaznacza Michał Sztabler, analityk DM PKO BP.

ego zdaniem, cena mieszkania ma tak naprawdę wtórne znaczenie przy zakupie. W hossie mieszkania sprzedawały się jak świeże bułeczki przy mocno wyśrubowanych cenach. Teraz jest taniej, a jednocześnie popyt gaśnie.

- Decydującym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania jest dostęp klienta do kredytowania inwestycji i ocena własnej sytuacji materialnej. Obecnie wielu klientów odpuszcza w związku z ogromną niepewnością co do przyszłości - zaznacza Michał Sztabler.

money.pl

Średnia pensja wystarczy na pół metra mieszkania

Ponad dwa miesiące musi pracować Polak, aby kupić zaledwie jeden metr kwadratowy mieszkania w dużym mieście. W krajach Europy Zachodniej już za jedną średnią pensję można nabyć nawet ponad dwa metry.

Fundacja na Rzecz Kredytu Hipotecznego opracowała specjalny wskaźnik, który obrazuje, jak ciężko jest zapracować na własne M. Obecnie za średnią pensję można kupić zaledwie na 0,45 metra kwadratowego mieszkania.

źródło: Fundacja na Rzecz Kredytu Hipotecznego

W ocenie Agnieszki Nierodki, ekonomistki Fundacji na Rzecz Kredytu Hipotecznego i autorki badania, dane te wskazują, że dostępność mieszkań jest wciąż zbyt niska, aby zaspokoić potrzeby mieszkaniowe.

- W Europie Zachodniej za przeciętną płacę brutto można nabyć od 1,5 do 2,5 metrów kwadratowych - wskazuje Agnieszka Nierodka.

Są dwie przyczyny tak niskiego wskaźnika w Polsce. - Z jednej strony to relatywnie niskie zarobki na tle średniej UE, z drugiej niedawna hossa na rynku deweloperskim, która wywindowała ceny. Ten wskaźnik zawsze był niekorzystny dla kupujących, a jednak w ostatnich latach miliony Polaków zdecydowało się na nowe M - zaznacza Michał Sztabler, analityk DM PKO BP.

ego zdaniem, cena mieszkania ma tak naprawdę wtórne znaczenie przy zakupie. W hossie mieszkania sprzedawały się jak świeże bułeczki przy mocno wyśrubowanych cenach. Teraz jest taniej, a jednocześnie popyt gaśnie.

- Decydującym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania jest dostęp klienta do kredytowania inwestycji i ocena własnej sytuacji materialnej. Obecnie wielu klientów odpuszcza w związku z ogromną niepewnością co do przyszłości - zaznacza Michał Sztabler.

money.pl

Pronox sprzeda nieruchomości

Pronox Technology chce pozyskać około 25 mln zł ze sprzedaży zbędnych aktywów, a środki te przeznaczy na zmniejszenie zobowiązań.

Spółka nie obawia się utraty płynności, ani nie rozważa wniosku o upadłość - poinformował wiceprezes Pronoksu Dariusz Smagorowicz.

Wystawiliśmy na sprzedaż nieruchomość na Porcelanowej w Katowicach oraz część działki w Dąbrowie Górniczej. Spodziewamy się pozyskania ze sprzedaży tych aktywów około 25 mln zł, które przeznaczymy na zmniejszenie zobowiązań finansowych - powiedział Smagorowicz.

Sprzedaż aktywów planujemy przeprowadzić w ciągu około dwóch- trzech miesięcy - dodał.

Grupa Pronoksu miała w IV kw. 2008 r. 30,23 mln zł straty netto wobec 5,88 mln zł zysku rok wcześniej. Na wyniki negatywnie wpłynęły m.in. słabnący kurs złotego i rezerwy na należności.

Na koniec 2008 r. zobowiązania długoterminowe grupy wynosiły 44,2 mln zł wobec 27,7 mln zł rok wcześniej, a zobowiązania krótkoterminowe wzrosły do 195,98 mln zł z 117,3 mln zł. Kapitały własne na koniec 2008 r. były na poziomie 54,65 mln zł, podczas gdy rok wcześniej 84,68 mln zł.

Kapitał zakładowy Pronoksu dzieli się na 9.310.000 akcji, a kapitalizacja spółki na zamknięciu wtorkowej sesji wynosiła 13,22 mln zł.

Smagorowicz poinformował, że nie obawia się o płynność spółki, ani nie jest rozważany wniosek o upadłość.

Obecnie nie obawiamy się utraty płynności, ani nie rozważamy złożenia wniosku o upadłość. Żaden z banków nie planuje postawienia nam kredytów w stan wymagalności, prowadziliśmy z bankami rozmowy od jakiegoś czasu i tu sytuacja jest pod kontrolą - powiedział.

Wiceprezes poinformował też, że w pierwszych dwóch miesiącach 2009 roku spółka wypracowała dodatnie wyniki operacyjne.

Spodziewamy się, że wynik operacyjny stycznia i lutego będzie dodatni, wynik na działalności finansowej, jak u każdego importera w tym okresie, pewnie pod kreską - powiedział.

PAP/money.pl/ 2009-03-18 13:08:00

Pronox sprzeda nieruchomości

Pronox Technology chce pozyskać około 25 mln zł ze sprzedaży zbędnych aktywów, a środki te przeznaczy na zmniejszenie zobowiązań.

Spółka nie obawia się utraty płynności, ani nie rozważa wniosku o upadłość - poinformował wiceprezes Pronoksu Dariusz Smagorowicz.

Wystawiliśmy na sprzedaż nieruchomość na Porcelanowej w Katowicach oraz część działki w Dąbrowie Górniczej. Spodziewamy się pozyskania ze sprzedaży tych aktywów około 25 mln zł, które przeznaczymy na zmniejszenie zobowiązań finansowych - powiedział Smagorowicz.

Sprzedaż aktywów planujemy przeprowadzić w ciągu około dwóch- trzech miesięcy - dodał.

Grupa Pronoksu miała w IV kw. 2008 r. 30,23 mln zł straty netto wobec 5,88 mln zł zysku rok wcześniej. Na wyniki negatywnie wpłynęły m.in. słabnący kurs złotego i rezerwy na należności.

Na koniec 2008 r. zobowiązania długoterminowe grupy wynosiły 44,2 mln zł wobec 27,7 mln zł rok wcześniej, a zobowiązania krótkoterminowe wzrosły do 195,98 mln zł z 117,3 mln zł. Kapitały własne na koniec 2008 r. były na poziomie 54,65 mln zł, podczas gdy rok wcześniej 84,68 mln zł.

Kapitał zakładowy Pronoksu dzieli się na 9.310.000 akcji, a kapitalizacja spółki na zamknięciu wtorkowej sesji wynosiła 13,22 mln zł.

Smagorowicz poinformował, że nie obawia się o płynność spółki, ani nie jest rozważany wniosek o upadłość.

Obecnie nie obawiamy się utraty płynności, ani nie rozważamy złożenia wniosku o upadłość. Żaden z banków nie planuje postawienia nam kredytów w stan wymagalności, prowadziliśmy z bankami rozmowy od jakiegoś czasu i tu sytuacja jest pod kontrolą - powiedział.

Wiceprezes poinformował też, że w pierwszych dwóch miesiącach 2009 roku spółka wypracowała dodatnie wyniki operacyjne.

Spodziewamy się, że wynik operacyjny stycznia i lutego będzie dodatni, wynik na działalności finansowej, jak u każdego importera w tym okresie, pewnie pod kreską - powiedział.

PAP/money.pl/ 2009-03-18 13:08:00

Ciech sprzedaje ziemię

Ciech określił cenę planowanej do zbycia działki w Warszawie o powierzchni 12 tys. metrów kwadratowych na około 25 mln zł - poinformował Ryszard Kunicki, prezes Ciechu.

W środę nadzwyczajne walne Ciechu zgodziło się na zbycie dwóch działek. Jedna z nich ma powierzchnię 12 tys. metrów kwadratowych i stoi na niej budynek przeznaczony do wyburzenia, a druga działka ma 8 tys. metrów kwadratowych.

Mamy już oszacowanie wartości obydwu działek. Cenę wywoławczą działki z budynkiem określiliśmy na około 25 mln zł - powiedział prezes Ciechu.

Na drugiej działce chcemy przeprowadzić inwestycję wspólnie z deweloperem. Do spółki celowej z deweloperem zamierzamy wnieść działkę i rozliczyć się z wykonawcą poprzez oddanie nam jednego z dwóch mających tam powstać budynków biurowych - dodał.

Prezes powiedział też, że na mniejszej działce, oprócz dwóch budynków biurowych, mają powstać też dwa budynki mieszkalne.

Kunicki nie podał jednak na ile Ciech szacuje wartość mniejszej działki.

Według prezesa Ciechu zaproszenie do składania ofert w ramach zbycia dwóch działek powinno zostać ogłoszone w kwietniu.

Uważam, że jest realna szansa na zakończenie tych transakcji jeszcze w roku 2009 - powiedział.

Prezes przypomniał, że Ciech w tym roku powinien przeprowadzić kilka dezinwestycji. Spółka chce między innymi sprzedać pakiet PTU, spółkę Cheman oraz Polfę.

Zastanawiamy się także nad sprzedażą udziałów w spółkach zagranicznych. Mamy firmy w Anglii, Singapurze i Brazylii. Na jednym z kwietniowych posiedzeń zarządu znajdzie się punkt dotyczący dezinwestycji w naszych spółkach, również tych zagranicznych - powiedział prezes.

Łącznie spółek, które trafią na listę i które będą rozważane pod względem celowości sprzedaży, jest ponad dwadzieścia - dodał.

Prezes Kunicki powiedział, że środki ze sprzedaży spółek posłużą Ciechowi głównie do obniżenia zadłużenia grupy.

 money.pl/2009-03-18 16:04:46



  (PAP

Ciech sprzedaje ziemię

Ciech określił cenę planowanej do zbycia działki w Warszawie o powierzchni 12 tys. metrów kwadratowych na około 25 mln zł - poinformował Ryszard Kunicki, prezes Ciechu.

W środę nadzwyczajne walne Ciechu zgodziło się na zbycie dwóch działek. Jedna z nich ma powierzchnię 12 tys. metrów kwadratowych i stoi na niej budynek przeznaczony do wyburzenia, a druga działka ma 8 tys. metrów kwadratowych.

Mamy już oszacowanie wartości obydwu działek. Cenę wywoławczą działki z budynkiem określiliśmy na około 25 mln zł - powiedział prezes Ciechu.

Na drugiej działce chcemy przeprowadzić inwestycję wspólnie z deweloperem. Do spółki celowej z deweloperem zamierzamy wnieść działkę i rozliczyć się z wykonawcą poprzez oddanie nam jednego z dwóch mających tam powstać budynków biurowych - dodał.

Prezes powiedział też, że na mniejszej działce, oprócz dwóch budynków biurowych, mają powstać też dwa budynki mieszkalne.

Kunicki nie podał jednak na ile Ciech szacuje wartość mniejszej działki.

Według prezesa Ciechu zaproszenie do składania ofert w ramach zbycia dwóch działek powinno zostać ogłoszone w kwietniu.

Uważam, że jest realna szansa na zakończenie tych transakcji jeszcze w roku 2009 - powiedział.

Prezes przypomniał, że Ciech w tym roku powinien przeprowadzić kilka dezinwestycji. Spółka chce między innymi sprzedać pakiet PTU, spółkę Cheman oraz Polfę.

Zastanawiamy się także nad sprzedażą udziałów w spółkach zagranicznych. Mamy firmy w Anglii, Singapurze i Brazylii. Na jednym z kwietniowych posiedzeń zarządu znajdzie się punkt dotyczący dezinwestycji w naszych spółkach, również tych zagranicznych - powiedział prezes.

Łącznie spółek, które trafią na listę i które będą rozważane pod względem celowości sprzedaży, jest ponad dwadzieścia - dodał.

Prezes Kunicki powiedział, że środki ze sprzedaży spółek posłużą Ciechowi głównie do obniżenia zadłużenia grupy.

 money.pl/2009-03-18 16:04:46



  (PAP

Spółka zależna Mostostal Zabrze wybuduję drogę

Przedsiębiorstwo Robót Drogowych i Mostowych (PRiM), spółka z grupy Mostostal Zabrze-Holding, złożyła najlepszą ofertę na budowę odcinka południowej obwodnicy Kędzierzyna-Koźla o wartości 30,58 mln zł brutto.
Zarząd Mostostal Zabrze-Holding informuje, iż w dniu 17 marca 2009 r. powziął informację o uznaniu za najkorzystniejszą ofertę złożoną przez PRDiM na budowę południowej obwodnicy m. Kędzierzyn - Koźle w ciągu drogi krajowej nr 40 - część A od km 0+999,40 km + do km 2+460,15. Wartość oferty wynosi 30.580.663,26 zł brutto" - czytamy w komunikacie.

Spółka podała, że w przetargu uczestniczyło w sumie 7 ofert, z czego 1 oferta została odrzucona. Oferta PRDiM została wybrana ze względu na najniższą cenę oraz otrzymała najwyższą punktację wśród ofert nieodrzuconych.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa Mostostal Zabrze miała 44,85 mln zł skonsolidowanego zysku netto wobec 54,18 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 833,8 mln zł wobec 682,5 mln zł.
money.pl/2009-03-18 19:03:04

Spółka zależna Mostostal Zabrze wybuduję drogę

Przedsiębiorstwo Robót Drogowych i Mostowych (PRiM), spółka z grupy Mostostal Zabrze-Holding, złożyła najlepszą ofertę na budowę odcinka południowej obwodnicy Kędzierzyna-Koźla o wartości 30,58 mln zł brutto.
Zarząd Mostostal Zabrze-Holding informuje, iż w dniu 17 marca 2009 r. powziął informację o uznaniu za najkorzystniejszą ofertę złożoną przez PRDiM na budowę południowej obwodnicy m. Kędzierzyn - Koźle w ciągu drogi krajowej nr 40 - część A od km 0+999,40 km + do km 2+460,15. Wartość oferty wynosi 30.580.663,26 zł brutto" - czytamy w komunikacie.

Spółka podała, że w przetargu uczestniczyło w sumie 7 ofert, z czego 1 oferta została odrzucona. Oferta PRDiM została wybrana ze względu na najniższą cenę oraz otrzymała najwyższą punktację wśród ofert nieodrzuconych.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa Mostostal Zabrze miała 44,85 mln zł skonsolidowanego zysku netto wobec 54,18 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 833,8 mln zł wobec 682,5 mln zł.
money.pl/2009-03-18 19:03:04

Osiedle Żubr - i kto tu jest jeleniem?

W Niepołomicach pod Krakowem powstawało osiedle mieszkaniowe. Sielską atmosferę lokatorom miała gwarantować lokalizacja z dala od zgiełku miasta oraz bliskość Puszczy Niepołomickiej. Niestety - deweloper zainkasował 12 milionów złotych i z zobowiązaniem rzędu 17 milionów zł wobec firmy budowlanej ulotnił się.

Niedoszli mieszkańcy osiedla Żubr liczą na ugodę z właścicielem spółki Marcelisem Boerem. Firma Adma (główny wierzyciel Providentii Invest), która do września 2008 r. budowała osiedle, zaproponowała, że przejmie spółkę "Osiedle Żubr" ze wszystkimi zobowiązaniami i doprowadzi budowę do końca. - Jesienią 2008 roku Providentia przestała płacić wykonawcy - powiedział Interia.pl Paweł Szczepański - prawnik firmy Adma. - Mamy potencjał organizacyjny i finansowy by dokończyć osiedle. Zaproponowaliśmy, że przejmiemy teren i dokończymy inwestycję- dodał.

Zabawa w ciuciubabkę

Takie rozwiązanie uchroniłoby mieszkańców oraz głównego wykonawcę przed konsekwencjami upadku dewelopera. Providentia podpisała dwie umowy przedwstępne ze spółką Adma, w której zobowiązała się, że jeżeli nie uzyska finansowania budowy, sprzeda osiedle. Pod koniec stycznia deweloper zamknął wszystkie biura (w Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu). Klienci na spotkaniach z wykonawcą ustalili, że Providentia utraciła płynność finansową oraz że wyprowadziła ze spółki około 12 milionów złotych - głównie z wpłat od niedoszłych mieszkańców. Adma dwukrotnie próbowała sfinalizować przejęcie osiedla, bezskutecznie. Kwestię wyczyszczonego konta bada krakowska prokuratura.

Wszystkiemu winien kryzys?

Sytuacje jak ta - niestety - będą się powtarzać. W czasach boomu na rynku nieruchomości, gdy kupowano "dziurę w ziemi" odeszły w niepamięć, ale wielu inwestycji deweloperzy nie zdołali ukończyć. Banki odcięły inwestorów od pieniędzy i nie tylko mali, ale także najwięksi deweloperzy mają problemy z ukończeniem inwestycji rozpoczętych jeszcze w czasach prosperity. W listopadzie Leszek Czarnecki zawiesił budowę sztandarowej Sky Tower we Wrocławiu, chwilę później Dom Development ogłosił, że zwalnia część załogi. Powód? Kryzys i brak zainteresowania inwestycjami ze strony klientów, którym trudno się dziwić. Oni też w bankach nie mają czego szukać. Jednak w tej sprawie problemy zdają się wynikać z innych powodów. Jeżeli we wrześniu pojawiły się problemy z finansowaniem budowy, dlaczego Providentia nie przystała na propozycję kupna Żubra przez wykonawcę? Dlaczego deweloper unika rozmów z klientami i przedstawicielami Admy? W tych działaniach widać złą wolę dewelopera. Niestety, ani stanowiska prezesa Marcelisa Boera ani spółki Providentia nie udało nam się uzyskać mimo wielokrotnych prób.

Klient ostatni gasi światło

Obecny system prawny nie gwarantuje bezpieczeństwa transakcji ludziom, którzy chcą kupić dom, lub mieszkanie, które nie zostało jeszcze wybudowane. W przypadku bankructwa dewelopera, klient może zaspokoić swoje roszczenia z majątku masy upadłościowej dopiero po instytucjach państwowych i bankach. Jedynie kupno gotowego lokalu może nas ustrzec przed ryzykiem bankructwa inwestora. Dlatego niedoszłym mieszkańcom osiedla Żubr tak zależy na ugodzie głównego wykonawcy z Providentią. Jeżeli Admie nie uda się przejąć inwestycji, wystąpi do sądu o ściągnięcie swoich 17 milionów od Providentii - mówi jeden z poszkodowanych - Providentia nie ma tych pieniędzy, więc sąd doprowadzi ją do upadłości. Klienci sądzą, że na tym może zależeć Holendrowi. Jedna ze spółek Marcelisa Boera (zasiada w kilkunastu zarządach) mogłaby przejąć osiedle w licytacji i zacząć "interes" od nowa.

Lekcja wychowania

Zdezorientowani klienci pojechali do siedziby spółki Providentia w czwartek, by osobiście porozmawiać z prezesem. - Boer na nasz widok wybiegł z biura przerażony, krzycząc że "uczciwi ludzie umawiają się na spotkania" - relacjonuje dziennikarz RMF FM. - Na pytania klientów odpowiadał Janusz Wesołowski - szef finansów Providentia, który ostatecznie nakazał wszystkim opuścić biuro i wezwał policję. Prezes obiecał, ze spotka się w Krakowie z delegacją mieszkańców. - Wszyscy wiemy, że tego nie zrobi - wątpią bezsilni klienci.

Plac budowy zamarł, budynki i materiały niszczeją, osiedle świeci pustkami, wszystko w ostateczności odbije się na kieszeniach klientów.

Sytuacja jak ta, pokazuje, że prawo jest nieudolne, bo człowiek jeśli chce, znajdzie w nim lukę, lub egzotyczną wykładnię. Ludzie nie pamiętają o podstawowej zasadzie kodeksu cywilnego: Art. 65.§ 2. W umowach należy raczej badać, jaki był zgodny zamiar stron i cel umowy, aniżeli opierać się na jej dosłownym brzmieniu.

Michał Morek

interia.pl/Piątek, 20 marca (12:00)

Osiedle Żubr - i kto tu jest jeleniem?

W Niepołomicach pod Krakowem powstawało osiedle mieszkaniowe. Sielską atmosferę lokatorom miała gwarantować lokalizacja z dala od zgiełku miasta oraz bliskość Puszczy Niepołomickiej. Niestety - deweloper zainkasował 12 milionów złotych i z zobowiązaniem rzędu 17 milionów zł wobec firmy budowlanej ulotnił się.

Niedoszli mieszkańcy osiedla Żubr liczą na ugodę z właścicielem spółki Marcelisem Boerem. Firma Adma (główny wierzyciel Providentii Invest), która do września 2008 r. budowała osiedle, zaproponowała, że przejmie spółkę "Osiedle Żubr" ze wszystkimi zobowiązaniami i doprowadzi budowę do końca. - Jesienią 2008 roku Providentia przestała płacić wykonawcy - powiedział Interia.pl Paweł Szczepański - prawnik firmy Adma. - Mamy potencjał organizacyjny i finansowy by dokończyć osiedle. Zaproponowaliśmy, że przejmiemy teren i dokończymy inwestycję- dodał.

Zabawa w ciuciubabkę

Takie rozwiązanie uchroniłoby mieszkańców oraz głównego wykonawcę przed konsekwencjami upadku dewelopera. Providentia podpisała dwie umowy przedwstępne ze spółką Adma, w której zobowiązała się, że jeżeli nie uzyska finansowania budowy, sprzeda osiedle. Pod koniec stycznia deweloper zamknął wszystkie biura (w Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu). Klienci na spotkaniach z wykonawcą ustalili, że Providentia utraciła płynność finansową oraz że wyprowadziła ze spółki około 12 milionów złotych - głównie z wpłat od niedoszłych mieszkańców. Adma dwukrotnie próbowała sfinalizować przejęcie osiedla, bezskutecznie. Kwestię wyczyszczonego konta bada krakowska prokuratura.

Wszystkiemu winien kryzys?

Sytuacje jak ta - niestety - będą się powtarzać. W czasach boomu na rynku nieruchomości, gdy kupowano "dziurę w ziemi" odeszły w niepamięć, ale wielu inwestycji deweloperzy nie zdołali ukończyć. Banki odcięły inwestorów od pieniędzy i nie tylko mali, ale także najwięksi deweloperzy mają problemy z ukończeniem inwestycji rozpoczętych jeszcze w czasach prosperity. W listopadzie Leszek Czarnecki zawiesił budowę sztandarowej Sky Tower we Wrocławiu, chwilę później Dom Development ogłosił, że zwalnia część załogi. Powód? Kryzys i brak zainteresowania inwestycjami ze strony klientów, którym trudno się dziwić. Oni też w bankach nie mają czego szukać. Jednak w tej sprawie problemy zdają się wynikać z innych powodów. Jeżeli we wrześniu pojawiły się problemy z finansowaniem budowy, dlaczego Providentia nie przystała na propozycję kupna Żubra przez wykonawcę? Dlaczego deweloper unika rozmów z klientami i przedstawicielami Admy? W tych działaniach widać złą wolę dewelopera. Niestety, ani stanowiska prezesa Marcelisa Boera ani spółki Providentia nie udało nam się uzyskać mimo wielokrotnych prób.

Klient ostatni gasi światło

Obecny system prawny nie gwarantuje bezpieczeństwa transakcji ludziom, którzy chcą kupić dom, lub mieszkanie, które nie zostało jeszcze wybudowane. W przypadku bankructwa dewelopera, klient może zaspokoić swoje roszczenia z majątku masy upadłościowej dopiero po instytucjach państwowych i bankach. Jedynie kupno gotowego lokalu może nas ustrzec przed ryzykiem bankructwa inwestora. Dlatego niedoszłym mieszkańcom osiedla Żubr tak zależy na ugodzie głównego wykonawcy z Providentią. Jeżeli Admie nie uda się przejąć inwestycji, wystąpi do sądu o ściągnięcie swoich 17 milionów od Providentii - mówi jeden z poszkodowanych - Providentia nie ma tych pieniędzy, więc sąd doprowadzi ją do upadłości. Klienci sądzą, że na tym może zależeć Holendrowi. Jedna ze spółek Marcelisa Boera (zasiada w kilkunastu zarządach) mogłaby przejąć osiedle w licytacji i zacząć "interes" od nowa.

Lekcja wychowania

Zdezorientowani klienci pojechali do siedziby spółki Providentia w czwartek, by osobiście porozmawiać z prezesem. - Boer na nasz widok wybiegł z biura przerażony, krzycząc że "uczciwi ludzie umawiają się na spotkania" - relacjonuje dziennikarz RMF FM. - Na pytania klientów odpowiadał Janusz Wesołowski - szef finansów Providentia, który ostatecznie nakazał wszystkim opuścić biuro i wezwał policję. Prezes obiecał, ze spotka się w Krakowie z delegacją mieszkańców. - Wszyscy wiemy, że tego nie zrobi - wątpią bezsilni klienci.

Plac budowy zamarł, budynki i materiały niszczeją, osiedle świeci pustkami, wszystko w ostateczności odbije się na kieszeniach klientów.

Sytuacja jak ta, pokazuje, że prawo jest nieudolne, bo człowiek jeśli chce, znajdzie w nim lukę, lub egzotyczną wykładnię. Ludzie nie pamiętają o podstawowej zasadzie kodeksu cywilnego: Art. 65.§ 2. W umowach należy raczej badać, jaki był zgodny zamiar stron i cel umowy, aniżeli opierać się na jej dosłownym brzmieniu.

Michał Morek

interia.pl/Piątek, 20 marca (12:00)

Wymiana okien - zwrot kosztów w PIT

Podatnicy, którzy wymienili okna na własny koszt, a następnie otrzymali zwrot tych środków, np. ze spółdzielni mieszkaniowej, muszą go wykazać w rocznym PIT i opodatkować jako dochód z innych źródeł. Takie stanowisko prezentuje Ministerstwo Finansów.

Jak podkreśla Aleksandra Kosonowska, starszy konsultant w Accreo Taxand, zdaniem MF zwrot wydatków stanowi dla lokatorów tzw. przychód z innych źródeł (bez względu na to, czy ma on formę pieniężną, czy też spółdzielnia zaliczyła go na poczet czynszu). Oznacza to, że w ocenie MF lokatorzy, otrzymujący zwrot wydatków ze spółdzielni, muszą zapłacić od niego podatek dochodowy od osób fizycznych obliczony według skali podatkowej.

- Rozliczenie zwrotu powinno nastąpić w zeznaniu rocznym (co do zasady PIT-36). Ministerstwo Finansów uznaje również, że spółdzielnia mieszkaniowa, zwracając wydatki, ma obowiązek przygotowania informacji PIT-8C - przypomina Aleksandra Kosonowska.

Informacja PIT-8C dla podatnika stanowi podstawę do wypełnienia zeznania rocznego, zaś dla urzędu podstawę do jego zweryfikowania.

Rozliczenie refundacji kosztów stolarki okiennej przez spółdzielnie mieszkaniowe przysparza podatnikom wielu problemów. Na ten aspekt zwraca uwagę Krzysztof Ścipień, starszy asystent podatkowy w BDO Numerica International Auditors & Consultants biuro w Katowicach, który stwierdza, że wątpliwości rodzi rozbieżność stanowisk prezentowanych przez organy podatkowe oraz orzecznictwo sądów administracyjnych.

Do 17 grudnia 2008 r. obowiązywało korzystne dla podatników stanowisko MF, wyrażane również w wydawanych przez organy podatkowe interpretacjach, m.in. w postanowieniu naczelnika Urzędu Skarbowego w Prudniku z 29 maja 2007 r. (nr PD-406/2/07), zgodnie z którym wypłacone przez spółdzielnię członkom spółdzielni oraz osobom niebędącym jej członkami kwoty z tytułu częściowego zwrotu poniesionych przez nich uprzednio nakładów związanych z wymianą stolarki okiennej w lokalach mieszkalnych nie powodują powstania po stronie tych osób przysporzenia majątkowego, a więc nie stanowią przychodu podlegającego opodatkowaniu PIT.

- Zatem wypłaty refundacji nie stanowią przychodu z innych źródeł - podkreśla Krzysztof Ścipień.

*

Jakie stanowiska ws. opodatkowania refundacji można znaleźć w interpretacjach wydawanych przez naczelników urzędów skarbowych ? Co trzeba zrobić w szczególnej sytuacji, gdy zwrot środków za wymianę okien jest wypłacany lokatorom z funduszu remontowego, na który sami odprowadzają składki?

Więcej: Gazeta Prawna 20.03.2009 (56) - str.2-3

Ewa Matyszewska

inter4ia.pl/Piątek, 20 marca (06:00)

Wymiana okien - zwrot kosztów w PIT

Podatnicy, którzy wymienili okna na własny koszt, a następnie otrzymali zwrot tych środków, np. ze spółdzielni mieszkaniowej, muszą go wykazać w rocznym PIT i opodatkować jako dochód z innych źródeł. Takie stanowisko prezentuje Ministerstwo Finansów.

Jak podkreśla Aleksandra Kosonowska, starszy konsultant w Accreo Taxand, zdaniem MF zwrot wydatków stanowi dla lokatorów tzw. przychód z innych źródeł (bez względu na to, czy ma on formę pieniężną, czy też spółdzielnia zaliczyła go na poczet czynszu). Oznacza to, że w ocenie MF lokatorzy, otrzymujący zwrot wydatków ze spółdzielni, muszą zapłacić od niego podatek dochodowy od osób fizycznych obliczony według skali podatkowej.

- Rozliczenie zwrotu powinno nastąpić w zeznaniu rocznym (co do zasady PIT-36). Ministerstwo Finansów uznaje również, że spółdzielnia mieszkaniowa, zwracając wydatki, ma obowiązek przygotowania informacji PIT-8C - przypomina Aleksandra Kosonowska.

Informacja PIT-8C dla podatnika stanowi podstawę do wypełnienia zeznania rocznego, zaś dla urzędu podstawę do jego zweryfikowania.

Rozliczenie refundacji kosztów stolarki okiennej przez spółdzielnie mieszkaniowe przysparza podatnikom wielu problemów. Na ten aspekt zwraca uwagę Krzysztof Ścipień, starszy asystent podatkowy w BDO Numerica International Auditors & Consultants biuro w Katowicach, który stwierdza, że wątpliwości rodzi rozbieżność stanowisk prezentowanych przez organy podatkowe oraz orzecznictwo sądów administracyjnych.

Do 17 grudnia 2008 r. obowiązywało korzystne dla podatników stanowisko MF, wyrażane również w wydawanych przez organy podatkowe interpretacjach, m.in. w postanowieniu naczelnika Urzędu Skarbowego w Prudniku z 29 maja 2007 r. (nr PD-406/2/07), zgodnie z którym wypłacone przez spółdzielnię członkom spółdzielni oraz osobom niebędącym jej członkami kwoty z tytułu częściowego zwrotu poniesionych przez nich uprzednio nakładów związanych z wymianą stolarki okiennej w lokalach mieszkalnych nie powodują powstania po stronie tych osób przysporzenia majątkowego, a więc nie stanowią przychodu podlegającego opodatkowaniu PIT.

- Zatem wypłaty refundacji nie stanowią przychodu z innych źródeł - podkreśla Krzysztof Ścipień.

*

Jakie stanowiska ws. opodatkowania refundacji można znaleźć w interpretacjach wydawanych przez naczelników urzędów skarbowych ? Co trzeba zrobić w szczególnej sytuacji, gdy zwrot środków za wymianę okien jest wypłacany lokatorom z funduszu remontowego, na który sami odprowadzają składki?

Więcej: Gazeta Prawna 20.03.2009 (56) - str.2-3

Ewa Matyszewska

inter4ia.pl/Piątek, 20 marca (06:00)

Wreszcie straszak na dewelopera

Na fali upadłości deweloperów i dekoniunktury na rynku nieruchomości powstał pomysł, by zabezpieczyć interesy innych uczestników procesu budowlanego. Przybrał on formę obywatelskiej inicjatywy wprowadzającym instytucję hipoteki budowlanej.

Miałaby ona zapewniać innym uczestnikom procesu budowlanego (np. inżynierom, dostawcom oraz producentom materiałów i urządzeń, wykonawcom robót wykończeniowych) gwarancję zapłaty w razie ekonomicznych problemów dewelopera.

Zdaniem twórców projektu, zakres uprawnionych powinien być stosunkowo szeroki, jednak obejmować tylko tych wierzycieli, na których ciąży szczególne ryzyko. Chodzi tu o ryzyko, które z reguły nie występuje w przypadku innych należności z uwagi na możliwość skorzystania przez wierzyciela z ogólnych instrumentów prawa cywilnego (np. prawo do odstąpienia od umowy). Przedmiotem obciążenia tą hipoteką miałaby być nieruchomość, na której realizowana jest inwestycja budowlana.

Hipoteka budowlana byłaby hipoteką przymusową, podobnie jak w prawie niemieckim. Powstawałaby (tak jak umowna) z chwilą jej wpisu do księgi wieczystej, dokonanego na wniosek uprawnionego. Istotą tego rodzaju hipoteki jest możliwość uzyskania jej bez zgody właściciela nieruchomości obciążanej (inwestora). Hipoteka budowlana byłaby ponadto hipoteką kaucyjną (w dacie jej powstania z reguły nie jest wiadoma łączna kwota niespłaconych należności, które mają zostać zabezpieczone) oraz hipoteką "wspólną", tj. przysługującą wszystkim uczestnikom procesu budowlanego, którzy skorzystali z prawa do uzyskania zabezpieczenia hipotecznego. Między poszczególnymi uczestnikami nie obowiązywałaby zasada pierwszeństwa wpisu - byłoby to ich wspólne prawo.

Prawo do uzyskania hipoteki budowlanej

wynikałoby z samej ustawy. Uprawniony ("uczestnik inwestycji budowlanej") musiałby złożyć do sądu wniosek o wpis hipoteki. Podstawą uzyskania wpisu byłaby umowa zawarta między uczestnikami procesu budowlanego z podpisem notarialnie poświadczonym. Żądanie wpisu do księgi wieczystej mogłoby zostać ograniczone określonym terminem. W razie braku przeszkód prawnych sąd dokonywałby wpisu - w relacji do każdego kolejnego uczestnika inwestycji budowlanej. Dany uczestnik nie uzyskiwałby swej własnej hipoteki, lecz byłby "dopisywany" do wierzycieli figurujących już w księdze wieczystej jako uprawnionych z tytułu hipoteki ciążącej na obciążonej nieruchomości.

Inwestor powinien mieć możliwość kontroli osób, których wierzytelność została zabezpieczona hipoteką na jego nieruchomości. Dlatego, zdaniem twórców ustawy, powinien zostać wprowadzony obowiązek każdego uczestnika inwestycji budowlanej do zawiadomienia inwestora o złożeniu wniosku o wpis hipoteki do sądu oraz przedłożenia mu umowy stanowiącej podstawę wpisu. Zawiadomienie to powinno nastąpić wraz ze złożeniem wskazanego wniosku, względnie niezwłocznie po nim. Według pomysłodawców, rozważenia wymaga przyznanie inwestorowi prawa złożenia sprzeciwu wobec wpisu hipoteki obciążającej jego nieruchomość, ale w ograniczonym stopniu.

Hipoteka budowlana

wygasłaby w przypadku, gdy w określonym terminie od zakończenia inwestycji budowlanej (np. kilka miesięcy), nie zostałby złożony wniosek o wszczęcie egzekucji z nieruchomości obciążonej tą hipoteką i w przypadkach, w których wygasa zwykła hipoteka. Jak podkreśla Wojciech Szabunio, radca prawny, procedura związana z inwestycjami budowlanymi jest długotrwała i wiąże się z koniecznością zapewnienia finansowania przez dłuższy okres. Specyfiką polskiego rynku jest finansowanie działalności przez nabywców lokali mieszkalnych.

- Drugą stroną procesu są podmioty świadczące usługi na rzecz firm deweloperskich, w tym wykonawcy i podwykonawcy realizujący prace budowlane - mówi Wojciech Szabunio. - W tym zakresie problemem, oczywiście bardzo ważnym, jest zapewnienie zapłaty za wykonane usługi. Inicjatywa wprowadzenia hipoteki budowlanej może być metodą pozwalającą podmiotom realizującym prace na rzecz deweloperów na zmniejszenie ryzyka związanego z niewypłacalnością deweloperów. Co więcej, ustanowienie hipoteki może być swego rodzaju "straszakiem" dla deweloperów, którzy mają jeszcze niesprzedane lokale. Z punktu widzenia nabywców, zakup obciążonej hipoteką nieruchomości jest obarczony ryzykiem związanym z egzekucją z nabytej nieruchomości. Pamiętać należy jednak, że proponowane rozwiązania mają chronić tylko jedną ze stron procesu inwestycyjnego.

W odniesieniu do inwestycji komercyjnych hipoteka budowlana może być skutecznym narzędziem odzyskiwania należności. W odniesieniu do inwestycji mieszkaniowych pojawia się problem "społeczny", który również należy brać pod uwagę.

TOMASZ BORKOWSKI

źródło informacji: Gazeta Bankowa

Wreszcie straszak na dewelopera

Na fali upadłości deweloperów i dekoniunktury na rynku nieruchomości powstał pomysł, by zabezpieczyć interesy innych uczestników procesu budowlanego. Przybrał on formę obywatelskiej inicjatywy wprowadzającym instytucję hipoteki budowlanej.

Miałaby ona zapewniać innym uczestnikom procesu budowlanego (np. inżynierom, dostawcom oraz producentom materiałów i urządzeń, wykonawcom robót wykończeniowych) gwarancję zapłaty w razie ekonomicznych problemów dewelopera.

Zdaniem twórców projektu, zakres uprawnionych powinien być stosunkowo szeroki, jednak obejmować tylko tych wierzycieli, na których ciąży szczególne ryzyko. Chodzi tu o ryzyko, które z reguły nie występuje w przypadku innych należności z uwagi na możliwość skorzystania przez wierzyciela z ogólnych instrumentów prawa cywilnego (np. prawo do odstąpienia od umowy). Przedmiotem obciążenia tą hipoteką miałaby być nieruchomość, na której realizowana jest inwestycja budowlana.

Hipoteka budowlana byłaby hipoteką przymusową, podobnie jak w prawie niemieckim. Powstawałaby (tak jak umowna) z chwilą jej wpisu do księgi wieczystej, dokonanego na wniosek uprawnionego. Istotą tego rodzaju hipoteki jest możliwość uzyskania jej bez zgody właściciela nieruchomości obciążanej (inwestora). Hipoteka budowlana byłaby ponadto hipoteką kaucyjną (w dacie jej powstania z reguły nie jest wiadoma łączna kwota niespłaconych należności, które mają zostać zabezpieczone) oraz hipoteką "wspólną", tj. przysługującą wszystkim uczestnikom procesu budowlanego, którzy skorzystali z prawa do uzyskania zabezpieczenia hipotecznego. Między poszczególnymi uczestnikami nie obowiązywałaby zasada pierwszeństwa wpisu - byłoby to ich wspólne prawo.

Prawo do uzyskania hipoteki budowlanej

wynikałoby z samej ustawy. Uprawniony ("uczestnik inwestycji budowlanej") musiałby złożyć do sądu wniosek o wpis hipoteki. Podstawą uzyskania wpisu byłaby umowa zawarta między uczestnikami procesu budowlanego z podpisem notarialnie poświadczonym. Żądanie wpisu do księgi wieczystej mogłoby zostać ograniczone określonym terminem. W razie braku przeszkód prawnych sąd dokonywałby wpisu - w relacji do każdego kolejnego uczestnika inwestycji budowlanej. Dany uczestnik nie uzyskiwałby swej własnej hipoteki, lecz byłby "dopisywany" do wierzycieli figurujących już w księdze wieczystej jako uprawnionych z tytułu hipoteki ciążącej na obciążonej nieruchomości.

Inwestor powinien mieć możliwość kontroli osób, których wierzytelność została zabezpieczona hipoteką na jego nieruchomości. Dlatego, zdaniem twórców ustawy, powinien zostać wprowadzony obowiązek każdego uczestnika inwestycji budowlanej do zawiadomienia inwestora o złożeniu wniosku o wpis hipoteki do sądu oraz przedłożenia mu umowy stanowiącej podstawę wpisu. Zawiadomienie to powinno nastąpić wraz ze złożeniem wskazanego wniosku, względnie niezwłocznie po nim. Według pomysłodawców, rozważenia wymaga przyznanie inwestorowi prawa złożenia sprzeciwu wobec wpisu hipoteki obciążającej jego nieruchomość, ale w ograniczonym stopniu.

Hipoteka budowlana

wygasłaby w przypadku, gdy w określonym terminie od zakończenia inwestycji budowlanej (np. kilka miesięcy), nie zostałby złożony wniosek o wszczęcie egzekucji z nieruchomości obciążonej tą hipoteką i w przypadkach, w których wygasa zwykła hipoteka. Jak podkreśla Wojciech Szabunio, radca prawny, procedura związana z inwestycjami budowlanymi jest długotrwała i wiąże się z koniecznością zapewnienia finansowania przez dłuższy okres. Specyfiką polskiego rynku jest finansowanie działalności przez nabywców lokali mieszkalnych.

- Drugą stroną procesu są podmioty świadczące usługi na rzecz firm deweloperskich, w tym wykonawcy i podwykonawcy realizujący prace budowlane - mówi Wojciech Szabunio. - W tym zakresie problemem, oczywiście bardzo ważnym, jest zapewnienie zapłaty za wykonane usługi. Inicjatywa wprowadzenia hipoteki budowlanej może być metodą pozwalającą podmiotom realizującym prace na rzecz deweloperów na zmniejszenie ryzyka związanego z niewypłacalnością deweloperów. Co więcej, ustanowienie hipoteki może być swego rodzaju "straszakiem" dla deweloperów, którzy mają jeszcze niesprzedane lokale. Z punktu widzenia nabywców, zakup obciążonej hipoteką nieruchomości jest obarczony ryzykiem związanym z egzekucją z nabytej nieruchomości. Pamiętać należy jednak, że proponowane rozwiązania mają chronić tylko jedną ze stron procesu inwestycyjnego.

W odniesieniu do inwestycji komercyjnych hipoteka budowlana może być skutecznym narzędziem odzyskiwania należności. W odniesieniu do inwestycji mieszkaniowych pojawia się problem "społeczny", który również należy brać pod uwagę.

TOMASZ BORKOWSKI

źródło informacji: Gazeta Bankowa

Dolarowa bomba

Luźna polityka monetarna może dać tylko jeden skutek – inflację. Ponieważ dotyczy to dolara, czyli pieniądza światowego, jego inflacja dotknie finansowy rynek międzynarodowy.
Peter D. Schiff jest teraz jedną z najbardziej znanych postaci w amerykańskim świecie finansów. Przewidział obecny kryzys i to wtedy, gdy indeksy amerykańskiej giełdy pięły się w górę jak szalone, wszyscy brali kredyty i kupowali domy, a pośrednicy w imieniu banków wciskali kredyty bezrobotnym, mającym na koncie jedynie długi. W efekcie 69 proc. Amerykanów miało domy! Że wciskany bez opamiętania kredyt był bez pokrycia? Cóż z tego: wystarczyło – w myśl tej filozofii działania – poczekać 2-3 lata, w tym czasie spłacić hipotekę (na pytanie: z czego? – nie szukano dociekliwych odpowiedzi)… i sprzedać dom z zyskiem. Póki co można było zwiększać dług na kartach kredytowych (każdy Amerykanin miał ich pełny portfel), a rosnące zadłużenie szło na konto przyszłych zysków. Ameryka żyła w błogim świecie nieokiełzanej konsumpcji – na kredyt.

Rząd też się zadłużał, ale cały świat kupował papiery skarbowe. Alan Greenspan ciął stopy procentowe, pieniądz był tani, sprzedaż rosła. Zapowiadała się dla Stanów Zjednoczonych kolejna wspaniała dekada. Owszem, były spory, jak to przed wyborami: Afganistan, problem czy wystawienie choinki przed świętami nie narusza praw obywatelskich ateistów i czy już zaatakować Pakistan.

Schiff przestrzegał

Chyba jesienią 2007 r. odbyła się przed kamerami CNN debata o stanie koniunktury w USA (można ją jeszcze dzisiaj obejrzeć na YouTube). Z jednej strony kilku profesorów ekonomii – wśród nich najbardziej elokwentny Arthur Laffer (tak, ten od krzywej Laffera) – z drugiej, jakby trochę prowincjonalny inwestor Peter Schiff, autor kilku artykułów przedstawiających obraz gospodarki amerykańskiej w zgoła odmiennym świetle. Schiff sypał liczbami: wzrasta dług publiczny, stopa procentowa jest praktycznie ujemna, bilans handlu zagranicznego coraz gorszy, a kraj systematycznie pozbawia się przemysłu, eksportując go do Azji, łącznie z miejscami pracy. Ameryka żyje na kredyt, mamy tylko olbrzymi sektor finansowy, który produkuje gigantyczną ilość papierów i zyski, ale są to zyski papierowe. To wszystko się kiedyś zawali, Ameryka jest bankrutem – kasandrycznie ostrzegał Schiff. Laffer go wyśmiał, twierdząc, że Schiff myli dane i w ogóle jest niekompetentny. Argumentował, że przecież cały świat bije się o to, żeby tylko zainwestować kapitał w Stanach Zjednoczonych.

Dzisiaj Schiff został bez mała uznany za wizjonera, ma znaną firmę inwestycyjną. Napisał książkę „Cash Proof. How to Profit from the Coming Economic Collapse”, skierowaną do inwestorów, w której przestrzega przed gigantycznym kryzysem dolara i daje rady jak uniknąć strat i osiągnąć duże zyski.

Książka jest omawiana na portalu Money Morning; jeśli idzie o konkretne rady dla inwestorów, to trzeba książkę kupić (49 $), ale diagnoza Schiffa jest w internecie darmo. Ponieważ jak na razie diagnozy Schiffa się sprawdzają, może warto zapoznać się z jego argumentacją. Ciekawe jest zwłaszcza wytłumaczenie dlaczego mimo pogłębiającego się kryzysu w USA i coraz gorszych perspektyw (ostatnio skorygowane dane na IV kwartał 2008 r. wykazują już spadek ponad 6 proc. PKB), dolar cieszy się niesłabnącym powodzeniem inwestorów na całym świecie. Skąd ten pęd do wyprzedaży aktywów i ucieczka w płynność?

Ucieczka w płynność

Przez ostatnie lata narastał olbrzymi balon papierów wartościowych. Tylko w latach 2005-2010 wartość wszystkich światowych akcji, obligacji, CDS-ów i innych finansowych aktywów urósł – wg McKinsey Globar Institute – ze 118 bilionów do 200 bilionów dolarów. Wzrost o 69 proc. w ciągu 5 lat! Ta gigantyczna suma aktywów nie ma oczywiście pokrycia, to tylko papiery i zapisy na kontach (PKB światowy wynosi ok. 40 bilionów dolarów).

Na razie tylko drobna część tej bańki pękła. Ponieważ nie wiadomo, które aktywa i w jakim stopniu są „puste”, wobec powszechnego braku zaufania inwestorów do siebie, obserwujemy zjawisko ucieczki inwestorów od wszystkich aktywów jakimi dysponują, siłą rzeczy również od tych dobrych. Inwestorzy uciekają w płynność, to znaczy w pieniądz. A ponieważ nikt nie trzyma dłużej gotówki, bo to nie przynosi zysku, ucieka się w amerykańskie papiery skarbowe.

Przy takim popycie na pieniądz jest go ciągle za mało, dlatego też szef Fedu Ben S. Bernanke zasila system w płynność. Zwiększając bilans Fed wpływa na możliwość kreacji pieniądza przez banki, czasami sam stając się bezpośrednio kredytodawcą firm (np. udzielając im kredytu w zamian za ich obligacje). Nie sposób nie zauważyć, że w ten sposób nie rozwiązuje się problemu „pustych” aktywów, a jedynie podtrzymuje funkcjonowanie chorego systemu.

Główny ciężar zasilania systemu bankowego wziął jednak na siebie rząd. Mając już i tak coraz większy deficyt strukturalny w budżecie (dług publiczny już przekracza 10,6 bln dolarów), prezentuje kolejne plany (bailout) zasilania banków. W roku 2009 – 1,75 bln dolarów, a w roku 2010 – 1,17 bln dolarów.

Według „San Francisco Chronicle”, całkowite zobowiązania finansowe państwa, a więc kolejne programy ratowania banków wraz z już uchwalonymi programami zasileń oraz zobowiązaniami przyjętymi wcześniej (gwarancje dla Fannie i Freddie, wydatki wojskowe, budżet NASA etc.) – wynoszą 8,5 bln dolarów. To prawie tyle ile wynosi już istniejący dług publiczny (deficyt budżetowy USA w obecnym roku to 12 proc. PKB).

Taka sytuacja powoduje masową podaż rządowych papierów wartościowych, które są ciągle najbardziej płynne, mimo że przy stopie procentowej bliskiej 0 ich rentowność jest – biorąc pod uwagę inflację – minusowa. Inwestorzy z całego świata, uciekając od aktywów w płynność, kupują te papiery. Tym samym utrzymują ciągle kurs dolara na wysokim poziomie i umacniają jednocześnie rząd amerykański w jego dotychczasowej strategii – w istocie kreacji z długu pustego pieniądza. Jak niektórzy (np. Roubini) zauważyli, rząd amerykański, kiedy przyjdzie czas, nie będzie w stanie wykupić tych obligacji: będzie je tylko rolował. A więc kupujący nie odzyskają sumy zainwestowanej, tylko – przez jakiś czas – oprocentowanie. Do istniejącej już piramidy złych długów banków dojdzie kolejna piramida: długów rządu. W końcu inwestorzy zorientują się, że rząd działa jak pompa zasysająca ich oszczędności – tylko w jedną stronę.

Kiedy wybuchnie bomba

Luźna polityka monetarna i luźna polityka pieniężna może dać tylko jeden skutek – inflację. Ponieważ dotyczy to dolara jako ciągle pieniądza światowego, inflacja dolara dotknie cały finansowy rynek międzynarodowy. Wtedy zacznie się paniczna ucieczka od dolara, tak jak obecnie – do dolara. Może wywołać to kryzys na skalę dużo większą niż obecnie. Bo będzie to już nie tylko kryzys systemu finansowego, ale kryzys pieniądza. Schiff pisze: „bomba dotknie każdego, kto jest w promieniu rażenia”. Pierwsi (najlepiej poinformowani) uciekną, reszta pozostanie z coraz mniej wartościowym dolarem, który każdy będzie chciał sprzedać. Grozi wybuch „bomby dolarowej” i dlatego Schiff radzi: uciekaj od dolara już teraz. W złoto, inne waluty (np. franki szwajcarskie), w akcje dobrych firm na rynkach rozwijających się, które przetrwają kataklizm, np. Azji, Ameryki Łacińskiej.

Dlaczego ta bomba dotąd nie wybuchła? Bo ciągle jest powstrzymywana przez przeciwdziałający wektor ucieczki w płynność. Ale kiedy wybuchnie, to – zdaniem Schiffa – pochłonie biliony pustych dolarów. W pewnym sensie inwestorzy już „czują bluesa”; rośnie popyt na złoto i rośnie jego cena. Wkrótce zapewne wzrośnie popyt na surowce i cena kontraktów surowcowych pójdzie w górę. To też pewniejsze zabezpieczenie niż papier.

Na razie wszyscy myślą o groźbie recesji, nie dostrzegając dużo poważniejszej groźby. Lont już się tli. Bernanke łudzi się, że jak przyjdzie ożywienie, to „poskromi tygrysa inflacji”… Tylko czy zdąży...

Prof. Tomasz Gruszecki

Autor jest pracownikiem Instytutu Ekonomii KUL
onet.pl/
(Gazeta Bankowa/16.03.2009, godz. 20:05)

Dolarowa bomba

Luźna polityka monetarna może dać tylko jeden skutek – inflację. Ponieważ dotyczy to dolara, czyli pieniądza światowego, jego inflacja dotknie finansowy rynek międzynarodowy.
Peter D. Schiff jest teraz jedną z najbardziej znanych postaci w amerykańskim świecie finansów. Przewidział obecny kryzys i to wtedy, gdy indeksy amerykańskiej giełdy pięły się w górę jak szalone, wszyscy brali kredyty i kupowali domy, a pośrednicy w imieniu banków wciskali kredyty bezrobotnym, mającym na koncie jedynie długi. W efekcie 69 proc. Amerykanów miało domy! Że wciskany bez opamiętania kredyt był bez pokrycia? Cóż z tego: wystarczyło – w myśl tej filozofii działania – poczekać 2-3 lata, w tym czasie spłacić hipotekę (na pytanie: z czego? – nie szukano dociekliwych odpowiedzi)… i sprzedać dom z zyskiem. Póki co można było zwiększać dług na kartach kredytowych (każdy Amerykanin miał ich pełny portfel), a rosnące zadłużenie szło na konto przyszłych zysków. Ameryka żyła w błogim świecie nieokiełzanej konsumpcji – na kredyt.

Rząd też się zadłużał, ale cały świat kupował papiery skarbowe. Alan Greenspan ciął stopy procentowe, pieniądz był tani, sprzedaż rosła. Zapowiadała się dla Stanów Zjednoczonych kolejna wspaniała dekada. Owszem, były spory, jak to przed wyborami: Afganistan, problem czy wystawienie choinki przed świętami nie narusza praw obywatelskich ateistów i czy już zaatakować Pakistan.

Schiff przestrzegał

Chyba jesienią 2007 r. odbyła się przed kamerami CNN debata o stanie koniunktury w USA (można ją jeszcze dzisiaj obejrzeć na YouTube). Z jednej strony kilku profesorów ekonomii – wśród nich najbardziej elokwentny Arthur Laffer (tak, ten od krzywej Laffera) – z drugiej, jakby trochę prowincjonalny inwestor Peter Schiff, autor kilku artykułów przedstawiających obraz gospodarki amerykańskiej w zgoła odmiennym świetle. Schiff sypał liczbami: wzrasta dług publiczny, stopa procentowa jest praktycznie ujemna, bilans handlu zagranicznego coraz gorszy, a kraj systematycznie pozbawia się przemysłu, eksportując go do Azji, łącznie z miejscami pracy. Ameryka żyje na kredyt, mamy tylko olbrzymi sektor finansowy, który produkuje gigantyczną ilość papierów i zyski, ale są to zyski papierowe. To wszystko się kiedyś zawali, Ameryka jest bankrutem – kasandrycznie ostrzegał Schiff. Laffer go wyśmiał, twierdząc, że Schiff myli dane i w ogóle jest niekompetentny. Argumentował, że przecież cały świat bije się o to, żeby tylko zainwestować kapitał w Stanach Zjednoczonych.

Dzisiaj Schiff został bez mała uznany za wizjonera, ma znaną firmę inwestycyjną. Napisał książkę „Cash Proof. How to Profit from the Coming Economic Collapse”, skierowaną do inwestorów, w której przestrzega przed gigantycznym kryzysem dolara i daje rady jak uniknąć strat i osiągnąć duże zyski.

Książka jest omawiana na portalu Money Morning; jeśli idzie o konkretne rady dla inwestorów, to trzeba książkę kupić (49 $), ale diagnoza Schiffa jest w internecie darmo. Ponieważ jak na razie diagnozy Schiffa się sprawdzają, może warto zapoznać się z jego argumentacją. Ciekawe jest zwłaszcza wytłumaczenie dlaczego mimo pogłębiającego się kryzysu w USA i coraz gorszych perspektyw (ostatnio skorygowane dane na IV kwartał 2008 r. wykazują już spadek ponad 6 proc. PKB), dolar cieszy się niesłabnącym powodzeniem inwestorów na całym świecie. Skąd ten pęd do wyprzedaży aktywów i ucieczka w płynność?

Ucieczka w płynność

Przez ostatnie lata narastał olbrzymi balon papierów wartościowych. Tylko w latach 2005-2010 wartość wszystkich światowych akcji, obligacji, CDS-ów i innych finansowych aktywów urósł – wg McKinsey Globar Institute – ze 118 bilionów do 200 bilionów dolarów. Wzrost o 69 proc. w ciągu 5 lat! Ta gigantyczna suma aktywów nie ma oczywiście pokrycia, to tylko papiery i zapisy na kontach (PKB światowy wynosi ok. 40 bilionów dolarów).

Na razie tylko drobna część tej bańki pękła. Ponieważ nie wiadomo, które aktywa i w jakim stopniu są „puste”, wobec powszechnego braku zaufania inwestorów do siebie, obserwujemy zjawisko ucieczki inwestorów od wszystkich aktywów jakimi dysponują, siłą rzeczy również od tych dobrych. Inwestorzy uciekają w płynność, to znaczy w pieniądz. A ponieważ nikt nie trzyma dłużej gotówki, bo to nie przynosi zysku, ucieka się w amerykańskie papiery skarbowe.

Przy takim popycie na pieniądz jest go ciągle za mało, dlatego też szef Fedu Ben S. Bernanke zasila system w płynność. Zwiększając bilans Fed wpływa na możliwość kreacji pieniądza przez banki, czasami sam stając się bezpośrednio kredytodawcą firm (np. udzielając im kredytu w zamian za ich obligacje). Nie sposób nie zauważyć, że w ten sposób nie rozwiązuje się problemu „pustych” aktywów, a jedynie podtrzymuje funkcjonowanie chorego systemu.

Główny ciężar zasilania systemu bankowego wziął jednak na siebie rząd. Mając już i tak coraz większy deficyt strukturalny w budżecie (dług publiczny już przekracza 10,6 bln dolarów), prezentuje kolejne plany (bailout) zasilania banków. W roku 2009 – 1,75 bln dolarów, a w roku 2010 – 1,17 bln dolarów.

Według „San Francisco Chronicle”, całkowite zobowiązania finansowe państwa, a więc kolejne programy ratowania banków wraz z już uchwalonymi programami zasileń oraz zobowiązaniami przyjętymi wcześniej (gwarancje dla Fannie i Freddie, wydatki wojskowe, budżet NASA etc.) – wynoszą 8,5 bln dolarów. To prawie tyle ile wynosi już istniejący dług publiczny (deficyt budżetowy USA w obecnym roku to 12 proc. PKB).

Taka sytuacja powoduje masową podaż rządowych papierów wartościowych, które są ciągle najbardziej płynne, mimo że przy stopie procentowej bliskiej 0 ich rentowność jest – biorąc pod uwagę inflację – minusowa. Inwestorzy z całego świata, uciekając od aktywów w płynność, kupują te papiery. Tym samym utrzymują ciągle kurs dolara na wysokim poziomie i umacniają jednocześnie rząd amerykański w jego dotychczasowej strategii – w istocie kreacji z długu pustego pieniądza. Jak niektórzy (np. Roubini) zauważyli, rząd amerykański, kiedy przyjdzie czas, nie będzie w stanie wykupić tych obligacji: będzie je tylko rolował. A więc kupujący nie odzyskają sumy zainwestowanej, tylko – przez jakiś czas – oprocentowanie. Do istniejącej już piramidy złych długów banków dojdzie kolejna piramida: długów rządu. W końcu inwestorzy zorientują się, że rząd działa jak pompa zasysająca ich oszczędności – tylko w jedną stronę.

Kiedy wybuchnie bomba

Luźna polityka monetarna i luźna polityka pieniężna może dać tylko jeden skutek – inflację. Ponieważ dotyczy to dolara jako ciągle pieniądza światowego, inflacja dolara dotknie cały finansowy rynek międzynarodowy. Wtedy zacznie się paniczna ucieczka od dolara, tak jak obecnie – do dolara. Może wywołać to kryzys na skalę dużo większą niż obecnie. Bo będzie to już nie tylko kryzys systemu finansowego, ale kryzys pieniądza. Schiff pisze: „bomba dotknie każdego, kto jest w promieniu rażenia”. Pierwsi (najlepiej poinformowani) uciekną, reszta pozostanie z coraz mniej wartościowym dolarem, który każdy będzie chciał sprzedać. Grozi wybuch „bomby dolarowej” i dlatego Schiff radzi: uciekaj od dolara już teraz. W złoto, inne waluty (np. franki szwajcarskie), w akcje dobrych firm na rynkach rozwijających się, które przetrwają kataklizm, np. Azji, Ameryki Łacińskiej.

Dlaczego ta bomba dotąd nie wybuchła? Bo ciągle jest powstrzymywana przez przeciwdziałający wektor ucieczki w płynność. Ale kiedy wybuchnie, to – zdaniem Schiffa – pochłonie biliony pustych dolarów. W pewnym sensie inwestorzy już „czują bluesa”; rośnie popyt na złoto i rośnie jego cena. Wkrótce zapewne wzrośnie popyt na surowce i cena kontraktów surowcowych pójdzie w górę. To też pewniejsze zabezpieczenie niż papier.

Na razie wszyscy myślą o groźbie recesji, nie dostrzegając dużo poważniejszej groźby. Lont już się tli. Bernanke łudzi się, że jak przyjdzie ożywienie, to „poskromi tygrysa inflacji”… Tylko czy zdąży...

Prof. Tomasz Gruszecki

Autor jest pracownikiem Instytutu Ekonomii KUL
onet.pl/
(Gazeta Bankowa/16.03.2009, godz. 20:05)

Je z prawem, możesz zalegać z rachunkami

Kryzys spowodował, że część z nas ma problemy z terminowym płaceniem rachunków. Z naszego czata dowiesz się, jak uniknąć wpisu do rejestru dłużników. Odpowiemy także na pytanie, które rachunki można opłacić w późniejszym terminie, bo termin ich egzekucji jest opóźniony. Dowiesz się również po jakim czasie zostanie ci odcięta energia elektryczna, gaz lub woda. Na pytania Internautów będzie odpowiadać Michał Kosiarski, ekspert z dziennika "Rzeczpospolita".
Jak długo mogę nie płacić za czynsz mieszkania we wspólnocie mieszkaniowej, tzn. chodzi, o opóźnienie w płatności?
Nie ma jakiś specjalnie określonych terminów, od aktywności wspólnoty zależy, kiedy zacznie się upominać o takie opłaty. Natomiast konsekwencją niepłacenia może być nawet licytacja mieszkania.

Jak długo, zgodnie z prawem, mogę zalegać z rachunkami i czy fakt utraty pracy z powodu redukcji jest jakimś czynnikiem umożliwiającym oddalenie na jakiś czas roszczeń i uniknięcie komornika?
Wszystko zależy od tego, jaka to jest umowa, czy jest to umowa o Internet, dostawa prądu, innych mediów, bo od tego zależy jak długo można przeciągać płacenie i od tego zależą ewentualne konsekwencje. W sumie najszybciej trzeba płacić rachunki tzw. telekomunikacyjny, czyli za telefon, Internet, telewizję kablową, bo ci operatorzy mogą najszybciej upomnieć się o swoje pieniądze i najłatwiej im zablokować nam ich usługi.

Po jakim czasie powinnam dostać, wezwanie do zapłaty - za nieuregulowaną fakturę za energię elektryczną.
Zakład energetyczny z reguły upomina się po miesiącu od terminu płatności.

Zalegałem z rachunkiem za tel. kom. Dług przejęła firma windykacyjna. Kiedy trafię do rejestru dłużników? Kiedy upływa termin przedawnienia sprawy? Nic nigdy nie wpłacałem. Sprawa już się ciągnie ok. 7 lat. Czy może do mnie jeszcze trafić komornik?
To, czy trafimy do rejestru dłużników zależy od wysokości naszego długu, bo jeśli jest to poniżej 200 zł to wtedy się nie trafi. Firma windykacyjna miałaby problemy z zasądzeniem tej wierzytelności, bo minął duży czas od terminu zapłaty. A komornik powinien mieć orzeczenie sądu, by ściągać pieniądze od dłużnika.

Często jadę za granicę i nie ma mnie w domu ok. 3 miesięcy. Nie mogę zapłacić z góry. Chodzi o rachunki za gaz i elektrykę?
To jest duży problem, bo rozliczenia te następują w długich okresach płatności, w przypadku zakładów energetycznych dostajemy po kilka faktur równocześnie z różnymi terminami zapłaty. I nic nie stoi na przeszkodzie by zapłacić je z góry, problemem może być sytuacja, gdy faktury przyjdą podczas naszej nieobecności i nie zapłacimy ich w terminie, nie odbierzemy wezwania do zapłaty i odłączą nam prąd. Wtedy jedyną szansą jest to, że nie doszło do zapłaty z naszej winy. Takie sporne sprawy można kierować do urzędu regulacji energetyki, przy którym działa specjalna komórka, której zadaniem jest pomoc konsumentom, to tzw. rzecznik odbiorców paliw i energii.

Czy jest możliwość uzgodnienia płacenia rachunków za prąd i wodę raz na kwartał? Wystarczy podpisać umowę z takim terminem płatności?

Myślę, że można spróbować negocjować z zakładem energetycznymi i wodociągami taką formę płatności, ponieważ są to umowy cywilno prawne. Przeszkodą mogą być regulaminy świadczenia usług, które mają te przedsiębiorstwa i które określają zasady płatności.

Michał Kosiarski

wp.pl | 19.03.2009 | 12:39

Je z prawem, możesz zalegać z rachunkami

Kryzys spowodował, że część z nas ma problemy z terminowym płaceniem rachunków. Z naszego czata dowiesz się, jak uniknąć wpisu do rejestru dłużników. Odpowiemy także na pytanie, które rachunki można opłacić w późniejszym terminie, bo termin ich egzekucji jest opóźniony. Dowiesz się również po jakim czasie zostanie ci odcięta energia elektryczna, gaz lub woda. Na pytania Internautów będzie odpowiadać Michał Kosiarski, ekspert z dziennika "Rzeczpospolita".
Jak długo mogę nie płacić za czynsz mieszkania we wspólnocie mieszkaniowej, tzn. chodzi, o opóźnienie w płatności?
Nie ma jakiś specjalnie określonych terminów, od aktywności wspólnoty zależy, kiedy zacznie się upominać o takie opłaty. Natomiast konsekwencją niepłacenia może być nawet licytacja mieszkania.

Jak długo, zgodnie z prawem, mogę zalegać z rachunkami i czy fakt utraty pracy z powodu redukcji jest jakimś czynnikiem umożliwiającym oddalenie na jakiś czas roszczeń i uniknięcie komornika?
Wszystko zależy od tego, jaka to jest umowa, czy jest to umowa o Internet, dostawa prądu, innych mediów, bo od tego zależy jak długo można przeciągać płacenie i od tego zależą ewentualne konsekwencje. W sumie najszybciej trzeba płacić rachunki tzw. telekomunikacyjny, czyli za telefon, Internet, telewizję kablową, bo ci operatorzy mogą najszybciej upomnieć się o swoje pieniądze i najłatwiej im zablokować nam ich usługi.

Po jakim czasie powinnam dostać, wezwanie do zapłaty - za nieuregulowaną fakturę za energię elektryczną.
Zakład energetyczny z reguły upomina się po miesiącu od terminu płatności.

Zalegałem z rachunkiem za tel. kom. Dług przejęła firma windykacyjna. Kiedy trafię do rejestru dłużników? Kiedy upływa termin przedawnienia sprawy? Nic nigdy nie wpłacałem. Sprawa już się ciągnie ok. 7 lat. Czy może do mnie jeszcze trafić komornik?
To, czy trafimy do rejestru dłużników zależy od wysokości naszego długu, bo jeśli jest to poniżej 200 zł to wtedy się nie trafi. Firma windykacyjna miałaby problemy z zasądzeniem tej wierzytelności, bo minął duży czas od terminu zapłaty. A komornik powinien mieć orzeczenie sądu, by ściągać pieniądze od dłużnika.

Często jadę za granicę i nie ma mnie w domu ok. 3 miesięcy. Nie mogę zapłacić z góry. Chodzi o rachunki za gaz i elektrykę?
To jest duży problem, bo rozliczenia te następują w długich okresach płatności, w przypadku zakładów energetycznych dostajemy po kilka faktur równocześnie z różnymi terminami zapłaty. I nic nie stoi na przeszkodzie by zapłacić je z góry, problemem może być sytuacja, gdy faktury przyjdą podczas naszej nieobecności i nie zapłacimy ich w terminie, nie odbierzemy wezwania do zapłaty i odłączą nam prąd. Wtedy jedyną szansą jest to, że nie doszło do zapłaty z naszej winy. Takie sporne sprawy można kierować do urzędu regulacji energetyki, przy którym działa specjalna komórka, której zadaniem jest pomoc konsumentom, to tzw. rzecznik odbiorców paliw i energii.

Czy jest możliwość uzgodnienia płacenia rachunków za prąd i wodę raz na kwartał? Wystarczy podpisać umowę z takim terminem płatności?

Myślę, że można spróbować negocjować z zakładem energetycznymi i wodociągami taką formę płatności, ponieważ są to umowy cywilno prawne. Przeszkodą mogą być regulaminy świadczenia usług, które mają te przedsiębiorstwa i które określają zasady płatności.

Michał Kosiarski

wp.pl | 19.03.2009 | 12:39

Kulczyk będzie sprzedawał kredyty w małych miastach

Po trzech latach przerwy Jan Kulczyk wraca na rynek finansowy. Nie osobiście, a przez zajmującą się inwestycjami spółkę Kulczyk Investments. W ubiegłym roku zainwestowała ona w pośrednika finansowego Family Finance, który 30 marca rozpocznie działalność. Jaki jest cel tej inwestycji? Nie wiadomo.
W pierwszym etapie rozwoju będziemy sprzedawali wyłącznie kredyty konsumpcyjne - mówi Ireneusz Kasner, prezes Family Finance. Już mamy podpisane umowy, albo kończymy rozmowy z m.in. DB PBC, Euro Bankiem, GE Money, Polbankiem EFG, Getin Bankiem, PKO BP, Sygma Bankiem, czy mBankiem - dodaje. Podkreśla, że firma nie zamierza walczyć o klientów w wielkich aglomeracjach. Skoncentruje się na miastach zamieszkanych przez 35-150 tys. osób. A takich w naszym kraju, jak policzył zarząd, jest 82 i tyle docelowo placówek zamierza mieć pośrednik.

Na razie gotowe do startu są oddziały w Tychach, Lesznie, Głogowie, Rybniku, Gorzowie Wielkopolskim i Jaworznie.
Family Finance nie będzie więc walczył o klientów z największymi pośrednikami, jak Open Finance czy Expander. Za to zamierza szukać kredytobiorców w miastach, w których nawet banki nie toczą między sobą wojny o klientów - ocenia Sebastian Gawłowski, analityk Money.pl.

Zarząd spółki jest zdania, że w tym roku to właśnie kredyty konsumpcyjne będą rozwijały się najszybciej. Zresztą na tym rynku dynamiczny wzrost widać już od kilku lat. W styczniu tego roku wartość portfela kredytów konsumpcyjnych w polskich bankach wzrosła do 98 mld zł. Była o ok. 35 proc. wyższa niż przed rokiem.
W tym roku wzrost wyniesie ok. 12 proc. - ocenia Ireneusz Kasner. Kulczyk Investments na cały projekt Family Finance wyda kilkadziesiąt milionów złotych, które mają się zwrócić w ciągu maksymalnie 3 lat. Co ciekawe, koncepcję Family Finance Ireneusz Kasner stworzył, będąc jeszcze wiceprezesem BWE (obecnie Meritum Bank). Fundusz Inwestycyjny Innova Capital, który przejął BWE, pozwolił mu odejść ze spółki z projektem do Kulczyk Investments i nie wziął za to ani grosza. Równocześnie Kasner, podając na talerzu gotowy koncept ogólnopolskiego pośrednika finansowego, nie dostał od Kulczyk Investments akcji spółki.

Nie wiadomo także, jakimi motywami kierował się inwestor kontrolowany przez Jana Kulczyka, inwestując w startującego od zera pośrednika finansowego. Na wszystkie pytania dotyczące: przejmowania przez Family Finance innych pośredników, przekształcenia w bank, planów zakupu banku na rynku, Marta Wysocka, zastępca dyrektora ds. komunikacji korporacyjnej, odpowiada: Obecnie nie mamy takich planów.

Family Finance to powrót Jana Kulczyka na rynek finansowy. W 2006 r. sprzedał on belgijskiej grupie KBC swoje udziały w jednym z największych towarzystw ubezpieczeniowych - Warcie. Wyszedł też z PTE DOM. Od tego czasu jego uwaga, a konkretnie uwaga Kulczyk Investments (powstałego w 2007 r. na fundamentach Kulczyk Holding), koncentruje się na inwestycjach w firmy poszukujące ropy naftowej i surowców mineralnych oraz wydobywające je, a także wytwarzające i sprzedające energię elektryczną i gaz.

Spółki kontrolowane przez grupę, bądź takie, w których ma ona udziały, poszukują gazu i ropy w Europie, ale także m.in. w Brunei, Syrii, Pakistanie, Kolumbii czy Peru.

Grupa jest także zaangażowana w budowę autostrady A2. Importuje do Polski samochody marek Audi, Volkswagen i Porsche, a także prowadzi sprzedaż bentleyów.

W 2006 r. głośno było o rozwodzie Jana Kulczyka z żoną Grażyną, która wyszła ze związku z centrum handlowym Stary Browar w Poznaniu i udziałami w spółce kontrolującej m.in. 28 proc. akcji Kampanii Piwowarskiej, producenta marek Lech, Żubr i Tyskie. Miesięcznik "Forbes" obliczył majątek Grażyny Kulczyk na 1,7 mld zł, co daje jej piątą pozycję na liście stu najbogatszych Polaków. Ale jej eksmęża na tej liście nie ma, zresztą podobnie jak w ubiegłym roku.

Nie byliśmy w stanie oszacować majątku Jana Kulczyka. Nie należy on bezpośrednio do niego, a wiele firm z jego grupy prowadzi działalność za granicą - tłumaczy Jacek Pochłopień, wicenaczelny "Forbesa". Samo Kulczyk Investments posiada biura w Luksemburgu, Warszawie, Londynie, Dubaju i Kijowie.

POLSKA Dziennik Bałtycki Beata Tomaszkiewicz
wp.pl/
Polska Dziennik Bałtycki (09:57)

Kulczyk będzie sprzedawał kredyty w małych miastach

Po trzech latach przerwy Jan Kulczyk wraca na rynek finansowy. Nie osobiście, a przez zajmującą się inwestycjami spółkę Kulczyk Investments. W ubiegłym roku zainwestowała ona w pośrednika finansowego Family Finance, który 30 marca rozpocznie działalność. Jaki jest cel tej inwestycji? Nie wiadomo.
W pierwszym etapie rozwoju będziemy sprzedawali wyłącznie kredyty konsumpcyjne - mówi Ireneusz Kasner, prezes Family Finance. Już mamy podpisane umowy, albo kończymy rozmowy z m.in. DB PBC, Euro Bankiem, GE Money, Polbankiem EFG, Getin Bankiem, PKO BP, Sygma Bankiem, czy mBankiem - dodaje. Podkreśla, że firma nie zamierza walczyć o klientów w wielkich aglomeracjach. Skoncentruje się na miastach zamieszkanych przez 35-150 tys. osób. A takich w naszym kraju, jak policzył zarząd, jest 82 i tyle docelowo placówek zamierza mieć pośrednik.

Na razie gotowe do startu są oddziały w Tychach, Lesznie, Głogowie, Rybniku, Gorzowie Wielkopolskim i Jaworznie.
Family Finance nie będzie więc walczył o klientów z największymi pośrednikami, jak Open Finance czy Expander. Za to zamierza szukać kredytobiorców w miastach, w których nawet banki nie toczą między sobą wojny o klientów - ocenia Sebastian Gawłowski, analityk Money.pl.

Zarząd spółki jest zdania, że w tym roku to właśnie kredyty konsumpcyjne będą rozwijały się najszybciej. Zresztą na tym rynku dynamiczny wzrost widać już od kilku lat. W styczniu tego roku wartość portfela kredytów konsumpcyjnych w polskich bankach wzrosła do 98 mld zł. Była o ok. 35 proc. wyższa niż przed rokiem.
W tym roku wzrost wyniesie ok. 12 proc. - ocenia Ireneusz Kasner. Kulczyk Investments na cały projekt Family Finance wyda kilkadziesiąt milionów złotych, które mają się zwrócić w ciągu maksymalnie 3 lat. Co ciekawe, koncepcję Family Finance Ireneusz Kasner stworzył, będąc jeszcze wiceprezesem BWE (obecnie Meritum Bank). Fundusz Inwestycyjny Innova Capital, który przejął BWE, pozwolił mu odejść ze spółki z projektem do Kulczyk Investments i nie wziął za to ani grosza. Równocześnie Kasner, podając na talerzu gotowy koncept ogólnopolskiego pośrednika finansowego, nie dostał od Kulczyk Investments akcji spółki.

Nie wiadomo także, jakimi motywami kierował się inwestor kontrolowany przez Jana Kulczyka, inwestując w startującego od zera pośrednika finansowego. Na wszystkie pytania dotyczące: przejmowania przez Family Finance innych pośredników, przekształcenia w bank, planów zakupu banku na rynku, Marta Wysocka, zastępca dyrektora ds. komunikacji korporacyjnej, odpowiada: Obecnie nie mamy takich planów.

Family Finance to powrót Jana Kulczyka na rynek finansowy. W 2006 r. sprzedał on belgijskiej grupie KBC swoje udziały w jednym z największych towarzystw ubezpieczeniowych - Warcie. Wyszedł też z PTE DOM. Od tego czasu jego uwaga, a konkretnie uwaga Kulczyk Investments (powstałego w 2007 r. na fundamentach Kulczyk Holding), koncentruje się na inwestycjach w firmy poszukujące ropy naftowej i surowców mineralnych oraz wydobywające je, a także wytwarzające i sprzedające energię elektryczną i gaz.

Spółki kontrolowane przez grupę, bądź takie, w których ma ona udziały, poszukują gazu i ropy w Europie, ale także m.in. w Brunei, Syrii, Pakistanie, Kolumbii czy Peru.

Grupa jest także zaangażowana w budowę autostrady A2. Importuje do Polski samochody marek Audi, Volkswagen i Porsche, a także prowadzi sprzedaż bentleyów.

W 2006 r. głośno było o rozwodzie Jana Kulczyka z żoną Grażyną, która wyszła ze związku z centrum handlowym Stary Browar w Poznaniu i udziałami w spółce kontrolującej m.in. 28 proc. akcji Kampanii Piwowarskiej, producenta marek Lech, Żubr i Tyskie. Miesięcznik "Forbes" obliczył majątek Grażyny Kulczyk na 1,7 mld zł, co daje jej piątą pozycję na liście stu najbogatszych Polaków. Ale jej eksmęża na tej liście nie ma, zresztą podobnie jak w ubiegłym roku.

Nie byliśmy w stanie oszacować majątku Jana Kulczyka. Nie należy on bezpośrednio do niego, a wiele firm z jego grupy prowadzi działalność za granicą - tłumaczy Jacek Pochłopień, wicenaczelny "Forbesa". Samo Kulczyk Investments posiada biura w Luksemburgu, Warszawie, Londynie, Dubaju i Kijowie.

POLSKA Dziennik Bałtycki Beata Tomaszkiewicz
wp.pl/
Polska Dziennik Bałtycki (09:57)

Od początku roku w USA zbankrutowało 20 banków

Upadłość trzech amerykańskich banków ogłoszona w piątek wyrównała liczbę bankructw banków depozytowych w tym roku do 20 - podała agencja AFP.
W piątek upadły banki w stanach Georgia (południowy-wschód), Kolorado (zachód) i Kansas (centrum).

Od początku roku rekordowa ilość banków ogłosiła bankructwo. W samej Kalifornii (zachód), Georgii i Illinois (środkowy zachód) upadły po trzy banki depozytowe.
W 2005 roku w USA nie upadł żaden bank; trzy ogłosiły upadłość w latach 2007-2008, nie licząc spektakularnego bankructwa giganta Lehman Brothers, który był bankiem inwestycyjnym i nie przyjmował depozytów od indywidualnych klientów.
wp.pl/
PAP (03:30)

Od początku roku w USA zbankrutowało 20 banków

Upadłość trzech amerykańskich banków ogłoszona w piątek wyrównała liczbę bankructw banków depozytowych w tym roku do 20 - podała agencja AFP.
W piątek upadły banki w stanach Georgia (południowy-wschód), Kolorado (zachód) i Kansas (centrum).

Od początku roku rekordowa ilość banków ogłosiła bankructwo. W samej Kalifornii (zachód), Georgii i Illinois (środkowy zachód) upadły po trzy banki depozytowe.
W 2005 roku w USA nie upadł żaden bank; trzy ogłosiły upadłość w latach 2007-2008, nie licząc spektakularnego bankructwa giganta Lehman Brothers, który był bankiem inwestycyjnym i nie przyjmował depozytów od indywidualnych klientów.
wp.pl/
PAP (03:30)

Koniec złotych czasów dla lokat

Kilkanaście ostatnich miesięcy to czas lokat bankowych. Przepływały na nie ogromne kwoty wycofywane z funduszy inwestycyjnych, z giełdy czy z innych, bardziej ryzykownych instrumentów. Co ciekawe, im większy był rynek depozytów bankowych, tym wyższe było oprocentowanie ulokowanych w nich środków.

Sytuacja ta miała miejsce z dwóch powodów. Po pierwsze, banki potrzebowały pieniędzy, by nadążyć z zaspakajaniem popytu na kredyty. Konkurowały więc ze sobą w walce o klientów i kusiły wysokimi odsetkami. Po drugie, Rada Polityki Pieniężnej od dłuższego czasu podnosiła stopy procentowe, co w konsekwencji spowodowało wzrost oprocentowania lokat. W drugiej połowie roku doszły do tego jeszcze zawirowania na światowych rynkach finansowych, które spowodowały, że banki niechętnie pożyczały sobie pieniądze.

W normalnych warunkach jest to powszechną praktyką. Tym bardziej banki starały się przyciągnąć pieniądze klientów, oferując wysokie stawki. Efektem tych anomalii była walka o aktywa klientów.

W rezultacie pod koniec ubiegłego i jeszcze na początku tego roku można było ulokować pieniądze nawet na 8-10 proc. w skali rocznej, choć "normą" było raczej 6-8 proc., a średnie oprocentowanie w największych bankach sięgało 4-4,5 proc. Bardzo wyraźny wzrost, do ponad 6 proc., miał miejsce w ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku. Od początku 2009 r. oprocentowanie lokat zaczęło wyraźnie spadać. Tendencja ta z pewnością utrzyma się do końca roku. Bo też i warunki dość radykalnie się zmieniły.

Na rynkach finansowych następuje uspokojenie, więc banki nie muszą gorączkowo szukać pieniędzy. Zaostrzenie warunków udzielania kredytów oraz osłabienie gospodarcze powoduje, że wartość udzielonych w tym roku przez banki pożyczek będzie znacznie niższa, niż w ostatnich latach. Również z tego powodu nie będzie aż tak dużego zapotrzebowania na pieniądze z lokat ze strony banków. I wreszcie najważniejsza przyczyna - zmiana kierunku w polityce pieniężnej. Od końca ubiegłego roku Rada Polityki Pieniężnej przystąpiła do zdecydowanego obniżania stóp procentowych, co przekładać się będzie na obniżki odsetek od lokat.

Trudno oczywiście oszacować, jak będzie kształtowało się oprocentowanie lokat, nie sposób dziś podać konkretnych liczb. Z całą pewnością można jednak powiedzieć, że czasy, gdy na lokacie można było "zarobić" 8 czy 9 proc. (nie zapominajmy o podatku od dochodów kapitałowych, czyli ciągle obowiązującym tzw. "podatku Belki"), wrócą nieprędko, jeśli w ogóle. W tej chwili, w mniejszych bankach najlepiej oprocentowane lokaty dają 7-8 proc. odsetek, w większości jest to 5-6 proc., z czasem oprocentowanie to będzie się obniżać.

Z naszych lokat nominalnie więc dostaniemy mniej pieniędzy. Pamiętać należy jednak, że przy ocenie atrakcyjności lokat musimy brać pod uwagę poziom inflacji. A ta wyraźnie spada, powodując, że relatywnie opłacalność dzisiejszej lokaty 5-procentowej może być taka sama lub wyższa niż ubiegłorocznej, dającej 8 proc. odsetek. Generalnie lokaty bankowe nigdy nie są źródłem wysokich zysków, realnie, czyli po odliczeniu podatku i uwzględnieniu inflacji, "czysty zysk" może sięgać 1-2 proc. w skali roku.

Roman Przasnyski

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Koniec złotych czasów dla lokat

Kilkanaście ostatnich miesięcy to czas lokat bankowych. Przepływały na nie ogromne kwoty wycofywane z funduszy inwestycyjnych, z giełdy czy z innych, bardziej ryzykownych instrumentów. Co ciekawe, im większy był rynek depozytów bankowych, tym wyższe było oprocentowanie ulokowanych w nich środków.

Sytuacja ta miała miejsce z dwóch powodów. Po pierwsze, banki potrzebowały pieniędzy, by nadążyć z zaspakajaniem popytu na kredyty. Konkurowały więc ze sobą w walce o klientów i kusiły wysokimi odsetkami. Po drugie, Rada Polityki Pieniężnej od dłuższego czasu podnosiła stopy procentowe, co w konsekwencji spowodowało wzrost oprocentowania lokat. W drugiej połowie roku doszły do tego jeszcze zawirowania na światowych rynkach finansowych, które spowodowały, że banki niechętnie pożyczały sobie pieniądze.

W normalnych warunkach jest to powszechną praktyką. Tym bardziej banki starały się przyciągnąć pieniądze klientów, oferując wysokie stawki. Efektem tych anomalii była walka o aktywa klientów.

W rezultacie pod koniec ubiegłego i jeszcze na początku tego roku można było ulokować pieniądze nawet na 8-10 proc. w skali rocznej, choć "normą" było raczej 6-8 proc., a średnie oprocentowanie w największych bankach sięgało 4-4,5 proc. Bardzo wyraźny wzrost, do ponad 6 proc., miał miejsce w ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku. Od początku 2009 r. oprocentowanie lokat zaczęło wyraźnie spadać. Tendencja ta z pewnością utrzyma się do końca roku. Bo też i warunki dość radykalnie się zmieniły.

Na rynkach finansowych następuje uspokojenie, więc banki nie muszą gorączkowo szukać pieniędzy. Zaostrzenie warunków udzielania kredytów oraz osłabienie gospodarcze powoduje, że wartość udzielonych w tym roku przez banki pożyczek będzie znacznie niższa, niż w ostatnich latach. Również z tego powodu nie będzie aż tak dużego zapotrzebowania na pieniądze z lokat ze strony banków. I wreszcie najważniejsza przyczyna - zmiana kierunku w polityce pieniężnej. Od końca ubiegłego roku Rada Polityki Pieniężnej przystąpiła do zdecydowanego obniżania stóp procentowych, co przekładać się będzie na obniżki odsetek od lokat.

Trudno oczywiście oszacować, jak będzie kształtowało się oprocentowanie lokat, nie sposób dziś podać konkretnych liczb. Z całą pewnością można jednak powiedzieć, że czasy, gdy na lokacie można było "zarobić" 8 czy 9 proc. (nie zapominajmy o podatku od dochodów kapitałowych, czyli ciągle obowiązującym tzw. "podatku Belki"), wrócą nieprędko, jeśli w ogóle. W tej chwili, w mniejszych bankach najlepiej oprocentowane lokaty dają 7-8 proc. odsetek, w większości jest to 5-6 proc., z czasem oprocentowanie to będzie się obniżać.

Z naszych lokat nominalnie więc dostaniemy mniej pieniędzy. Pamiętać należy jednak, że przy ocenie atrakcyjności lokat musimy brać pod uwagę poziom inflacji. A ta wyraźnie spada, powodując, że relatywnie opłacalność dzisiejszej lokaty 5-procentowej może być taka sama lub wyższa niż ubiegłorocznej, dającej 8 proc. odsetek. Generalnie lokaty bankowe nigdy nie są źródłem wysokich zysków, realnie, czyli po odliczeniu podatku i uwzględnieniu inflacji, "czysty zysk" może sięgać 1-2 proc. w skali roku.

Roman Przasnyski

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Będą trzy rodzaje dopłat do remontów budynków

Od dziś zmieniają się zasady udzielania dopłat z budżetu państwa do kredytów na termomodernizację oraz remonty budynków.

Inwestorzy będą mogli skorzystać nie tylko z dotychczasowej premii termomodernizacyjnej, ale także z zupełnie nowej premii remontowej. Ponadto właściciele starych kamienic, w których był przynajmniej jeden lokal kwaterunkowy, będą mogli otrzymać premię kompensacyjną przy remoncie.

Takie formy pomocy wprowadza nowa ustawa z 21 listopada 2008 r. o wspieraniu termomodernizacji i remontów (Dz.U. nr 223, poz. 1459), która dziś wchodzi w życie. Zastąpi ona dotychczasową ustawę z 1998 r. o wspieraniu przedsięwzięć termomodernizacyjnych (Dz.U. nr 162, poz. 1121 z późn. zm.).

Kredyt na remont lub termomodernizację trzeba będzie zaciągnąć w jednym z komercyjnych banków, który ma podpisaną umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Wniosek o przyznanie premii będzie trzeba złożyć do Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) za pośrednictwem banku kredytującego inwestycję. Premie na spłatę części zaciągniętego kredytu będzie przyznawał BGK ze środków Funduszu Termomodernizacji i Remontów.

Premia na ocieplenie

Tak jak obecnie o premię termomodernizacyjną będą mogli ubiegać się wszyscy inwestorzy bez względu na ich status prawny, a więc spółdzielnie mieszkaniowe, wspólnoty mieszkaniowe, spółki prawa handlowego, osoby prywatne, w tym właściciele domów jednorodzinnych oraz gminy czy powiaty.

Podstawowym warunkiem uzyskania premii będzie osiągnięcie oszczędności w zużyciu energii cieplnej.

- O premię termomodernizacyjną można ubiegać się w przypadku realizacji przedsięwzięć, których celem jest zmniejszenie zużycia ciepła w już istniejących budynkach mieszkalnych oraz budynkach służących do wykonywania zadań publicznych przez jednostki samorządu terytorialnego. Może to być np.: ocieplenie ścian zewnętrznych budynku, wymiana okien, modernizacja systemu grzewczego. Koniecznym warunkiem jest uzyskanie określonych oszczędności energii - w zależności od rodzaju modernizacji - wyjaśnia Ewa Balicka-Sawiak, rzecznik prasowy Banku Gospodarstwa Krajowego.

- Kwota przyznawanej premii termomodernizacyjnej stanowić będzie 20 proc. wykorzystanego kredytu (dotychczas 25 proc.), ale nie więcej niż 16 proc. kosztów poniesionych na realizację przedsięwzięcia termomodernizacyjnego i dwukrotność przewidywanych rocznych oszczędności kosztów energii, ustalonych na podstawie audytu energetycznego - dodaje.

Czy zniesione zostaną dotychczasowe ograniczenia dotyczące dopuszczalnej kwoty kredytu -na realizację przedsięwzięcia termomodernizacyjnego? Przy remontach jakich budynków będzie można korzystać z kredytów dofinansowanych przez premię remontową? Kto może otrzymać premię kompensacyjną?

Więcej: Gazeta Prawna 19.03.2009 (55) - str.10

Ewa Grączewska-Ivanova

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Będą trzy rodzaje dopłat do remontów budynków

Od dziś zmieniają się zasady udzielania dopłat z budżetu państwa do kredytów na termomodernizację oraz remonty budynków.

Inwestorzy będą mogli skorzystać nie tylko z dotychczasowej premii termomodernizacyjnej, ale także z zupełnie nowej premii remontowej. Ponadto właściciele starych kamienic, w których był przynajmniej jeden lokal kwaterunkowy, będą mogli otrzymać premię kompensacyjną przy remoncie.

Takie formy pomocy wprowadza nowa ustawa z 21 listopada 2008 r. o wspieraniu termomodernizacji i remontów (Dz.U. nr 223, poz. 1459), która dziś wchodzi w życie. Zastąpi ona dotychczasową ustawę z 1998 r. o wspieraniu przedsięwzięć termomodernizacyjnych (Dz.U. nr 162, poz. 1121 z późn. zm.).

Kredyt na remont lub termomodernizację trzeba będzie zaciągnąć w jednym z komercyjnych banków, który ma podpisaną umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. Wniosek o przyznanie premii będzie trzeba złożyć do Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) za pośrednictwem banku kredytującego inwestycję. Premie na spłatę części zaciągniętego kredytu będzie przyznawał BGK ze środków Funduszu Termomodernizacji i Remontów.

Premia na ocieplenie

Tak jak obecnie o premię termomodernizacyjną będą mogli ubiegać się wszyscy inwestorzy bez względu na ich status prawny, a więc spółdzielnie mieszkaniowe, wspólnoty mieszkaniowe, spółki prawa handlowego, osoby prywatne, w tym właściciele domów jednorodzinnych oraz gminy czy powiaty.

Podstawowym warunkiem uzyskania premii będzie osiągnięcie oszczędności w zużyciu energii cieplnej.

- O premię termomodernizacyjną można ubiegać się w przypadku realizacji przedsięwzięć, których celem jest zmniejszenie zużycia ciepła w już istniejących budynkach mieszkalnych oraz budynkach służących do wykonywania zadań publicznych przez jednostki samorządu terytorialnego. Może to być np.: ocieplenie ścian zewnętrznych budynku, wymiana okien, modernizacja systemu grzewczego. Koniecznym warunkiem jest uzyskanie określonych oszczędności energii - w zależności od rodzaju modernizacji - wyjaśnia Ewa Balicka-Sawiak, rzecznik prasowy Banku Gospodarstwa Krajowego.

- Kwota przyznawanej premii termomodernizacyjnej stanowić będzie 20 proc. wykorzystanego kredytu (dotychczas 25 proc.), ale nie więcej niż 16 proc. kosztów poniesionych na realizację przedsięwzięcia termomodernizacyjnego i dwukrotność przewidywanych rocznych oszczędności kosztów energii, ustalonych na podstawie audytu energetycznego - dodaje.

Czy zniesione zostaną dotychczasowe ograniczenia dotyczące dopuszczalnej kwoty kredytu -na realizację przedsięwzięcia termomodernizacyjnego? Przy remontach jakich budynków będzie można korzystać z kredytów dofinansowanych przez premię remontową? Kto może otrzymać premię kompensacyjną?

Więcej: Gazeta Prawna 19.03.2009 (55) - str.10

Ewa Grączewska-Ivanova

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

"Rodzina na Swoim" w czasach zawirowań na rynku nieruchomości

Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje projekt rządowy "Rodzina na Swoim", wynika, że w styczniu 2009 r. udzielono 669 kredytów z dopłatami na łączną kwotę 99 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w tym samym miesiącu rok wcześniej.

Liczba umów podpisanych w lutym 2009 r. wyniosła już 1319 (wartość udzielonych w tym miesiącu kredytów to ponad 200 mln zł.). Bogdan Zdunek, zastępca dyrektora Departamentu Funduszy Mieszkaniowych w BGK poinformował, że w całym 2009 r. planuje się udzielenie 17,9 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Czy państwo będzie w stanie udźwignąć ciężar rosnącej popularności programu?

Ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania powstała z myślą o małżonkach i osobach samotnie wychowujących przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Dopłatami objęta jest rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 m kw. powierzchni użytkowej w przypadku mieszkania oraz 70 m kw. powierzchni użytkowej dla domu jednorodzinnego, przy czym powierzchnia kredytowanego mieszkania nie może przekraczać 75 m kw., zaś domu jednorodzinnego 140 m kw.

Przez dość długi okres zainteresowanie programem "Rodzina na swoim" było niewielkie w stosunku do oczekiwań. Przeszkadzały przede wszystkim limity cenowe m kw. lokali, określone w ustawie. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Tym samym rozszerzyła się zarówno liczba potencjalnych kredytobiorców, jak i liczba ofert spełniających kryteria programu. Coraz większe problemy ze sprzedażą gotowych mieszkań skłoniły także wielu deweloperów do dostosowania cen wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż.

Okazało się, że program rządowy dopiero w czasach załamania na rynku nieruchomości stał się hitem. Najbardziej zainteresowani są nim oczywiście przyszli kredytobiorcy, dla których osiem lat dopłaty do odsetek stanowi duże odciążenie budżetowe. Na program coraz większą uwagę zwracają także deweloperzy oraz instytucje finansowe. 12 marca umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego podpisały: Alior Bank, Dom Bank Hipoteczny Oddział GETIN Bank oraz Pekao Bank Hipoteczny (wnioski będą przyjmowane od kwietnia). Liczba udzielanych kredytów preferencyjnych wzrasta bardzo dynamicznie. Odciążenie budżetów domowych oznacza jednak obciążenie budżetu państwa. Czy będzie on w stanie zapewnić dofinansowanie? Już teraz pojawiają się niepokojące sygnały o polskiej gospodarce. Oby nie było tak, że udzielanie dopłat do odsetek kredytów nagle zostanie wstrzymane. Miejmy nadzieję, że chociaż ten program długo będzie dostępny na rynku mieszkaniowym i nie przeszkodzą w tym kłopoty budżetu państwa.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

interia.pl/Czwartek, 19 marca (14:19)

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies