Ze świata nieruchomości - strona 123

Umocnienie złotego jest warunkiem przyjęcia euro

Wczoraj warszawska giełda zyskiwała z minuty na minutę. Złoty podobnie. Wystarczyła jedna rządowa interwencja na rynku walutowym i jedna deklaracja, że negocjujemy szybkie wejście do przedsionka strefy euro, tzw. ERM2, by inwestorzy odzyskali optymizm.
Wczoraj indeks największych spółek WIG20 zyskiwał nawet ponad 6 proc. W górę ciągnęły go banki, do niedawna liderzy spadków. Walory największego Pekao SA zyskiwały nawet prawie 15 proc., BRE niemal 12 proc., a PKO BP ponad 9 proc. Dzięki temu nasza giełda znów była jedną z najlepszych w Europie.

Wcześniej akcje banków traciły nie tylko ze względu na obawy inwestorów dotyczące ich strat na toksycznych aktywach, ale także z powodu bardzo nieprzychylnego dla sektora finansowego raportu agencji ratingowej Moody's - mówi Piotr Kuczyński, główny analityk Xelion. Odbicie na giełdzie i wzrost kursu złotego zależeć będą od tego, czy nie zawalą się indeksy w USA i czy nasz rząd, zgodnie z zapowiedzią, będzie prowadził negocjacje w sprawie naszego wejścia do ERM2 - dodaje.

Pesymistą w sprawie przystąpienia do przedsionka strefy euro jeszcze w tym roku jest Alfred Adamiec, główny ekonomista Noble Banku. Dobrze, że rozpoczynamy negocjacje z instytucjami europejskimi, ale nie spodziewam się, by Polska została przyjęta do ERM2 przed końcem 2010 r. - mówi. Powodem opóźnienia mogą być zbyt duże wahania kursu złotego. Podobnego zdania jest Krzysztof Rybiński, partner Ernst & Young. Uważa, że realnym terminem przyjęcia euro jest dopiero 2014 r.

Eksperci są też zgodni, że rząd będzie negocjował parytet wymiany euro na poziomie 4-4,20 zł. Po wejściu do ERM2 każda waluta ma tendencje do umacniania. Jeśli wejdziemy do przedsionka po kursie ok. 4 zł, to złoty może się umocnić do ok. 3,8 zł i pewnie po takim kursie przyjmiemy wspólną walutę - wyjaśnia Piotr Kuczyński. Zdaniem ekspertów niższy kurs euro spowoduje, że Polska straci na konkurencyjności, a na to nie zgodzi się rząd.

Z Jarosławem Klepackim, dyrektorem departamentu gospodarki pieniężnej ECM SA, rozmawia Łukasz Pałka Interwencja rządu na rynku walutowym na razie podziałała. Na jak długo? W tej chwili efekt jest bardzo widoczny, bo złoty szybko zyskuje na sile. Jednak o sukcesie będziemy mogli mówić dopiero wtedy, gdy polska waluta zachowa stabilność co najmniej przez przyszły tydzień.

Czy można powiedzieć, że spekulanci przestraszyli się polskiego rządu? Najlepiej świadczy o tym fakt, że np. Goldman Sachs zdecydował o tym, że nie będzie dłużej grał na osłabienie złotego. Zarobił swoje i uznał, że nie będzie więcej ryzykował, bo na rynku pojawił się nowy gracz: polski rząd.

Który ma dużo pieniędzy ze środków unijnych, by wymieniać je na rynku... Rząd rozpoczął teraz ze spekulantami wojnę podjazdową. Niepewność jest duża, bo nie wiedzą oni, ile euro trafi w najbliższych dniach na rynek.

Takie działania wystarczą? Oczywiście, że nie. Trzeba się mocno trzymać planu wejścia do systemu ERM2 i prowadzić rozmowy z Europejskim Bankiem Centralnym.

Czy Rada Polityki Pieniężnej wstrzyma się z obniżką stóp w przyszłym tygodniu? Wydaje mi się, że tak. Sygnał dali Czesi, którzy powiedzieli, że więcej obniżek u nich nie będzie.

Dlatego ze względu na sytuację złotego również RPP może zdecydować o tym, że nie obetnie stóp. Po jakim kursie złotego powinniśmy wejść do ERM2? Na zbyt niski kurs, np. 4,80 zł za euro, nie zgodzi się EBC. Z kolei zbyt mocny złoty mógłby nas potem zmusić do zmiany parytetu, jak to było w przypadku Słowacji. Musimy być realistami. Myślę, że kurs zostanie ustalony bliżej poziomu 4 zł za euro, choć będzie to bardzo trudne.

POLSKA Dziennik Bałtycki
Beata Tomaszkiewicz Łukasz Pałka
wp.pl/P
olska Dziennik Bałtycki 2009-02-21 (09:38)

Chlebowski: pomoc dla bezrobotnych przy spłacie kredytów może być bezzwrotna

Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski powiedział w sobotę w TVN24, że pomoc rządu dla bezrobotnych przy spłacie kredytów hipotecznych może być bezzwrotna. Jak zastrzegł, ostateczny kształt projektu będzie znany w ciągu kilku dni.
Zdaniem premiera Donalda Tuska, na pomoc rządu dla bezrobotnych przy spłacie kredytów hipotecznych, będzie potrzebne ok. 300-400 mln zł. Kryterium skali pomocy - według szefa rządu - będzie "metraż albo wysokość miesięcznych zobowiązań wobec banku".

Chlebowski powiedział, że osoby, które tracą pracę będą musiały zarejestrować się w Powiatowym Urzędzie Pracy i wówczas przez rok, rząd - w ramach Funduszu Pracy - udzieli "wsparcia" przy spłacie kredytu hipotecznego takim osobom.

Jak dodał, nie wiadomo jeszcze, jaka będzie wysokość pomocy. Wszystko będzie zależało od miesięcznej raty spłaty (kredytu)" - zaznaczył Chlebowski. Wszystko na to wskazuje, że jest wielka szansa, żeby to była pomoc bezzwrotna - oświadczył szef klubu PO.

Chlebowski przewiduje, że pomoc rządu dla bezrobotnych przy spłacie kredytu, może być przeznaczona nawet dla kilkuset tysięcy osób.
wp.pl/
PAP 2009-02-21 (10:50)

Chlebowski: pomoc dla bezrobotnych przy spłacie kredytów może być bezzwrotna

Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski powiedział w sobotę w TVN24, że pomoc rządu dla bezrobotnych przy spłacie kredytów hipotecznych może być bezzwrotna. Jak zastrzegł, ostateczny kształt projektu będzie znany w ciągu kilku dni.
Zdaniem premiera Donalda Tuska, na pomoc rządu dla bezrobotnych przy spłacie kredytów hipotecznych, będzie potrzebne ok. 300-400 mln zł. Kryterium skali pomocy - według szefa rządu - będzie "metraż albo wysokość miesięcznych zobowiązań wobec banku".

Chlebowski powiedział, że osoby, które tracą pracę będą musiały zarejestrować się w Powiatowym Urzędzie Pracy i wówczas przez rok, rząd - w ramach Funduszu Pracy - udzieli "wsparcia" przy spłacie kredytu hipotecznego takim osobom.

Jak dodał, nie wiadomo jeszcze, jaka będzie wysokość pomocy. Wszystko będzie zależało od miesięcznej raty spłaty (kredytu)" - zaznaczył Chlebowski. Wszystko na to wskazuje, że jest wielka szansa, żeby to była pomoc bezzwrotna - oświadczył szef klubu PO.

Chlebowski przewiduje, że pomoc rządu dla bezrobotnych przy spłacie kredytu, może być przeznaczona nawet dla kilkuset tysięcy osób.
wp.pl/
PAP 2009-02-21 (10:50)

Rząd dopłaci tylko do tanich mieszkań

"Dziennik" ustalił, że zapowiadana rządowa dopłata do kredytów hipotecznych wyniesie około 500 złotych do każdej raty.
Jest szansa, że program ruszy już w kwietniu. Jednak ci, którzy mają duże mieszkania, nie mają na co liczyć - pisze gazeta. Takie osoby mogą bowiem w ostateczności zamienić mieszkania na tańsze - tłumaczy osoba blisko współpracująca z autorami rządowego pomysłu.

W praktyce - jak wyjaśnia Michał Boni, minister w kancelarii premiera odpowiadający za projekt - dopłata do raty wyniesie średnio ok. 500 zł. Państwo spłaci jednak najprawdopodobniej jedynie część raty. Pomoc będzie trwała przez rok.
Na razie nie wiadomo jeszcze, czy pożyczkę od państwa będzie trzeba oddać, czy też będą one umarzane. Premier Donald Tusk sugerował wczoraj, że raczej nie.

Więcej na ten temat w "Dzienniku".
wp.plIAR | 21.02.2009 | 03:20

Rząd dopłaci tylko do tanich mieszkań

"Dziennik" ustalił, że zapowiadana rządowa dopłata do kredytów hipotecznych wyniesie około 500 złotych do każdej raty.
Jest szansa, że program ruszy już w kwietniu. Jednak ci, którzy mają duże mieszkania, nie mają na co liczyć - pisze gazeta. Takie osoby mogą bowiem w ostateczności zamienić mieszkania na tańsze - tłumaczy osoba blisko współpracująca z autorami rządowego pomysłu.

W praktyce - jak wyjaśnia Michał Boni, minister w kancelarii premiera odpowiadający za projekt - dopłata do raty wyniesie średnio ok. 500 zł. Państwo spłaci jednak najprawdopodobniej jedynie część raty. Pomoc będzie trwała przez rok.
Na razie nie wiadomo jeszcze, czy pożyczkę od państwa będzie trzeba oddać, czy też będą one umarzane. Premier Donald Tusk sugerował wczoraj, że raczej nie.

Więcej na ten temat w "Dzienniku".
wp.plIAR | 21.02.2009 | 03:20

Do spekulacji na złotym przyznał się Goldman Sachs

Do spekulacji na naszej walucie przyznał się Goldman Sachs. W sprawach Europy Środkowej doradza mu były premier PiS Kazimierz Marcinkiewicz .

Wprawdzie bank twierdzi, że zaprzestał spekulacji jednak nasza waluta znów traci wobec euro, franka i dolara na fali złych nastrojów w regionie. Zdaniem analityków, jedyną szansą na odwrócenie trendu jest sprzedaż kolejnej transzy unijnych euro przez Bank Gospodarstwa Krajowego.

Goldman Sachs przyznał się do spekulacji na polskiej walucie, w wyniku której złoty bardzo stracił na wartości. W tym banku doradcą inwestycyjnym na Europę Centralną i Wschodnią jest Kazimierz Marcinkiewicz.

Były premier na antenie w TVN 24 zapewnił, że nigdy nie był doradcą w sprawach inwestycji walutowych, ale dziennikarzy, którzy go o to pytali, straszył sądem.

Wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna wierzy, że były premier za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości nie brał udziału w ataku na naszą walutę.

Wczoraj w specjalnym oświadczeniu do swoich klientów bank uznał, że dalsza spekulacja i gra na deprecjację czeskiej korony, węgierskiego forinta oraz polskiego złotego to w tej chwili zbyt duże ryzyko. Okazało się też, że międzynarodowa instytucja zarobiła na tej spekulacji nie - jak zakładała - 6 procent, ale prawie 8.

- Wczoraj wieczorem, po słabym otwarciu giełd w USA, złoty zaczął słabnąć i ten trend trwać będzie także w piątek. Niestety, nie sprzyja nam sytuacja w regionie i awersja do ryzyka widoczna także na rynku forinta i korony czeskiej - powiedział ekonomista Banku BPH Adam Antoniak.

Analityk zwraca uwagę, że w piątek nie ma żadnych istotnych publikacji w kraju oraz za granicą, więc tym bardziej nastroje na rynku będą decydowały o przebiegu sesji. A te są niestety bardzo słabe.

- Jedyną szansą na umocnienie polskiej waluty jest kolejny ruch BGK i sprzedaż unijnych euro na rynku. I tak prawdopodobnie się stanie, bowiem jak rząd wykonał pierwszy ruch, musi robić kolejne. Tym bardziej, że spekulanci na pewno powiedzą teraz 'sprawdzam' - powiedział Antoniak.

W piątek rano za jedno euro płacono 4,81 zł, za franka szwajcarskiego 3,24 zł, a za dolara 3,82 zł.

W czwartek późnym popołudniem euro kosztowało 4,75 zł, frank szwajcarski 3,21zł, a dolar 3,74 zł.

money.pl/2009-02-20 09:30:27

Do spekulacji na złotym przyznał się Goldman Sachs

Do spekulacji na naszej walucie przyznał się Goldman Sachs. W sprawach Europy Środkowej doradza mu były premier PiS Kazimierz Marcinkiewicz .

Wprawdzie bank twierdzi, że zaprzestał spekulacji jednak nasza waluta znów traci wobec euro, franka i dolara na fali złych nastrojów w regionie. Zdaniem analityków, jedyną szansą na odwrócenie trendu jest sprzedaż kolejnej transzy unijnych euro przez Bank Gospodarstwa Krajowego.

Goldman Sachs przyznał się do spekulacji na polskiej walucie, w wyniku której złoty bardzo stracił na wartości. W tym banku doradcą inwestycyjnym na Europę Centralną i Wschodnią jest Kazimierz Marcinkiewicz.

Były premier na antenie w TVN 24 zapewnił, że nigdy nie był doradcą w sprawach inwestycji walutowych, ale dziennikarzy, którzy go o to pytali, straszył sądem.

Wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna wierzy, że były premier za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości nie brał udziału w ataku na naszą walutę.

Wczoraj w specjalnym oświadczeniu do swoich klientów bank uznał, że dalsza spekulacja i gra na deprecjację czeskiej korony, węgierskiego forinta oraz polskiego złotego to w tej chwili zbyt duże ryzyko. Okazało się też, że międzynarodowa instytucja zarobiła na tej spekulacji nie - jak zakładała - 6 procent, ale prawie 8.

- Wczoraj wieczorem, po słabym otwarciu giełd w USA, złoty zaczął słabnąć i ten trend trwać będzie także w piątek. Niestety, nie sprzyja nam sytuacja w regionie i awersja do ryzyka widoczna także na rynku forinta i korony czeskiej - powiedział ekonomista Banku BPH Adam Antoniak.

Analityk zwraca uwagę, że w piątek nie ma żadnych istotnych publikacji w kraju oraz za granicą, więc tym bardziej nastroje na rynku będą decydowały o przebiegu sesji. A te są niestety bardzo słabe.

- Jedyną szansą na umocnienie polskiej waluty jest kolejny ruch BGK i sprzedaż unijnych euro na rynku. I tak prawdopodobnie się stanie, bowiem jak rząd wykonał pierwszy ruch, musi robić kolejne. Tym bardziej, że spekulanci na pewno powiedzą teraz 'sprawdzam' - powiedział Antoniak.

W piątek rano za jedno euro płacono 4,81 zł, za franka szwajcarskiego 3,24 zł, a za dolara 3,82 zł.

W czwartek późnym popołudniem euro kosztowało 4,75 zł, frank szwajcarski 3,21zł, a dolar 3,74 zł.

money.pl/2009-02-20 09:30:27

Rząd będzie pomagał ludziom w spłacaniu kredytów

Szef Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej potwierdził, że rząd przygotowuje ustawę umożliwiającą państwu spłatę części kredytów hipotecznych za prywatnych dłużników.
Zbigniew Chlebowski, który był gościem Salonu Politycznego Trójki, zastrzegł, że pomoc państwa będzie udzielana tylko w niektórych, uzasadnionych przypadkach.

Zbigniew Chlebowski podkreślił, że dłużnik, ubiegający się o pomoc państwa, musiałby spełnić wiele warunków. Przede wszystkim trzeba będzie udokumentować utratę dochodów i zawczasu uprzedzić bank o kłopotach finansowych. Pomoc miałaby formę pożyczki, lub pomocy bezzwrotnej.

Gość Polskiego Radia szacuje, że na tę formę pomocy w okresie kryzysu państwo przeznaczy do 300 do 400 milionów złotych. Pieniądze na ten cel pochodziłyby z Funduszu Pracy.

Zdaniem szefa Klubu PO ustawa powinna zostać opracowana najdalej w ciągu miesiąca.

interia.pl/2009-02-20 08:42:57

Rząd będzie pomagał ludziom w spłacaniu kredytów

Szef Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej potwierdził, że rząd przygotowuje ustawę umożliwiającą państwu spłatę części kredytów hipotecznych za prywatnych dłużników.
Zbigniew Chlebowski, który był gościem Salonu Politycznego Trójki, zastrzegł, że pomoc państwa będzie udzielana tylko w niektórych, uzasadnionych przypadkach.

Zbigniew Chlebowski podkreślił, że dłużnik, ubiegający się o pomoc państwa, musiałby spełnić wiele warunków. Przede wszystkim trzeba będzie udokumentować utratę dochodów i zawczasu uprzedzić bank o kłopotach finansowych. Pomoc miałaby formę pożyczki, lub pomocy bezzwrotnej.

Gość Polskiego Radia szacuje, że na tę formę pomocy w okresie kryzysu państwo przeznaczy do 300 do 400 milionów złotych. Pieniądze na ten cel pochodziłyby z Funduszu Pracy.

Zdaniem szefa Klubu PO ustawa powinna zostać opracowana najdalej w ciągu miesiąca.

interia.pl/2009-02-20 08:42:57

Potaniało o siedem procent!

Ogłoszenia biur nieruchomości i deweloperów są teraz w Czechach nudne - tylko "zniżka", "obniżka" i "bonus"... W ostatnim półroczu nieruchomości staniały tam średnio o siedem procent. Zdarzają się jednak prawdziwe okazje - dwupokojowe mieszkanie w praskiej dzielnicy Vysocany jesienią kosztowało 3,5 mln koron (euro = 29,60 koron), teraz już o 600 tysięcy mniej.

Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.

Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.

Krzysztof Mrówka, Interia.pl

źródło informacji: INTERIA.PL

interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)

Potaniało o siedem procent!

Ogłoszenia biur nieruchomości i deweloperów są teraz w Czechach nudne - tylko "zniżka", "obniżka" i "bonus"... W ostatnim półroczu nieruchomości staniały tam średnio o siedem procent. Zdarzają się jednak prawdziwe okazje - dwupokojowe mieszkanie w praskiej dzielnicy Vysocany jesienią kosztowało 3,5 mln koron (euro = 29,60 koron), teraz już o 600 tysięcy mniej.

Sprzedaż w tej branży spadła rok do roku o połowę. Do wzięcia jest 60 tys. mieszkań. Oczywistym powodem są światowy kryzys finansowy i twarde wymagania banków odnośnie do kredytów hipotecznych. Niepewni klienci odkładają kupno mieszkań i domów. Efektem są duże spadki cen. W Brnie w pół roku ceny zniżkowały o 11,3 procent, w Hradec Kralove o 7,5 procent, w Ołomuńcu cena metra kwadratowego jest teraz najniższa spośród miast tej wielkości. Sprzedający czekają na nabywców nawet rok (wcześniej 2-3 miesiące). Właściciele nie chcą schodzić z ceną, kupujący czekają na obniżkę. Kontredans trwa. Szczególnie w Pradze. Ceny lutowe wobec stycznia i tak są tam niższe o 100 tys. koron (2,3 mln koron za dwa pokoje z kuchnią). Analitycy twierdzą, że od połowy roku ceny zaczną rosnąć - nie dotyczy to jednak domów na obrzeżach miast.

Jak sobie radzą deweloperzy? Np. w Hradec Kralove niesprzedane mieszkania są do wynajęcia. Zainteresowanie tą formą rośnie.

Krzysztof Mrówka, Interia.pl

źródło informacji: INTERIA.PL

interia.pl/Piątek, 20 lutego (06:00)

Ceny nieruchomości "stygną"

Sytuacja na rynku nieruchomości, podobnie jak w większości gałęzi gospodarki, zmieniła się diametralnie w ciągu ostatniego roku. Coraz częściej pojawiające się hasło "kryzys" stało się w ostatnim czasie wręcz wszechobecne.

O ile branże produkcyjne i usługowe nie odczuły jeszcze dotkliwie spowolnienia gospodarczego, to rynek nieruchomości wyhamował gwałtownie. Wrażenie to potęguje dodatkowo zestawienie obecnych wyników tej branży z tymi, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić przez ostatnie lata.

Nadal będzie spadać

Na rynku doszło nie tyle do ustabilizowania cen, co do ich gwałtownego spadku. W IV kwartale 2008 r. ceny ofertowe (należy pamiętać, że ceny transakcyjne bywają niższe o 10-15 proc.) we wszystkich dużych miastach w Polsce były niższe niż w analogicznym okresie 2007 r. Początek 2009 r. pogłębił tę różnicę.


MoneyExpert

Źródło: Ceny ofertowe gratka.pl, otodom.pl

Analiza sytuacji makroekonomicznej oraz sektora bankowości (ten był największym motorem rozwoju polskiego rynku nieruchomości) wykazuje, że przynajmniej do połowy 2009 r. nadal będziemy mieli do czynienia ze spadkiem cen nieruchomości. Perspektywa nagłej poprawy sytuacji jest raczej mało prawdopodobna, zważywszy na symptomy kryzysu, który coraz bardziej dotyka bilanse przedsiębiorstw, a co za tym idzie, uszczupla portfele ich pracowników. Wzrost bezrobocia osłabi poczucie bezpieczeństwa przyszłych właścicieli nieruchomości, co znacznie wpłynie na stronę popytową rynku.


MoneyExpert

Pocieszeniem może być podstawa wolnego rynku, czyli zależności między popytem a podażą. Ogromna większość deweloperów odkłada zaplanowane inwestycje na przyszłość. Niektórzy mają problemy z kredytowaniem swoich przedsięwzięć, inni zwyczajnie chcą przeczekać gorsze czasy. Taka sytuacja powoduje kurczenie się oferty z rynku pierwotnego. A przecież nie wolno zapominać o ogromnym zapotrzebowaniu na lokale mieszkalne (obecnie szacowane na min. 1,5 mln mieszkań), które w końcu przełamie obawy przed niepewną przyszłością wśród kupujących.

Rynek stygnie

Z pewnością będziemy świadkami pogłębiania się różnic w cenach nieruchomości w dużych miastach. Tendencja ta jest typowa dla każdego "stygnącego" rynku. Jeszcze kilka lat temu różnice w cenach za 1 m kw. w dużych miastach, w zależności od lokalizacji, wynosiły 50-80 proc. Teraz 1 m kw. w ścisłym centrum Krakowa kosztuje 20 000 zł, a w dzielnicy sypialnej 7000 zł. To już prawie 300 proc. różnicy.

Scenariusz rozwoju rynku w 2009 r. wydaje się być jednoznaczny, lecz spadające stopy procentowe, a co za tym idzie lepsza dostępność kredytów złotowych, mogą sprawić nam miłą niespodziankę.

Paweł Wiąk, Doradca Finansowy Money Expert SA

źródło informacji:

MoneyExpert

Ceny nieruchomości "stygną"

Sytuacja na rynku nieruchomości, podobnie jak w większości gałęzi gospodarki, zmieniła się diametralnie w ciągu ostatniego roku. Coraz częściej pojawiające się hasło "kryzys" stało się w ostatnim czasie wręcz wszechobecne.

O ile branże produkcyjne i usługowe nie odczuły jeszcze dotkliwie spowolnienia gospodarczego, to rynek nieruchomości wyhamował gwałtownie. Wrażenie to potęguje dodatkowo zestawienie obecnych wyników tej branży z tymi, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić przez ostatnie lata.

Nadal będzie spadać

Na rynku doszło nie tyle do ustabilizowania cen, co do ich gwałtownego spadku. W IV kwartale 2008 r. ceny ofertowe (należy pamiętać, że ceny transakcyjne bywają niższe o 10-15 proc.) we wszystkich dużych miastach w Polsce były niższe niż w analogicznym okresie 2007 r. Początek 2009 r. pogłębił tę różnicę.


MoneyExpert

Źródło: Ceny ofertowe gratka.pl, otodom.pl

Analiza sytuacji makroekonomicznej oraz sektora bankowości (ten był największym motorem rozwoju polskiego rynku nieruchomości) wykazuje, że przynajmniej do połowy 2009 r. nadal będziemy mieli do czynienia ze spadkiem cen nieruchomości. Perspektywa nagłej poprawy sytuacji jest raczej mało prawdopodobna, zważywszy na symptomy kryzysu, który coraz bardziej dotyka bilanse przedsiębiorstw, a co za tym idzie, uszczupla portfele ich pracowników. Wzrost bezrobocia osłabi poczucie bezpieczeństwa przyszłych właścicieli nieruchomości, co znacznie wpłynie na stronę popytową rynku.


MoneyExpert

Pocieszeniem może być podstawa wolnego rynku, czyli zależności między popytem a podażą. Ogromna większość deweloperów odkłada zaplanowane inwestycje na przyszłość. Niektórzy mają problemy z kredytowaniem swoich przedsięwzięć, inni zwyczajnie chcą przeczekać gorsze czasy. Taka sytuacja powoduje kurczenie się oferty z rynku pierwotnego. A przecież nie wolno zapominać o ogromnym zapotrzebowaniu na lokale mieszkalne (obecnie szacowane na min. 1,5 mln mieszkań), które w końcu przełamie obawy przed niepewną przyszłością wśród kupujących.

Rynek stygnie

Z pewnością będziemy świadkami pogłębiania się różnic w cenach nieruchomości w dużych miastach. Tendencja ta jest typowa dla każdego "stygnącego" rynku. Jeszcze kilka lat temu różnice w cenach za 1 m kw. w dużych miastach, w zależności od lokalizacji, wynosiły 50-80 proc. Teraz 1 m kw. w ścisłym centrum Krakowa kosztuje 20 000 zł, a w dzielnicy sypialnej 7000 zł. To już prawie 300 proc. różnicy.

Scenariusz rozwoju rynku w 2009 r. wydaje się być jednoznaczny, lecz spadające stopy procentowe, a co za tym idzie lepsza dostępność kredytów złotowych, mogą sprawić nam miłą niespodziankę.

Paweł Wiąk, Doradca Finansowy Money Expert SA

źródło informacji:

MoneyExpert

Usprawnią budownictwo

Budownictwo odgrywa kluczową rolę w każdej gospodarce. Z tego właśnie powodu powinno się dążyć do upraszczania procedur związanych z inwestycjami budowlanymi. Im bardziej będą one skomplikowane, tym dłuższy będzie cały proces budowlany, a przecież nie o to chodzi.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.

12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.

Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.

Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)

Usprawnią budownictwo

Budownictwo odgrywa kluczową rolę w każdej gospodarce. Z tego właśnie powodu powinno się dążyć do upraszczania procedur związanych z inwestycjami budowlanymi. Im bardziej będą one skomplikowane, tym dłuższy będzie cały proces budowlany, a przecież nie o to chodzi.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze szereg spraw, o których decydują urzędnicy. Duża uznaniowość sprzyja z kolei korupcji, na którą budownictwo jest szczególnie podatne. Kiedy będziemy mieli w Polsce jasne przepisy, proste procedury i mniejszą władzę urzędników? Na to przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale pierwszy krok w tym kierunku już został zrobiony.

12 lutego Sejm uchwalił nowelizację ustawy Prawo budowlane. Dzięki niej łatwiejsze będzie zarówno rozpoczęcie, jak i zakończenie inwestycji budowlanych. Uproszczenia dotyczą w szczególności tych inwestycji, które nie oddziałują znacząco na środowisko i obszar Natura 2000, a więc na przykład domów jednorodzinnych czy bloków mieszkalnych. Żeby rozpocząć budowę trzeba będzie złożyć wniosek o rejestrację takiej inwestycji, a nie jak ma to miejsce obecnie ubiegać się o pozwolenie na budowę. Do wniosku trzeba będzie załączyć oczywiście komplet niezbędnych dokumentów, na zapoznanie się z którymi starosta będzie miał 30 dni. Jeśli w tym czasie nie wniesie on sprzeciwu, wtedy inwestor może przystąpić do prac. Rejestracja nie będzie w ogóle potrzebna przy drobnych pracach budowlanych, a więc przy remoncie czy przebudowie obiektu. Nie trzeba będzie także przedstawiać oświadczeń odpowiednich służb, co zaoszczędzi sporo czasu.

Nowelizacja zakłada także uproszczenia w końcowej fazie projektu. Nie trzeba będzie ubiegać się już o pozwolenie na użytkowanie obiektu (w znacznej części przypadków), a jedynie zgłosić, że prace budowlane zostały zakończone. Osoby, które budują domy jednorodzinne, nie będą musiały już zawiadamiać państwowych służb o zakończeniu budowy.

Propozycje zmian są bardzo dobre, bo stopniowo uwalniają wszechobecną w Polsce biurokrację. Najwięcej korzyści odniosą indywidualni inwestorzy, którzy cały czas wykazują się dużą aktywnością w budownictwie mieszkaniowym - z danych GUS wynika, że w styczniu 2009 roku w tej grupie oddano do użytku 11 575 lokali, co stanowi 59% wszystkich lokali oddanych do użytku. Udział ten był bardzo wysoki również w poprzednich okresach. Tak więc zmiany powinny ucieszyć zwłaszcza małych inwestorów, dla których budowa domów nareszcie stanie się łatwiejsza. Pozostaje teraz czekać na uchwałę nowelizacji przez Senat i podpis Prezydenta, a potem na kolejne rozwiązania usprawniające polskie budownictwo.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

interia.pl/Czwartek, 19 lutego (13:51)

Kredytobiorca nadpłacił 1 tys. zł

Na podstawie oferty kredytowej banku BGŻ sprawdziliśmy, o ile wyższe były w ostatnim półroczu raty kredytu w wysokości 300 tys. zł, z powodu zamrożenia oprocentowania na sześć miesięcy.
W wielu bankach oprocentowanie kredytów hipotecznych zmieniane jest raz na pół roku.

– Ten problem dotyczy przede wszystkim osób, które mają kredyty walutowe. Jeśli bank zamraża na pół roku oprocentowanie kredytu, to przy spadającym oprocentowaniu kredytobiorca wyraźnie traci – mówi Paweł Majtkowski z Finamo.

W przypadku kredytu walutowego łączna kwota, jaką klient musiał dopłacić z powodu zmiany oprocentowania raz na sześć miesięcy, wynosiła 1021 zł. Przy kredycie złotowym ta kwota była znacznie mniejsza – 134 zł.

W obecnej sytuacji miesięczna zmiana oprocentowania przy kredytach walutowych może pełnić rolę poduszki, która amortyzuje wzrost rat z powodu drożejącego franka. Ostateczne oprocentowanie kredytów hipotecznych zależy od marży bankowej (zwykle jest ona stała) i stawek rynku międzybankowego: WIBOR w wypadku kredytów złotowych i LIBOR przy kredytach walutowych.

Ostatnie pół roku to znaczny spadek tych wskaźników. WIBOR sześciomiesięczny spadł z 6,63 do 4,77 proc., a LIBOR sześciomiesięczny z 2,88 do 0,64 proc.

Klienci wielu banków nie odczuli jeszcze skutków spadku tego oprocentowania. Obok BGŻ dotyczy to nadal klientów: BZ WBK, Santander, i ING. Nie można jednak powiedzieć, że jest to zawsze nieuczciwe.

Dlaczego wg ekspertów nie ma możliwości, by bank w jakimś momencie zmienił jednostronnie te zasady? Który bank ma bardzo niekorzystne warunki zmiany oprocentowania?

Więcej: Gazeta Prawna 20.02.2009 (36) - str.A10

Roman Grzyb
onet.pl/
(Gazeta Prawna/20.02.2009, godz. 06:00)

Kredytobiorca nadpłacił 1 tys. zł

Na podstawie oferty kredytowej banku BGŻ sprawdziliśmy, o ile wyższe były w ostatnim półroczu raty kredytu w wysokości 300 tys. zł, z powodu zamrożenia oprocentowania na sześć miesięcy.
W wielu bankach oprocentowanie kredytów hipotecznych zmieniane jest raz na pół roku.

– Ten problem dotyczy przede wszystkim osób, które mają kredyty walutowe. Jeśli bank zamraża na pół roku oprocentowanie kredytu, to przy spadającym oprocentowaniu kredytobiorca wyraźnie traci – mówi Paweł Majtkowski z Finamo.

W przypadku kredytu walutowego łączna kwota, jaką klient musiał dopłacić z powodu zmiany oprocentowania raz na sześć miesięcy, wynosiła 1021 zł. Przy kredycie złotowym ta kwota była znacznie mniejsza – 134 zł.

W obecnej sytuacji miesięczna zmiana oprocentowania przy kredytach walutowych może pełnić rolę poduszki, która amortyzuje wzrost rat z powodu drożejącego franka. Ostateczne oprocentowanie kredytów hipotecznych zależy od marży bankowej (zwykle jest ona stała) i stawek rynku międzybankowego: WIBOR w wypadku kredytów złotowych i LIBOR przy kredytach walutowych.

Ostatnie pół roku to znaczny spadek tych wskaźników. WIBOR sześciomiesięczny spadł z 6,63 do 4,77 proc., a LIBOR sześciomiesięczny z 2,88 do 0,64 proc.

Klienci wielu banków nie odczuli jeszcze skutków spadku tego oprocentowania. Obok BGŻ dotyczy to nadal klientów: BZ WBK, Santander, i ING. Nie można jednak powiedzieć, że jest to zawsze nieuczciwe.

Dlaczego wg ekspertów nie ma możliwości, by bank w jakimś momencie zmienił jednostronnie te zasady? Który bank ma bardzo niekorzystne warunki zmiany oprocentowania?

Więcej: Gazeta Prawna 20.02.2009 (36) - str.A10

Roman Grzyb
onet.pl/
(Gazeta Prawna/20.02.2009, godz. 06:00)

Do końca roku ceny mieszkań będą spadać

W styczniu developerzy oddali do użytku 19,5 tys. lokali, czyli aż o 33,5 proc. więcej niż w styczniu 2008 roku. To oznacza, że całej Polsce na klientów czeka już ponad 60 tys. nowych mieszkań wynika z obliczeń CEE Propery Group.
Tak duża podaż musi pociągnąć za sobą spadek cen nowych mieszkań o 10-15 proc. - uważa Paweł Majtkowski, analityk firmy doradczej Finamo. Najbardziej powinny spaść ceny nieruchomości w dużych miastach, gdzie nadpodaż jest największa. W Warszawie czeka na klientów ok. 18 tys. lokali, a we Wrocławiu ok. 5 tys. Na największe przeceny można liczyć w inwestycjach realizowanych przez małych deweloperów, którzy budowali domy z kredytów bankowych i teraz szybko muszą zdobyć pieniądze na ich spłatę.
Firmy, które mają nóż na gardle, sprzedają dziś mieszkania nawet o 20 proc. taniej - mówi Majtkowski. Takie przeceny są np. w dzielnicach peryferyjnych, jak Białołęka, Włochy, Targówek czy Wawer.
Deweloperzy gotowi są sprzedawać mieszkania nawet po kosztach, bo każdy dzień trzymania w ewidencji wybudowanych lokali przynosi im straty. Sami bowiem muszą płacić podatki od nieruchomości, rachunki za prąd i ochronę nieruchomości. Spadek cen powinien potrwać jeszcze co najmniej do końca roku. Deweloperzy kończą mieszkania, które zaczęto budować 2-3 lata temu, gdy kredyty były tanie i wszystkie inwestycje sprzedawały się na pniu.
Teraz jednak w związku z kryzysem spadł popyt. Wprowadzone przez banki obostrzenia sprawiły, że znacznie obniżyła się zdolność kredytowa osób, które jeszcze pół roku temu byłyby w stanie kupić mieszkanie. Spadek cen na rynku pierwotnym ciągnie za sobą także spadki na rynku wtórnym. Mieszkań pozbywają się również osoby, które w okresie hossy podjęły decyzję o kupnie w celach inwestycyjnych. A jeśli posiłkowały się dodatkowo kredytem we frankach, to dzisiaj mają raty nawet o kilkaset złotych wyższe niż rok temu. Wśród inwestorów spora grupa to obywatele Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Irlandii. Kupowali oni mieszkania w Polsce, licząc na wzrost ich cen.

Niektórzy wykupywali całe inwestycje w Polsce. Dzisiaj widać to szczególnie w Warszawie i kilku największych polskich miastach, gdzie całe piętra budynków stoją puste. Teraz również właścicielom tych lokali zależy na jak najszybszej sprzedaży. Bo zamiast zysków, inwestycje zaczynają przynosić straty. Mało tego, obywatele krajów starej Unii mają problemy także na własnych podwórkach. Na polskim rynku nieruchomości nigdy nie mieliśmy do czynienia z trwającą dłużej niż rok hossą. Natomiast w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych wzrost trwał nieprzerwanie przez jedno, a w Hiszpanii nawet przez dwa dziesięciolecia. Tam załamanie powoduje dodatkowe skutki psychiczne, bo z pokolenia, które w ostatnich kilku latach kupowało mieszkania, nikt takiej sytuacji nie pamięta. Wiele rodzin wpada w panikę.

Na przykład w Hiszpanii, gdzie ok. miliona mieszkań czeka na klientów, przed trzema miesiącami pojawił się nowy portal nieruchomościowy (Superpermuta.es), który wyspecjalizował się w zamianie mieszkań, domów i działek. Za jego pośrednictwem ludzie chcą się pozbyć zbyt dużych i drogich domów, zamieniając je na mniejsze i zostając z różnicą wartości w kieszeni. Niestety jest jeden szkopuł, szukających większych i droższych nieruchomości jest znacznie mniej niż tych, którzy chcą przenieść się do mniejszych i tańszych.

Według analityków, w Polsce obecny rok jest ostatnim, w którym będzie można kupić tanio mieszkanie.
Przez najbliższe kilka miesięcy liczba oddawanych do użytku mieszkań będzie jeszcze rosła. Jednak skończy się to za rok, półtora - uważa Marcin Jańczuk, analityk z firmy Metrohouse. Będzie tak dlatego, bo już od jesieni deweloperzy informują, że ograniczają liczbę rozpoczynanych inwestycji. Z zebranych danych wynika, że jest ich mniej o 70-80 proc., niż planowano jeszcze przed kryzysem - mówi Jańczuk. Tak naprawdę to, kiedy mieszkania w Polsce zaczną drożeć, zależeć będzie od tego, jak szybko świat upora się z kryzysem.

Henryk Sadowski
POLSKA Gazeta Krakowska
wp.pl/Polska Dziennik Zachodni | 20.02.2009 | 08:01

Do końca roku ceny mieszkań będą spadać

W styczniu developerzy oddali do użytku 19,5 tys. lokali, czyli aż o 33,5 proc. więcej niż w styczniu 2008 roku. To oznacza, że całej Polsce na klientów czeka już ponad 60 tys. nowych mieszkań wynika z obliczeń CEE Propery Group.
Tak duża podaż musi pociągnąć za sobą spadek cen nowych mieszkań o 10-15 proc. - uważa Paweł Majtkowski, analityk firmy doradczej Finamo. Najbardziej powinny spaść ceny nieruchomości w dużych miastach, gdzie nadpodaż jest największa. W Warszawie czeka na klientów ok. 18 tys. lokali, a we Wrocławiu ok. 5 tys. Na największe przeceny można liczyć w inwestycjach realizowanych przez małych deweloperów, którzy budowali domy z kredytów bankowych i teraz szybko muszą zdobyć pieniądze na ich spłatę.
Firmy, które mają nóż na gardle, sprzedają dziś mieszkania nawet o 20 proc. taniej - mówi Majtkowski. Takie przeceny są np. w dzielnicach peryferyjnych, jak Białołęka, Włochy, Targówek czy Wawer.
Deweloperzy gotowi są sprzedawać mieszkania nawet po kosztach, bo każdy dzień trzymania w ewidencji wybudowanych lokali przynosi im straty. Sami bowiem muszą płacić podatki od nieruchomości, rachunki za prąd i ochronę nieruchomości. Spadek cen powinien potrwać jeszcze co najmniej do końca roku. Deweloperzy kończą mieszkania, które zaczęto budować 2-3 lata temu, gdy kredyty były tanie i wszystkie inwestycje sprzedawały się na pniu.
Teraz jednak w związku z kryzysem spadł popyt. Wprowadzone przez banki obostrzenia sprawiły, że znacznie obniżyła się zdolność kredytowa osób, które jeszcze pół roku temu byłyby w stanie kupić mieszkanie. Spadek cen na rynku pierwotnym ciągnie za sobą także spadki na rynku wtórnym. Mieszkań pozbywają się również osoby, które w okresie hossy podjęły decyzję o kupnie w celach inwestycyjnych. A jeśli posiłkowały się dodatkowo kredytem we frankach, to dzisiaj mają raty nawet o kilkaset złotych wyższe niż rok temu. Wśród inwestorów spora grupa to obywatele Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Irlandii. Kupowali oni mieszkania w Polsce, licząc na wzrost ich cen.

Niektórzy wykupywali całe inwestycje w Polsce. Dzisiaj widać to szczególnie w Warszawie i kilku największych polskich miastach, gdzie całe piętra budynków stoją puste. Teraz również właścicielom tych lokali zależy na jak najszybszej sprzedaży. Bo zamiast zysków, inwestycje zaczynają przynosić straty. Mało tego, obywatele krajów starej Unii mają problemy także na własnych podwórkach. Na polskim rynku nieruchomości nigdy nie mieliśmy do czynienia z trwającą dłużej niż rok hossą. Natomiast w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych wzrost trwał nieprzerwanie przez jedno, a w Hiszpanii nawet przez dwa dziesięciolecia. Tam załamanie powoduje dodatkowe skutki psychiczne, bo z pokolenia, które w ostatnich kilku latach kupowało mieszkania, nikt takiej sytuacji nie pamięta. Wiele rodzin wpada w panikę.

Na przykład w Hiszpanii, gdzie ok. miliona mieszkań czeka na klientów, przed trzema miesiącami pojawił się nowy portal nieruchomościowy (Superpermuta.es), który wyspecjalizował się w zamianie mieszkań, domów i działek. Za jego pośrednictwem ludzie chcą się pozbyć zbyt dużych i drogich domów, zamieniając je na mniejsze i zostając z różnicą wartości w kieszeni. Niestety jest jeden szkopuł, szukających większych i droższych nieruchomości jest znacznie mniej niż tych, którzy chcą przenieść się do mniejszych i tańszych.

Według analityków, w Polsce obecny rok jest ostatnim, w którym będzie można kupić tanio mieszkanie.
Przez najbliższe kilka miesięcy liczba oddawanych do użytku mieszkań będzie jeszcze rosła. Jednak skończy się to za rok, półtora - uważa Marcin Jańczuk, analityk z firmy Metrohouse. Będzie tak dlatego, bo już od jesieni deweloperzy informują, że ograniczają liczbę rozpoczynanych inwestycji. Z zebranych danych wynika, że jest ich mniej o 70-80 proc., niż planowano jeszcze przed kryzysem - mówi Jańczuk. Tak naprawdę to, kiedy mieszkania w Polsce zaczną drożeć, zależeć będzie od tego, jak szybko świat upora się z kryzysem.

Henryk Sadowski
POLSKA Gazeta Krakowska
wp.pl/Polska Dziennik Zachodni | 20.02.2009 | 08:01

Ryczałt z przychodu za najem zmniejszy się do 5 proc.

Prywatny właściciel, wynajmując mieszkanie na czas oznaczony, nie dłuższy niż dziesięć lat, łatwiej niż do tej pory będzie mógł usunąć lokatora, pod warunkiem że zawrze z nim umowę o najem okazjonalny i zgłosi ją w ciągu 14 dni naczelnikowi urzędu skarbowego.
Wystarczy, że zażąda na piśmie, aby najemca razem z osobami z nim mieszkającymi opróżnił mieszkanie. Nie będzie musiał zapewnić mu lokalu socjalnego, zamiennego lub pomieszczenia tymczasowego.

Nowe uprawnienia dla wynajmujących właścicieli przewiduje projekt ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego oraz o zmianie niektórych innych ustaw, przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury i skierowany obecnie do uzgodnień międzyresortowych.
Przygotowywane przepisy, które urynkowiają zasady wynajmu, będą korzystne dla właścicieli, którzy szybciej uwolnią się od niechcianych lokatorów, oraz dla państwa, bo nie będzie musiało zapewniać lokalu eksmitowanemu i uzyska większy dochód z podatków, wynajmującym będzie opłacało się zgłosić umowę do urzędu skarbowego - ocenia adwokat Roman Nowosielski z Kancelarii Nowosielski, Gotkowicz i Partnerzy.

Umowę najmu okazjonalnego będzie mógł zawrzeć tylko właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną i nie prowadzi działalności gospodarczej w zakresie wynajmowania lokali.

Co powinno zawierać żądanie doręczone najemcy? Jakiej wysokości dochody przynosi najem fiskusowi? W jaki sposób zmienią się zasady tzw. Uproszczonej amortyzacji?

Małgorzata Piasecka-Sobkiewicz, Ewa Matyszewska
Więcej: Gazeta Prawna 20.02.2009 (36) – str.2-3
wp.pl/Gazeta Prawna | 20.02.2009 | 06:52

Ryczałt z przychodu za najem zmniejszy się do 5 proc.

Prywatny właściciel, wynajmując mieszkanie na czas oznaczony, nie dłuższy niż dziesięć lat, łatwiej niż do tej pory będzie mógł usunąć lokatora, pod warunkiem że zawrze z nim umowę o najem okazjonalny i zgłosi ją w ciągu 14 dni naczelnikowi urzędu skarbowego.
Wystarczy, że zażąda na piśmie, aby najemca razem z osobami z nim mieszkającymi opróżnił mieszkanie. Nie będzie musiał zapewnić mu lokalu socjalnego, zamiennego lub pomieszczenia tymczasowego.

Nowe uprawnienia dla wynajmujących właścicieli przewiduje projekt ustawy o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego oraz o zmianie niektórych innych ustaw, przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury i skierowany obecnie do uzgodnień międzyresortowych.
Przygotowywane przepisy, które urynkowiają zasady wynajmu, będą korzystne dla właścicieli, którzy szybciej uwolnią się od niechcianych lokatorów, oraz dla państwa, bo nie będzie musiało zapewniać lokalu eksmitowanemu i uzyska większy dochód z podatków, wynajmującym będzie opłacało się zgłosić umowę do urzędu skarbowego - ocenia adwokat Roman Nowosielski z Kancelarii Nowosielski, Gotkowicz i Partnerzy.

Umowę najmu okazjonalnego będzie mógł zawrzeć tylko właściciel mieszkania, który jest osobą fizyczną i nie prowadzi działalności gospodarczej w zakresie wynajmowania lokali.

Co powinno zawierać żądanie doręczone najemcy? Jakiej wysokości dochody przynosi najem fiskusowi? W jaki sposób zmienią się zasady tzw. Uproszczonej amortyzacji?

Małgorzata Piasecka-Sobkiewicz, Ewa Matyszewska
Więcej: Gazeta Prawna 20.02.2009 (36) – str.2-3
wp.pl/Gazeta Prawna | 20.02.2009 | 06:52

Nowa nadzieja dla "franciszkańskich" kredytobiorców

To nie rząd, a inicjatywa społeczna ma doprowadzić do obcięcia ceny franka szwajcarskiego i pomóc w spłacaniu kredytów.
Jej pomysłodawca, absolwent ekonomii Franek Kolasa przekonuje, że klient i bank mogą wyjść sobie naprzeciw. Receptą na kłopoty z kredytami w CHF mają być aukcje franków po odpowiednio niskiej cenie, w której wezmą udział zwykli Kowalscy oraz banki.

Finansowe aukcje internetowe nie są nowością. Społecznościowe portale pośredniczą między zwykłym człowiekiem a inwestorem, bankiem, funduszem czy ubezpieczycielem. Dziś w portalach obywatelskich można już licytować kredyt (zwycięża bank dający najniższe oprocentowanie), lokatę (wybieramy najwyższą ofertę), ubezpieczenie.
Nowością Kolasy są aukcje franka szwajcarskiego. Dziś kłopot mają osoby posiadające kredyt hipoteczny denominowany w CHF. Franek Kolasa wykorzystał znany już pomysł aukcji internetowych na portalach społecznościowych i 5 lutego stworzył własny o nazwie "kupfranki.pl". Po kilkunastu dniach ma już kilkuset użytkowników, mówiących o sobie "franciszkanie".



Decyzja, którą podejmuje zarejestrowany użytkownik serwisu, jest taka: chcę kupować CHF przez internet. Proszę przedstawić mi oferty. A to do banków należy szereg decyzji: czy wchodzimy w tę grę, co możemy zaproponować tak wielkiej grupie osób, zróbmy coś, by tych klientów nie stracić! - wyjaśnia pomysłodawca.

Sam spłaca kredyt - 140 tys. franków. Ze wszystkich wpisów wynikało, że "franciszkanie" potrzebowali 210.117 franków. Łączna siła nabywcza grupy to 42 mln 164 tys. 883 franków. Gdyby je mogli kupić tanio - mogliby spłacić tanio kredyt. Jak uzyskać niską cenę? Blue Media SA, operator już istniejącego serwisu pożyczkowego, organizuje aukcje, w których określa warunki: na przykład chęć kupna określonej kwoty na określony czas oraz po określonej cenie (oprocentowaniu) i czeka na oferty banków.

Internauci mogą wystawiać na aukcjach swoje depozyty i wybierać oferty składane przez banki, z drugiej strony same banki będą ogłaszały swoje aukcje, niejako "kupując" od użytkowników potrzebną im pulę pieniędzy, po określonej maksymalnej cenie - wyjaśnia Rafał Skarżyński, manager projektu w spółce Aukcje Finansowe.pl.

Na tym etapie serwis ma na celu pokazanie bankom, jak wielu klientów jest gotowych skorzystać ze swojego prawa do spłaty kredytu bezpośrednio we frankach - mówi Kolasa. Jesteśmy pospolitym ruszeniem, ale nie wybieramy się na wojnę, tylko chcemy współpracować! Jesteśmy przekonani, że dla banków lepszy jest klient, który w ogóle spłaca kredyt, niż bankrut.

Pytanie, czy banki zechcą przyjąć spłatę w walucie? Przecież dziś zarabiają na tzw. spreadzie. Jest to różnica pomiędzy kursem kupna waluty a jej sprzedaży. Dlatego dziś na próżno można dyskutować o tym z bankami. Jednak od lipca 2009 roku Komisja Nadzoru Finansowego pozwoli polskim klientom banków na wykorzystanie własnych źródeł pozyskiwania waluty potrzebnej do spłaty kredytu. KNF wskazuje na swoją rekomendację, w której czytamy: "Na wniosek klienta bank powinien dokonać zmiany sposobu spłaty kredytu indeksowanego do waluty w taki sposób, aby spłata następowała w walucie indeksacyjnej. Zmiana sposobu spłaty powinna dotyczyć wszystkich rat od daty zmiany umowy."

Pierwsi użytkownicy już dzielą się radami, jak to przeprowadzić. Bart004 chwali się: "Spłacam w walucie od sierpnia zeszłego roku. Najpierw założone zostało konto walutowe w banku, w którym mam kredyt, następnie została wpłacona waluta, po czym dokonana kolejna wpłata. Konto figurowało 3 miesiące ze stałym wpływem. Następnie wystąpiliśmy o aneksowanie umowy kredytowej w zakresie zmiany numeru rachunku, z której jest dokonywana spłata."

Beata Sypuła
POLSKA Dziennik Zachodni
wp.pl/
Polska Dziennik Zachodni 2009-02-20 (07:53)

Nowa nadzieja dla "franciszkańskich" kredytobiorców

To nie rząd, a inicjatywa społeczna ma doprowadzić do obcięcia ceny franka szwajcarskiego i pomóc w spłacaniu kredytów.
Jej pomysłodawca, absolwent ekonomii Franek Kolasa przekonuje, że klient i bank mogą wyjść sobie naprzeciw. Receptą na kłopoty z kredytami w CHF mają być aukcje franków po odpowiednio niskiej cenie, w której wezmą udział zwykli Kowalscy oraz banki.

Finansowe aukcje internetowe nie są nowością. Społecznościowe portale pośredniczą między zwykłym człowiekiem a inwestorem, bankiem, funduszem czy ubezpieczycielem. Dziś w portalach obywatelskich można już licytować kredyt (zwycięża bank dający najniższe oprocentowanie), lokatę (wybieramy najwyższą ofertę), ubezpieczenie.
Nowością Kolasy są aukcje franka szwajcarskiego. Dziś kłopot mają osoby posiadające kredyt hipoteczny denominowany w CHF. Franek Kolasa wykorzystał znany już pomysł aukcji internetowych na portalach społecznościowych i 5 lutego stworzył własny o nazwie "kupfranki.pl". Po kilkunastu dniach ma już kilkuset użytkowników, mówiących o sobie "franciszkanie".



Decyzja, którą podejmuje zarejestrowany użytkownik serwisu, jest taka: chcę kupować CHF przez internet. Proszę przedstawić mi oferty. A to do banków należy szereg decyzji: czy wchodzimy w tę grę, co możemy zaproponować tak wielkiej grupie osób, zróbmy coś, by tych klientów nie stracić! - wyjaśnia pomysłodawca.

Sam spłaca kredyt - 140 tys. franków. Ze wszystkich wpisów wynikało, że "franciszkanie" potrzebowali 210.117 franków. Łączna siła nabywcza grupy to 42 mln 164 tys. 883 franków. Gdyby je mogli kupić tanio - mogliby spłacić tanio kredyt. Jak uzyskać niską cenę? Blue Media SA, operator już istniejącego serwisu pożyczkowego, organizuje aukcje, w których określa warunki: na przykład chęć kupna określonej kwoty na określony czas oraz po określonej cenie (oprocentowaniu) i czeka na oferty banków.

Internauci mogą wystawiać na aukcjach swoje depozyty i wybierać oferty składane przez banki, z drugiej strony same banki będą ogłaszały swoje aukcje, niejako "kupując" od użytkowników potrzebną im pulę pieniędzy, po określonej maksymalnej cenie - wyjaśnia Rafał Skarżyński, manager projektu w spółce Aukcje Finansowe.pl.

Na tym etapie serwis ma na celu pokazanie bankom, jak wielu klientów jest gotowych skorzystać ze swojego prawa do spłaty kredytu bezpośrednio we frankach - mówi Kolasa. Jesteśmy pospolitym ruszeniem, ale nie wybieramy się na wojnę, tylko chcemy współpracować! Jesteśmy przekonani, że dla banków lepszy jest klient, który w ogóle spłaca kredyt, niż bankrut.

Pytanie, czy banki zechcą przyjąć spłatę w walucie? Przecież dziś zarabiają na tzw. spreadzie. Jest to różnica pomiędzy kursem kupna waluty a jej sprzedaży. Dlatego dziś na próżno można dyskutować o tym z bankami. Jednak od lipca 2009 roku Komisja Nadzoru Finansowego pozwoli polskim klientom banków na wykorzystanie własnych źródeł pozyskiwania waluty potrzebnej do spłaty kredytu. KNF wskazuje na swoją rekomendację, w której czytamy: "Na wniosek klienta bank powinien dokonać zmiany sposobu spłaty kredytu indeksowanego do waluty w taki sposób, aby spłata następowała w walucie indeksacyjnej. Zmiana sposobu spłaty powinna dotyczyć wszystkich rat od daty zmiany umowy."

Pierwsi użytkownicy już dzielą się radami, jak to przeprowadzić. Bart004 chwali się: "Spłacam w walucie od sierpnia zeszłego roku. Najpierw założone zostało konto walutowe w banku, w którym mam kredyt, następnie została wpłacona waluta, po czym dokonana kolejna wpłata. Konto figurowało 3 miesiące ze stałym wpływem. Następnie wystąpiliśmy o aneksowanie umowy kredytowej w zakresie zmiany numeru rachunku, z której jest dokonywana spłata."

Beata Sypuła
POLSKA Dziennik Zachodni
wp.pl/
Polska Dziennik Zachodni 2009-02-20 (07:53)

Trwałe umocnienie złotego zależy od zgody w sprawie euro

Porozumienie koalicji i opozycji w sprawie euro mogłoby wzmocnić złotego - oceniają ekonomiści. Na razie na zgodę między partiami się nie zanosi.
Posłowie debatowali wczoraj w Sejmie nad działaniami rządu w warunkach kryzysu. W sprawie euro rządząca koalicja i największa partia opozycyjna zdania nie zmieniły. Tymczasem według rozmówców GP porozumienie w sprawie wejścia do strefy euro mogłoby przynajmniej ustabilizować kurs naszej waluty.
Gdyby doszło do porozumienia politycznego w sprawie euro, byłaby to bardzo dobra informacja. W sumie mielibyśmy cały pakiet takich informacji, co mogłoby dalej pozytywnie wpływać na złotego - mówi Piotr Kalisz, ekonomista Banku Handlowego.

Złoty zyskał wczoraj już na początku notowań. Rano euro wyceniano na 4,73 zł, jednak w trakcie trwania sesji nasza waluta umacniała się. Około godziny 13.00 umocniła się nawet do 4,63 zł za euro. Złotemu pomogła m.in. wypowiedź premiera Donalda Tuska, który stwierdził, że Polska powinna bronić swojej waluty za wszelką cenę.
Według naszych rozmówców konsensus polityczny, którego pierwszym etapem byłaby zgoda na zmianę konstytucji umożliwiającą pełną integrację ze strefą euro, mógłby wzmocnić tę tendencję.

Ryzyko polityczne niepowodzenia całego procesu rynek wycenia obecnie dość wysoko.
To ryzyko z pewnością istnieje. Wchodzenie do ERM2 bez zmiany konstytucji jest ryzykowne, bo nie ma gwarancji, że wynik nowych wyborów może spowodować zmianę ustawy zasadniczej - mówi Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów.
Deklaracja w sprawie zmiany konstytucji na pewno zmniejszyłaby to ogólne ryzyko niepowodzenia wprowadzania Polski do strefy euro. Choć trudno w tej chwili powiedzieć, jaką rynki przywiązują wagę do bezpośredniego ryzyka politycznego. Być może ważniejsze są dla nich problemy fiskalne - dodaje Gomułka.

Zdaniem Dariusza Winka, głównego ekonomisty BGŻ, brak konsensusu politycznego jest już uwzględniany przez rynek.
To jest czynnik, który jest traktowany jako element destabilizacji kursu złotego. Jego oddziaływanie nasila się wraz z coraz większą polaryzacją stanowisk głównych oponentów w sprawie euro. Nie chodzi tu już tylko o partie polityczne, ale też o rząd i NBP - mówi ekonomista BGŻ.
Tego typu deklaracja mogłaby wyhamować dalszy spadek wartości złotego. Czynników, które decydują o osłabianiu się naszej waluty, jest bowiem więcej, nie jest to tylko ryzyko polityczne. Zgoda na zmianę konstytucji nie oznaczałaby automatycznie zmiany trendu, ale mogłaby ustabilizować sytuację - mówi Winek.

Według analityków złoty nadal pozostaje pod presją. Nasza waluta zaczęła tracić w drugiej części sesji po słabych danych o produkcji przemysłowej w styczniu, jednak nie trwało to długo.

PRZEPISY KONSTYTUCJI WYMAGAJĄCE ZMIANY

Art. 227 - wyłączne uprawnienia NBP do emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej; uprawnienia Rady Polityki Pieniężnej
Art. 203 ust. 1 - uprawnienia NIK do kontroli NBP
Art. 198 - odpowiedzialność prezesa NBP przed Trybunałem Stanu

PROCEDURA ZMIANY KONSTYTUCJI

Projekt ustawy o zmianie konstytucji może przedłożyć co najmniej 1/5 ustawowej liczby posłów, Senat lub Prezydent Rzeczypospolitej.

Zmiana konstytucji następuje w drodze ustawy uchwalonej w jednakowym brzmieniu przez Sejm i następnie w terminie nie dłuższym niż 60 dni przez Senat.

Pierwsze czytanie projektu ustawy o zmianie konstytucji może odbyć się nie wcześniej niż 30 dnia od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy.

Ustawę o zmianie konstytucji uchwala Sejm większością co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz Senat bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów.

Prezydent podpisuje ustawę w ciągu 21 dni i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw.

Marek Chądzyński
Gazeta Prawna

wp.pl/
Gazeta Prawna 2009-02-20 (07:00)

Trwałe umocnienie złotego zależy od zgody w sprawie euro

Porozumienie koalicji i opozycji w sprawie euro mogłoby wzmocnić złotego - oceniają ekonomiści. Na razie na zgodę między partiami się nie zanosi.
Posłowie debatowali wczoraj w Sejmie nad działaniami rządu w warunkach kryzysu. W sprawie euro rządząca koalicja i największa partia opozycyjna zdania nie zmieniły. Tymczasem według rozmówców GP porozumienie w sprawie wejścia do strefy euro mogłoby przynajmniej ustabilizować kurs naszej waluty.
Gdyby doszło do porozumienia politycznego w sprawie euro, byłaby to bardzo dobra informacja. W sumie mielibyśmy cały pakiet takich informacji, co mogłoby dalej pozytywnie wpływać na złotego - mówi Piotr Kalisz, ekonomista Banku Handlowego.

Złoty zyskał wczoraj już na początku notowań. Rano euro wyceniano na 4,73 zł, jednak w trakcie trwania sesji nasza waluta umacniała się. Około godziny 13.00 umocniła się nawet do 4,63 zł za euro. Złotemu pomogła m.in. wypowiedź premiera Donalda Tuska, który stwierdził, że Polska powinna bronić swojej waluty za wszelką cenę.
Według naszych rozmówców konsensus polityczny, którego pierwszym etapem byłaby zgoda na zmianę konstytucji umożliwiającą pełną integrację ze strefą euro, mógłby wzmocnić tę tendencję.

Ryzyko polityczne niepowodzenia całego procesu rynek wycenia obecnie dość wysoko.
To ryzyko z pewnością istnieje. Wchodzenie do ERM2 bez zmiany konstytucji jest ryzykowne, bo nie ma gwarancji, że wynik nowych wyborów może spowodować zmianę ustawy zasadniczej - mówi Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów.
Deklaracja w sprawie zmiany konstytucji na pewno zmniejszyłaby to ogólne ryzyko niepowodzenia wprowadzania Polski do strefy euro. Choć trudno w tej chwili powiedzieć, jaką rynki przywiązują wagę do bezpośredniego ryzyka politycznego. Być może ważniejsze są dla nich problemy fiskalne - dodaje Gomułka.

Zdaniem Dariusza Winka, głównego ekonomisty BGŻ, brak konsensusu politycznego jest już uwzględniany przez rynek.
To jest czynnik, który jest traktowany jako element destabilizacji kursu złotego. Jego oddziaływanie nasila się wraz z coraz większą polaryzacją stanowisk głównych oponentów w sprawie euro. Nie chodzi tu już tylko o partie polityczne, ale też o rząd i NBP - mówi ekonomista BGŻ.
Tego typu deklaracja mogłaby wyhamować dalszy spadek wartości złotego. Czynników, które decydują o osłabianiu się naszej waluty, jest bowiem więcej, nie jest to tylko ryzyko polityczne. Zgoda na zmianę konstytucji nie oznaczałaby automatycznie zmiany trendu, ale mogłaby ustabilizować sytuację - mówi Winek.

Według analityków złoty nadal pozostaje pod presją. Nasza waluta zaczęła tracić w drugiej części sesji po słabych danych o produkcji przemysłowej w styczniu, jednak nie trwało to długo.

PRZEPISY KONSTYTUCJI WYMAGAJĄCE ZMIANY

Art. 227 - wyłączne uprawnienia NBP do emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej; uprawnienia Rady Polityki Pieniężnej
Art. 203 ust. 1 - uprawnienia NIK do kontroli NBP
Art. 198 - odpowiedzialność prezesa NBP przed Trybunałem Stanu

PROCEDURA ZMIANY KONSTYTUCJI

Projekt ustawy o zmianie konstytucji może przedłożyć co najmniej 1/5 ustawowej liczby posłów, Senat lub Prezydent Rzeczypospolitej.

Zmiana konstytucji następuje w drodze ustawy uchwalonej w jednakowym brzmieniu przez Sejm i następnie w terminie nie dłuższym niż 60 dni przez Senat.

Pierwsze czytanie projektu ustawy o zmianie konstytucji może odbyć się nie wcześniej niż 30 dnia od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy.

Ustawę o zmianie konstytucji uchwala Sejm większością co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz Senat bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów.

Prezydent podpisuje ustawę w ciągu 21 dni i zarządza jej ogłoszenie w Dzienniku Ustaw.

Marek Chądzyński
Gazeta Prawna

wp.pl/
Gazeta Prawna 2009-02-20 (07:00)

Wynajem ma być prostszy. Będzie tańszy?

Resort infrastruktury pracuje nad nowymi regulacjami rynku wynajmu mieszkań.

Jak donosi Gazeta Wyborcza właściciele mieszkań nie musieliby się obawiać, że przez wiele lat nie odzyskają mieszkania, gdyby lokator, któremu je wynajmą, nie chciał się z niego wyprowadzić. Po drugie, zapłaciliby mniejszy niż dziś podatek.

Zmiany mają przynieść tez korzyść lokatorom. -  Dzięki zmniejszeniu ryzyka związanego z wynajmem na rynku pojawi się więcej mieszkań. W efekcie - najpewniej spadną czynsze - czytamy w dzienniku.

Z kolei fiskus miałby skorzystać dzięki zarejestrowaniu w urzędach skarbowych umów najmu. Resort infrastruktury ocenia, że dziś większość z nich jest zawierana na czarno. Choć podatek byłby niższy - zryczałtowany na poziomie 5 proc. to i tak do kasy państwa najprawdopodobniej wpłynęłoby więcej pieniędzy.

money.pl/2009-02-18 09:45:41

Wynajem ma być prostszy. Będzie tańszy?

Resort infrastruktury pracuje nad nowymi regulacjami rynku wynajmu mieszkań.

Jak donosi Gazeta Wyborcza właściciele mieszkań nie musieliby się obawiać, że przez wiele lat nie odzyskają mieszkania, gdyby lokator, któremu je wynajmą, nie chciał się z niego wyprowadzić. Po drugie, zapłaciliby mniejszy niż dziś podatek.

Zmiany mają przynieść tez korzyść lokatorom. -  Dzięki zmniejszeniu ryzyka związanego z wynajmem na rynku pojawi się więcej mieszkań. W efekcie - najpewniej spadną czynsze - czytamy w dzienniku.

Z kolei fiskus miałby skorzystać dzięki zarejestrowaniu w urzędach skarbowych umów najmu. Resort infrastruktury ocenia, że dziś większość z nich jest zawierana na czarno. Choć podatek byłby niższy - zryczałtowany na poziomie 5 proc. to i tak do kasy państwa najprawdopodobniej wpłynęłoby więcej pieniędzy.

money.pl/2009-02-18 09:45:41

Ożywienie w magazynach. Tylko chwilowe?

- ProLogis wybuduje magazyn o powierzchni ponad 51 000 mkw dla firmy Easytruck należącej do grupy Antalis . Natomiast główny konkurent - Panattoni podsumował rok niebotyczną liczbą 510 000 mkw wynajętej powierzchni - mówi Tomasz Branecki z Jartom Nieruchomości.
W ostatnich dniach inne firmy też ogłosiły swoje plany rozwojowe. Spółka MK Logistic ma wybudować kompleks magazynowo-dystrybucyjny w Krakowie o powierzchni ponad 28 tys. mkw. Pro-Therm wybuduje centrum logistyczne we Wrocławiu, a powierzchnia należących do kompleksu obiektów ma wynosić ponad 120 tys. mkw.

- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.

Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.

- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.

Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.

money.pl/2009-02-16 08:25:21

Ożywienie w magazynach. Tylko chwilowe?

- ProLogis wybuduje magazyn o powierzchni ponad 51 000 mkw dla firmy Easytruck należącej do grupy Antalis . Natomiast główny konkurent - Panattoni podsumował rok niebotyczną liczbą 510 000 mkw wynajętej powierzchni - mówi Tomasz Branecki z Jartom Nieruchomości.
W ostatnich dniach inne firmy też ogłosiły swoje plany rozwojowe. Spółka MK Logistic ma wybudować kompleks magazynowo-dystrybucyjny w Krakowie o powierzchni ponad 28 tys. mkw. Pro-Therm wybuduje centrum logistyczne we Wrocławiu, a powierzchnia należących do kompleksu obiektów ma wynosić ponad 120 tys. mkw.

- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.

Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.

- Natomiast kompleks produkcyjny niemieckiego koncernu Hellermann Tyton GmbH powstanie w województwie wielkopolskim na działce o powierzchni ponad 8 ha i ma kosztować około 58 mln zł - podkreślają eksperci Agencji Jartom.

Tomasz Branecki prezes Jartom twierdzi, że pojawienie się większej ilości wolnych powierzchni do wynajęcia i atrakcyjnych nieruchomości na sprzedaż, a także trudności firm budowlanych ułatwiają negocjacje największym graczom na rynku, którzy teraz zawierają bardzo duże kontrakty. - Ponadto czas gorszej koniunktury sprzyja centralizacji i budowom obiektów pod specjalne wymagania klientów. Jesteśmy w trakcie negocjacji następnych rekordowych transakcji - zdradza prezes Jartomu.

money.pl/2009-02-16 08:25:21

Najem okazjonalny pomoże

Walne zgromadzenia spółdzielni mieszkaniowych będą mogły wprowadzić obowiązek wnoszenia opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Jeżeli tego nie zrobią, lokatorzy uwłaszczą się za symboliczne kwoty.

Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.

Zgodnie z decyzją Trybunału

- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.

Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.

Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.

Dopłaty do własnościowego

Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.

W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.

Najem okazjonalny

Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.

Adam Makosz

interia.pl/Środa, 18 lutego (08:16)

Najem okazjonalny pomoże

Walne zgromadzenia spółdzielni mieszkaniowych będą mogły wprowadzić obowiązek wnoszenia opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Jeżeli tego nie zrobią, lokatorzy uwłaszczą się za symboliczne kwoty.

Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.

Zgodnie z decyzją Trybunału

- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.

Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.

Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.

Dopłaty do własnościowego

Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.

W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.

Najem okazjonalny

Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.

Adam Makosz

interia.pl/Środa, 18 lutego (08:16)

Spadki już dwucyfrowe!

Spadek cen mieszkań w ujęciu rocznym w niektórych dużych miastach osiągnął dwucyfrowe tempo - wynika z porównania cen transakcji, które zawierali klienci Open Finance.

W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.

W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.

Perspektywy

Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.

Końca spadków nie widać

W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).


Open Finance

Spadki już dwucyfrowe!

Spadek cen mieszkań w ujęciu rocznym w niektórych dużych miastach osiągnął dwucyfrowe tempo - wynika z porównania cen transakcji, które zawierali klienci Open Finance.

W porównaniu do stycznia ubiegłego roku ponad 10-proc. spadki cen zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, a w Krakowie spadek cen zbliżył się do 9 proc. W stolicy ceny ustabilizowały się nieznacznie tylko poniżej ubiegłorocznej mediany. Jeśli jest w tych danych coś pocieszającego, to porównywalna liczba transakcji do tej obserwowanej w listopadzie. W porównaniu z grudniem 2008 r. liczba transakcji jest nawet nieznacznie wyższa, lecz wciąż jest ich mniej niż w styczniu 2008 r.

W dalszym ciągu wpływ na taką sytuację ma klincz na rynku kredytowym - hipoteczne kredyty walutowe nie mogą wrócić do oferty banków, pomimo teoretycznie dogodniejszych warunków na rynku walutowym (wysokie kursy euro czy franka podnoszą atrakcyjność tego rodzaju kredytów). Oprocentowanie w złotych spada (już poniżej 7 proc. dla kredytów zaciąganych obecnie) i choć sytuacja mogłaby skłonić kredytobiorców do większej aktywności, to ostrożna polityka banków w udzielaniu kredytów hipotecznych przynosi skutek wręcz odwrotny. Nadto należy pamiętać o wszechobecnym w mediach słowie na "k", skutecznie schładzającym zapał kupujących, którzy ostrożniej szacują własne możliwości do zaciągania wieloletnich zobowiązań kredytowych. Powszechne przeświadczenie o mającym dokonać się spadku cen mieszkań, lub przynajmniej długoterminowej stabilizacji cen, również działa na niekorzyść sprzedających.

Perspektywy

Nie widzimy oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. Z drugiej strony w obliczu groźby spowolnienia gospodarczego w Polsce, po kredyty hipoteczne nie ustawiają się też kolejki, choć wzrost zainteresowania inwestycjami w mieszkania jest odczuwalny w oddziałach Open Finance. Nie mniej nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań. Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie.

Końca spadków nie widać

W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie. Oczekujemy zatem kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku. Ożywić popyt mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 (ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie).


Open Finance

Obecny kurs euro nie powinien być parytetem, przy którym wejdziemy do ERM2

Rozmawiamy z Ludwikiem Koteckim, rządowym pełnomocnikiem do spraw wprowadzenia euro, wiceministrem finansów. Jaki jest kurs równowagi złotego do euro?
- Według ostatnich szacunków, jakie znam, jest to kurs między 3,70 a 4,10 zł za euro. Aktualne szacunki powinny wskazywać, że może jest on trochę słabszy. Wniosek z tego jest taki, że obecnie złoty jest bardzo niedowartościowany.

Z czego to wynika?

- Z pewnością nie z fundamentów polskiej gospodarki, to z samej definicji. To jest efekt spekulacyjnej gry na płytkim rynku. Ten drugi czynnik - płytki rynek - jest tu chyba najbardziej istotny. Nie mamy do czynienia z jakimś masowym atakiem spekulacyjnym. Banki nie przeprowadzają zbyt wielu transakcji. Wystarczy kilka niewielkich, by wpłynąć na kurs.

Słaby złoty nie przekreśla planów wprowadzenia go do ERM2 - co już kilkakrotnie pan mówił. Czy w związku z obecnym niedowartościowaniem złotego rząd zakłada, że po wejściu do systemu kurs centralny będzie korygowany?

- Z pewnością nie byłoby dobrze, gdybyśmy kilka tygodni po wejściu do ERM2 mieli to robić. Przy takim kursie jak teraz to ryzyko istnieje. Problem w tym, że my nie wiemy, jaka będzie sytuacja rynkowa w maju. Zakładając nawet, że za kilka miesięcy kurs nie będzie odbiegał od poziomu z dziś, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jaki kurs parytetowy zaakceptują nasi europejscy partnerzy. Będziemy dążyć do takiego ustalenia kursu, który by minimalizował ryzyko szybkiej rewaluacji. Z pewnością nie będzie on na poziomie obecnego kursu rynkowego. Zresztą w maju czy w czerwcu - gdy powinniśmy wchodzić do ERM2 - złoty powinien być już dużo mocniejszy.

W którym momencie negocjacji z instytucjami UE zostanie ustalony kurs parytetowy? Czy rząd dopuszcza możliwość opóźnienia? Jakie będzie dopuszczalne pasmo wahań w ERM2 ? Czy nie ma obaw, że cały proces negocjacji związany z wprowadzeniem złotego do korytarza zakończy się fiaskiem, bo instytucje europejskie uznają, że ryzyko polityczne dla wprowadzenia euro w Polsce jest obecnie zbyt duże?

Rozmawiał Marek Chądzyński

Więcej: Gazeta Prawna 19.02.2009 (35) - forsal.pl - str.A7

Obecny kurs euro nie powinien być parytetem, przy którym wejdziemy do ERM2

Rozmawiamy z Ludwikiem Koteckim, rządowym pełnomocnikiem do spraw wprowadzenia euro, wiceministrem finansów. Jaki jest kurs równowagi złotego do euro?
- Według ostatnich szacunków, jakie znam, jest to kurs między 3,70 a 4,10 zł za euro. Aktualne szacunki powinny wskazywać, że może jest on trochę słabszy. Wniosek z tego jest taki, że obecnie złoty jest bardzo niedowartościowany.

Z czego to wynika?

- Z pewnością nie z fundamentów polskiej gospodarki, to z samej definicji. To jest efekt spekulacyjnej gry na płytkim rynku. Ten drugi czynnik - płytki rynek - jest tu chyba najbardziej istotny. Nie mamy do czynienia z jakimś masowym atakiem spekulacyjnym. Banki nie przeprowadzają zbyt wielu transakcji. Wystarczy kilka niewielkich, by wpłynąć na kurs.

Słaby złoty nie przekreśla planów wprowadzenia go do ERM2 - co już kilkakrotnie pan mówił. Czy w związku z obecnym niedowartościowaniem złotego rząd zakłada, że po wejściu do systemu kurs centralny będzie korygowany?

- Z pewnością nie byłoby dobrze, gdybyśmy kilka tygodni po wejściu do ERM2 mieli to robić. Przy takim kursie jak teraz to ryzyko istnieje. Problem w tym, że my nie wiemy, jaka będzie sytuacja rynkowa w maju. Zakładając nawet, że za kilka miesięcy kurs nie będzie odbiegał od poziomu z dziś, nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jaki kurs parytetowy zaakceptują nasi europejscy partnerzy. Będziemy dążyć do takiego ustalenia kursu, który by minimalizował ryzyko szybkiej rewaluacji. Z pewnością nie będzie on na poziomie obecnego kursu rynkowego. Zresztą w maju czy w czerwcu - gdy powinniśmy wchodzić do ERM2 - złoty powinien być już dużo mocniejszy.

W którym momencie negocjacji z instytucjami UE zostanie ustalony kurs parytetowy? Czy rząd dopuszcza możliwość opóźnienia? Jakie będzie dopuszczalne pasmo wahań w ERM2 ? Czy nie ma obaw, że cały proces negocjacji związany z wprowadzeniem złotego do korytarza zakończy się fiaskiem, bo instytucje europejskie uznają, że ryzyko polityczne dla wprowadzenia euro w Polsce jest obecnie zbyt duże?

Rozmawiał Marek Chądzyński

Więcej: Gazeta Prawna 19.02.2009 (35) - forsal.pl - str.A7

Komentarz codzienny

Drugi dzień umocnienia złotego


Dzisiejsze umocnienie złotego, to pochodna wydarzeń z dnia wczorajszego, gdy sprzedaż przez Ministerstwo Finansów euro z funduszy europejskich oraz deklaracja rządu o wprowadzeniu Polski do systemu ERM-2 bez zmiany konstytucji (wbrew opozycji), w sposób zdecydowany umocniły polską walutę.

W dniu dzisiejszym inwestorzy przede wszystkim będą czekali na kolejne informacje o aktywności Ministerstwa Finansów (poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego) na rynku walutowym. Jeżeli takie informacje się pojawią, to może to być zinterpretowane jako przejaw determinacji rządu do wzmocnienia złotego. A to w sposób naturalny będzie prowokować jeszcze silniejszą realizację dużych zysków na polskich parach.

Na drugim planie znajdą się natomiast dane makroekonomiczne z Polski oraz sytuacja na rynkach globalnych. O godzinie 14-tej Główny Urząd Statystyczny opublikuje styczniowe dane o cenach producentów (prognoza: 2,2 proc.) i dynamice produkcji przemysłowej (prognoza: -11,5 proc.) w Polsce.

onet.pl/(XTB/ 19.02.2009, godz. 09:15

Komentarz codzienny

Drugi dzień umocnienia złotego


Dzisiejsze umocnienie złotego, to pochodna wydarzeń z dnia wczorajszego, gdy sprzedaż przez Ministerstwo Finansów euro z funduszy europejskich oraz deklaracja rządu o wprowadzeniu Polski do systemu ERM-2 bez zmiany konstytucji (wbrew opozycji), w sposób zdecydowany umocniły polską walutę.

W dniu dzisiejszym inwestorzy przede wszystkim będą czekali na kolejne informacje o aktywności Ministerstwa Finansów (poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego) na rynku walutowym. Jeżeli takie informacje się pojawią, to może to być zinterpretowane jako przejaw determinacji rządu do wzmocnienia złotego. A to w sposób naturalny będzie prowokować jeszcze silniejszą realizację dużych zysków na polskich parach.

Na drugim planie znajdą się natomiast dane makroekonomiczne z Polski oraz sytuacja na rynkach globalnych. O godzinie 14-tej Główny Urząd Statystyczny opublikuje styczniowe dane o cenach producentów (prognoza: 2,2 proc.) i dynamice produkcji przemysłowej (prognoza: -11,5 proc.) w Polsce.

onet.pl/(XTB/ 19.02.2009, godz. 09:15

Rostowski: Polska nie stanie się drugą Argentyną

W tym roku Polsce nie będzie łatwo sprzedawać obligacje Skarbu Państwa - powiedział w czwartek w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. "Tylko w 2009 roku, żeby zrealizować nasz budżet, musimy pożyczyć 155 mld zł. Nasze potrzeby pożyczkowe są 8 razy większe niż nasz deficyt. Te pieniądze musimy zdobyć, sprzedając obligacje Skarbu Państwa" - wyjaśnił.
Rostowski przedstawia w czwartek w Sejmie informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.

"Istnieje niebezpieczeństwo, że idąc drogą większego deficytu, doszlibyśmy do sytuacji, w której są Węgry. Wpadlibyśmy wtedy w pułapkę zagrożenia, zmuszeni bylibyśmy zaciągać coraz większe długi, żeby spłacić wcześniejsze zobowiązania. Nigdy nie dopuścimy do takiej sytuacji" - powiedział Rostowski. "Polska nie stanie się drugą Argentyną, a rząd Donalda Tuska nie zadłuży Polaków, tak jak czyniono to w przeszłości" - podkreślił.

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział także w czwartek w Sejmie, że rząd jest przygotowany na dalsze oszczędności, ale jeśli i to nie wystarczy, to nie chce zwiększać podatków ani deficytu.

"Musimy być jednak przygotowani także na scenariusze, w których będziemy zmuszeni wybrać mniejsze zło" - powiedział Rostowski, przedstawiając informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.

Rostowski powiedział, że został przygotowany wariant awaryjny do budżetu na 2009 r.

"Dostosowaliśmy w nim wydatki do prognozy niskiego wzrostu na poziomie 1,7 proc. (...). Jeśli będzie lepiej, to będziemy mogli wrócić do zapisów ustawy budżetowej" - poinformował minister.

Jak zaznaczył, Polska musi ostrożnie określić swoje potrzeby pożyczkowe, "gdyż nadmierne zadłużanie się może wprowadzić nas w spiralę długów, a wtedy nawet zaciskanie pasa nie wystarczy, by wyprowadzić nas na prostą".

Polskę ominął kryzys bankowy; nie musieliśmy ratować żadnego banku - powiedział w czwartek w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. Mimo to - jak podkreślił minister - rząd przygotował "ustawy na wypadek kryzysu bankowego w Polsce".

Wśród nich wymienił: ustawę o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, zwiększającą gwarancje na depozyty bankowe do równowartości 50 tys. euro, oraz ustawę o instrumentach płynności sektora finansowego, zabezpieczającą finansowanie kredytów dla rodzin i przedsiębiorstw.

Rostowski przedstawia w czwartek w Sejmie informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.
onet.pl/(PAP, ak/19.02.2009, godz. 09:49)

Rostowski: Polska nie stanie się drugą Argentyną

W tym roku Polsce nie będzie łatwo sprzedawać obligacje Skarbu Państwa - powiedział w czwartek w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. "Tylko w 2009 roku, żeby zrealizować nasz budżet, musimy pożyczyć 155 mld zł. Nasze potrzeby pożyczkowe są 8 razy większe niż nasz deficyt. Te pieniądze musimy zdobyć, sprzedając obligacje Skarbu Państwa" - wyjaśnił.
Rostowski przedstawia w czwartek w Sejmie informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.

"Istnieje niebezpieczeństwo, że idąc drogą większego deficytu, doszlibyśmy do sytuacji, w której są Węgry. Wpadlibyśmy wtedy w pułapkę zagrożenia, zmuszeni bylibyśmy zaciągać coraz większe długi, żeby spłacić wcześniejsze zobowiązania. Nigdy nie dopuścimy do takiej sytuacji" - powiedział Rostowski. "Polska nie stanie się drugą Argentyną, a rząd Donalda Tuska nie zadłuży Polaków, tak jak czyniono to w przeszłości" - podkreślił.

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział także w czwartek w Sejmie, że rząd jest przygotowany na dalsze oszczędności, ale jeśli i to nie wystarczy, to nie chce zwiększać podatków ani deficytu.

"Musimy być jednak przygotowani także na scenariusze, w których będziemy zmuszeni wybrać mniejsze zło" - powiedział Rostowski, przedstawiając informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.

Rostowski powiedział, że został przygotowany wariant awaryjny do budżetu na 2009 r.

"Dostosowaliśmy w nim wydatki do prognozy niskiego wzrostu na poziomie 1,7 proc. (...). Jeśli będzie lepiej, to będziemy mogli wrócić do zapisów ustawy budżetowej" - poinformował minister.

Jak zaznaczył, Polska musi ostrożnie określić swoje potrzeby pożyczkowe, "gdyż nadmierne zadłużanie się może wprowadzić nas w spiralę długów, a wtedy nawet zaciskanie pasa nie wystarczy, by wyprowadzić nas na prostą".

Polskę ominął kryzys bankowy; nie musieliśmy ratować żadnego banku - powiedział w czwartek w Sejmie minister finansów Jacek Rostowski. Mimo to - jak podkreślił minister - rząd przygotował "ustawy na wypadek kryzysu bankowego w Polsce".

Wśród nich wymienił: ustawę o Bankowym Funduszu Gwarancyjnym, zwiększającą gwarancje na depozyty bankowe do równowartości 50 tys. euro, oraz ustawę o instrumentach płynności sektora finansowego, zabezpieczającą finansowanie kredytów dla rodzin i przedsiębiorstw.

Rostowski przedstawia w czwartek w Sejmie informację w sprawie działań i planów rządu, których celem jest zabezpieczenie gospodarki i Polaków przed skutkami kryzysu finansowego.
onet.pl/(PAP, ak/19.02.2009, godz. 09:49)

Zagrożone niewypłacalnością banki będą mogły być przejęte przez Skarb Państwa

Zagrożone niewypłacalnością banki i zakłady ubezpieczeń będą mogły być przejęte przez Skarb Państwa. Przewiduje to rządowy projekt ustawy, który Sejm skierował do Komisji Finansów Publicznych.
W środę w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o rekapitalizacji niektórych instytucji finansowych. Zakłada on, że rząd, na wniosek ministra finansów, będzie mógł podjąć decyzję o przejęciu instytucji finansowej. Będzie to możliwe po zasięgnięciu opinii prezesa Narodowego Banku Polskiego i przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego.
Przejęcie banku lub zakładu ubezpieczeń nastąpi przez przymusowy wykup akcji od dotychczasowych akcjonariuszy przez Skarb Państwa.


Decyzja o przejęciu instytucji finansowej ma być wykonalna natychmiast.

Wszelkie rozliczenia z dotychczasowymi akcjonariuszami przejętej instytucji finansowej - w tym zapłata za przymusowo wykupywane akcje - mają być prowadzone przez Bank Gospodarstwa Krajowego.

Ustawa stwarza możliwości prawne na wypadek sytuacji kryzysowych. Obecnie nie mamy z nimi do czynienia. System finansowy w Polsce jest sprawny - zapewnił podczas sejmowej debaty wiceminister finansów Dariusz Daniluk. Podkreślił, że może nie być potrzeby korzystania z nowych przepisów.

Z projektu wynika, że gdy minie zagrożenie niewypłacalnością, to minister finansów będzie zobowiązany do sprzedaży przejętych akcji instytucji finansowej.

Oprócz tego projekt zawiera przepisy, które mogą być wykorzystane, gdy w czasie postępowania naprawczego konieczne będzie zwiększenie funduszy własnych instytucji finansowych. W takiej sytuacji banki lub zakłady ubezpieczeń będą mogły uzyskać gwarancje Skarbu Państwa zwiększenia takich funduszy.

Projekt przewiduje, że nowa ustawa wejdzie w życie z dniem ogłoszenia.

Ustawa stanowi jedno z narzędzi walki z kryzysem - powiedział podczas debaty poseł Henryk Siedlaczek (PO).

To odpowiedź na niepokojące wydarzenia na rynkach finansowych - podkreślił poseł Adam Gawęda (PiS). Dodał, że należy wspierać nie tylko instytucje finansowe, ale również małych i średnich przedsiębiorców.
wp.pl/PAP | 18.02.2009 | 19:30

Zagrożone niewypłacalnością banki będą mogły być przejęte przez Skarb Państwa

Zagrożone niewypłacalnością banki i zakłady ubezpieczeń będą mogły być przejęte przez Skarb Państwa. Przewiduje to rządowy projekt ustawy, który Sejm skierował do Komisji Finansów Publicznych.
W środę w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o rekapitalizacji niektórych instytucji finansowych. Zakłada on, że rząd, na wniosek ministra finansów, będzie mógł podjąć decyzję o przejęciu instytucji finansowej. Będzie to możliwe po zasięgnięciu opinii prezesa Narodowego Banku Polskiego i przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego.
Przejęcie banku lub zakładu ubezpieczeń nastąpi przez przymusowy wykup akcji od dotychczasowych akcjonariuszy przez Skarb Państwa.


Decyzja o przejęciu instytucji finansowej ma być wykonalna natychmiast.

Wszelkie rozliczenia z dotychczasowymi akcjonariuszami przejętej instytucji finansowej - w tym zapłata za przymusowo wykupywane akcje - mają być prowadzone przez Bank Gospodarstwa Krajowego.

Ustawa stwarza możliwości prawne na wypadek sytuacji kryzysowych. Obecnie nie mamy z nimi do czynienia. System finansowy w Polsce jest sprawny - zapewnił podczas sejmowej debaty wiceminister finansów Dariusz Daniluk. Podkreślił, że może nie być potrzeby korzystania z nowych przepisów.

Z projektu wynika, że gdy minie zagrożenie niewypłacalnością, to minister finansów będzie zobowiązany do sprzedaży przejętych akcji instytucji finansowej.

Oprócz tego projekt zawiera przepisy, które mogą być wykorzystane, gdy w czasie postępowania naprawczego konieczne będzie zwiększenie funduszy własnych instytucji finansowych. W takiej sytuacji banki lub zakłady ubezpieczeń będą mogły uzyskać gwarancje Skarbu Państwa zwiększenia takich funduszy.

Projekt przewiduje, że nowa ustawa wejdzie w życie z dniem ogłoszenia.

Ustawa stanowi jedno z narzędzi walki z kryzysem - powiedział podczas debaty poseł Henryk Siedlaczek (PO).

To odpowiedź na niepokojące wydarzenia na rynkach finansowych - podkreślił poseł Adam Gawęda (PiS). Dodał, że należy wspierać nie tylko instytucje finansowe, ale również małych i średnich przedsiębiorców.
wp.pl/PAP | 18.02.2009 | 19:30

Deweloper odda zaliczkę, gdy bank odmówi kredytu

Na żądanie klienta deweloperzy zwykle godzą się wpisać do umowy przedwstępnej gwarancję, że jeśli klient nie uzyska z banku kredytu, to umowa zostanie rozwiązana, a wpłacona zaliczka zwrócona.
Tylko deweloperzy, którzy sami mają problemy finansowe, nie zwracają wpłaconych zaliczek, gdy klientowi odmówiono w banku finansowania - uważają eksperci. Firmy, które chcą utrzymać się na rynku, muszą iść klientom na rękę.

Nie jest naszym celem zarabianie na umowach rezerwacyjnych i na kłopotach naszych klientów, którzy nie dostali kredytu - mówi Monika Śleziońska z firmy MK Inwestycje.
Jeśli klient nie dostał kredytu, to wpłaconą zaliczkę oddajemy, potrącając jedynie koszty manipulacyjne - mówi Robert Micał, prezes Unidevelopment.
Do takich sytuacji dochodzi obecnie dość często, bo banki bardzo zaostrzyły kryteria udzielania kredytów hipotecznych.

Od początku roku z powodu nieuzyskania przez klientów kredytów nie doszło do ostatecznej sprzedaży pięciu mieszkań - przyznaje Jacek Kaliszuk z Polnordu.

Mieliśmy już kilka takich przypadków i wówczas przedpłata została zwrócona naszym klientom w całości - mówi Małgorzata Konarska z JHM Development.

Deweloperzy są też otwarci na wprowadzanie do umów przedwstępnych zapisów, że w wypadku problemów z uzyskaniem kredytu umowa zostanie rozwiązana, a zaliczka lub zadatek zwrócony.

Na życzenie klienta w każdej umowie możemy umieścić taką klauzulę - twierdzi prezes Michał.

Tak deklaruje większość deweloperów. W obecnej sytuacji klient gotowy kupić mieszkanie jest na wagę złota, więc deweloperzy godzą się w umowach nawet na tak daleko idące zapisy. Nie jest to kwestia dobrej woli, lecz raczej wynik trudnej sytuacji rynkowej i tysięcy gotowych mieszkań czekających na nabywców. Najczęściej jednak o taki zapis w umowie, dający prawo do odstąpienia od niej, gdy bank nie udzieli kredytu, trzeba się upomnieć. Na razie nie zdarza się to często, bo klienci nie korzystają z takiej możliwości.

Jeśli pojawi się pierwszy klient, który będzie chciał umieścić w umowie taką klauzulę, myślę, że nie będzie z tym problemu - mówi Tomasz Zganiacz, prezes Triton Development.

W niektórych firmach już teraz takie gwarancje są normą.

Mamy to w standardzie. Zobowiązujemy się do tego, że jeśli klient podpisze z nami umowę i będzie starał się o kredyt za pośrednictwem wskazanych przez nas czterech firm, które mają w swojej ofercie kredyty wszystkich polskich banków, i nie uzyska pożyczki, to umowa może być rozwiązana - mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie jest w Polnordzie.

W każdej umowie przedwstępnej mamy zapisane, że zwracamy pieniądze, jeśli klient nie dostanie w banku kredytu. Potrącamy tylko koszty manipulacyjne, do 5 proc. wpłaconej zaliczki - mówi Jacek Kaliszuk.

Wśród sprawdzonych przez nas deweloperów tylko jeden zdecydowanie stwierdził, że w umowie przedwstępnej nie godzi się na zapisy umożliwiające rozwiązanie umowy, jeśli klient nie dostanie kredytu.

Nie przewidujemy możliwości zapisów związanych z odstąpieniem od umowy z powodu nieuzyskania przez klienta finansowania. Każdy klient może dokonać u nas rezerwacji na czas potrzebny do uzyskania decyzji kredytowej, tak by podpisując umowę kupna, zminimalizować ryzyko związane z brakiem finansowania - mówi Alicja Kościesza z Orco Property Group.

16,5 tys. nowych mieszkań czeka na nabywców tylko w samej Warszawie

Roman Grzyb

Gazeta Prawna

Deweloper odda zaliczkę, gdy bank odmówi kredytu

Na żądanie klienta deweloperzy zwykle godzą się wpisać do umowy przedwstępnej gwarancję, że jeśli klient nie uzyska z banku kredytu, to umowa zostanie rozwiązana, a wpłacona zaliczka zwrócona.
Tylko deweloperzy, którzy sami mają problemy finansowe, nie zwracają wpłaconych zaliczek, gdy klientowi odmówiono w banku finansowania - uważają eksperci. Firmy, które chcą utrzymać się na rynku, muszą iść klientom na rękę.

Nie jest naszym celem zarabianie na umowach rezerwacyjnych i na kłopotach naszych klientów, którzy nie dostali kredytu - mówi Monika Śleziońska z firmy MK Inwestycje.
Jeśli klient nie dostał kredytu, to wpłaconą zaliczkę oddajemy, potrącając jedynie koszty manipulacyjne - mówi Robert Micał, prezes Unidevelopment.
Do takich sytuacji dochodzi obecnie dość często, bo banki bardzo zaostrzyły kryteria udzielania kredytów hipotecznych.

Od początku roku z powodu nieuzyskania przez klientów kredytów nie doszło do ostatecznej sprzedaży pięciu mieszkań - przyznaje Jacek Kaliszuk z Polnordu.

Mieliśmy już kilka takich przypadków i wówczas przedpłata została zwrócona naszym klientom w całości - mówi Małgorzata Konarska z JHM Development.

Deweloperzy są też otwarci na wprowadzanie do umów przedwstępnych zapisów, że w wypadku problemów z uzyskaniem kredytu umowa zostanie rozwiązana, a zaliczka lub zadatek zwrócony.

Na życzenie klienta w każdej umowie możemy umieścić taką klauzulę - twierdzi prezes Michał.

Tak deklaruje większość deweloperów. W obecnej sytuacji klient gotowy kupić mieszkanie jest na wagę złota, więc deweloperzy godzą się w umowach nawet na tak daleko idące zapisy. Nie jest to kwestia dobrej woli, lecz raczej wynik trudnej sytuacji rynkowej i tysięcy gotowych mieszkań czekających na nabywców. Najczęściej jednak o taki zapis w umowie, dający prawo do odstąpienia od niej, gdy bank nie udzieli kredytu, trzeba się upomnieć. Na razie nie zdarza się to często, bo klienci nie korzystają z takiej możliwości.

Jeśli pojawi się pierwszy klient, który będzie chciał umieścić w umowie taką klauzulę, myślę, że nie będzie z tym problemu - mówi Tomasz Zganiacz, prezes Triton Development.

W niektórych firmach już teraz takie gwarancje są normą.

Mamy to w standardzie. Zobowiązujemy się do tego, że jeśli klient podpisze z nami umowę i będzie starał się o kredyt za pośrednictwem wskazanych przez nas czterech firm, które mają w swojej ofercie kredyty wszystkich polskich banków, i nie uzyska pożyczki, to umowa może być rozwiązana - mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie jest w Polnordzie.

W każdej umowie przedwstępnej mamy zapisane, że zwracamy pieniądze, jeśli klient nie dostanie w banku kredytu. Potrącamy tylko koszty manipulacyjne, do 5 proc. wpłaconej zaliczki - mówi Jacek Kaliszuk.

Wśród sprawdzonych przez nas deweloperów tylko jeden zdecydowanie stwierdził, że w umowie przedwstępnej nie godzi się na zapisy umożliwiające rozwiązanie umowy, jeśli klient nie dostanie kredytu.

Nie przewidujemy możliwości zapisów związanych z odstąpieniem od umowy z powodu nieuzyskania przez klienta finansowania. Każdy klient może dokonać u nas rezerwacji na czas potrzebny do uzyskania decyzji kredytowej, tak by podpisując umowę kupna, zminimalizować ryzyko związane z brakiem finansowania - mówi Alicja Kościesza z Orco Property Group.

16,5 tys. nowych mieszkań czeka na nabywców tylko w samej Warszawie

Roman Grzyb

Gazeta Prawna

Rostowski: będą kolejne interwencje na rynku walutowym

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział, że będzie kolejna transza sprzedaży unjnych środków - "w jakimś momencie". Na pytanie skąd wczorajsza decyzja o wymianie euro minister odpowiedział, że premier zapowiedział ją tydzień temu i powtórzył przedwczoraj.
Jacek Rostowski wyjaśnił, że chodziło o to by sprzedać euro kiedy są drogie. Dodał że państwo polskie na tym zarobiło i ci którzy wdrażają projekty będą mieli na nie więcej pieniędzy.

Ministerstwo Finansów przeprowadziło wczoraj operację wymiany euro, które Polska otrzymała z funduszy Unii Europejskiej. Dzięki temu nasza waluta nieco się umocniła.
wp.pl/
IAR 2009-02-19 (09:50)

Rostowski: będą kolejne interwencje na rynku walutowym

Minister finansów Jacek Rostowski powiedział, że będzie kolejna transza sprzedaży unjnych środków - "w jakimś momencie". Na pytanie skąd wczorajsza decyzja o wymianie euro minister odpowiedział, że premier zapowiedział ją tydzień temu i powtórzył przedwczoraj.
Jacek Rostowski wyjaśnił, że chodziło o to by sprzedać euro kiedy są drogie. Dodał że państwo polskie na tym zarobiło i ci którzy wdrażają projekty będą mieli na nie więcej pieniędzy.

Ministerstwo Finansów przeprowadziło wczoraj operację wymiany euro, które Polska otrzymała z funduszy Unii Europejskiej. Dzięki temu nasza waluta nieco się umocniła.
wp.pl/
IAR 2009-02-19 (09:50)

Mieszkania wciąż tanieją. Bo nie ma kredytów?

Analitycy firmy doradczej Open Finance szacują, że ceny mieszkań w pierwszej połowie tego roku spadną o około 10 proc.

- Oczekujemy kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku - napisali w komentarzu do raportu opisującego sytuację na rynku mieszkaniowym analitycy Open Finance.

W ocenie firmy doradczej nie widać oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. - Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. (...) Nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań - wynika z raportu.

- Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie. W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie - dodają.

Ożywić popyt na rynku nieruchomości, podkreślają eksperci, mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 - ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie.

W styczniu tego roku największy spadek cen mieszkań w ujęciu rdr zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, odpowiednio o 10,7 i 10,5 proc.

Do znacznej obniżki cen doszło także w Krakowie, bo o 8,7 proc.

Do niewielkich zmian cen metra kwadratowego doszło we Wrocławiu, ceny spadły o 3,8 proc. oraz Warszawie o 1,3 proc.

money.pl/2009-02-12 08:42:25

Mieszkania wciąż tanieją. Bo nie ma kredytów?

Analitycy firmy doradczej Open Finance szacują, że ceny mieszkań w pierwszej połowie tego roku spadną o około 10 proc.

- Oczekujemy kontynuacji widocznej tendencji spadku cen mieszkań, który jednak nie powinien przyspieszać. Spadek cen na poziomie 10 proc. r/r powinien się utrzymać w I półroczu br. Później najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się długotrwała stabilizacja cen przy wciąż niewielkiej aktywności rynku - napisali w komentarzu do raportu opisującego sytuację na rynku mieszkaniowym analitycy Open Finance.

W ocenie firmy doradczej nie widać oznak poprawy na rynku mieszkaniowym. - Dostępność kredytów przestała się pogarszać, ale jednak jeszcze nie zaczęła się poprawiać. (...) Nie ma obecnie powodu, by spodziewać się szybkiej poprawy na rynku mieszkań - wynika z raportu.

- Stopy procentowe (a więc także oprocentowanie kredytów) co prawda spadają, ale obniżają się także przychody z wynajmu mieszkań, zatem rentowność najmu pozostaje na umiarkowanie wysokim poziomie. W perspektywie dalszego spadku cen i przychodów z najmu trudno liczyć na ożywienie popytu inwestycyjnego w najbliższym czasie - dodają.

Ożywić popyt na rynku nieruchomości, podkreślają eksperci, mogą symptomy zakończenia okresu spowolnienia gospodarczego lub wstąpienie Polski do strefy ERM2 - ze względu na prawdopodobną zwiększoną dostępność kredytów w euro w tym czasie.

W styczniu tego roku największy spadek cen mieszkań w ujęciu rdr zanotowano w Gdańsku i Poznaniu, odpowiednio o 10,7 i 10,5 proc.

Do znacznej obniżki cen doszło także w Krakowie, bo o 8,7 proc.

Do niewielkich zmian cen metra kwadratowego doszło we Wrocławiu, ceny spadły o 3,8 proc. oraz Warszawie o 1,3 proc.

money.pl/2009-02-12 08:42:25

Skanska spodziewa się trudnych czasów

Firma budowlana Skanska oczekuje drastycznego spadku inwestycji w budownictwie kubaturowym w Polsce w 2009 r.

Jednocześnie spółka stawia na zwiększenie rentowności, planuje rozwój poprzez rozszerzenie obszarów działalności o nowe obszary w kraju oraz rozwój kompetencji w regionach, poinformowali przedstawiciele spółki na konferencji w środę.

- Strategią firmy nie jest sprzedaż czy udział w rynku, a rentowność i zysk - podkreśla prezes zarządu Skanska Roman Wieczorek, dodając że spółka stara się selektywnie wybierać projekty do realizacji.

Zdaniem prezesa, inwestycje w budownictwie kubaturowym spadną ze względu na ograniczenia planów rozwojowo-modernizacyjnych w przemyśle, a także wyhamowanie budowy mieszkań. - Wyhamowanie budownictwa kubaturowego będzie odczuwalne najbardziej w 2010 roku - dodał Wieczorek.

Skanska zamierza zoptymalizować koszty oraz procesy biznesowe, ograniczyć inwestycje oraz wstrzymała projekty deweloperskie. - W tej chwili jesteśmy totalnie pod kontrolą jeśli chodzi o projekty deweloperskie - dodał Wieczorek.

Jednocześnie, według przedstawicieli spółki, czas kryzysu może być okresem wzrostu dla firm z dobrym fundamentem. Zdaniem szefa finansów firmy Macieja Muldnera sytuacja finansowa spółki-matki jest bardzo dobra. - Nie potrzebujemy kredytowania. Finansujemy się z własnych środków. Jeśli będziemy mieli w Polsce potrzeby kapitałowe, zwrócimy się do grupy - dodał Muldner.

W przyszłości prezes nie wyklucza akwizycji spółek o profilu budownictwa drogowo-mostowym, których profil działalności będzie kompatybilny z marką Skanska oraz dobrze rozpoznawalny na lokalnym rynku. - Te podmioty muszą być klarowne by nie stracić marki - powiedział Wieczorek.

Na koniec grudnia 2008 r. firma zatrudniała ok. 6 tys. osób. Prezes Skanska zapewnił, że na dzień dzisiejszy spółka nie tylko nie przewiduje zwolnień, a nawet będzie prowadzić nowe rekrutacje (w związku z projektem budowy autostrady A1).

Portfel zamówień spółki wzrósł o 134 proc. do 5,5 mld zł z 2,4 mld zł w 2008 roku. Obecnie ponad 50 proc. portfela stanowi budownictwo drogowo-mostowe, 30 proc. należy do budownictwa ogólnego, a pozostała część to budownictwo hydro-inżynieryjne.

money.pl

Skanska spodziewa się trudnych czasów

Firma budowlana Skanska oczekuje drastycznego spadku inwestycji w budownictwie kubaturowym w Polsce w 2009 r.

Jednocześnie spółka stawia na zwiększenie rentowności, planuje rozwój poprzez rozszerzenie obszarów działalności o nowe obszary w kraju oraz rozwój kompetencji w regionach, poinformowali przedstawiciele spółki na konferencji w środę.

- Strategią firmy nie jest sprzedaż czy udział w rynku, a rentowność i zysk - podkreśla prezes zarządu Skanska Roman Wieczorek, dodając że spółka stara się selektywnie wybierać projekty do realizacji.

Zdaniem prezesa, inwestycje w budownictwie kubaturowym spadną ze względu na ograniczenia planów rozwojowo-modernizacyjnych w przemyśle, a także wyhamowanie budowy mieszkań. - Wyhamowanie budownictwa kubaturowego będzie odczuwalne najbardziej w 2010 roku - dodał Wieczorek.

Skanska zamierza zoptymalizować koszty oraz procesy biznesowe, ograniczyć inwestycje oraz wstrzymała projekty deweloperskie. - W tej chwili jesteśmy totalnie pod kontrolą jeśli chodzi o projekty deweloperskie - dodał Wieczorek.

Jednocześnie, według przedstawicieli spółki, czas kryzysu może być okresem wzrostu dla firm z dobrym fundamentem. Zdaniem szefa finansów firmy Macieja Muldnera sytuacja finansowa spółki-matki jest bardzo dobra. - Nie potrzebujemy kredytowania. Finansujemy się z własnych środków. Jeśli będziemy mieli w Polsce potrzeby kapitałowe, zwrócimy się do grupy - dodał Muldner.

W przyszłości prezes nie wyklucza akwizycji spółek o profilu budownictwa drogowo-mostowym, których profil działalności będzie kompatybilny z marką Skanska oraz dobrze rozpoznawalny na lokalnym rynku. - Te podmioty muszą być klarowne by nie stracić marki - powiedział Wieczorek.

Na koniec grudnia 2008 r. firma zatrudniała ok. 6 tys. osób. Prezes Skanska zapewnił, że na dzień dzisiejszy spółka nie tylko nie przewiduje zwolnień, a nawet będzie prowadzić nowe rekrutacje (w związku z projektem budowy autostrady A1).

Portfel zamówień spółki wzrósł o 134 proc. do 5,5 mld zł z 2,4 mld zł w 2008 roku. Obecnie ponad 50 proc. portfela stanowi budownictwo drogowo-mostowe, 30 proc. należy do budownictwa ogólnego, a pozostała część to budownictwo hydro-inżynieryjne.

money.pl

Najem okazjonalny pomoże

Walne zgromadzenia spółdzielni mieszkaniowych będą mogły wprowadzić obowiązek wnoszenia opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Jeżeli tego nie zrobią, lokatorzy uwłaszczą się za symboliczne kwoty.

Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.

Zgodnie z decyzją Trybunału

- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.

Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.

Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.

Dopłaty do własnościowego

Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.

W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.

Najem okazjonalny

Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.

Adam Makosz

GazetaPrawna

Najem okazjonalny pomoże

Walne zgromadzenia spółdzielni mieszkaniowych będą mogły wprowadzić obowiązek wnoszenia opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Jeżeli tego nie zrobią, lokatorzy uwłaszczą się za symboliczne kwoty.

Dzisiaj do konsultacji społecznych trafi przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury projekt nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.

Zgodnie z decyzją Trybunału

- Nasza propozycja zawiera zmiany uwzględniające orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. oraz inne pilne zmiany, wśród których znajdą się przepisy mające na celu czasowe przywrócenie możliwości ustanawiania spółdzielczej własności - wyjaśnia Piotr Styczeń, wiceminister infrastruktury. Resort przedstawił także wczoraj propozycję zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów i wprowadzenie do niej nowej instytucji najmu okazjonalnego.

Najważniejszą z zaproponowanych zmian jest dodanie do ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych nowych przepisów pozwalających ich członkom podjąć samodzielną decyzję w sprawie wprowadzenia dodatkowych (oprócz obecnie obowiązujących) opłat przy przekształcaniu mieszkań lokatorskich. Od 31 grudnia 2009 r. miałoby o tym przesądzać w drodze uchwały walne zgromadzenie. Resort infrastruktury chce, by wysokość opłaty nie mogła przekraczać różnicy pomiędzy wartością rynkową lokalu a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego lub jego części. Różnica ta miałaby podlegać zmniejszeniu o 50 proc. pomocy uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków, zwaloryzowanej proporcjonalnie do aktualnej wartości mieszkania.

Do podjęcia takiej uchwały będzie wymagane poparcie 2/3 członków obecnych na walnym zgromadzeniu. Głosujący będą mogli jednocześnie zadecydować o tym, na co przeznaczą wpływy z opłat uiszczonych z tytułu przekształceń.

O ile członkowie będą mieli wpływ na wprowadzenie dodatkowych kosztów przekształceń mieszkań lokatorskich, o tyle projekt noweli przesądza wprost o poszerzeniu katalogu opłat, które muszą wnieść osoby przekształcające spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu w odrębną własność.

Dopłaty do własnościowego

Wnioskujący spółdzielcy, oprócz spłaty kosztów związanych z budową mieszkania i bieżącego zadłużenia z tytułu opłat eksploatacyjnych, będą musieli wpłacić na rachunek spółdzielni nominalną kwotę umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na lokal (w sumie od kilku do kilkuset złotych). Obowiązek spłaty nie będzie odnosił się jednak do tych członków, którzy podpiszą akty notarialne po upływie 15 lat od ustanowienia spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu.

W projekcie zaproponowano także wprowadzenie regulacji nakładających na spółdzielnie obowiązek zawarcia z lokatorem umowy o przeniesienie własności lokalu w terminie trzech miesięcy od dnia wejścia w życie uchwały zarządu określającej przedmiot odrębnej własności lokalu.

Najem okazjonalny

Oprócz ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych Ministerstwo Infrastruktury chce zmienić także ustawę o ochronie praw lokatorów i wprowadzić do niej uregulowania dotyczące tzw. najmu okazjonalnego. Na tej podstawie będą mogły oddawać w najem swoje mieszkania tylko osoby fizyczne nieprowadzące działalności gospodarczej. Dużym ułatwieniem ma być przede wszystkim możliwość eksmitowania zalegających z czynszem najemców bez obowiązku zapewnienia im lokalu zamiennego czy pomieszczenia tymczasowego (będą bowiem musieli wskazać w umowie o najem okazjonalny, gdzie mogą się przeprowadzić w takich sytuacjach, i pokazać zgodę właściciela tamtego lokalu). Osoby, które zdecydują się na wykonywanie najmu okazjonalnego, będą płacić zaledwie 5-proc. podatek ryczałtowy od uzyskanych przychodów.

Adam Makosz

GazetaPrawna

Brak opłat za czynsz nie musi oznaczać eksmisji

Kryzys sprawia, że co czwarty Polak ma trudności z terminowym regulowaniem płatności za mieszkanie, energię elektryczną, telefon lub inne media. Efektem zwłoki z regulowaniem rachunków, poza koniecznością płacenia odsetek, może być odcięcie wody, gazu a nawet eksmisja z mieszkania.

Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.

Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal

Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.

Ze strony wierzyciela

W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.

- Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy - mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski. Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.

- W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego - tłumaczy Michał Bagłaj.

Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.

Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - str.2-3

Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek

Brak opłat za czynsz nie musi oznaczać eksmisji

Kryzys sprawia, że co czwarty Polak ma trudności z terminowym regulowaniem płatności za mieszkanie, energię elektryczną, telefon lub inne media. Efektem zwłoki z regulowaniem rachunków, poza koniecznością płacenia odsetek, może być odcięcie wody, gazu a nawet eksmisja z mieszkania.

Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.

Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal

Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.

Ze strony wierzyciela

W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.

- Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy - mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski. Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.

- W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego - tłumaczy Michał Bagłaj.

Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.

Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - str.2-3

Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek

Wzrasta wartość zagrożonych kredytów hipotecznych

Wzrasta wartość zagrożonych kredytów hipotecznych, czyli takich które nie są spłacane co najmniej od czterech miesięcy - powiedział rzecznik prasowy Krajowego Rejestru Długów Andrzej Kulik.
ak podkreślił, wartość kredytów hipotecznych, których osoby prywatne nie spłacają co najmniej od czterech miesięcy wynosiła na koniec 2008 roku 1,9 mld zł. Z tego 738 mln zł przypadało na kredyty przeliczane w walutach obcych, głównie we franku szwajcarskim.

- Na koniec trzeciego kwartału ubiegłego roku wartość takich zagrożonych kredytów wynosiła ok. 1,5 mld zł, z tego na kredyty walutowe przypadało 485 mln zł - powiedział Andrzej Kulik.

Zdaniem Kulika, wzrost wartości franka wobec złotego do wysokości 3,22 zł - tak jak to miało miejsce w poniedziałek - może przyczynić się do jeszcze większego pogorszenia spłacalności kredytów hipotecznych w tej walucie.

Na koniec 2008 roku osoby prywatne zaciągnęły w sumie 192,1 mld zł kredytów hipotecznych, w tym kredyty walutowe stanowiły 133,7 mld zł.

- W 2008 roku wśród kredytów walutowych rozliczanych w złotych, aż 80 proc. zaciągnięto we frankach - poinformował Andrzej Kulik. Podkreślił, że we wcześniejszych latach udział kredytów we frankach był mniejszy - wynosił około 66 proc.

Analitycy przestrzegają jednak przed przewalutowaniem kredytów zaciąganych we frankach.

Główny analityk biura doradców finansowych Finamo Paweł Majtkowski powiedział, że rata kredytów w szwajcarskiej walucie, mimo poniedziałkowego rekordu, jest w większości przypadków nadal niższa niż w kredytach złotowych.

Ekspert spodziewa się odwrócenia trendu na rynku walutowym. - Poziom, który osiągnęła złotówka, to maksimum, które może osiągnąć - ocenił.

W jego opinii, kredytobiorcy powinni uzbroić się w cierpliwość. - Bierzemy kredyt na 30 lat, czasami nawet na dłużej. W tym czasie takich okresów, gdy frank się bardzo umacnia, może być kilka. Zawsze będą też momenty odwrotne, kiedy będzie umacniała się złotówka - zaznaczył.

O cierpliwość do kredytobiorców zaapelował również ekspert Comperia.pl Bartłomiej Samsonowicz. Ocenił, że wyższe raty kredytów w obcych walutach będą prawdopodobnie dotyczyć tylko kilku najbliższych miesięcy. W dłuższej perspektywie bowiem - jak prognozuje - nastąpi odwrócenie negatywnego trendu na rynku walutowym.

Analityk Open Finance Emil Szweda nie spodziewa się fali przewalutowań. - Kto w sierpniu ub.r. wziął kredyt we frankach, dziś płaci ratę wyższą niż ci, którzy zdecydowali się na kredyt w złotówkach, choć wówczas korzyść sięgała 30 proc. - ocenił. W sierpniu kurs franka wynosił ok. 2 zł.

- Przewalutowanie tego kredytu dzisiaj, oznaczałoby stratę. Gdyby klient, który brał kredyt w sierpniu przy kursie na poziomie ok. 2 zł, dziś przewalutowałby go na złotówki, rata w stosunku do sierpnia wzrosłaby mu ponad dwukrotnie - wyjaśnił.

Jak wyjaśnił Szweda, na wzrost ten składa się różnica kursowa oraz różnica wynikająca z wyższego oprocentowania kredytów złotówkowych.

- Związane z tym zwiększenie kwoty kredytu wymagałoby zwiększenia zabezpieczenia, a mieszkania nie zyskują teraz na wartości - zauważył. Dlatego, jego zdaniem, klienci nie tylko "powinni wstrzymać się z przewaluotowaniem", ale wręcz "nie mają wyjścia" i muszą czekać na ustabilizowanie się polskiej waluty.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Poniedziałek, 16 lutego (18:34)

Wzrasta wartość zagrożonych kredytów hipotecznych

Wzrasta wartość zagrożonych kredytów hipotecznych, czyli takich które nie są spłacane co najmniej od czterech miesięcy - powiedział rzecznik prasowy Krajowego Rejestru Długów Andrzej Kulik.
ak podkreślił, wartość kredytów hipotecznych, których osoby prywatne nie spłacają co najmniej od czterech miesięcy wynosiła na koniec 2008 roku 1,9 mld zł. Z tego 738 mln zł przypadało na kredyty przeliczane w walutach obcych, głównie we franku szwajcarskim.

- Na koniec trzeciego kwartału ubiegłego roku wartość takich zagrożonych kredytów wynosiła ok. 1,5 mld zł, z tego na kredyty walutowe przypadało 485 mln zł - powiedział Andrzej Kulik.

Zdaniem Kulika, wzrost wartości franka wobec złotego do wysokości 3,22 zł - tak jak to miało miejsce w poniedziałek - może przyczynić się do jeszcze większego pogorszenia spłacalności kredytów hipotecznych w tej walucie.

Na koniec 2008 roku osoby prywatne zaciągnęły w sumie 192,1 mld zł kredytów hipotecznych, w tym kredyty walutowe stanowiły 133,7 mld zł.

- W 2008 roku wśród kredytów walutowych rozliczanych w złotych, aż 80 proc. zaciągnięto we frankach - poinformował Andrzej Kulik. Podkreślił, że we wcześniejszych latach udział kredytów we frankach był mniejszy - wynosił około 66 proc.

Analitycy przestrzegają jednak przed przewalutowaniem kredytów zaciąganych we frankach.

Główny analityk biura doradców finansowych Finamo Paweł Majtkowski powiedział, że rata kredytów w szwajcarskiej walucie, mimo poniedziałkowego rekordu, jest w większości przypadków nadal niższa niż w kredytach złotowych.

Ekspert spodziewa się odwrócenia trendu na rynku walutowym. - Poziom, który osiągnęła złotówka, to maksimum, które może osiągnąć - ocenił.

W jego opinii, kredytobiorcy powinni uzbroić się w cierpliwość. - Bierzemy kredyt na 30 lat, czasami nawet na dłużej. W tym czasie takich okresów, gdy frank się bardzo umacnia, może być kilka. Zawsze będą też momenty odwrotne, kiedy będzie umacniała się złotówka - zaznaczył.

O cierpliwość do kredytobiorców zaapelował również ekspert Comperia.pl Bartłomiej Samsonowicz. Ocenił, że wyższe raty kredytów w obcych walutach będą prawdopodobnie dotyczyć tylko kilku najbliższych miesięcy. W dłuższej perspektywie bowiem - jak prognozuje - nastąpi odwrócenie negatywnego trendu na rynku walutowym.

Analityk Open Finance Emil Szweda nie spodziewa się fali przewalutowań. - Kto w sierpniu ub.r. wziął kredyt we frankach, dziś płaci ratę wyższą niż ci, którzy zdecydowali się na kredyt w złotówkach, choć wówczas korzyść sięgała 30 proc. - ocenił. W sierpniu kurs franka wynosił ok. 2 zł.

- Przewalutowanie tego kredytu dzisiaj, oznaczałoby stratę. Gdyby klient, który brał kredyt w sierpniu przy kursie na poziomie ok. 2 zł, dziś przewalutowałby go na złotówki, rata w stosunku do sierpnia wzrosłaby mu ponad dwukrotnie - wyjaśnił.

Jak wyjaśnił Szweda, na wzrost ten składa się różnica kursowa oraz różnica wynikająca z wyższego oprocentowania kredytów złotówkowych.

- Związane z tym zwiększenie kwoty kredytu wymagałoby zwiększenia zabezpieczenia, a mieszkania nie zyskują teraz na wartości - zauważył. Dlatego, jego zdaniem, klienci nie tylko "powinni wstrzymać się z przewaluotowaniem", ale wręcz "nie mają wyjścia" i muszą czekać na ustabilizowanie się polskiej waluty.

źródło informacji: PAP

interia.pl/Poniedziałek, 16 lutego (18:34)

Skrzypek: ERM2 nie wzmocni złotego!

Polska gospodarka nie jest gotowa na przyjęcie euro, bo kurs złotego nie jest wystarczająco stabilny - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef NBP Sławomir Skrzypek.

Dodaje, że niezrozumiała jest dla niego teza, iż szybkie wejście do systemu notowań ERM2 pozwoliłoby ustabilizować kurs naszej waluty. "W obecnej sytuacji mamy do czynienia z kryzysem rynków finansowych, ogromnymi stratami funduszy inwestycyjnych i wycofywaniem środków z tego regionu Europy. Ryzyko spekulacji w takich warunkach jest bardzo wysokie, a rynek bardzo płytki" - wyjaśnia.

Według Skrzypka, w takiej sytuacji Polska nie utrzymałaby stabilnego kursu złotówki. Prezes NBP nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kiedy Polska mogłaby zacząć oficjalną drogę do euro. "Dziś trudno przewidzieć, co się stanie za dwa tygodnie, a co dopiero za kilka miesięcy.

A w ERM2 trzeba przebywać dwa lata. To, jak będzie wyglądał wtedy rynek walutowy jest ciągle wielka niewiadomą" - mówi. Skrzypek mówi także, że NBP przygotowuje nowe instrumenty, które w dobie kryzysu, pozwolą znów zasilić banki. Dodaje jednak, że muszą być one przeprowadzone wraz ze wsparciem ze strony rządu i nadzoru finansowego.

PAP/Rzeczpospolita/Środa, 18 lutego (07:17)

Skrzypek: ERM2 nie wzmocni złotego!

Polska gospodarka nie jest gotowa na przyjęcie euro, bo kurs złotego nie jest wystarczająco stabilny - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef NBP Sławomir Skrzypek.

Dodaje, że niezrozumiała jest dla niego teza, iż szybkie wejście do systemu notowań ERM2 pozwoliłoby ustabilizować kurs naszej waluty. "W obecnej sytuacji mamy do czynienia z kryzysem rynków finansowych, ogromnymi stratami funduszy inwestycyjnych i wycofywaniem środków z tego regionu Europy. Ryzyko spekulacji w takich warunkach jest bardzo wysokie, a rynek bardzo płytki" - wyjaśnia.

Według Skrzypka, w takiej sytuacji Polska nie utrzymałaby stabilnego kursu złotówki. Prezes NBP nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kiedy Polska mogłaby zacząć oficjalną drogę do euro. "Dziś trudno przewidzieć, co się stanie za dwa tygodnie, a co dopiero za kilka miesięcy.

A w ERM2 trzeba przebywać dwa lata. To, jak będzie wyglądał wtedy rynek walutowy jest ciągle wielka niewiadomą" - mówi. Skrzypek mówi także, że NBP przygotowuje nowe instrumenty, które w dobie kryzysu, pozwolą znów zasilić banki. Dodaje jednak, że muszą być one przeprowadzone wraz ze wsparciem ze strony rządu i nadzoru finansowego.

PAP/Rzeczpospolita/Środa, 18 lutego (07:17)

Co dalej ze złotym?

Premier deklaruje, że rząd będzie wymieniał środki unijne, gdy kurs euro osiągnie 5 zł. Większość analityków, z którymi rozmawialiśmy uważa, że przy rozchwianym rynku prawdopodobieństwo osłabienia naszej waluty do takiego poziomu jest bardzo duże. Jednak interwencje mogą być kosztowne i mało skuteczne.
Eksperci przestrzegają przed pochopnym podejmowaniem decyzji w tej sprawie.

MAREK WOŁOS, analityk TMS Brokers

Tak. Nie jest to uzasadnione fundamentalnie, to są obawy o region. Ale tempo osłabienia przekracza rozsądne granice. To, że złoty nawet do porównywalnych ze sobą walut - czyli forinta, korony, rubla czy liry tureckiej - jest dużo słabszy, oznacza, że mamy do czynienia z kryzysem, z działaniami spekulacyjnymi. To nie jest tak, że się wycofuje kapitał. To jest gra przeciwko złotemu. Nie mamy stabilizacji czy korekt kursu, co oznacza, że to gra w jedną stronę.

PRZEMYSŁAW KWIECIEŃ, analityk X-Trade Brokers

Nie ma na to pytanie dobrej odpowiedzi. To nie jest klasyczny kryzys walutowy. Zwykle jest on powodowany sytuacją fundamentalną, głównie problemami z finansowaniem potrzeb pożyczkowych - czy to sektora prywatnego czy publicznego. Taka sytuacja w Polsce na dużą skalę nie występuje.

PIOTR BIELSKI, ekonomista BZ WBK

To nie jest jeszcze kryzys walutowy, a jedynie kryzys zaufania do złotego. Gdy kurs waluty jest płynny, to trudno mówić o kryzysie. Skala wahań naszej waluty jest bardzo duża, ale poza opcjami nie przekłada się to na bankructwa firm czy na kłopoty gospodarstw domowych ze spłatą kredytów walutowych.

JAKUB BOROWSKI, główny ekonomista Invest Banku

Nie ma podstaw, by nazywać to, co się dzieje, kryzysem walutowym, bo w warunkach płynnego kursu walutowego pojęcie kryzysu walutowego nie występuje.

Czy realne jest, że euro będzie kosztowało 5 zł? Jeśli jest to prawdopodobny scenariusz, to kiedy ta bariera może zostać przełamana? Czy Narodowy Bank Polski albo rząd powinni już interweniować na rynku walutowym? Czy taka interwencja byłaby teraz skuteczna? Czy w obecnej sytuacji powinniśmy wprowadzać złotego do korytarza wahań ERM2, a jeśli tak - to ile powinien wynosić parytet?

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - forsal.pl - str.A9

interia.pl

Co dalej ze złotym?

Premier deklaruje, że rząd będzie wymieniał środki unijne, gdy kurs euro osiągnie 5 zł. Większość analityków, z którymi rozmawialiśmy uważa, że przy rozchwianym rynku prawdopodobieństwo osłabienia naszej waluty do takiego poziomu jest bardzo duże. Jednak interwencje mogą być kosztowne i mało skuteczne.
Eksperci przestrzegają przed pochopnym podejmowaniem decyzji w tej sprawie.

MAREK WOŁOS, analityk TMS Brokers

Tak. Nie jest to uzasadnione fundamentalnie, to są obawy o region. Ale tempo osłabienia przekracza rozsądne granice. To, że złoty nawet do porównywalnych ze sobą walut - czyli forinta, korony, rubla czy liry tureckiej - jest dużo słabszy, oznacza, że mamy do czynienia z kryzysem, z działaniami spekulacyjnymi. To nie jest tak, że się wycofuje kapitał. To jest gra przeciwko złotemu. Nie mamy stabilizacji czy korekt kursu, co oznacza, że to gra w jedną stronę.

PRZEMYSŁAW KWIECIEŃ, analityk X-Trade Brokers

Nie ma na to pytanie dobrej odpowiedzi. To nie jest klasyczny kryzys walutowy. Zwykle jest on powodowany sytuacją fundamentalną, głównie problemami z finansowaniem potrzeb pożyczkowych - czy to sektora prywatnego czy publicznego. Taka sytuacja w Polsce na dużą skalę nie występuje.

PIOTR BIELSKI, ekonomista BZ WBK

To nie jest jeszcze kryzys walutowy, a jedynie kryzys zaufania do złotego. Gdy kurs waluty jest płynny, to trudno mówić o kryzysie. Skala wahań naszej waluty jest bardzo duża, ale poza opcjami nie przekłada się to na bankructwa firm czy na kłopoty gospodarstw domowych ze spłatą kredytów walutowych.

JAKUB BOROWSKI, główny ekonomista Invest Banku

Nie ma podstaw, by nazywać to, co się dzieje, kryzysem walutowym, bo w warunkach płynnego kursu walutowego pojęcie kryzysu walutowego nie występuje.

Czy realne jest, że euro będzie kosztowało 5 zł? Jeśli jest to prawdopodobny scenariusz, to kiedy ta bariera może zostać przełamana? Czy Narodowy Bank Polski albo rząd powinni już interweniować na rynku walutowym? Czy taka interwencja byłaby teraz skuteczna? Czy w obecnej sytuacji powinniśmy wprowadzać złotego do korytarza wahań ERM2, a jeśli tak - to ile powinien wynosić parytet?

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) - forsal.pl - str.A9

interia.pl

Banki proponowały opcje walutowe nie bacząc na ryzyko

Bankowi dilerzy robili wszystko, by wcisnąć przedsiębiorcom opcje walutowe, nie bacząc na ryzyko i możliwe straty. Większość umów podpisano w 2008 r., gdy złoty był najsilniejszy, czytamy w "Dzienniku".
Gazeta powołuje się na analizę ekonomiczną dr Pawła Karkowskiego z firmy doradczej GreenCapital. 95 proc. umów, które zbadał ekonomista podpisano w lipcu 2008 r. Polskie banki nie domagały się niemal żadnych zabezpieczeń od klientów, którym sprzedawały ryzykowne opcje.

"Nieżądanie zabezpieczeń mogło wynikać z próby niewywoływania u klientów świadomości, że nabywają produkt tzw. ryzyka" - twierdzi ekonomista. Według niego, na opcjach stracą także polskie banki, bo nie uda im się ściągnąć od przedsiębiorców tak ogromnych pieniędzy.
onet.pl/(PAP, tm/18.02.2009, godz. 06:10)

Banki proponowały opcje walutowe nie bacząc na ryzyko

Bankowi dilerzy robili wszystko, by wcisnąć przedsiębiorcom opcje walutowe, nie bacząc na ryzyko i możliwe straty. Większość umów podpisano w 2008 r., gdy złoty był najsilniejszy, czytamy w "Dzienniku".
Gazeta powołuje się na analizę ekonomiczną dr Pawła Karkowskiego z firmy doradczej GreenCapital. 95 proc. umów, które zbadał ekonomista podpisano w lipcu 2008 r. Polskie banki nie domagały się niemal żadnych zabezpieczeń od klientów, którym sprzedawały ryzykowne opcje.

"Nieżądanie zabezpieczeń mogło wynikać z próby niewywoływania u klientów świadomości, że nabywają produkt tzw. ryzyka" - twierdzi ekonomista. Według niego, na opcjach stracą także polskie banki, bo nie uda im się ściągnąć od przedsiębiorców tak ogromnych pieniędzy.
onet.pl/(PAP, tm/18.02.2009, godz. 06:10)

Brak opłat za czynsz nie musi oznaczać eksmisji

Kryzys sprawia, że co czwarty Polak ma trudności z terminowym regulowaniem płatności za mieszkanie, energię elektryczną, telefon lub inne media. Efektem zwłoki z regulowaniem rachunków, poza koniecznością płacenia odsetek, może być odcięcie wody, gazu a nawet eksmisja z mieszkania.
Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.
Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal

Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.

Ze strony wierzyciela

W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.
Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy – mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski.

Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.

W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego – tłumaczy Michał Bagłaj.

Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.

Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?

Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) – str.2-3

Brak opłat za czynsz nie musi oznaczać eksmisji

Kryzys sprawia, że co czwarty Polak ma trudności z terminowym regulowaniem płatności za mieszkanie, energię elektryczną, telefon lub inne media. Efektem zwłoki z regulowaniem rachunków, poza koniecznością płacenia odsetek, może być odcięcie wody, gazu a nawet eksmisja z mieszkania.
Choć wszystko zależy od dobrej woli wierzyciela, istnieje wiele sposobów obrony przed tego typu konsekwencjami. Jednak aby tak się stało, trzeba podjąć odpowiednie kroki już w momencie, gdy przewidujemy trudności z dotrzymaniem terminu zapłaty.
Zwłoka z zapłatą czynszu za lokal

Problemy z terminowym regulowaniem płatności za czynsz najmu mogą doprowadzić do utraty zajmowanego lokalu. Zgodnie z ustawą o ochronie praw lokatorów, jeżeli lokator jest uprawniony do odpłatnego używania lokalu, wypowiedzenie przez właściciela stosunku prawnego może nastąpić, gdy lokator jest w zwłoce z zapłatą czynszu lub innych opłat za używanie mieszkania co najmniej za trzy pełne okresy płatności.

Ze strony wierzyciela

W przypadku zalegania przez lokatora z płatnością czynszu wynajmujący ma możliwość podjęcia czterech rodzajów działań. Po pierwsze, może skorzystać z ustawowego prawa zastawu na rzeczach ruchomych w lokalu wynajmującego.
Prawo to rozciąga się również na własność rzeczy ruchomych członków rodziny najemcy – mówi Michał Bagłaj z Kancelarii Radców Prawnych Stopczyk & Mikulski.

Po drugie, właściciel mieszkania może dochodzić roszczeń o zapłatę czynszu na drodze sądowej, a po ustaniu stosunku najmu może dochodzić odszkodowania za bezumowne korzystanie z lokalu. Po trzecie, wierzyciel może wnieść pozew o eksmisję. Postępowanie to jednak może trwać nawet do kilkunastu miesięcy. Lokator ma prawo zamieszkiwać w lokalu do momentu uzyskania prawomocnego wyroku eksmisyjnego.

W przypadku gdy dłużnikowi przysługuje prawo do lokalu socjalnego, właściciel mieszkania musi tolerować byłego wynajmującego do czasu przyznania mu przez gminę lokalu socjalnego – tłumaczy Michał Bagłaj.

Wreszcie właściciel może dokonać wypowiedzenia umowy najmu, powołując się na pozostawanie lokatora w zwłoce z zapłatą czynszu. Konieczne jest jednak uprzedzenie najemcy na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy oraz wyznaczenie dodatkowego, miesięcznego terminu do zapłaty bieżących należności.

Co może zrobić lokator mieszkania komunalnego, który nie jest w stanie regulować czynszu? Na co mogą liczyć klienci firm telekomunikacyjnych, którzy mają zaległe rachunki? Jak działają przedsiębiorstwa energetycznie w przypadku klientów, którzy notorycznie nie płacą rachunków za energię elektryczną?

Daria Stojak, współpraca Katarzyna Wójcik-Adamska, Mariusz Mosiołek

Więcej: Gazeta Prawna 18.02.2009 (34) – str.2-3

Atak na złotego

Zapaść złotego trwa. Kurs naszej waluty zbliża się do psychologicznej granicy 5 złotych za euro. Premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd planuje interwencję na rynku walutowym, jeśli kurs euro przekroczy 5 złotych.
Część ekonomistów uważa tę zapowiedź za bardzo ryzykowną, argumentując, że Polska nie ma wystarczających zasobów, żeby obronić złotego. Tymczasem wśród inwestorów pogłębiają się obawy o załamanie gospodarcze w naszym regionie.

Potęgują je dzisiejsze doniesienia z Rosji i Ukrainy. Wielu ekonomistów uważa, że dopóki nastawienie inwestorów do rynków Europy-Środkowo Wschodniej nie zmieni się, nie ma co liczyć na powstrzymanie
Materiał przygotowała Agata Torańska.

Atak na złotego

Zapaść złotego trwa. Kurs naszej waluty zbliża się do psychologicznej granicy 5 złotych za euro. Premier Donald Tusk zapowiedział, że rząd planuje interwencję na rynku walutowym, jeśli kurs euro przekroczy 5 złotych.
Część ekonomistów uważa tę zapowiedź za bardzo ryzykowną, argumentując, że Polska nie ma wystarczających zasobów, żeby obronić złotego. Tymczasem wśród inwestorów pogłębiają się obawy o załamanie gospodarcze w naszym regionie.

Potęgują je dzisiejsze doniesienia z Rosji i Ukrainy. Wielu ekonomistów uważa, że dopóki nastawienie inwestorów do rynków Europy-Środkowo Wschodniej nie zmieni się, nie ma co liczyć na powstrzymanie
Materiał przygotowała Agata Torańska.

Remont uprawnia do premii

Żeby otrzymać dodatkowe pieniądze z książeczki mieszkaniowej przy wymianie instalacji elektrycznej lub gazowej, wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami.

Właściciele starych książeczek mieszkaniowych będą mogli odzyskać swe oszczędności przy okazji remontu. Taka możliwość wprowadza nowela z 23 stycznia 2009 r. ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która wejdzie w życie 1 kwietnia.

Prawo do premii będą mieli ci, którzy przeprowadzą remonty lokali i domów jednorodzinnych. Nie chodzi jednak o każdy remont, tj. malowanie ścian czy położenie nowych paneli. Do premii będzie uprawniała tylko wymiana stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej. Premii przy remontach nie otrzymają ani najemcy, ani lokatorzy komunalni. Wprowadzono warunek, że właściciel książeczki mieszkaniowej musi mieć do remontowanej nieruchomości tytułu własności lub spółdzielcze prawo do lokalu (własnościowe lub lokatorskie).

Wypłata premii nie będzie zależała od wartości przeprowadzonego remontu. Aby ja otrzymać, wystarczy wiec po 1 kwietnia wymienić dosłownie jedno okno w domu lub mieszkaniu. Powstaje jednak pytanie, jak bank PKO BP będzie podchodził do wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej, skoro nie ma znaczenia wartość remontu. Czy wystarczy wymienić piec gazowy, kuchenkę elektryczną lub gniazdko, aby otrzymać premię?

Resort infrastruktury wyjaśnia, że ustalając zakres pojęcia instalacji elektrycznej lub gazowej, należy sięgnąć do przepisów o warunkach technicznych użytkowania budynków mieszkalnych.

Do nabycia uprawnień do premii gwarancyjnej z tytułu wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej konieczne będzie wykonanie zmiany instalacji elektrycznej lub gazowej w zakresie niezbędnym do tego, by instalacja ta była zgodna z aktualnie obowiązującymi normami - wyjaśnia Ministerstwo Infrastruktury.

- Na mocy obowiązujących przepisów, po wykonaniu tej zmiany wymagane jest dokonanie odbioru technicznego przez osoby wykwalifikowane, kompetentne w zakresie takiego sprawdzenia - dodaje resort.

W praktyce oznacza to, że wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami gazowymi lub elektrycznymi.

6 tys. tyle wynosiła średnia premia gwarancyjna w 2008 r.

Podstawa prawna

? Ustawa z 23 stycznia 2009 r. o zmianie ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych trafiła do podpisu prezydenta, wejdzie w życie 1 kwietnia 2009 r.

Ewa Grączewska-Ivanova

Remont uprawnia do premii

Żeby otrzymać dodatkowe pieniądze z książeczki mieszkaniowej przy wymianie instalacji elektrycznej lub gazowej, wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami.

Właściciele starych książeczek mieszkaniowych będą mogli odzyskać swe oszczędności przy okazji remontu. Taka możliwość wprowadza nowela z 23 stycznia 2009 r. ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, która wejdzie w życie 1 kwietnia.

Prawo do premii będą mieli ci, którzy przeprowadzą remonty lokali i domów jednorodzinnych. Nie chodzi jednak o każdy remont, tj. malowanie ścian czy położenie nowych paneli. Do premii będzie uprawniała tylko wymiana stolarki okiennej, instalacji elektrycznej lub gazowej. Premii przy remontach nie otrzymają ani najemcy, ani lokatorzy komunalni. Wprowadzono warunek, że właściciel książeczki mieszkaniowej musi mieć do remontowanej nieruchomości tytułu własności lub spółdzielcze prawo do lokalu (własnościowe lub lokatorskie).

Wypłata premii nie będzie zależała od wartości przeprowadzonego remontu. Aby ja otrzymać, wystarczy wiec po 1 kwietnia wymienić dosłownie jedno okno w domu lub mieszkaniu. Powstaje jednak pytanie, jak bank PKO BP będzie podchodził do wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej, skoro nie ma znaczenia wartość remontu. Czy wystarczy wymienić piec gazowy, kuchenkę elektryczną lub gniazdko, aby otrzymać premię?

Resort infrastruktury wyjaśnia, że ustalając zakres pojęcia instalacji elektrycznej lub gazowej, należy sięgnąć do przepisów o warunkach technicznych użytkowania budynków mieszkalnych.

Do nabycia uprawnień do premii gwarancyjnej z tytułu wymiany instalacji gazowej lub elektrycznej konieczne będzie wykonanie zmiany instalacji elektrycznej lub gazowej w zakresie niezbędnym do tego, by instalacja ta była zgodna z aktualnie obowiązującymi normami - wyjaśnia Ministerstwo Infrastruktury.

- Na mocy obowiązujących przepisów, po wykonaniu tej zmiany wymagane jest dokonanie odbioru technicznego przez osoby wykwalifikowane, kompetentne w zakresie takiego sprawdzenia - dodaje resort.

W praktyce oznacza to, że wykonanie prac będzie musiała potwierdzić osoba z uprawnieniami gazowymi lub elektrycznymi.

6 tys. tyle wynosiła średnia premia gwarancyjna w 2008 r.

Podstawa prawna

? Ustawa z 23 stycznia 2009 r. o zmianie ustawy o pomocy państwa w spłacie niektórych kredytów mieszkaniowych, udzielaniu premii gwarancyjnych oraz refundacji bankom wypłaconych premii gwarancyjnych trafiła do podpisu prezydenta, wejdzie w życie 1 kwietnia 2009 r.

Ewa Grączewska-Ivanova

Inwestuj w odbudowę rynku nieruchomości

Zespół inwestorów Forbes.com rozmawia na temat ostatnich nowin gospodarczych i oferuje kilka sugestii inwestorom zastanawiającym się nad inwestowaniem w nieruchomości.
Rynek nieruchomości pokazał kilka oznak powrotu do zdrowia, gdyż sprzedaż na rynku wtórnym wzrosła w grudniu o 6,5 proc. W rezultacie spadły ceny, w sektorze mieszkaniowym schodząc średnio o 15 proc. do 175 400 dolarów za dom. Ceny domów zbliżają się obecnie do poziomu z roku 2004, a mija mniej więcej rok, odkąd na rynku tym zaczęła tworzyć się bańka.

Oznacza to, że ceny domów mogą spaść jeszcze bardziej. Co bardziej pesymistyczni analitycy, jak choćby członek Forbes.com Investor Team, Gary Shilling, są zdania, że zanim ceny domów trwale zaczną się dźwigać, mogą jeszcze spaść o kolejne 20 proc. Gdy jednak będą spadać, o ile oprocentowanie kredytów hipotecznych pozostanie poniżej 6 proc. (a z pomocą Fannie Mae i Freddie Mac rządowi może się to udać), powinno to spowodować wzrost sprzedaży.

Chwilowo kredyt mogą dostać tylko najlepszej jakości kredytobiorcy, istnieje jednak duża grupa ludzi, którym swego czasu sztuczne wygórowane ceny na rynku mieszkaniowym nie pozwalały zrealizować planów o zakupie domu, a teraz jest ich już na niego stać, o ile tylko ich banki zechcą ich skredytować.

Randy Frederick, dyrektor ds. akcji i derywatów w firmie Charles Schwab przypomina, że dom powinno się kupować, gdy można sobie na niego pozwolić, gdy jest się gotowym osiedlić w danym miejscu lub zmuszonym do tego przez zmianę miejsca pracy, a nie chce się wynajmować. W takich sytuacjach nie ma co martwić się rynkiem.

Ci inwestorzy, którzy nie chcą wiązać się inwestycjami w firmy rynku nieruchomości, mogą rozważyć ulokowanie pieniędzy w którymś z licznej grupy zamkniętych funduszy inwestycyjnych (ETF) i inwestujących w nieruchomości funduszy powierniczych (REIT). Mogą one pochwalić się płynnością, a jako jeden z sektorów najbardziej dotkniętych bessą, kryje się też w nich spory potencjał zysku.

Johnowi Osbonowi z firmy Osbon Capital Management szczególnie podoba się fundusz Vanguard REIT Index i SPDR Dow Jones Wilshire International Real Estate ETF , a to z uwagi na wysoki poziom zaangażowania tych jednostek poza Stanami Zjednoczonymi.

Robert Froehlich, główny strateg inwestycyjny należącej do Deutsche Bank spółki DWS Securities uważa, że rynek nieruchomości mieszkalnych wykaże wprawdzie pewne oznaki poprawy, lecz faktycznie zacznie odbudowywać swoje poziomy cenowe nie wcześniej, niż pod koniec roku.

Nie oznacza to jednak, że należy się teraz trzymać z daleka od jego akcji. Ceny akcji powinny wzrosnąć wobec spodziewanej poprawy cen nieruchomości, a to oznacza, że akcje ruszą w górę, zanim jeszcze drgną ceny samych murów.

Odbudowa rynku nieruchomości?

Osbon: - Rynek to nie monolit, nie są nim też gospodarki świata. Powinniśmy więc oczekiwać sprzecznych, i w tym przypadku pozytywnych wieści, nawet, jeżeli na pierwszy rzut oka nie mają one sensu. Zmiany cen papierów wartościowych często znacznie poprzedzają rozchodzenie się informacji. Oto jeden aktualny przykład zjawiska zgoła odwrotnego. Szokować może fakt, że PCY, narodowy fundusz dłużny ETF rynków wschodzących, a więc inwestycja o wysokim ryzyku, zyskał w ciągu ostatnich trzech miesięcy aż 55 proc. Jak to możliwe, wobec redukcji zadłużenia krajów z tej grupy i "zanurzających się" rynków akcji? Czyżby czekały nas jakieś dobre wieści? Jako firma, nie próbujemy jednak odgadywać przyszłości, tylko w niej uczestniczyć przez różnicowanie naszych portfeli w skali globalnej. Amerykański rynek nieruchomości mieszkaniowych to w tej chwili pytanie za 10 bilionów dolarów, jednak zgadywanie czegokolwiek byłoby teraz zbyt zuchwałe, więc nawet nie będę próbować. Tak czy owak, nieruchomości stanowią część każdego portfela, ze względu na ich hybrydowy, obligacyjno-akcyjny skład. Większość osób jest uzależniona od rynku nieruchomości ze względu na własne miejsce zamieszkania, ale lepiej inwestować w niego przez zróżnicowane fundusze REIT (inwestujące w biura, mieszkania, centra handlowe itp.), ponieważ tworzą one szkielet każdej gospodarki. Warto zauważyć, że ICF (amerykański fundusz REIT) i RWX (międzynarodowy REIT) odbiły się już od listopadowego poziomo odpowiednio o 21 proc. i 14 proc. Zważywszy na nawał złych wiadomości, wydaje mi się zaskakujące, że fundusze REIT w ogóle są jakoś pozytywnie wyceniane. Wiemy jednak, że rynki działają szybciej, niż myślimy, więc jestem do nich nastawiony optymistycznie. W Stanach, używamy funduszy VNQ i ICF. W przypadku zagranicy, sięgamy po RWX. W ten sposób mamy pokryty cały świat!

Frederick: - Myślę, że ogólny trend na wtórnym rynku mieszkaniowym jest jeszcze niższy. Jeden raport go nie odwróci .. na razie. W związku z nadmiarem domów na sprzedaż w wielu obszarach, gdy spada ich cena, znajdują się węszący okazję kupcy i zaczynają kupować. Całkowicie zgadzam się z Johnem. Dom kupuje się wtedy, gdy człowieka na niego stać i/lub gdy jest się zmuszonym do przeprowadzki w związku ze zmianą miejsca pracy itp. Podejrzewam, że większość kupujących obecnie to spekulanci, szukający dobrych okazji, a nie młode rodziny z ambitnymi planami. Ma to jednak i dobrą stronę: każde działanie, które eliminuje zapas domów z rynku, będzie mieć korzystny wpływ, powodując jego stabilizację. Jak wielu z nas ostatnio zauważyło, rynki zawsze wyprzedzają gospodarkę. Choć jestem przekonany, że za wcześnie jeszcze, aby orzekać, że rynek mieszkaniowy osiągnął dno, trzeba też pamiętać, że akcje mieszkaniówki padły w 2007 roku jako pierwsze, więc mogą też jako jedne z pierwszych się podnieść. Jak inaczej wytłumaczyć to, że indeks sektora nieruchomości mieszkaniowych (HGX) wzrósł w porównaniu z minimum z 20 listopada o 35 proc. (podczas, gdy SPX osiągnął wzrost niewiele przekraczający 13 proc.), mimo, że wszyscy deweloperzy znajdują się teraz w sporych opałach?

Osbon: - Cześć, Randy. Czy akcje firm z sektora mieszkaniowego do stała część twoich portfeli?

Froehlich: - Myślę, że mieszkaniówka zacznie wreszcie pokazywać bieżące oznaki powrotu do zdrowia, choć nie sądzę, aby nastąpiło to przed czwartym kwartałem tego roku. I choć liczba ofert na rynku jest duża, a raty niskie, podobnie jak ceny domów. Brak tylko jednej rzeczy, która powstrzymuje rozwój branży: miejsc pracy. Mieszkaniówka nie zacznie się kręcić, dopóki nie przybędzie miejsc pracy. Myślę tu najwcześniej o czwartym kwartale roku. Będzie to od tej chwili mniej więcej za rok.

Osbon: - Cześć, Bob. Zgadzam się, że ogromne znaczenie dla rozwoju rynku nieruchomości ma sytuacja na rynku pracy. Czy twoim zdaniem należałoby poszukać liczby bezwzględnej (10 proc. bezrobocia)? A może względnej (wyobraź sobie, że bezrobocie zacznie spadać w kwartale IV)?

Frederick: - Notowania Schwab Equity Ratings obejmują większość akcji firm mieszkaniowych, ale sami nie zajmujemy się obrotem.

Froehlich: - Skupiam się na liczbie względnej, co da nam nieco czasu na odpowiednie wypozycjonowanie naszego portfela.

Michael Maiello i David Serchuk

Inwestuj w odbudowę rynku nieruchomości

Zespół inwestorów Forbes.com rozmawia na temat ostatnich nowin gospodarczych i oferuje kilka sugestii inwestorom zastanawiającym się nad inwestowaniem w nieruchomości.
Rynek nieruchomości pokazał kilka oznak powrotu do zdrowia, gdyż sprzedaż na rynku wtórnym wzrosła w grudniu o 6,5 proc. W rezultacie spadły ceny, w sektorze mieszkaniowym schodząc średnio o 15 proc. do 175 400 dolarów za dom. Ceny domów zbliżają się obecnie do poziomu z roku 2004, a mija mniej więcej rok, odkąd na rynku tym zaczęła tworzyć się bańka.

Oznacza to, że ceny domów mogą spaść jeszcze bardziej. Co bardziej pesymistyczni analitycy, jak choćby członek Forbes.com Investor Team, Gary Shilling, są zdania, że zanim ceny domów trwale zaczną się dźwigać, mogą jeszcze spaść o kolejne 20 proc. Gdy jednak będą spadać, o ile oprocentowanie kredytów hipotecznych pozostanie poniżej 6 proc. (a z pomocą Fannie Mae i Freddie Mac rządowi może się to udać), powinno to spowodować wzrost sprzedaży.

Chwilowo kredyt mogą dostać tylko najlepszej jakości kredytobiorcy, istnieje jednak duża grupa ludzi, którym swego czasu sztuczne wygórowane ceny na rynku mieszkaniowym nie pozwalały zrealizować planów o zakupie domu, a teraz jest ich już na niego stać, o ile tylko ich banki zechcą ich skredytować.

Randy Frederick, dyrektor ds. akcji i derywatów w firmie Charles Schwab przypomina, że dom powinno się kupować, gdy można sobie na niego pozwolić, gdy jest się gotowym osiedlić w danym miejscu lub zmuszonym do tego przez zmianę miejsca pracy, a nie chce się wynajmować. W takich sytuacjach nie ma co martwić się rynkiem.

Ci inwestorzy, którzy nie chcą wiązać się inwestycjami w firmy rynku nieruchomości, mogą rozważyć ulokowanie pieniędzy w którymś z licznej grupy zamkniętych funduszy inwestycyjnych (ETF) i inwestujących w nieruchomości funduszy powierniczych (REIT). Mogą one pochwalić się płynnością, a jako jeden z sektorów najbardziej dotkniętych bessą, kryje się też w nich spory potencjał zysku.

Johnowi Osbonowi z firmy Osbon Capital Management szczególnie podoba się fundusz Vanguard REIT Index i SPDR Dow Jones Wilshire International Real Estate ETF , a to z uwagi na wysoki poziom zaangażowania tych jednostek poza Stanami Zjednoczonymi.

Robert Froehlich, główny strateg inwestycyjny należącej do Deutsche Bank spółki DWS Securities uważa, że rynek nieruchomości mieszkalnych wykaże wprawdzie pewne oznaki poprawy, lecz faktycznie zacznie odbudowywać swoje poziomy cenowe nie wcześniej, niż pod koniec roku.

Nie oznacza to jednak, że należy się teraz trzymać z daleka od jego akcji. Ceny akcji powinny wzrosnąć wobec spodziewanej poprawy cen nieruchomości, a to oznacza, że akcje ruszą w górę, zanim jeszcze drgną ceny samych murów.

Odbudowa rynku nieruchomości?

Osbon: - Rynek to nie monolit, nie są nim też gospodarki świata. Powinniśmy więc oczekiwać sprzecznych, i w tym przypadku pozytywnych wieści, nawet, jeżeli na pierwszy rzut oka nie mają one sensu. Zmiany cen papierów wartościowych często znacznie poprzedzają rozchodzenie się informacji. Oto jeden aktualny przykład zjawiska zgoła odwrotnego. Szokować może fakt, że PCY, narodowy fundusz dłużny ETF rynków wschodzących, a więc inwestycja o wysokim ryzyku, zyskał w ciągu ostatnich trzech miesięcy aż 55 proc. Jak to możliwe, wobec redukcji zadłużenia krajów z tej grupy i "zanurzających się" rynków akcji? Czyżby czekały nas jakieś dobre wieści? Jako firma, nie próbujemy jednak odgadywać przyszłości, tylko w niej uczestniczyć przez różnicowanie naszych portfeli w skali globalnej. Amerykański rynek nieruchomości mieszkaniowych to w tej chwili pytanie za 10 bilionów dolarów, jednak zgadywanie czegokolwiek byłoby teraz zbyt zuchwałe, więc nawet nie będę próbować. Tak czy owak, nieruchomości stanowią część każdego portfela, ze względu na ich hybrydowy, obligacyjno-akcyjny skład. Większość osób jest uzależniona od rynku nieruchomości ze względu na własne miejsce zamieszkania, ale lepiej inwestować w niego przez zróżnicowane fundusze REIT (inwestujące w biura, mieszkania, centra handlowe itp.), ponieważ tworzą one szkielet każdej gospodarki. Warto zauważyć, że ICF (amerykański fundusz REIT) i RWX (międzynarodowy REIT) odbiły się już od listopadowego poziomo odpowiednio o 21 proc. i 14 proc. Zważywszy na nawał złych wiadomości, wydaje mi się zaskakujące, że fundusze REIT w ogóle są jakoś pozytywnie wyceniane. Wiemy jednak, że rynki działają szybciej, niż myślimy, więc jestem do nich nastawiony optymistycznie. W Stanach, używamy funduszy VNQ i ICF. W przypadku zagranicy, sięgamy po RWX. W ten sposób mamy pokryty cały świat!

Frederick: - Myślę, że ogólny trend na wtórnym rynku mieszkaniowym jest jeszcze niższy. Jeden raport go nie odwróci .. na razie. W związku z nadmiarem domów na sprzedaż w wielu obszarach, gdy spada ich cena, znajdują się węszący okazję kupcy i zaczynają kupować. Całkowicie zgadzam się z Johnem. Dom kupuje się wtedy, gdy człowieka na niego stać i/lub gdy jest się zmuszonym do przeprowadzki w związku ze zmianą miejsca pracy itp. Podejrzewam, że większość kupujących obecnie to spekulanci, szukający dobrych okazji, a nie młode rodziny z ambitnymi planami. Ma to jednak i dobrą stronę: każde działanie, które eliminuje zapas domów z rynku, będzie mieć korzystny wpływ, powodując jego stabilizację. Jak wielu z nas ostatnio zauważyło, rynki zawsze wyprzedzają gospodarkę. Choć jestem przekonany, że za wcześnie jeszcze, aby orzekać, że rynek mieszkaniowy osiągnął dno, trzeba też pamiętać, że akcje mieszkaniówki padły w 2007 roku jako pierwsze, więc mogą też jako jedne z pierwszych się podnieść. Jak inaczej wytłumaczyć to, że indeks sektora nieruchomości mieszkaniowych (HGX) wzrósł w porównaniu z minimum z 20 listopada o 35 proc. (podczas, gdy SPX osiągnął wzrost niewiele przekraczający 13 proc.), mimo, że wszyscy deweloperzy znajdują się teraz w sporych opałach?

Osbon: - Cześć, Randy. Czy akcje firm z sektora mieszkaniowego do stała część twoich portfeli?

Froehlich: - Myślę, że mieszkaniówka zacznie wreszcie pokazywać bieżące oznaki powrotu do zdrowia, choć nie sądzę, aby nastąpiło to przed czwartym kwartałem tego roku. I choć liczba ofert na rynku jest duża, a raty niskie, podobnie jak ceny domów. Brak tylko jednej rzeczy, która powstrzymuje rozwój branży: miejsc pracy. Mieszkaniówka nie zacznie się kręcić, dopóki nie przybędzie miejsc pracy. Myślę tu najwcześniej o czwartym kwartale roku. Będzie to od tej chwili mniej więcej za rok.

Osbon: - Cześć, Bob. Zgadzam się, że ogromne znaczenie dla rozwoju rynku nieruchomości ma sytuacja na rynku pracy. Czy twoim zdaniem należałoby poszukać liczby bezwzględnej (10 proc. bezrobocia)? A może względnej (wyobraź sobie, że bezrobocie zacznie spadać w kwartale IV)?

Frederick: - Notowania Schwab Equity Ratings obejmują większość akcji firm mieszkaniowych, ale sami nie zajmujemy się obrotem.

Froehlich: - Skupiam się na liczbie względnej, co da nam nieco czasu na odpowiednie wypozycjonowanie naszego portfela.

Michael Maiello i David Serchuk

Ujemna dynamika zatrudnienia

Podaż pieniądza spowalnia, ale rośnie ciągle szybko - 17,6% r/r , styczniowa inflacja bez niespodzianek.

Wzrost kredytów ciągle bliski rekordom, ale to dzięki 10% deprecjacji w styczniu.

Pozornie niewiele zmieniło się w danych o M3. Wzrost podaży pieniądza zmniejszył się jedynie nieznacznie (z 18,8 do 17,7%, ciągle więc jest wysoki). Kredyty dla gospodarstw domowych rosną w niemal rekordowym tempie (45,3% r/r!), także wysoka jest dynamika kredytów dla firm (27,9% r/r). Czynnikiem zaciemniającym te dane jest jednak zmiana kursu (złoty osłabił się w styczniu o kolejne 10%). Bo odfiltrowaniu tego efektu, tempo wzrostu kredytów zmniejsza się o 4 pkt procentowe co daje już znacznie "normalniejszy" dla czasów kryzysu obraz - spowalniających kredytów (choć na razie ciągle nie w dramatycznym tempie - m/m widzimy brak zmian w sektorze gospodarstw domowych).

Styczniowa inflacja bez niespodzianek

Inflacja w styczniu spadła do 3,1% z 3,3 w grudniu (i przy szacunku ministerstwa finansów na poziomie 3,2). Styczeń dostarcza jedynie cząstkowych informacji o kategoriach CPI, ale widać że koszty utrzymania mieszkania skoczyły mniej niż oczekiwaliśmy (2,3% zamiast 3,2), ale podwyżki w tej kategorii były głównie w drugiej połowie miesiąca, zobaczymy je więc w liczbach za luty. Ceny żywności zaskoczyły z kolei w drugą stronę.

Pierwszy kwartał nie będzie czasem bardzo głębokiego spadku inflacji. Przeszkadzać będą nie ujawnione jeszcze w pełni podwyżki cen regulowanych (a także, być może, rewizja koszyka inflacyjnego, która zwykle zmniejsza inflację, zaś tym razem, poprzez zwiększenie znaczenia cen użytkowania mieszkania może styczniowy wskaźnik CPI jeszcze zwiększyć). 3,1% jest jednak wystarczająco bliskie celu, że w powiązaniu ze słabą produkcją i wzrostem bezrobocia do 10,5% w styczniu raczej nie przeszkodzi w obniżce stóp. Widać już że większym problemem dla niektórych członków RPP staje się kurs.

Co to znaczy: Inflacja spada mimo deprecjacji i ten proces będzie kontynuowany.

Ten tydzień

Pora wrócić do tematu większych obniżek stóp, W tym tygodniu ukazują się dane, które naszym zdaniem powstrzymają członków RPP od sugerowania, że skala obniżek stóp powinna być już ograniczana czy nawet że przyszła pora na przerwę w luzowaniu polityki pieniężnej (Dariusz Filar). Jeśli nie wystarczy publikacja we wtorek danych o zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw (jeśli skok bezrobocia w styczniu z 9,5% do 10,5% dokonał się przede wszystkim przez zwolnienia grupowe, to należy liczyć się nawet z możliwością ujemnej dynamiki zatrudnienia w ujęciu r/r) to w czwartek ukażą się wyniki produkcji przemysłowej za styczeń a tam zapewne zobaczymy dwucyfrowy spadek r/r.

źródło informacji: INGBank

Poniedziałek, 16 lutego (09:51)

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies