Ze świata nieruchomości - strona 116

"Rodzina na Swoim" w czasach zawirowań na rynku nieruchomości

Z informacji Banku Gospodarstwa Krajowego, który obsługuje projekt rządowy "Rodzina na Swoim", wynika, że w styczniu 2009 r. udzielono 669 kredytów z dopłatami na łączną kwotę 99 mln zł, czyli ponad dwa razy więcej niż w tym samym miesiącu rok wcześniej.

Liczba umów podpisanych w lutym 2009 r. wyniosła już 1319 (wartość udzielonych w tym miesiącu kredytów to ponad 200 mln zł.). Bogdan Zdunek, zastępca dyrektora Departamentu Funduszy Mieszkaniowych w BGK poinformował, że w całym 2009 r. planuje się udzielenie 17,9 tys. kredytów na łączną kwotę 2,2 mld zł. Czy państwo będzie w stanie udźwignąć ciężar rosnącej popularności programu?

Ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania powstała z myślą o małżonkach i osobach samotnie wychowujących przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko - bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach.

Dopłatami objęta jest rata odsetkowa przypadająca na maksymalnie 50 m kw. powierzchni użytkowej w przypadku mieszkania oraz 70 m kw. powierzchni użytkowej dla domu jednorodzinnego, przy czym powierzchnia kredytowanego mieszkania nie może przekraczać 75 m kw., zaś domu jednorodzinnego 140 m kw.

Przez dość długi okres zainteresowanie programem "Rodzina na swoim" było niewielkie w stosunku do oczekiwań. Przeszkadzały przede wszystkim limity cenowe m kw. lokali, określone w ustawie. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany - możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Tym samym rozszerzyła się zarówno liczba potencjalnych kredytobiorców, jak i liczba ofert spełniających kryteria programu. Coraz większe problemy ze sprzedażą gotowych mieszkań skłoniły także wielu deweloperów do dostosowania cen wybranych mieszkań do kryteriów rządowego programu, co dodatkowo zwiększyło ich podaż.

Okazało się, że program rządowy dopiero w czasach załamania na rynku nieruchomości stał się hitem. Najbardziej zainteresowani są nim oczywiście przyszli kredytobiorcy, dla których osiem lat dopłaty do odsetek stanowi duże odciążenie budżetowe. Na program coraz większą uwagę zwracają także deweloperzy oraz instytucje finansowe. 12 marca umowę z Bankiem Gospodarstwa Krajowego podpisały: Alior Bank, Dom Bank Hipoteczny Oddział GETIN Bank oraz Pekao Bank Hipoteczny (wnioski będą przyjmowane od kwietnia). Liczba udzielanych kredytów preferencyjnych wzrasta bardzo dynamicznie. Odciążenie budżetów domowych oznacza jednak obciążenie budżetu państwa. Czy będzie on w stanie zapewnić dofinansowanie? Już teraz pojawiają się niepokojące sygnały o polskiej gospodarce. Oby nie było tak, że udzielanie dopłat do odsetek kredytów nagle zostanie wstrzymane. Miejmy nadzieję, że chociaż ten program długo będzie dostępny na rynku mieszkaniowym i nie przeszkodzą w tym kłopoty budżetu państwa.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

interia.pl/Czwartek, 19 marca (14:19)

Spółdzielnie będą oddłużone?

Spółdzielnie mieszkaniowe, które mają dług wobec Skarbu Państwa, będą mogły wystąpić o odroczenie jego spłaty, rozłożenie na raty albo umorzenie - przewiduje projekt nowelizacji ustawy o objęciu poręczeniami Skarbu Państwa spłaty niektórych kredytów mieszkaniowych.

Podczas środowej debaty nad sprawozdaniem komisji finansów publicznych oraz infrastruktury wszystkie kluby poselskie opowiedziały się za uchwaleniem nowelizacji bez poprawek.

Projekt umożliwia zawieranie przez ministra finansów ze spółdzielniami, będącymi dłużnikami Skarbu Państwa z tytułu poręczenia kredytów mieszkaniowych, umów o rozłożeniu zadłużenia na raty, odroczeniu jego spłaty albo całkowitym lub częściowym umorzeniu.

Całkowite umorzenie długu następowałoby wtedy, gdy koszty egzekucji byłyby wyższe niż należności, które w jej efekcie mogłyby zostać odzyskane.

Zadłużona spółdzielnia musiałaby złożyć wniosek o restrukturyzację zadłużenia do ministra finansów, który analizowałby indywidualnie każdą sytuację, biorąc pod uwagę kondycję finansową spółdzielni oraz interes społeczny i Skarbu Państwa.

Gdy spłata długu jest niemożliwa, często lepiej zrezygnować z części należności po to, aby potem można było resztę odzyskać - mówił w Sejmie wiceminister finansów Jacek Dominik. Dodał, że ustawa kierowana jest do ok. 11 spółdzielni, których łączny dług do restrukturyzacji wynosi niecałe 40 mln zł. Głosowanie nad ustawą ma się odbyć w najbliższym bloku głosowań.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 19 marca (09:03)

Spółdzielnie będą oddłużone?

Spółdzielnie mieszkaniowe, które mają dług wobec Skarbu Państwa, będą mogły wystąpić o odroczenie jego spłaty, rozłożenie na raty albo umorzenie - przewiduje projekt nowelizacji ustawy o objęciu poręczeniami Skarbu Państwa spłaty niektórych kredytów mieszkaniowych.

Podczas środowej debaty nad sprawozdaniem komisji finansów publicznych oraz infrastruktury wszystkie kluby poselskie opowiedziały się za uchwaleniem nowelizacji bez poprawek.

Projekt umożliwia zawieranie przez ministra finansów ze spółdzielniami, będącymi dłużnikami Skarbu Państwa z tytułu poręczenia kredytów mieszkaniowych, umów o rozłożeniu zadłużenia na raty, odroczeniu jego spłaty albo całkowitym lub częściowym umorzeniu.

Całkowite umorzenie długu następowałoby wtedy, gdy koszty egzekucji byłyby wyższe niż należności, które w jej efekcie mogłyby zostać odzyskane.

Zadłużona spółdzielnia musiałaby złożyć wniosek o restrukturyzację zadłużenia do ministra finansów, który analizowałby indywidualnie każdą sytuację, biorąc pod uwagę kondycję finansową spółdzielni oraz interes społeczny i Skarbu Państwa.

Gdy spłata długu jest niemożliwa, często lepiej zrezygnować z części należności po to, aby potem można było resztę odzyskać - mówił w Sejmie wiceminister finansów Jacek Dominik. Dodał, że ustawa kierowana jest do ok. 11 spółdzielni, których łączny dług do restrukturyzacji wynosi niecałe 40 mln zł. Głosowanie nad ustawą ma się odbyć w najbliższym bloku głosowań.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Czwartek, 19 marca (09:03)

Działkowcy otrzymają odszkodowanie za utratę działki

W przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę drogi publicznej działkowcy i Polski Związek Działkowców będą mogli ubiegać się o odszkodowanie i rekompensatę.
Wczoraj w Sejmie odbyła się debata nad projektem ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych. Nowelizacja ta przyznaje działkowcom prawo do rekompensaty i odszkodowania w przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę dróg. Do tej pory działkowcy prawa do odszkodowania nie mieli, gdyż pozbawiła ich tego nowelizacja ustawy z 25 lipca 2008 r. o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych (Dz.U. nr 154, poz. 953), która weszła w życie pod koniec ubiegłego roku.

- Działkowcy zdają sobie sprawę, że budowa dróg publicznych jest potrzebna, ale nie mogą się zgodzić, by odbywało się to ich kosztem. Za utratę własności każdemu powinno przysługiwać prawo do rekompensaty i odszkodowania - mówi Czesław Smoczyński, prezes Okręgowego Zarządu w Gdańsku Polskiego Związku Działkowców (PZD).

Zdaniem ekspertów obecnie obowiązujące przepisy są niezgodne z konstytucją. Zwrócił na to uwagę także Rzecznik Praw Obywatelskich.

- Konstytucja jednoznacznie wprowadza wymóg słusznego odszkodowania w przypadku wywłaszczenia. Posadzone drzewa, urządzenia i obiekty znajdujące się na działce, wykonane lub nabyte ze środków finansowych użytkownika działki, stanowią jego własność i powinno za nie przysługiwać odszkodowanie - uważa Janusz Kochanowski.

Zgodnie z nowelizacją działkowcy i PZD będą mieli prawo do odszkodowania i rekompensaty także wtedy, gdy likwidacja ogrodów działkowych pod budowę dróg nastąpi przed wejściem w życie nowych przepisów.

Ustawa ma wejść w życie po upływie 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Arkadiusz Jaraszek, "Gazeta Prawna"
interia.pl/
Czwartek, 19 marca (07:42)

Działkowcy otrzymają odszkodowanie za utratę działki

W przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę drogi publicznej działkowcy i Polski Związek Działkowców będą mogli ubiegać się o odszkodowanie i rekompensatę.
Wczoraj w Sejmie odbyła się debata nad projektem ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych. Nowelizacja ta przyznaje działkowcom prawo do rekompensaty i odszkodowania w przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę dróg. Do tej pory działkowcy prawa do odszkodowania nie mieli, gdyż pozbawiła ich tego nowelizacja ustawy z 25 lipca 2008 r. o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych (Dz.U. nr 154, poz. 953), która weszła w życie pod koniec ubiegłego roku.

- Działkowcy zdają sobie sprawę, że budowa dróg publicznych jest potrzebna, ale nie mogą się zgodzić, by odbywało się to ich kosztem. Za utratę własności każdemu powinno przysługiwać prawo do rekompensaty i odszkodowania - mówi Czesław Smoczyński, prezes Okręgowego Zarządu w Gdańsku Polskiego Związku Działkowców (PZD).

Zdaniem ekspertów obecnie obowiązujące przepisy są niezgodne z konstytucją. Zwrócił na to uwagę także Rzecznik Praw Obywatelskich.

- Konstytucja jednoznacznie wprowadza wymóg słusznego odszkodowania w przypadku wywłaszczenia. Posadzone drzewa, urządzenia i obiekty znajdujące się na działce, wykonane lub nabyte ze środków finansowych użytkownika działki, stanowią jego własność i powinno za nie przysługiwać odszkodowanie - uważa Janusz Kochanowski.

Zgodnie z nowelizacją działkowcy i PZD będą mieli prawo do odszkodowania i rekompensaty także wtedy, gdy likwidacja ogrodów działkowych pod budowę dróg nastąpi przed wejściem w życie nowych przepisów.

Ustawa ma wejść w życie po upływie 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Arkadiusz Jaraszek, "Gazeta Prawna"
interia.pl/
Czwartek, 19 marca (07:42)

W Stanach niepokój, nadchodzi inflacja?

Po dwóch dniach silnych wzrostów, w czwartek na nowojorskiej giełdzie przeważyła strona sprzedająca. Najnowsze plany Rezerwy Federalnej (Fed) na walkę z recesją, które dzień wcześniej wywołały na rynkach finansowych euforię, po dniu namysłu budziły wśród inwestorów głównie niepokój.

Fed, czyli amerykański bank centralny, ogłosił w środę zamiar przeznaczenia ponad biliona dolarów na zakup obligacji oraz papierów dłużnych powiązanych z rynkiem hipotecznym. Po sprowadzeniu stóp procentowych niemal do zera, Rezerwa Federalna zamierza w ten sposób zwiększyć ilość gotówki, którą banki mogłyby przeznaczyć na akcję kredytową.

W czwartek uwaga inwestorów skupiła się na kosztach tego rozwiązania, niestosowanego przez Fed już od półwiecza, oraz jego ewentualnych niepożądanych konsekwencjach. W szczególności istnieją obawy, że zalanie rynku taką ilością pieniądza w dłuższej perspektywie doprowadzi do inflacji. Działania te zagrażają również stabilności kursu dolara.

Sceptycyzm wobec planów Fed przyćmił nienajgorsze dane z rynku pracy, które tuż po otwarciu notowań na Wall Street przełożyły się na wzrosty głównych indeksów. Jak powiadomił amerykański Departament Pracy, liczba osób wnioskujących po raz pierwszy o zasiłek dla bezrobotnych spadła w ubiegłym tygodniu do 646 tys. z 658 tys. tydzień wcześniej. Jednocześnie liczba Amerykanów pobierających zasiłki wzrosła o 185 tys., do 5,47 mln.

W rezultacie, wskaźnik Dow Jones Industrial Average stracił 1,15 proc. (85,78 pkt) i zakończył notowania na poziomie 7400,80 pkt.

Indeks szerokiego rynku Standard & Poor's 500 osłabił się o 1,3 proc. (10,31 pkt) do 784,04 proc.

Wskaźnik Nasdaq Composite zniżkował o 0,52 proc. (7,74 pkt) i zamknął sesję na poziomie 1483,48 pkt. Ten zdominowany przez spółki technologiczne indeks wypadł lepiej niż pozostałe wskaźniki giełdowe głównie dzięki walorom drugiego największego na świecie producenta oprogramowania komputerowego Oracle. Po tym, jak firma opublikowała lepsze niż oczekiwano wyniki kwartalne, jej akcje podrożały o blisko 10 proc.

Spadkom przewodziły akcje banków. Skupiający je indeks KBW, który w środę skoczył o 11 proc., w czwartek zniżkował o 9 proc. Walory Citigroup przeceniono o 15,6 proc., a JPMorgan Chase o 8 proc.

Kurs akcji Prudential Financial, drugiego największego amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego załamał się o 25 proc. po tym, jak agencja ratingowa Moody's obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej tej spółki.

Podrożały natomiast akcje koncernów surowcowych. Było to skutkiem rosnących cen surowców, co z kolei odzwierciedlało osłabienie się dolara po środowej decyzji Fed.

INTERIA.PL/PAP/

W Stanach niepokój, nadchodzi inflacja?

Po dwóch dniach silnych wzrostów, w czwartek na nowojorskiej giełdzie przeważyła strona sprzedająca. Najnowsze plany Rezerwy Federalnej (Fed) na walkę z recesją, które dzień wcześniej wywołały na rynkach finansowych euforię, po dniu namysłu budziły wśród inwestorów głównie niepokój.

Fed, czyli amerykański bank centralny, ogłosił w środę zamiar przeznaczenia ponad biliona dolarów na zakup obligacji oraz papierów dłużnych powiązanych z rynkiem hipotecznym. Po sprowadzeniu stóp procentowych niemal do zera, Rezerwa Federalna zamierza w ten sposób zwiększyć ilość gotówki, którą banki mogłyby przeznaczyć na akcję kredytową.

W czwartek uwaga inwestorów skupiła się na kosztach tego rozwiązania, niestosowanego przez Fed już od półwiecza, oraz jego ewentualnych niepożądanych konsekwencjach. W szczególności istnieją obawy, że zalanie rynku taką ilością pieniądza w dłuższej perspektywie doprowadzi do inflacji. Działania te zagrażają również stabilności kursu dolara.

Sceptycyzm wobec planów Fed przyćmił nienajgorsze dane z rynku pracy, które tuż po otwarciu notowań na Wall Street przełożyły się na wzrosty głównych indeksów. Jak powiadomił amerykański Departament Pracy, liczba osób wnioskujących po raz pierwszy o zasiłek dla bezrobotnych spadła w ubiegłym tygodniu do 646 tys. z 658 tys. tydzień wcześniej. Jednocześnie liczba Amerykanów pobierających zasiłki wzrosła o 185 tys., do 5,47 mln.

W rezultacie, wskaźnik Dow Jones Industrial Average stracił 1,15 proc. (85,78 pkt) i zakończył notowania na poziomie 7400,80 pkt.

Indeks szerokiego rynku Standard & Poor's 500 osłabił się o 1,3 proc. (10,31 pkt) do 784,04 proc.

Wskaźnik Nasdaq Composite zniżkował o 0,52 proc. (7,74 pkt) i zamknął sesję na poziomie 1483,48 pkt. Ten zdominowany przez spółki technologiczne indeks wypadł lepiej niż pozostałe wskaźniki giełdowe głównie dzięki walorom drugiego największego na świecie producenta oprogramowania komputerowego Oracle. Po tym, jak firma opublikowała lepsze niż oczekiwano wyniki kwartalne, jej akcje podrożały o blisko 10 proc.

Spadkom przewodziły akcje banków. Skupiający je indeks KBW, który w środę skoczył o 11 proc., w czwartek zniżkował o 9 proc. Walory Citigroup przeceniono o 15,6 proc., a JPMorgan Chase o 8 proc.

Kurs akcji Prudential Financial, drugiego największego amerykańskiego towarzystwa ubezpieczeniowego załamał się o 25 proc. po tym, jak agencja ratingowa Moody's obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej tej spółki.

Podrożały natomiast akcje koncernów surowcowych. Było to skutkiem rosnących cen surowców, co z kolei odzwierciedlało osłabienie się dolara po środowej decyzji Fed.

INTERIA.PL/PAP/

Senat za poręczeniami i gwarancjami z BGK

Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) będzie mógł udzielać poręczeń i gwarancji kredytowych, a w przypadku zagranicznych nabywców polskich towarów, także kredytów eksportowych - przewidują poparte w czwartek przez Senat nowelizacje ustaw o gwarancjach i poręczeniach oraz BGK.

W czwartkowym głosowaniu wzięło udział 87 senatorów, 86 opowiedziało się za zmianami. Ponieważ Senat wprowadził do ustaw swoje poprawki, nowelizacja trafi teraz do Sejmu.

Zmiany w ustawach zaproponował rząd. Nowelizacja ustawy o poręczeniach i gwarancjach udzielanych przez Skarb Państwa oraz niektóre osoby prawne jest konsekwencją realizacji Rządowego Planu Stabilności i Rozwoju

Projektowane zmiany mają na celu wzmocnienie systemu poręczeń i gwarancji oraz ułatwienie w ten sposób dostępu do finansowania, głównie w formie kredytów, małym i średnim przedsiębiorcom.

Ministerstwo Finansów zapewniło w tym tygodniu, że możliwe będzie udzielanie poręczeń obejmujących całe portfele kredytów bankowych. O wprowadzenie takiego rozwiązania wnosili przedstawiciele banków.

Prezes BGK Ireneusz Fąfara wyraził nadzieję, że w kwietniu BGK będzie mógł wystąpić do banków z ofertą współpracy.

Zmiany w ustawie o BGK mają m.in. na celu umożliwienie BGK, jako bankowi państwowemu, wspieranie rządowych programów społeczno- gospodarczych oraz rozwoju regionalnego. BGK będzie mógł udzielać kredytów eksportowych zagranicznym nabywcom polskich towarów.

Dla skutecznej realizacji programów rządowych minister finansów będzie przekazywał środki na zwiększenie funduszu statutowego BGK. Ponadto BGK będzie miał możliwość sfinansowania programów rządowych ze środków pozyskanych z innych źródeł, w szczególności z zaciągniętych kredytów i pożyczek oraz emisji obligacji w kraju i za granicą.

Nowe przepisy umożliwiają ministrowi finansów przekazanie skarbowych papierów wartościowych na zwiększenie funduszu statutowego BGK.

Zmienione zostaną również regulacje związane z popieraniem budownictwa mieszkaniowego. Zaproponowano m.in. likwidację Krajowego Funduszu Mieszkaniowego i przekazanie ich aktywów na fundusz statutowy BGK.

Wprowadzono możliwości udzielania przez BGK preferencyjnych kredytów m.in. dla towarzystw budownictwa społecznego i spółdzielni mieszkaniowych na przedsięwzięcia inwestycyjno- budowlane mające na celu budowę lokali na wynajem.

PAP/inteeria.pl/Czwartek, 19 marca (18:41)

Senat za poręczeniami i gwarancjami z BGK

Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) będzie mógł udzielać poręczeń i gwarancji kredytowych, a w przypadku zagranicznych nabywców polskich towarów, także kredytów eksportowych - przewidują poparte w czwartek przez Senat nowelizacje ustaw o gwarancjach i poręczeniach oraz BGK.

W czwartkowym głosowaniu wzięło udział 87 senatorów, 86 opowiedziało się za zmianami. Ponieważ Senat wprowadził do ustaw swoje poprawki, nowelizacja trafi teraz do Sejmu.

Zmiany w ustawach zaproponował rząd. Nowelizacja ustawy o poręczeniach i gwarancjach udzielanych przez Skarb Państwa oraz niektóre osoby prawne jest konsekwencją realizacji Rządowego Planu Stabilności i Rozwoju

Projektowane zmiany mają na celu wzmocnienie systemu poręczeń i gwarancji oraz ułatwienie w ten sposób dostępu do finansowania, głównie w formie kredytów, małym i średnim przedsiębiorcom.

Ministerstwo Finansów zapewniło w tym tygodniu, że możliwe będzie udzielanie poręczeń obejmujących całe portfele kredytów bankowych. O wprowadzenie takiego rozwiązania wnosili przedstawiciele banków.

Prezes BGK Ireneusz Fąfara wyraził nadzieję, że w kwietniu BGK będzie mógł wystąpić do banków z ofertą współpracy.

Zmiany w ustawie o BGK mają m.in. na celu umożliwienie BGK, jako bankowi państwowemu, wspieranie rządowych programów społeczno- gospodarczych oraz rozwoju regionalnego. BGK będzie mógł udzielać kredytów eksportowych zagranicznym nabywcom polskich towarów.

Dla skutecznej realizacji programów rządowych minister finansów będzie przekazywał środki na zwiększenie funduszu statutowego BGK. Ponadto BGK będzie miał możliwość sfinansowania programów rządowych ze środków pozyskanych z innych źródeł, w szczególności z zaciągniętych kredytów i pożyczek oraz emisji obligacji w kraju i za granicą.

Nowe przepisy umożliwiają ministrowi finansów przekazanie skarbowych papierów wartościowych na zwiększenie funduszu statutowego BGK.

Zmienione zostaną również regulacje związane z popieraniem budownictwa mieszkaniowego. Zaproponowano m.in. likwidację Krajowego Funduszu Mieszkaniowego i przekazanie ich aktywów na fundusz statutowy BGK.

Wprowadzono możliwości udzielania przez BGK preferencyjnych kredytów m.in. dla towarzystw budownictwa społecznego i spółdzielni mieszkaniowych na przedsięwzięcia inwestycyjno- budowlane mające na celu budowę lokali na wynajem.

PAP/inteeria.pl/Czwartek, 19 marca (18:41)

W tym roku kredytom mówimy "nie"

Tylko 6 proc. Polaków planuje w tym roku zaciągnąć jakikolwiek kredyt - wynika z badań GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej". Ankietowanych powstrzymuje strach przed utratą pracy lub obniżką dochodów.

Jeśli nawet kredyt zaciągnie co 17. Polak, to według obliczeń gazety, będzie to ok. 1,8 mln osób. Ponad połowa z tej grupy myśli o pożyczce gotówkowej, która najczęściej jest wykorzystywana przy drobnych zakupach.

Mimo obaw o pracę oraz pogarszającej się sytuacji w branży budowlanej 350 tys. osób nie wyklucza sfinansowania kredytem budowy lub kupna domu.

Bankowcy spodziewają się, że spadnie sprzedaż kredytów hipotecznych, za to o 20 proc. w stosunku do ubiegłego roku zwiększy się zainteresowanie kredytami konsumpcyjnymi.

PAP/Rzeczpospolita

interia.pl/Piątek, 20 marca (07:13)

W tym roku kredytom mówimy "nie"

Tylko 6 proc. Polaków planuje w tym roku zaciągnąć jakikolwiek kredyt - wynika z badań GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej". Ankietowanych powstrzymuje strach przed utratą pracy lub obniżką dochodów.

Jeśli nawet kredyt zaciągnie co 17. Polak, to według obliczeń gazety, będzie to ok. 1,8 mln osób. Ponad połowa z tej grupy myśli o pożyczce gotówkowej, która najczęściej jest wykorzystywana przy drobnych zakupach.

Mimo obaw o pracę oraz pogarszającej się sytuacji w branży budowlanej 350 tys. osób nie wyklucza sfinansowania kredytem budowy lub kupna domu.

Bankowcy spodziewają się, że spadnie sprzedaż kredytów hipotecznych, za to o 20 proc. w stosunku do ubiegłego roku zwiększy się zainteresowanie kredytami konsumpcyjnymi.

PAP/Rzeczpospolita

interia.pl/Piątek, 20 marca (07:13)

Sześć tygodni po terminie zapłaty prąd zostanie odcięty

Spada popyt na prąd u odbiorców przemysłowych, a to zdaniem energetyków może oznaczać początek trudności z regulowaniem rachunków przez firmy. Przemysł kupuje 75 proc. energii. Spadek zużycia jest oceniany na 5-10 proc.
Chociaż w gospodarstwach domowych zużycie nie spada, a niektóre firmy informują, że nawet nieznacznie wzrosło, to branża energetyczna obawia się opóźnień w regulowaniu płatności za prąd. Zwłaszcza że odbiorcy przemysłowi mają kłopoty z płynnością, choćby z powodu opcji walutowych.

Wszyscy odbiorcy - zarówno indywidualni, jak i firmy - mają prawo do otrzymywania prądu aż przez sześć tygodni, licząc od momentu upływu terminu płatności. Energetycy obawiają się, że w kryzysie to prawo może być nadużywane.

- Firmy, które będą miały trudności finansowe, będą starały się wykorzystać to prawo, regulując w pierwszej kolejności inne zobowiązania, mimo że zwłoka w zapłacie wiąże się z dodatkowymi kosztami odsetek dla odbiorcy - ocenia wiceprezes Piotr Rudziński, wiceprezes EnergiaPro Gigawat.

Energetyka nalicza odsetki od przeterminowanych płatności w wysokości odsetek ustawowych, które wynoszą 13 proc. w skali roku. W przypadku odbiorców indywidualnych, przy rachunku za dwa miesiące rzędu 150 zł i zadłużeniu na 6 tygodni, odsetki byłyby kilkuzłotowe. Jeśli sprzedawca nie dostanie pieniędzy na czas, to każe dystrybutorowi wyłączyć prąd. Za powtórne przyłączenie trzeba zapłacić. W przypadku gospodarstwa domowego wznowienie dostaw wstrzymanych z powodu zaległości płatniczych to koszt 70 zł netto. W przypadku odbiorców przemysłowych opłaty sięgają 140 zł.

- Prawo odbiorcy do dostaw prądu mimo zalegania z płatnościami jest dużym ryzykiem dla sprzedawców. Warto rozważyć możliwość ustalania zasad wyłączeń prądu w umowach między sprzedawcami i odbiorcami przemysłowymi - uważa Grzegorz Lot z Vattenfall Sales Poland.

Nowelizowane obecnie prawo energetyczne nie przewiduje jednak zmian w zasadach wstrzymywania dostaw energii.

GDY NIE PŁACIMY RACHUNKÓW ZA PRĄD

  • Sprzedawca wystawia fakturę z terminem płatności

  • Przy braku płatności w terminie czeka miesiąc na zapłatę

  • Sprzedawca po upływie miesiąca:

    - powiadamia odbiorcę o zamiarze wypowiedzenia umowy

    - wyznacza dwa tygodnie na zapłatę bieżących i zaległych należności

  • Przy braku płatności po upływie sześciu tygodni zleca dystrybutorowi zaprzestanie dostaw energii

POWODY ODCIĘCIA PRĄDU

Prąd może zostać odcięty także z innych powodów niż brak płatności: gdy instalacja elektryczna odbiorcy stwarza zagrożenie dla zdrowia, życia i środowiska, gdy odbiorca kradnie prąd oraz przy braku zgody odbiorcy, który jest nierzetelnym płatnikiem, na zainstalowanie licznika przedpłatowego.

Ireneusz Chojnacki, "Gazeta Prawna"
interia.pl/

Sześć tygodni po terminie zapłaty prąd zostanie odcięty

Spada popyt na prąd u odbiorców przemysłowych, a to zdaniem energetyków może oznaczać początek trudności z regulowaniem rachunków przez firmy. Przemysł kupuje 75 proc. energii. Spadek zużycia jest oceniany na 5-10 proc.
Chociaż w gospodarstwach domowych zużycie nie spada, a niektóre firmy informują, że nawet nieznacznie wzrosło, to branża energetyczna obawia się opóźnień w regulowaniu płatności za prąd. Zwłaszcza że odbiorcy przemysłowi mają kłopoty z płynnością, choćby z powodu opcji walutowych.

Wszyscy odbiorcy - zarówno indywidualni, jak i firmy - mają prawo do otrzymywania prądu aż przez sześć tygodni, licząc od momentu upływu terminu płatności. Energetycy obawiają się, że w kryzysie to prawo może być nadużywane.

- Firmy, które będą miały trudności finansowe, będą starały się wykorzystać to prawo, regulując w pierwszej kolejności inne zobowiązania, mimo że zwłoka w zapłacie wiąże się z dodatkowymi kosztami odsetek dla odbiorcy - ocenia wiceprezes Piotr Rudziński, wiceprezes EnergiaPro Gigawat.

Energetyka nalicza odsetki od przeterminowanych płatności w wysokości odsetek ustawowych, które wynoszą 13 proc. w skali roku. W przypadku odbiorców indywidualnych, przy rachunku za dwa miesiące rzędu 150 zł i zadłużeniu na 6 tygodni, odsetki byłyby kilkuzłotowe. Jeśli sprzedawca nie dostanie pieniędzy na czas, to każe dystrybutorowi wyłączyć prąd. Za powtórne przyłączenie trzeba zapłacić. W przypadku gospodarstwa domowego wznowienie dostaw wstrzymanych z powodu zaległości płatniczych to koszt 70 zł netto. W przypadku odbiorców przemysłowych opłaty sięgają 140 zł.

- Prawo odbiorcy do dostaw prądu mimo zalegania z płatnościami jest dużym ryzykiem dla sprzedawców. Warto rozważyć możliwość ustalania zasad wyłączeń prądu w umowach między sprzedawcami i odbiorcami przemysłowymi - uważa Grzegorz Lot z Vattenfall Sales Poland.

Nowelizowane obecnie prawo energetyczne nie przewiduje jednak zmian w zasadach wstrzymywania dostaw energii.

GDY NIE PŁACIMY RACHUNKÓW ZA PRĄD

  • Sprzedawca wystawia fakturę z terminem płatności

  • Przy braku płatności w terminie czeka miesiąc na zapłatę

  • Sprzedawca po upływie miesiąca:

    - powiadamia odbiorcę o zamiarze wypowiedzenia umowy

    - wyznacza dwa tygodnie na zapłatę bieżących i zaległych należności

  • Przy braku płatności po upływie sześciu tygodni zleca dystrybutorowi zaprzestanie dostaw energii

POWODY ODCIĘCIA PRĄDU

Prąd może zostać odcięty także z innych powodów niż brak płatności: gdy instalacja elektryczna odbiorcy stwarza zagrożenie dla zdrowia, życia i środowiska, gdy odbiorca kradnie prąd oraz przy braku zgody odbiorcy, który jest nierzetelnym płatnikiem, na zainstalowanie licznika przedpłatowego.

Ireneusz Chojnacki, "Gazeta Prawna"
interia.pl/

Już nie chcemy brać kredytów

Strach przed utratą pracy lub obniżką dochodów sprawia, że coraz mniej Polaków zamierza zadłużać się w bankach - pisze "Rzeczpospolita". Z sondażu GfK, przeprowadzonego na zlecenie gazety wynika, że w tym roku zaledwie 6 procent Polaków planuje wziąć kredyt.
Dziennik przypomina, że dziś bankowe pożyczki spłaca co czwarty z nas. Z badań GUS wynika jednak, że w lutym pogorszyły się nastroje konsumenckie. "Rzeczpospolita" pisze, ze miała na to wpływ przede wszystkim ocena sytuacji na rynku pracy. Według gazety, ponad jedna szósta badanych jest niezadowolona z kondycji przedsiębiorstw, w której są zatrudnieni.

"Rzeczpospolita" dodaje, że ponad połowa osób, które planują kredyt, myśli o pożyczce gotówkowej, która najczęściej jest wykorzystywana do finansowania drobnych zakupów. Według eksperta z ING Banku, sprzedaż kredytów gotówkowych może być w tym roku o 20 procent większa niż w ubiegłym.
Około 350 tysięcy osób nie wyklucza jednak sfinansowania kredytem budowy lub kupna domu - zauważa "Rzeczpospolita".
wp.pl/
IAR 2009-03-19 (23:40)

Już nie chcemy brać kredytów

Strach przed utratą pracy lub obniżką dochodów sprawia, że coraz mniej Polaków zamierza zadłużać się w bankach - pisze "Rzeczpospolita". Z sondażu GfK, przeprowadzonego na zlecenie gazety wynika, że w tym roku zaledwie 6 procent Polaków planuje wziąć kredyt.
Dziennik przypomina, że dziś bankowe pożyczki spłaca co czwarty z nas. Z badań GUS wynika jednak, że w lutym pogorszyły się nastroje konsumenckie. "Rzeczpospolita" pisze, ze miała na to wpływ przede wszystkim ocena sytuacji na rynku pracy. Według gazety, ponad jedna szósta badanych jest niezadowolona z kondycji przedsiębiorstw, w której są zatrudnieni.

"Rzeczpospolita" dodaje, że ponad połowa osób, które planują kredyt, myśli o pożyczce gotówkowej, która najczęściej jest wykorzystywana do finansowania drobnych zakupów. Według eksperta z ING Banku, sprzedaż kredytów gotówkowych może być w tym roku o 20 procent większa niż w ubiegłym.
Około 350 tysięcy osób nie wyklucza jednak sfinansowania kredytem budowy lub kupna domu - zauważa "Rzeczpospolita".
wp.pl/
IAR 2009-03-19 (23:40)

Warszawski Atrium City to jedyny GreenBuilding w Polsce

Skanska Property Poland zastała Partnerem Unijnego Programu GreenBuilding z projektem Atrium City. Położony w centrum Warszawy biurowiec Atrium City jako pierwszy i jedyny w Polsce otrzymał od Komisji Europejskiej certyfikat GreenBuilding.

GreenBuidling to program Komisji Europejskiej, do którego firmy przyłączają się dobrowolnie. Program działa od 2005 roku, a jego celem jest podniesienie poziomu efektywnego wykorzystania energii w budynkach komercyjnych. Projekty, które otrzymują certyfikat (zostają partnerami programu) muszą spełnić jeden, za to niebywale znaczący warunek: zużycie energii mniejsze o 25 proc. niż przewidują krajowe normy w miejscu, gdzie projekt jest realizowany.

Atrium City nie tylko spełnia surowe wymagania energetyczne i ekologiczne stawiane projektom GreenBuilding, ale - jak wykazały badania przeprowadzone przez niezależną, zewnętrzną firmę audytorską ProBe - zużycie energii jest w tym biurowcu o 32,5 proc. niższe niż wymagane przez polskie prawo.

- Jesteśmy dumni z faktu, że Atrium City otrzymał certyfikat GreenBuilding. Od lat skupiamy się na efektywnym wykorzystaniu energii i optymalizacji kosztów jej zużycia - mówi Nicklas Lindberg, dyrektor zarządzający Skanska Property Poland. - Nasze starania przynoszą pozytywne rezultaty nie tylko dla środowiska, ale także dla najemców zmniejszając ich rachunki za energię przy zachowaniu takich samych kosztów wynajmu powierzchni biurowych - dodaje Lindberg.

Atrium City

14-piętrowy biurowiec Atrium City to kolejny etap budowy kompleksu Atrium tworzonego przez Skanska w centrum Warszawy, wzdłuż Al. Jana Pawła II. Budynek, którego otwarcie zaplanowano na maj 2009 roku, będzie oferować 20 tys. m kw. powierzchni, z czego ponad 90 proc. już została wynajęta. Skanska planuje stworzenie kolejnych dwóch budynków w ramach tego projektu. Atrium City został zaprojektowany przez biuro architektoniczne Kazimierski & Ryba. Projekt łączy elegancję i prostotę rozwiązań z nowoczesnym, skandynawskim stylem architektonicznym, na który składają się: dobre jakościowo materiały, wysokie standardy technologiczne, wykorzystanie naturalnego światła do oświetlenia wnętrz i racjonalny rozkład pomieszczeń, wszystko to estetycznie połączone w spójną całość. Skanska aktywnie przyczynia się do ochrony środowiska poprze użycie przemyślanych rozwiązań konstrukcyjnych, odpowiednich materiałów i wprowadzenie energooszczędnych procesów. Wysiłki podejmowania przez firmę w tym kierunku udowadniają otrzymane prze nią certyfikaty: ISO 14001 przyznany w 2000 roku, czy otrzymany niedawno certyfikat GreenBuilding.

źródło informacji: Informacja prasowa

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Warszawski Atrium City to jedyny GreenBuilding w Polsce

Skanska Property Poland zastała Partnerem Unijnego Programu GreenBuilding z projektem Atrium City. Położony w centrum Warszawy biurowiec Atrium City jako pierwszy i jedyny w Polsce otrzymał od Komisji Europejskiej certyfikat GreenBuilding.

GreenBuidling to program Komisji Europejskiej, do którego firmy przyłączają się dobrowolnie. Program działa od 2005 roku, a jego celem jest podniesienie poziomu efektywnego wykorzystania energii w budynkach komercyjnych. Projekty, które otrzymują certyfikat (zostają partnerami programu) muszą spełnić jeden, za to niebywale znaczący warunek: zużycie energii mniejsze o 25 proc. niż przewidują krajowe normy w miejscu, gdzie projekt jest realizowany.

Atrium City nie tylko spełnia surowe wymagania energetyczne i ekologiczne stawiane projektom GreenBuilding, ale - jak wykazały badania przeprowadzone przez niezależną, zewnętrzną firmę audytorską ProBe - zużycie energii jest w tym biurowcu o 32,5 proc. niższe niż wymagane przez polskie prawo.

- Jesteśmy dumni z faktu, że Atrium City otrzymał certyfikat GreenBuilding. Od lat skupiamy się na efektywnym wykorzystaniu energii i optymalizacji kosztów jej zużycia - mówi Nicklas Lindberg, dyrektor zarządzający Skanska Property Poland. - Nasze starania przynoszą pozytywne rezultaty nie tylko dla środowiska, ale także dla najemców zmniejszając ich rachunki za energię przy zachowaniu takich samych kosztów wynajmu powierzchni biurowych - dodaje Lindberg.

Atrium City

14-piętrowy biurowiec Atrium City to kolejny etap budowy kompleksu Atrium tworzonego przez Skanska w centrum Warszawy, wzdłuż Al. Jana Pawła II. Budynek, którego otwarcie zaplanowano na maj 2009 roku, będzie oferować 20 tys. m kw. powierzchni, z czego ponad 90 proc. już została wynajęta. Skanska planuje stworzenie kolejnych dwóch budynków w ramach tego projektu. Atrium City został zaprojektowany przez biuro architektoniczne Kazimierski & Ryba. Projekt łączy elegancję i prostotę rozwiązań z nowoczesnym, skandynawskim stylem architektonicznym, na który składają się: dobre jakościowo materiały, wysokie standardy technologiczne, wykorzystanie naturalnego światła do oświetlenia wnętrz i racjonalny rozkład pomieszczeń, wszystko to estetycznie połączone w spójną całość. Skanska aktywnie przyczynia się do ochrony środowiska poprze użycie przemyślanych rozwiązań konstrukcyjnych, odpowiednich materiałów i wprowadzenie energooszczędnych procesów. Wysiłki podejmowania przez firmę w tym kierunku udowadniają otrzymane prze nią certyfikaty: ISO 14001 przyznany w 2000 roku, czy otrzymany niedawno certyfikat GreenBuilding.

źródło informacji: Informacja prasowa

interia.pl/Czwartek, 19 marca (06:00)

Taniej budować i mieszkać

Rząd chce złagodzić obowiązek sporządzania świadectw energetycznych wystawianych dla mieszkań. W tym celu przyjął projekt nowelizacji ustawy w tej sprawie - podało Centrum Informacyjne Rządu.

Rząd przyjął we wtorek projekt nowelizacji ustawy o prawie budowlanym oraz ustawy o gospodarce nieruchomościami.

"Zaproponowane przepisy przewidują, że możliwe będzie dokonanie oceny energetycznej lokalu mieszkalnego na podstawie oceny energetycznej innego mieszkania z tej samej grupy" - napisano w komunikacie.

Chodzi o lokal mieszkalny m.in. o takich samych parametrach konstrukcyjno-materiałowych i instalacyjnych.

Nowe przepisy rozszerzają katalog osób uprawnionych do sporządzania świadectw charakterystyki energetycznej o osoby, które ukończyły studia inżynierskie na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewnych.

"Na osoby sporządzające świadectwa charakterystyki energetycznej nałożono obowiązek ich przechowywania przez 10 lat oraz ubezpieczania się od odpowiedzialności cywilnej" - napisano w komunikacie.

Nowe przepisy wprowadzają zasadę, że osoba sporządzająca świadectwo nie może być jednocześnie np. wykonawcą robót budowlanych, właścicielem oraz zarządcą tego budynku i lokalu mieszkalnego.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Środa, 18 marca (06:00)

Taniej budować i mieszkać

Rząd chce złagodzić obowiązek sporządzania świadectw energetycznych wystawianych dla mieszkań. W tym celu przyjął projekt nowelizacji ustawy w tej sprawie - podało Centrum Informacyjne Rządu.

Rząd przyjął we wtorek projekt nowelizacji ustawy o prawie budowlanym oraz ustawy o gospodarce nieruchomościami.

"Zaproponowane przepisy przewidują, że możliwe będzie dokonanie oceny energetycznej lokalu mieszkalnego na podstawie oceny energetycznej innego mieszkania z tej samej grupy" - napisano w komunikacie.

Chodzi o lokal mieszkalny m.in. o takich samych parametrach konstrukcyjno-materiałowych i instalacyjnych.

Nowe przepisy rozszerzają katalog osób uprawnionych do sporządzania świadectw charakterystyki energetycznej o osoby, które ukończyły studia inżynierskie na kierunkach: architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka lub pokrewnych.

"Na osoby sporządzające świadectwa charakterystyki energetycznej nałożono obowiązek ich przechowywania przez 10 lat oraz ubezpieczania się od odpowiedzialności cywilnej" - napisano w komunikacie.

Nowe przepisy wprowadzają zasadę, że osoba sporządzająca świadectwo nie może być jednocześnie np. wykonawcą robót budowlanych, właścicielem oraz zarządcą tego budynku i lokalu mieszkalnego.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Środa, 18 marca (06:00)

Mieszkanie: kupić, czy wynająć?

To pytanie zadawane jest coraz częściej przez Polaków, szczególnie młodych, wkraczających w dorosłe życie. Czy jest na nie jedna, prawidłowa odpowiedź? Czy warto jej szukać? Czy warto zastanawiać się i kalkulować, co lepsze? Oczywiście, że warto!

Dlaczego nie ma jednoznacznej odpowiedzi, czy bardziej się opłaca wynajmować mieszkanie i płacić jego właścicielowi za użytkowanie, czy zadłużyć się i dawać zarabiać bankom na prowizjach i odsetkach, ale krok po kroku zbliżać się własnego "M"? Dlatego, że - jak w przypadku każdej decyzji finansowej czy inwestycyjnej - nie może być jednej, identycznej odpowiedzi dla wielu ludzi o różnych potrzebach, preferencjach, podejściu do życia i będących w różnych sytuacjach. Przy podejmowaniu takich decyzji zawsze potrzebne jest podejście indywidualne.

Jeżeli przejrzymy listy dyskusyjne, blogi i zamieszczane w różnych miejscach opinie, lub przypomnimy sobie zasłyszane oceny sprzed mniej więcej roku, to zauważymy, że spora część z nich wskazywała na przewagę wynajmowania mieszkania. Powód był oczywisty. Ceny mieszkań rosły niezwykle dynamicznie i ich poziom wydawał się wielu z nas astronomiczny. Z drugiej jednak strony, banki kusiły może nienajtańszym (chyba, że we frankach szwajcarskich), ale za to niezwykle łatwo dostępnym kredytem - mimo rosnących stóp procentowych.

Patrząc z jeszcze innej strony: nikt nie bał się utraty pracy lub zmniejszenia zarobków, co zachęcało do inwestycji także mocno wspomaganych kredytem. Niektórzy ulegali również wrażeniu, że ceny nieruchomości będą rosły jeszcze bardziej, wzmacniając dążenie do osiągnięcia korzyści z tej, wydawało się, stałej tendencji.

Czy z perspektywy czasu coś się zmieniło? Zmieniło się niemal wszystko. Ceny mieszkań spadają, wybór jest o wiele większy i nikt już nie musi kupować przysłowiowej "dziury w ziemi" i czekać aż wyrośnie z niej jego wymarzone gniazdko. Deweloperzy kuszą promocjami i do lokum dodają często nie tylko kuchenkę, lodówkę, telewizor, ale także nierzadko mały samochód. Z kolei ceny za wynajmowanie mieszkań żadnej promocji nie podlegają.

Wręcz przeciwnie, trzymają się mocno i nic nie wskazuje, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Może więc nadszedł czas na zweryfikowanie naszych opinii, poglądów i preferencji. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że zmieniły się także inne warunki.

Banki zdecydowanie zaostrzyły kryteria finansowania zakupu mieszkań. Kredyty we frankach szwajcarskich pokazały swoje gorsze oblicze i nieźle wystraszyły ich aktualnych posiadaczy i chyba dość skutecznie odstraszyły potencjalnych chętnych. Pewność zatrudnienia i utrzymania dotychczasowej wysokości pensji jest nieporównywalna z tą sprzed kilkunastu miesięcy.

Rząd podejmuje działania chroniące tych, którzy nie z własnej winy znaleźli się w sytuacji uniemożliwiającej im spłacanie wcześniej zaciągniętego kredytu (stracili pracę i są zarejestrowani jako bezrobotni). Można też spodziewać się, że i banki bardziej będą skłonne negocjować warunki spłaty zagrożonych kredytów, niż zajmować nasze mieszkania. Ich niechęć do udzielania kredytów powinna wkrótce minąć, bo przecież z nich właśnie żyją i czerpią zyski. Rada Polityki Pieniężnej zaczęła obniżać stopy procentowe i ta tendencja powinna jeszcze jakiś czas potrwać. Wiązać się z nią będą mniej lub bardziej ochoczo podejmowane decyzje banków o zmniejszaniu oprocentowania kredytów.

Choć większość ulg podatkowych, związanych z ożywianiem budownictwa mieszkaniowego już dawno odeszła w niepamięć, to ze strony rządu pojawiają się zachęty innego typu, takie jak na przykład program refundowania części kosztów kredytu, noszący nazwę "Rodzina na swoim". Adresowany jest on do osób o raczej skromniejszych możliwościach finansowych i zainteresowanych mieszkaniami tańszymi oraz o limitowanym metrażu. W jego ramach można jednak uzyskać przez osiem lat dopłatę stanowiącą równowartość połowy odsetek, jakie pobierają banki komercyjne, udzielając kredytów na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych rodzin (w tym także rodzin niepełnych). Wydaje się bardzo prawdopodobne, że wobec zapaści na rynku mieszkaniowym i kredytowym, program ten zostanie rozszerzony lub pojawią się nowe/stare sposoby na jego rozruszanie. Może nawet wróci znów nasza ulubiona ulga podatkowa.

Póki co, przejdźmy do konkretów, czyli rachunków i kalkulacji. Na początku 2007 r. średnia cena wynajęcia dwupokojowego mieszkania w Warszawie wynosiła około 1700 zł, a średnia cena kupna 1 metra kwadratowego mieszkania sięgała 8 500 zł, czyli za mieszkanie o powierzchni 50 m2 trzeba było zapłacić 425 tys. zł. Przy finansowaniu zakupu kredytem na 30 lat w złotych i oprocentowaniu wynoszącym 7,26 proc. miesięczna rata wynosiłaby 2 900 zł.

Różnica między kosztem wynajmu i zakupu pokaźna, wynosząca 70 proc., raczej nie do zaakceptowania dla przeciętnego młodego małżeństwa. Dziś w Warszawie takie samo mieszkanie można kupić płacąc poniżej 6 000 zł za metr, czyli za około 300 tys. zł. Rata kredytu przy takich samych, jak wyżej warunkach wyniosłaby 2 050 zł.

Miesięczny koszt wynajęcia mieszkania waha się od 2 000 do 2 500 zł, choć oczywiście odchylenia od tych poziomów bywają spore. Ale przy takich różnicach między kosztem wynajmu, a kupna na kredyt, można się już zacząć poważnie zastanawiać, co wybrać. Miesięczna rata przy kredycie we frankach szwajcarskich wyniosłaby nieco ponad 1 400 zł. A przecież, mimo wielu utrudnień i ograniczeń, taki kredyt można uzyskać.

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2007 rok


Goldfinance

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2008 rok


Goldfinance

Różnice między średnimi cenami ofertowymi sprzedaży mieszkań, a cenami po jakich zawierane są umowy, mogą sięgać w konkretnych przypadkach nawet 30 proc.

Można również stwierdzić, że wbrew pozorom, zaciąganie dziś kredytu w tej walucie wcale nie wiąże się z tak wielkim ryzykiem. Złoty wobec franka w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy bardzo się osłabił i prawdopodobieństwo, że straci jeszcze np. 30 proc. jest raczej bardzo niewielkie (wówczas za franka trzeba byłoby płacić około 4,15 zł). Przy dzisiejszym kursie nasz kredyt na zakup mieszkania to około 95 tys. franków.

Gdybyśmy go brali przy kursie jaki był rok temu, nasze zadłużenie wynosiłoby 120 tys. franków. Wniosek jest taki, że kredyt walutowy opłaca się zaciągać wtedy, gdy złoty jest tani. Mówiąc najprościej - dziś za franka dostaniemy o wiele więcej złotówek, niż przed rokiem - bo przecież bank nie wypłaca nam franków tylko ich równowartość w złotych. Trzeba jednak pamiętać, że za kilka lat czeka nas bardzo poważna operacja przyjęcia przez Polskę euro. To dodatkowy czynnik ryzyka, którego skalę trudno teraz oszacować.

Przy tych kalkulacjach należy wziąć pod uwagę jeszcze kilka czynników, o których już wspomniano, ale warto je przypomnieć:

- Ceny mieszkań mocno spadły. Ta tendencja może jeszcze nieco się pogłębić, ale trudno sobie dziś wyobrazić, że spadną jeszcze o 20 proc. A więc można zaryzykować tezę, że jest tanio.

- Koszty wynajmu lokali utrzymują się na wysokim poziomie i nie widać powodu, by miały się obniżyć (na rynku musiałoby pojawić się o wiele więcej lokali do wynajęcia, a przecież nowych mieszkań nie przybywa zbyt wiele).

- Rada Polityki Pieniężnej obniża stopy i ten proces powinien jeszcze trochę potrwać. Czyli można liczyć na to, że oprocentowanie kredytów będzie spadać.

- Kłopoty i uciążliwości z uzyskaniem kredytów będą się zmniejszały. Banki zarabiają na kredytach i będą ich udzielać.

- Ryzyko związane z zaciąganiem kredytu w walutach jest dziś o wiele mniejsze, niż jeszcze klika miesięcy temu.

- Można już skorzystać z rządowego programu "Rodzina na swoim", w ramach którego refundowana jest spora część kosztów kredytu i można liczyć, że wkrótce pojawią się dodatkowe zachęty do kupowania mieszkań.

Roman Przasnyski

źródło informacji: Goldfinance

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

Mieszkanie: kupić, czy wynająć?

To pytanie zadawane jest coraz częściej przez Polaków, szczególnie młodych, wkraczających w dorosłe życie. Czy jest na nie jedna, prawidłowa odpowiedź? Czy warto jej szukać? Czy warto zastanawiać się i kalkulować, co lepsze? Oczywiście, że warto!

Dlaczego nie ma jednoznacznej odpowiedzi, czy bardziej się opłaca wynajmować mieszkanie i płacić jego właścicielowi za użytkowanie, czy zadłużyć się i dawać zarabiać bankom na prowizjach i odsetkach, ale krok po kroku zbliżać się własnego "M"? Dlatego, że - jak w przypadku każdej decyzji finansowej czy inwestycyjnej - nie może być jednej, identycznej odpowiedzi dla wielu ludzi o różnych potrzebach, preferencjach, podejściu do życia i będących w różnych sytuacjach. Przy podejmowaniu takich decyzji zawsze potrzebne jest podejście indywidualne.

Jeżeli przejrzymy listy dyskusyjne, blogi i zamieszczane w różnych miejscach opinie, lub przypomnimy sobie zasłyszane oceny sprzed mniej więcej roku, to zauważymy, że spora część z nich wskazywała na przewagę wynajmowania mieszkania. Powód był oczywisty. Ceny mieszkań rosły niezwykle dynamicznie i ich poziom wydawał się wielu z nas astronomiczny. Z drugiej jednak strony, banki kusiły może nienajtańszym (chyba, że we frankach szwajcarskich), ale za to niezwykle łatwo dostępnym kredytem - mimo rosnących stóp procentowych.

Patrząc z jeszcze innej strony: nikt nie bał się utraty pracy lub zmniejszenia zarobków, co zachęcało do inwestycji także mocno wspomaganych kredytem. Niektórzy ulegali również wrażeniu, że ceny nieruchomości będą rosły jeszcze bardziej, wzmacniając dążenie do osiągnięcia korzyści z tej, wydawało się, stałej tendencji.

Czy z perspektywy czasu coś się zmieniło? Zmieniło się niemal wszystko. Ceny mieszkań spadają, wybór jest o wiele większy i nikt już nie musi kupować przysłowiowej "dziury w ziemi" i czekać aż wyrośnie z niej jego wymarzone gniazdko. Deweloperzy kuszą promocjami i do lokum dodają często nie tylko kuchenkę, lodówkę, telewizor, ale także nierzadko mały samochód. Z kolei ceny za wynajmowanie mieszkań żadnej promocji nie podlegają.

Wręcz przeciwnie, trzymają się mocno i nic nie wskazuje, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Może więc nadszedł czas na zweryfikowanie naszych opinii, poglądów i preferencji. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że zmieniły się także inne warunki.

Banki zdecydowanie zaostrzyły kryteria finansowania zakupu mieszkań. Kredyty we frankach szwajcarskich pokazały swoje gorsze oblicze i nieźle wystraszyły ich aktualnych posiadaczy i chyba dość skutecznie odstraszyły potencjalnych chętnych. Pewność zatrudnienia i utrzymania dotychczasowej wysokości pensji jest nieporównywalna z tą sprzed kilkunastu miesięcy.

Rząd podejmuje działania chroniące tych, którzy nie z własnej winy znaleźli się w sytuacji uniemożliwiającej im spłacanie wcześniej zaciągniętego kredytu (stracili pracę i są zarejestrowani jako bezrobotni). Można też spodziewać się, że i banki bardziej będą skłonne negocjować warunki spłaty zagrożonych kredytów, niż zajmować nasze mieszkania. Ich niechęć do udzielania kredytów powinna wkrótce minąć, bo przecież z nich właśnie żyją i czerpią zyski. Rada Polityki Pieniężnej zaczęła obniżać stopy procentowe i ta tendencja powinna jeszcze jakiś czas potrwać. Wiązać się z nią będą mniej lub bardziej ochoczo podejmowane decyzje banków o zmniejszaniu oprocentowania kredytów.

Choć większość ulg podatkowych, związanych z ożywianiem budownictwa mieszkaniowego już dawno odeszła w niepamięć, to ze strony rządu pojawiają się zachęty innego typu, takie jak na przykład program refundowania części kosztów kredytu, noszący nazwę "Rodzina na swoim". Adresowany jest on do osób o raczej skromniejszych możliwościach finansowych i zainteresowanych mieszkaniami tańszymi oraz o limitowanym metrażu. W jego ramach można jednak uzyskać przez osiem lat dopłatę stanowiącą równowartość połowy odsetek, jakie pobierają banki komercyjne, udzielając kredytów na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych rodzin (w tym także rodzin niepełnych). Wydaje się bardzo prawdopodobne, że wobec zapaści na rynku mieszkaniowym i kredytowym, program ten zostanie rozszerzony lub pojawią się nowe/stare sposoby na jego rozruszanie. Może nawet wróci znów nasza ulubiona ulga podatkowa.

Póki co, przejdźmy do konkretów, czyli rachunków i kalkulacji. Na początku 2007 r. średnia cena wynajęcia dwupokojowego mieszkania w Warszawie wynosiła około 1700 zł, a średnia cena kupna 1 metra kwadratowego mieszkania sięgała 8 500 zł, czyli za mieszkanie o powierzchni 50 m2 trzeba było zapłacić 425 tys. zł. Przy finansowaniu zakupu kredytem na 30 lat w złotych i oprocentowaniu wynoszącym 7,26 proc. miesięczna rata wynosiłaby 2 900 zł.

Różnica między kosztem wynajmu i zakupu pokaźna, wynosząca 70 proc., raczej nie do zaakceptowania dla przeciętnego młodego małżeństwa. Dziś w Warszawie takie samo mieszkanie można kupić płacąc poniżej 6 000 zł za metr, czyli za około 300 tys. zł. Rata kredytu przy takich samych, jak wyżej warunkach wyniosłaby 2 050 zł.

Miesięczny koszt wynajęcia mieszkania waha się od 2 000 do 2 500 zł, choć oczywiście odchylenia od tych poziomów bywają spore. Ale przy takich różnicach między kosztem wynajmu, a kupna na kredyt, można się już zacząć poważnie zastanawiać, co wybrać. Miesięczna rata przy kredycie we frankach szwajcarskich wyniosłaby nieco ponad 1 400 zł. A przecież, mimo wielu utrudnień i ograniczeń, taki kredyt można uzyskać.

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2007 rok


Goldfinance

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2008 rok


Goldfinance

Różnice między średnimi cenami ofertowymi sprzedaży mieszkań, a cenami po jakich zawierane są umowy, mogą sięgać w konkretnych przypadkach nawet 30 proc.

Można również stwierdzić, że wbrew pozorom, zaciąganie dziś kredytu w tej walucie wcale nie wiąże się z tak wielkim ryzykiem. Złoty wobec franka w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy bardzo się osłabił i prawdopodobieństwo, że straci jeszcze np. 30 proc. jest raczej bardzo niewielkie (wówczas za franka trzeba byłoby płacić około 4,15 zł). Przy dzisiejszym kursie nasz kredyt na zakup mieszkania to około 95 tys. franków.

Gdybyśmy go brali przy kursie jaki był rok temu, nasze zadłużenie wynosiłoby 120 tys. franków. Wniosek jest taki, że kredyt walutowy opłaca się zaciągać wtedy, gdy złoty jest tani. Mówiąc najprościej - dziś za franka dostaniemy o wiele więcej złotówek, niż przed rokiem - bo przecież bank nie wypłaca nam franków tylko ich równowartość w złotych. Trzeba jednak pamiętać, że za kilka lat czeka nas bardzo poważna operacja przyjęcia przez Polskę euro. To dodatkowy czynnik ryzyka, którego skalę trudno teraz oszacować.

Przy tych kalkulacjach należy wziąć pod uwagę jeszcze kilka czynników, o których już wspomniano, ale warto je przypomnieć:

- Ceny mieszkań mocno spadły. Ta tendencja może jeszcze nieco się pogłębić, ale trudno sobie dziś wyobrazić, że spadną jeszcze o 20 proc. A więc można zaryzykować tezę, że jest tanio.

- Koszty wynajmu lokali utrzymują się na wysokim poziomie i nie widać powodu, by miały się obniżyć (na rynku musiałoby pojawić się o wiele więcej lokali do wynajęcia, a przecież nowych mieszkań nie przybywa zbyt wiele).

- Rada Polityki Pieniężnej obniża stopy i ten proces powinien jeszcze trochę potrwać. Czyli można liczyć na to, że oprocentowanie kredytów będzie spadać.

- Kłopoty i uciążliwości z uzyskaniem kredytów będą się zmniejszały. Banki zarabiają na kredytach i będą ich udzielać.

- Ryzyko związane z zaciąganiem kredytu w walutach jest dziś o wiele mniejsze, niż jeszcze klika miesięcy temu.

- Można już skorzystać z rządowego programu "Rodzina na swoim", w ramach którego refundowana jest spora część kosztów kredytu i można liczyć, że wkrótce pojawią się dodatkowe zachęty do kupowania mieszkań.

Roman Przasnyski

źródło informacji: Goldfinance

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

Według

Według stołecznego dodatku do "Gazety Wyborczej" robotnicy schodzą z budowy 192-metrowego apartamentowca przy ulicy Złotej w Warszawie, którego inwestorem jest Orco Property Group.

Według gazety Orco twierdzi, że nie przerwało prac, ale firma przyznała, że negocjuje finansowanie z wieloma partnerami, między innymi z generalnym wykonawcą wieżowca przy Złotej - firmą Besix. Sama firma Besix nie skomentowała sytuacji na budowie wieżowca, ale jeden z podwykonawców budowy przyznał, że w poniedziałek przerwano betonowanie i montaż osłony przeciwwiatrowej na najwyższych kondygnacjach. Jeden z pracowników budowy przyznał nawet, że od poniedziałku na terenie inwestycji nie pojawiło się 70 proc. załogi.

Drapacz chmur przy ulicy Złotej 44 w Warszawie miał mieć 54 piętra. Na razie powstało ich 17. W wieżowcu miało powstać 251 apartamentów, a ceny za metr kwadratowy wahały się od 25 do około 40 tys. zł. Gazeta przypomina, że Orco w lutym zwolniło ponad 200 pracowników, w tym kierownika projektu Złota 44. Według gazety deweloper musi zebrać pieniądze i uregulować ponad 200 mln zł pożyczek, których termin spłaty upływa w 2009 roku. W poniedziałek obrót akcjami Orco został zawieszony na GPW. Spółka poinformowała wtedy o przesunięciu terminu publikacji raportu rocznego z 17 marca na koniec miesiąca. Kurs

Orco natychmiast po wznowieniu obrotu zareagował spadkiem na ostatnie doniesienia o sytuacji dewelopera. Na zamknięciu kurs Orco spadł o 13,14 proc. do 16,05 zł. Ponadto w reakcji na doniesienia o sytuacji Orco analitycy KBC w raporcie z 17 marca obniżyli rekomendację dla Orco Property Group do "sprzedaj", obniżając o 24,7 proc. cenę docelową dla akcji spółki, do 3,03 euro. Analitycy tłumaczą obniżenie rekomendacji i wyceny obawami, że "problemy spółki są potencjalnie dużo gorsze niż się spodziewaliśmy".

źródło informacji: PAP

interia.pl/Środa, 18 marca (11:56)

Według

Według stołecznego dodatku do "Gazety Wyborczej" robotnicy schodzą z budowy 192-metrowego apartamentowca przy ulicy Złotej w Warszawie, którego inwestorem jest Orco Property Group.

Według gazety Orco twierdzi, że nie przerwało prac, ale firma przyznała, że negocjuje finansowanie z wieloma partnerami, między innymi z generalnym wykonawcą wieżowca przy Złotej - firmą Besix. Sama firma Besix nie skomentowała sytuacji na budowie wieżowca, ale jeden z podwykonawców budowy przyznał, że w poniedziałek przerwano betonowanie i montaż osłony przeciwwiatrowej na najwyższych kondygnacjach. Jeden z pracowników budowy przyznał nawet, że od poniedziałku na terenie inwestycji nie pojawiło się 70 proc. załogi.

Drapacz chmur przy ulicy Złotej 44 w Warszawie miał mieć 54 piętra. Na razie powstało ich 17. W wieżowcu miało powstać 251 apartamentów, a ceny za metr kwadratowy wahały się od 25 do około 40 tys. zł. Gazeta przypomina, że Orco w lutym zwolniło ponad 200 pracowników, w tym kierownika projektu Złota 44. Według gazety deweloper musi zebrać pieniądze i uregulować ponad 200 mln zł pożyczek, których termin spłaty upływa w 2009 roku. W poniedziałek obrót akcjami Orco został zawieszony na GPW. Spółka poinformowała wtedy o przesunięciu terminu publikacji raportu rocznego z 17 marca na koniec miesiąca. Kurs

Orco natychmiast po wznowieniu obrotu zareagował spadkiem na ostatnie doniesienia o sytuacji dewelopera. Na zamknięciu kurs Orco spadł o 13,14 proc. do 16,05 zł. Ponadto w reakcji na doniesienia o sytuacji Orco analitycy KBC w raporcie z 17 marca obniżyli rekomendację dla Orco Property Group do "sprzedaj", obniżając o 24,7 proc. cenę docelową dla akcji spółki, do 3,03 euro. Analitycy tłumaczą obniżenie rekomendacji i wyceny obawami, że "problemy spółki są potencjalnie dużo gorsze niż się spodziewaliśmy".

źródło informacji: PAP

interia.pl/Środa, 18 marca (11:56)

Raport z rynku nieruchomosci - marzec 2009

"Zimowy sen" - tak można by określić sytuację jaka panowała na rynku nieruchomości w lutym br. Niewielkiej liczbie transakcji towarzyszyły nieznaczne zmiany cen. Wg danych serwisu Oferty.net największy spadek średniej ceny ofertowej nastąpił w Gdyni - 3,9% i Olsztynie - 2,8%.

Nieznaczny i będący zaprzeczeniem ogólnego trendu wzrost średnich cen ofertowych zanotowało Opole (2,7%), Szczecin (1,5%) i Katowice (1,1%).

Niepewność tego co się wydarzy w najbliższych miesiącach sprawia, że wielu właścicieli rezygnuje z pozbywania się nieruchomości i wycofuje swoje oferty sprzedaży. Na transakcje, często kosztem znacznych ustępstw cenowych, decydują się głównie ci, którzy pilnie potrzebują gotówki.

Podobna sytuacja ma miejsce także po stronie potencjalnych nabywców; obawy związane z zaciąganiem zobowiązań finansowych oraz docierające z różnych źródeł zapowiedzi dalszego spadku cen nieruchomości nie sprzyjają zakupom. Właścicieli zmieniają głównie te lokale, których zbywcy wykazują dużą elastyczność wobec kupujących - zarówno co do ceny jak i terminu sfinalizowania transakcji.

miasto 01'09
(PLN/m2)
02'09
(PLN/m2)
zmiana
ost. mies.
(%)
02'08
(PLN/m2)
zmiana
ost. rok
(%)
zmiana
ost. rok
(PLN/m2)
Białystok 4 420 4 429 0,2 4 607 -3,9 -178,0
Bydgoszcz 4 239 4 223 -0,4 4 242 -0,4 -19,0
Gdańsk 6 456 6 445 -0,2 6 963 -7,4 -518,0
Gdynia 6 984 6 714 -3,9 7 365 -8,8 -651,0
Katowice 4 123 4 170 1,1 4 701 -11,3 -531,0
Kraków 7 358 7 408 0,7 8 197 -9,6 -789,0
Lublin 5 000 5 001 0,0 5 103 -2,0 -102,0
Łódź 4 280 4 313 0,8 4 689 -8,0 -376,0
Olsztyn 4 967 4 826 -2,8 bd bd bd
Opole 3 976 4 084 2,7 bd bd bd
Poznań 5 750 5 724 -0,5 6 210 -7,8 -486,0
Rzeszów 4 493 4 520 0,6 4 763 -5,1 -243,0
Sopot 10 590 10 485 -1,0 11 347 -7,6 -862,0
Szczecin 4 923 4 999 1,5 5 205 -4,0 -206,0
Warszawa 9 144 9 089 -0,6 9 599 -5,3 -510,0
Wrocław 6 824 6 755 -1,0 7 430 -9,1 -675,0

KREDYTY ZŁOTOWE PONOWNIE TAŃSZE

Od naszego poprzedniego raportu ponownie spadły rynkowe stopy procentowe, które są benchmarkiem dla większości kredytów hipotecznych udzielonych w złotych. Tym razem spadek stopy WIBOR 3M wyniósł 27 punktów bazowych, przyczyniając się do spadku rat kredytów 30-letnich o kolejne 3 proc. - wynika z danych Open Finance. Nie wydaje się to spektakularną zmianą (ok. 17 PLN miesięcznie dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN), ale pamiętajmy, że spadek WIBOR jest częścią znacznie dłuższej sekwencji i jego obniżenie z 6,8 do 4,3 proc. od października 2008 r. do lutego 2009 r. oznacza spadek rat kredytów 30-letnich już o 29 proc. lub - licząc inaczej - o 163 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN, co trzeba uznać za znaczącą kwotę.

Ponadto należy zauważyć, że WIBOR 3M spadając do 4,33 proc. znalazł się zaledwie 13 pkt bazowych powyżej swojego historycznego minimum sprzed trzech lat. Po ewentualnej kolejnej obniżce stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej będzie można zapewne powiedzieć, że kredyty hipoteczne w złotych stały się tak tanie, jak jeszcze nigdy dotąd.

kwota kredytu
(PLN)
WIBOR 3M
25 lutego
(%)
rata
25 lutego
(PLN)
WIBOR 3M
13 marca
(%)
rata
13 marca
(PLN)
zmiana
(%)
100 000 4,60 574 4,33 557 -2,9

* Kredyt na 30 lat; raty równe. Marża 1 pkt proc. ponad WIBOR 3M

Niestety ta uwaga dotyczy wyłącznie tych kredytów, które zostały udzielone przed jesiennym załamaniem na rynkach kredytowych, a więc z niskimi marżami. Kredyty oferowane obecnie mają marże znacząco wyższe (nawet 2,5 proc. powyżej WIBOR 3M), co oznacza, że do rekordowo niskich poziomów potrzebna byłaby dalsza seria obniżek stóp procentowych nawet o 150 pkt bazowych (do 2,50 proc.), co nie wydaje się być obecnie wysoce prawdopodobnym scenariuszem. Niemniej nowe kredyty złotowe oprocentowane obecnie na ok. 6,8 proc. są i tak łatwiej dostępne niż w czasie, kiedy ich średnie oprocentowanie przekraczało 9 proc.


RATY W CHF TYM RAZEM NIŻSZE

Również trzymiesięczny LIBOR dla franka szwajcarskiego obniżył się w następstwie decyzji Narodowego Banku Szwajcarii (SNB) o obniżeniu stóp procentowych. Obniżka o 25 pkt bazowych nie jest jeszcze w pełni odzwierciedlona przez rynek (LIBOR spadł o 8 pkt), ale jeśli tak się stanie, oznaczać to będzie spadek raty kredytów we frankach o ok. 2,5 proc. dla kredytów 30-letnich lub o ok. 8 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN. Jednak zdaniem analityków Open Finance większe znaczenie dla kredytobiorców (którzy obniżkę stóp procentowych odczują dopiero za kilka tygodni lub miesięcy) będzie miał spadek notowań franka, który obserwowaliśmy ostatnio. Od naszego ostatniego raportu (25 lutego) kurs franka spadł z 3,17 do 2,94 PLN, a więc o 7,2 proc. Spadek notowań franka ma proporcjonalny wpływ na spadek rat kredytu, bez względu na czas jego trwania czy wysokość. Zatem można liczyć na to, że kolejna rata kredytów we frankach powinna być niższa.

Co ważne, SNB zapowiedział, że w razie dalszego umocnienia szwajcarskiej waluty nie zawaha się przeprowadzić interwencji na rynku walutowym, aby zapobiec rozwojowi takiego trendu. Posiadacze kredytów w CHF mogą więc czuć się w miarę komfortowo z takim obrońcą ich interesów. Ponadto zdaniem SNB przez najbliższe trzy lata w Szwajcarii utrzyma się deflacja lub inflacja zerowa, co oznacza, że bank centralny może utrzymać stopy procentowe na niskim poziomie przez dłuższy czas (właśnie ok. trzech lat), co także zapewnia spore poczucie komfortu posiadaczom kredytów we frankach.

Jednak mimo korzystnych okoliczności (wysoki kurs franka, zapowiedź utrzymania niskich stóp) do zaciągania kredytów w CHF, "moda" na kredyty we frankach zapewne nie wróci, z tej prostej przyczyny, że coraz mniejsza liczba banków ma je w swojej ofercie, a te które mają, udzielają ich tylko wybranym klientom (o ponadprzeciętnych dochodach).


CENA ZALEŻY OD...

Zastój na rynku nieruchomości choć spowodował spadki cen to jednak nie zmienił odwiecznej zasady, zgodnie z którą trzy główne czynniki decydujące o cenie mieszkania to: 1. Lokalizacja, 2. Lokalizacja i 3. Lokalizacja. Widać to doskonale porównując średnie ceny ofert zlokalizowanych w centralnych i peryferyjnych dzielnicach miast. Wpływ adresu na wartość nieruchomości potwierdza przygotowane przez serwis Oferty.net zestawienie średnich cen za jakie oferowane są mieszkania przy konkretnych ulicach w Warszawie, Poznaniu i Krakowie.

Zdaniem Marcin Drogomireckiego z serwisu Oferty.net dysproporcje w cenie metra kwadratowego mieszkania zlokalizowanego przy prestiżowej ulicy a mieszkania na peryferyjnym osiedlu mogą sięgać nawet kilkuset procent. W przypadku mieszkań o zbliżonym standardzie, w blokach wzniesionych w okresie PRL-u, rozpiętość cenowa wynikająca z różnic w lokalizacji może sięgać 60 procent.

Warszawa Poznań Kraków
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Nowy Świat 17 448
Mokotowska 13 911
Wilcza 11 535
Żurawia 11 430
Marszałkowska 9 318
Wrzeciono 8 433
Bora-Komorowskiego 8 336
Lazurowa 7 970
Zapustna 7 923
Strumykowa 6 690
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Nałęczowska 7 493
Długosza 7 271
Słowiańska 7 236
Dąbrowskiego 6 059
Rybaki 5 916
Czapla 5 886
Os. Bolesława Śmiałego 5 159
Os. Bolesława Chrobrego 5 014
Os. Wichrowe Wzgórze 4 874
Galileusza 4 668
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Felicjanek 15 265
Kościuszki 10 278
Karmelicka 10 000
Lea 8 206
Długa 8 151
Wielicka 6 753
Siewna 6 707
Wysłouchów 6 354
Osiedle 1000-lecia 5 598
Ściegiennego 5 462


W POLSCE JAK W USA?

Od wielu miesięcy amerykański rynek nieruchomości pogrążony jest w kryzysie. Popyt niemal zamarł a ceny spadły do tego stopnia, że dom w Kalifornii można kupić za mniej niż połowę dotychczasowej ceny, tj. za równowartość 3-pokojowego mieszkania np. we Wrocławiu (400 000 PLN).

Słuchając doniesień zza oceanu nasuwa się pytanie - czy czeka nas to samo w Polsce? Czy u nas też dojdzie do spadków cen o 50 procent i więcej?

Skala nieoczekiwanych wydarzeń do jakich doszło w ostatnim półroczu na rynkach finansowych każe z wielką ostrożnością wypowiadać się na temat tego, co może się wydarzyć w przyszłości. Opierając się jednak na twardych danych można wykluczyć amerykański scenariusz w Polsce. Wynika to z ogromnych różnic w strukturze zadłużenia z tytuły zaciągniętych kredytów hipotecznych w obu krajach. Według raportu InfoMonitora i Biura Informacji Kredytowej z lutego br., nieterminowo spłacanych jest zaledwie 0,9% ogólnej liczby kredytów hipotecznych, których wartość stanowi zaledwie 0,35% całkowitej wartości udzielonych kredytów mieszkaniowych (oznacza to, że częściej niespłacane są małe kredyty hipoteczne).

W świetle tych danych skala problemu "złych kredytów" jest w Polsce kilkanaście razy mniejsza niż w USA. Tam, zgodnie z szacunkami CNN Money, problem ze spłatą dotyczy ok. 11% kredytów hipotecznych. Wierzyciele - głównie banki - aby wyegzekwować należności masowo przejmują od dłużników nieruchomości i sprzedają je na licytacjach po cenach niższych od cen rynkowych. W Polsce takie sytuacje jak dotąd należą do rzadkości.
RYNEK NAJMU MIESZKAŃ W WARSZAWIE W LUTYM 2009 R.

Średnie stawki ofertowe
wg liczby pokoi (ceny za całość)


liczba pokoi śr. czynsz
XII 2008
(PLN)
śr. czynsz
II 2009
(PLN)
zmiana
(%)
1 1 770 1 739 -1,8
2 2 405 2 352 -2,2
3 3 523 3 338 -5,3
4 5 150 5 310 3,1
5 6 950 6 957 0,1

* stawki obejmują czynsz dla administracji
Średnie stawki ofertowe
wg liczby pokoi (ceny za m2)


liczba pokoi śr. czynsz
XII 2008
(PLN)
śr. czynsz
II 2009
(PLN)
zmiana
(%)
1 55 53 -3,6
2 48 47 -2,1
3 46 44 -4,3
4 48 47 -2,1
5 51 49 -3,9

* stawki obejmują czynsz dla administracji


INDEX KREDYTOWY OPEN FINANCE
RYNEK KREDYTÓW W WYBRANYCH MIASTACH POLSKI W LUTYM 2009 R.


Dane przygotowanie na podstawie wniosków kredytowych składanych
przez klientów OPEN FINANCE w lutym 2009 r.

miasto średnia wartość kredytu w lutym 2009 r. (w PLN) średnie LTV (stosunek kwoty kredytu do wart. nieruch., w %.) średni okres kredytowania
(w latach)
Gdańsk 252 583 80 29
Gdynia 317 435 87 28
Katowice 164 512 82 28
Kraków 263 989 79 27
Lublin 203 410 71 30
Olsztyn 261 651 87 37
Poznań 261 410 82 28
Warszawa 398 912 81 31
Wrocław 249 759 87 30

źródło informacji: Open Finance

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

Raport z rynku nieruchomosci - marzec 2009

"Zimowy sen" - tak można by określić sytuację jaka panowała na rynku nieruchomości w lutym br. Niewielkiej liczbie transakcji towarzyszyły nieznaczne zmiany cen. Wg danych serwisu Oferty.net największy spadek średniej ceny ofertowej nastąpił w Gdyni - 3,9% i Olsztynie - 2,8%.

Nieznaczny i będący zaprzeczeniem ogólnego trendu wzrost średnich cen ofertowych zanotowało Opole (2,7%), Szczecin (1,5%) i Katowice (1,1%).

Niepewność tego co się wydarzy w najbliższych miesiącach sprawia, że wielu właścicieli rezygnuje z pozbywania się nieruchomości i wycofuje swoje oferty sprzedaży. Na transakcje, często kosztem znacznych ustępstw cenowych, decydują się głównie ci, którzy pilnie potrzebują gotówki.

Podobna sytuacja ma miejsce także po stronie potencjalnych nabywców; obawy związane z zaciąganiem zobowiązań finansowych oraz docierające z różnych źródeł zapowiedzi dalszego spadku cen nieruchomości nie sprzyjają zakupom. Właścicieli zmieniają głównie te lokale, których zbywcy wykazują dużą elastyczność wobec kupujących - zarówno co do ceny jak i terminu sfinalizowania transakcji.

miasto 01'09
(PLN/m2)
02'09
(PLN/m2)
zmiana
ost. mies.
(%)
02'08
(PLN/m2)
zmiana
ost. rok
(%)
zmiana
ost. rok
(PLN/m2)
Białystok 4 420 4 429 0,2 4 607 -3,9 -178,0
Bydgoszcz 4 239 4 223 -0,4 4 242 -0,4 -19,0
Gdańsk 6 456 6 445 -0,2 6 963 -7,4 -518,0
Gdynia 6 984 6 714 -3,9 7 365 -8,8 -651,0
Katowice 4 123 4 170 1,1 4 701 -11,3 -531,0
Kraków 7 358 7 408 0,7 8 197 -9,6 -789,0
Lublin 5 000 5 001 0,0 5 103 -2,0 -102,0
Łódź 4 280 4 313 0,8 4 689 -8,0 -376,0
Olsztyn 4 967 4 826 -2,8 bd bd bd
Opole 3 976 4 084 2,7 bd bd bd
Poznań 5 750 5 724 -0,5 6 210 -7,8 -486,0
Rzeszów 4 493 4 520 0,6 4 763 -5,1 -243,0
Sopot 10 590 10 485 -1,0 11 347 -7,6 -862,0
Szczecin 4 923 4 999 1,5 5 205 -4,0 -206,0
Warszawa 9 144 9 089 -0,6 9 599 -5,3 -510,0
Wrocław 6 824 6 755 -1,0 7 430 -9,1 -675,0

KREDYTY ZŁOTOWE PONOWNIE TAŃSZE

Od naszego poprzedniego raportu ponownie spadły rynkowe stopy procentowe, które są benchmarkiem dla większości kredytów hipotecznych udzielonych w złotych. Tym razem spadek stopy WIBOR 3M wyniósł 27 punktów bazowych, przyczyniając się do spadku rat kredytów 30-letnich o kolejne 3 proc. - wynika z danych Open Finance. Nie wydaje się to spektakularną zmianą (ok. 17 PLN miesięcznie dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN), ale pamiętajmy, że spadek WIBOR jest częścią znacznie dłuższej sekwencji i jego obniżenie z 6,8 do 4,3 proc. od października 2008 r. do lutego 2009 r. oznacza spadek rat kredytów 30-letnich już o 29 proc. lub - licząc inaczej - o 163 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN, co trzeba uznać za znaczącą kwotę.

Ponadto należy zauważyć, że WIBOR 3M spadając do 4,33 proc. znalazł się zaledwie 13 pkt bazowych powyżej swojego historycznego minimum sprzed trzech lat. Po ewentualnej kolejnej obniżce stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej będzie można zapewne powiedzieć, że kredyty hipoteczne w złotych stały się tak tanie, jak jeszcze nigdy dotąd.

kwota kredytu
(PLN)
WIBOR 3M
25 lutego
(%)
rata
25 lutego
(PLN)
WIBOR 3M
13 marca
(%)
rata
13 marca
(PLN)
zmiana
(%)
100 000 4,60 574 4,33 557 -2,9

* Kredyt na 30 lat; raty równe. Marża 1 pkt proc. ponad WIBOR 3M

Niestety ta uwaga dotyczy wyłącznie tych kredytów, które zostały udzielone przed jesiennym załamaniem na rynkach kredytowych, a więc z niskimi marżami. Kredyty oferowane obecnie mają marże znacząco wyższe (nawet 2,5 proc. powyżej WIBOR 3M), co oznacza, że do rekordowo niskich poziomów potrzebna byłaby dalsza seria obniżek stóp procentowych nawet o 150 pkt bazowych (do 2,50 proc.), co nie wydaje się być obecnie wysoce prawdopodobnym scenariuszem. Niemniej nowe kredyty złotowe oprocentowane obecnie na ok. 6,8 proc. są i tak łatwiej dostępne niż w czasie, kiedy ich średnie oprocentowanie przekraczało 9 proc.


RATY W CHF TYM RAZEM NIŻSZE

Również trzymiesięczny LIBOR dla franka szwajcarskiego obniżył się w następstwie decyzji Narodowego Banku Szwajcarii (SNB) o obniżeniu stóp procentowych. Obniżka o 25 pkt bazowych nie jest jeszcze w pełni odzwierciedlona przez rynek (LIBOR spadł o 8 pkt), ale jeśli tak się stanie, oznaczać to będzie spadek raty kredytów we frankach o ok. 2,5 proc. dla kredytów 30-letnich lub o ok. 8 PLN dla każdych pożyczonych 100 tys. PLN. Jednak zdaniem analityków Open Finance większe znaczenie dla kredytobiorców (którzy obniżkę stóp procentowych odczują dopiero za kilka tygodni lub miesięcy) będzie miał spadek notowań franka, który obserwowaliśmy ostatnio. Od naszego ostatniego raportu (25 lutego) kurs franka spadł z 3,17 do 2,94 PLN, a więc o 7,2 proc. Spadek notowań franka ma proporcjonalny wpływ na spadek rat kredytu, bez względu na czas jego trwania czy wysokość. Zatem można liczyć na to, że kolejna rata kredytów we frankach powinna być niższa.

Co ważne, SNB zapowiedział, że w razie dalszego umocnienia szwajcarskiej waluty nie zawaha się przeprowadzić interwencji na rynku walutowym, aby zapobiec rozwojowi takiego trendu. Posiadacze kredytów w CHF mogą więc czuć się w miarę komfortowo z takim obrońcą ich interesów. Ponadto zdaniem SNB przez najbliższe trzy lata w Szwajcarii utrzyma się deflacja lub inflacja zerowa, co oznacza, że bank centralny może utrzymać stopy procentowe na niskim poziomie przez dłuższy czas (właśnie ok. trzech lat), co także zapewnia spore poczucie komfortu posiadaczom kredytów we frankach.

Jednak mimo korzystnych okoliczności (wysoki kurs franka, zapowiedź utrzymania niskich stóp) do zaciągania kredytów w CHF, "moda" na kredyty we frankach zapewne nie wróci, z tej prostej przyczyny, że coraz mniejsza liczba banków ma je w swojej ofercie, a te które mają, udzielają ich tylko wybranym klientom (o ponadprzeciętnych dochodach).


CENA ZALEŻY OD...

Zastój na rynku nieruchomości choć spowodował spadki cen to jednak nie zmienił odwiecznej zasady, zgodnie z którą trzy główne czynniki decydujące o cenie mieszkania to: 1. Lokalizacja, 2. Lokalizacja i 3. Lokalizacja. Widać to doskonale porównując średnie ceny ofert zlokalizowanych w centralnych i peryferyjnych dzielnicach miast. Wpływ adresu na wartość nieruchomości potwierdza przygotowane przez serwis Oferty.net zestawienie średnich cen za jakie oferowane są mieszkania przy konkretnych ulicach w Warszawie, Poznaniu i Krakowie.

Zdaniem Marcin Drogomireckiego z serwisu Oferty.net dysproporcje w cenie metra kwadratowego mieszkania zlokalizowanego przy prestiżowej ulicy a mieszkania na peryferyjnym osiedlu mogą sięgać nawet kilkuset procent. W przypadku mieszkań o zbliżonym standardzie, w blokach wzniesionych w okresie PRL-u, rozpiętość cenowa wynikająca z różnic w lokalizacji może sięgać 60 procent.

Warszawa Poznań Kraków
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Nowy Świat 17 448
Mokotowska 13 911
Wilcza 11 535
Żurawia 11 430
Marszałkowska 9 318
Wrzeciono 8 433
Bora-Komorowskiego 8 336
Lazurowa 7 970
Zapustna 7 923
Strumykowa 6 690
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Nałęczowska 7 493
Długosza 7 271
Słowiańska 7 236
Dąbrowskiego 6 059
Rybaki 5 916
Czapla 5 886
Os. Bolesława Śmiałego 5 159
Os. Bolesława Chrobrego 5 014
Os. Wichrowe Wzgórze 4 874
Galileusza 4 668
ulica śr. cena
(PLN/m2)
Felicjanek 15 265
Kościuszki 10 278
Karmelicka 10 000
Lea 8 206
Długa 8 151
Wielicka 6 753
Siewna 6 707
Wysłouchów 6 354
Osiedle 1000-lecia 5 598
Ściegiennego 5 462


W POLSCE JAK W USA?

Od wielu miesięcy amerykański rynek nieruchomości pogrążony jest w kryzysie. Popyt niemal zamarł a ceny spadły do tego stopnia, że dom w Kalifornii można kupić za mniej niż połowę dotychczasowej ceny, tj. za równowartość 3-pokojowego mieszkania np. we Wrocławiu (400 000 PLN).

Słuchając doniesień zza oceanu nasuwa się pytanie - czy czeka nas to samo w Polsce? Czy u nas też dojdzie do spadków cen o 50 procent i więcej?

Skala nieoczekiwanych wydarzeń do jakich doszło w ostatnim półroczu na rynkach finansowych każe z wielką ostrożnością wypowiadać się na temat tego, co może się wydarzyć w przyszłości. Opierając się jednak na twardych danych można wykluczyć amerykański scenariusz w Polsce. Wynika to z ogromnych różnic w strukturze zadłużenia z tytuły zaciągniętych kredytów hipotecznych w obu krajach. Według raportu InfoMonitora i Biura Informacji Kredytowej z lutego br., nieterminowo spłacanych jest zaledwie 0,9% ogólnej liczby kredytów hipotecznych, których wartość stanowi zaledwie 0,35% całkowitej wartości udzielonych kredytów mieszkaniowych (oznacza to, że częściej niespłacane są małe kredyty hipoteczne).

W świetle tych danych skala problemu "złych kredytów" jest w Polsce kilkanaście razy mniejsza niż w USA. Tam, zgodnie z szacunkami CNN Money, problem ze spłatą dotyczy ok. 11% kredytów hipotecznych. Wierzyciele - głównie banki - aby wyegzekwować należności masowo przejmują od dłużników nieruchomości i sprzedają je na licytacjach po cenach niższych od cen rynkowych. W Polsce takie sytuacje jak dotąd należą do rzadkości.
RYNEK NAJMU MIESZKAŃ W WARSZAWIE W LUTYM 2009 R.

Średnie stawki ofertowe
wg liczby pokoi (ceny za całość)


liczba pokoi śr. czynsz
XII 2008
(PLN)
śr. czynsz
II 2009
(PLN)
zmiana
(%)
1 1 770 1 739 -1,8
2 2 405 2 352 -2,2
3 3 523 3 338 -5,3
4 5 150 5 310 3,1
5 6 950 6 957 0,1

* stawki obejmują czynsz dla administracji
Średnie stawki ofertowe
wg liczby pokoi (ceny za m2)


liczba pokoi śr. czynsz
XII 2008
(PLN)
śr. czynsz
II 2009
(PLN)
zmiana
(%)
1 55 53 -3,6
2 48 47 -2,1
3 46 44 -4,3
4 48 47 -2,1
5 51 49 -3,9

* stawki obejmują czynsz dla administracji


INDEX KREDYTOWY OPEN FINANCE
RYNEK KREDYTÓW W WYBRANYCH MIASTACH POLSKI W LUTYM 2009 R.


Dane przygotowanie na podstawie wniosków kredytowych składanych
przez klientów OPEN FINANCE w lutym 2009 r.

miasto średnia wartość kredytu w lutym 2009 r. (w PLN) średnie LTV (stosunek kwoty kredytu do wart. nieruch., w %.) średni okres kredytowania
(w latach)
Gdańsk 252 583 80 29
Gdynia 317 435 87 28
Katowice 164 512 82 28
Kraków 263 989 79 27
Lublin 203 410 71 30
Olsztyn 261 651 87 37
Poznań 261 410 82 28
Warszawa 398 912 81 31
Wrocław 249 759 87 30

źródło informacji: Open Finance

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

Najgorsze dopiero przed nami?

Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas, który w listopadzie, jako jedyny, przewidział w Polsce stagnację dziś roztacza kolejne pesymistyczne prognozy.

Kilka miesięcy temu główny ekonomista francuskiego banku prognozował wzrost gospodarczy w 2009 roku na poziomie 0,4 proc. Po tej prognozie spadła na niego fala krytyki. Zareagował nawet rząd. Adam Szejnfeld twierdził, że wynik ten jest absurdalny i sugerował próbę manipulacji. Niestety dziś, po 4 miesiącach, mediana prognoz rynkowych jest niemal równa tej listopadowej. Rzeczywistość potoczyła się według najczarniejszego scenariusza.

Dziś, na łamach "Pulsu Biznesu" Michał Dybuła aktualizuje swoją prognozę. Spodziewa się on ujemnego przyrostu gospodarczego.

"Oczekuję spadku PKB. Sytuacja wewnętrzna jest bowiem gorsza, niż zakładałem w listopadzie" - stwierdza.

Ekonomista BNP Paribas odniósł się także do sytuacji złotego. Według niego obecne umocnienie jest jedynie przejściowe, a złoty będzie się dalej osłabiał.

Na pocieszenie Dybuła stwierdził, że Polska nadal ma szansę być jednym z najsłabiej dotkniętych kryzysem krajów Europy.

Więcej w "Pulsie Biznesu"

źródło informacji: INTERIA.PL/Puls Biznesu


Najgorsze dopiero przed nami?

Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas, który w listopadzie, jako jedyny, przewidział w Polsce stagnację dziś roztacza kolejne pesymistyczne prognozy.

Kilka miesięcy temu główny ekonomista francuskiego banku prognozował wzrost gospodarczy w 2009 roku na poziomie 0,4 proc. Po tej prognozie spadła na niego fala krytyki. Zareagował nawet rząd. Adam Szejnfeld twierdził, że wynik ten jest absurdalny i sugerował próbę manipulacji. Niestety dziś, po 4 miesiącach, mediana prognoz rynkowych jest niemal równa tej listopadowej. Rzeczywistość potoczyła się według najczarniejszego scenariusza.

Dziś, na łamach "Pulsu Biznesu" Michał Dybuła aktualizuje swoją prognozę. Spodziewa się on ujemnego przyrostu gospodarczego.

"Oczekuję spadku PKB. Sytuacja wewnętrzna jest bowiem gorsza, niż zakładałem w listopadzie" - stwierdza.

Ekonomista BNP Paribas odniósł się także do sytuacji złotego. Według niego obecne umocnienie jest jedynie przejściowe, a złoty będzie się dalej osłabiał.

Na pocieszenie Dybuła stwierdził, że Polska nadal ma szansę być jednym z najsłabiej dotkniętych kryzysem krajów Europy.

Więcej w "Pulsie Biznesu"

źródło informacji: INTERIA.PL/Puls Biznesu


Amerykańska inwestycja w Bolesławcu mimo kryzysu

Wbrew trendowi są u nas nowe inwestycje, w dodatku amerykańskie i z branży motoryzacyjnej - zauważa "Puls Biznesu".
Firma Guardian Automotive Poland, z amerykańskiej grupy specjalizującej się w szkle typu float oraz produktach dla branży motoryzacyjnej, zainwestuje 85,5 mln zł w budowę fabryki części plastikowych w Bolesławcu, w województwie dolnośląskim. Znajdzie w niej zatrudnienie 160 osób.
W ciągu kilku najbliższych dni inwestor otrzyma zezwolenie na działalność w strefie ekonomicznej. Zakończenie inwestycji planowane jest na koniec 2012 roku. Nowy zakład powstanie na 5 ha powierzchni. To już druga inwestycja motoryzacyjna w wałbrzyskiej strefie - zaznacza gazeta.

Szczegóły - w publikacji "Pulsu Biznesu".
onet.pl/(PAP, dd/19.03.2009, godz. 06:10)

Amerykańska inwestycja w Bolesławcu mimo kryzysu

Wbrew trendowi są u nas nowe inwestycje, w dodatku amerykańskie i z branży motoryzacyjnej - zauważa "Puls Biznesu".
Firma Guardian Automotive Poland, z amerykańskiej grupy specjalizującej się w szkle typu float oraz produktach dla branży motoryzacyjnej, zainwestuje 85,5 mln zł w budowę fabryki części plastikowych w Bolesławcu, w województwie dolnośląskim. Znajdzie w niej zatrudnienie 160 osób.
W ciągu kilku najbliższych dni inwestor otrzyma zezwolenie na działalność w strefie ekonomicznej. Zakończenie inwestycji planowane jest na koniec 2012 roku. Nowy zakład powstanie na 5 ha powierzchni. To już druga inwestycja motoryzacyjna w wałbrzyskiej strefie - zaznacza gazeta.

Szczegóły - w publikacji "Pulsu Biznesu".
onet.pl/(PAP, dd/19.03.2009, godz. 06:10)

Gwałtowny spadek cen gruntów inwestycyjnych

Deweloperzy i inwestorzy prywatni masowo pozbywają się gruntów, które kupili pod domy, biura i magazyny w czasie boomu na rynku nieruchomości. Na przedmieściach Warszawy niektóre działki potaniały w minionym roku o ponad 60% - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Zdaniem firmy Dolliers International, 2009 rok przyniesie dalszy spadek cen gruntów inwestycyjnych. Deweloperzy, którzy walczą o utrzymanie płynności finansowej albo potrzebują pieniędzy na dokończenie już rozpoczętych budów, zalali rynek ofertami gruntów - często z pozwoleniem na budowę.Spedek cen w przeliczeniu na euro jest dodatkowo potęgowany wzrostem wartości euro wobec złotego. Obniżki uderzyły przede wszystkim w inwestorów i deweloperów zagranicznych - oni swoje aktywa liczą właśnie w euro.

Gdyby banki chciały pożyczać deweloperom pieniądze - mielibyśmy szanse na tanie mieszkania w niedługim czasie, ale nie chcą.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, dd/19.03.2009, godz. 09:04)

Gwałtowny spadek cen gruntów inwestycyjnych

Deweloperzy i inwestorzy prywatni masowo pozbywają się gruntów, które kupili pod domy, biura i magazyny w czasie boomu na rynku nieruchomości. Na przedmieściach Warszawy niektóre działki potaniały w minionym roku o ponad 60% - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Zdaniem firmy Dolliers International, 2009 rok przyniesie dalszy spadek cen gruntów inwestycyjnych. Deweloperzy, którzy walczą o utrzymanie płynności finansowej albo potrzebują pieniędzy na dokończenie już rozpoczętych budów, zalali rynek ofertami gruntów - często z pozwoleniem na budowę.Spedek cen w przeliczeniu na euro jest dodatkowo potęgowany wzrostem wartości euro wobec złotego. Obniżki uderzyły przede wszystkim w inwestorów i deweloperów zagranicznych - oni swoje aktywa liczą właśnie w euro.

Gdyby banki chciały pożyczać deweloperom pieniądze - mielibyśmy szanse na tanie mieszkania w niedługim czasie, ale nie chcą.

Więcej w "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, dd/19.03.2009, godz. 09:04)

Działkowcy otrzymają odszkodowanie za utratę działki

W przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę drogi publicznej działkowcy i Polski Związek Działkowców będą mogli ubiegać się o odszkodowanie i rekompensatę.
Wczoraj w Sejmie odbyła się debata nad projektem ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych. Nowelizacja ta przyznaje działkowcom prawo do rekompensaty i odszkodowania w przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę dróg. Do tej pory działkowcy prawa do odszkodowania nie mieli, gdyż pozbawiła ich tego nowelizacja ustawy z 25 lipca 2008 r. o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych (Dz.U. nr 154, poz. 953), która weszła w życie pod koniec ubiegłego roku.
Działkowcy zdają sobie sprawę, że budowa dróg publicznych jest potrzebna, ale nie mogą się zgodzić, by odbywało się to ich kosztem. Za utratę własności każdemu powinno przysługiwać prawo do rekompensaty i odszkodowania - mówi Czesław Smoczyński, prezes Okręgowego Zarządu w Gdańsku Polskiego Związku Działkowców (PZD).
Zdaniem ekspertów obecnie obowiązujące przepisy są niezgodne z konstytucją. Zwrócił na to uwagę także Rzecznik Praw Obywatelskich.
Konstytucja jednoznacznie wprowadza wymóg słusznego odszkodowania w przypadku wywłaszczenia. Posadzone drzewa, urządzenia i obiekty znajdujące się na działce, wykonane lub nabyte ze środków finansowych użytkownika działki, stanowią jego własność i powinno za nie przysługiwać odszkodowanie - uważa Janusz Kochanowski.
Zgodnie z nowelizacją działkowcy i PZD będą mieli prawo do odszkodowania i rekompensaty także wtedy, gdy likwidacja ogrodów działkowych pod budowę dróg nastąpi przed wejściem w życie nowych przepisów.

Ustawa ma wejść w życie po upływie 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Arkadiusz Jaraszek
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 19.03.2009 | 07:00

Działkowcy otrzymają odszkodowanie za utratę działki

W przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę drogi publicznej działkowcy i Polski Związek Działkowców będą mogli ubiegać się o odszkodowanie i rekompensatę.
Wczoraj w Sejmie odbyła się debata nad projektem ustawy o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych. Nowelizacja ta przyznaje działkowcom prawo do rekompensaty i odszkodowania w przypadku likwidacji ogrodów działkowych pod budowę dróg. Do tej pory działkowcy prawa do odszkodowania nie mieli, gdyż pozbawiła ich tego nowelizacja ustawy z 25 lipca 2008 r. o szczególnych zasadach przygotowania i realizacji inwestycji w zakresie dróg publicznych (Dz.U. nr 154, poz. 953), która weszła w życie pod koniec ubiegłego roku.
Działkowcy zdają sobie sprawę, że budowa dróg publicznych jest potrzebna, ale nie mogą się zgodzić, by odbywało się to ich kosztem. Za utratę własności każdemu powinno przysługiwać prawo do rekompensaty i odszkodowania - mówi Czesław Smoczyński, prezes Okręgowego Zarządu w Gdańsku Polskiego Związku Działkowców (PZD).
Zdaniem ekspertów obecnie obowiązujące przepisy są niezgodne z konstytucją. Zwrócił na to uwagę także Rzecznik Praw Obywatelskich.
Konstytucja jednoznacznie wprowadza wymóg słusznego odszkodowania w przypadku wywłaszczenia. Posadzone drzewa, urządzenia i obiekty znajdujące się na działce, wykonane lub nabyte ze środków finansowych użytkownika działki, stanowią jego własność i powinno za nie przysługiwać odszkodowanie - uważa Janusz Kochanowski.
Zgodnie z nowelizacją działkowcy i PZD będą mieli prawo do odszkodowania i rekompensaty także wtedy, gdy likwidacja ogrodów działkowych pod budowę dróg nastąpi przed wejściem w życie nowych przepisów.

Ustawa ma wejść w życie po upływie 14 dni od jej ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Arkadiusz Jaraszek
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 19.03.2009 | 07:00

Klienci banków wymusili obniżkę rat

Kilkadziesiąt tysięcy klientów mBanku, MultiBanku, Santandera i Raiffeisen Bank Polska zapłaci niższe raty kredytu hipotecznego we frankach szwajcarskich.
Dotyczy to osób, które w latach 2005-2006 podpisały umowy, zgodnie z którymi oprocentowanie zależy tylko od decyzji zarządu banku. W efekcie ich raty są dzisiaj o co najmniej kilkaset złotych wyższe niż klientów (nawet tych samych banków), którzy kredyty zaciągnęli później i rozlicza im się płatności według rynkowej stawki LIBOR. Ta spadła ostatnio mocno po serii obniżek stóp procentowych w Szwajcarii.

Niezadowoleni klienci założyli specjalne serwisy w internecie. Na forach Mstop.pl czy Nabiciwsantander.pl aż roi się od inwektyw pod adresem bankowców. Jako pierwszy na krytykę zareagował Santander. Bank przyspieszył decyzję o obniżeniu oprocentowania kredytów hipotecznych klientom z tzw. starego portfela. Do tej pory było ono aktualizowane co 6-12 miesięcy przez zarząd. Pod naciskiem klientów bank zdecydował się jednak odejść od tej reguły i od marca zaczął aktualizować oprocentowanie co miesiąc.
Zamierza też zaoferować przejście ze starego portfela na dużo niższe oprocentowanie w oparciu o LIBOR i z niższą marżą niż stosowana wobec nowych klientów. Do obniżki oprocentowania i rat szykują się też MultiBank oraz mBank, banki detaliczne należące do grupy BRE. Do końca tygodnia zarząd ma podjąć decyzje w sprawie rozwiązania problemu klientów ze starego portfela kredytów we frankach.
Spodziewam się obniżenia oprocentowania maksymalnie o 1 pkt proc. - mówi Michał Macierzyński, analityk portalu Bankier.pl.

Dlaczego, zamiast czekać na łaskę banku, klienci ze starego portfela nie chcą przenieść kredytu tam, gdzie obowiązuje malejącą stawka LIBOR? Ponieważ w zamian musieliby zaakceptować bardzo wysokie marże, sięgające 5 proc., czyli kilka razy wyższe niż jeszcze rok temu. A więc raty nie uległyby zmianie. Bankowcy tłumaczą, że jeszcze latem 2008 roku marże były niskie, bo rynki finansowe prosperowały. Dopiero kryzys sprawił, że nowe kredyty banki obciążyły wysokimi kosztami.

Tomasz Dominiak
POLSKA Gazeta Krakowska
wp.pl/
Polska Gazeta Krakowska 2009-03-19 (07:47)

Klienci banków wymusili obniżkę rat

Kilkadziesiąt tysięcy klientów mBanku, MultiBanku, Santandera i Raiffeisen Bank Polska zapłaci niższe raty kredytu hipotecznego we frankach szwajcarskich.
Dotyczy to osób, które w latach 2005-2006 podpisały umowy, zgodnie z którymi oprocentowanie zależy tylko od decyzji zarządu banku. W efekcie ich raty są dzisiaj o co najmniej kilkaset złotych wyższe niż klientów (nawet tych samych banków), którzy kredyty zaciągnęli później i rozlicza im się płatności według rynkowej stawki LIBOR. Ta spadła ostatnio mocno po serii obniżek stóp procentowych w Szwajcarii.

Niezadowoleni klienci założyli specjalne serwisy w internecie. Na forach Mstop.pl czy Nabiciwsantander.pl aż roi się od inwektyw pod adresem bankowców. Jako pierwszy na krytykę zareagował Santander. Bank przyspieszył decyzję o obniżeniu oprocentowania kredytów hipotecznych klientom z tzw. starego portfela. Do tej pory było ono aktualizowane co 6-12 miesięcy przez zarząd. Pod naciskiem klientów bank zdecydował się jednak odejść od tej reguły i od marca zaczął aktualizować oprocentowanie co miesiąc.
Zamierza też zaoferować przejście ze starego portfela na dużo niższe oprocentowanie w oparciu o LIBOR i z niższą marżą niż stosowana wobec nowych klientów. Do obniżki oprocentowania i rat szykują się też MultiBank oraz mBank, banki detaliczne należące do grupy BRE. Do końca tygodnia zarząd ma podjąć decyzje w sprawie rozwiązania problemu klientów ze starego portfela kredytów we frankach.
Spodziewam się obniżenia oprocentowania maksymalnie o 1 pkt proc. - mówi Michał Macierzyński, analityk portalu Bankier.pl.

Dlaczego, zamiast czekać na łaskę banku, klienci ze starego portfela nie chcą przenieść kredytu tam, gdzie obowiązuje malejącą stawka LIBOR? Ponieważ w zamian musieliby zaakceptować bardzo wysokie marże, sięgające 5 proc., czyli kilka razy wyższe niż jeszcze rok temu. A więc raty nie uległyby zmianie. Bankowcy tłumaczą, że jeszcze latem 2008 roku marże były niskie, bo rynki finansowe prosperowały. Dopiero kryzys sprawił, że nowe kredyty banki obciążyły wysokimi kosztami.

Tomasz Dominiak
POLSKA Gazeta Krakowska
wp.pl/
Polska Gazeta Krakowska 2009-03-19 (07:47)

Masz kredyt walutowy, musisz żyć ze spreadem

Od lipca będzie można zdecydować czy polegać na bankowo ustalanym spreadzie, czy raczej walutę na spłatę raty kupować w kantorze. Uwolnienie się od kursu waluty narzuconego przez bank brzmi kusząco, ale czy warto się decydować?

Spread, czyli różnica pomiędzy kursem kupna waluty przy wypłacie kredytu a kursem sprzedaży, który jest stosowany przy spłacie rat, nie zniknie. Jednak obecnie tak znacząco podnosi wysokość raty (nawet o kilkaset złotych miesięcznie), że wzbudza niezadowolenie coraz większej liczby zadłużonych w walutach. Zainteresowały się nim też Komisja Nadzoru Finansowego i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Bank, kantor, albo...

Dzięki rekomendacji S II, wydanej przez KNF, od lipca bieżącego roku posiadacze kredytów walutowych będą mogli wybrać czy spłacać raty w złotych, stanowiące równowartość kwoty we frankach przeliczonej po stosowanym przez bank kursie (czyli tak jak obecnie), czy dokonać spłaty raty w walucie kredytu. Uwolnienie się od odgórnej decyzji banku brzmi zachęcająco. Jednak dla klienta chętnego do zmiany, nowa sytuacja będzie też wyzwaniem.

Jak wskazuje Marta Chmielewska-Racławska z KNF, zmianę sposobu spłaty kredytu będzie można dokonać tylko raz w trakcie trwania umowy kredytowej. Bank zmieni zapisy w umowie na wniosek klienta, który już spłaca kredyt. Nowi kredytobiorcy zadłużający się w walutach również będą dokonywać wyboru sposobu spłaty kredytu.

Jednak takowych jest coraz mniej, więc decydujące znaczenie będzie to miało dla obecnych dłużników. Po zmianie nie będą mogli wrócić do poprzedniego systemu spłat via bank i będą musieli dostarczać franki regularnie aż do spłaty kredytu.

Jest bardzo prawdopodobne, że wtedy popyt na walutę skusi z kolei kantory do śrubowania swojej marży i klient w ostatecznym rozrachunku nic nie zyska z nowego rozwiązania. Może być jeszcze gorzej - franków w kantorach po prostu zabraknie. Tymczasem klient dodatkowo będzie miał obowiązek kupowania franków niezależnie od tego, czy będzie np. na urlopie.

Trudno spodziewać się również, że pojedynczy klient banku będzie miał również wolę i możliwości, aby śledzić na bieżąco kurs franka i trafiać kupno po okazyjnych niższych cenach. Sposobem na rozwiązanie kłopotów pojedynczego klienta ma być inicjatywa kupfranki.pl.

Uczestnicy portalu liczą na zebranie takiej grupy, aby uzyskać pozycję przetargową wobec banku szwajcarskiego i na preferencyjnych warunkach kupować walutę. Preferencyjnie, czyli za taką łączną kwotę, że dla poszczególnych uczestników ten sposób okaże się tańszy niż w banku i kantorze.

Pod lupą urzędów

Dla banku spread jest znaczącym i wygodnym źródłem dochodów, ponieważ jego wysokość nie jest opisana w warunkach umowy kredytowej. W ubiegłym roku, szacowane wpływy z tego tytułu w całym sektorze bankowym znacznie przekroczyły miliard złotych.

Dotychczas składając na umowie kredytowej swój podpis, klient zgadzał się, że będzie wymieniał pieniądze w banku według jego tabeli kursowej nie wiedząc, jaka będzie to wartość w dniu przeliczenia i spłaty. Jest on ustalany arbitralnie przez bank udzielający kredyt i jest dodatkowym kosztem kredytu (kurs jest wyraźnie mniej korzystny od kursu NBP). Analitycy wskazują, że banki między sobą handlują walutami ze spreadem rzędu pół grosza, a klientom aplikują nawet 30 razy wyższy.

Pół biedy kiedy złotówka była mocna i na kredycie walutowym klient znacząco oszczędzał w porównaniu do podobnego długu złotowego. Jednak drastyczne osłabienie polskiej waluty spowodowało, że koszty spłaty raty mocno wzrosły, na co dodatkowo nałożyły się negatywne efekty kryzysu finansowego. Banki starają się zrekompensować sobie pogorszenie warunków przez chociażby rozszerzenie spreadu.

Zlikwidować spread

Na rynku finansowym pojawiły się głosy, że powinno się zlikwidować spread. Jednocześnie jednak nikt nie miał złudzeń, że banki same pozbawią się łatwego sposobu na dodatkowe zyski. Nie zabroni tego również KNF.

Czy można mieć nadzieję, że banki spodziewając się lipcowego odpływu klientów chcących samodzielnie kupować franki, same złagodzą swoją politykę dotyczącą spreadów? W ubiegłym roku, kiedy zarabiały rekordowe sumy, taki scenariusz mógłby mieć miejsce. Obecnie kiedy wyniki instytucji są pod dużą presją, klienci prędzej mogą liczyć na umocnienie złotego.



Sebastian Gawłowski
2009-03-17 06:20:43

Masz kredyt walutowy, musisz żyć ze spreadem

Od lipca będzie można zdecydować czy polegać na bankowo ustalanym spreadzie, czy raczej walutę na spłatę raty kupować w kantorze. Uwolnienie się od kursu waluty narzuconego przez bank brzmi kusząco, ale czy warto się decydować?

Spread, czyli różnica pomiędzy kursem kupna waluty przy wypłacie kredytu a kursem sprzedaży, który jest stosowany przy spłacie rat, nie zniknie. Jednak obecnie tak znacząco podnosi wysokość raty (nawet o kilkaset złotych miesięcznie), że wzbudza niezadowolenie coraz większej liczby zadłużonych w walutach. Zainteresowały się nim też Komisja Nadzoru Finansowego i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Bank, kantor, albo...

Dzięki rekomendacji S II, wydanej przez KNF, od lipca bieżącego roku posiadacze kredytów walutowych będą mogli wybrać czy spłacać raty w złotych, stanowiące równowartość kwoty we frankach przeliczonej po stosowanym przez bank kursie (czyli tak jak obecnie), czy dokonać spłaty raty w walucie kredytu. Uwolnienie się od odgórnej decyzji banku brzmi zachęcająco. Jednak dla klienta chętnego do zmiany, nowa sytuacja będzie też wyzwaniem.

Jak wskazuje Marta Chmielewska-Racławska z KNF, zmianę sposobu spłaty kredytu będzie można dokonać tylko raz w trakcie trwania umowy kredytowej. Bank zmieni zapisy w umowie na wniosek klienta, który już spłaca kredyt. Nowi kredytobiorcy zadłużający się w walutach również będą dokonywać wyboru sposobu spłaty kredytu.

Jednak takowych jest coraz mniej, więc decydujące znaczenie będzie to miało dla obecnych dłużników. Po zmianie nie będą mogli wrócić do poprzedniego systemu spłat via bank i będą musieli dostarczać franki regularnie aż do spłaty kredytu.

Jest bardzo prawdopodobne, że wtedy popyt na walutę skusi z kolei kantory do śrubowania swojej marży i klient w ostatecznym rozrachunku nic nie zyska z nowego rozwiązania. Może być jeszcze gorzej - franków w kantorach po prostu zabraknie. Tymczasem klient dodatkowo będzie miał obowiązek kupowania franków niezależnie od tego, czy będzie np. na urlopie.

Trudno spodziewać się również, że pojedynczy klient banku będzie miał również wolę i możliwości, aby śledzić na bieżąco kurs franka i trafiać kupno po okazyjnych niższych cenach. Sposobem na rozwiązanie kłopotów pojedynczego klienta ma być inicjatywa kupfranki.pl.

Uczestnicy portalu liczą na zebranie takiej grupy, aby uzyskać pozycję przetargową wobec banku szwajcarskiego i na preferencyjnych warunkach kupować walutę. Preferencyjnie, czyli za taką łączną kwotę, że dla poszczególnych uczestników ten sposób okaże się tańszy niż w banku i kantorze.

Pod lupą urzędów

Dla banku spread jest znaczącym i wygodnym źródłem dochodów, ponieważ jego wysokość nie jest opisana w warunkach umowy kredytowej. W ubiegłym roku, szacowane wpływy z tego tytułu w całym sektorze bankowym znacznie przekroczyły miliard złotych.

Dotychczas składając na umowie kredytowej swój podpis, klient zgadzał się, że będzie wymieniał pieniądze w banku według jego tabeli kursowej nie wiedząc, jaka będzie to wartość w dniu przeliczenia i spłaty. Jest on ustalany arbitralnie przez bank udzielający kredyt i jest dodatkowym kosztem kredytu (kurs jest wyraźnie mniej korzystny od kursu NBP). Analitycy wskazują, że banki między sobą handlują walutami ze spreadem rzędu pół grosza, a klientom aplikują nawet 30 razy wyższy.

Pół biedy kiedy złotówka była mocna i na kredycie walutowym klient znacząco oszczędzał w porównaniu do podobnego długu złotowego. Jednak drastyczne osłabienie polskiej waluty spowodowało, że koszty spłaty raty mocno wzrosły, na co dodatkowo nałożyły się negatywne efekty kryzysu finansowego. Banki starają się zrekompensować sobie pogorszenie warunków przez chociażby rozszerzenie spreadu.

Zlikwidować spread

Na rynku finansowym pojawiły się głosy, że powinno się zlikwidować spread. Jednocześnie jednak nikt nie miał złudzeń, że banki same pozbawią się łatwego sposobu na dodatkowe zyski. Nie zabroni tego również KNF.

Czy można mieć nadzieję, że banki spodziewając się lipcowego odpływu klientów chcących samodzielnie kupować franki, same złagodzą swoją politykę dotyczącą spreadów? W ubiegłym roku, kiedy zarabiały rekordowe sumy, taki scenariusz mógłby mieć miejsce. Obecnie kiedy wyniki instytucji są pod dużą presją, klienci prędzej mogą liczyć na umocnienie złotego.



Sebastian Gawłowski
2009-03-17 06:20:43

Fatalny dzień dla złotego

Nasza waluta osłabiła się o blisko 10 groszy wobec euro oraz około 8 groszy do dolara i franka szwajcarskiego.

Późnym popołudniem na rynku walutowym za jedno euro płacono 4,54 zł, dolar kosztował 3,50 zł, a frank szwajcarski był wyceniony na 2,96 zł.

Analitycy oceniają, że jest to odreagowanie ostatnich wzrostów wartości polskiej waluty. W najbliższym czasie sytuacja na rynku walutowym może być silnie skorelowana z nastrojami na giełdach papierów wartościowych.

- Niepokoić może fakt, że ważne wsparcia zlokalizowane w rejonie EUR/PLN 4,4100 oraz USD/PLN 3,3800 zostały wybronione, w związku z czym ostatni ruch należy traktować tylko jako korektę, a nie zapowiedź zmiany trendu. W tej chwili kluczem do dalszego rozwoju sytuacji na rynku złotego będą nastroje panujące na światowych giełdach, a także na głównej parze walutowej, czyli EUR/USD - ocenił analityk TMS Brokers Mikołaj Kusiakowski.

Kusiakowski podkreśla, że na giełdach nadal dominują optymiści, co może sprzyjać złotemu, jednak to może się szybko zmienić.

- Pamiętajmy, że wciąż mamy bessę, dlatego wszelkie negatywne informacje bardzo szybko mogą zmienić obraz rynku. Taki rozwój wydarzeń wiązałby się z osłabieniem złotego. Wówczas powrót w okolice EUR/PLN 4,6000, a nawet wyżej byłby bardzo prawdopodobny - podsumował analityk.

money.pl/2009-03-17 17:30:01

Fatalny dzień dla złotego

Nasza waluta osłabiła się o blisko 10 groszy wobec euro oraz około 8 groszy do dolara i franka szwajcarskiego.

Późnym popołudniem na rynku walutowym za jedno euro płacono 4,54 zł, dolar kosztował 3,50 zł, a frank szwajcarski był wyceniony na 2,96 zł.

Analitycy oceniają, że jest to odreagowanie ostatnich wzrostów wartości polskiej waluty. W najbliższym czasie sytuacja na rynku walutowym może być silnie skorelowana z nastrojami na giełdach papierów wartościowych.

- Niepokoić może fakt, że ważne wsparcia zlokalizowane w rejonie EUR/PLN 4,4100 oraz USD/PLN 3,3800 zostały wybronione, w związku z czym ostatni ruch należy traktować tylko jako korektę, a nie zapowiedź zmiany trendu. W tej chwili kluczem do dalszego rozwoju sytuacji na rynku złotego będą nastroje panujące na światowych giełdach, a także na głównej parze walutowej, czyli EUR/USD - ocenił analityk TMS Brokers Mikołaj Kusiakowski.

Kusiakowski podkreśla, że na giełdach nadal dominują optymiści, co może sprzyjać złotemu, jednak to może się szybko zmienić.

- Pamiętajmy, że wciąż mamy bessę, dlatego wszelkie negatywne informacje bardzo szybko mogą zmienić obraz rynku. Taki rozwój wydarzeń wiązałby się z osłabieniem złotego. Wówczas powrót w okolice EUR/PLN 4,6000, a nawet wyżej byłby bardzo prawdopodobny - podsumował analityk.

money.pl/2009-03-17 17:30:01

Mostostal-Export zdobył kontrakt w Rosji

Mostostal Export podpisał z firmą OOO Rusniefteprodukt Inżiniring w Moskwie kontrakt na wykonanie robót budowlano-montażowych przy budowie instalacji do przetwarzania surowców węglowodorowych w Ulan-Hol, Republika Kałmykia - Federacja Rosyjska.
Wartość kontraktu to 15 mln euro, czyli ok. 67,4 mln zł.

- Początek realizacji prac zaplanowano na II kw. tego roku. Okres realizacji to 12 miesięcy - czytamy w komunikacie.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa Mostostal-Export miała 26,86 mln zł skonsolidowanego zysku netto wobec 12,52 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 171,96 mln zł wobec 155,63 mln zł.

money.pl/2009-03-17 15:56:14

Mostostal-Export zdobył kontrakt w Rosji

Mostostal Export podpisał z firmą OOO Rusniefteprodukt Inżiniring w Moskwie kontrakt na wykonanie robót budowlano-montażowych przy budowie instalacji do przetwarzania surowców węglowodorowych w Ulan-Hol, Republika Kałmykia - Federacja Rosyjska.
Wartość kontraktu to 15 mln euro, czyli ok. 67,4 mln zł.

- Początek realizacji prac zaplanowano na II kw. tego roku. Okres realizacji to 12 miesięcy - czytamy w komunikacie.

Narastająco w I-IV kw. 2008 roku grupa Mostostal-Export miała 26,86 mln zł skonsolidowanego zysku netto wobec 12,52 mln zł zysku rok wcześniej przy obrotach odpowiednio 171,96 mln zł wobec 155,63 mln zł.

money.pl/2009-03-17 15:56:14

USA: Rynek nieruchomości ożywił giełdę

Dzięki dobrym danym z rynku nieruchomości inwestorzy kupowali akcje. S&P zyskał 3,2 procent.

Przez pierwsze dwie godziny handlu w USA sesja przebiegała bardzo spokojnie, na granicy poniedziałkowego zamknięcia. Nie można powiedzieć, że inwestorzy czekali na dane z rynku nieruchomości - bo wszyscy przyzwyczaili się, że są one po prostu coraz słabsze.

 

Jednak nie tym razem. Rynek został zaskoczony wzrostem dynamiki rozpoczętych budów nowych domów, która w skali miesiąca wyniosła aż 22 procent. Analitycy spodziewali się jej spadku o 2,8 procent. Warto dodać również, że w styczniu wskaźnik spadł o prawie 17 procent.

Sektor nieruchomości był pierwszym, który można było określić mianem kryzysu. Co więcej, był on przecież jedną z głównych (bezpośrednich) przyczyn ogólnoświatowych problemów gospodarczych. Dobre dane spowodowały więc, że inwestorzy uwierzyli  w siebie i zaczęli kupować.

Nie tak dawno (pod koniec ubiegłego tygodnia) poznaliśmy także inną dobrą informację - CitiGroup miał zanotować zyski w pierwszych dwóch miesiącach tego roku. Choć akurat to, w przeciwieństwie do rządowych danych z rynku nieruchomości, nie jest jeszcze do końca potwierdzone.

Na koniec sesji S&P zyskał 3,2 proc., Dow Jones 2,48 proc., a Nasdaq ponad 4,1 procent.

Paweł Satalecki

2009-03-18 06:05:04

USA: Rynek nieruchomości ożywił giełdę

Dzięki dobrym danym z rynku nieruchomości inwestorzy kupowali akcje. S&P zyskał 3,2 procent.

Przez pierwsze dwie godziny handlu w USA sesja przebiegała bardzo spokojnie, na granicy poniedziałkowego zamknięcia. Nie można powiedzieć, że inwestorzy czekali na dane z rynku nieruchomości - bo wszyscy przyzwyczaili się, że są one po prostu coraz słabsze.

 

Jednak nie tym razem. Rynek został zaskoczony wzrostem dynamiki rozpoczętych budów nowych domów, która w skali miesiąca wyniosła aż 22 procent. Analitycy spodziewali się jej spadku o 2,8 procent. Warto dodać również, że w styczniu wskaźnik spadł o prawie 17 procent.

Sektor nieruchomości był pierwszym, który można było określić mianem kryzysu. Co więcej, był on przecież jedną z głównych (bezpośrednich) przyczyn ogólnoświatowych problemów gospodarczych. Dobre dane spowodowały więc, że inwestorzy uwierzyli  w siebie i zaczęli kupować.

Nie tak dawno (pod koniec ubiegłego tygodnia) poznaliśmy także inną dobrą informację - CitiGroup miał zanotować zyski w pierwszych dwóch miesiącach tego roku. Choć akurat to, w przeciwieństwie do rządowych danych z rynku nieruchomości, nie jest jeszcze do końca potwierdzone.

Na koniec sesji S&P zyskał 3,2 proc., Dow Jones 2,48 proc., a Nasdaq ponad 4,1 procent.

Paweł Satalecki

2009-03-18 06:05:04

Grunty pod inwestycje. Jest coraz taniej

Rok 2008 był zaskoczeniem dla większości inwestorów działających na polskim rynku nieruchomości i zwrotem o 180 stopni w porównaniu do 2007 roku.

- Choć w porównaniu do rynków w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy Stanów Zjednoczonych zmiany nie były tak gwałtowne, coraz więcej deweloperów i grup inwestycyjnych decydowało się odłożyć plany inwestycyjne; zwłaszcza ci, którzy chcieli odzyskać płynność finansową lub szukali źródeł finansowania, stanowiącego główny problem końca 2008 roku - czytamy w raporcie firmy Colliers International.

Eksperci przypominają, że w ubiegłym roku inwestorzy zalali rynek ofertami działek kupionych w poprzednich latach lub nawet kilka miesięcy wcześniej.

- W szczególności były to działki z obowiązującym planem zagospodarowania lub pozwoleniem na budowę. Skumulowana na skutek opieszałości urzędów ilość gruntów oczekujących od połowy 2007 na wydanie decyzji o warunkach zabudowy bądź pozwoleń na budowę trafiła wreszcie pod koniec 2008 roku na rynek - podkreślają analitycy CI.

W rezultacie przyniosło to spadek cen gruntów. W niektórych przypadkach sięgał on nawet 65 proc.

Perspektywy na najbliższe miesiące też nie są najlepsze. - Podczas gdy w pierwszej połowie 2008 roku aktywność inwestycyjna przeniosła się z obszaru inwestycji mieszkaniowych na biurowe i handlowe, w chwili obecnej inwestycja w żadnym z tych sektorów nie jest na tyle pewna, by przekonać deweloperów i banki do jej rozpoczęcia - czytamy w opracowaniu.

Według ekspertów Colliers zbyt optymistyczne założenia, a po części także zachłanność, nakłoniły właścicieli gruntów inwestycyjnych do wstrzymania się z zyskowną sprzedażą na początku 2008 i sprawiły, że właściciele zostali z aktywami, których nikt nie chce kupić.

Colliers International przewiduje dalszy spadek cen gruntów w 2009 roku, wynikający ze wzrostu podaży działek pod inwestycje mieszkaniowe, magazynowe, komercyjne, handlowe.

- Dodatkowe obawy wynikają z faktu, że pojawią się kolejne możliwości
inwestycyjne w obrębie miast, wynikające ze zmiany ustawy rolnej, która pozwoli na odrolnienie wszystkich gruntów rolnych znajdujących się w granicach miast
- podsumowują eksperci.

MM)

Grunty pod inwestycje. Jest coraz taniej

Grunty pod inwestycje. Jest coraz taniej

Rok 2008 był zaskoczeniem dla większości inwestorów działających na polskim rynku nieruchomości i zwrotem o 180 stopni w porównaniu do 2007 roku.

- Choć w porównaniu do rynków w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy Stanów Zjednoczonych zmiany nie były tak gwałtowne, coraz więcej deweloperów i grup inwestycyjnych decydowało się odłożyć plany inwestycyjne; zwłaszcza ci, którzy chcieli odzyskać płynność finansową lub szukali źródeł finansowania, stanowiącego główny problem końca 2008 roku - czytamy w raporcie firmy Colliers International.

Eksperci przypominają, że w ubiegłym roku inwestorzy zalali rynek ofertami działek kupionych w poprzednich latach lub nawet kilka miesięcy wcześniej.

- W szczególności były to działki z obowiązującym planem zagospodarowania lub pozwoleniem na budowę. Skumulowana na skutek opieszałości urzędów ilość gruntów oczekujących od połowy 2007 na wydanie decyzji o warunkach zabudowy bądź pozwoleń na budowę trafiła wreszcie pod koniec 2008 roku na rynek - podkreślają analitycy CI.

W rezultacie przyniosło to spadek cen gruntów. W niektórych przypadkach sięgał on nawet 65 proc.

Perspektywy na najbliższe miesiące też nie są najlepsze. - Podczas gdy w pierwszej połowie 2008 roku aktywność inwestycyjna przeniosła się z obszaru inwestycji mieszkaniowych na biurowe i handlowe, w chwili obecnej inwestycja w żadnym z tych sektorów nie jest na tyle pewna, by przekonać deweloperów i banki do jej rozpoczęcia - czytamy w opracowaniu.

Według ekspertów Colliers zbyt optymistyczne założenia, a po części także zachłanność, nakłoniły właścicieli gruntów inwestycyjnych do wstrzymania się z zyskowną sprzedażą na początku 2008 i sprawiły, że właściciele zostali z aktywami, których nikt nie chce kupić.

Colliers International przewiduje dalszy spadek cen gruntów w 2009 roku, wynikający ze wzrostu podaży działek pod inwestycje mieszkaniowe, magazynowe, komercyjne, handlowe.

- Dodatkowe obawy wynikają z faktu, że pojawią się kolejne możliwości
inwestycyjne w obrębie miast, wynikające ze zmiany ustawy rolnej, która pozwoli na odrolnienie wszystkich gruntów rolnych znajdujących się w granicach miast
- podsumowują eksperci.

MM)

Grunty pod inwestycje. Jest coraz taniej

Kryzys na rynku mieszkań? Jest gorzej - to załamanie

- Około 80 proc. inwestycji na rynku mieszkaniowym może zostać wstrzymanych w 2009 roku - uważa były minister budownictwa Mirosław Barszcz.

Jak mówił były minister wstrzymanie tak dużej liczby inwestycji spowoduje upadek wielu polskich deweloperów. - To jest więcej niż kryzys - to jest załamanie - zaznaczył.

Zdaniem dyrektora Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacka Bieleckiego, kryzys jest idealnym momentem na wprowadzanie zmian w zakresie legislacji.  -Jest idealny czas na to, żeby bardzo szybko i sporo zmienić w naszej legislacji, która determinuje proces inwestycyjny w budownictwie - zaznaczył.

- Jeżeli do połowy roku nie uregulujemy tych spraw ostatecznie (...), to pogłębimy tylko nasz kryzys obecny i stworzymy sobie bardzo dobre przesłanki, żeby powtarzać go co jakiś czas - dodał.

W ocenie Barszcza, brak szybkich działań w zakresie legislacji może spowodować, że przy wychodzeniu z kryzysu będziemy obserwowali duży popyt, , przy praktycznie niewielkiej podaży. - Ceny mieszkań za dwa-trzy lata zaczną rosnąć bardzo szybko - ocenił.

Ekonomista Ryszard Petru uważa, że rząd w tym momencie nie może zrobić wiele w celu pobudzenia rynku mieszkaniowego w Polsce, bo z miesiąca na miesiąc jest coraz mniej możliwości na łagodzenie skutków kryzysu.

Jego zdaniem polski rząd powinien skupić się przede wszystkim na zwiększeniu dostępności do kredytów hipotecznych. - Musimy zrobić wszystko, żeby banki były skłonne pożyczać pieniądze. Nie powinniśmy działać w tym kierunku, aby akcja kredytowa jeszcze bardziej zamierała - zaznaczył.

W opinii Petru, wstrzymywanie rozpoczynania nowych inwestycji sprawi, że w Polsce zabraknie nowych mieszkań. - Za jakiś czas nie będzie w dużych miastach podaży nowych mieszkań - ocenił.

money.pl/PAP/2009-03-17 09:32:50

Kryzys na rynku mieszkań? Jest gorzej - to załamanie

- Około 80 proc. inwestycji na rynku mieszkaniowym może zostać wstrzymanych w 2009 roku - uważa były minister budownictwa Mirosław Barszcz.

Jak mówił były minister wstrzymanie tak dużej liczby inwestycji spowoduje upadek wielu polskich deweloperów. - To jest więcej niż kryzys - to jest załamanie - zaznaczył.

Zdaniem dyrektora Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacka Bieleckiego, kryzys jest idealnym momentem na wprowadzanie zmian w zakresie legislacji.  -Jest idealny czas na to, żeby bardzo szybko i sporo zmienić w naszej legislacji, która determinuje proces inwestycyjny w budownictwie - zaznaczył.

- Jeżeli do połowy roku nie uregulujemy tych spraw ostatecznie (...), to pogłębimy tylko nasz kryzys obecny i stworzymy sobie bardzo dobre przesłanki, żeby powtarzać go co jakiś czas - dodał.

W ocenie Barszcza, brak szybkich działań w zakresie legislacji może spowodować, że przy wychodzeniu z kryzysu będziemy obserwowali duży popyt, , przy praktycznie niewielkiej podaży. - Ceny mieszkań za dwa-trzy lata zaczną rosnąć bardzo szybko - ocenił.

Ekonomista Ryszard Petru uważa, że rząd w tym momencie nie może zrobić wiele w celu pobudzenia rynku mieszkaniowego w Polsce, bo z miesiąca na miesiąc jest coraz mniej możliwości na łagodzenie skutków kryzysu.

Jego zdaniem polski rząd powinien skupić się przede wszystkim na zwiększeniu dostępności do kredytów hipotecznych. - Musimy zrobić wszystko, żeby banki były skłonne pożyczać pieniądze. Nie powinniśmy działać w tym kierunku, aby akcja kredytowa jeszcze bardziej zamierała - zaznaczył.

W opinii Petru, wstrzymywanie rozpoczynania nowych inwestycji sprawi, że w Polsce zabraknie nowych mieszkań. - Za jakiś czas nie będzie w dużych miastach podaży nowych mieszkań - ocenił.

money.pl/PAP/2009-03-17 09:32:50

Woszczyk z URE: energia elektryczna nie powinna drożeć

Zdaniem wiceprezesa URE Marka Woszczyka nie ma powodu, dla którego ceny energii elektrycznej miałyby rosnąć, tym bardziej, że spadek zapotrzebowania na prąd wynosi obecnie ok. 4-5 proc.
"Nie widzę powodu, dla którego ceny energii elektrycznej miałyby rosnąć, tym bardziej od połowy roku" - powiedział Woszczyk w TVN CNBC, zapytany o to, czy prawdą jest, że ceny energii elektrycznej mogą od lipca wzrosnąć o ok. 10 proc.

"W tej chwili w obszarze rynku kontraktów natychmiastowych obserwujemy zdecydowanie spadek cen energii elektrycznej i to spadek bardzo poważny - ok. kilkadziesiąt złotych w stosunku do ubiegłego roku" - dodał Woszczyk.

Zwrócił uwagę na fakt, że także Giełda wyznacza w tej chwili poziom cen niższy (160 zł/MWh, 180 zł/MWh z akcyzą - PAP) od średniego, przyjętego przez URE (185 zł/MWh).

Woszczyk poinformował, że zapotrzebowanie na energię elektryczną spadło ostatnio o ok. 4-5 proc.

"Zapotrzebowanie spada i to jest ewidentne. Według danych, które na bieżąco otrzymujemy od operatora systemu przesyłowego spadek zapotrzebowania wynosi ok. 4-5 proc. W mojej ocenie to zjawisko utrzyma się przez pewien okres, ponieważ spadek zapotrzebowania generowany jest głownie przez odbiorców przemysłowych. [...] Trudniej jest odbudować produkcję, a w związku z tym wzrost zapotrzebowania będzie wymagał pewnego czasu" - powiedział.
onet.pl/(PAP, ak/18.03.2009, godz. 09:41)

Woszczyk z URE: energia elektryczna nie powinna drożeć

Zdaniem wiceprezesa URE Marka Woszczyka nie ma powodu, dla którego ceny energii elektrycznej miałyby rosnąć, tym bardziej, że spadek zapotrzebowania na prąd wynosi obecnie ok. 4-5 proc.
"Nie widzę powodu, dla którego ceny energii elektrycznej miałyby rosnąć, tym bardziej od połowy roku" - powiedział Woszczyk w TVN CNBC, zapytany o to, czy prawdą jest, że ceny energii elektrycznej mogą od lipca wzrosnąć o ok. 10 proc.

"W tej chwili w obszarze rynku kontraktów natychmiastowych obserwujemy zdecydowanie spadek cen energii elektrycznej i to spadek bardzo poważny - ok. kilkadziesiąt złotych w stosunku do ubiegłego roku" - dodał Woszczyk.

Zwrócił uwagę na fakt, że także Giełda wyznacza w tej chwili poziom cen niższy (160 zł/MWh, 180 zł/MWh z akcyzą - PAP) od średniego, przyjętego przez URE (185 zł/MWh).

Woszczyk poinformował, że zapotrzebowanie na energię elektryczną spadło ostatnio o ok. 4-5 proc.

"Zapotrzebowanie spada i to jest ewidentne. Według danych, które na bieżąco otrzymujemy od operatora systemu przesyłowego spadek zapotrzebowania wynosi ok. 4-5 proc. W mojej ocenie to zjawisko utrzyma się przez pewien okres, ponieważ spadek zapotrzebowania generowany jest głownie przez odbiorców przemysłowych. [...] Trudniej jest odbudować produkcję, a w związku z tym wzrost zapotrzebowania będzie wymagał pewnego czasu" - powiedział.
onet.pl/(PAP, ak/18.03.2009, godz. 09:41)

UniCredit notuje duży spadek zysku, może starać się o pomoc rządową

Włoski bank UniCredit zanotował w IV kw. 2008 spadek zysku o 57 proc. i może starać się o pomoc rządu w wysokości 4 mld euro - podał UniCredit w środę. Zysk netto banku spadł do 505 mln euro z 1,17 mld euro w IV kw. 2007 - podał bank w komunikacie.
Wynik okazał się jednak lepszy od ocen analityków, którzy spodziewali się zysku na poziomie 351 mln euro.

W całym 2008 r. zysk banku spadł o 38 proc. do 4 mld euro i okazał się zgodny z nowym celem określonym przez UniCredit.

W grudniu 2008 UniCredit obniżył swoją prognozę zysku z 5,2 mld euro.

Bank podał też w środę, że szefowie UniCredit otrzymali zgodę banku na negocjowanie pomocy dla UniCredit w wysokości 4 mld euro od rządu Włoch i Austrii.
wp.pl/(PAP, ak/18.03.2009, godz. 09:49)

UniCredit notuje duży spadek zysku, może starać się o pomoc rządową

Włoski bank UniCredit zanotował w IV kw. 2008 spadek zysku o 57 proc. i może starać się o pomoc rządu w wysokości 4 mld euro - podał UniCredit w środę. Zysk netto banku spadł do 505 mln euro z 1,17 mld euro w IV kw. 2007 - podał bank w komunikacie.
Wynik okazał się jednak lepszy od ocen analityków, którzy spodziewali się zysku na poziomie 351 mln euro.

W całym 2008 r. zysk banku spadł o 38 proc. do 4 mld euro i okazał się zgodny z nowym celem określonym przez UniCredit.

W grudniu 2008 UniCredit obniżył swoją prognozę zysku z 5,2 mld euro.

Bank podał też w środę, że szefowie UniCredit otrzymali zgodę banku na negocjowanie pomocy dla UniCredit w wysokości 4 mld euro od rządu Włoch i Austrii.
wp.pl/(PAP, ak/18.03.2009, godz. 09:49)

Komornik eksmituje lokatora bez wyroku sądowego

Nowe zasady wynajmowania mieszkań przewiduje znajdujący się w uzgodnieniach międzyresortowych projekt nowelizacji ustawy o ochronie praw lokatorów.
Nowela wprowadza do polskiego prawa nową definicję najmu okazjonalnego. Ma ona lepiej zabezpieczać właścicieli przed nieuczciwymi lokatorami i dzięki uprawnieniu ich do korzystania z ulgi podatkowej również zachęcić do zgodnego z prawem wynajmowania własnych mieszkań.

Najem okazjonalny ma polegać m.in. na tym, że wynajmujący mieszkania będą mogli zwrócić się do komornika z żądaniem eksmisji uciążliwych lub zalegających z czynszem lokatorów bez konieczności uzyskania wyroku eksmisyjnego.
Dokument umowy o najem okazjonalny będzie musiał zawierać oświadczenie najemcy o poddaniu się egzekucji obowiązku opróżnienia lokalu na żądanie właściciela. Najemca ma też wskazać inny lokal, do którego przeprowadzi się w przypadku eksmisji. Właściciel lokalu musi zgłosić umowę w ciągu 14 dni do naczelnika urzędu skarbowego.

Najemcy nie będą mogli wskazać przypadkowych lokali, do których zostaną przeniesieni w przypadku eksmisji. Zawsze będą musieli dołączyć do umowy oświadczenie właściciela wskazanej nieruchomości, który wyrazi zgodę na przyjęcie nowych domowników. Powstaje jednak pytanie, co się stanie, jeśli najemca poda fikcyjny adres albo sfałszuje oświadczenie rzekomego właściciela innego mieszkania. Projekt nie określa jednak procedury weryfikowania oświadczeń najemcy.

Od czego będzie zależało ewentualne sprawdzenie prawdziwości oświadczenia najemcy ? W jakiej formie Żądanie będzie musiało zostać przedstawione opróżnienia lokalu ? Co można zrobić, gdy lokatorzy nie chcą się wyprowadzić i kontynuują zamieszkiwanie bez tytułu prawnego ? Od kiedy nowe przepisy zaczną obowiązywać ?

Adam Makosz
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 18.03.2009 | 05:56

Komornik eksmituje lokatora bez wyroku sądowego

Nowe zasady wynajmowania mieszkań przewiduje znajdujący się w uzgodnieniach międzyresortowych projekt nowelizacji ustawy o ochronie praw lokatorów.
Nowela wprowadza do polskiego prawa nową definicję najmu okazjonalnego. Ma ona lepiej zabezpieczać właścicieli przed nieuczciwymi lokatorami i dzięki uprawnieniu ich do korzystania z ulgi podatkowej również zachęcić do zgodnego z prawem wynajmowania własnych mieszkań.

Najem okazjonalny ma polegać m.in. na tym, że wynajmujący mieszkania będą mogli zwrócić się do komornika z żądaniem eksmisji uciążliwych lub zalegających z czynszem lokatorów bez konieczności uzyskania wyroku eksmisyjnego.
Dokument umowy o najem okazjonalny będzie musiał zawierać oświadczenie najemcy o poddaniu się egzekucji obowiązku opróżnienia lokalu na żądanie właściciela. Najemca ma też wskazać inny lokal, do którego przeprowadzi się w przypadku eksmisji. Właściciel lokalu musi zgłosić umowę w ciągu 14 dni do naczelnika urzędu skarbowego.

Najemcy nie będą mogli wskazać przypadkowych lokali, do których zostaną przeniesieni w przypadku eksmisji. Zawsze będą musieli dołączyć do umowy oświadczenie właściciela wskazanej nieruchomości, który wyrazi zgodę na przyjęcie nowych domowników. Powstaje jednak pytanie, co się stanie, jeśli najemca poda fikcyjny adres albo sfałszuje oświadczenie rzekomego właściciela innego mieszkania. Projekt nie określa jednak procedury weryfikowania oświadczeń najemcy.

Od czego będzie zależało ewentualne sprawdzenie prawdziwości oświadczenia najemcy ? W jakiej formie Żądanie będzie musiało zostać przedstawione opróżnienia lokalu ? Co można zrobić, gdy lokatorzy nie chcą się wyprowadzić i kontynuują zamieszkiwanie bez tytułu prawnego ? Od kiedy nowe przepisy zaczną obowiązywać ?

Adam Makosz
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 18.03.2009 | 05:56

Od przetargów zależy los firm budowlanych

To miał być przełomowy rok w budowie sieci autostrad, dróg ekspresowych i modernizacji linii kolejowych w Polsce. Wielkie inwestycje infrastrukturalne miały też pomóc rozruszać polską gospodarkę. Ten plan jest coraz mniej realny.
Mimo zapewnień, że realizacja rządowego programu budowy dróg idzie zgodnie z planem, nie udało się podpisać umowy na ostatni przed Warszawą fragment autostrady A2, a teraz na włosku zawisła m.in. budowa ostatniego odcinka tej samej trasy z Nowego Tomyśla do Świecka na granicy z Niemcami.

Jak dowiedziała się GP, spółka Autostrada Wielkopolska (AW) mająca koncesję na wybudowanie i eksploatację trasy musi przygotować drugi raport oddziaływania na środowisko dla kilkudziesięciokilometrowego fragmentu autostrady na granicy województw wielkopolskiego oraz lubuskiego.
Prace nad jego przygotowaniem już trwają. Raport powinien być gotowy w połowie roku - zapewnia Zofia Kwiatkowska z AW.

Problem w tym, że kłopoty z uzyskaniem zgodnej z unijnym prawem decyzji środowiskowej mogą przeszkodzić inwestorowi w zebraniu funduszy potrzebnych do budowy całego 100-km odcinka drogi. A to grozi paraliżem całej inwestycji.

Według naszych informacji Europejski Bank Inwestycyjny ma w najbliższym czasie podjąć decyzję o poziomie zaangażowania w inwestycję. Prawdopodobnie będzie to kwota mniejsza niż satysfakcjonujący koncesjonariusza blisko 1 mld euro.

Liczymy, że ponad 60 proc. środków będzie pochodzić właśnie z funduszy EBI - mówi Zofia Kwiatkowska.
Kłopoty z przepisami środowiskowymi i zebraniem środków do budowy zmusiły Ministerstwo Infrastruktury do wydłużenia spółce terminu na przygotowanie finansowania dla trasy z sześciu do dziewięciu miesięcy - na zebranie niemal 1,6 mld euro AW ma czas do końca czerwca. Im mniej przekaże EBI, tym większy kredyt spółka będzie musiała zaciągnąć w bankach komercyjnych. A te nie są ostatnio skłonne pożyczać na budowę dróg.

Jakie inwestycje ogranicza PKP Polskie Linie Kolejowe ? Czego oczekują przedsiębiorcy budowlani od rządu ? Czym grożą opóźnienia w realizacji największych inwestycji ?

Maciej Szczepaniuk
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 18.03.2009 | 07:35

Od przetargów zależy los firm budowlanych

To miał być przełomowy rok w budowie sieci autostrad, dróg ekspresowych i modernizacji linii kolejowych w Polsce. Wielkie inwestycje infrastrukturalne miały też pomóc rozruszać polską gospodarkę. Ten plan jest coraz mniej realny.
Mimo zapewnień, że realizacja rządowego programu budowy dróg idzie zgodnie z planem, nie udało się podpisać umowy na ostatni przed Warszawą fragment autostrady A2, a teraz na włosku zawisła m.in. budowa ostatniego odcinka tej samej trasy z Nowego Tomyśla do Świecka na granicy z Niemcami.

Jak dowiedziała się GP, spółka Autostrada Wielkopolska (AW) mająca koncesję na wybudowanie i eksploatację trasy musi przygotować drugi raport oddziaływania na środowisko dla kilkudziesięciokilometrowego fragmentu autostrady na granicy województw wielkopolskiego oraz lubuskiego.
Prace nad jego przygotowaniem już trwają. Raport powinien być gotowy w połowie roku - zapewnia Zofia Kwiatkowska z AW.

Problem w tym, że kłopoty z uzyskaniem zgodnej z unijnym prawem decyzji środowiskowej mogą przeszkodzić inwestorowi w zebraniu funduszy potrzebnych do budowy całego 100-km odcinka drogi. A to grozi paraliżem całej inwestycji.

Według naszych informacji Europejski Bank Inwestycyjny ma w najbliższym czasie podjąć decyzję o poziomie zaangażowania w inwestycję. Prawdopodobnie będzie to kwota mniejsza niż satysfakcjonujący koncesjonariusza blisko 1 mld euro.

Liczymy, że ponad 60 proc. środków będzie pochodzić właśnie z funduszy EBI - mówi Zofia Kwiatkowska.
Kłopoty z przepisami środowiskowymi i zebraniem środków do budowy zmusiły Ministerstwo Infrastruktury do wydłużenia spółce terminu na przygotowanie finansowania dla trasy z sześciu do dziewięciu miesięcy - na zebranie niemal 1,6 mld euro AW ma czas do końca czerwca. Im mniej przekaże EBI, tym większy kredyt spółka będzie musiała zaciągnąć w bankach komercyjnych. A te nie są ostatnio skłonne pożyczać na budowę dróg.

Jakie inwestycje ogranicza PKP Polskie Linie Kolejowe ? Czego oczekują przedsiębiorcy budowlani od rządu ? Czym grożą opóźnienia w realizacji największych inwestycji ?

Maciej Szczepaniuk
Gazeta Prawna
wp.pl/Gazeta Prawna | 18.03.2009 | 07:35

Przybywa mieszkań na sprzedaż. Ceny wciąż spadają

- W lutym nastąpiło pogłębienie spadku cen nieruchomości w ujęciu rocznym i miesięcznym. Wzrosła również ilość ofert sprzedaży mieszkań - wynika z najnowszego raportu portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander.

- Zgodnie z przewidywaniami następuje pogłębienie spadków cen nieruchomości. W lutym w żadnym z miast średnie ceny nie są już wyższe niż w 2008 roku, podczas gdy w styczniu taka sytuacja miała miejsce w Białymstoku - napisano w analizie.

Najwyższe spadki średnich cen w lutym w porównaniu ze styczniem analitycy zanotowali w Białymstoku o 3,2 proc., w Katowicach o 2,4 proc. i w Sopocie o 2,3 proc.

- W Łodzi w grudniu 2008 nastąpił głęboki 6,5 proc. spadek średniej ceny, a w styczniu i lutym mamy do czynienia z korektą i nieznacznym wzrostem średniej ceny. (...) W Poznaniu ceny wahają się z miesiąca na miesiąc o kilkadziesiąt złotych w górę i w dół, ale od 5 miesięcy oscylują wokół 5.900 zł za metr - czytamy w komentarzu autorów.

Autorzy raportu zaobserwowali, że wzrosła ilość ofert sprzedaży mieszkań.

- Właściciele mieszkań zdecydowani na ich sprzedaż nie odkładają tej decyzji, ponieważ mają świadomość, że każdy tydzień zwłoki może przynieść straty liczone w tysiącach złotych - napisano w raporcie.

- Mimo mniejszej liczby zawieranych transakcji zainteresowanie nieruchomościami nie spadło - dodano.

Opracowanie szybko.pl to kolejne po raporcie Open Finance zestawienie, które pokazuje, że ceny ofertowe mieszkań wciąż spadają.

(PAP)
money.pl/2009-03-10 12:15:13

Przybywa mieszkań na sprzedaż. Ceny wciąż spadają

- W lutym nastąpiło pogłębienie spadku cen nieruchomości w ujęciu rocznym i miesięcznym. Wzrosła również ilość ofert sprzedaży mieszkań - wynika z najnowszego raportu portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander.

- Zgodnie z przewidywaniami następuje pogłębienie spadków cen nieruchomości. W lutym w żadnym z miast średnie ceny nie są już wyższe niż w 2008 roku, podczas gdy w styczniu taka sytuacja miała miejsce w Białymstoku - napisano w analizie.

Najwyższe spadki średnich cen w lutym w porównaniu ze styczniem analitycy zanotowali w Białymstoku o 3,2 proc., w Katowicach o 2,4 proc. i w Sopocie o 2,3 proc.

- W Łodzi w grudniu 2008 nastąpił głęboki 6,5 proc. spadek średniej ceny, a w styczniu i lutym mamy do czynienia z korektą i nieznacznym wzrostem średniej ceny. (...) W Poznaniu ceny wahają się z miesiąca na miesiąc o kilkadziesiąt złotych w górę i w dół, ale od 5 miesięcy oscylują wokół 5.900 zł za metr - czytamy w komentarzu autorów.

Autorzy raportu zaobserwowali, że wzrosła ilość ofert sprzedaży mieszkań.

- Właściciele mieszkań zdecydowani na ich sprzedaż nie odkładają tej decyzji, ponieważ mają świadomość, że każdy tydzień zwłoki może przynieść straty liczone w tysiącach złotych - napisano w raporcie.

- Mimo mniejszej liczby zawieranych transakcji zainteresowanie nieruchomościami nie spadło - dodano.

Opracowanie szybko.pl to kolejne po raporcie Open Finance zestawienie, które pokazuje, że ceny ofertowe mieszkań wciąż spadają.

(PAP)
money.pl/2009-03-10 12:15:13

Pesymizm ekspertów. Będzie gorzej

Ponad połowa ekspertów z branży nieruchomości uważa, że sytuacja na rynku nieruchomości jest zła i będzie jeszcze gorsza.

Tylko 11,9 proc. badanych sądzi, że sytuacja ta może się polepszyć - wynika z raportu Kondycja branży nieruchomości w Polsce w 2009 roku przygotowanego przez SMG/KRC na zlecenie kancelarii prawnej Krawczyk i Wspólnicy.

Zdaniem ekspertów, najważniejsze dla deweloperów mających kłopoty jest jak najwcześniejsze rozpoczęcie restrukturyzacji już w razie pierwszych oznak problemów. Możliwość dokończenia inwestycji daje tylko upadłość w opcji układowej. Tylko to może pomóc klientom.

Pod koniec zeszłego roku w mediach mówiło się już o ponad 100 wnioskach o wszczęcie postępowań upadłościowych firm deweloperskich. Spektakularnym na rynku stał się też przykład upadłości krakowskiej firmy Leopard.

To dlatego przedstawiciele branży poprosili o pomoc rząd, proponując m.in. rozszerzenie programu Rodzina na swoim, w ramach którego budżet przez kilka lat spłaca połowę odsetek kredytu. Eksperci z branży postulowali również o obniżenie stawki VAT od materiałów i usług budowlanych z 22 proc. do 18 proc..

Pod koniec 2008 roku dało się zauważyć nasilenie zapytań ze strony inwestorów o prawną ocenę możliwości częściowej lub całkowitej zmiany wydanych już warunków zabudowy z charakteru mieszkaniowego na usługowy w zakresie powierzchni biurowej, co wyraźnie wskazuje, z którym segmentem rynku deweloperzy wiążą największe nadzieje.

Zmiany w przepisach ułatwiające proces inwestycyjny nie stanowią lekarstwa na podstawowe obecnie problemy branży, nie należy jednak ich lekceważyć. - W przypadku powrotu koniunktury powinny one umożliwić szybsze rozpoczęcie inwestycji zaniechanych w związku z kryzysem. Najlepszym rozwiązaniem dla branży deweloperskiej jest umiejętne zabezpieczenie przerwanych inwestycji i dokończenie już rozpoczętych z uwzględnieniem ryzyk związanych w trudnościach w sprzedaży - mówi Michał Kozłowski, ekspert prawa nieruchomości, Partner w kancelarii Krawczyk i Wspólnicy.

Również zdaniem Jarosława Szanajcy, prezesa Polskiego Związku Firm Deweloperskich oraz prezesa Dom Development, 2009 rok będzie najtrudniejszym rokiem dla branży deweloperskiej w Polsce od chwili jej powstania. Głównymi czynnikami, które mają wpływ na pogarszanie się sytuacji, są, według ekspertów, brak dostępu do kredytów, pogorszenie koniunktury gospodarczej w Polsce i na świecie oraz korekta cen nieruchomości. Nikt już nie liczy na napływ inwestorów zagranicznych oraz środki unijne i inwestycje infrastrukturalne.

Dla porównania, jeszcze w zeszłorocznym raporcie rynku nieruchomości, który został przygotowany przez SMG/KRC na zlecenie kancelarii Krawczyk i Wspólnicy, specjalizującej się w prawie nieruchomości, aż 76 proc. ankietowanych uważało, że sytuacja na rynku jest dobra i bardzo dobra. Z kolei już w tym roku aż 55,4 proc. ekspertów z branży uważa, że sytuacja na rynku się raczej pogorszy lub zdecydowanie pogorszy.

Poglądy te potwierdza również Emil Szweda, analityk Open Finance. - Ograniczenia w dostępie do kredytów hipotecznych sprawią, że popyt na nieruchomości zmniejszy się nawet o 20-30 proc. w porównaniu do 2008 roku. W 2009 rok wchodzimy w zupełnie innej sytuacji niż przed rokiem. Kredyty we frankach czy walutach obcych zostały niemalże wyeliminowane z oferty banków, a obowiązek posiadania wkładu własnego wyklucza z rynku sporą część kupujących - mówi Emil Szweda.

Jak zauważa, obecna sytuacja stwarza jednak dobrą okazję dla inwestorów kupujących mieszkania pod wynajem. Jednoczesny spadek cen mieszkań oraz wzrost popytu na wynajem będzie prowadzić do zwrotu rentowności (stopy zwrotu) z najmu.
Zdaniem specjalistów, najlepiej rozwijającym się sektorem jest segment biurowy (tak odpowiedziało 32,7 proc. ekspertów) oraz segment logistyczny (24,8 proc. respondentów udzieliło takiej odpowiedzi). Najmniej przedsiębiorców wskazało na budownictwo mieszkaniowe - 18,8 proc. badanych.

Rok 2009 będzie testem, przez który przejdą wszystkie sektory gospodarki, w tym szczególnie branży nieruchomości. Firmami deweloperskimi, które wyjdą silne z kryzysu, będą spółki działające głównie w sektorze biurowym i centrów handlowych, z wysoką płynnością finansową oraz rozsądnym poziomem zadłużenia - uważa Mariusz Kozłowski, członek zarządu firmy deweloperskiej GTC.

Opinie te potwierdzają również inni specjaliści z branży. Według nich, najlepiej będzie się rozwijał segment nieruchomości biurowych (tak odpowiedziało ponad 37proc. badanych) oraz logistycznych (prawie 27proc.), a także obiektów handlowych (niemal 20proc.).

Najsłabszym segmentem będzie rynek mieszkań, co potwierdziło 11,9proc. ekspertów.
Zdaniem Tomasza Olszewskiego, szefa departamentu powierzchni przemysłowych w Cushman & Wakefield, kłopoty z dostępnością kredytów spowodują, że deweloperzy mają ograniczone możliwości inwestowania w budynki spekulacyjne, łatwiej będzie zdobyć finansowanie na duże magazyny realizowane na indywidualne zamówienie.
- W bieżącym roku wartość udzielonych kredytów obniży się nawet o 30proc. - mówi Dominik Skrzycki, Naczelnik Wydziału Planów Finansowych MultiBanku.

Najlepiej rozwijającym się regionem Polski jest obszar aglomeracji warszawskiej (tak uważa 86 proc. ekspertów), na kolejnych miejscach uplasował się rynek wrocławski (47 proc.), rynek poznański (36 proc.), a także śląski (30 proc.), krakowski 26 proc. oraz trójmiejski - 25proc.

Zdaniem Michała Kozłowskiego, eksperta prawa nieruchomości w kancelarii Krawczyk i Wspólnicy, w dobie kryzysu w branży planowane inwestycje w związku z Euro 2012 są słusznie postrzegane jako jedna z największych szans na poprawę sytuacji dla przedsiębiorców. Inwestycje te będą w większości finansowane ze środków publicznych, co zwiększa ich atrakcyjność, jako obarczonych mniejszym ryzykiem.
Z drugiej strony, na rynku mogą pojawić się problemy.

- To nieuchronne, że rynek musi oczyścić się z niektórych firm. Będą to głównie deweloperzy, którzy przeinwestowali, kupowali bardzo drogą ziemię, materiały budowlane, rozpoczęli inwestycje, a teraz banki zakręciły im kurki z kredytami - uważa Richard Mbewe z funduszu Atria Real Estate Partners.

Swoich obaw nie ukrywa również Łukasz Madej, prezes ProDevelopment. Jego zdaniem, dotychczas polski rynek był uznawany w Europie za Eldorado, jednak kryzys na rynkach finansowych przykłada się coraz mocniej na sytuację na rynku nieruchomości.

Z przeprowadzonego badania wynika, że nikt z badanych nie uznaje za szczególnie ważne lub pozytywne zmian legislacyjnych rządu w zakresie prawa budowlanego. Jako najistotniejsze zmiany legislacyjne eksperci wskazali: odrolnienie gruntów, zmiany w prawie budowlanym (rejestr inwestycji zamiast zatwierdzenia projektu) oraz uproszczenie warunków technicznych, jakim powinny podlegać budynki i ich lokalizacja.

Obecnie w sejmie trwają prace nad zmianami przepisów ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, której głównym celem jest uproszczenie procedur.

Jak mówi Mirosław Barszcz, minister budownictwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, spełnienie postulatów firm deweloperskich, by obniżyć stawkę VAT na materiały i usługi budowlane czy stawkę podatku dochodowego od firm zajmujących się budownictwem mieszkaniowym, nie jest dobrym pomysłem.Budżetu państwa nie stać dziś na tak hojne gesty, zwłaszcza, że pozytywne skutki takich rozwiązań byłyby wątpliwe i krótkotrwałe.

Zdaniem Michała Kozłowskiego, eksperta prawa nieruchomości, najważniejsze dla deweloperów mających kłopoty jest jak najwcześniejsze rozpoczęcie restrukturyzacji już w razie pierwszych oznak kłopotów. Możliwość dokończenia inwestycji daje tylko upadłość w opcji układowej. Jest to bardzo wymagająca procedura pod względem prawnym i finansowym, ale warto ją podjąć.

(MM)
Pesymizm ekspertów. Będzie gorzej
2009-03-11 09:18:08

Pesymizm ekspertów. Będzie gorzej

Ponad połowa ekspertów z branży nieruchomości uważa, że sytuacja na rynku nieruchomości jest zła i będzie jeszcze gorsza.

Tylko 11,9 proc. badanych sądzi, że sytuacja ta może się polepszyć - wynika z raportu Kondycja branży nieruchomości w Polsce w 2009 roku przygotowanego przez SMG/KRC na zlecenie kancelarii prawnej Krawczyk i Wspólnicy.

Zdaniem ekspertów, najważniejsze dla deweloperów mających kłopoty jest jak najwcześniejsze rozpoczęcie restrukturyzacji już w razie pierwszych oznak problemów. Możliwość dokończenia inwestycji daje tylko upadłość w opcji układowej. Tylko to może pomóc klientom.

Pod koniec zeszłego roku w mediach mówiło się już o ponad 100 wnioskach o wszczęcie postępowań upadłościowych firm deweloperskich. Spektakularnym na rynku stał się też przykład upadłości krakowskiej firmy Leopard.

To dlatego przedstawiciele branży poprosili o pomoc rząd, proponując m.in. rozszerzenie programu Rodzina na swoim, w ramach którego budżet przez kilka lat spłaca połowę odsetek kredytu. Eksperci z branży postulowali również o obniżenie stawki VAT od materiałów i usług budowlanych z 22 proc. do 18 proc..

Pod koniec 2008 roku dało się zauważyć nasilenie zapytań ze strony inwestorów o prawną ocenę możliwości częściowej lub całkowitej zmiany wydanych już warunków zabudowy z charakteru mieszkaniowego na usługowy w zakresie powierzchni biurowej, co wyraźnie wskazuje, z którym segmentem rynku deweloperzy wiążą największe nadzieje.

Zmiany w przepisach ułatwiające proces inwestycyjny nie stanowią lekarstwa na podstawowe obecnie problemy branży, nie należy jednak ich lekceważyć. - W przypadku powrotu koniunktury powinny one umożliwić szybsze rozpoczęcie inwestycji zaniechanych w związku z kryzysem. Najlepszym rozwiązaniem dla branży deweloperskiej jest umiejętne zabezpieczenie przerwanych inwestycji i dokończenie już rozpoczętych z uwzględnieniem ryzyk związanych w trudnościach w sprzedaży - mówi Michał Kozłowski, ekspert prawa nieruchomości, Partner w kancelarii Krawczyk i Wspólnicy.

Również zdaniem Jarosława Szanajcy, prezesa Polskiego Związku Firm Deweloperskich oraz prezesa Dom Development, 2009 rok będzie najtrudniejszym rokiem dla branży deweloperskiej w Polsce od chwili jej powstania. Głównymi czynnikami, które mają wpływ na pogarszanie się sytuacji, są, według ekspertów, brak dostępu do kredytów, pogorszenie koniunktury gospodarczej w Polsce i na świecie oraz korekta cen nieruchomości. Nikt już nie liczy na napływ inwestorów zagranicznych oraz środki unijne i inwestycje infrastrukturalne.

Dla porównania, jeszcze w zeszłorocznym raporcie rynku nieruchomości, który został przygotowany przez SMG/KRC na zlecenie kancelarii Krawczyk i Wspólnicy, specjalizującej się w prawie nieruchomości, aż 76 proc. ankietowanych uważało, że sytuacja na rynku jest dobra i bardzo dobra. Z kolei już w tym roku aż 55,4 proc. ekspertów z branży uważa, że sytuacja na rynku się raczej pogorszy lub zdecydowanie pogorszy.

Poglądy te potwierdza również Emil Szweda, analityk Open Finance. - Ograniczenia w dostępie do kredytów hipotecznych sprawią, że popyt na nieruchomości zmniejszy się nawet o 20-30 proc. w porównaniu do 2008 roku. W 2009 rok wchodzimy w zupełnie innej sytuacji niż przed rokiem. Kredyty we frankach czy walutach obcych zostały niemalże wyeliminowane z oferty banków, a obowiązek posiadania wkładu własnego wyklucza z rynku sporą część kupujących - mówi Emil Szweda.

Jak zauważa, obecna sytuacja stwarza jednak dobrą okazję dla inwestorów kupujących mieszkania pod wynajem. Jednoczesny spadek cen mieszkań oraz wzrost popytu na wynajem będzie prowadzić do zwrotu rentowności (stopy zwrotu) z najmu.
Zdaniem specjalistów, najlepiej rozwijającym się sektorem jest segment biurowy (tak odpowiedziało 32,7 proc. ekspertów) oraz segment logistyczny (24,8 proc. respondentów udzieliło takiej odpowiedzi). Najmniej przedsiębiorców wskazało na budownictwo mieszkaniowe - 18,8 proc. badanych.

Rok 2009 będzie testem, przez który przejdą wszystkie sektory gospodarki, w tym szczególnie branży nieruchomości. Firmami deweloperskimi, które wyjdą silne z kryzysu, będą spółki działające głównie w sektorze biurowym i centrów handlowych, z wysoką płynnością finansową oraz rozsądnym poziomem zadłużenia - uważa Mariusz Kozłowski, członek zarządu firmy deweloperskiej GTC.

Opinie te potwierdzają również inni specjaliści z branży. Według nich, najlepiej będzie się rozwijał segment nieruchomości biurowych (tak odpowiedziało ponad 37proc. badanych) oraz logistycznych (prawie 27proc.), a także obiektów handlowych (niemal 20proc.).

Najsłabszym segmentem będzie rynek mieszkań, co potwierdziło 11,9proc. ekspertów.
Zdaniem Tomasza Olszewskiego, szefa departamentu powierzchni przemysłowych w Cushman & Wakefield, kłopoty z dostępnością kredytów spowodują, że deweloperzy mają ograniczone możliwości inwestowania w budynki spekulacyjne, łatwiej będzie zdobyć finansowanie na duże magazyny realizowane na indywidualne zamówienie.
- W bieżącym roku wartość udzielonych kredytów obniży się nawet o 30proc. - mówi Dominik Skrzycki, Naczelnik Wydziału Planów Finansowych MultiBanku.

Najlepiej rozwijającym się regionem Polski jest obszar aglomeracji warszawskiej (tak uważa 86 proc. ekspertów), na kolejnych miejscach uplasował się rynek wrocławski (47 proc.), rynek poznański (36 proc.), a także śląski (30 proc.), krakowski 26 proc. oraz trójmiejski - 25proc.

Zdaniem Michała Kozłowskiego, eksperta prawa nieruchomości w kancelarii Krawczyk i Wspólnicy, w dobie kryzysu w branży planowane inwestycje w związku z Euro 2012 są słusznie postrzegane jako jedna z największych szans na poprawę sytuacji dla przedsiębiorców. Inwestycje te będą w większości finansowane ze środków publicznych, co zwiększa ich atrakcyjność, jako obarczonych mniejszym ryzykiem.
Z drugiej strony, na rynku mogą pojawić się problemy.

- To nieuchronne, że rynek musi oczyścić się z niektórych firm. Będą to głównie deweloperzy, którzy przeinwestowali, kupowali bardzo drogą ziemię, materiały budowlane, rozpoczęli inwestycje, a teraz banki zakręciły im kurki z kredytami - uważa Richard Mbewe z funduszu Atria Real Estate Partners.

Swoich obaw nie ukrywa również Łukasz Madej, prezes ProDevelopment. Jego zdaniem, dotychczas polski rynek był uznawany w Europie za Eldorado, jednak kryzys na rynkach finansowych przykłada się coraz mocniej na sytuację na rynku nieruchomości.

Z przeprowadzonego badania wynika, że nikt z badanych nie uznaje za szczególnie ważne lub pozytywne zmian legislacyjnych rządu w zakresie prawa budowlanego. Jako najistotniejsze zmiany legislacyjne eksperci wskazali: odrolnienie gruntów, zmiany w prawie budowlanym (rejestr inwestycji zamiast zatwierdzenia projektu) oraz uproszczenie warunków technicznych, jakim powinny podlegać budynki i ich lokalizacja.

Obecnie w sejmie trwają prace nad zmianami przepisów ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, której głównym celem jest uproszczenie procedur.

Jak mówi Mirosław Barszcz, minister budownictwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, spełnienie postulatów firm deweloperskich, by obniżyć stawkę VAT na materiały i usługi budowlane czy stawkę podatku dochodowego od firm zajmujących się budownictwem mieszkaniowym, nie jest dobrym pomysłem.Budżetu państwa nie stać dziś na tak hojne gesty, zwłaszcza, że pozytywne skutki takich rozwiązań byłyby wątpliwe i krótkotrwałe.

Zdaniem Michała Kozłowskiego, eksperta prawa nieruchomości, najważniejsze dla deweloperów mających kłopoty jest jak najwcześniejsze rozpoczęcie restrukturyzacji już w razie pierwszych oznak kłopotów. Możliwość dokończenia inwestycji daje tylko upadłość w opcji układowej. Jest to bardzo wymagająca procedura pod względem prawnym i finansowym, ale warto ją podjąć.

(MM)
Pesymizm ekspertów. Będzie gorzej
2009-03-11 09:18:08

Bariery dla energooszczędnych

Coraz więcej Polaków chciałoby być właścicielami energooszczędnych domów i mieszkań, a kwestia ta staje się szczególnie paląca w kontekście nieustannie rosnących cen energii. Nadal jednak liczba "ciepłych" nieruchomości w naszym kraju jest niewielka. Przyczyny są różne.

Potwierdzają to badania przeprowadzone na zlecenie Rockwool Polska. Wprawdzie aż 86% architektów i 77% deweloperów jako główny i najważniejszy powód małej popularności energooszczędnego budownictwa w Polsce podaje ograniczone środki finansowe nabywców mieszkań, to jednak tylko 57% nabywców podziela ten pogląd.

Większość deweloperów i inwestorów (odpowiednio 62 i 58%) wskazuje na brak odpowiednich systemów wsparcia ze strony państwa, a ponad połowa architektów i deweloperów zwraca uwagę na brak wiedzy na temat korzyści ekonomicznych płynących z energooszczędnego budownictwa.

Rozwiązanie tego ostatniego problemu nie wymaga znaczących nakładów finansowych. Potrzebna jest systematyczna zmiana programów nauczana i dostęp do informacji. Aktualnie tylko 34% badanych projektantów architektonicznych przyznaje, że informacje na temat energooszczędnego budownictwa zdobyli na studiach. 77% czerpie swoją wiedzę z prasy fachowej, nieco mniej z materiałów informacyjno-handlowych producentów materiałów budowlanych do izolacji.

INTERIA.PL/materiały prasowe

Bariery dla energooszczędnych

Coraz więcej Polaków chciałoby być właścicielami energooszczędnych domów i mieszkań, a kwestia ta staje się szczególnie paląca w kontekście nieustannie rosnących cen energii. Nadal jednak liczba "ciepłych" nieruchomości w naszym kraju jest niewielka. Przyczyny są różne.

Potwierdzają to badania przeprowadzone na zlecenie Rockwool Polska. Wprawdzie aż 86% architektów i 77% deweloperów jako główny i najważniejszy powód małej popularności energooszczędnego budownictwa w Polsce podaje ograniczone środki finansowe nabywców mieszkań, to jednak tylko 57% nabywców podziela ten pogląd.

Większość deweloperów i inwestorów (odpowiednio 62 i 58%) wskazuje na brak odpowiednich systemów wsparcia ze strony państwa, a ponad połowa architektów i deweloperów zwraca uwagę na brak wiedzy na temat korzyści ekonomicznych płynących z energooszczędnego budownictwa.

Rozwiązanie tego ostatniego problemu nie wymaga znaczących nakładów finansowych. Potrzebna jest systematyczna zmiana programów nauczana i dostęp do informacji. Aktualnie tylko 34% badanych projektantów architektonicznych przyznaje, że informacje na temat energooszczędnego budownictwa zdobyli na studiach. 77% czerpie swoją wiedzę z prasy fachowej, nieco mniej z materiałów informacyjno-handlowych producentów materiałów budowlanych do izolacji.

INTERIA.PL/materiały prasowe

Własne mieszkanie: kupić, czy wynająć?

To pytanie zadawane jest coraz częściej przez Polaków, szczególnie młodych, wkraczających w dorosłe życie. Czy jest na nie jedna, prawidłowa odpowiedź? Czy warto jej szukać, zastanawiać się i kalkulować co lepsze? Oczywiście, warto.

Dlaczego nie ma jednoznacznej odpowiedzi, czy bardziej się opłaca wynajmować mieszkanie i płacić jego właścicielowi za użytkowanie, czy zadłużyć się i dawać zarabiać bankom na prowizjach i odsetkach, ale krok po kroku zbliżać się własnego "M"? Dlatego, że jak w przypadku każdej decyzji finansowej, czy inwestycyjnej, nie może być jednej, identycznej odpowiedzi dla wielu ludzi o różnych potrzebach, preferencjach, podejściu do życia i będących w różnej sytuacji. W takich decyzjach zawsze potrzebne jest podejście indywidualne.

Przeglądając listy dyskusyjne, blogi, opinie, zamieszczane w różnych miejscach lub przypominając sobie zasłyszane oceny sprzed mniej więcej roku, spora część z nich wskazywała na przewagę wynajmowania. Powód był oczywisty. Ceny mieszkań rosły niezwykle dynamicznie i ich poziom wydawał się wielu z nas astronomiczny. Z drugiej jednak strony, banki kusiły może nienajtańszym (chyba, że we frankach szwajcarskich), ale za to niezwykle łatwo dostępnym kredytem, mimo rosnących stóp procentowych.

Patrząc z jeszcze innej strony, nikt nie bał się utraty pracy lub zmniejszenia zarobków, co zachęcało do inwestycji, także mocno wspomaganych kredytem. Niektórzy ulegali również wrażeniu, że ceny nieruchomości będą rosły jeszcze bardziej, wzmacniając dążenie do osiągnięcia korzyści z tej, wydawało się, stałej tendencji.

Czy patrząc z perspektywy czasu coś się zmieniło? Zmieniło się niemal wszystko. Ceny mieszkań spadają, wybór jest o wiele większy i nikt już nie musi kupować przysłowiowej "dziury w ziemi" i czekać aż wyrośnie z niej jego wymarzone gniazdko. Deweloperzy kuszą promocjami i do lokum dodają często nie tylko kuchenkę, lodówkę, telewizor, ale także nierzadko mały samochód. Z kolei ceny za wynajmowanie mieszkań żadnej promocji nie podlegają.

Wręcz przeciwnie, trzymają się mocno i nic nie wskazuje, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Może więc nadszedł czas na zweryfikowanie naszych opinii, poglądów i preferencji. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że zmieniły się także inne warunki.

Banki zdecydowanie zaostrzyły kryteria finansowania zakupu mieszkań. Kredyty we frankach szwajcarskich pokazały swoje gorsze oblicze i nieźle wystraszyły ich aktualnych posiadaczy i chyba dość skutecznie odstraszyły potencjalnych chętnych. Pewność zatrudnienia i utrzymania dotychczasowej wysokości pensji jest nieporównywalna z tą sprzed kilkunastu miesięcy.

Rząd podejmuje działania chroniące tych, którzy nie z własnej winy znaleźli się w sytuacji uniemożliwiającej im spłacanie wcześniej zaciągniętego kredytu (stracili pracę i są zarejestrowani jako bezrobotni). Można też spodziewać się, że i banki bardziej będą skłonne negocjować warunki spłaty zagrożonych kredytów, niż zajmować nasze mieszkania. Ich niechęć do udzielania kredytów powinna wkrótce minąć, bo przecież z nich właśnie żyją i czerpią zyski. Rada Polityki Pieniężnej zaczęła obniżać stopy procentowe i ta tendencja powinna jeszcze jakiś czas potrwać. Wiązać się z nią będą mniej lub bardziej ochoczo podejmowane decyzje banków o zmniejszaniu oprocentowania kredytów.

Choć większość ulg podatkowych, związanych z ożywianiem budownictwa mieszkaniowego już dawno odeszła w niepamięć, to ze strony rządu pojawiają się zachęty innego typu, takie jak na przykład program refundowania części kosztów kredytu, noszący nazwę "Rodzina na swoim". Adresowany jest on do osób o raczej skromniejszych możliwościach finansowych i zainteresowanych mieszkaniami tańszymi oraz o limitowanym metrażu. W jego ramach można jednak uzyskać przez osiem lat dopłatę stanowiącą równowartość połowy odsetek, jakie pobierają banki komercyjne, udzielając kredytów na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych rodzin (w tym także rodzin niepełnych). Wydaje się bardzo prawdopodobne, że wobec zapaści na rynku mieszkaniowym i kredytowym, program ten zostanie rozszerzony lub pojawią się nowe/stare sposoby na jego rozruszanie. Może nawet wróci znów nasza ulubiona ulga podatkowa.

Póki co, przejdźmy do konkretów, czyli rachunków i kalkulacji. Na początku 2007 r. średnia cena wynajęcia dwupokojowego mieszkania w Warszawie wynosiła około 1700 zł, a średnia cena kupna 1 metra kwadratowego mieszkania sięgała 8 500 zł, czyli za mieszkanie o powierzchni 50 m2 trzeba było zapłacić 425 tys. zł. Przy finansowaniu zakupu kredytem na 30 lat w złotych i oprocentowaniu wynoszącym 7,26 proc. miesięczna rata wynosiłaby 2 900 zł.

Różnica między kosztem wynajmu i zakupu pokaźna, wynosząca 70 proc., raczej nie do zaakceptowania dla przeciętnego młodego małżeństwa. Dziś w Warszawie takie samo mieszkanie można kupić płacąc poniżej 6 000 zł za metr, czyli za około 300 tys. zł. Rata kredytu przy takich samych, jak wyżej warunkach wyniosłaby 2 050 zł.

Miesięczny koszt wynajęcia mieszkania waha się od 2 000 do 2 500 zł, choć oczywiście odchylenia od tych poziomów bywają spore. Ale przy takich różnicach między kosztem wynajmu, a kupna na kredyt, można się już zacząć poważnie zastanawiać, co wybrać. Miesięczna rata przy kredycie we frankach szwajcarskich wyniosłaby nieco ponad 1 400 zł. A przecież, mimo wielu utrudnień i ograniczeń, taki kredyt można uzyskać.

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2007 rok


Goldfinance

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2008 rok


Goldfinance

Różnice między średnimi cenami ofertowymi sprzedaży mieszkań, a cenami po jakich zawierane są umowy, mogą sięgać w konkretnych przypadkach nawet 30 proc.

Można również stwierdzić, że wbrew pozorom, zaciąganie dziś kredytu w tej walucie wcale nie wiąże się z tak wielkim ryzykiem. Złoty wobec franka w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy bardzo się osłabił i prawdopodobieństwo, że straci jeszcze np. 30 proc. jest raczej bardzo niewielkie (wówczas za franka trzeba byłoby płacić około 4,15 zł). Przy dzisiejszym kursie nasz kredyt na zakup mieszkania to około 95 tys. franków.

Gdybyśmy go brali przy kursie jaki był rok temu, nasze zadłużenie wynosiłoby 120 tys. franków. Wniosek jest taki, że kredyt walutowy opłaca się zaciągać wtedy, gdy złoty jest tani. Mówiąc najprościej - dziś za franka dostaniemy o wiele więcej złotówek, niż przed rokiem - bo przecież bank nie wypłaca nam franków tylko ich równowartość w złotych. Trzeba jednak pamiętać, że za kilka lat czeka nas bardzo poważna operacja przyjęcia przez Polskę euro. To dodatkowy czynnik ryzyka, którego skalę trudno teraz oszacować.

Przy tych kalkulacjach należy wziąć pod uwagę jeszcze kilka czynników, o których już wspomniano, ale warto je przypomnieć:

- Ceny mieszkań mocno spadły. Ta tendencja może jeszcze nieco się pogłębić, ale trudno sobie dziś wyobrazić, że spadną jeszcze o 20 proc. A więc można zaryzykować tezę, że jest tanio.

- Koszty wynajmu lokali utrzymują się na wysokim poziomie i nie widać powodu, by miały się obniżyć (na rynku musiałoby pojawić się o wiele więcej lokali do wynajęcia, a przecież nowych mieszkań nie przybywa zbyt wiele).

- Rada Polityki Pieniężnej obniża stopy i ten proces powinien jeszcze trochę potrwać. Czyli można liczyć na to, że oprocentowanie kredytów będzie spadać.

- Kłopoty i uciążliwości z uzyskaniem kredytów będą się zmniejszały. Banki zarabiają na kredytach i będą ich udzielać.

- Ryzyko związane z zaciąganiem kredytu w walutach jest dziś o wiele mniejsze, niż jeszcze klika miesięcy temu.

- Można już skorzystać z rządowego programu "Rodzina na swoim", w ramach którego refundowana jest spora część kosztów kredytu i można liczyć, że wkrótce pojawią się dodatkowe zachęty do kupowania mieszkań.

Roman Przasnyski

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

Własne mieszkanie: kupić, czy wynająć?

To pytanie zadawane jest coraz częściej przez Polaków, szczególnie młodych, wkraczających w dorosłe życie. Czy jest na nie jedna, prawidłowa odpowiedź? Czy warto jej szukać, zastanawiać się i kalkulować co lepsze? Oczywiście, warto.

Dlaczego nie ma jednoznacznej odpowiedzi, czy bardziej się opłaca wynajmować mieszkanie i płacić jego właścicielowi za użytkowanie, czy zadłużyć się i dawać zarabiać bankom na prowizjach i odsetkach, ale krok po kroku zbliżać się własnego "M"? Dlatego, że jak w przypadku każdej decyzji finansowej, czy inwestycyjnej, nie może być jednej, identycznej odpowiedzi dla wielu ludzi o różnych potrzebach, preferencjach, podejściu do życia i będących w różnej sytuacji. W takich decyzjach zawsze potrzebne jest podejście indywidualne.

Przeglądając listy dyskusyjne, blogi, opinie, zamieszczane w różnych miejscach lub przypominając sobie zasłyszane oceny sprzed mniej więcej roku, spora część z nich wskazywała na przewagę wynajmowania. Powód był oczywisty. Ceny mieszkań rosły niezwykle dynamicznie i ich poziom wydawał się wielu z nas astronomiczny. Z drugiej jednak strony, banki kusiły może nienajtańszym (chyba, że we frankach szwajcarskich), ale za to niezwykle łatwo dostępnym kredytem, mimo rosnących stóp procentowych.

Patrząc z jeszcze innej strony, nikt nie bał się utraty pracy lub zmniejszenia zarobków, co zachęcało do inwestycji, także mocno wspomaganych kredytem. Niektórzy ulegali również wrażeniu, że ceny nieruchomości będą rosły jeszcze bardziej, wzmacniając dążenie do osiągnięcia korzyści z tej, wydawało się, stałej tendencji.

Czy patrząc z perspektywy czasu coś się zmieniło? Zmieniło się niemal wszystko. Ceny mieszkań spadają, wybór jest o wiele większy i nikt już nie musi kupować przysłowiowej "dziury w ziemi" i czekać aż wyrośnie z niej jego wymarzone gniazdko. Deweloperzy kuszą promocjami i do lokum dodają często nie tylko kuchenkę, lodówkę, telewizor, ale także nierzadko mały samochód. Z kolei ceny za wynajmowanie mieszkań żadnej promocji nie podlegają.

Wręcz przeciwnie, trzymają się mocno i nic nie wskazuje, by miało się to w najbliższym czasie zmienić. Może więc nadszedł czas na zweryfikowanie naszych opinii, poglądów i preferencji. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że zmieniły się także inne warunki.

Banki zdecydowanie zaostrzyły kryteria finansowania zakupu mieszkań. Kredyty we frankach szwajcarskich pokazały swoje gorsze oblicze i nieźle wystraszyły ich aktualnych posiadaczy i chyba dość skutecznie odstraszyły potencjalnych chętnych. Pewność zatrudnienia i utrzymania dotychczasowej wysokości pensji jest nieporównywalna z tą sprzed kilkunastu miesięcy.

Rząd podejmuje działania chroniące tych, którzy nie z własnej winy znaleźli się w sytuacji uniemożliwiającej im spłacanie wcześniej zaciągniętego kredytu (stracili pracę i są zarejestrowani jako bezrobotni). Można też spodziewać się, że i banki bardziej będą skłonne negocjować warunki spłaty zagrożonych kredytów, niż zajmować nasze mieszkania. Ich niechęć do udzielania kredytów powinna wkrótce minąć, bo przecież z nich właśnie żyją i czerpią zyski. Rada Polityki Pieniężnej zaczęła obniżać stopy procentowe i ta tendencja powinna jeszcze jakiś czas potrwać. Wiązać się z nią będą mniej lub bardziej ochoczo podejmowane decyzje banków o zmniejszaniu oprocentowania kredytów.

Choć większość ulg podatkowych, związanych z ożywianiem budownictwa mieszkaniowego już dawno odeszła w niepamięć, to ze strony rządu pojawiają się zachęty innego typu, takie jak na przykład program refundowania części kosztów kredytu, noszący nazwę "Rodzina na swoim". Adresowany jest on do osób o raczej skromniejszych możliwościach finansowych i zainteresowanych mieszkaniami tańszymi oraz o limitowanym metrażu. W jego ramach można jednak uzyskać przez osiem lat dopłatę stanowiącą równowartość połowy odsetek, jakie pobierają banki komercyjne, udzielając kredytów na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych rodzin (w tym także rodzin niepełnych). Wydaje się bardzo prawdopodobne, że wobec zapaści na rynku mieszkaniowym i kredytowym, program ten zostanie rozszerzony lub pojawią się nowe/stare sposoby na jego rozruszanie. Może nawet wróci znów nasza ulubiona ulga podatkowa.

Póki co, przejdźmy do konkretów, czyli rachunków i kalkulacji. Na początku 2007 r. średnia cena wynajęcia dwupokojowego mieszkania w Warszawie wynosiła około 1700 zł, a średnia cena kupna 1 metra kwadratowego mieszkania sięgała 8 500 zł, czyli za mieszkanie o powierzchni 50 m2 trzeba było zapłacić 425 tys. zł. Przy finansowaniu zakupu kredytem na 30 lat w złotych i oprocentowaniu wynoszącym 7,26 proc. miesięczna rata wynosiłaby 2 900 zł.

Różnica między kosztem wynajmu i zakupu pokaźna, wynosząca 70 proc., raczej nie do zaakceptowania dla przeciętnego młodego małżeństwa. Dziś w Warszawie takie samo mieszkanie można kupić płacąc poniżej 6 000 zł za metr, czyli za około 300 tys. zł. Rata kredytu przy takich samych, jak wyżej warunkach wyniosłaby 2 050 zł.

Miesięczny koszt wynajęcia mieszkania waha się od 2 000 do 2 500 zł, choć oczywiście odchylenia od tych poziomów bywają spore. Ale przy takich różnicach między kosztem wynajmu, a kupna na kredyt, można się już zacząć poważnie zastanawiać, co wybrać. Miesięczna rata przy kredycie we frankach szwajcarskich wyniosłaby nieco ponad 1 400 zł. A przecież, mimo wielu utrudnień i ograniczeń, taki kredyt można uzyskać.

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2007 rok


Goldfinance

Porównanie kosztów wynajmowania mieszkania w większych miastach z kosztami zakupu lokalu na kredyt - 2008 rok


Goldfinance

Różnice między średnimi cenami ofertowymi sprzedaży mieszkań, a cenami po jakich zawierane są umowy, mogą sięgać w konkretnych przypadkach nawet 30 proc.

Można również stwierdzić, że wbrew pozorom, zaciąganie dziś kredytu w tej walucie wcale nie wiąże się z tak wielkim ryzykiem. Złoty wobec franka w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy bardzo się osłabił i prawdopodobieństwo, że straci jeszcze np. 30 proc. jest raczej bardzo niewielkie (wówczas za franka trzeba byłoby płacić około 4,15 zł). Przy dzisiejszym kursie nasz kredyt na zakup mieszkania to około 95 tys. franków.

Gdybyśmy go brali przy kursie jaki był rok temu, nasze zadłużenie wynosiłoby 120 tys. franków. Wniosek jest taki, że kredyt walutowy opłaca się zaciągać wtedy, gdy złoty jest tani. Mówiąc najprościej - dziś za franka dostaniemy o wiele więcej złotówek, niż przed rokiem - bo przecież bank nie wypłaca nam franków tylko ich równowartość w złotych. Trzeba jednak pamiętać, że za kilka lat czeka nas bardzo poważna operacja przyjęcia przez Polskę euro. To dodatkowy czynnik ryzyka, którego skalę trudno teraz oszacować.

Przy tych kalkulacjach należy wziąć pod uwagę jeszcze kilka czynników, o których już wspomniano, ale warto je przypomnieć:

- Ceny mieszkań mocno spadły. Ta tendencja może jeszcze nieco się pogłębić, ale trudno sobie dziś wyobrazić, że spadną jeszcze o 20 proc. A więc można zaryzykować tezę, że jest tanio.

- Koszty wynajmu lokali utrzymują się na wysokim poziomie i nie widać powodu, by miały się obniżyć (na rynku musiałoby pojawić się o wiele więcej lokali do wynajęcia, a przecież nowych mieszkań nie przybywa zbyt wiele).

- Rada Polityki Pieniężnej obniża stopy i ten proces powinien jeszcze trochę potrwać. Czyli można liczyć na to, że oprocentowanie kredytów będzie spadać.

- Kłopoty i uciążliwości z uzyskaniem kredytów będą się zmniejszały. Banki zarabiają na kredytach i będą ich udzielać.

- Ryzyko związane z zaciąganiem kredytu w walutach jest dziś o wiele mniejsze, niż jeszcze klika miesięcy temu.

- Można już skorzystać z rządowego programu "Rodzina na swoim", w ramach którego refundowana jest spora część kosztów kredytu i można liczyć, że wkrótce pojawią się dodatkowe zachęty do kupowania mieszkań.

Roman Przasnyski

interia.pl/Wtorek, 17 marca (06:00)

MG:Mieszkasz daleko - zapłać więcej

Ministerstwo Gospodarki proponuje wprowadzenie węzłowych opłat przesyłowych. W praktyce oznaczałoby to, że opłaty za energię zależałyby od odległości odbiorcy od producenta.

Obecnie ceny przesyłu energii elektrycznej są uśrednione. Dla ich wysokości nie ma istotnego znaczenia, czy odbiór następuje tuż za bramą elektrowni, czy kilkaset kilometrów dalej. To ma się zmienić. Przygotowany przez Ministerstwo Gospodarki projekt polityki energetycznej Polski do 2030 roku zakłada, że PSE Operator w tym roku opracuje system tzw. opłat węzłowych, który ma zastąpić obecnie obowiązujące zasady.

- To by oznaczało, że opłata przesyłowa, którą dzisiaj każdy płaci w tej samej wielkości, byłaby zróżnicowana. Odbiorcy oddaleni od źródeł energii płaciliby drożej, a ci, którzy byliby bliżej, płaciliby prawdopodobnie taniej. Prawdopodobnie, bo szczegóły nie zostały podane do wiadomości publicznej - mówi prof. Krzysztof Żmijewski z Politechniki Warszawskiej.

Trudno jeszcze określić, kiedy te zmiany wejdą w życie. PSE Operator ocenia, że wprowadzenie zmian może wymagać nawet 1,5-rocznego programu badawczego. Jednak już teraz można wstępnie ocenić, jakie skutki dla odbiorców mogłyby mieć nowe zasady ustalania wysokości opłat za przesył prądu.

- Taryfa przesyłowa mogłaby się zmienić o plus - minus 20 proc. W efekcie dla niektórych odbiorców przemysłowych łączne opłaty za energię mogłyby wzrosnąć o 5-7 proc., a dla innych spaść w podobnym stopniu - ocenia Jerzy Andruszkiewicz, wiceprezes PSE Operator.

W ocenie Jerzego Andruszkiewicza wahania cen w przypadku odbiorców indywidualnych byłyby mniejsze niż w przypadku odbiorców biznesowych. Głównym argumentem przeciw zmianie systemu opłat jest to, że elektrownie w Polsce skoncentrowane są na południu i za rok czy dwa niewiele się w tej sprawie zmieni.

- Koncepcja opłat węzłowych jest dyskusyjna, bo północ Polski stałaby się droższa energetycznie, a południe tańsze. Mieszkańcy Szczecina nie wyprowadzą się z tego powodu do Wałbrzycha, tylko będą mieli drożej. Z powodu zmian w opłatach mogłoby dojść do sytuacji, że Szczecin się będzie trochę wolniej rozwijał, a Gliwice trochę szybciej - mówi prof. Krzysztof Żmijewski.

Jeśli projektowane zmiany weszłyby w życie, to miałyby też wpływ na handel energią. Sprzedawcom najbardziej opłacałoby się kupować energię od producentów położonych blisko ich klientów.

- Jeśli jestem sprzedawcą i mam klientów w Olsztynie, a mogę kupić prąd z elektrowni w Ostrołęce lub w Połańcu, to kupię prędzej z Ostrołęki i nawet im więcej zapłacę, bo przesył będzie mniej kosztował, niż jakbym kupił z Połańca - mówi przedstawiciel jednego ze sprzedawców proszący o zachowanie anonimowości.

To oznacza, że przygotowywane rozwiązania prawne mogą mieć również wpływ na lokalizację nowych elektrowni, a także na rozwój sieci energetycznych.

- Rozważając za i przeciw koncepcji opłat węzłowych, należałoby brać pod uwagę, iż miałyby one wpływ na decyzje lokalizacyjne nowych elektrowni oraz budowę nowych odcinków sieci przesyłowej - uważa Andrzej Modzelewski, dyrektor ds. rozwoju RWE Polska.

Ireneusz Chojnacki

interia.pl/Poniedziałek, 16 marca (10:20)

MG:Mieszkasz daleko - zapłać więcej

Ministerstwo Gospodarki proponuje wprowadzenie węzłowych opłat przesyłowych. W praktyce oznaczałoby to, że opłaty za energię zależałyby od odległości odbiorcy od producenta.

Obecnie ceny przesyłu energii elektrycznej są uśrednione. Dla ich wysokości nie ma istotnego znaczenia, czy odbiór następuje tuż za bramą elektrowni, czy kilkaset kilometrów dalej. To ma się zmienić. Przygotowany przez Ministerstwo Gospodarki projekt polityki energetycznej Polski do 2030 roku zakłada, że PSE Operator w tym roku opracuje system tzw. opłat węzłowych, który ma zastąpić obecnie obowiązujące zasady.

- To by oznaczało, że opłata przesyłowa, którą dzisiaj każdy płaci w tej samej wielkości, byłaby zróżnicowana. Odbiorcy oddaleni od źródeł energii płaciliby drożej, a ci, którzy byliby bliżej, płaciliby prawdopodobnie taniej. Prawdopodobnie, bo szczegóły nie zostały podane do wiadomości publicznej - mówi prof. Krzysztof Żmijewski z Politechniki Warszawskiej.

Trudno jeszcze określić, kiedy te zmiany wejdą w życie. PSE Operator ocenia, że wprowadzenie zmian może wymagać nawet 1,5-rocznego programu badawczego. Jednak już teraz można wstępnie ocenić, jakie skutki dla odbiorców mogłyby mieć nowe zasady ustalania wysokości opłat za przesył prądu.

- Taryfa przesyłowa mogłaby się zmienić o plus - minus 20 proc. W efekcie dla niektórych odbiorców przemysłowych łączne opłaty za energię mogłyby wzrosnąć o 5-7 proc., a dla innych spaść w podobnym stopniu - ocenia Jerzy Andruszkiewicz, wiceprezes PSE Operator.

W ocenie Jerzego Andruszkiewicza wahania cen w przypadku odbiorców indywidualnych byłyby mniejsze niż w przypadku odbiorców biznesowych. Głównym argumentem przeciw zmianie systemu opłat jest to, że elektrownie w Polsce skoncentrowane są na południu i za rok czy dwa niewiele się w tej sprawie zmieni.

- Koncepcja opłat węzłowych jest dyskusyjna, bo północ Polski stałaby się droższa energetycznie, a południe tańsze. Mieszkańcy Szczecina nie wyprowadzą się z tego powodu do Wałbrzycha, tylko będą mieli drożej. Z powodu zmian w opłatach mogłoby dojść do sytuacji, że Szczecin się będzie trochę wolniej rozwijał, a Gliwice trochę szybciej - mówi prof. Krzysztof Żmijewski.

Jeśli projektowane zmiany weszłyby w życie, to miałyby też wpływ na handel energią. Sprzedawcom najbardziej opłacałoby się kupować energię od producentów położonych blisko ich klientów.

- Jeśli jestem sprzedawcą i mam klientów w Olsztynie, a mogę kupić prąd z elektrowni w Ostrołęce lub w Połańcu, to kupię prędzej z Ostrołęki i nawet im więcej zapłacę, bo przesył będzie mniej kosztował, niż jakbym kupił z Połańca - mówi przedstawiciel jednego ze sprzedawców proszący o zachowanie anonimowości.

To oznacza, że przygotowywane rozwiązania prawne mogą mieć również wpływ na lokalizację nowych elektrowni, a także na rozwój sieci energetycznych.

- Rozważając za i przeciw koncepcji opłat węzłowych, należałoby brać pod uwagę, iż miałyby one wpływ na decyzje lokalizacyjne nowych elektrowni oraz budowę nowych odcinków sieci przesyłowej - uważa Andrzej Modzelewski, dyrektor ds. rozwoju RWE Polska.

Ireneusz Chojnacki

interia.pl/Poniedziałek, 16 marca (10:20)

Budowa domu jest o 30 procent tańsza

To idealny moment na budowę domu. Koszty budowy domu spadły do poziomu z końca 2006 roku.

Spadły nie tylko ceny materiałów budowlanych, ale też całkowicie zmieniła się sytuacja na rynku pracy. Wielu budowlańców wróciło z zagranicy, dlatego nie ma żadnego problemu ze znalezieniem pracowników do każdego rodzaju prac przy budowie.

Inwestorzy wymuszają na wykonawcach niższe ceny, a ci zwykle nie mają wyjścia i godzą się na stawki, o których rok temu nie chcieli nawet słyszeć. Porównanie cen przygotowane przez GP dotyczy rynku poznańskiego. W innych regionach Polski sytuacja może być nieco inna, ale ogólna tendencja w całym kraju jest taka sama. Jeśli rok temu na budowę domu o powierzchni 150 mkw. trzeba było wydać ponad 450 tys. zł, to teraz niewiele ponad 335 tys.

- Rok temu za ocieplenie i otynkowanie 1 mkw. elewacji zewnętrznej budynku należało zapłacić minimum 40-45 zł, dziś tę usługę fachowcy wykonają za 22-25 zł - mówi Grzegorz Marciniak z firmy Bud-Ma.

Wolniej spadają stawki za roboty wykończeniowe. Pracy jest jeszcze sporo, bo inwestycje wcześniej rozpoczęte teraz są kończone. Nowych budów jest zaś bardzo mało. - W zeszłym roku o tej porze miałem podpisanych ponad 20 umów na budowę domów jednorodzinnych, a dziś tylko dwie - mówi Grzegorz Marciniak.

Nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się szybko poprawić. Banki niechętnie finansują inwestycje mieszkaniowe. - Jeśli banki nie będą udzielały kredytów, to ludzie nie będą budowali domów - mówi Mirosław Lubarski z grupy PSB.

Na budowę domu decydują się w tej sytuacji tylko osoby, które w odpowiednim czasie sprzedały inną nieruchomość lub wycofały pieniądze z inwestycji. Spadły też ceny materiałów budowlanych - większość materiałów staniała o 10-20 proc.

- Spadek popytu dotyczy przede wszystkim ceramiki budowlanej i materiałów ściennych - mówi Roman Wiśnik z firmy To-Masz.

Ile kosztują dzisiaj pustaki porotherm, beton i styropian? Na jakie obniżki marż można liczyć w hurtowniach?

Więcej: Gazeta Prawna 16.03.2009 (52) - forsal.pl - str.A2-3

Roman Grzyb

interia.pl/Poniedziałek, 16 marca (06:00)

Budowa domu jest o 30 procent tańsza

To idealny moment na budowę domu. Koszty budowy domu spadły do poziomu z końca 2006 roku.

Spadły nie tylko ceny materiałów budowlanych, ale też całkowicie zmieniła się sytuacja na rynku pracy. Wielu budowlańców wróciło z zagranicy, dlatego nie ma żadnego problemu ze znalezieniem pracowników do każdego rodzaju prac przy budowie.

Inwestorzy wymuszają na wykonawcach niższe ceny, a ci zwykle nie mają wyjścia i godzą się na stawki, o których rok temu nie chcieli nawet słyszeć. Porównanie cen przygotowane przez GP dotyczy rynku poznańskiego. W innych regionach Polski sytuacja może być nieco inna, ale ogólna tendencja w całym kraju jest taka sama. Jeśli rok temu na budowę domu o powierzchni 150 mkw. trzeba było wydać ponad 450 tys. zł, to teraz niewiele ponad 335 tys.

- Rok temu za ocieplenie i otynkowanie 1 mkw. elewacji zewnętrznej budynku należało zapłacić minimum 40-45 zł, dziś tę usługę fachowcy wykonają za 22-25 zł - mówi Grzegorz Marciniak z firmy Bud-Ma.

Wolniej spadają stawki za roboty wykończeniowe. Pracy jest jeszcze sporo, bo inwestycje wcześniej rozpoczęte teraz są kończone. Nowych budów jest zaś bardzo mało. - W zeszłym roku o tej porze miałem podpisanych ponad 20 umów na budowę domów jednorodzinnych, a dziś tylko dwie - mówi Grzegorz Marciniak.

Nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się szybko poprawić. Banki niechętnie finansują inwestycje mieszkaniowe. - Jeśli banki nie będą udzielały kredytów, to ludzie nie będą budowali domów - mówi Mirosław Lubarski z grupy PSB.

Na budowę domu decydują się w tej sytuacji tylko osoby, które w odpowiednim czasie sprzedały inną nieruchomość lub wycofały pieniądze z inwestycji. Spadły też ceny materiałów budowlanych - większość materiałów staniała o 10-20 proc.

- Spadek popytu dotyczy przede wszystkim ceramiki budowlanej i materiałów ściennych - mówi Roman Wiśnik z firmy To-Masz.

Ile kosztują dzisiaj pustaki porotherm, beton i styropian? Na jakie obniżki marż można liczyć w hurtowniach?

Więcej: Gazeta Prawna 16.03.2009 (52) - forsal.pl - str.A2-3

Roman Grzyb

interia.pl/Poniedziałek, 16 marca (06:00)

Kryzys zakradł się do portfela Polaków

Polacy zaczęli oszczędzać - wynika z badań, do których dotarła "Rzeczpospolita". Co trzeci Polak, idąc do sklepu, stara się zrobić zakupy jak najniższym kosztem, a co czwarty szuka najtańszych dostępnych towarów - to wynik badań przeprowadzonych przez firmę 4P Research Mix wśród 2 tys. osób.
Na niektóre wydatki zaczyna nam wręcz brakować pieniędzy - w tym na ubrania (u 22 proc. badanych), lekarstwa (17 proc.) i żywność (10 proc.).

Choć z badań 4P Research Mix wynika już większa skłonność do oszczędzania, Polacy ciągle znacznie lepiej oceniają sytuację swoich gospodarstw domowych niż perspektywy dla całej gospodarki. Tyle że spodziewają się, że będzie jeszcze gorzej.

Z lutowych badań firmy IMAS wynika, że takie przekonanie żywi już 36 proc. Polaków. Jednocześnie dwie trzecie z nas negatywnie oceniają sytuację gospodarczą kraju, a co piąty uważa ją za bardzo niekorzystną - podaje "Rz".
onet.pl/(PAP, ak/17.03.2009, godz. 06:12)

Kryzys zakradł się do portfela Polaków

Polacy zaczęli oszczędzać - wynika z badań, do których dotarła "Rzeczpospolita". Co trzeci Polak, idąc do sklepu, stara się zrobić zakupy jak najniższym kosztem, a co czwarty szuka najtańszych dostępnych towarów - to wynik badań przeprowadzonych przez firmę 4P Research Mix wśród 2 tys. osób.
Na niektóre wydatki zaczyna nam wręcz brakować pieniędzy - w tym na ubrania (u 22 proc. badanych), lekarstwa (17 proc.) i żywność (10 proc.).

Choć z badań 4P Research Mix wynika już większa skłonność do oszczędzania, Polacy ciągle znacznie lepiej oceniają sytuację swoich gospodarstw domowych niż perspektywy dla całej gospodarki. Tyle że spodziewają się, że będzie jeszcze gorzej.

Z lutowych badań firmy IMAS wynika, że takie przekonanie żywi już 36 proc. Polaków. Jednocześnie dwie trzecie z nas negatywnie oceniają sytuację gospodarczą kraju, a co piąty uważa ją za bardzo niekorzystną - podaje "Rz".
onet.pl/(PAP, ak/17.03.2009, godz. 06:12)

Klient powinien mieć wybór waluty

Niektórzy bankowcy chcą, by nadzór finansowy zakazał udzielania kredytów we frankach. Jednak większość uważa, że należy zostawić wybór klientom. Mateusz Morawiecki, prezes BZ WBK, uważa, że Komisja Nadzoru Finansowego powinna zakazać udzielania kredytów we frankach.
- Polska nigdy nie będzie kolejnym kantonem szwajcarskim i nie ma powodu, by większość kredytów dla klientów indywidualnych udzielana była we frankach. Tym bardziej że obecna sytuacja pokazuje, że wiąże się z tym więcej zagrożeń niż korzyści dla klientów - argumentuje prezes Banku Zachodniego WBK.

Rzeczywiście, kredyty walutowe, szczególnie najpopularniejsze pożyczki hipoteczne we frankach szwajcarskich, są ostatnio wymieniane przez bankowców i ekonomistów jako jedno z największych zagrożeń dla sektora bankowego w naszym kraju. Rosnący kurs franka w stosunku do złotego sprawił, że portfel takich kredytów niebezpiecznie się powiększył w stosunku do kapitałów własnych banków: na koniec stycznia wartość kredytów walutowych (głównie frankowych) na cele hipoteczne wynosił już prawie 204 mld zł. Zadłużenie Polaków na cele mieszkaniowe w rodzimej walucie było o 60 mld zł mniejsze.

Umocnienie złotego przyniosło jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Coraz droższy frank podbijał comiesięczna ratę kredytową, co zwiększyło ryzyko, że coraz więcej klientów będzie mieć kłopoty ze spłatą swojego zadłużenia. By przeciwdziałać tym zagrożeniom, banki znacznie ograniczyły, a niektóre nawet wstrzymały udzielanie kredytów we frankach - ostatnio zrobiły tak Kredyt Bank i ING Bank Śląski, a wcześniej m.in. Getin Bank czy Millennium. Cały czas w ofercie kredyty we frankach ma natomiast wspomniany BZ WBK.

- To pokazuje, że w czasach kryzysu banki same potrafią się ograniczać. Nie widzimy więc potrzeby nakazywania bankom wycofywania takich kredytów - powiedział podczas ostatniego Forum Bankowego Stanisław Kluza, przewodniczący KNF.

Także większość ekonomistów jest przeciwna tak drastycznemu ograniczaniu akcji kredytowej.

- KNF musi przede wszystkim dbać, aby ryzyko dla klientów związane z zaciąganiem kredytów nie było zbyt duże. Rodzi się jednak pytanie, czy w obecnej sytuacji ryzyko kursowe związane z kredytem we frankach jest większe od ryzyka stopy procentowej, związanego z wysokim oprocentowaniem kredytów złotowych - uważa Ryszard Petru, ekonomista SGH. Jego zdaniem największe ryzyko dla klientów nie wiąże się jednak ani ze stopą procentową kredytu, ani z ryzykiem kursowym waluty, tylko z utratą pracy i niemożliwością spłaty raty.

- A przed tym ograniczenie waluty kredytu klienta już nie uchroni - dodaje Ryszard Petru.

- Banki same na siebie nakładają ograniczenia, wycofując z oferty kredyty walutowe. Nie powinno się jednak ustawowo ograniczać kredytowania w walutach obcych. Póki różnica w oprocentowaniu w złotych i we frankach jest wyraźnie na korzyść tego drugiego, Polacy powinni mieć możliwość skorzystania z tańszego kredytu - mówi Karol Wilczko, analityk firmy Comperia.pl

Jego zdaniem nie należy też demonizować zagrożenia związanego z trudnościami ze spłatą kredytów walutowych, a jak pokazuje praktyka, takie kredyty spłacają się bardzo dobrze. Należałoby się raczej martwić o tych, którzy spłacają kredyty w złotych, gdyż to one, jako droższe, stanowią dla kredytobiorców większe obciążenie.

Jacek Iskra
onet.pl/
(Gazeta Prawna/17.03.2009, godz. 03:00)

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies