Ze świata nieruchomości - strona 124

Ujemna dynamika zatrudnienia

Podaż pieniądza spowalnia, ale rośnie ciągle szybko - 17,6% r/r , styczniowa inflacja bez niespodzianek.

Wzrost kredytów ciągle bliski rekordom, ale to dzięki 10% deprecjacji w styczniu.

Pozornie niewiele zmieniło się w danych o M3. Wzrost podaży pieniądza zmniejszył się jedynie nieznacznie (z 18,8 do 17,7%, ciągle więc jest wysoki). Kredyty dla gospodarstw domowych rosną w niemal rekordowym tempie (45,3% r/r!), także wysoka jest dynamika kredytów dla firm (27,9% r/r). Czynnikiem zaciemniającym te dane jest jednak zmiana kursu (złoty osłabił się w styczniu o kolejne 10%). Bo odfiltrowaniu tego efektu, tempo wzrostu kredytów zmniejsza się o 4 pkt procentowe co daje już znacznie "normalniejszy" dla czasów kryzysu obraz - spowalniających kredytów (choć na razie ciągle nie w dramatycznym tempie - m/m widzimy brak zmian w sektorze gospodarstw domowych).

Styczniowa inflacja bez niespodzianek

Inflacja w styczniu spadła do 3,1% z 3,3 w grudniu (i przy szacunku ministerstwa finansów na poziomie 3,2). Styczeń dostarcza jedynie cząstkowych informacji o kategoriach CPI, ale widać że koszty utrzymania mieszkania skoczyły mniej niż oczekiwaliśmy (2,3% zamiast 3,2), ale podwyżki w tej kategorii były głównie w drugiej połowie miesiąca, zobaczymy je więc w liczbach za luty. Ceny żywności zaskoczyły z kolei w drugą stronę.

Pierwszy kwartał nie będzie czasem bardzo głębokiego spadku inflacji. Przeszkadzać będą nie ujawnione jeszcze w pełni podwyżki cen regulowanych (a także, być może, rewizja koszyka inflacyjnego, która zwykle zmniejsza inflację, zaś tym razem, poprzez zwiększenie znaczenia cen użytkowania mieszkania może styczniowy wskaźnik CPI jeszcze zwiększyć). 3,1% jest jednak wystarczająco bliskie celu, że w powiązaniu ze słabą produkcją i wzrostem bezrobocia do 10,5% w styczniu raczej nie przeszkodzi w obniżce stóp. Widać już że większym problemem dla niektórych członków RPP staje się kurs.

Co to znaczy: Inflacja spada mimo deprecjacji i ten proces będzie kontynuowany.

Ten tydzień

Pora wrócić do tematu większych obniżek stóp, W tym tygodniu ukazują się dane, które naszym zdaniem powstrzymają członków RPP od sugerowania, że skala obniżek stóp powinna być już ograniczana czy nawet że przyszła pora na przerwę w luzowaniu polityki pieniężnej (Dariusz Filar). Jeśli nie wystarczy publikacja we wtorek danych o zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw (jeśli skok bezrobocia w styczniu z 9,5% do 10,5% dokonał się przede wszystkim przez zwolnienia grupowe, to należy liczyć się nawet z możliwością ujemnej dynamiki zatrudnienia w ujęciu r/r) to w czwartek ukażą się wyniki produkcji przemysłowej za styczeń a tam zapewne zobaczymy dwucyfrowy spadek r/r.

źródło informacji: INGBank

Poniedziałek, 16 lutego (09:51)

Dłużnik może bronić się przed działaniem komornika

Pogłębiający się kryzys sprawia, że coraz więcej przedsiębiorców ma problemy z regulowaniem swoich zobowiązań. Coraz częściej wierzyciele kierują sprawy do sądów i egzekwują długi poprzez komorników.
- W toku postępowania egzekucyjnego komornicy popełniają różnego rodzaju błędy proceduralne. Zdarza się nawet, że brakuje należytej podstawy materialno-prawnej do prowadzenia egzekucji. Negatywne skutki takich sytuacji mogą być dla dłużnika bardzo dotkliwe - wyjaśnia dr Marcin Asłanowicz, partner kierujący działem procesowym Baker & McKenzie. Dlatego w przypadku gdy czynności komornika naruszą prawa dłużnika, może on składać skargi lub w inny sposób chronić majątek przed bezpodstawnym zajęciem - dodaje.

Najczęściej wykorzystywanym środkiem, za pomocą którego dłużnik może bronić się przed bezpodstawnymi czynnościami egzekucyjnymi, jest skarga na czynności komornika, którą kieruje się do sądu rejonowego. Jej przedmiotem może być naruszenie przepisów proceduralnych. Pismo powinno określać zaskarżoną czynność lub czynność, której zaniechano (np. komornik nie umarza postępowania egzekucyjnego mimo utraty tytułu wykonawczego).

Skargę może złożyć nie tylko dłużnik, ale także inne osoby, których prawa zostały naruszone bądź zagrożone (np. wierzyciel). Kodeks postępowania cywilnego określa tygodniowy termin na wniesienie skargi. W zależności od sytuacji skarżącego termin liczy się od dnia dokonania bezpodstawnej czynności bądź od dnia zawiadomienia o dokonaniu czynności, a gdy takiego nie było - od dnia, w którym czynność powinna być dokonana. Od skargi pobierana jest opłata 100 zł niezależnie od wartości egzekwowanej należności.

Ważne W skardze na czynności komornika nie można zarzucić mu niesprawdzenia zasadności tytułu wykonawczego.

Co może zrobić dłużnik, jeśli chce uniemożliwić przeprowadzenie egzekucji? Czy dokonując zajęcia ruchomości, komornik ma obowiązek ustalania, kto jest jej właścicielem? Jakie są ograniczenia prawne egzekucji?

Więcej: Gazeta Prawna 17.02.2009 (33) - str.2-3

Adam Makosz

Dłużnik może bronić się przed działaniem komornika

Pogłębiający się kryzys sprawia, że coraz więcej przedsiębiorców ma problemy z regulowaniem swoich zobowiązań. Coraz częściej wierzyciele kierują sprawy do sądów i egzekwują długi poprzez komorników.
- W toku postępowania egzekucyjnego komornicy popełniają różnego rodzaju błędy proceduralne. Zdarza się nawet, że brakuje należytej podstawy materialno-prawnej do prowadzenia egzekucji. Negatywne skutki takich sytuacji mogą być dla dłużnika bardzo dotkliwe - wyjaśnia dr Marcin Asłanowicz, partner kierujący działem procesowym Baker & McKenzie. Dlatego w przypadku gdy czynności komornika naruszą prawa dłużnika, może on składać skargi lub w inny sposób chronić majątek przed bezpodstawnym zajęciem - dodaje.

Najczęściej wykorzystywanym środkiem, za pomocą którego dłużnik może bronić się przed bezpodstawnymi czynnościami egzekucyjnymi, jest skarga na czynności komornika, którą kieruje się do sądu rejonowego. Jej przedmiotem może być naruszenie przepisów proceduralnych. Pismo powinno określać zaskarżoną czynność lub czynność, której zaniechano (np. komornik nie umarza postępowania egzekucyjnego mimo utraty tytułu wykonawczego).

Skargę może złożyć nie tylko dłużnik, ale także inne osoby, których prawa zostały naruszone bądź zagrożone (np. wierzyciel). Kodeks postępowania cywilnego określa tygodniowy termin na wniesienie skargi. W zależności od sytuacji skarżącego termin liczy się od dnia dokonania bezpodstawnej czynności bądź od dnia zawiadomienia o dokonaniu czynności, a gdy takiego nie było - od dnia, w którym czynność powinna być dokonana. Od skargi pobierana jest opłata 100 zł niezależnie od wartości egzekwowanej należności.

Ważne W skardze na czynności komornika nie można zarzucić mu niesprawdzenia zasadności tytułu wykonawczego.

Co może zrobić dłużnik, jeśli chce uniemożliwić przeprowadzenie egzekucji? Czy dokonując zajęcia ruchomości, komornik ma obowiązek ustalania, kto jest jej właścicielem? Jakie są ograniczenia prawne egzekucji?

Więcej: Gazeta Prawna 17.02.2009 (33) - str.2-3

Adam Makosz

Kto gra przeciwko naszej walucie?

Wysokość stóp procentowych ma niewielki wpływ na osłabienie kursu złotego. Do czasu, kiedy prognozy gospodarcze się nie ustabilizują, trudne będzie określenie stopnia, w jakim powinna zostać złagodzona polityka pieniężna - uważa Andrzej Sławiński, członek Rady Polityki Pieniężnej.

"To, co się ostatnio działo ze złotym ma niewiele wspólnego z wysokością stóp procentowych. Spadek kursu złotego był w decydującej mierze efektem ogólnej fali spekulacji na spadek kursów walut krajów wschodzących. Jej ostatnie nasilenie było wynikiem kolejnych informacji o stratach wielkich międzynarodowych banków, co ponownie nasiliło ich ucieczkę w płynność.

Spekulacji sprzyja wchodzenie gospodarki światowej w recesję, ponieważ rodzi to obfitość tzw. złych danych o gospodarce dowolnego kraju" - powiedział Sławiński w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

"Do jakiego poziomu mogą spaść stopy procentowe w Polsce? Recesja w gospodarce światowej dopiero się zaczyna. Dokąd nie ustabilizują się prognozy, trudno będzie określić, jaki stopień złagodzenia polityki pieniężnej będzie właściwy, by pomóc gospodarce wrócić z czasem na ścieżkę potencjalnego wzrostu" - dodał.

Członek RPP zaznaczył, że spadek kursu łagodził politykę pieniężną. "Przy spadającym kursie istotny jest także problem premii za ryzyko dla inwestorów długoterminowych. RPP brała te czynniki pod uwagę. Dlatego obniżki stóp procentowych były stopniowe" - dodał.

Sławiński oceniając skuteczność ewentualnych interwencji walutowych w Polsce ocenia, że wprawdzie sprzyjałaby im zmniejszona skala obrotów na rynku walutowym, ale jednocześnie zwraca uwagę, że zmiany kursu złotego odzwierciedlają globalne trendy.

"Od upadku Lehman Brothers mamy właściwie nieustannie do czynienia z powracającym zjawiskiem spekulacji na spadek kursów walut krajów wschodzących, którą wywołuje i ułatwia fala odpływającego z nich wciąż kapitału" - powiedział.

"Wziąwszy pod uwagę globalny kontekst spekulacji na spadek kursu złotego, trzeba założyć, że rozsądnym celem ewentualnych interwencji nie powinny być próby stabilizowania kursu złotego na określonym poziomie, lecz zwiększanie ryzyka spekulacji przeciwko naszej walucie" - dodał.

Sławiński poinformował, że RPP rozważa możliwość obniżenia rezerwy obowiązkowej. Zaznaczył jednak, że taka zmiana zwiększyłaby płynność w systemie bankowym, której bankom na razie nie brakuje.

"Ważniejszym problemem banków jest wielkość ich kapitałów. Przypomnijmy, że banki są zobowiązane, by utrzymywać kapitały w odpowiedniej relacji do wielkości ważonych ryzykiem aktywów. Silna dekoniunktura spowodowała, że ryzyko związane z udzielaniem kredytów wzrosło. Nasze banki potrzebowałyby zatem więcej kapitału na pokrycie ryzyka związanego z ewentualnym zwiększeniem akcji kredytowej" - powiedział.

"Banki-matki naszych banków są nadal w niełatwej sytuacji. Prawdopodobnie więc na razie z ich strony trudno byłoby o wsparcie kapitałowe. Pozostaje zwiększenie kapitałów dzięki zatrzymaniu zysków w bankach zamiast wypłacania przez nie dywidend. Wiele banków na świecie właśnie tak uzupełnia od dwóch lat swoje kapitały. ROE naszych banków w 2008 r. było wyjątkowo wysokie.

Wstrzymanie wypłat dywidend byłoby w tej sytuacji istotnym źródłem uzupełnienia ich kapitałów" - dodał.

Powrotowi złotego na ścieżkę aprecjacji może sprzyjać pewna powściągliwość w obniżaniu stopy referencyjnej NBP - uważa Dariusz Filar, członek Rady Polityki Pieniężnej. "Jeśli sprawdzą się prognozy wskazujące na Polskę wraz z Czechami i ze Słowacją jako na wyjątkowe środkowoeuropejskie trio, które utrzyma wzrost PKB i tym będzie się odróżniać od lecących w dół gospodarek całej reszty kontynentu, uczestnicy rynku walutowego będą musieli dostrzec, że nasza waluta jest znacząco niedowartościowana. Podobnie oddziaływać będzie powodzenie w utrzymaniu niskiego deficytu budżetowego i dowiedzenie tym samym, że nie rosną nadmiernie nasze potrzeby pożyczkowe.

Sprzyjać złotemu może także pewna powściągliwość w obniżaniu stopy referencyjnej NBP" - napisał Filar w "Gazecie Wyborczej".

"Globalni gracze walutowi, którzy dzisiaj zachowują się w sposób dosyć stadny i nie różnicują swoich ocen w zbyt wyrafinowany sposób, prędzej czy później odnotują także inne nasze atuty:

umiarkowany deficyt obrotów bieżących (nieco ponad 5 proc. w porównaniu z dwucyfrowymi deficytami od Estonii po Bułgarię), umiarkowane zadłużenie Polaków w walutach obcych (nieco ponad 20 proc. ogółu zaciągniętych kredytów w porównaniu z poziomem ponad 50 proc. w Rumunii i Bułgarii, ponad 60 proc. na Węgrzech i niemal 90 proc. na Łotwie), utrzymującą się zdolność Polski do przyciągania bezpośrednich inwestycji zagranicznych" - dodał.

Będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego, to jest bardzo ważne - powiedział we wtorek wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna."Będziemy dzisiaj rozmawiać na Radzie Ministrów także o tym" - powiedział Schetyna w Radiu ZET.

Na pytanie czy będzie reakcja rządu na osłabienie złotego, wicepremier powiedział: "na pewno tak". "My cały czas reagujemy" - dodał. Pytany czy rozważana jest np. interwencja na rynku, powiedział: "to jest kwestia skali interwencji i naszej skuteczności - czy możemy być skuteczni czy możemy odwrócić trend, który tak naprawdę dotyka wszystkie waluty w tej części Europy i nie wybiera"."Tak, jesteśmy umieszczeni w takim koszyku, w takim najpoważniejszym miejscu, gdzie ryzyko finansowe jest największe" - powiedział Schetyna dodając, że "ta sytuacja oczywiście jest

niebezpieczna".

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Kto gra przeciwko naszej walucie?

Wysokość stóp procentowych ma niewielki wpływ na osłabienie kursu złotego. Do czasu, kiedy prognozy gospodarcze się nie ustabilizują, trudne będzie określenie stopnia, w jakim powinna zostać złagodzona polityka pieniężna - uważa Andrzej Sławiński, członek Rady Polityki Pieniężnej.

"To, co się ostatnio działo ze złotym ma niewiele wspólnego z wysokością stóp procentowych. Spadek kursu złotego był w decydującej mierze efektem ogólnej fali spekulacji na spadek kursów walut krajów wschodzących. Jej ostatnie nasilenie było wynikiem kolejnych informacji o stratach wielkich międzynarodowych banków, co ponownie nasiliło ich ucieczkę w płynność.

Spekulacji sprzyja wchodzenie gospodarki światowej w recesję, ponieważ rodzi to obfitość tzw. złych danych o gospodarce dowolnego kraju" - powiedział Sławiński w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".

"Do jakiego poziomu mogą spaść stopy procentowe w Polsce? Recesja w gospodarce światowej dopiero się zaczyna. Dokąd nie ustabilizują się prognozy, trudno będzie określić, jaki stopień złagodzenia polityki pieniężnej będzie właściwy, by pomóc gospodarce wrócić z czasem na ścieżkę potencjalnego wzrostu" - dodał.

Członek RPP zaznaczył, że spadek kursu łagodził politykę pieniężną. "Przy spadającym kursie istotny jest także problem premii za ryzyko dla inwestorów długoterminowych. RPP brała te czynniki pod uwagę. Dlatego obniżki stóp procentowych były stopniowe" - dodał.

Sławiński oceniając skuteczność ewentualnych interwencji walutowych w Polsce ocenia, że wprawdzie sprzyjałaby im zmniejszona skala obrotów na rynku walutowym, ale jednocześnie zwraca uwagę, że zmiany kursu złotego odzwierciedlają globalne trendy.

"Od upadku Lehman Brothers mamy właściwie nieustannie do czynienia z powracającym zjawiskiem spekulacji na spadek kursów walut krajów wschodzących, którą wywołuje i ułatwia fala odpływającego z nich wciąż kapitału" - powiedział.

"Wziąwszy pod uwagę globalny kontekst spekulacji na spadek kursu złotego, trzeba założyć, że rozsądnym celem ewentualnych interwencji nie powinny być próby stabilizowania kursu złotego na określonym poziomie, lecz zwiększanie ryzyka spekulacji przeciwko naszej walucie" - dodał.

Sławiński poinformował, że RPP rozważa możliwość obniżenia rezerwy obowiązkowej. Zaznaczył jednak, że taka zmiana zwiększyłaby płynność w systemie bankowym, której bankom na razie nie brakuje.

"Ważniejszym problemem banków jest wielkość ich kapitałów. Przypomnijmy, że banki są zobowiązane, by utrzymywać kapitały w odpowiedniej relacji do wielkości ważonych ryzykiem aktywów. Silna dekoniunktura spowodowała, że ryzyko związane z udzielaniem kredytów wzrosło. Nasze banki potrzebowałyby zatem więcej kapitału na pokrycie ryzyka związanego z ewentualnym zwiększeniem akcji kredytowej" - powiedział.

"Banki-matki naszych banków są nadal w niełatwej sytuacji. Prawdopodobnie więc na razie z ich strony trudno byłoby o wsparcie kapitałowe. Pozostaje zwiększenie kapitałów dzięki zatrzymaniu zysków w bankach zamiast wypłacania przez nie dywidend. Wiele banków na świecie właśnie tak uzupełnia od dwóch lat swoje kapitały. ROE naszych banków w 2008 r. było wyjątkowo wysokie.

Wstrzymanie wypłat dywidend byłoby w tej sytuacji istotnym źródłem uzupełnienia ich kapitałów" - dodał.

Powrotowi złotego na ścieżkę aprecjacji może sprzyjać pewna powściągliwość w obniżaniu stopy referencyjnej NBP - uważa Dariusz Filar, członek Rady Polityki Pieniężnej. "Jeśli sprawdzą się prognozy wskazujące na Polskę wraz z Czechami i ze Słowacją jako na wyjątkowe środkowoeuropejskie trio, które utrzyma wzrost PKB i tym będzie się odróżniać od lecących w dół gospodarek całej reszty kontynentu, uczestnicy rynku walutowego będą musieli dostrzec, że nasza waluta jest znacząco niedowartościowana. Podobnie oddziaływać będzie powodzenie w utrzymaniu niskiego deficytu budżetowego i dowiedzenie tym samym, że nie rosną nadmiernie nasze potrzeby pożyczkowe.

Sprzyjać złotemu może także pewna powściągliwość w obniżaniu stopy referencyjnej NBP" - napisał Filar w "Gazecie Wyborczej".

"Globalni gracze walutowi, którzy dzisiaj zachowują się w sposób dosyć stadny i nie różnicują swoich ocen w zbyt wyrafinowany sposób, prędzej czy później odnotują także inne nasze atuty:

umiarkowany deficyt obrotów bieżących (nieco ponad 5 proc. w porównaniu z dwucyfrowymi deficytami od Estonii po Bułgarię), umiarkowane zadłużenie Polaków w walutach obcych (nieco ponad 20 proc. ogółu zaciągniętych kredytów w porównaniu z poziomem ponad 50 proc. w Rumunii i Bułgarii, ponad 60 proc. na Węgrzech i niemal 90 proc. na Łotwie), utrzymującą się zdolność Polski do przyciągania bezpośrednich inwestycji zagranicznych" - dodał.

Będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego, to jest bardzo ważne - powiedział we wtorek wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna."Będziemy dzisiaj rozmawiać na Radzie Ministrów także o tym" - powiedział Schetyna w Radiu ZET.

Na pytanie czy będzie reakcja rządu na osłabienie złotego, wicepremier powiedział: "na pewno tak". "My cały czas reagujemy" - dodał. Pytany czy rozważana jest np. interwencja na rynku, powiedział: "to jest kwestia skali interwencji i naszej skuteczności - czy możemy być skuteczni czy możemy odwrócić trend, który tak naprawdę dotyka wszystkie waluty w tej części Europy i nie wybiera"."Tak, jesteśmy umieszczeni w takim koszyku, w takim najpoważniejszym miejscu, gdzie ryzyko finansowe jest największe" - powiedział Schetyna dodając, że "ta sytuacja oczywiście jest

niebezpieczna".

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Bugaj: Euro po 5 zł? Rynki musiałyby oszaleć

Antykryzysowy PO-PiS jest Polsce potrzebny i mogliby się dogadać w sprawie wejścia Polski do strefy euro - mówił w Kontrwywiadzie profesor Ryszard Bugaj, doradca ekonomiczny prezydenta. Bugaj uważa, że na razie nie nadszedł czas na obronę złotówki i skrytykował rząd za sposób walki z kryzysem: Cięcia budżetowe mogą być nawet przeciwskuteczne - dodał.
onet.pl

Bugaj: Euro po 5 zł? Rynki musiałyby oszaleć

Antykryzysowy PO-PiS jest Polsce potrzebny i mogliby się dogadać w sprawie wejścia Polski do strefy euro - mówił w Kontrwywiadzie profesor Ryszard Bugaj, doradca ekonomiczny prezydenta. Bugaj uważa, że na razie nie nadszedł czas na obronę złotówki i skrytykował rząd za sposób walki z kryzysem: Cięcia budżetowe mogą być nawet przeciwskuteczne - dodał.
onet.pl

Czy Pawlak uratuje firmy zarażone opcjami?

Rząd zmierzy się dziś z większym problemem niż szukanie oszczędności - ustalił "Dziennik". To problem tak zwanych opcji walutowych. Polskie firmy mogą stracić na nich dziesiątki miliardów złotych. Czy Rada Ministrów pozwoli im wycofać się z niekorzystnych umów z bankami? - docieka gazeta.
Opcje walutowe od kilkunastu tygodni spędzają sen z powiek politykom i ekonomistom. Bo ich wpływ na gospodarkę już widać. Już doszło do bankructw firm, które nie były w stanie spłacić zobowiązań powstałych z tytułu opcji, a to może być dopiero zły początek. Bo sama skala zjawiska jest nieznana. Ile polskie firmy mogą utopić w opcjach? Eksperci liczą, że od kilku do kilkudziesięciu miliardów.
"To może być na przykład 40 miliardów złotych, czyli równowartość dwóch deficytów budżetowych" - mówi dr Mariusz Andrzejewski, który badał zjawisko.

Dlatego rząd musi zdecydować, czy pójdzie na wojnę z bankami. Wicepremier Waldemar Pawlak ma przekonywać premiera i ministrów, żeby zgodzili się na projekty, które przygotował. "Nie da się od tej sprawy uciec przez nicnierobienie, tą sprawą rząd, tak czy inaczej, będzie musiał się zająć" - mówi Pawlak.

Więcej w dzisiejszym "Dzienniku"
onet.pl/
(PAP, dd/17.02.2009, godz. 06:13)

Czy Pawlak uratuje firmy zarażone opcjami?

Rząd zmierzy się dziś z większym problemem niż szukanie oszczędności - ustalił "Dziennik". To problem tak zwanych opcji walutowych. Polskie firmy mogą stracić na nich dziesiątki miliardów złotych. Czy Rada Ministrów pozwoli im wycofać się z niekorzystnych umów z bankami? - docieka gazeta.
Opcje walutowe od kilkunastu tygodni spędzają sen z powiek politykom i ekonomistom. Bo ich wpływ na gospodarkę już widać. Już doszło do bankructw firm, które nie były w stanie spłacić zobowiązań powstałych z tytułu opcji, a to może być dopiero zły początek. Bo sama skala zjawiska jest nieznana. Ile polskie firmy mogą utopić w opcjach? Eksperci liczą, że od kilku do kilkudziesięciu miliardów.
"To może być na przykład 40 miliardów złotych, czyli równowartość dwóch deficytów budżetowych" - mówi dr Mariusz Andrzejewski, który badał zjawisko.

Dlatego rząd musi zdecydować, czy pójdzie na wojnę z bankami. Wicepremier Waldemar Pawlak ma przekonywać premiera i ministrów, żeby zgodzili się na projekty, które przygotował. "Nie da się od tej sprawy uciec przez nicnierobienie, tą sprawą rząd, tak czy inaczej, będzie musiał się zająć" - mówi Pawlak.

Więcej w dzisiejszym "Dzienniku"
onet.pl/
(PAP, dd/17.02.2009, godz. 06:13)

Wiadomości walutowe

Schetyna: będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego
Będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego, to jest bardzo ważne - powiedział we wtorek wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna.

"Będziemy dzisiaj rozmawiać na Radzie Ministrów także o tym" - powiedział Schetyna w Radiu ZET.

Na pytanie czy będzie reakcja rządu na osłabienie złotego, wicepremier powiedział: "na pewno tak". "My cały czas reagujemy" - dodał.

Pytany czy rozważana jest np. interwencja na rynku, powiedział: "to jest kwestia skali interwencji i naszej skuteczności - czy możemy być skuteczni czy możemy odwrócić trend, który tak naprawdę dotyka wszystkie waluty w tej części Europy i nie wybiera".

"Tak, jesteśmy umieszczeni w takim koszyku, w takim najpoważniejszym miejscu, gdzie ryzyko finansowe jest największe" - powiedział Schetyna dodając, że "ta sytuacja oczywiście jest niebezpieczna".

W opinii ekspertów, słaby złoty podwyższa koszty obsługi długu zagranicznego oraz może mieć niekorzystny wpływ na inflację.

onet.pl/(PAP, dd/ 17.02.2009, godz. 08:59)

Wiadomości walutowe

Schetyna: będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego
Będziemy robić wszystko, żeby umacniać złotego, to jest bardzo ważne - powiedział we wtorek wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna.

"Będziemy dzisiaj rozmawiać na Radzie Ministrów także o tym" - powiedział Schetyna w Radiu ZET.

Na pytanie czy będzie reakcja rządu na osłabienie złotego, wicepremier powiedział: "na pewno tak". "My cały czas reagujemy" - dodał.

Pytany czy rozważana jest np. interwencja na rynku, powiedział: "to jest kwestia skali interwencji i naszej skuteczności - czy możemy być skuteczni czy możemy odwrócić trend, który tak naprawdę dotyka wszystkie waluty w tej części Europy i nie wybiera".

"Tak, jesteśmy umieszczeni w takim koszyku, w takim najpoważniejszym miejscu, gdzie ryzyko finansowe jest największe" - powiedział Schetyna dodając, że "ta sytuacja oczywiście jest niebezpieczna".

W opinii ekspertów, słaby złoty podwyższa koszty obsługi długu zagranicznego oraz może mieć niekorzystny wpływ na inflację.

onet.pl/(PAP, dd/ 17.02.2009, godz. 08:59)

Leasing tylko dla mocnych firm

Na coraz bardziej popularny wśród przedsiębiorców leasing nieruchomości mogą liczyć tylko duże i mocne finansowo firmy.
Firmy leasingowe przyznają, że rośnie zainteresowanie leasingowaniem nieruchomości. Taką formą finansowania projektów są zainteresowani przedsiębiorcy zarówno ci, którzy dopiero chcieliby wybudować nowe powierzchnie biurowe czy magazynowe, jak i ci, którzy już zainwestowali.

W obecnej sytuacji, kiedy dostęp do kredytu bankowego jest ograniczony, klienci zwracają się do firm leasingowych z zapytaniem o leasing zwrotny - mówi Aneta Kupidura, dyrektor Departamentu Sprzedaży Corporate Leasing w EFL.
Przedsiębiorcy są często zainteresowani refinansowaniem udzielonych kredytów, bo ich raty wzrosły, a leasing umożliwia wliczenie ich w koszty działania firmy.

W podobnym tonie wypowiada się Mariusz Kurzac, prezes ING Lease, największej firmy specjalizującej się w leasingu nieruchomości.
Nie zauważamy nagłego spadku zainteresowania leasingiem nieruchomości. W tym obszarze działają przede wszystkim duże korporacje. Dlatego nie spodziewałbym się znaczących zmian, bo te firmy kontynuują planowane inwestycje - mówi Kurzac.

Duże zainteresowanie nie musi oznaczać, że dojdzie do podpisania większej liczby umów.

Dlaczego niektórzy leasingodawcy mogą mieć problemy z uzyskaniem finansowania swojej działalności? Kto wg ekspertów nadal będzie inwestować w nowe duże i średnie inwestycje? W jaki sposób jest obliczana zdolność do spłaty rat leasingowych? Jakie nieruchomości są najchętniej leasingowane?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 17.02.2009 (33) - str.A9

Leasing tylko dla mocnych firm

Na coraz bardziej popularny wśród przedsiębiorców leasing nieruchomości mogą liczyć tylko duże i mocne finansowo firmy.
Firmy leasingowe przyznają, że rośnie zainteresowanie leasingowaniem nieruchomości. Taką formą finansowania projektów są zainteresowani przedsiębiorcy zarówno ci, którzy dopiero chcieliby wybudować nowe powierzchnie biurowe czy magazynowe, jak i ci, którzy już zainwestowali.

W obecnej sytuacji, kiedy dostęp do kredytu bankowego jest ograniczony, klienci zwracają się do firm leasingowych z zapytaniem o leasing zwrotny - mówi Aneta Kupidura, dyrektor Departamentu Sprzedaży Corporate Leasing w EFL.
Przedsiębiorcy są często zainteresowani refinansowaniem udzielonych kredytów, bo ich raty wzrosły, a leasing umożliwia wliczenie ich w koszty działania firmy.

W podobnym tonie wypowiada się Mariusz Kurzac, prezes ING Lease, największej firmy specjalizującej się w leasingu nieruchomości.
Nie zauważamy nagłego spadku zainteresowania leasingiem nieruchomości. W tym obszarze działają przede wszystkim duże korporacje. Dlatego nie spodziewałbym się znaczących zmian, bo te firmy kontynuują planowane inwestycje - mówi Kurzac.

Duże zainteresowanie nie musi oznaczać, że dojdzie do podpisania większej liczby umów.

Dlaczego niektórzy leasingodawcy mogą mieć problemy z uzyskaniem finansowania swojej działalności? Kto wg ekspertów nadal będzie inwestować w nowe duże i średnie inwestycje? W jaki sposób jest obliczana zdolność do spłaty rat leasingowych? Jakie nieruchomości są najchętniej leasingowane?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 17.02.2009 (33) - str.A9

Banki upomną się o nasze mieszkania

To, co do niedawna było czarnym scenariuszem zza oceanu, zaczyna się również w Polsce. Podczas gdy frank bije kolejny rekord, eksperci prognozują nowe zjawisko na polskim rynku: masowe przejmowanie mieszkań przez banki . Dla zadłużonych oznacza to horror - czytamy w "Dzienniku".
W sytuacji gdy frank zdrożał do ponad 3,20 zł, wielu kredytobiorcom zaczął palić się grunt pod stopami. Latem ubiegłego roku frank był wart 1,98 zł. Łatwo obliczyć, że ktoś, kto kilka miesięcy temu wziął kredyt, ma dziś do spłacenia o ponad 60 procent większe raty. Wielu nie będzie na to stać. I tu - zdaniem ekspertów - zaczyna się powtórka z kryzysu amerykańskiego.

Eksperci oceniają, że już teraz złych, niespłacanych kredytów mieszkaniowych może być blisko 30 tysięcy.

Wielu ekspertów dopatruje się w całej sytuacji winy po stronie banków. To banki dawały kredyty, których rata sięgała nawet 70 procent miesięcznych zarobków kredytobiorcy. Dziś ci ludzie mogą mieć poważne problemy, bo wartość raty z powodu wzrostu kursu franka i zwiększonego oprocentowania potrafiła wzrosnąć nawet do 80-90 procent pensji - mówi analityk Open Finance Mateusz Ostrowski.

Przedstawiciele banków mówią jednak: błąd leży po stronie klientów. Jeżeli ktoś brał kredyt na 110 procent wartości mieszkania rozłożony na 50 lat, a rata pochłaniała ponad połowę jego dochodów, jest sam sobie winien - mówi prof. Jan Winiecki, doradca ekonomiczny Westdeutsche Landesbank Polska SA.

Więcej w "Dzienniku".
wp.pl/
Dziennik 2009-02-17 (08:54)

Banki upomną się o nasze mieszkania

To, co do niedawna było czarnym scenariuszem zza oceanu, zaczyna się również w Polsce. Podczas gdy frank bije kolejny rekord, eksperci prognozują nowe zjawisko na polskim rynku: masowe przejmowanie mieszkań przez banki . Dla zadłużonych oznacza to horror - czytamy w "Dzienniku".
W sytuacji gdy frank zdrożał do ponad 3,20 zł, wielu kredytobiorcom zaczął palić się grunt pod stopami. Latem ubiegłego roku frank był wart 1,98 zł. Łatwo obliczyć, że ktoś, kto kilka miesięcy temu wziął kredyt, ma dziś do spłacenia o ponad 60 procent większe raty. Wielu nie będzie na to stać. I tu - zdaniem ekspertów - zaczyna się powtórka z kryzysu amerykańskiego.

Eksperci oceniają, że już teraz złych, niespłacanych kredytów mieszkaniowych może być blisko 30 tysięcy.

Wielu ekspertów dopatruje się w całej sytuacji winy po stronie banków. To banki dawały kredyty, których rata sięgała nawet 70 procent miesięcznych zarobków kredytobiorcy. Dziś ci ludzie mogą mieć poważne problemy, bo wartość raty z powodu wzrostu kursu franka i zwiększonego oprocentowania potrafiła wzrosnąć nawet do 80-90 procent pensji - mówi analityk Open Finance Mateusz Ostrowski.

Przedstawiciele banków mówią jednak: błąd leży po stronie klientów. Jeżeli ktoś brał kredyt na 110 procent wartości mieszkania rozłożony na 50 lat, a rata pochłaniała ponad połowę jego dochodów, jest sam sobie winien - mówi prof. Jan Winiecki, doradca ekonomiczny Westdeutsche Landesbank Polska SA.

Więcej w "Dzienniku".
wp.pl/
Dziennik 2009-02-17 (08:54)

Sprzedajemy dom, unikamy podatku

Ubiegłoroczne zmiany w podatku dochodowym od osób fizycznych mogą wprowadzać niejasności w zakresie zasad opodatkowania środków pieniężnych, uzyskiwanych ze zbycia nieruchomości oraz praw majątkowych z nieruchomością związanych.

Ustawodawca zadecydował o zniesieniu tzw. ulgi meldunkowej, zastępując ją innym rozwiązaniem. Jednakże warto pamiętać, iż ulga meldunkowa będzie nadal mieć zastosowanie, lecz tylko w sytuacji, gdy nabycie zbywanej nieruchomości lub praw majątkowych z nią związanych miało miejsce w okresie między 1 stycznia 2007 r. a 31 grudnia 2008 r. Istotny jest zatem moment nabycia zbywanej nieruchomości lub prawa majątkowego z nieruchomością związanego - a nie chwila samego zbycia.

Skorzystanie z dobrodziejstw ulgi meldunkowej, polegające na uniknięciu zapłaty 19 proc. podatku od dochodu z odpłatnego zbycia nieruchomości, jest możliwe po spełnieniu pewnych warunków. Po pierwsze zbycie powinno dotyczyć budynku mieszkalnego, jego części lub udziału w takim budynku, lokalu mieszkalnego będącego odrębną nieruchomością lub udziału w takim lokalu, własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego lub udziału w takim prawie, prawa do domu jednorodzinnego w spółdzielni mieszkaniowej lub udziału w takim prawie. Wynika z tego, że omawiana ulga nie obejmuje przychodów uzyskanych ze zbycia nieruchomości gruntowych oraz prawa wieczystego użytkowania gruntów, a także przychodów z tytułu zbycia lokali użytkowych (czyli wykorzystywanych np. do prowadzenia sklepu albo zakładu fryzjerskiego).

Po drugie zbycie musi mieć charakter odpłatny, co oznacza, że następuje ono za zapłatą określonej kwoty (czyli na podstawie umowy sprzedaży) lub za odwrotnym przeniesieniem któregoś ze wspomnianych praw w drodze umowy zamiany. Można tu zastosować także inną umowę, nieprzewidzianą w Kodeksie cywilnym, lecz musi ona przewidywać, iż w zamian za przeniesienie któregoś z powyższych praw, nabywca otrzyma określoną sumę pieniężną lub ekwiwalent w postaci także któregoś ze wspomnianych praw. Bardzo istotnym warunkiem jest również to, że osoba chcąca skorzystać z ulgi meldunkowej musi być zameldowana w lokalu lub budynku - o którym mowa - na pobyt stały, przez okres nie krótszy niż 12 m-cy przed datą zbycia. Warto zwrócić uwagę, iż przepisy nie wymagają, aby podatnik w okresie zameldowania był właścicielem lokalu oraz by okres zameldowania bezpośrednio poprzedzał moment zbycia. Oznacza to, że ważniejsze jest, aby w ogóle być zameldowanym w danym lokalu lub budynku przez wskazany okres, niż to, w jakim okresie taki meldunek miał miejsce.

UWAGA! 14 dni na zeznanie

Poza powyższym ustawodawca nałożył na podatnika pewne obowiązki sprawozdawcze. Podatnik, który pragnie skorzystać z ulgi meldunkowej, ma obowiązek w nieprzekraczalnym terminie 14 dni, licząc od dnia dokonania odpłatnego zbycia nieruchomości lub prawa majątkowego, złożyć w urzędzie skarbowym, właściwym dla swojego miejsca zamieszkania, oświadczenie o spełnianiu warunków do skorzystania ze zwolnienia. Brak złożenia takiego oświadczenia uniemożliwia skorzystanie z ulgi meldunkowej. Jest to najważniejszy warunek, który podatnik musi spełnić, gdyż wskazany termin 14 dni nie podlega przywróceniu.

Pieniądze na cele mieszkaniowe

Warto dodać, że obowiązująca od stycznia bieżącego roku znowelizowana ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych, wprowadziła zmiany w zakresie opodatkowania przychodów uzyskiwanych z odpłatnego zbycia nieruchomości. Dotychczasowa ulga, tzw. meldunkowa, została zastąpiona innym rozwiązaniem - ustawodawca zwolnił z opodatkowania dochody uzyskane z odpłatnego zbycia nieruchomości i praw majątkowych związanych z nieruchomością, jeśli począwszy od dnia odpłatnego zbycia, nie później jednak niż w okresie 2 lat od końca roku podatkowego, w którym nastąpiło odpłatne zbycie, przychód z tego zbycia zostanie przeznaczony na określone ustawą własne cele mieszkaniowe.

Innymi słowy, aby móc skorzystać ze zwolnienia z opodatkowania środków pieniężnych, uzyskanych ze zbycia po 1 stycznia 2009 r. naszej nieruchomości lub praw majątkowych z nią związanych, należy w okresie najpóźniej 2 lat od końca roku, w którym nastąpiło jej nabycie, przeznaczyć uzyskane w ten sposób środki na wskazane w ustawie własne cele mieszkaniowe. Dla opodatkowania przychodów z tego tytułu nie będzie miał zatem już znaczenia fakt zameldowania w mieszkaniu lub domu, które zmierzamy zbyć. Jest to istotne z tego względu, że kwestia meldunku niejednokrotnie budziła w przeszłości wątpliwości interpretacyjne, związane z momentem rozpoczęcia zamieszkiwania w danym lokalu bądź domu. Podkreślić raz jeszcze należy, że kwestia ulgi meldunkowej będzie mieć znaczenie przede wszystkim dla przychodów uzyskiwanych przy zbyciu nieruchomości nabytej - w okresie między 1 stycznia 2007 r. a 31 grudnia 2008 r.

Ulga pobudzi rynek nieruchomości

Z drugiej strony wprowadzone przez ustawodawcę rozwiązanie, w pewnych warunkach, może okazać się mniej korzystne dla podatnika zbywającego nieruchomości lub prawo majątkowe, niż rozwiązanie w postaci ulgi meldunkowej. Oto bowiem podatnik zbywający nieruchomość bądź prawo majątkowe, uzyskane w ten sposób środki musi przeznaczyć koniecznie na cele związane z zaspokojeniem własnych potrzeb mieszkaniowych. Natomiast w przypadku ulgi meldunkowej uzyskane w powyższy sposób środki, mogą zostać przeznaczone na inne cele, np. na inwestycję w papiery wartościowe bądź rozpoczęcie prowadzenia własnej działalności gospodarczej. Sądzić zatem należy, iż nowa ulga może mieć pozytywny wpływ na rozwój rynku nieruchomości i budownictwa w Polsce.

Krystian Jarmuszkiewicz - ekspert ECDDP

Sprzedajemy dom, unikamy podatku

Ubiegłoroczne zmiany w podatku dochodowym od osób fizycznych mogą wprowadzać niejasności w zakresie zasad opodatkowania środków pieniężnych, uzyskiwanych ze zbycia nieruchomości oraz praw majątkowych z nieruchomością związanych.

Ustawodawca zadecydował o zniesieniu tzw. ulgi meldunkowej, zastępując ją innym rozwiązaniem. Jednakże warto pamiętać, iż ulga meldunkowa będzie nadal mieć zastosowanie, lecz tylko w sytuacji, gdy nabycie zbywanej nieruchomości lub praw majątkowych z nią związanych miało miejsce w okresie między 1 stycznia 2007 r. a 31 grudnia 2008 r. Istotny jest zatem moment nabycia zbywanej nieruchomości lub prawa majątkowego z nieruchomością związanego - a nie chwila samego zbycia.

Skorzystanie z dobrodziejstw ulgi meldunkowej, polegające na uniknięciu zapłaty 19 proc. podatku od dochodu z odpłatnego zbycia nieruchomości, jest możliwe po spełnieniu pewnych warunków. Po pierwsze zbycie powinno dotyczyć budynku mieszkalnego, jego części lub udziału w takim budynku, lokalu mieszkalnego będącego odrębną nieruchomością lub udziału w takim lokalu, własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego lub udziału w takim prawie, prawa do domu jednorodzinnego w spółdzielni mieszkaniowej lub udziału w takim prawie. Wynika z tego, że omawiana ulga nie obejmuje przychodów uzyskanych ze zbycia nieruchomości gruntowych oraz prawa wieczystego użytkowania gruntów, a także przychodów z tytułu zbycia lokali użytkowych (czyli wykorzystywanych np. do prowadzenia sklepu albo zakładu fryzjerskiego).

Po drugie zbycie musi mieć charakter odpłatny, co oznacza, że następuje ono za zapłatą określonej kwoty (czyli na podstawie umowy sprzedaży) lub za odwrotnym przeniesieniem któregoś ze wspomnianych praw w drodze umowy zamiany. Można tu zastosować także inną umowę, nieprzewidzianą w Kodeksie cywilnym, lecz musi ona przewidywać, iż w zamian za przeniesienie któregoś z powyższych praw, nabywca otrzyma określoną sumę pieniężną lub ekwiwalent w postaci także któregoś ze wspomnianych praw. Bardzo istotnym warunkiem jest również to, że osoba chcąca skorzystać z ulgi meldunkowej musi być zameldowana w lokalu lub budynku - o którym mowa - na pobyt stały, przez okres nie krótszy niż 12 m-cy przed datą zbycia. Warto zwrócić uwagę, iż przepisy nie wymagają, aby podatnik w okresie zameldowania był właścicielem lokalu oraz by okres zameldowania bezpośrednio poprzedzał moment zbycia. Oznacza to, że ważniejsze jest, aby w ogóle być zameldowanym w danym lokalu lub budynku przez wskazany okres, niż to, w jakim okresie taki meldunek miał miejsce.

UWAGA! 14 dni na zeznanie

Poza powyższym ustawodawca nałożył na podatnika pewne obowiązki sprawozdawcze. Podatnik, który pragnie skorzystać z ulgi meldunkowej, ma obowiązek w nieprzekraczalnym terminie 14 dni, licząc od dnia dokonania odpłatnego zbycia nieruchomości lub prawa majątkowego, złożyć w urzędzie skarbowym, właściwym dla swojego miejsca zamieszkania, oświadczenie o spełnianiu warunków do skorzystania ze zwolnienia. Brak złożenia takiego oświadczenia uniemożliwia skorzystanie z ulgi meldunkowej. Jest to najważniejszy warunek, który podatnik musi spełnić, gdyż wskazany termin 14 dni nie podlega przywróceniu.

Pieniądze na cele mieszkaniowe

Warto dodać, że obowiązująca od stycznia bieżącego roku znowelizowana ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych, wprowadziła zmiany w zakresie opodatkowania przychodów uzyskiwanych z odpłatnego zbycia nieruchomości. Dotychczasowa ulga, tzw. meldunkowa, została zastąpiona innym rozwiązaniem - ustawodawca zwolnił z opodatkowania dochody uzyskane z odpłatnego zbycia nieruchomości i praw majątkowych związanych z nieruchomością, jeśli począwszy od dnia odpłatnego zbycia, nie później jednak niż w okresie 2 lat od końca roku podatkowego, w którym nastąpiło odpłatne zbycie, przychód z tego zbycia zostanie przeznaczony na określone ustawą własne cele mieszkaniowe.

Innymi słowy, aby móc skorzystać ze zwolnienia z opodatkowania środków pieniężnych, uzyskanych ze zbycia po 1 stycznia 2009 r. naszej nieruchomości lub praw majątkowych z nią związanych, należy w okresie najpóźniej 2 lat od końca roku, w którym nastąpiło jej nabycie, przeznaczyć uzyskane w ten sposób środki na wskazane w ustawie własne cele mieszkaniowe. Dla opodatkowania przychodów z tego tytułu nie będzie miał zatem już znaczenia fakt zameldowania w mieszkaniu lub domu, które zmierzamy zbyć. Jest to istotne z tego względu, że kwestia meldunku niejednokrotnie budziła w przeszłości wątpliwości interpretacyjne, związane z momentem rozpoczęcia zamieszkiwania w danym lokalu bądź domu. Podkreślić raz jeszcze należy, że kwestia ulgi meldunkowej będzie mieć znaczenie przede wszystkim dla przychodów uzyskiwanych przy zbyciu nieruchomości nabytej - w okresie między 1 stycznia 2007 r. a 31 grudnia 2008 r.

Ulga pobudzi rynek nieruchomości

Z drugiej strony wprowadzone przez ustawodawcę rozwiązanie, w pewnych warunkach, może okazać się mniej korzystne dla podatnika zbywającego nieruchomości lub prawo majątkowe, niż rozwiązanie w postaci ulgi meldunkowej. Oto bowiem podatnik zbywający nieruchomość bądź prawo majątkowe, uzyskane w ten sposób środki musi przeznaczyć koniecznie na cele związane z zaspokojeniem własnych potrzeb mieszkaniowych. Natomiast w przypadku ulgi meldunkowej uzyskane w powyższy sposób środki, mogą zostać przeznaczone na inne cele, np. na inwestycję w papiery wartościowe bądź rozpoczęcie prowadzenia własnej działalności gospodarczej. Sądzić zatem należy, iż nowa ulga może mieć pozytywny wpływ na rozwój rynku nieruchomości i budownictwa w Polsce.

Krystian Jarmuszkiewicz - ekspert ECDDP

Prawie 250 ha nieużytków do zagospodarowania w Gdańsku

Zagospodarowanie prawie 250 ha nieużytków na terenie Gdańska jest celem Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego (GARG). W poniedziałek GARG rozpoczęła formalnie działalność.

Pełniący obowiązki prezesa agencji Alan Aleksandrowicz powiedział w poniedziałek PAP, że "do największych projektów agencji należy utworzenie Pomorskiego Centrum Logistycznego i Parku Przemysłowo- Technologicznego Maszynowa".

Pomorskie Centrum Logistyczne ma powstać na terenie o powierzchni prawie 190 ha w pobliżu Portu Północnego. Centrum ma dysponować halami o powierzchni kilkuset tysięcy metrów kw. oraz wolnym obszarem celnym. Według Aleksandrowicza, w centrum będą zlokalizowane firmy logistyczne i związane z przemysłem morskim.

Park Przemysłowo-Technologiczny Maszynowa ma być utworzony w pobliżu lotniska im. Lecha Wałęsy w Gdańsku-Rębiechowie na terenie o powierzchni prawie 60 ha. Aleksandrowicz uważa, że w parku będą funkcjonować firmy produkcyjne i wysokich technologii.

Pełniący obowiązki prezesa GARG ocenia, że jeszcze w tym roku agencji uda się rozpisać przetargi na dzierżawę terenu i pozyskać inwestorów. - Pierwsze prace powinny się rozpocząć w przyszłym roku - dodał.

Podkreślił, że są firmy zainteresowane zagospodarowaniem tych terenów. - Rynek nieruchomości przemysłowych jest mniej narażony na kryzys i wielu inwestorów ciągle szuka takich działek - dodał.

Władze Gdańska mają nadzieję, że dzięki działalności GARG w ciągu 10 lat w mieście powstanie około tysiąca nowych miejsc pracy.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Prawie 250 ha nieużytków do zagospodarowania w Gdańsku

Zagospodarowanie prawie 250 ha nieużytków na terenie Gdańska jest celem Gdańskiej Agencji Rozwoju Gospodarczego (GARG). W poniedziałek GARG rozpoczęła formalnie działalność.

Pełniący obowiązki prezesa agencji Alan Aleksandrowicz powiedział w poniedziałek PAP, że "do największych projektów agencji należy utworzenie Pomorskiego Centrum Logistycznego i Parku Przemysłowo- Technologicznego Maszynowa".

Pomorskie Centrum Logistyczne ma powstać na terenie o powierzchni prawie 190 ha w pobliżu Portu Północnego. Centrum ma dysponować halami o powierzchni kilkuset tysięcy metrów kw. oraz wolnym obszarem celnym. Według Aleksandrowicza, w centrum będą zlokalizowane firmy logistyczne i związane z przemysłem morskim.

Park Przemysłowo-Technologiczny Maszynowa ma być utworzony w pobliżu lotniska im. Lecha Wałęsy w Gdańsku-Rębiechowie na terenie o powierzchni prawie 60 ha. Aleksandrowicz uważa, że w parku będą funkcjonować firmy produkcyjne i wysokich technologii.

Pełniący obowiązki prezesa GARG ocenia, że jeszcze w tym roku agencji uda się rozpisać przetargi na dzierżawę terenu i pozyskać inwestorów. - Pierwsze prace powinny się rozpocząć w przyszłym roku - dodał.

Podkreślił, że są firmy zainteresowane zagospodarowaniem tych terenów. - Rynek nieruchomości przemysłowych jest mniej narażony na kryzys i wielu inwestorów ciągle szuka takich działek - dodał.

Władze Gdańska mają nadzieję, że dzięki działalności GARG w ciągu 10 lat w mieście powstanie około tysiąca nowych miejsc pracy.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Taniej o 20 procent!

Jeżeli chcesz właśnie teraz rozpocząć budowę domu, czy zmodernizować swoją starą chałupę - mamy dobrą wiadomość. Gwałtownie tanieją materiały budowlane! Najbardziej cegły, pustaki i styropian. Kupując je teraz, sporo zaoszczędzisz - ich cena spadła nawet o 20 procent. Dlaczego?

Bo kryzys sprawił, że nie ma na nie chętnych. Najbardziej potaniały materiały, które są potrzebne przy rozpoczynaniu jakiejkolwiek budowy. Cegły, pustaki, wełna mineralna i styropian są tańsze o 20 - 30 proc. niż w roku ubiegłym. Sytuacja zmienia się z miesiąca na miesiąc. Z analiz grupy Polskie Składy Budowlane (PSB) wynika, że w grudniu 2008 r. cegła kosztowała nawet 15 proc. więcej niż w styczniu tego roku, izolacje termiczne w ciągu miesiąca poszły w dół o 3,4 proc., zaś chemia budowlana o dwa procent.

W jednej z największych w Małopolsce hurtowni budowlanych Heban na materiały potrzebne do rozpoczęcia budowy naprawdę jest mało chętnych. Natomiast nadal ludzie chcą kupować to, co potrzebne do wykończenia - farby, kleje, stolarkę, parapety. - Wszystko potaniało, jedne materiały mniej, inne więcej, ale średnio można przyjąć, że o około 10 - 20 procent - przyznaje pracownik Centrum Budowlanego Attic w Krakowie. Tam również ubyło klientów. - Sporo osób przychodzi po to, żeby wycenić dom czy blok, jednak nic nie kupuje - kontynuuje pracownik Attica.

W hurtowniach dawno nie było takich obniżek. Powód? Ludzie i firmy przestali kupować materiały, więc trzeba było spuścić z cen. Eksperci szacują, że ich sprzedaż w tym roku może spaść nawet o 20 procent. - Popyt na cegły, czy pustaki w styczniu tego roku był o dziesięć procent mniejszy niż w grudniu 2008 roku - podaje Marzena Mysior-Syczuk z Grupy PSB. Ocenia, że tak znaczący spadek jest spowodowany przede wszystkim gwałtownie malejącą od połowy ubiegłego roku liczbą rozpoczynanych inwestycji oraz ogólną sytuacją gospodarczą w Polsce. - Mamy kryzys, banki nie udzielają kredytów hipotecznych, inwestorzy nie rozpoczynają budów, zatem nie kupują materiałów - tłumaczy Mysior-Syczuk. Hurtownicy w Małopolsce to potwierdzają. - Mamy o połowę mniej klientów niż dotychczas - przyznaje Ewa Kwiecień z Hurtowni Materiałów Budowlanych Tes w Wieliczce.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

źródło informacji: INTERIA.PL/Gazeta Krakowska

Taniej o 20 procent!

Jeżeli chcesz właśnie teraz rozpocząć budowę domu, czy zmodernizować swoją starą chałupę - mamy dobrą wiadomość. Gwałtownie tanieją materiały budowlane! Najbardziej cegły, pustaki i styropian. Kupując je teraz, sporo zaoszczędzisz - ich cena spadła nawet o 20 procent. Dlaczego?

Bo kryzys sprawił, że nie ma na nie chętnych. Najbardziej potaniały materiały, które są potrzebne przy rozpoczynaniu jakiejkolwiek budowy. Cegły, pustaki, wełna mineralna i styropian są tańsze o 20 - 30 proc. niż w roku ubiegłym. Sytuacja zmienia się z miesiąca na miesiąc. Z analiz grupy Polskie Składy Budowlane (PSB) wynika, że w grudniu 2008 r. cegła kosztowała nawet 15 proc. więcej niż w styczniu tego roku, izolacje termiczne w ciągu miesiąca poszły w dół o 3,4 proc., zaś chemia budowlana o dwa procent.

W jednej z największych w Małopolsce hurtowni budowlanych Heban na materiały potrzebne do rozpoczęcia budowy naprawdę jest mało chętnych. Natomiast nadal ludzie chcą kupować to, co potrzebne do wykończenia - farby, kleje, stolarkę, parapety. - Wszystko potaniało, jedne materiały mniej, inne więcej, ale średnio można przyjąć, że o około 10 - 20 procent - przyznaje pracownik Centrum Budowlanego Attic w Krakowie. Tam również ubyło klientów. - Sporo osób przychodzi po to, żeby wycenić dom czy blok, jednak nic nie kupuje - kontynuuje pracownik Attica.

W hurtowniach dawno nie było takich obniżek. Powód? Ludzie i firmy przestali kupować materiały, więc trzeba było spuścić z cen. Eksperci szacują, że ich sprzedaż w tym roku może spaść nawet o 20 procent. - Popyt na cegły, czy pustaki w styczniu tego roku był o dziesięć procent mniejszy niż w grudniu 2008 roku - podaje Marzena Mysior-Syczuk z Grupy PSB. Ocenia, że tak znaczący spadek jest spowodowany przede wszystkim gwałtownie malejącą od połowy ubiegłego roku liczbą rozpoczynanych inwestycji oraz ogólną sytuacją gospodarczą w Polsce. - Mamy kryzys, banki nie udzielają kredytów hipotecznych, inwestorzy nie rozpoczynają budów, zatem nie kupują materiałów - tłumaczy Mysior-Syczuk. Hurtownicy w Małopolsce to potwierdzają. - Mamy o połowę mniej klientów niż dotychczas - przyznaje Ewa Kwiecień z Hurtowni Materiałów Budowlanych Tes w Wieliczce.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

źródło informacji: INTERIA.PL/Gazeta Krakowska

Pogarszająca się sytuacja finansowa Rosji, Ukrainy i niektórych nowych krajów członkowskich UE z Europy Środkowej i Wschodniej może się stać "zapalnikiem" nowego kryzysu finansowego w Europie Zachodniej - pisze w najnowszym numerze tygodnik "Sunday Telegraph".

Publicysta tej gazety Ambrose Evans-Pritchard zwraca uwagę, że banki zachodnie naraziły się na wysokie ryzyko kredytowe wobec państw postkomunistycznych Europy i byłego ZSRR, największe w przypadku banków austriackich, które pożyczyły tym krajom 230 mld euro, co odpowiada 70 proc. austriackiego PKB.

W ocenie głównego ekonomisty Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) Erika Berglofa kraje postkomunistyczne, w których ten bank jest zaangażowany, będą potrzebowały z zewnątrz 400 mld euro na nowe pożyczki i wsparcie systemu kredytowego.

Berglof ocenia, że nieściągalne długi w regionie działania banku mogą sięgnąć 10-20 proc.

Niemal wszystkie długi państw postkomunistycznych zostały zaciągnięte w bankach Europy Zachodniej, zwłaszcza austriackich, szwedzkich, greckich, włoskich i belgijskich. W ogólnym portfelu różnych pożyczek dla wschodzących rynków postkomunistycznych, ocenianym na 4,9 bln USD udział banków zachodnioeuropejskich wynosi 74 proc.

MFW zaangażował się w pomoc dla Ukrainy, Węgier, Łotwy, Białorusi, Islandii i Pakistanu i planuje pomoc finansową dla Turcji, ale jego rezerwy, wynoszące 200 mld USD, mogą nie wystarczyć. Tymczasem w sytuacji kryzysu na globalnym rynku kredytowym rynki wschodzące napotykają duże trudności w gromadzeniu kapitału, lub uzyskują go na gorszych warunkach.

Ukraiński PKB może się skurczyć w tym roku nawet o 12 proc. w reakcji na załamanie światowych cen stali.

Zobowiązania dłużne Rosji oceniane są na 500 mld USD. Kraj ten wydał 36 proc. rezerw na wsparcie rubla, a budżet został opracowany przy założeniu, że średnioroczna cena ropy wyniesie 95 USD za baryłkę. Obecnie wynosi ok. 35 USD.

Gospodarka Łotwy uważana jest za znajdującą się w stanie śmierci klinicznej; PKB tego kraju zmniejszył się w IV kwartale ubiegłego roku o 10,5 proc. w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku.

60 proc. długu hipotecznego w Polsce denominowane jest we frankach szwajcarskich, a kurs tej waluty znacznie się umocnił wobec złotego.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Pogarszająca się sytuacja finansowa Rosji, Ukrainy i niektórych nowych krajów członkowskich UE z Europy Środkowej i Wschodniej może się stać "zapalnikiem" nowego kryzysu finansowego w Europie Zachodniej - pisze w najnowszym numerze tygodnik "Sunday Telegraph".

Publicysta tej gazety Ambrose Evans-Pritchard zwraca uwagę, że banki zachodnie naraziły się na wysokie ryzyko kredytowe wobec państw postkomunistycznych Europy i byłego ZSRR, największe w przypadku banków austriackich, które pożyczyły tym krajom 230 mld euro, co odpowiada 70 proc. austriackiego PKB.

W ocenie głównego ekonomisty Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) Erika Berglofa kraje postkomunistyczne, w których ten bank jest zaangażowany, będą potrzebowały z zewnątrz 400 mld euro na nowe pożyczki i wsparcie systemu kredytowego.

Berglof ocenia, że nieściągalne długi w regionie działania banku mogą sięgnąć 10-20 proc.

Niemal wszystkie długi państw postkomunistycznych zostały zaciągnięte w bankach Europy Zachodniej, zwłaszcza austriackich, szwedzkich, greckich, włoskich i belgijskich. W ogólnym portfelu różnych pożyczek dla wschodzących rynków postkomunistycznych, ocenianym na 4,9 bln USD udział banków zachodnioeuropejskich wynosi 74 proc.

MFW zaangażował się w pomoc dla Ukrainy, Węgier, Łotwy, Białorusi, Islandii i Pakistanu i planuje pomoc finansową dla Turcji, ale jego rezerwy, wynoszące 200 mld USD, mogą nie wystarczyć. Tymczasem w sytuacji kryzysu na globalnym rynku kredytowym rynki wschodzące napotykają duże trudności w gromadzeniu kapitału, lub uzyskują go na gorszych warunkach.

Ukraiński PKB może się skurczyć w tym roku nawet o 12 proc. w reakcji na załamanie światowych cen stali.

Zobowiązania dłużne Rosji oceniane są na 500 mld USD. Kraj ten wydał 36 proc. rezerw na wsparcie rubla, a budżet został opracowany przy założeniu, że średnioroczna cena ropy wyniesie 95 USD za baryłkę. Obecnie wynosi ok. 35 USD.

Gospodarka Łotwy uważana jest za znajdującą się w stanie śmierci klinicznej; PKB tego kraju zmniejszył się w IV kwartale ubiegłego roku o 10,5 proc. w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku.

60 proc. długu hipotecznego w Polsce denominowane jest we frankach szwajcarskich, a kurs tej waluty znacznie się umocnił wobec złotego.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Będzie łatwiej zbudować dom

Sejm uchwalił nowelizacją ustawy - Prawo budowlane. Dla inwestorów i osób planujących budowę domu to dobra wiadomość, bowiem nowelizacja w istotny sposób upraszcza procedury rozpoczynania i kończenia inwestycji budowlanej.
Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Procedura uproszczona będzie obejmowała te wszystkie budynki, których funkcjonowanie nie oddziałuje na środowisko i obszar Natura 2000. W praktyce według uproszczonej procedury będzie więc można budować większość obiektów - czyli np. domy jednorodzinne, garaże, budynki gospodarcze, a nawet bloki mieszkalne.

Uproszczony tryb rozpoczynania inwestycji budowlanej nie będzie wymagał od inwestora konieczności ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczająca będzie bowiem rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty.

Po dokonaniu zgłoszenia przez inwestora starosta będzie miał jedynie 30 dni na sprawdzenie prawidłowości i kompletności zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie te wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy.
W zgłoszeniu inwestor powinien określić usytuowanie oraz rodzaj obiektu budowlanego, a także podać planowany termin rozpoczęcia inwestycji. Do wniosku o zarejestrowanie inwestycji budowlanej powinny być dołączone trzy egzemplarze projektu budowlanego wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami oraz dokumentami potwierdzającymi, że projektant i osoba sprawdzająca posiadają odpowiednie uprawnienia. Pod rygorem odpowiedzialności karnej niezbędne będzie też dołączenie zgody urbanistycznej i oświadczenia o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane.

Jakie są wyjątki od zasady - czyli jakie obiekty nadal wymagają pozwoleń? Czy w przypadku konieczności budowy obiektu na podstawie pozwolenia na budowę inwestor będzie też musiał ustanowić inspektora nadzoru inwestorskiego? Jakie inwestycje nie wymagają rejestracji u starosty? Jakie uproszczenia będą obowiązywały na etapie przystępowania do użytkowania wybudowanych już obiektów?

Arkadiusz Jaraszek
Więcej: Gazeta Prawna 16.02.2009 (32) - str.2-3

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl

Będzie łatwiej zbudować dom

Sejm uchwalił nowelizacją ustawy - Prawo budowlane. Dla inwestorów i osób planujących budowę domu to dobra wiadomość, bowiem nowelizacja w istotny sposób upraszcza procedury rozpoczynania i kończenia inwestycji budowlanej.
Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Procedura uproszczona będzie obejmowała te wszystkie budynki, których funkcjonowanie nie oddziałuje na środowisko i obszar Natura 2000. W praktyce według uproszczonej procedury będzie więc można budować większość obiektów - czyli np. domy jednorodzinne, garaże, budynki gospodarcze, a nawet bloki mieszkalne.

Uproszczony tryb rozpoczynania inwestycji budowlanej nie będzie wymagał od inwestora konieczności ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczająca będzie bowiem rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty.

Po dokonaniu zgłoszenia przez inwestora starosta będzie miał jedynie 30 dni na sprawdzenie prawidłowości i kompletności zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie te wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy.
W zgłoszeniu inwestor powinien określić usytuowanie oraz rodzaj obiektu budowlanego, a także podać planowany termin rozpoczęcia inwestycji. Do wniosku o zarejestrowanie inwestycji budowlanej powinny być dołączone trzy egzemplarze projektu budowlanego wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami oraz dokumentami potwierdzającymi, że projektant i osoba sprawdzająca posiadają odpowiednie uprawnienia. Pod rygorem odpowiedzialności karnej niezbędne będzie też dołączenie zgody urbanistycznej i oświadczenia o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane.

Jakie są wyjątki od zasady - czyli jakie obiekty nadal wymagają pozwoleń? Czy w przypadku konieczności budowy obiektu na podstawie pozwolenia na budowę inwestor będzie też musiał ustanowić inspektora nadzoru inwestorskiego? Jakie inwestycje nie wymagają rejestracji u starosty? Jakie uproszczenia będą obowiązywały na etapie przystępowania do użytkowania wybudowanych już obiektów?

Arkadiusz Jaraszek
Więcej: Gazeta Prawna 16.02.2009 (32) - str.2-3

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl

Czy można obniżyć wysokość podatku od nieruchomości

Czy można obniżyć wysokość podatku od nieruchomości - odpowiada Łukasz Czekański, doradca podatkowy. Czy można obniżyć płacony podatek od nieruchomości z powodu przejściowych trudności finansowych w firmie?
Przepisy ustawy o podatkach i opłatach lokalnych nie przewidują wprost takiej możliwości. Nie ma przepisów, na podstawie których podatnik mógłby wystąpić z wnioskiem do organu podatkowego (prezydenta, burmistrza bądź wójta) o czasowe obniżenie wysokości podatku od nieruchomości z uwagi np. na przejściowe trudności finansowe w jego firmie spowodowane aktualnym kryzysem finansowym. Przepisy tej ustawy są stosunkowo rygorystyczne dla podatników, gdyż zasadniczo muszą oni płacić podatek od nieruchomości będących w ich posiadaniu, nawet niewykorzystywanych (choćby czasowo) do prowadzonej działalności gospodarczej. Ustawa zawiera jednak przepisy, których zastosowanie, w niektórych przypadkach, pozwoli na obniżenie płaconego podatku.

Jakie regulacje pozwalają zatem na zmniejszenie podatku od nieruchomości?
Warto sprawdzić, czy mamy nieruchomości, które nie są i nie mogą być wykorzystywane do prowadzenia działalności gospodarczej ze względów technicznych. W takiej sytuacji nie będziemy zobowiązani do zapłaty podatku od tych nieruchomości według stawek jak za nieruchomości związane z działalnością gospodarczą (przez okres niemożności korzystania z tych nieruchomości ze względów technicznych). Jako przykład można podać budynek, który został już wybudowany, ale nie spełnia wymogów technicznych niezbędnych do rozpoczęcia jego użytkowania.
Przepisy ustawy przewidują również obniżenie podatku, w sytuacji kiedy w trakcie roku zaistniało zdarzenie mające wpływ na wysokość opodatkowania, w szczególności zmiana sposobu wykorzystywania nieruchomości lub jej części. Podatek zostanie obniżony od pierwszego dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym nastąpiło to zdarzenie. Przykładowo, lokal w budynku mieszkalnym, niestanowiący odrębnej nieruchomości, który przez okres od stycznia do czerwca jest wykorzystywany na sklep, a przez kolejne sześć miesięcy nie jest użytkowany. Wtedy za okres od stycznia do czerwca lokal będzie opodatkowany według stawek związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, zaś za okres od lipca do grudnia cały budynek (wraz z lokalem) według niższych stawek, jako lokal mieszkalny. Pamiętajmy o tym, że o takiej zmianie podatnik sam musi poinformować organ podatkowy.
Czy istnieje sposób na zmniejszenie obciążeń podatkowych podatników, którzy dopiero planują rozpocząć budowę budynków lub budowli? Czy podatnicy podatku od nieruchomości mogą ubiegać się o przyznanie ulg w spłacie tego podatku na podstawie przepisów Ordynacji podatkowej? Jakie warunki trzeba spełnić, żeby skorzystać z możliwości odroczenia lub zapłaty podatku na raty?

Rozmawiała Magdalena Majkowska
Więcej: Gazeta Prawna 16.02.2009 (32) - Tygodnik Podatkowy - str.B11

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl

Czy można obniżyć wysokość podatku od nieruchomości

Czy można obniżyć wysokość podatku od nieruchomości - odpowiada Łukasz Czekański, doradca podatkowy. Czy można obniżyć płacony podatek od nieruchomości z powodu przejściowych trudności finansowych w firmie?
Przepisy ustawy o podatkach i opłatach lokalnych nie przewidują wprost takiej możliwości. Nie ma przepisów, na podstawie których podatnik mógłby wystąpić z wnioskiem do organu podatkowego (prezydenta, burmistrza bądź wójta) o czasowe obniżenie wysokości podatku od nieruchomości z uwagi np. na przejściowe trudności finansowe w jego firmie spowodowane aktualnym kryzysem finansowym. Przepisy tej ustawy są stosunkowo rygorystyczne dla podatników, gdyż zasadniczo muszą oni płacić podatek od nieruchomości będących w ich posiadaniu, nawet niewykorzystywanych (choćby czasowo) do prowadzonej działalności gospodarczej. Ustawa zawiera jednak przepisy, których zastosowanie, w niektórych przypadkach, pozwoli na obniżenie płaconego podatku.

Jakie regulacje pozwalają zatem na zmniejszenie podatku od nieruchomości?
Warto sprawdzić, czy mamy nieruchomości, które nie są i nie mogą być wykorzystywane do prowadzenia działalności gospodarczej ze względów technicznych. W takiej sytuacji nie będziemy zobowiązani do zapłaty podatku od tych nieruchomości według stawek jak za nieruchomości związane z działalnością gospodarczą (przez okres niemożności korzystania z tych nieruchomości ze względów technicznych). Jako przykład można podać budynek, który został już wybudowany, ale nie spełnia wymogów technicznych niezbędnych do rozpoczęcia jego użytkowania.
Przepisy ustawy przewidują również obniżenie podatku, w sytuacji kiedy w trakcie roku zaistniało zdarzenie mające wpływ na wysokość opodatkowania, w szczególności zmiana sposobu wykorzystywania nieruchomości lub jej części. Podatek zostanie obniżony od pierwszego dnia miesiąca następującego po miesiącu, w którym nastąpiło to zdarzenie. Przykładowo, lokal w budynku mieszkalnym, niestanowiący odrębnej nieruchomości, który przez okres od stycznia do czerwca jest wykorzystywany na sklep, a przez kolejne sześć miesięcy nie jest użytkowany. Wtedy za okres od stycznia do czerwca lokal będzie opodatkowany według stawek związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej, zaś za okres od lipca do grudnia cały budynek (wraz z lokalem) według niższych stawek, jako lokal mieszkalny. Pamiętajmy o tym, że o takiej zmianie podatnik sam musi poinformować organ podatkowy.
Czy istnieje sposób na zmniejszenie obciążeń podatkowych podatników, którzy dopiero planują rozpocząć budowę budynków lub budowli? Czy podatnicy podatku od nieruchomości mogą ubiegać się o przyznanie ulg w spłacie tego podatku na podstawie przepisów Ordynacji podatkowej? Jakie warunki trzeba spełnić, żeby skorzystać z możliwości odroczenia lub zapłaty podatku na raty?

Rozmawiała Magdalena Majkowska
Więcej: Gazeta Prawna 16.02.2009 (32) - Tygodnik Podatkowy - str.B11

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl
wp.pl

W Warszawie gotowe mieszkania mogą czekać na nabywców nawet pięć lat

Nie rośnie już liczba nowych mieszkań czekających na kupno, ale jeśli utrzyma się obecne tempo sprzedaży, to te lokale na głównym rynku, czyli w stolicy, będą sprzedawane przez pięć lat.
Mimo że sprzedaż nowych mieszkań nadal jest bardzo mała, to przestała rosnąć liczba pustostanów czekających na nabywców. Tylko w Warszawie, w której koncentruje się 40 proc. krajowego rynku mieszkaniowego, takich wolnych lokali jest prawie 16,5 tys.

Tradycyjnie deweloperzy większość swoich inwestycji oddają pod koniec roku i na początku kolejnego - mówi Aleksandra Szarek z Home Broker.

Nie należy się więc teraz spodziewać wysypu nowych mieszkań, zwłaszcza że w II połowie 2008 r. deweloperzy radykalnie ograniczyli inwestycje mieszkaniowe. Nie wszystkie też mieszkania do sprzedaży spełniają oczekiwania potencjalnych nabywców.

Nie ma nowej oferty mieszkaniowej, więc z rynku zaczynają znikać najbardziej atrakcyjne mieszkania - mówi Celina Grabowska, kierownik zespołu analityków z redNet Consulting.
Z drugiej strony liczba transakcji na rynku nieruchomości jest bardzo niska. Początek roku nie przyniósł ożywienia na rynku kredytów hipotecznych, więc trudno się spodziewać większej liczby transakcji.

W IV kwartale 2008 r. w Warszawie nabywców znalazło mniej niż 900 mieszkań, co było wartością najniższą na przestrzeni ostatnich dwóch lat - mówi Celina Grabowska.

Jeśli utrzyma się obecne tempo sprzedaży, to w stolicy deweloperzy przez najbliższe pięć lat będą pozbywać się wybudowanych do tej pory mieszkań. Nadwyżka ma szansę zniknąć - i to w ciągu zaledwie roku - gdyby powróciła sytuacja z 2007 roku, gdy kwartalnie sprzedawano nawet 5 tys. mieszkań.

Na powrót hossy na rynku nieruchomości będziemy jednak długo czekać. Najważniejszym czynnikiem, który hamuje sprzedaż nowych mieszkań, oprócz zapaści na rynku kredytowym, są oczekiwania potencjalnych kupujących, którzy spodziewają się, że mieszkania będą jeszcze tanieć.

Sami deweloperzy nie wykluczają kolejnych obniżek.

Dalszy spadek cen jest możliwy, wiąże się z obniżką kosztów materiałów budowlanych i kosztów robocizny - uważa Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu.

Potencjalni kupujący mają więc do wyboru: czekać na niższe ceny lub kupić dzisiaj mieszkanie, korzystając z bardzo dużego wyboru.

Deweloperzy są w trudnej sytuacji i niektórzy będą decydowali się na wynajem mieszkań, których nie są w stanie sprzedać - uważa Aleksandra Szarek.

Dotyczyć to może jednak tylko tych firm, których kondycja finansowa umożliwia wykończenie mieszkań pod wynajem.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna

W Warszawie gotowe mieszkania mogą czekać na nabywców nawet pięć lat

Nie rośnie już liczba nowych mieszkań czekających na kupno, ale jeśli utrzyma się obecne tempo sprzedaży, to te lokale na głównym rynku, czyli w stolicy, będą sprzedawane przez pięć lat.
Mimo że sprzedaż nowych mieszkań nadal jest bardzo mała, to przestała rosnąć liczba pustostanów czekających na nabywców. Tylko w Warszawie, w której koncentruje się 40 proc. krajowego rynku mieszkaniowego, takich wolnych lokali jest prawie 16,5 tys.

Tradycyjnie deweloperzy większość swoich inwestycji oddają pod koniec roku i na początku kolejnego - mówi Aleksandra Szarek z Home Broker.

Nie należy się więc teraz spodziewać wysypu nowych mieszkań, zwłaszcza że w II połowie 2008 r. deweloperzy radykalnie ograniczyli inwestycje mieszkaniowe. Nie wszystkie też mieszkania do sprzedaży spełniają oczekiwania potencjalnych nabywców.

Nie ma nowej oferty mieszkaniowej, więc z rynku zaczynają znikać najbardziej atrakcyjne mieszkania - mówi Celina Grabowska, kierownik zespołu analityków z redNet Consulting.
Z drugiej strony liczba transakcji na rynku nieruchomości jest bardzo niska. Początek roku nie przyniósł ożywienia na rynku kredytów hipotecznych, więc trudno się spodziewać większej liczby transakcji.

W IV kwartale 2008 r. w Warszawie nabywców znalazło mniej niż 900 mieszkań, co było wartością najniższą na przestrzeni ostatnich dwóch lat - mówi Celina Grabowska.

Jeśli utrzyma się obecne tempo sprzedaży, to w stolicy deweloperzy przez najbliższe pięć lat będą pozbywać się wybudowanych do tej pory mieszkań. Nadwyżka ma szansę zniknąć - i to w ciągu zaledwie roku - gdyby powróciła sytuacja z 2007 roku, gdy kwartalnie sprzedawano nawet 5 tys. mieszkań.

Na powrót hossy na rynku nieruchomości będziemy jednak długo czekać. Najważniejszym czynnikiem, który hamuje sprzedaż nowych mieszkań, oprócz zapaści na rynku kredytowym, są oczekiwania potencjalnych kupujących, którzy spodziewają się, że mieszkania będą jeszcze tanieć.

Sami deweloperzy nie wykluczają kolejnych obniżek.

Dalszy spadek cen jest możliwy, wiąże się z obniżką kosztów materiałów budowlanych i kosztów robocizny - uważa Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu.

Potencjalni kupujący mają więc do wyboru: czekać na niższe ceny lub kupić dzisiaj mieszkanie, korzystając z bardzo dużego wyboru.

Deweloperzy są w trudnej sytuacji i niektórzy będą decydowali się na wynajem mieszkań, których nie są w stanie sprzedać - uważa Aleksandra Szarek.

Dotyczyć to może jednak tylko tych firm, których kondycja finansowa umożliwia wykończenie mieszkań pod wynajem.



Roman Grzyb

Gazeta Prawna

Gospodarka w najgorszym kryzysie od zakończenia wojny

Gospodarka japońska przeżywa "najgorszy kryzys od czasu zakończenia wojny" - oświadczył w poniedziałek minister ds. polityki gospodarczej i fiskalnej Koru Yosano.
Japonia nie będzie stanie przezwyciężyć go sama. Gospodarka nie zna granic. Nasza gospodarka ruszy z miejsca kiedy uczynią to gospodarki innych krajów - powiedział Yosano.

Dodał, że "gospodarka japońska, której wzrost zależy w dużym stopniu od eksportu samochodów, maszyn i elektroniki, została dosłownie spustoszona".
Minister skomentował w ten sposób ostanie dane, z których wynika, że japoński Produkt Krajowy Brutto (PKB) zmniejszył się w IV kwartale ub. r. o 12,7 proc. w przeliczeniu rocznym (a o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim kwartałem). Jest to najgorszy wynik od 35 lat. (PAP)

jm/wp.pl

Gospodarka w najgorszym kryzysie od zakończenia wojny

Gospodarka japońska przeżywa "najgorszy kryzys od czasu zakończenia wojny" - oświadczył w poniedziałek minister ds. polityki gospodarczej i fiskalnej Koru Yosano.
Japonia nie będzie stanie przezwyciężyć go sama. Gospodarka nie zna granic. Nasza gospodarka ruszy z miejsca kiedy uczynią to gospodarki innych krajów - powiedział Yosano.

Dodał, że "gospodarka japońska, której wzrost zależy w dużym stopniu od eksportu samochodów, maszyn i elektroniki, została dosłownie spustoszona".
Minister skomentował w ten sposób ostanie dane, z których wynika, że japoński Produkt Krajowy Brutto (PKB) zmniejszył się w IV kwartale ub. r. o 12,7 proc. w przeliczeniu rocznym (a o 3,3 proc. w porównaniu z poprzednim kwartałem). Jest to najgorszy wynik od 35 lat. (PAP)

jm/wp.pl

Spowolnienie dobiega końca?

Od początku roku główny indeks giełdy w Szanghaju każdy tydzień kończył na plusie, zyskując w efekcie już 27 proc.
Względem listopadowego dołka, odbił się aż o 36 proc., wracając do poziomu z początku września 2008 r. Wolumen obrotu na parkietach w Szanghaju i Shenzhen nie był tak wysoki co najmniej od stycznia 2006 r., gdy agencja Bloomberga zaczęła gromadzić stosowne dane.

Ożywienie na chińskich giełdach wiąże się z ogłoszonym w listopadzie przez rząd w Pekinie planem pobudzenia koniunktury o wartości 585 mld USD. Taka tendencja na giełdzie nie utrzyma się na dłuższą metę, o ile dane z gospodarki nie wykażą, że pakiet stymulacyjny jest skuteczny – ocenił Gabriel Gondard ze spółki Fortune SGAM Fund Management. Jednak pierwsze efekty rządowej interwencji są już widoczne.
Niektóre projekty inwestycyjne, takie jak budowa osiedli mieszkalnych w prowincji Szansi czy trzech nowych linii kolejowych w prowincji Szantung, ruszyły już w grudniu. W przeciwieństwie do obciążonych toksycznymi aktywami zachodnich instytucji finansowych, które mimo starań rządów nie nasilają akcji kredytowej, chińskie banki chętnie uczestniczą w takich inwestycjach, zwielokrotniając tym samym siłę programu stymulacyjnego. W styczniu udzieliły dwukrotnie więcej kredytów niż w tym samym miesiącu 2008 r., który dotąd był pod tym względem rekordowy.

Wzrost wydatków infrastrukturalnych daje się odczuć na rynku surowcowym. Ceny importowanej przez Chiny rudy żelaza od końca października poszły w górę o 28 proc. Stal walcowana na gorąco podrożała od 13 listopada o 41 proc. W ostatnich dniach stycznia w górę ruszył też gwałtownie indeks Baltic Dry, wyrażający ceny frachtu surowców.

Chiny najwyraźniej będą pierwszą gospodarką, której uda się wyjść ze światowego kryzysu– twierdzi Lu Ting, ekonomistka banku Merrill Lynch w Hongkongu. Według ankietowanych przez agencję Bloomberg ekonomistów, w I kwartale 2009 r. stopa wzrostu chińskiej gospodarki zmniejszy się w porównaniu z IV kwartałem 2008 r., lecz począwszy od II kwartału zacznie się zwiększać. W skali całego roku stopa wzrostu sięgnie 7,2 proc., przy czym aż 3 pkt proc. zapewni pakiet stymulacyjny – szacuje Wang Qian z JP Morgan Chase.

Stabilizacja chińskiej gospodarki nie oznacza jednak, że wkrótce znów nadejdzie boom. Mniej złych wiadomości to jeszcze nie jest dobra wiadomość – ocenia ekonomista banku Standard Chartered Stephen Green, przypominając o styczniowym załamaniu chińskiego eksportu o 17,5 proc. Według niego, nawet jeśli rządowy program stymulacyjny zapewni 8 proc. stopę wzrostu PKB, nie będzie to zrównoważony rozwój, mogący stworzyć nowe miejsca pracy.

Grzegorz Siemionczyk
PARKIET
wp.pl

Spowolnienie dobiega końca?

Od początku roku główny indeks giełdy w Szanghaju każdy tydzień kończył na plusie, zyskując w efekcie już 27 proc.
Względem listopadowego dołka, odbił się aż o 36 proc., wracając do poziomu z początku września 2008 r. Wolumen obrotu na parkietach w Szanghaju i Shenzhen nie był tak wysoki co najmniej od stycznia 2006 r., gdy agencja Bloomberga zaczęła gromadzić stosowne dane.

Ożywienie na chińskich giełdach wiąże się z ogłoszonym w listopadzie przez rząd w Pekinie planem pobudzenia koniunktury o wartości 585 mld USD. Taka tendencja na giełdzie nie utrzyma się na dłuższą metę, o ile dane z gospodarki nie wykażą, że pakiet stymulacyjny jest skuteczny – ocenił Gabriel Gondard ze spółki Fortune SGAM Fund Management. Jednak pierwsze efekty rządowej interwencji są już widoczne.
Niektóre projekty inwestycyjne, takie jak budowa osiedli mieszkalnych w prowincji Szansi czy trzech nowych linii kolejowych w prowincji Szantung, ruszyły już w grudniu. W przeciwieństwie do obciążonych toksycznymi aktywami zachodnich instytucji finansowych, które mimo starań rządów nie nasilają akcji kredytowej, chińskie banki chętnie uczestniczą w takich inwestycjach, zwielokrotniając tym samym siłę programu stymulacyjnego. W styczniu udzieliły dwukrotnie więcej kredytów niż w tym samym miesiącu 2008 r., który dotąd był pod tym względem rekordowy.

Wzrost wydatków infrastrukturalnych daje się odczuć na rynku surowcowym. Ceny importowanej przez Chiny rudy żelaza od końca października poszły w górę o 28 proc. Stal walcowana na gorąco podrożała od 13 listopada o 41 proc. W ostatnich dniach stycznia w górę ruszył też gwałtownie indeks Baltic Dry, wyrażający ceny frachtu surowców.

Chiny najwyraźniej będą pierwszą gospodarką, której uda się wyjść ze światowego kryzysu– twierdzi Lu Ting, ekonomistka banku Merrill Lynch w Hongkongu. Według ankietowanych przez agencję Bloomberg ekonomistów, w I kwartale 2009 r. stopa wzrostu chińskiej gospodarki zmniejszy się w porównaniu z IV kwartałem 2008 r., lecz począwszy od II kwartału zacznie się zwiększać. W skali całego roku stopa wzrostu sięgnie 7,2 proc., przy czym aż 3 pkt proc. zapewni pakiet stymulacyjny – szacuje Wang Qian z JP Morgan Chase.

Stabilizacja chińskiej gospodarki nie oznacza jednak, że wkrótce znów nadejdzie boom. Mniej złych wiadomości to jeszcze nie jest dobra wiadomość – ocenia ekonomista banku Standard Chartered Stephen Green, przypominając o styczniowym załamaniu chińskiego eksportu o 17,5 proc. Według niego, nawet jeśli rządowy program stymulacyjny zapewni 8 proc. stopę wzrostu PKB, nie będzie to zrównoważony rozwój, mogący stworzyć nowe miejsca pracy.

Grzegorz Siemionczyk
PARKIET
wp.pl

Złoty słabnie w bardzo szybkim tempie

Złoty bardzo mocno traci od rana wraz z walutami rynków wschodzących. Zdaniem analityków, nie jest to uzasadnione fundamentalnie, więc odpowiada za ten ruch fatalne nastawienie do polskiego rynku, co pcha rodzimą walutę w kierunku 5 zł za euro.
Złoty ustabilizował się w piątek wobec euro, mimo raczej niesprzyjającego sentymentu na rynkach i publikacji bardzo słabych danych o dynamice PKB dla strefy euro. Natomiast w poniedziałek od rana nastąpiło gwałtowne osłabienie wszystkich walut rynków wschodzących, ale głównie złotego i węgierskiego forinta - powiedział analityk Banku BGŻ Piotr Popławski.
Ekonomista jest mocno zaskoczony takim rozwojem sytuacji, tym bardziej, że na rynek nie napłynęły żadne ważne informacje, poza spodziewanym dużym spadkiem produkcji przemysłowej na Węgrzech. Trudno to także tłumaczyć bardzo słabymi danymi o PKB Japonii, ponieważ są to wieści z weekendu, a rynek amerykański dziś nie funkcjonuje z powodu Dnia Prezydenta.

Należy to po prostu wyjaśnić fatalnym sentymentem i ogromną awersją do ryzyka. W tej sytuacji polska waluta będzie dziś podążać w kierunku 5 zł za euro, a przebicia tej granicy oczekuję w przyszłym miesiącu - podsumował Popławski.

W poniedziałek ok. godz. 10:10 za jedno euro płacono 4,7267 zł, a za dolara 3,7061 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2756.

W piątek ok. godz. 18. za jedno euro płacono 4,6278 zł, a za dolara 3,5904 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2890.

W piątek, o godz. 09:45 za jedno euro płacono 4,5950 zł, a za dolara 3,5500 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2932.

ISB (11:30)

Złoty słabnie w bardzo szybkim tempie

Złoty bardzo mocno traci od rana wraz z walutami rynków wschodzących. Zdaniem analityków, nie jest to uzasadnione fundamentalnie, więc odpowiada za ten ruch fatalne nastawienie do polskiego rynku, co pcha rodzimą walutę w kierunku 5 zł za euro.
Złoty ustabilizował się w piątek wobec euro, mimo raczej niesprzyjającego sentymentu na rynkach i publikacji bardzo słabych danych o dynamice PKB dla strefy euro. Natomiast w poniedziałek od rana nastąpiło gwałtowne osłabienie wszystkich walut rynków wschodzących, ale głównie złotego i węgierskiego forinta - powiedział analityk Banku BGŻ Piotr Popławski.
Ekonomista jest mocno zaskoczony takim rozwojem sytuacji, tym bardziej, że na rynek nie napłynęły żadne ważne informacje, poza spodziewanym dużym spadkiem produkcji przemysłowej na Węgrzech. Trudno to także tłumaczyć bardzo słabymi danymi o PKB Japonii, ponieważ są to wieści z weekendu, a rynek amerykański dziś nie funkcjonuje z powodu Dnia Prezydenta.

Należy to po prostu wyjaśnić fatalnym sentymentem i ogromną awersją do ryzyka. W tej sytuacji polska waluta będzie dziś podążać w kierunku 5 zł za euro, a przebicia tej granicy oczekuję w przyszłym miesiącu - podsumował Popławski.

W poniedziałek ok. godz. 10:10 za jedno euro płacono 4,7267 zł, a za dolara 3,7061 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2756.

W piątek ok. godz. 18. za jedno euro płacono 4,6278 zł, a za dolara 3,5904 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2890.

W piątek, o godz. 09:45 za jedno euro płacono 4,5950 zł, a za dolara 3,5500 zł. Kurs euro/dolar wynosił 1,2932.

ISB (11:30)

Tańszy prąd, wyższe rachunki!

Polskie grupy energetyczne zamierzają przedstawić wspólną propozycję obniżki cen dla przemysłu. Spadek cen dla firm uzależniają od podwyżek dla odbiorców indywidualnych.
Vattenfall zapowiedział, że od kwietnia obniży o 4,1 proc. ceny energii dla przemysłu. Jak się dowiedziała GP, ten ruch zmobilizował do działania także polskie konkurencyjne firmy energetyczne, które zamierzają wystąpić do Urzędu Regulacji Energetyki z propozycją. Dziś na wspólnej konferencji spotkają się szefowie zarządów wszystkich polskich grup energetycznych, co nie zdarza się często. Eksperci spodziewają się, że szefowie spółek będą przekonywać do podwyżek cen dla gospodarstw domowych.
- Chcemy, żeby prezes URE urealnił ceny energii dla gospodarstw domowych, uwzględnił propozycje taryf socjalnych, a za to gwarantujemy obniżkę cen dla przemysłu o poziom podobny do obniżki cen Vattenfalla - wyjaśnia przedstawiciel jednej z polskich grup energetycznych.
Vattenfall swoje obniżki uzasadnia spadkiem cen energii w hurcie (pisaliśmy o tym wczoraj).



- Cena hurtowa spadła i w efekcie pojawiła się możliwość zakupu na tyle dużych ilości tańszej energii, że możemy wprowadzić obniżkę cen dla przemysłu. Średnio wyniesie ona około 12 zł na 1 MWh energii. Obniżki cen dla gospodarstw domowych nie będzie, bo nie ma z czego obniżać - mówi Grzegorz Lot, dyrektor ds. marketingu i sprzedaży w Vattenfall Sales Poland.

Proszący o zachowanie anonimowości konkurenci Vattenfalla dodają, że po obniżce zejdzie on do poziomu cenowego, jaki już teraz mają niektórzy inni sprzedawcy. Polscy konkurenci twierdzą, że obniżkę cen dla przemysłu umożliwia Vattenfallowi fakt, że stosuje ceny rynkowe - wyższe niż u polskich grup energetycznych - także dla gospodarstw domowych i dlatego nie ponosi na nich strat. Ceny energii dla gospodarstw domowych są w Vattenfall o około 12,5 proc. wyższe niż na przykład w Enion Energia. Vattenfall wprowadził je bez zgody regulatora, a Enion Energia ma ceny zatwierdzone przez regulatora. Polskie firmy stosują się do wytycznych URE, ale podkreślają, że ten poziom jest nieopłacalny.



- Gdybym sprzedawał gospodarstwom prąd po takich cenach jak Vattenfall, to też bym dokonał obniżki dla przemysłu, ale jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. My w rzeczywistości wykreowanej przez URE, a Vattenfall w rynkowej - ocenia Ireneusz Perkowski, prezes zarządu Energia Enion.



Dodaje, że bez podwyżki cen dla gospodarstw obniżka cen dla przemysłu jest niemożliwa.



- Dla oceny atrakcyjności tej oferty istotne jest stwierdzenie, czy ta obniżka w istocie powoduje, że energia będzie tańsza niż u innych sprzedawców. Obniżka cen przez Vattenfalla wcale nie oznacza, że będzie tańszy od innych - uważa Piotr Rudziński, wiceprezes zarządu EnergiPro Gigawat.



Ireneusz Chojnacki

Tańszy prąd, wyższe rachunki!

Polskie grupy energetyczne zamierzają przedstawić wspólną propozycję obniżki cen dla przemysłu. Spadek cen dla firm uzależniają od podwyżek dla odbiorców indywidualnych.
Vattenfall zapowiedział, że od kwietnia obniży o 4,1 proc. ceny energii dla przemysłu. Jak się dowiedziała GP, ten ruch zmobilizował do działania także polskie konkurencyjne firmy energetyczne, które zamierzają wystąpić do Urzędu Regulacji Energetyki z propozycją. Dziś na wspólnej konferencji spotkają się szefowie zarządów wszystkich polskich grup energetycznych, co nie zdarza się często. Eksperci spodziewają się, że szefowie spółek będą przekonywać do podwyżek cen dla gospodarstw domowych.
- Chcemy, żeby prezes URE urealnił ceny energii dla gospodarstw domowych, uwzględnił propozycje taryf socjalnych, a za to gwarantujemy obniżkę cen dla przemysłu o poziom podobny do obniżki cen Vattenfalla - wyjaśnia przedstawiciel jednej z polskich grup energetycznych.
Vattenfall swoje obniżki uzasadnia spadkiem cen energii w hurcie (pisaliśmy o tym wczoraj).



- Cena hurtowa spadła i w efekcie pojawiła się możliwość zakupu na tyle dużych ilości tańszej energii, że możemy wprowadzić obniżkę cen dla przemysłu. Średnio wyniesie ona około 12 zł na 1 MWh energii. Obniżki cen dla gospodarstw domowych nie będzie, bo nie ma z czego obniżać - mówi Grzegorz Lot, dyrektor ds. marketingu i sprzedaży w Vattenfall Sales Poland.

Proszący o zachowanie anonimowości konkurenci Vattenfalla dodają, że po obniżce zejdzie on do poziomu cenowego, jaki już teraz mają niektórzy inni sprzedawcy. Polscy konkurenci twierdzą, że obniżkę cen dla przemysłu umożliwia Vattenfallowi fakt, że stosuje ceny rynkowe - wyższe niż u polskich grup energetycznych - także dla gospodarstw domowych i dlatego nie ponosi na nich strat. Ceny energii dla gospodarstw domowych są w Vattenfall o około 12,5 proc. wyższe niż na przykład w Enion Energia. Vattenfall wprowadził je bez zgody regulatora, a Enion Energia ma ceny zatwierdzone przez regulatora. Polskie firmy stosują się do wytycznych URE, ale podkreślają, że ten poziom jest nieopłacalny.



- Gdybym sprzedawał gospodarstwom prąd po takich cenach jak Vattenfall, to też bym dokonał obniżki dla przemysłu, ale jesteśmy w zupełnie innej sytuacji. My w rzeczywistości wykreowanej przez URE, a Vattenfall w rynkowej - ocenia Ireneusz Perkowski, prezes zarządu Energia Enion.



Dodaje, że bez podwyżki cen dla gospodarstw obniżka cen dla przemysłu jest niemożliwa.



- Dla oceny atrakcyjności tej oferty istotne jest stwierdzenie, czy ta obniżka w istocie powoduje, że energia będzie tańsza niż u innych sprzedawców. Obniżka cen przez Vattenfalla wcale nie oznacza, że będzie tańszy od innych - uważa Piotr Rudziński, wiceprezes zarządu EnergiPro Gigawat.



Ireneusz Chojnacki

Starszym trudniej wziąć kredyt, ale są oferty nawet na 100 lat

Wiek kredytobiorcy ma istotny wpływ na okres kredytowania. W najbardziej restrykcyjnym, aczkolwiek jednocześnie bardzo popularnym wariancie, spłata kredytu powinna nastąpić najpóźniej w momencie, gdy wnioskodawca ukończy 70 lat. Oznacza to, że np. 40-latek może wziąć kredyt maksymalnie na 30 lat. Zdarzają się jednak wyjątki, nawet takie, że kredyt dostanie osoba, której wiek w momencie zakończenia spłaty wyniesie 100 lat! - wynika z raportu Expandera.

70 lat jako maksymalny wiek kredytobiorcy w momencie spłaty kredytu - taką zasadę stosują m.in. Pekao, ING Bank Śląski, Kredyt Bank czy Lukas Bank. W Millennium, BPH, Dominet Banku oraz mBanku czy Multibanku jest to 75 lat. W przypadku, gdy o kredyt wnioskuje więcej niż jedna osoba, górny limit wieku ustalany jest zwykle dla najstarszego wnioskodawcy. Część banków co prawda określa taki limit, jednak godzi się na to, aby kredyt spłacała osoba starsza, niż wynikałoby z limitu, jeżeli spełni dodatkowe warunki, np. wykupi polisę na życie, przedstawi wyższy wkład własny czy też włączy do kredytu dodatkowego wnioskodawcę.

Konieczne ubezpieczenie na zycie

Przykładowo, w BOŚ górna granica wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu to 70 lat, bank dopuszcza jednak podniesienie tego limitu do 75 lat, jeżeli wnioskodawca ubezpieczy się na życie i dokona cesji z polisy na bank. Suma ubezpieczenia powinna odpowiadać początkowej kwocie kredytu.

W BGŻ konieczne jest wykupienie polisy, jeżeli w trakcie spłaty kredytu kredytobiorca przekroczy 66 lat. Jednym z rozwiązań jest wykupienie polisy w momencie zawierania umowy kredytowej na sumę ubezpieczenia, jaką jest wartość kapitału, jaki pozostanie do spłaty po przekroczeniu 66. roku życia. W BZ WBK, gdzie standardowy limit to 70 lat, również dzięki wykupieniu polisy na życie można ten limit podnieść, jednak suma ubezpieczenia to początkowa wartość kredytu.

Dodatkowy wnioskodawca z dużym dochodem

Innym sposobem wydłużenia okresu kredytowania może być dołączenie dodatkowego wnioskodawcy do kredytu. Generalnie im starszy jest główny kredytobiorca, tym mniejszy będzie udział jego dochodu w kwocie stanowiącej podstawę do wyliczenia zdolności kredytowej wnioskodawców.

Przykładowo, w Raiffeisen Banku górna granica wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu to 75 lat. Istnieje jednak możliwość podniesienia tej granicy do 80 lat. W takim przypadku 25% kwoty łącznego dochodu, w oparciu o który wyliczana jest zdolność kredytowa będą stanowić dochody dodatkowego wnioskodawcy. Górna granica wieku może być zwiększona także do 85 lat. Wtedy dochody drugiego wnioskodawcy traktowane są jako połowa kwoty stanowiącej podstawę do wyliczenia zdolności.

W Millennium górny limit wieku w momencie zakończenia spłaty kredytu to 75 lat, jednak w przypadku, gdy jeden z kredytobiorców ukończył 50 lat w momencie zaciągania kredytu, limit obniża się do 70 lat. Tego ograniczania nie stosuje się jednak w sytuacji, gdy dochody pozostałych wnioskodawców stanowią co najmniej 70% dochodów, na podstawie których wyliczana jest zdolność kredytowa.

W Deutsche Banku standardowy limit wieku, którym kredytobiorca kończy spłacać kredyt to 70 lat. Bank indywidualnie jest gotów podnieść ten limit, np. w sytuacji, gdy do kredytu przystąpi dodatkowy wnioskodawca, którego dochód stanowi co najmniej dwukrotność dochodu głównego kredytobiorcy.

Standardowy limit wieku, w którym kredytobiorca powinien zakończyć spłatę kredytu

(ewentualne odstępstwa po spełnieniu dodatkowych warunków) w wybranych bankach

70 lat

Bank Pocztowy, BOŚ, BZ WBK, Deutsche Bank, DnB Nord, ING Bank Śląski, Invest bank, Kredyt Bank, Lukas Bank,, Pekao

75 lat

Millennium, BPH, Dominet, Fortis, GE Money, Raiffesen, mBank, Multibank

źródło: banki, Expander

Im starszy kredytobiorca, tym większy wkład własny

Limit wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu może również zależeć od wysokości wkładu własnego. W Banku Nordea standardowo jest to 70 lat dla kredytów na okres powyżej 30 lat. Istnieje jednak możliwość podniesienia limitu ponad 70 lat (pod warunkiem, że czas spłaty kredytu nie przekracza 30 lat). W takim przypadku, jeżeli o kredyt stara się osoba w wieku 41-50 lat, wymagany wkład własny wynosi 20%, jeżeli będzie to osoba po 60. roku życia wkład własny wyniesie 60%. Bank reklamował nawet kredyt "do 100 lat". Analogicznie jest w GE Money banku, gdzie standardowy górny limit wieku to 75 lat. Można go jednak wydłużyć do 80 lat, np. jeżeli wnioskodawca dysponuje wkładem własnym na poziomie 50% kwoty kredytu.

Dziecko pomoże rodzicom wziąć kredyt

Bardzo ciekawy jest też przypadek Kredyt Banku. Bank ten oblicza bowiem limit wiekowy w odniesieniu nie do najstarszego, jak robią to zwykle banki, ale najmłodszej osoby w gospodarstwie domowym. Może to być pełnoletnie dziecko wnioskodawców. Jeżeli przystąpi do kredyt zaciąganego przez rodziców może wydłużyć okres kredytowania nawet do 30 lat. Dzięki temu rata będzie znacznie niższa, chociaż pozostaje problem spłaty kredytu przez osoby będące na emeryturze. Przykładowo osoba w wieku 60 lat zaciągająca kredyt w złotych na 200 tys. na 5 lat musiałaby teoretycznie zapłacić ratę na poziomie ok. 4 tys. zł. Po wydłużeniu okresu spłaty do 30 lat rata zmniejszyłaby się do ok. 1,5 tys. zł. W GE Money Banku poprzez włączenie dziecka można wydłużyć okres kredytowania o 5 lat (zwiększenie górnego limitu wieku w monecie spłaty z 75 do 80 lat).

Katarzyna Siwek, Rafał Konarski

interia.pl

Starszym trudniej wziąć kredyt, ale są oferty nawet na 100 lat

Wiek kredytobiorcy ma istotny wpływ na okres kredytowania. W najbardziej restrykcyjnym, aczkolwiek jednocześnie bardzo popularnym wariancie, spłata kredytu powinna nastąpić najpóźniej w momencie, gdy wnioskodawca ukończy 70 lat. Oznacza to, że np. 40-latek może wziąć kredyt maksymalnie na 30 lat. Zdarzają się jednak wyjątki, nawet takie, że kredyt dostanie osoba, której wiek w momencie zakończenia spłaty wyniesie 100 lat! - wynika z raportu Expandera.

70 lat jako maksymalny wiek kredytobiorcy w momencie spłaty kredytu - taką zasadę stosują m.in. Pekao, ING Bank Śląski, Kredyt Bank czy Lukas Bank. W Millennium, BPH, Dominet Banku oraz mBanku czy Multibanku jest to 75 lat. W przypadku, gdy o kredyt wnioskuje więcej niż jedna osoba, górny limit wieku ustalany jest zwykle dla najstarszego wnioskodawcy. Część banków co prawda określa taki limit, jednak godzi się na to, aby kredyt spłacała osoba starsza, niż wynikałoby z limitu, jeżeli spełni dodatkowe warunki, np. wykupi polisę na życie, przedstawi wyższy wkład własny czy też włączy do kredytu dodatkowego wnioskodawcę.

Konieczne ubezpieczenie na zycie

Przykładowo, w BOŚ górna granica wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu to 70 lat, bank dopuszcza jednak podniesienie tego limitu do 75 lat, jeżeli wnioskodawca ubezpieczy się na życie i dokona cesji z polisy na bank. Suma ubezpieczenia powinna odpowiadać początkowej kwocie kredytu.

W BGŻ konieczne jest wykupienie polisy, jeżeli w trakcie spłaty kredytu kredytobiorca przekroczy 66 lat. Jednym z rozwiązań jest wykupienie polisy w momencie zawierania umowy kredytowej na sumę ubezpieczenia, jaką jest wartość kapitału, jaki pozostanie do spłaty po przekroczeniu 66. roku życia. W BZ WBK, gdzie standardowy limit to 70 lat, również dzięki wykupieniu polisy na życie można ten limit podnieść, jednak suma ubezpieczenia to początkowa wartość kredytu.

Dodatkowy wnioskodawca z dużym dochodem

Innym sposobem wydłużenia okresu kredytowania może być dołączenie dodatkowego wnioskodawcy do kredytu. Generalnie im starszy jest główny kredytobiorca, tym mniejszy będzie udział jego dochodu w kwocie stanowiącej podstawę do wyliczenia zdolności kredytowej wnioskodawców.

Przykładowo, w Raiffeisen Banku górna granica wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu to 75 lat. Istnieje jednak możliwość podniesienia tej granicy do 80 lat. W takim przypadku 25% kwoty łącznego dochodu, w oparciu o który wyliczana jest zdolność kredytowa będą stanowić dochody dodatkowego wnioskodawcy. Górna granica wieku może być zwiększona także do 85 lat. Wtedy dochody drugiego wnioskodawcy traktowane są jako połowa kwoty stanowiącej podstawę do wyliczenia zdolności.

W Millennium górny limit wieku w momencie zakończenia spłaty kredytu to 75 lat, jednak w przypadku, gdy jeden z kredytobiorców ukończył 50 lat w momencie zaciągania kredytu, limit obniża się do 70 lat. Tego ograniczania nie stosuje się jednak w sytuacji, gdy dochody pozostałych wnioskodawców stanowią co najmniej 70% dochodów, na podstawie których wyliczana jest zdolność kredytowa.

W Deutsche Banku standardowy limit wieku, którym kredytobiorca kończy spłacać kredyt to 70 lat. Bank indywidualnie jest gotów podnieść ten limit, np. w sytuacji, gdy do kredytu przystąpi dodatkowy wnioskodawca, którego dochód stanowi co najmniej dwukrotność dochodu głównego kredytobiorcy.

Standardowy limit wieku, w którym kredytobiorca powinien zakończyć spłatę kredytu

(ewentualne odstępstwa po spełnieniu dodatkowych warunków) w wybranych bankach

70 lat

Bank Pocztowy, BOŚ, BZ WBK, Deutsche Bank, DnB Nord, ING Bank Śląski, Invest bank, Kredyt Bank, Lukas Bank,, Pekao

75 lat

Millennium, BPH, Dominet, Fortis, GE Money, Raiffesen, mBank, Multibank

źródło: banki, Expander

Im starszy kredytobiorca, tym większy wkład własny

Limit wieku kredytobiorcy w momencie zakończenia spłaty kredytu może również zależeć od wysokości wkładu własnego. W Banku Nordea standardowo jest to 70 lat dla kredytów na okres powyżej 30 lat. Istnieje jednak możliwość podniesienia limitu ponad 70 lat (pod warunkiem, że czas spłaty kredytu nie przekracza 30 lat). W takim przypadku, jeżeli o kredyt stara się osoba w wieku 41-50 lat, wymagany wkład własny wynosi 20%, jeżeli będzie to osoba po 60. roku życia wkład własny wyniesie 60%. Bank reklamował nawet kredyt "do 100 lat". Analogicznie jest w GE Money banku, gdzie standardowy górny limit wieku to 75 lat. Można go jednak wydłużyć do 80 lat, np. jeżeli wnioskodawca dysponuje wkładem własnym na poziomie 50% kwoty kredytu.

Dziecko pomoże rodzicom wziąć kredyt

Bardzo ciekawy jest też przypadek Kredyt Banku. Bank ten oblicza bowiem limit wiekowy w odniesieniu nie do najstarszego, jak robią to zwykle banki, ale najmłodszej osoby w gospodarstwie domowym. Może to być pełnoletnie dziecko wnioskodawców. Jeżeli przystąpi do kredyt zaciąganego przez rodziców może wydłużyć okres kredytowania nawet do 30 lat. Dzięki temu rata będzie znacznie niższa, chociaż pozostaje problem spłaty kredytu przez osoby będące na emeryturze. Przykładowo osoba w wieku 60 lat zaciągająca kredyt w złotych na 200 tys. na 5 lat musiałaby teoretycznie zapłacić ratę na poziomie ok. 4 tys. zł. Po wydłużeniu okresu spłaty do 30 lat rata zmniejszyłaby się do ok. 1,5 tys. zł. W GE Money Banku poprzez włączenie dziecka można wydłużyć okres kredytowania o 5 lat (zwiększenie górnego limitu wieku w monecie spłaty z 75 do 80 lat).

Katarzyna Siwek, Rafał Konarski

interia.pl

Lepiej zarabiać w euro

Płaca minimalna w Wielkiej Brytanii wynosi obecnie 5,73 funtów/godz., a w Irlandii 8,65 euro/godz. Zgodnie z obecnym kursem walut to odpowiednio 28 zł i 38 zł, czyli aż 10 zł różnicy na korzyść Irlandii! Niektórzy Polacy udający się do pracy za kanał La Manche wybierali dotąd Anglię, m.in. ze względu na mocny kurs funta.

Teraz jednak, gdy stosunek brytyjskiej waluty do unijnej wynosi prawie 1 do 1, zaś godzinowe stawki są wyższe na Zielonej Wyspie, praca w Wielkiej Brytanii mocno straciła na atrakcyjności.

Kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej w maju 2004 r. za jedno euro musieliśmy dać średnio 4,75 zł, zaś za funta ponad 7 zł. Przypomnijmy jeszcze inne cyfry. Brytyjska pensja minimalna wynosiła wówczas 4,50 Ł/godz., zaś irlandzka 7 euro/godz. Polak zarabiał więc w Anglii około 32 zł/godz., zaś w Irlandii 33 zł/godz. W sumie więc nieomal identycznie.

Przez cztery i pół roku naszej obecności w Unii sporo się zmieniło. Od biegłego roku systematycznie spada również wartość funta. W ciągu kilku miesięcy angielska waluta straciła do euro 30 proc. O ile w styczniu 2008 r. za jedno euro trzeba było zapłacić średnio 74 pensy, tak pod koniec roku już nawet 96 pensów.

Słabość brytyjskiej waluty widać nawet w stosunku do złotówki. Podczas gdy dolar zyskał od lipca ubiegłego roku blisko 50 proc., a euro ponad 25 proc., funt wzmocnił się jedynie o kilka procent. Pod koniec stycznia za jedno euro musieliśmy zapłacić średnio 4,44 zł, za funta 4,90 zł.

Przyjmując za punkt wyjścia godzinowe stawki minimalne i kursy walut w Anglii zarobimy dzisiaj 28 zł/godz., a w Irlandii 38 zł/godz., czyli aż o 10 zł więcej. Na pierwszy rzut oka Polakowi zdecydowanie bardziej opłaca się więc dzisiaj pracować na Zielonej Wyspie. Decydując się jednak na zamieszkanie w danym kraju, trzeba wziąć pod uwagę jeszcze inne czynniki. Jak chociażby koszty życia.

A dzisiaj ceny w Irlandii są zdecydowanie wyższe niż w Anglii. I to począwszy od artykułów spożywczych, poprzez ubrania, na sprzęcie elektronicznym skończywszy. - Niedawno kupiłem czapkę - wypowiada się na jednym z forów internetowych "Jeremy" mieszkający w Irlandii. - Na metce cena w funtach wynosiła 12, a w euro 20. I podobny stosunek odnosi się do zdecydowanej większości produktów. Tak więc kurs rynkowy funta w stosunku do euro swoje, a wartość dóbr i tak wciąż mierzona jest stosunkiem obu walut sprzed kilku lat.

Jedynie ceny wynajmu mieszkań w obu krajach są porównywalne. W Irlandii za jednoosobowy pokój zapłacimy 280-350 euro na miesiąc, w Wielkiej Brytanii 260-360 Ł.

Kolejna rzecz wpływająca na niekorzyść Irlandii to poważny kryzys gospodarczy w tym kraju. Oczywiście Zjednoczonego Królestwa też on nie ominął, jednak w Irlandii dał się bardziej odczuć. O ile jeszcze dwa lata temu Zielona Wyspa cieszyła się najniższym bezrobociem w całej Unii, a jego stopa przekraczała niewiele ponad 4 proc., tak już w grudniu 2008 wyniosła 8,3 proc. I według prognoz będzie dalej rosnąć. Tymczasem w Anglii bezrobocie pod koniec 2008 r. wyniosło 6,1 proc.

* * *

Ostatecznie sam musisz dokonać kalkulacji, który kraj jest dla ciebie bardziej opłacalny. Bez wątpienia jednak jeśli znajdziesz pracę w Irlandii - i to jeszcze blisko Irlandii Północnej, by tam móc robić zakupy w funtach - twój portfel wiele na tym zyska.

Milena Waldowska

 ŚREDNI KURS ZŁOTÓWKI W OSTATNICH LATACH
DATA FUNT EURO
maj 2004 7,05 zł 4,75 zł
maj 2005 6,00 zł 4,16 zł
maj 2006 5,75 zł 3,92 zł
maj 2007 5,54 zł 3,78 zł
styczeń 2008 4,82 zł 3,60 zł
maj 2008 4,25 zł 3,39 zł
styczeń 2009 4,65 zł 4,38 zł
interia.pl

Lepiej zarabiać w euro

Płaca minimalna w Wielkiej Brytanii wynosi obecnie 5,73 funtów/godz., a w Irlandii 8,65 euro/godz. Zgodnie z obecnym kursem walut to odpowiednio 28 zł i 38 zł, czyli aż 10 zł różnicy na korzyść Irlandii! Niektórzy Polacy udający się do pracy za kanał La Manche wybierali dotąd Anglię, m.in. ze względu na mocny kurs funta.

Teraz jednak, gdy stosunek brytyjskiej waluty do unijnej wynosi prawie 1 do 1, zaś godzinowe stawki są wyższe na Zielonej Wyspie, praca w Wielkiej Brytanii mocno straciła na atrakcyjności.

Kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej w maju 2004 r. za jedno euro musieliśmy dać średnio 4,75 zł, zaś za funta ponad 7 zł. Przypomnijmy jeszcze inne cyfry. Brytyjska pensja minimalna wynosiła wówczas 4,50 Ł/godz., zaś irlandzka 7 euro/godz. Polak zarabiał więc w Anglii około 32 zł/godz., zaś w Irlandii 33 zł/godz. W sumie więc nieomal identycznie.

Przez cztery i pół roku naszej obecności w Unii sporo się zmieniło. Od biegłego roku systematycznie spada również wartość funta. W ciągu kilku miesięcy angielska waluta straciła do euro 30 proc. O ile w styczniu 2008 r. za jedno euro trzeba było zapłacić średnio 74 pensy, tak pod koniec roku już nawet 96 pensów.

Słabość brytyjskiej waluty widać nawet w stosunku do złotówki. Podczas gdy dolar zyskał od lipca ubiegłego roku blisko 50 proc., a euro ponad 25 proc., funt wzmocnił się jedynie o kilka procent. Pod koniec stycznia za jedno euro musieliśmy zapłacić średnio 4,44 zł, za funta 4,90 zł.

Przyjmując za punkt wyjścia godzinowe stawki minimalne i kursy walut w Anglii zarobimy dzisiaj 28 zł/godz., a w Irlandii 38 zł/godz., czyli aż o 10 zł więcej. Na pierwszy rzut oka Polakowi zdecydowanie bardziej opłaca się więc dzisiaj pracować na Zielonej Wyspie. Decydując się jednak na zamieszkanie w danym kraju, trzeba wziąć pod uwagę jeszcze inne czynniki. Jak chociażby koszty życia.

A dzisiaj ceny w Irlandii są zdecydowanie wyższe niż w Anglii. I to począwszy od artykułów spożywczych, poprzez ubrania, na sprzęcie elektronicznym skończywszy. - Niedawno kupiłem czapkę - wypowiada się na jednym z forów internetowych "Jeremy" mieszkający w Irlandii. - Na metce cena w funtach wynosiła 12, a w euro 20. I podobny stosunek odnosi się do zdecydowanej większości produktów. Tak więc kurs rynkowy funta w stosunku do euro swoje, a wartość dóbr i tak wciąż mierzona jest stosunkiem obu walut sprzed kilku lat.

Jedynie ceny wynajmu mieszkań w obu krajach są porównywalne. W Irlandii za jednoosobowy pokój zapłacimy 280-350 euro na miesiąc, w Wielkiej Brytanii 260-360 Ł.

Kolejna rzecz wpływająca na niekorzyść Irlandii to poważny kryzys gospodarczy w tym kraju. Oczywiście Zjednoczonego Królestwa też on nie ominął, jednak w Irlandii dał się bardziej odczuć. O ile jeszcze dwa lata temu Zielona Wyspa cieszyła się najniższym bezrobociem w całej Unii, a jego stopa przekraczała niewiele ponad 4 proc., tak już w grudniu 2008 wyniosła 8,3 proc. I według prognoz będzie dalej rosnąć. Tymczasem w Anglii bezrobocie pod koniec 2008 r. wyniosło 6,1 proc.

* * *

Ostatecznie sam musisz dokonać kalkulacji, który kraj jest dla ciebie bardziej opłacalny. Bez wątpienia jednak jeśli znajdziesz pracę w Irlandii - i to jeszcze blisko Irlandii Północnej, by tam móc robić zakupy w funtach - twój portfel wiele na tym zyska.

Milena Waldowska

 ŚREDNI KURS ZŁOTÓWKI W OSTATNICH LATACH
DATA FUNT EURO
maj 2004 7,05 zł 4,75 zł
maj 2005 6,00 zł 4,16 zł
maj 2006 5,75 zł 3,92 zł
maj 2007 5,54 zł 3,78 zł
styczeń 2008 4,82 zł 3,60 zł
maj 2008 4,25 zł 3,39 zł
styczeń 2009 4,65 zł 4,38 zł
interia.pl

Upadający deweloper sprzedaje

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem - wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami.

Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich. Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.

- Nie można wykluczyć, że w tym roku będą bankructwa i upadłości firm deweloperskich, choć będzie to dotyczyło tylko mniejszych firm - mówi Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu. W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

- Szacujemy, że w tym roku sektor bankowy udzieli ok. 250 tys. hipotecznych kredytów mieszkaniowych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania - sięgającego nawet 30 proc.

- Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo - twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.

Jak uniknąć kłopotów przy zakupie nieruchomości? Co koniecznie trzeba sprawdzić? Jaki dokument musi posiadać deweloper?

Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) - Moje nieruchomości - str.D2

Roman Grzyb

Upadający deweloper sprzedaje

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem - wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami.

Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich. Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.

- Nie można wykluczyć, że w tym roku będą bankructwa i upadłości firm deweloperskich, choć będzie to dotyczyło tylko mniejszych firm - mówi Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu. W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

- Szacujemy, że w tym roku sektor bankowy udzieli ok. 250 tys. hipotecznych kredytów mieszkaniowych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania - sięgającego nawet 30 proc.

- Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo - twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.

Jak uniknąć kłopotów przy zakupie nieruchomości? Co koniecznie trzeba sprawdzić? Jaki dokument musi posiadać deweloper?

Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) - Moje nieruchomości - str.D2

Roman Grzyb

W mieście czy za miastem?

Masz dość głośnego i zatłoczonego miasta? A może mieszkasz na wsi i myślisz o przeprowadzce? Zanim spakujesz walizki, dobrze się zastanów…
Miasto
W mieście, zwłaszcza większym, możesz robić zakupy praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę (choć w świetle nowych przepisów już nie w święta). Nawet, jeśli zaczynasz pracę o 6.00 lub kończysz ją 21.00 – zawsze znajdzie się miejsce, w którym będziesz mogła się zaopatrzyć w najpotrzebniejsze produkty. Ponadto, duże centra handlowe są czynne zwykle do dziewiątej wieczorem, więc jeśli potrzebujesz na gwałt jakiegoś ubrania, to nie musisz urywać się z pracy, albo robić zakupów kosztem obiadu.

Kolejnym dobrodziejstwem wynikającym z mieszkania w mieście jest możliwość zjedzenia obiadu bez konieczności przygotowywania go. Restauracje, pizzerie, bary mleczne, fast foody – jeśli nie masz czasu czy chęci gotować, zawsze możesz zjeść poza domem.

Jeśli masz ochotę na odrobinę kultury, możesz wybrać spośród repertuaru kilku teatrów, a w muzeach zawsze są jakieś wystawy. Potrzebna Ci rozrywka? Możesz iść do kina, i to do takiego, które Ci najbardziej odpowiada: kameralnego, bądź multiplexu. A do tego kręgielnie, strzelnice, bilard, kawiarnie, puby, kluby nocne. Duże imprezy kulturalne. Koncerty gwiazd wielkiego formatu. W mieście naprawdę dużo się dzieje. Trzeba się jednak zastanowić, dla kogo są to uciechy – zdecydowanie dla ludzi, którzy nie mają dzieci. Rodzice z maluchami nie mają zbyt wiele czasu na życie kulturalno-rozrywkowe.
więcej na dom.wp.pl

W mieście czy za miastem?

Masz dość głośnego i zatłoczonego miasta? A może mieszkasz na wsi i myślisz o przeprowadzce? Zanim spakujesz walizki, dobrze się zastanów…
Miasto
W mieście, zwłaszcza większym, możesz robić zakupy praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę (choć w świetle nowych przepisów już nie w święta). Nawet, jeśli zaczynasz pracę o 6.00 lub kończysz ją 21.00 – zawsze znajdzie się miejsce, w którym będziesz mogła się zaopatrzyć w najpotrzebniejsze produkty. Ponadto, duże centra handlowe są czynne zwykle do dziewiątej wieczorem, więc jeśli potrzebujesz na gwałt jakiegoś ubrania, to nie musisz urywać się z pracy, albo robić zakupów kosztem obiadu.

Kolejnym dobrodziejstwem wynikającym z mieszkania w mieście jest możliwość zjedzenia obiadu bez konieczności przygotowywania go. Restauracje, pizzerie, bary mleczne, fast foody – jeśli nie masz czasu czy chęci gotować, zawsze możesz zjeść poza domem.

Jeśli masz ochotę na odrobinę kultury, możesz wybrać spośród repertuaru kilku teatrów, a w muzeach zawsze są jakieś wystawy. Potrzebna Ci rozrywka? Możesz iść do kina, i to do takiego, które Ci najbardziej odpowiada: kameralnego, bądź multiplexu. A do tego kręgielnie, strzelnice, bilard, kawiarnie, puby, kluby nocne. Duże imprezy kulturalne. Koncerty gwiazd wielkiego formatu. W mieście naprawdę dużo się dzieje. Trzeba się jednak zastanowić, dla kogo są to uciechy – zdecydowanie dla ludzi, którzy nie mają dzieci. Rodzice z maluchami nie mają zbyt wiele czasu na życie kulturalno-rozrywkowe.
więcej na dom.wp.pl

Znaleźć najlepszą działkę

Znaleźć najlepszą działkę Zanim zaczniemy budować, zastanówmy się nad lokalizacją naszej inwestycji, biorąc pod uwagę nie tylko walory estetyczne, bowiem dziś działka może nas kosztować tyle samo, co wybudowanie domu.
Uwzględnijmy wszystkie plusy i minusy, zanim podejmiemy ostateczną decyzje. Czy wybrana przez nas parcela spełnia oczekiwania i wymogi realizatorskie? Tutaj aspektów jest wiele.

Najważniejsze pytania

Do jakiej kategorii należy wybrana przez nas działka (budowlanej, rolnej czy leśnej) i ewentualnie czy jest możliwość odrolnienia jej na potrzeby budowy? Procedurę odrolnienia określa ustawa o ochronie gruntów rolnych i leśnych.

Kto jest prawnym właścicielem wybranej przez nas działki? Tę informację znajdziemy w księgach wieczystych, dostępnych w wydziale ksiąg wieczystych sądu rejonowego. Czy istnieją ograniczenia dotyczące np. dopuszczalnej liczby kondygnacji budynku, kąta nachylenia połaci dachu, wysokości kalenicy, przebiegu linii zabudowy, dostępu do drogi publicznej, ustalenie możliwości rodzaju zabudowy na wybranym terenie (np. jednorodzinne domy wolnostojące, zabudowa bliźniacza czy szeregowa itd.)?

Należy również ustalić stan istniejący działki, a dokładniej kwestię uzbrojenia terenu. Jeżeli działka nie jest uzbrojona, należ wziąć pod uwagę dodatkowy koszt doprowadzenia mediów takich jak energia elektryczna, gaz, czy woda, który nie jest mały.

Drenaż ochroni fundamenty

Pamiętajmy, że natura bywa złośliwa i płata figle, dlatego równie ważne na tym etapie jest sprawdzenie grunt pod kątem nośności, przepuszczalności i poziomu wody gruntowej, który ma decydujący wpływ na formę domu, a przede wszystkim na koszt fundamentów oraz na ich izolację. Informacje te można uzyskać z map geodezyjnych dostępnych w powiatowych ośrodkach dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej oraz w wydziałach geodezji urzędów poszczególnych gmin.

Wody gruntowe oznaczają stałe lub okresowe zagrożenie dla piwnicy naszego domu. Wiąże się to nie tylko z niedogodnością jej wypompowywania, ale przede wszystkim z niebezpieczeństwem zawilgocenia ścian i fundamentów.

Aby zapobiec takim przykrym incydentom, należałoby dodatkowo na działkę wprowadzić drenaż – sieć rur uniemożliwiająca wodzie gruntowej docieranie do budynku.

Pamiętajmy, aby nie budować domu w zagłębieniach terenu, ponieważ w razie większych opadów albo podwyższenia poziomu wód gruntowych woda będzie tam stanowiła szczególnie wysokie zagrożenie. Dodatkowo w takich „kotlinkach” stoi także powietrze, co z pewnością nie poprawia komfortu życia.

Istnieją także szczególne wyjątki działek w niektórych regionach, gdzie trzeba się liczyć z ograniczeniami narzuconymi między innymi przez konserwatorów zabytków i przyrody.
Ważne strony świata

Do parametrów, które trzeba uwzględnić przy wyborze działki, należ również jej wielkość.

Działka nie może być za mała ani zbyt wąska (średnia szerokość działki powinna wynosić co najmniej 22 m). Należy pamiętać także o róży wiatrów, czyli kierunkach świata. Dobry układ działki powinien gwarantować wjazd od strony północnej lub wschodniej. Tym samym z kuchni uzyskamy widok na drogę, a pokój gościnny i taras z ogrodem znajdą się od strony nasłonecznionej.

Inne czynniki mające wpływ na odległości budynku od granic działki to elementy wysunięte poza obrys budynku, czyli: okapy i gzymsy, których wysięg przekracza 0,8 m; tarasy, schody zewnętrzne, werandy, galerie, balkony, pochylnie i rampy, których wysięg przekracza 1,3 m.

Rygorystyczne wymiary dotyczące działki biorąc pod uwagę odległość budynku od wszystkich granic działki wynoszą 4 m w przypadku ściany z otworem okiennym, drzwiowym lub innym konstrukcyjnym i 3 m w przypadku ściany bez okien i innych otworów, biorąc pod uwagę wszelkiego typu okapy, tarasy lub schody zewnętrzne i balkony wysunięte poza obrys.

Jeżeli planujemy przodową oczyszczalnie ścieków będzie to miało również decydujący wpływ na wybór działki, ponieważ musza myć zachowane odpowiednie odległości nie tylko elementów montażu, ale także odległości od innych obiektów na, które może oddziaływać.

Podane poniżej odległości należy przestrzegać nie tylko na własnej posesji (uwzględniamy również możliwą kolizję z obiektami na sąsiadujących działkach).

Przykład oczyszczalnia z drenażem rozsączającym, wymagane odległości: 30 m od studni (również na sąsiedniej działce), 3 m od budynku, drzew i dużych krzewów, 2 m od granicy działki i drogi.

Inny przykład –szambo(niestety też wymagające):pokrywy i wylot wentylacji zbiornika muszą znajdować się 5m od okien i drzwi zewnętrznych obiektu i 2 m od granicy sąsiadującej działki, ulicy drogi i ciągu pieszego oraz 15 m od studni czerpiącej wodę pitną.

Pamiętajmy również, że niektóre władze lokalne wyraźnie określają wskaźnik procentowy powierzchni zabudowanej do "biologicznie czynnej" jest to istotna informacja dla kupującego działkę.
AK
dom.wp

Znaleźć najlepszą działkę

Znaleźć najlepszą działkę Zanim zaczniemy budować, zastanówmy się nad lokalizacją naszej inwestycji, biorąc pod uwagę nie tylko walory estetyczne, bowiem dziś działka może nas kosztować tyle samo, co wybudowanie domu.
Uwzględnijmy wszystkie plusy i minusy, zanim podejmiemy ostateczną decyzje. Czy wybrana przez nas parcela spełnia oczekiwania i wymogi realizatorskie? Tutaj aspektów jest wiele.

Najważniejsze pytania

Do jakiej kategorii należy wybrana przez nas działka (budowlanej, rolnej czy leśnej) i ewentualnie czy jest możliwość odrolnienia jej na potrzeby budowy? Procedurę odrolnienia określa ustawa o ochronie gruntów rolnych i leśnych.

Kto jest prawnym właścicielem wybranej przez nas działki? Tę informację znajdziemy w księgach wieczystych, dostępnych w wydziale ksiąg wieczystych sądu rejonowego. Czy istnieją ograniczenia dotyczące np. dopuszczalnej liczby kondygnacji budynku, kąta nachylenia połaci dachu, wysokości kalenicy, przebiegu linii zabudowy, dostępu do drogi publicznej, ustalenie możliwości rodzaju zabudowy na wybranym terenie (np. jednorodzinne domy wolnostojące, zabudowa bliźniacza czy szeregowa itd.)?

Należy również ustalić stan istniejący działki, a dokładniej kwestię uzbrojenia terenu. Jeżeli działka nie jest uzbrojona, należ wziąć pod uwagę dodatkowy koszt doprowadzenia mediów takich jak energia elektryczna, gaz, czy woda, który nie jest mały.

Drenaż ochroni fundamenty

Pamiętajmy, że natura bywa złośliwa i płata figle, dlatego równie ważne na tym etapie jest sprawdzenie grunt pod kątem nośności, przepuszczalności i poziomu wody gruntowej, który ma decydujący wpływ na formę domu, a przede wszystkim na koszt fundamentów oraz na ich izolację. Informacje te można uzyskać z map geodezyjnych dostępnych w powiatowych ośrodkach dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej oraz w wydziałach geodezji urzędów poszczególnych gmin.

Wody gruntowe oznaczają stałe lub okresowe zagrożenie dla piwnicy naszego domu. Wiąże się to nie tylko z niedogodnością jej wypompowywania, ale przede wszystkim z niebezpieczeństwem zawilgocenia ścian i fundamentów.

Aby zapobiec takim przykrym incydentom, należałoby dodatkowo na działkę wprowadzić drenaż – sieć rur uniemożliwiająca wodzie gruntowej docieranie do budynku.

Pamiętajmy, aby nie budować domu w zagłębieniach terenu, ponieważ w razie większych opadów albo podwyższenia poziomu wód gruntowych woda będzie tam stanowiła szczególnie wysokie zagrożenie. Dodatkowo w takich „kotlinkach” stoi także powietrze, co z pewnością nie poprawia komfortu życia.

Istnieją także szczególne wyjątki działek w niektórych regionach, gdzie trzeba się liczyć z ograniczeniami narzuconymi między innymi przez konserwatorów zabytków i przyrody.
Ważne strony świata

Do parametrów, które trzeba uwzględnić przy wyborze działki, należ również jej wielkość.

Działka nie może być za mała ani zbyt wąska (średnia szerokość działki powinna wynosić co najmniej 22 m). Należy pamiętać także o róży wiatrów, czyli kierunkach świata. Dobry układ działki powinien gwarantować wjazd od strony północnej lub wschodniej. Tym samym z kuchni uzyskamy widok na drogę, a pokój gościnny i taras z ogrodem znajdą się od strony nasłonecznionej.

Inne czynniki mające wpływ na odległości budynku od granic działki to elementy wysunięte poza obrys budynku, czyli: okapy i gzymsy, których wysięg przekracza 0,8 m; tarasy, schody zewnętrzne, werandy, galerie, balkony, pochylnie i rampy, których wysięg przekracza 1,3 m.

Rygorystyczne wymiary dotyczące działki biorąc pod uwagę odległość budynku od wszystkich granic działki wynoszą 4 m w przypadku ściany z otworem okiennym, drzwiowym lub innym konstrukcyjnym i 3 m w przypadku ściany bez okien i innych otworów, biorąc pod uwagę wszelkiego typu okapy, tarasy lub schody zewnętrzne i balkony wysunięte poza obrys.

Jeżeli planujemy przodową oczyszczalnie ścieków będzie to miało również decydujący wpływ na wybór działki, ponieważ musza myć zachowane odpowiednie odległości nie tylko elementów montażu, ale także odległości od innych obiektów na, które może oddziaływać.

Podane poniżej odległości należy przestrzegać nie tylko na własnej posesji (uwzględniamy również możliwą kolizję z obiektami na sąsiadujących działkach).

Przykład oczyszczalnia z drenażem rozsączającym, wymagane odległości: 30 m od studni (również na sąsiedniej działce), 3 m od budynku, drzew i dużych krzewów, 2 m od granicy działki i drogi.

Inny przykład –szambo(niestety też wymagające):pokrywy i wylot wentylacji zbiornika muszą znajdować się 5m od okien i drzwi zewnętrznych obiektu i 2 m od granicy sąsiadującej działki, ulicy drogi i ciągu pieszego oraz 15 m od studni czerpiącej wodę pitną.

Pamiętajmy również, że niektóre władze lokalne wyraźnie określają wskaźnik procentowy powierzchni zabudowanej do "biologicznie czynnej" jest to istotna informacja dla kupującego działkę.
AK
dom.wp

Zawilgocenie działki

Poziom wody gruntowej podnosi się jest to spowodowane ulewnymi deszczami i roztopami. Wzrost poziomu jest jednoznaczne ze wzrostem zagrożenia powodziowego. Temat powodzi dotyczy nas gdy kupujemy działkę na terenie podmokłym lub blisko skupiska wodnego.
Jak ocenić zalewowość działki ?

Fauna występująca na danym terenie - dziko rosnące krzewy liściaste (wierzba, olcha) i drzewa oraz rośliny typu: wełnianki, sitowie, krwawnice czy skrzyp polny - dowodzą tego, że woda gruntowa jest blisko powierzchni terenu. Inaczej jest jeżeli dominują rośliny takie jak macierzanka, szczaw polny, rozchodnik, i żarnowiec oraz drzewa iglaste (sosny) - to jasny sygnał, że woda gruntowa jest głęboko.
Stan i rodzaj wód - jeśli działka znajduje się w pobliżu jeziora, stawu lub rzeki, to teren jest nawodniony lub co najmniej podmokły. Takie otoczenie świadczy że działka może być położona na terenie zalewowym.

Przed zakupem działki sprawdź lub zapytaj nowych sąsiadów:

• czy po opadach deszczu na danym obszarze długo stoi woda, a jeśli tak jest, to znaczy, że grunt jest słabo przepuszczalny;
• jaki jest poziom wody w studni - tak można zdobyć informację jaki jest poziom wody gruntowej; na marginesie zalecam wykonanie próbnego wykopu lub wiercenia;
• czy w sąsiadujących podpiwniczonych domostwach piwnice są suche, a jeśli zalewa je woda, to czy widać ślady zawilgoceń, do jakiego poziomu i jak często;
• o zabezpieczenia przeciwpowodziowe (zbiorniki retencyjne, wały lub rowy melioracyjne) - jeśli są, a ich stan jest dobry, to zagrożenie powodzią zmniejsza się
Pamiętaj, że o wiele łatwiej jest zapobiec konsekwencją powodzi niż je usunąć. Gdy kupujesz działkę umiejscowioną nad stawem lub w sąsiedztwie glinianek i rozlewisk warto rozważyć wszelkie za i przeciw, przed podjęciem ostatecznej decyzji.

Działka w niedalekim sąsiedztwie rozlewisk i glinianek. Dzikie oczko może stać się początkiem ślicznego, uporządkowanego stawu. Tuż przed zakupem działki należy bezwzględnie sprawdzić, czy na pozostałej części działki można wybudować dom. Istnieje prawdopodobieństwo, że mamy do czynienia z gruntami organiczne, na przykład torfy, które kompletnie nie nadają się do bezpośredniego posadowienia budynku. Z całą pewnością nie ma sensu budować tu domu z piwnicą. Poświećmy trochę czasu by dokładnie wykonać zabezpieczenia hydroizolacyjne.
Działka nad stawem. Domek tuż przy wodzie jest ideą bardzo kuszącą, jednak przymusowe będą badania geotechniczne. Jeżeli jest tak, że grunt umożliwia posadowić budynek przy linii wody, to można tak dom wybudować. Trzeba koniecznie pamiętać o tym, że polskie prawo nakazuje pozostawić swobodny dostęp do wód stanowiących własność państwa.
• Istnieje też prawdopodobieństwo, że na działce lub w jej pobliżu znajduje się rów melioracyjny. Jest to wyraźny sygnał mówiący o tym, że teren działki jest podmokły. Właśnie z tego powodu działkę należy oglądać wiosną, ponieważ wówczas poziom wód gruntowych jest najwyższy. Pożytecznie będzie również się dowiedzieć, czy sąsiednie posesje są podpiwniczone i czy piwnice są suche. Może się zdarzyć tak, że rów nie zawsze odprowadza wodę i bywa przepełniony, i w takiej sytuacji zamiast odwadniać - nawadnia działkę. Rów melioracyjny stanowi zagrożenie dla małych dzieci - o ile ich nie pilnujemy.
AK
dom.wp

Zawilgocenie działki

Poziom wody gruntowej podnosi się jest to spowodowane ulewnymi deszczami i roztopami. Wzrost poziomu jest jednoznaczne ze wzrostem zagrożenia powodziowego. Temat powodzi dotyczy nas gdy kupujemy działkę na terenie podmokłym lub blisko skupiska wodnego.
Jak ocenić zalewowość działki ?

Fauna występująca na danym terenie - dziko rosnące krzewy liściaste (wierzba, olcha) i drzewa oraz rośliny typu: wełnianki, sitowie, krwawnice czy skrzyp polny - dowodzą tego, że woda gruntowa jest blisko powierzchni terenu. Inaczej jest jeżeli dominują rośliny takie jak macierzanka, szczaw polny, rozchodnik, i żarnowiec oraz drzewa iglaste (sosny) - to jasny sygnał, że woda gruntowa jest głęboko.
Stan i rodzaj wód - jeśli działka znajduje się w pobliżu jeziora, stawu lub rzeki, to teren jest nawodniony lub co najmniej podmokły. Takie otoczenie świadczy że działka może być położona na terenie zalewowym.

Przed zakupem działki sprawdź lub zapytaj nowych sąsiadów:

• czy po opadach deszczu na danym obszarze długo stoi woda, a jeśli tak jest, to znaczy, że grunt jest słabo przepuszczalny;
• jaki jest poziom wody w studni - tak można zdobyć informację jaki jest poziom wody gruntowej; na marginesie zalecam wykonanie próbnego wykopu lub wiercenia;
• czy w sąsiadujących podpiwniczonych domostwach piwnice są suche, a jeśli zalewa je woda, to czy widać ślady zawilgoceń, do jakiego poziomu i jak często;
• o zabezpieczenia przeciwpowodziowe (zbiorniki retencyjne, wały lub rowy melioracyjne) - jeśli są, a ich stan jest dobry, to zagrożenie powodzią zmniejsza się
Pamiętaj, że o wiele łatwiej jest zapobiec konsekwencją powodzi niż je usunąć. Gdy kupujesz działkę umiejscowioną nad stawem lub w sąsiedztwie glinianek i rozlewisk warto rozważyć wszelkie za i przeciw, przed podjęciem ostatecznej decyzji.

Działka w niedalekim sąsiedztwie rozlewisk i glinianek. Dzikie oczko może stać się początkiem ślicznego, uporządkowanego stawu. Tuż przed zakupem działki należy bezwzględnie sprawdzić, czy na pozostałej części działki można wybudować dom. Istnieje prawdopodobieństwo, że mamy do czynienia z gruntami organiczne, na przykład torfy, które kompletnie nie nadają się do bezpośredniego posadowienia budynku. Z całą pewnością nie ma sensu budować tu domu z piwnicą. Poświećmy trochę czasu by dokładnie wykonać zabezpieczenia hydroizolacyjne.
Działka nad stawem. Domek tuż przy wodzie jest ideą bardzo kuszącą, jednak przymusowe będą badania geotechniczne. Jeżeli jest tak, że grunt umożliwia posadowić budynek przy linii wody, to można tak dom wybudować. Trzeba koniecznie pamiętać o tym, że polskie prawo nakazuje pozostawić swobodny dostęp do wód stanowiących własność państwa.
• Istnieje też prawdopodobieństwo, że na działce lub w jej pobliżu znajduje się rów melioracyjny. Jest to wyraźny sygnał mówiący o tym, że teren działki jest podmokły. Właśnie z tego powodu działkę należy oglądać wiosną, ponieważ wówczas poziom wód gruntowych jest najwyższy. Pożytecznie będzie również się dowiedzieć, czy sąsiednie posesje są podpiwniczone i czy piwnice są suche. Może się zdarzyć tak, że rów nie zawsze odprowadza wodę i bywa przepełniony, i w takiej sytuacji zamiast odwadniać - nawadnia działkę. Rów melioracyjny stanowi zagrożenie dla małych dzieci - o ile ich nie pilnujemy.
AK
dom.wp

Jak ograniczyć ryzyko kupując mieszkanie

W 2009 roku można się spodziewać bankructw wielu firm deweloperskich. Dlatego, stosując kilka prostych reguł, warto ograniczyć ryzyko zawarcia transakcji z deweloperem, który ma problemy finansowe i może upaść.

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem - wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami. Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich. Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.

- Nie można wykluczyć, że w tym roku będą bankructwa i upadłości firm deweloperskich, choć będzie to dotyczyło tylko mniejszych firm - mówi Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu. W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

- Szacujemy, że w tym roku sektor bankowy udzieli ok. 250 tys. hipotecznych kredytów mieszkaniowych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania - sięgającego nawet 30 proc.

- Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo - twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.
więcej na dom.wp

Jak ograniczyć ryzyko kupując mieszkanie

W 2009 roku można się spodziewać bankructw wielu firm deweloperskich. Dlatego, stosując kilka prostych reguł, warto ograniczyć ryzyko zawarcia transakcji z deweloperem, który ma problemy finansowe i może upaść.

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem - wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami. Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich. Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.

- Nie można wykluczyć, że w tym roku będą bankructwa i upadłości firm deweloperskich, choć będzie to dotyczyło tylko mniejszych firm - mówi Wojciech Ciurzyński, prezes Polnordu. W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

- Szacujemy, że w tym roku sektor bankowy udzieli ok. 250 tys. hipotecznych kredytów mieszkaniowych - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania - sięgającego nawet 30 proc.

- Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo - twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.
więcej na dom.wp

Depozyty coraz niżej oprocentowane

Banki tną oprocentowanie lokat, ale nadal można znaleźć takie, które przynoszą 7 czy 8 proc. – wynika z najnowszego ratingu lokat Open Finance.
Rada Polityki Pieniężnej (RPP) już trzykrotnie obcięła stopy procentowe, w sumie o 1,75 punktu procentowego. To spowodowało, że ostro w dół poszły też rynkowe stopy i na przykład trzymiesięczny WIBOR aktualnie ma wartość 4,71 proc., a więc niższą o ponad dwa punkty procentowe niż przed rozpoczęciem cyklu obniżek. W takiej sytuacji banki masowo obcinają oprocentowanie swoich depozytów. Dotyczy to głównie lokat o dłuższym terminie zapadalności, bo można spodziewać się kolejnych obniżek stóp procentowych.

I tak jak można jeszcze znaleźć trzymiesięczny, czy półroczny depozyt na 8 proc., tak w przypadku rocznych lokat jedynie polisy lokacyjne (o tym, w jaki sposób funkcjonują, piszemy poniżej) są w stanie zagwarantować zysk nieco poniżej 8 proc. Ktoś, kto będzie chciał wpłacić pieniądze do banku na dwa lata, musi się obecnie liczyć z oprocentowaniem nieznacznie przekraczającym 6 proc.
W ofercie banków znajdziemy też propozycje przewyższające wspomniane stawki, ale są to lokaty o zmiennym oprocentowaniu. Te zaś nie są w obecnej sytuacji korzystne, bo można mieć niemal pewność, że w czasie trwania takiej lokaty bank obniży oprocentowanie w odpowiedzi na kolejne decyzje RPP. Do tego w zupełności nie wiemy, do jakiego poziomu może spaść to oprocentowanie. W takiej sytuacji zdecydowanie lepsze są lokaty o stałym oprocentowaniu.

Jak ocenialiśmy lokaty?

W związku z tym, że w ofercie banków coraz częściej pojawiają się depozyty o zmiennym oprocentowaniu, udoskonaliliśmy sposób oceny tych produktów. Lokaty o zmiennym oprocentowaniu mają notę obniżoną o jeden punkt. Ponadto, jak co miesiąc wzięliśmy pod uwagę zarówno tradycyjne lokaty, jak i te zakładane przez Internet, a także polisy lokacyjne. Jako że stawki lokat zmieniają się w zależności od wpłacanej kwoty i czasu trwania lokaty, uwzględniliśmy depozyty na 5 i 20 tys. PLN, zakładane na kwartał, pół roku, rok i dwa lata. Każdy z tych depozytów otrzymał ocenę z czterostopniowej skali. W ten sposób wytypowaliśmy 29 najlepszych lokat.

Kto najlepszy?

Najkorzystniejszą propozycję na 3 miesiące dla kwoty 5 i 20 tys. PLN ma Volkswagen Bank direct z oprocentowaniem 8,05 proc. w skali roku, ale w tym wypadku trzeba pamiętać o obowiązku założenia konta w banku. Najlepszy depozyt na pół roku ma z kolei nowy gracz na rynku czyli Allianz Bank, gdzie znajdziemy polisę lokacyjną przynoszącą 8,5 proc. w skali roku. W przypadku rocznego depozytu także warto udać się do Allianz Banku, który w tym wariancie oferuje 7,8 proc. na polisie. Widać, że bank stara się o pozyskanie nowych klientów i nadal utrzymuje przyzwoite stawki. Jego oferta dostępna jest na razie w 16 oddziałach i u agentów ubezpieczeniowych. Tymczasem w kategorii depozytów dwuletnich, najlepiej wypadają Toyota Bank i Noble Bank. Ten pierwszy dla kwoty 5 tys. PLN oferuje 6,4 proc., w drugim, wpłacając 20 tys. PLN, możemy liczyć na 6,5 proc.

Jak widać coraz częściej najlepsze depozyty mają formę polis lokacyjnych. Warto więc wyjaśnić istotę tego produktu. W zasadzie nie różni się on od lokaty o stałym oprocentowaniu, bo klient wpłaca pieniądze na określony okres i wie o ile więcej zostanie mu wypłacone. Ubezpieczeniowa forma powoduje jednak, że zyski nie są obciążone tzw. podatkiem Belki w wysokości 19 proc., który zapłacimy np. w przypadku tradycyjnej lokaty. Zwolnienie z tego podatku powoduje, że instytucje finansowe mogą zaproponować przyzwoite warunki i stąd tyle poliso-lokat dostało najwyższe noty w naszym ratingu. Trzeba jeszcze wytłumaczyć kwestię oprocentowania. W przypadku polis lokacyjnych banki podają często oprocentowanie brutto (my też uwzględniamy w zestawieniu tę stawkę) – czyli stawkę, która odpowiada danej polisie wysokością odsetek. Wyobraźmy sobie tradycyjną roczną lokatę na 7 proc. Po odjęciu podatku Belki okazuje się, że jej rzeczywiste oprocentowanie to 5,67 proc. Jeśli mamy poliso-lokatę na 5,67 proc. to dostaniemy do ręki odsetki liczone według tej stopy. Polisa na 5,67 proc. jest więc odpowiednikiem lokaty na 7 proc. Takie dwie różne stawki mogłyby jednak wprowadzać klientów w błąd, dlatego banki sprowadzają je niejako do wspólnego mianownika, podając oprocentowanie polisy po doliczeniu podatku.
Mateusz Ostrowski, Michał Sadrak
Open Finance

wp.pl

Depozyty coraz niżej oprocentowane

Banki tną oprocentowanie lokat, ale nadal można znaleźć takie, które przynoszą 7 czy 8 proc. – wynika z najnowszego ratingu lokat Open Finance.
Rada Polityki Pieniężnej (RPP) już trzykrotnie obcięła stopy procentowe, w sumie o 1,75 punktu procentowego. To spowodowało, że ostro w dół poszły też rynkowe stopy i na przykład trzymiesięczny WIBOR aktualnie ma wartość 4,71 proc., a więc niższą o ponad dwa punkty procentowe niż przed rozpoczęciem cyklu obniżek. W takiej sytuacji banki masowo obcinają oprocentowanie swoich depozytów. Dotyczy to głównie lokat o dłuższym terminie zapadalności, bo można spodziewać się kolejnych obniżek stóp procentowych.

I tak jak można jeszcze znaleźć trzymiesięczny, czy półroczny depozyt na 8 proc., tak w przypadku rocznych lokat jedynie polisy lokacyjne (o tym, w jaki sposób funkcjonują, piszemy poniżej) są w stanie zagwarantować zysk nieco poniżej 8 proc. Ktoś, kto będzie chciał wpłacić pieniądze do banku na dwa lata, musi się obecnie liczyć z oprocentowaniem nieznacznie przekraczającym 6 proc.
W ofercie banków znajdziemy też propozycje przewyższające wspomniane stawki, ale są to lokaty o zmiennym oprocentowaniu. Te zaś nie są w obecnej sytuacji korzystne, bo można mieć niemal pewność, że w czasie trwania takiej lokaty bank obniży oprocentowanie w odpowiedzi na kolejne decyzje RPP. Do tego w zupełności nie wiemy, do jakiego poziomu może spaść to oprocentowanie. W takiej sytuacji zdecydowanie lepsze są lokaty o stałym oprocentowaniu.

Jak ocenialiśmy lokaty?

W związku z tym, że w ofercie banków coraz częściej pojawiają się depozyty o zmiennym oprocentowaniu, udoskonaliliśmy sposób oceny tych produktów. Lokaty o zmiennym oprocentowaniu mają notę obniżoną o jeden punkt. Ponadto, jak co miesiąc wzięliśmy pod uwagę zarówno tradycyjne lokaty, jak i te zakładane przez Internet, a także polisy lokacyjne. Jako że stawki lokat zmieniają się w zależności od wpłacanej kwoty i czasu trwania lokaty, uwzględniliśmy depozyty na 5 i 20 tys. PLN, zakładane na kwartał, pół roku, rok i dwa lata. Każdy z tych depozytów otrzymał ocenę z czterostopniowej skali. W ten sposób wytypowaliśmy 29 najlepszych lokat.

Kto najlepszy?

Najkorzystniejszą propozycję na 3 miesiące dla kwoty 5 i 20 tys. PLN ma Volkswagen Bank direct z oprocentowaniem 8,05 proc. w skali roku, ale w tym wypadku trzeba pamiętać o obowiązku założenia konta w banku. Najlepszy depozyt na pół roku ma z kolei nowy gracz na rynku czyli Allianz Bank, gdzie znajdziemy polisę lokacyjną przynoszącą 8,5 proc. w skali roku. W przypadku rocznego depozytu także warto udać się do Allianz Banku, który w tym wariancie oferuje 7,8 proc. na polisie. Widać, że bank stara się o pozyskanie nowych klientów i nadal utrzymuje przyzwoite stawki. Jego oferta dostępna jest na razie w 16 oddziałach i u agentów ubezpieczeniowych. Tymczasem w kategorii depozytów dwuletnich, najlepiej wypadają Toyota Bank i Noble Bank. Ten pierwszy dla kwoty 5 tys. PLN oferuje 6,4 proc., w drugim, wpłacając 20 tys. PLN, możemy liczyć na 6,5 proc.

Jak widać coraz częściej najlepsze depozyty mają formę polis lokacyjnych. Warto więc wyjaśnić istotę tego produktu. W zasadzie nie różni się on od lokaty o stałym oprocentowaniu, bo klient wpłaca pieniądze na określony okres i wie o ile więcej zostanie mu wypłacone. Ubezpieczeniowa forma powoduje jednak, że zyski nie są obciążone tzw. podatkiem Belki w wysokości 19 proc., który zapłacimy np. w przypadku tradycyjnej lokaty. Zwolnienie z tego podatku powoduje, że instytucje finansowe mogą zaproponować przyzwoite warunki i stąd tyle poliso-lokat dostało najwyższe noty w naszym ratingu. Trzeba jeszcze wytłumaczyć kwestię oprocentowania. W przypadku polis lokacyjnych banki podają często oprocentowanie brutto (my też uwzględniamy w zestawieniu tę stawkę) – czyli stawkę, która odpowiada danej polisie wysokością odsetek. Wyobraźmy sobie tradycyjną roczną lokatę na 7 proc. Po odjęciu podatku Belki okazuje się, że jej rzeczywiste oprocentowanie to 5,67 proc. Jeśli mamy poliso-lokatę na 5,67 proc. to dostaniemy do ręki odsetki liczone według tej stopy. Polisa na 5,67 proc. jest więc odpowiednikiem lokaty na 7 proc. Takie dwie różne stawki mogłyby jednak wprowadzać klientów w błąd, dlatego banki sprowadzają je niejako do wspólnego mianownika, podając oprocentowanie polisy po doliczeniu podatku.
Mateusz Ostrowski, Michał Sadrak
Open Finance

wp.pl

Czy Polska będzie już wkrótce potrzebować pomocy MFW?

Czy grozi nam bankructwo w stylu Węgier i Islandii czy krajów bałtyckich? Nasze finanse publiczne są dziś jak szwajcarski ser, a gospodarka jest w poważnym niebezpieczeństwie. Jak bowiem będziemy zatykać owe dziury, jak finansować potężne deficyty?
Jak okiem sięgnąć brakuje na wszystko pieniędzy. Mamy dziurę budżetową Rostowskiego, którą dziś można oszacować nie na 18,5 mld zł, a realnie raczej na 50 - 60 mld zł, z nieuniknioną nowelizacją budżetu w połowie roku. A pamiętajmy, że nowelizacja budżetu to jednorazowe osłabienie waluty o 10 - 15 proc. Tak przynajmniej było w 2001 r.

Mniejsze wpływy
Wiemy również, że nie będzie już na pewno wzrostu ani 3,7 proc. PKB zapisanego w budżecie, a w czarnym scenariuszu nie będzie nawet wzrostu PKB zaplanowanego na 1,7 proc. Wzrost na poziomie zerowym będzie i tak niezły. Sytuacja może się jeszcze pogorszyć, gdyż ściągalność i wpływy podatkowe z pewnością zanurkują w tym roku, zwłaszcza te z podatków pośrednich, VAT-u i akcyzy, ale i z podatku CIT, a nawet PIT. Podobnie jak i podatków lokalnych. Wszystkie bowiem znacząco przeszacowano, w ogóle nie zakładając kryzysu. To niewątpliwie wpłynie na znaczące zmniejszenie zarówno dochodów budżetu państwa, jak i budżetów samorządowych.

Brak inwestycji
Znacząco zmniejszy się również w 2009 r. napływ inwestycji zagranicznych do Polski. Należy szacować, że z poziomu 10 mld EUR w 2008 r. do zaledwie 5 mld EUR. Wpływy z podatku VAT i akcyzy będą mniejsze i to o kilkadziesiąt miliardów złotych. I to nie tylko z powodu kryzysu gospodarczego, schładzania gospodarki, cięć inwestycyjnych, które właśnie zaordynował rząd i minister finansów, ale też z powodu poważnych błędów w zakresie projekcji budżetowej, błędów legislacyjnych oraz niedostosowania polskich przepisów do przepisów UE.

Bankructwa

Bankrutujące firmy i przedsiębiorstwa zawieszające swoją działalność, o których słyszymy codziennie, nie zapłacą przecież podatków ani PIT, ani VAT, ani akcyzy. Bezrobocie również znacznie ograniczy wpływy z PIT. Tylko w styczniu w Urzędach Pracy zarejestrowało się 250 tys. nowych bezrobotnych. Powracać będzie też do nas olbrzymia fala z Irlandii, Wielkiej Brytanii i innych krajów UE.

Kredyty

Polacy mają również coraz większe kłopoty ze spłatą swych kredytów. Tzw. złych kredytów gospodarstwa domowe mają już dziś około 10 mld zł. Te mogą już wkrótce przestać być obsługiwane. Powiększa się też skala wydatków socjalnych z budżetu, w związku z rosnącym bezrobociem. Między bajki z pewnością można włożyć pozycję 12 mld zł dochodów z prywatyzacji. Polski rząd musiałby znaleźć nie jednego szejka, który być może kupi polską GPW, ale co najmniej 100 takich szejków. Kto będzie dziś kupował polskie przedsiębiorstwa i resztówki tego, co pozostało po rabunkowej prywatyzacji, skoro można jeszcze trochę poczekać, aż część z nich po prostu zbankrutuje, bo nie będzie mogła zwrócić kredytów, nie otrzyma nowych. Już dziś wycena wielu z nich ma charakter śmieciowy.

Małe emerytury

Kolejna dziura w polskich finansach publicznych powstaje właśnie w systemie ubezpieczeń społecznych, na kontach ZUS i KRUS, po bezmyślnej obniżce składki rentowej o 4 pp. w zeszłym roku. Dodatkowo budżet musi wpompować 20 mld zł naszych pieniędzy do prawdziwej studni bez dna, jaką są obecnie fundusze emerytalne. W styczniu 2009 r. OFE straciły prawie 2 mld zł i nadal będą tracić w latach 2009 - 2010, najprawdopodobniej kolejne dziesiątki miliardów złotych, co zaowocuje kolejną dziurą rzędu 50 - 60 mld zł. Już wkrótce ZUS-owi zacznie brakować pieniędzy, które trzeba będzie gdzieś pożyczyć. Tylko od kogo pożyczać, skoro budżet państwa sam jest dziurawy?
Rosnące bezrobocie

Maleją pensje, rośnie szybko bezrobocie, a każdy procent wzrostu bezrobocia to ponad miliard złotych mniej wpływów do budżetu państwa. Pamiętajmy, że składki ZUS liczone są przecież od zarobków. Im większe bezrobocie, tym mniej składek. A rząd ze zwykłą pychą zaplanował w budżecie na 2009 r. zarówno wzrost zatrudnienia, jak i wzrost zarobków. Dotacja budżetowa do ZUS-u na ten rok, to kwota aż 37 mld zł. Kryzys przewróci więc nasz rynek pracy, ale również cały budżet FUS-u, pogłębiając skalę deficytu o dziesiątki miliardów złotych.

Kto zyskuje?
Tymczasem OFE odpowiedzialne za nasze emerytury z II filaru kupują akcje za nasze pieniądze na dołującej GPW. Tylko w styczniu 2009 r. kupiły je aż za 700 mln zł i to mimo całomiesięcznego spadku notowań na giełdzie. Mimo to minister finansów wraz z przedstawicielami OFE planują zwiększyć możliwość inwestowania za granicą przez OFE nawet do 30 proc. aktywów oraz pozwolić im na inwestowanie pieniędzy polskich emerytów w instrumenty pochodne i ryzykowne opcje.

20 zł po 10 latach

Właśnie wypłacono przez ZUS pierwszą emeryturę kapitałową w ramach II filara. Na skandalicznie niską kwotę zaledwie 918 zł 17 gr, z czego z rzekomego profesjonalnego 10-letniego inwestowania przez OFE wypracowano 23 zł 65 gr. Taka reforma zasługuje na Trybunał Stanu lub co najmniej komisję śledczą. Właściciele OFE, głównie zagraniczne banki i instytucje finansowe, zarabiały jednak przez te 10 lat i to całkiem nieźle. Niektórzy twierdzą, że było tego aż 3 mld zł, bo tracił budżet i tracili emeryci.

Państwo w długach

Straty, które zostaną poniesione w dobie najbliższych kilku lat, a może to być kwota nawet 50 - 60 mld zł, doprowadzą nie tylko do bankructwa FUS-u czy ZUS-u, nie tylko do bankructwa budżetu państwa, ale mogą wręcz doprowadzić do bankructwa całego państwa. OFE to system czarnej dziury, który wchłania każdą ilość środków i jest deficytowy już z założenia. Jest niekorzystny dla przyszłych emerytów i niezwykle kosztowny dla budżetu. Musi on ulec natychmiastowej radykalnej zmianie.

Nierealny deficyt

Widać też coraz bardziej skutki nierealnego deficytu i mechanicznych cięć wydatków budżetowych, jakie czekają resorty. Poczta zamyka placówki w małych miejscowościach. Sądy nie mają na rachunki za prąd i usługi pocztowe. Minister sprawiedliwości chce zlikwidować 120 wydziałów sądów grodzkich, co może skutecznie sparaliżować całe polskie sądownictwo. Gdańska policja ustala dzienny limit na paliwo rzędu 5 km i ma oszczędzać na prądzie. Ministerstwo Infrastruktury tnie pieniądze na drogi. To będzie zabójcze dla wszelkich prób wychodzenia Polski z kryzysu.

Oszukani?

Polska już wkrótce znajdzie się pod ogromną presją z powodu błędów pełnionych w walce z kryzysem. Czy w tej sytuacji rzeczywiście Polacy mogą spać spokojnie? Pamiętajmy, że MFW pomaga krajom w tarapatach finansowych, głównie bankrutom. Jeśli prawdą jest, że Polska prowadzi poufne rozmowy z MFW o ewentualnej pożyczce walutowej, chodzi o kwotę od 5 - 10 mld EUR, to sytuacja musi być znacznie poważniejsza niż się to wielu wydaje, a polskie społeczeństwo nie jest uczciwie informowane o skali tych zagrożeń.

Janusz Szewczak
Autor jest niezależnym analitykiem gospodarczym
wp.pl

Czy Polska będzie już wkrótce potrzebować pomocy MFW?

Czy grozi nam bankructwo w stylu Węgier i Islandii czy krajów bałtyckich? Nasze finanse publiczne są dziś jak szwajcarski ser, a gospodarka jest w poważnym niebezpieczeństwie. Jak bowiem będziemy zatykać owe dziury, jak finansować potężne deficyty?
Jak okiem sięgnąć brakuje na wszystko pieniędzy. Mamy dziurę budżetową Rostowskiego, którą dziś można oszacować nie na 18,5 mld zł, a realnie raczej na 50 - 60 mld zł, z nieuniknioną nowelizacją budżetu w połowie roku. A pamiętajmy, że nowelizacja budżetu to jednorazowe osłabienie waluty o 10 - 15 proc. Tak przynajmniej było w 2001 r.

Mniejsze wpływy
Wiemy również, że nie będzie już na pewno wzrostu ani 3,7 proc. PKB zapisanego w budżecie, a w czarnym scenariuszu nie będzie nawet wzrostu PKB zaplanowanego na 1,7 proc. Wzrost na poziomie zerowym będzie i tak niezły. Sytuacja może się jeszcze pogorszyć, gdyż ściągalność i wpływy podatkowe z pewnością zanurkują w tym roku, zwłaszcza te z podatków pośrednich, VAT-u i akcyzy, ale i z podatku CIT, a nawet PIT. Podobnie jak i podatków lokalnych. Wszystkie bowiem znacząco przeszacowano, w ogóle nie zakładając kryzysu. To niewątpliwie wpłynie na znaczące zmniejszenie zarówno dochodów budżetu państwa, jak i budżetów samorządowych.

Brak inwestycji
Znacząco zmniejszy się również w 2009 r. napływ inwestycji zagranicznych do Polski. Należy szacować, że z poziomu 10 mld EUR w 2008 r. do zaledwie 5 mld EUR. Wpływy z podatku VAT i akcyzy będą mniejsze i to o kilkadziesiąt miliardów złotych. I to nie tylko z powodu kryzysu gospodarczego, schładzania gospodarki, cięć inwestycyjnych, które właśnie zaordynował rząd i minister finansów, ale też z powodu poważnych błędów w zakresie projekcji budżetowej, błędów legislacyjnych oraz niedostosowania polskich przepisów do przepisów UE.

Bankructwa

Bankrutujące firmy i przedsiębiorstwa zawieszające swoją działalność, o których słyszymy codziennie, nie zapłacą przecież podatków ani PIT, ani VAT, ani akcyzy. Bezrobocie również znacznie ograniczy wpływy z PIT. Tylko w styczniu w Urzędach Pracy zarejestrowało się 250 tys. nowych bezrobotnych. Powracać będzie też do nas olbrzymia fala z Irlandii, Wielkiej Brytanii i innych krajów UE.

Kredyty

Polacy mają również coraz większe kłopoty ze spłatą swych kredytów. Tzw. złych kredytów gospodarstwa domowe mają już dziś około 10 mld zł. Te mogą już wkrótce przestać być obsługiwane. Powiększa się też skala wydatków socjalnych z budżetu, w związku z rosnącym bezrobociem. Między bajki z pewnością można włożyć pozycję 12 mld zł dochodów z prywatyzacji. Polski rząd musiałby znaleźć nie jednego szejka, który być może kupi polską GPW, ale co najmniej 100 takich szejków. Kto będzie dziś kupował polskie przedsiębiorstwa i resztówki tego, co pozostało po rabunkowej prywatyzacji, skoro można jeszcze trochę poczekać, aż część z nich po prostu zbankrutuje, bo nie będzie mogła zwrócić kredytów, nie otrzyma nowych. Już dziś wycena wielu z nich ma charakter śmieciowy.

Małe emerytury

Kolejna dziura w polskich finansach publicznych powstaje właśnie w systemie ubezpieczeń społecznych, na kontach ZUS i KRUS, po bezmyślnej obniżce składki rentowej o 4 pp. w zeszłym roku. Dodatkowo budżet musi wpompować 20 mld zł naszych pieniędzy do prawdziwej studni bez dna, jaką są obecnie fundusze emerytalne. W styczniu 2009 r. OFE straciły prawie 2 mld zł i nadal będą tracić w latach 2009 - 2010, najprawdopodobniej kolejne dziesiątki miliardów złotych, co zaowocuje kolejną dziurą rzędu 50 - 60 mld zł. Już wkrótce ZUS-owi zacznie brakować pieniędzy, które trzeba będzie gdzieś pożyczyć. Tylko od kogo pożyczać, skoro budżet państwa sam jest dziurawy?
Rosnące bezrobocie

Maleją pensje, rośnie szybko bezrobocie, a każdy procent wzrostu bezrobocia to ponad miliard złotych mniej wpływów do budżetu państwa. Pamiętajmy, że składki ZUS liczone są przecież od zarobków. Im większe bezrobocie, tym mniej składek. A rząd ze zwykłą pychą zaplanował w budżecie na 2009 r. zarówno wzrost zatrudnienia, jak i wzrost zarobków. Dotacja budżetowa do ZUS-u na ten rok, to kwota aż 37 mld zł. Kryzys przewróci więc nasz rynek pracy, ale również cały budżet FUS-u, pogłębiając skalę deficytu o dziesiątki miliardów złotych.

Kto zyskuje?
Tymczasem OFE odpowiedzialne za nasze emerytury z II filaru kupują akcje za nasze pieniądze na dołującej GPW. Tylko w styczniu 2009 r. kupiły je aż za 700 mln zł i to mimo całomiesięcznego spadku notowań na giełdzie. Mimo to minister finansów wraz z przedstawicielami OFE planują zwiększyć możliwość inwestowania za granicą przez OFE nawet do 30 proc. aktywów oraz pozwolić im na inwestowanie pieniędzy polskich emerytów w instrumenty pochodne i ryzykowne opcje.

20 zł po 10 latach

Właśnie wypłacono przez ZUS pierwszą emeryturę kapitałową w ramach II filara. Na skandalicznie niską kwotę zaledwie 918 zł 17 gr, z czego z rzekomego profesjonalnego 10-letniego inwestowania przez OFE wypracowano 23 zł 65 gr. Taka reforma zasługuje na Trybunał Stanu lub co najmniej komisję śledczą. Właściciele OFE, głównie zagraniczne banki i instytucje finansowe, zarabiały jednak przez te 10 lat i to całkiem nieźle. Niektórzy twierdzą, że było tego aż 3 mld zł, bo tracił budżet i tracili emeryci.

Państwo w długach

Straty, które zostaną poniesione w dobie najbliższych kilku lat, a może to być kwota nawet 50 - 60 mld zł, doprowadzą nie tylko do bankructwa FUS-u czy ZUS-u, nie tylko do bankructwa budżetu państwa, ale mogą wręcz doprowadzić do bankructwa całego państwa. OFE to system czarnej dziury, który wchłania każdą ilość środków i jest deficytowy już z założenia. Jest niekorzystny dla przyszłych emerytów i niezwykle kosztowny dla budżetu. Musi on ulec natychmiastowej radykalnej zmianie.

Nierealny deficyt

Widać też coraz bardziej skutki nierealnego deficytu i mechanicznych cięć wydatków budżetowych, jakie czekają resorty. Poczta zamyka placówki w małych miejscowościach. Sądy nie mają na rachunki za prąd i usługi pocztowe. Minister sprawiedliwości chce zlikwidować 120 wydziałów sądów grodzkich, co może skutecznie sparaliżować całe polskie sądownictwo. Gdańska policja ustala dzienny limit na paliwo rzędu 5 km i ma oszczędzać na prądzie. Ministerstwo Infrastruktury tnie pieniądze na drogi. To będzie zabójcze dla wszelkich prób wychodzenia Polski z kryzysu.

Oszukani?

Polska już wkrótce znajdzie się pod ogromną presją z powodu błędów pełnionych w walce z kryzysem. Czy w tej sytuacji rzeczywiście Polacy mogą spać spokojnie? Pamiętajmy, że MFW pomaga krajom w tarapatach finansowych, głównie bankrutom. Jeśli prawdą jest, że Polska prowadzi poufne rozmowy z MFW o ewentualnej pożyczce walutowej, chodzi o kwotę od 5 - 10 mld EUR, to sytuacja musi być znacznie poważniejsza niż się to wielu wydaje, a polskie społeczeństwo nie jest uczciwie informowane o skali tych zagrożeń.

Janusz Szewczak
Autor jest niezależnym analitykiem gospodarczym
wp.pl

Koniec pozwoleń na budowę?

Starosta uzyska tylko 30 dni na zarejestrowanie budowy. Po ich upływie inwestor będzie mógł przystąpić do prac.
W Sejmie odbyło się wczoraj trzecie czytanie projektu nowelizacji prawa budowlanego. Ma on uprościć prowadzenie inwestycji budowlanych.

- Dziś projekt powinien zostać przyjęty, bo cała koalicja jest za jego przyjęciem. Jeżeli tak się stanie, to już za pół roku uproszczone procedury budowlane powinny obowiązywać - mówi poseł PO Aldona Młyńczak.

Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Tryb uproszczony nie będzie wymagał ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczy rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty. Będzie on miał 30 dni na sprawdzenie prawidłowości zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy. Jeżeli inwestor nie wypełni obowiązków, to starosta będzie mógł w terminie 30 dni zgłosić sprzeciw. Wtedy inwestor musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

- Zamiana pozwolenia na budowę na procedurę rejestracji inwestycji budowlanej niczego nie zmieni, bowiem inwestor ma przedstawiać u starosty te same dokumenty, jak np. projekt budowlany wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami. Zmieni się więc tylko nazwa całej procedury - uważa Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Nie każda inwestycja będzie mogła być prowadzona według uproszczonych procedur, wyłącznie po jej zarejestrowaniu. Projekt nowelizacji przewiduje bowiem, że jeżeli urzędnik uzna, że inwestycja znacząco wpływa na środowisko lub obszar Natura 2000, to inwestor nadal musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

Projekt przewiduje też szybsze procedury kończenia inwestycji budowlanych. Jeżeli obiekt został wzniesiony na podstawie zgłoszenia, to jego użytkowanie stanie się możliwe już po upływie 21 dni od dnia doręczenia zawiadomienia o zakończeniu prac. W tym czasie urzędnik będzie mógł zgłosić swój sprzeciw oraz dokonać kontroli budowy w celu stwierdzenia, czy wszystko zostało wykonane zgodnie z projektem.

- Pozwolenie na użytkowanie budynku jest niczym innym, jak m.in. potwierdzeniem wcześniej stwierdzonych przez kierownika budowy, inspektora nadzoru i projektanta faktów, że dany obiekt został wykonany zgodnie z projektem i sztuką budowlaną - wyjaśnia Andrzej Dobrucki, wiceprezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Dodaje, że likwidacja tego pozwolenia jest więc dobrym rozwiązaniem.
interia,pl/gazetaprawna Piątek, 13 lutego (07:30)

Koniec pozwoleń na budowę?

Starosta uzyska tylko 30 dni na zarejestrowanie budowy. Po ich upływie inwestor będzie mógł przystąpić do prac.
W Sejmie odbyło się wczoraj trzecie czytanie projektu nowelizacji prawa budowlanego. Ma on uprościć prowadzenie inwestycji budowlanych.

- Dziś projekt powinien zostać przyjęty, bo cała koalicja jest za jego przyjęciem. Jeżeli tak się stanie, to już za pół roku uproszczone procedury budowlane powinny obowiązywać - mówi poseł PO Aldona Młyńczak.

Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Tryb uproszczony nie będzie wymagał ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczy rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty. Będzie on miał 30 dni na sprawdzenie prawidłowości zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy. Jeżeli inwestor nie wypełni obowiązków, to starosta będzie mógł w terminie 30 dni zgłosić sprzeciw. Wtedy inwestor musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

- Zamiana pozwolenia na budowę na procedurę rejestracji inwestycji budowlanej niczego nie zmieni, bowiem inwestor ma przedstawiać u starosty te same dokumenty, jak np. projekt budowlany wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami. Zmieni się więc tylko nazwa całej procedury - uważa Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Nie każda inwestycja będzie mogła być prowadzona według uproszczonych procedur, wyłącznie po jej zarejestrowaniu. Projekt nowelizacji przewiduje bowiem, że jeżeli urzędnik uzna, że inwestycja znacząco wpływa na środowisko lub obszar Natura 2000, to inwestor nadal musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

Projekt przewiduje też szybsze procedury kończenia inwestycji budowlanych. Jeżeli obiekt został wzniesiony na podstawie zgłoszenia, to jego użytkowanie stanie się możliwe już po upływie 21 dni od dnia doręczenia zawiadomienia o zakończeniu prac. W tym czasie urzędnik będzie mógł zgłosić swój sprzeciw oraz dokonać kontroli budowy w celu stwierdzenia, czy wszystko zostało wykonane zgodnie z projektem.

- Pozwolenie na użytkowanie budynku jest niczym innym, jak m.in. potwierdzeniem wcześniej stwierdzonych przez kierownika budowy, inspektora nadzoru i projektanta faktów, że dany obiekt został wykonany zgodnie z projektem i sztuką budowlaną - wyjaśnia Andrzej Dobrucki, wiceprezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Dodaje, że likwidacja tego pozwolenia jest więc dobrym rozwiązaniem.
interia,pl/gazetaprawna Piątek, 13 lutego (07:30)

Nowe, kreatywne sposoby zakupu nieruchomości

Chociaż oprocentowanie kredytów hipotecznych w Stanach spadło do najniższego poziomu od 30 lat, niektórym osobom noszące się z zamiarem kupna domu omijają banki szerokim łukiem i nawet nie dysponując wystarczająco wysokimi dochodami lub zdolnością kredytową, udaje się uzyskać warunki lepsze, niż przeciętnie oferowane na rynku.

Gdzie jest haczyk? Otóż kupiec musi przekazać posiadany portfel papierów wartościowych firmie zajmującej się alternatywnymi usługami finansowymi, na okres od trzech do dziesięciu lat, otrzymując przy takiej transakcji 80 proc. bieżącej wartości zbywanych aktywów i uprawniając pożyczkodawcę do dowolnego dysponowania swoimi akcjami. Po trzech do dziesięciu latach spłacania oprocentowania na poziomie 3 proc. do 5 proc., o ile udało mu się spłacić pierwotną wysokość zaciągniętej pożyczki, nabywca nieruchomości otrzymuje swojej papiery wartościowe z powrotem.

- Jeżeli po tym okresie akcje pójdą w górę, każda ze stron zyskuje - mówi Jason Jepson, rzecznik świadczącej takie właśnie, alternatywne usługi finansowe firmy Grander Financial z Irvine w Kalifornii.

Tak działająca pożyczka hipoteczna zabezpieczona papierami wartościowymi to tylko jeden ze sposobów kreatywnego podejścia do kupna nieruchomości na rynku, na którym trudno uzyskać kredyt bankowy. Rozwiązania takie są stosowane, gdy poziom kapitału w systemie spada -- są jednak wyjścia lepsze i gorsze.

Kreatywne - tak, ale nie nowe

Jak się okazuje, takie sposoby finansowania zakupów czterech kątów nie są specjalnie nowe. Uciekano się do nich już w przeszłości, podczas wcześniejszych zawirowań gospodarczych.

- Wiele nowych produktów hipotecznych, jakie się pojawiają, to powtórki z przeszłości - mówi Anthony Sanders, profesor finansów rynku nieruchomości Arizona State University. - [Są to] odmiany pożyczek hipotecznych, jakie były popularne na cechującym się wysoką inflacją i wysokimi stopami procentowymi przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku.

Weźmy, na przykład, dwuetapowy kredyt hipoteczny, czyli kredyt o stałym oprocentowaniu rozłożony na 40 lat, który następnie po 10 latach zmienia się na kredyt o oprocentowaniu zmiennym. Czterdziestoletnie kredyty hipoteczne oferują zazwyczaj niższe miesięczne spłaty kapitału, niż kredyty dwuetapowe, ich oprocentowanie jest jednak przeważnie wyższe. Aby przekonać się, że tańszy jest kredyt dwuetapowy, trzeba wykonać parę obliczeń.

interia.pl/forbes

Nowe, kreatywne sposoby zakupu nieruchomości

Chociaż oprocentowanie kredytów hipotecznych w Stanach spadło do najniższego poziomu od 30 lat, niektórym osobom noszące się z zamiarem kupna domu omijają banki szerokim łukiem i nawet nie dysponując wystarczająco wysokimi dochodami lub zdolnością kredytową, udaje się uzyskać warunki lepsze, niż przeciętnie oferowane na rynku.

Gdzie jest haczyk? Otóż kupiec musi przekazać posiadany portfel papierów wartościowych firmie zajmującej się alternatywnymi usługami finansowymi, na okres od trzech do dziesięciu lat, otrzymując przy takiej transakcji 80 proc. bieżącej wartości zbywanych aktywów i uprawniając pożyczkodawcę do dowolnego dysponowania swoimi akcjami. Po trzech do dziesięciu latach spłacania oprocentowania na poziomie 3 proc. do 5 proc., o ile udało mu się spłacić pierwotną wysokość zaciągniętej pożyczki, nabywca nieruchomości otrzymuje swojej papiery wartościowe z powrotem.

- Jeżeli po tym okresie akcje pójdą w górę, każda ze stron zyskuje - mówi Jason Jepson, rzecznik świadczącej takie właśnie, alternatywne usługi finansowe firmy Grander Financial z Irvine w Kalifornii.

Tak działająca pożyczka hipoteczna zabezpieczona papierami wartościowymi to tylko jeden ze sposobów kreatywnego podejścia do kupna nieruchomości na rynku, na którym trudno uzyskać kredyt bankowy. Rozwiązania takie są stosowane, gdy poziom kapitału w systemie spada -- są jednak wyjścia lepsze i gorsze.

Kreatywne - tak, ale nie nowe

Jak się okazuje, takie sposoby finansowania zakupów czterech kątów nie są specjalnie nowe. Uciekano się do nich już w przeszłości, podczas wcześniejszych zawirowań gospodarczych.

- Wiele nowych produktów hipotecznych, jakie się pojawiają, to powtórki z przeszłości - mówi Anthony Sanders, profesor finansów rynku nieruchomości Arizona State University. - [Są to] odmiany pożyczek hipotecznych, jakie były popularne na cechującym się wysoką inflacją i wysokimi stopami procentowymi przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku.

Weźmy, na przykład, dwuetapowy kredyt hipoteczny, czyli kredyt o stałym oprocentowaniu rozłożony na 40 lat, który następnie po 10 latach zmienia się na kredyt o oprocentowaniu zmiennym. Czterdziestoletnie kredyty hipoteczne oferują zazwyczaj niższe miesięczne spłaty kapitału, niż kredyty dwuetapowe, ich oprocentowanie jest jednak przeważnie wyższe. Aby przekonać się, że tańszy jest kredyt dwuetapowy, trzeba wykonać parę obliczeń.

interia.pl/forbes

Kredyty płyną, ale już powoli

Styczniowy przyrost portfela kredytowego w krajowych bankach należy do największych w historii - pisze "Parkiet".
Jednak zawdzięczamy go w przeważającej mierze spadkowi kursu naszej waluty, który zwiększył złotową wartość kredytów denominowanych w walutach obcych. Wzrost wartości portfela kredytowego wynikający z faktycznego udzielania nowych pożyczek można szacować na niecałe 5 mld złotych.

Ekonomiści spodziewają się, że z każdym miesiącem sytuacja potencjalnych kredytobiorców będzie się pogarszać.

Na razie szybko rosną natomiast depozyty. Oszczędności Polaków w bankach w styczniu wzrosły o niemal 10 mld złotych. To efekt wciąż wysokich stawek oprocentowania w wielu bankach i nadal dobrej sytuacji finansowej konsumentów. Rosnące bezrobocie sprawi, że w portfelach Polaków będzie coraz mniej gotówki, jaką można by przeznaczyć na lokaty bankowe.

źródło informacji: PAP/Parkiet

Kredyty płyną, ale już powoli

Styczniowy przyrost portfela kredytowego w krajowych bankach należy do największych w historii - pisze "Parkiet".
Jednak zawdzięczamy go w przeważającej mierze spadkowi kursu naszej waluty, który zwiększył złotową wartość kredytów denominowanych w walutach obcych. Wzrost wartości portfela kredytowego wynikający z faktycznego udzielania nowych pożyczek można szacować na niecałe 5 mld złotych.

Ekonomiści spodziewają się, że z każdym miesiącem sytuacja potencjalnych kredytobiorców będzie się pogarszać.

Na razie szybko rosną natomiast depozyty. Oszczędności Polaków w bankach w styczniu wzrosły o niemal 10 mld złotych. To efekt wciąż wysokich stawek oprocentowania w wielu bankach i nadal dobrej sytuacji finansowej konsumentów. Rosnące bezrobocie sprawi, że w portfelach Polaków będzie coraz mniej gotówki, jaką można by przeznaczyć na lokaty bankowe.

źródło informacji: PAP/Parkiet

Firmy zabierają z banków pieniądze

Banki już drugi miesiąc z rzędu odmawiają firmom nowych kredytów - wynika z danych NBP. Jak informuje "Gazeta Wyborcza" w styczniu, tak samo jak w grudniu, zadłużenie przedsiębiorców w bankach prawie nie wzrosło - poszło w górę o symboliczne 2,3 proc. A i to głównie z powodu wzrostu kursów walut.
Jak pisze "GW", część odciętych od kredytów przedsiębiorców zmniejsza inwestycje, inni ratują się angażowaniem własnych pieniędzy. W styczniu po raz pierwszy od dawna mocno spadła wartość lokat firm. Przedsiębiorcy wycofali z banków aż 4,6 mld zł (czyli 3 proc. wszystkich zdeponowanych pieniędzy).

Z tego powodu banki mogłyby być w poważnych kłopotach, ale z powodzeniem przyciągają pieniądze ludności. Z danych NBP wynika, że w styczniu przynieśliśmy do banków aż 9,7 mld zł.

Hamuje także akcja kredytowa dla osób prywatnych. Bankowcy straszą, że może być gorzej. - W tej chwili depozyty pozyskiwane od klientów są właściwie jedynym sposobem na finansowanie kredytów - rozkłada ręce Bogusław Kott, prezes Banku Millennium. A Sławomir Sikora z Citi Handlowego przewiduje, że w tym roku zadłużenie firm w bankach może się wręcz zmniejszyć! To oznacza, że banki ściągną z firm stare kredyty, ale nie udzielą im nowych.

Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, ak/14.02.2009, godz. 08:39)

Firmy zabierają z banków pieniądze

Banki już drugi miesiąc z rzędu odmawiają firmom nowych kredytów - wynika z danych NBP. Jak informuje "Gazeta Wyborcza" w styczniu, tak samo jak w grudniu, zadłużenie przedsiębiorców w bankach prawie nie wzrosło - poszło w górę o symboliczne 2,3 proc. A i to głównie z powodu wzrostu kursów walut.
Jak pisze "GW", część odciętych od kredytów przedsiębiorców zmniejsza inwestycje, inni ratują się angażowaniem własnych pieniędzy. W styczniu po raz pierwszy od dawna mocno spadła wartość lokat firm. Przedsiębiorcy wycofali z banków aż 4,6 mld zł (czyli 3 proc. wszystkich zdeponowanych pieniędzy).

Z tego powodu banki mogłyby być w poważnych kłopotach, ale z powodzeniem przyciągają pieniądze ludności. Z danych NBP wynika, że w styczniu przynieśliśmy do banków aż 9,7 mld zł.

Hamuje także akcja kredytowa dla osób prywatnych. Bankowcy straszą, że może być gorzej. - W tej chwili depozyty pozyskiwane od klientów są właściwie jedynym sposobem na finansowanie kredytów - rozkłada ręce Bogusław Kott, prezes Banku Millennium. A Sławomir Sikora z Citi Handlowego przewiduje, że w tym roku zadłużenie firm w bankach może się wręcz zmniejszyć! To oznacza, że banki ściągną z firm stare kredyty, ale nie udzielą im nowych.

Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".
onet.pl/
(Gazeta Wyborcza, ak/14.02.2009, godz. 08:39)

Gigantyczne obniżki cen mieszkań

W nadchodzących miesiącach ceny mieszkań mogą spaść nawet o kilkanaście proc. - prognozują eksperci.
Jak ocenił główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacek Bielecki, sytuacja na rynku nieruchomości od kilku miesięcy jest zła. Sprzedaż mieszkań zaczęła spadać od połowy 2008 r., a teraz jest już dramatycznie niska - na poziomie 20 - 30 proc. w porównaniu z początkiem 2008 r.

Jak podkreślił, powodem tej sytuacji jest kryzys gospodarczy i w związku z tym duży problem w uzyskaniu w banku kredytu na zakup mieszkania. Z tego powodu popyt na rynku nieruchomości maleje, a deweloperzy nie rozpoczynają nowych inwestycji. W efekcie zmuszeni są do obniżania cen mieszkań.

Jak oceniła Katarzyna Siwek z Expandera, ceny na rynku nieruchomości mogą się w tym roku zmniejszyć nawet o 15 proc.

Z najnowszego raportu Szybko.pl i Expandera wynika, że w ujęciu rok do roku w styczniu br. najbardziej potaniały mieszkania w Opolu (o 12,4 proc.), w Krakowie (o 11,4 proc.) oraz w Sopocie (o 10,7 proc.). O 5 - 8 proc. pospadały także ceny mieszkań w Olsztynie (8,1 proc.), Wrocławiu (8 proc.), Katowicach (7,2 proc.), Gdańsku (5,7 proc.) i Warszawie (5,5 proc.).

Nadwyżka niesprzedanych mieszkań


Dalszy spadek cen na poziomie nawet 20 proc. przewiduje prof. Jacek Łaszek, doradca kierujący Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP.

"Mamy nadwyżkę niesprzedanych mieszkań, są wysokie ceny, dodatkowo - jako efekt zewnętrzny - pojawiły się problemy z finansowaniem inwestycji oraz konsumentów przez banki. Jeśli chodzi o prognozy, to dostępne dane i prowadzone przez nas analizy skłaniają do stwierdzenia, że nastąpi dalszy spadek cen na rynku nieruchomości, który szacujemy na około 15 - 20 proc." - powiedział Łaszek w wywiadzie dla serwisu NBPNews.
dom.wp.pl

Gigantyczne obniżki cen mieszkań

W nadchodzących miesiącach ceny mieszkań mogą spaść nawet o kilkanaście proc. - prognozują eksperci.
Jak ocenił główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacek Bielecki, sytuacja na rynku nieruchomości od kilku miesięcy jest zła. Sprzedaż mieszkań zaczęła spadać od połowy 2008 r., a teraz jest już dramatycznie niska - na poziomie 20 - 30 proc. w porównaniu z początkiem 2008 r.

Jak podkreślił, powodem tej sytuacji jest kryzys gospodarczy i w związku z tym duży problem w uzyskaniu w banku kredytu na zakup mieszkania. Z tego powodu popyt na rynku nieruchomości maleje, a deweloperzy nie rozpoczynają nowych inwestycji. W efekcie zmuszeni są do obniżania cen mieszkań.

Jak oceniła Katarzyna Siwek z Expandera, ceny na rynku nieruchomości mogą się w tym roku zmniejszyć nawet o 15 proc.

Z najnowszego raportu Szybko.pl i Expandera wynika, że w ujęciu rok do roku w styczniu br. najbardziej potaniały mieszkania w Opolu (o 12,4 proc.), w Krakowie (o 11,4 proc.) oraz w Sopocie (o 10,7 proc.). O 5 - 8 proc. pospadały także ceny mieszkań w Olsztynie (8,1 proc.), Wrocławiu (8 proc.), Katowicach (7,2 proc.), Gdańsku (5,7 proc.) i Warszawie (5,5 proc.).

Nadwyżka niesprzedanych mieszkań


Dalszy spadek cen na poziomie nawet 20 proc. przewiduje prof. Jacek Łaszek, doradca kierujący Zespołem ds. Rynku Nieruchomości w Instytucie Ekonomicznym NBP.

"Mamy nadwyżkę niesprzedanych mieszkań, są wysokie ceny, dodatkowo - jako efekt zewnętrzny - pojawiły się problemy z finansowaniem inwestycji oraz konsumentów przez banki. Jeśli chodzi o prognozy, to dostępne dane i prowadzone przez nas analizy skłaniają do stwierdzenia, że nastąpi dalszy spadek cen na rynku nieruchomości, który szacujemy na około 15 - 20 proc." - powiedział Łaszek w wywiadzie dla serwisu NBPNews.
dom.wp.pl

Czynsze w dół

Przez ostanie miesiące najemcy mieszkań musieli płacić za nie krocie. Kryzys w branży budowlanej wyraźnie sprzyjał wynajmującym. Teraz wszyscy, którzy nie mogą pozwolić sobie na zakup własnego „M” mogą trochę odetchnąć. Czynsze spadają!
Nie do końca sprawdziły się obawy ekspertów na to, jak rynek zareaguje na pogłębiający się kryzys finansowy. Początkowo przewidywano, że stawki wynajmu mogą ostro poszybować w górę. Na szczęście po chwilowej zwyżce na początku roku akademickiego teraz, jak informuje „Gazeta Wyborcza”, widać już tendencję spadkową.

Okazało się, że wywindowanie cen do niebotycznego poziomu nie może trwać w nieskończoność.

- Samodzielne wynajęcie kawalerki w Warszawie stało się nieosiągalne dla osoby o dochodach netto w granicach 2-2,5 tys. zł. Oznaczałoby to, że wydaje na wynajem ponad 60 proc. swoich dochodów! – mówi Marta Kosińska z serwisu Szybko.pl.

Wynajmujący też wolą zbyt nie ryzykować. Regularnie płacony czynsz, nawet jeżeli trochę niższy od oczekiwanej kwoty jest pewnym zarobkiem. Poza tym w ostatnim czasie na rynku pojawiło się więcej tanich mieszkań, ponieważ właściciele wolą poczekać ze sprzedażą niż pozbywać teraz, kiedy ceny nieruchomości spadają.
dom.wp.pl

Czynsze w dół

Przez ostanie miesiące najemcy mieszkań musieli płacić za nie krocie. Kryzys w branży budowlanej wyraźnie sprzyjał wynajmującym. Teraz wszyscy, którzy nie mogą pozwolić sobie na zakup własnego „M” mogą trochę odetchnąć. Czynsze spadają!
Nie do końca sprawdziły się obawy ekspertów na to, jak rynek zareaguje na pogłębiający się kryzys finansowy. Początkowo przewidywano, że stawki wynajmu mogą ostro poszybować w górę. Na szczęście po chwilowej zwyżce na początku roku akademickiego teraz, jak informuje „Gazeta Wyborcza”, widać już tendencję spadkową.

Okazało się, że wywindowanie cen do niebotycznego poziomu nie może trwać w nieskończoność.

- Samodzielne wynajęcie kawalerki w Warszawie stało się nieosiągalne dla osoby o dochodach netto w granicach 2-2,5 tys. zł. Oznaczałoby to, że wydaje na wynajem ponad 60 proc. swoich dochodów! – mówi Marta Kosińska z serwisu Szybko.pl.

Wynajmujący też wolą zbyt nie ryzykować. Regularnie płacony czynsz, nawet jeżeli trochę niższy od oczekiwanej kwoty jest pewnym zarobkiem. Poza tym w ostatnim czasie na rynku pojawiło się więcej tanich mieszkań, ponieważ właściciele wolą poczekać ze sprzedażą niż pozbywać teraz, kiedy ceny nieruchomości spadają.
dom.wp.pl

Nowe czy stare budownictwo?

Co wybrać? Mieszkanie w nowym czy starym budownictwie? Temat rzeka i można by dyskutować nocami. Postaramy się jednak przybliżyć pewne kwestie, na które trzeba zwrócić uwagę, kiedy zamierzamy wydać grubo ponad 250 tysięcy polskich złotych.
Nowe?

Zaletami nowego budownictwa jest chyba tylko jego kolorowość i coraz to zabawniejsze nazewnictwo np. „Wichrowe wzgórza”, „Wiszące ogrody”, Zielony raj” czy „Cesarskie ogrody”. Cudowne nazwy, tylko niekoniecznie ich moc znajduje odzwierciedlenie w stylu wykonania.

Z zewnątrz, każde osiedle jest ładne. Obszedłem, obejrzałem już wiele z nich i faktycznie mogą się podobać. Specjalni ludzie dbają o architekturę, a jeszcze więksi specjaliści zajmują się zielenią. Nie można, rzecz jasna, uogólniać ale większość z nowych osiedli została zbudowana tak szybko, że nawet mury nie zdążyły wyschnąć i ułożyć się.

Bardzo często, kiedy przejeżdżam obok nowych domów widzę jak ich nadzwyczajnie pastelowe kolory od dołu atakuje jakiś szarobrunatny kolor. To nic innego jak nieszczęsna wilgoć, która wedrze się wszędzie. Jeśli zobaczymy ją na zewnątrz, to najdalej za 2 miesiące będzie tuż za segmentem, za kolejne pół roku dotknie segmentu, a za kolejny rok… nie brnijmy dalej.

Jeśli uda się uchronić od wilgoci, to mamy duże szanse, że za rok, popękają nam ściany. Czasami dzieje się tak, że magiczna kreska pojawia się na środku sufitu, lub w rogach, gdzie są łączenia. Pojawia się problem, ponieważ trzeba gipsować, cekolować, malować…

Każdy budynek musi się ułożyć. Mury pracują, szczególnie intensywnie w pierwszej fazie. Wilgoci nie będzie jeśli mieszkanie w zamkniętym, lecz surowym stanie, postoi kilka miesięcy i w naturalny sposób zostanie przewentylowane.

Ciekawostką jest montowanie np. domofonów lub wyprowadzeń wody w łazienkach. Domofon znajduje się często w miejscu uniemożliwiającym zabudowę przedpokoju. Jeśli chcesz urządzić łazienkę, to okazuje się, że umywalka musi być w tym miejscu, gdzie -logicznie - powinna stać pralka lub prysznic (przypomina się film "Alternatywy 4"). Co zrobić? A zadzwonić po fachowców, którzy przyjdą z przecinakiem wykują w określonym miejscu rowek i puszczą instalację gdzie będziecie tylko chcieli (tylko 150zł). Tylko oni wiedzą gdzie kuć, żeby nie zrobić wykopaliska ze ściany. Jeśli chcesz zrobić to sam, to albo masz szczęście i szybko znajdziesz kabel, albo zryjesz pół ściany. Co wolisz?
dom.wp.pl

Nowe czy stare budownictwo?

Co wybrać? Mieszkanie w nowym czy starym budownictwie? Temat rzeka i można by dyskutować nocami. Postaramy się jednak przybliżyć pewne kwestie, na które trzeba zwrócić uwagę, kiedy zamierzamy wydać grubo ponad 250 tysięcy polskich złotych.
Nowe?

Zaletami nowego budownictwa jest chyba tylko jego kolorowość i coraz to zabawniejsze nazewnictwo np. „Wichrowe wzgórza”, „Wiszące ogrody”, Zielony raj” czy „Cesarskie ogrody”. Cudowne nazwy, tylko niekoniecznie ich moc znajduje odzwierciedlenie w stylu wykonania.

Z zewnątrz, każde osiedle jest ładne. Obszedłem, obejrzałem już wiele z nich i faktycznie mogą się podobać. Specjalni ludzie dbają o architekturę, a jeszcze więksi specjaliści zajmują się zielenią. Nie można, rzecz jasna, uogólniać ale większość z nowych osiedli została zbudowana tak szybko, że nawet mury nie zdążyły wyschnąć i ułożyć się.

Bardzo często, kiedy przejeżdżam obok nowych domów widzę jak ich nadzwyczajnie pastelowe kolory od dołu atakuje jakiś szarobrunatny kolor. To nic innego jak nieszczęsna wilgoć, która wedrze się wszędzie. Jeśli zobaczymy ją na zewnątrz, to najdalej za 2 miesiące będzie tuż za segmentem, za kolejne pół roku dotknie segmentu, a za kolejny rok… nie brnijmy dalej.

Jeśli uda się uchronić od wilgoci, to mamy duże szanse, że za rok, popękają nam ściany. Czasami dzieje się tak, że magiczna kreska pojawia się na środku sufitu, lub w rogach, gdzie są łączenia. Pojawia się problem, ponieważ trzeba gipsować, cekolować, malować…

Każdy budynek musi się ułożyć. Mury pracują, szczególnie intensywnie w pierwszej fazie. Wilgoci nie będzie jeśli mieszkanie w zamkniętym, lecz surowym stanie, postoi kilka miesięcy i w naturalny sposób zostanie przewentylowane.

Ciekawostką jest montowanie np. domofonów lub wyprowadzeń wody w łazienkach. Domofon znajduje się często w miejscu uniemożliwiającym zabudowę przedpokoju. Jeśli chcesz urządzić łazienkę, to okazuje się, że umywalka musi być w tym miejscu, gdzie -logicznie - powinna stać pralka lub prysznic (przypomina się film "Alternatywy 4"). Co zrobić? A zadzwonić po fachowców, którzy przyjdą z przecinakiem wykują w określonym miejscu rowek i puszczą instalację gdzie będziecie tylko chcieli (tylko 150zł). Tylko oni wiedzą gdzie kuć, żeby nie zrobić wykopaliska ze ściany. Jeśli chcesz zrobić to sam, to albo masz szczęście i szybko znajdziesz kabel, albo zryjesz pół ściany. Co wolisz?
dom.wp.pl

Dom wybudowany i co dalej?

Odetchnęliśmy z ulgą. Budowa domu ukończona. Tylko nasza działka przypomina pobojowisko. Przed nami „wielkie sprzątanie”.
W trakcie budowy do gleby przedostaje się wiele zanieczyszczeń, które mają niekorzystne oddziaływanie na glebę. W zasadzie ziemia po robotach budowlanych nie nadaje się do zasadzenia jakiejkolwiek roślinności.

W pierwszym etapie zagospodarowania działki należy ją starannie oczyścić z wszelkich „odpadów budowlanych”. Później koniecznością będzie zakup żyznej gleby. Jeżeli zależy nam na tym, aby roślinność mogła prawidłowo mogła się rozwijać i zdobić naszą posesje najlepiej zastosować glebę konfekcjonowaną dostępną w workach.

Nie wszystkie pozostałości po budowie trzeba wyrzucać. Niekiedy resztki ceramiczne czy gruz można wykorzystać, jeżeli planujemy posadzić krzewy czy kwiaty wymagającą drenującego podłoża.

Po oczyszczeniu działki większość z nas popełnia ten sam błąd, czyli pomija szczegółowe projektowanie przestrzeni wokół domu. Chcemy by nas ogród jak najszybciej się zazielenił i sadzimy rośliny „na gorąco”. Często zapominamy o prawidłowym oświetleniu, nawodnieniu ogrodu czy wygospodarowaniu miejsca na kompostownik. O te sprawy warto zadbać wcześniej – zaoszczędzimy czas, pieniądze i nerwy przy późniejszych poprawkach.

Rozmieszczenie efektownych punktów oświetlenia i prawidłowego nawodnienia umożliwia jedynie skrupulatnie wykonany projekt ogrodu. Można bez pośpiechu zaplanować miejsce wypoczynku, pomyśleć nad wkomponowaniem małej architektury. Aby wszystko to „miało ręce i nogi”, a roślinność nie ucierpiała trzeba pomiędzy poszczególnymi strefami ogrodowymi wytoczyć trakty komunikacyjne. W części ogrodu najdalej oddalonej od miejsca wypoczynku najlepiej zaplanować miejsce na składowanie odpadków.
dom.wp.pl

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies