W minionym tygodniu złoty zyskał wyraźnie do głównych walut. W stosunku do dolara nasza waluta umocniła się o 7 proc. (3,45 zł za dolara), a do euro o 5,5 proc. (w pewnym momencie płacono nawet 4,46 zł za 1 euro).
Frank szwajcarski osunął się poniżej psychologicznej bariery 3 zł. Za szwajcarską walutę płacono już dokładnie 2,9 zł. To oznacza spadek kursu CHF/PLN o ponad 10 proc.
Teraz przed nami znajdują się ważne, psychologiczne poziomy, których przebicie może oznaczać, że siła złotego nie będzie tylko krótkotrwała.
Na parze EUR/PLN takim poziomem to granica 4,40. Jeśli złoty przebije go, to najprawdopodobniej za euro będziemy płacić w przeciągu dwóch-trzech tygodni ok. 4,2 złotych.
ZOBACZ JAK ZMIENIAŁ SIĘ KURS EURO WOBEC ZŁOTEGO W CIĄGU DWÓCH OSTATNICH MIESIĘCY:
Podobna granica występuję także na parze dolarowej. W tym przypadku granicą są okolice 3,40 zł za dolara. Przy sprzyjających okolicznościach złoty umocni się do kolejnej granicy przy 3,2 złotych.
ZOBACZ JAK ZMIENIAŁ SIĘ KURS DOLARA WOBEC ZŁOTEGO W CIĄGU DWÓCH OSTATNICH MIESIĘCY:
Frank może stracić najwięcej
Najlepiej sytuacja wygląda w przypadku franka szwajcarskiego. Nie dość, że ulubiona waluta naszych kredytobiorców straciła najbardziej do złotego w ostatnim czasie, to potencjał dalszych spadków jest znaczny.
Bank Szwajcarii, oprócz zredukowania stóp procentowych do zera, podejmuje także inne kroki, aby osłabić swoją walutę.
Agencja Reuters podała bowiem, że SNB bezpośrednio interweniował na rynku walutowym. Główny stratego ING - Chris Turner - nazwał to początkiem wojny walutowej. Mocny frank oznacza bowiem, mniejsze wpływy dla kraju, który w większości żyje z eksportu usług.
Tu potencjał spadków wobec naszej waluty możemy oszacować na okolice 2,8 - 2,85 złotych.
ZOBACZ JAK ZMIENIAŁ SIĘ KURS FRANKA WOBEC ZŁOTEGO W CIĄGU TRZECH OSTATNICH MIESIĘCY:
Czy jednak realne jest to, że najbliższe dni przyniosą dalsze umocnienie naszej waluty? To niewykluczone. Ale siła złotego jest ściśle powiązana z giełdami zagranicznymi. I to od wydarzeń na światowych parkietach będzie zależeć najwięcej.
Analitycy: To korekta, nie zmiana trendu
Po bardzo silnym spadku naszej waluty przez ostatnie pół roku (33 proc. w stosunku do euro) - obserwowana ostatnio - zdecydowana korekta tego trendu jest czymś naturalnym.
Rynek nie może stale rosnąć, czy stale spadać - czasem musi odetchnąć. Obecnie mamy właśnie taką sytuację. Kluczowe wydaje się być pytanie: czy to tylko chwilowe umocnienie złotego?
Eksperci nie są do końca zgodni. - To tylko korekta. Technicznie rzecz biorąc średnia 50-dniowa nie została przełamana, co stałoby się w przypadku zmiany trendu. - mówi Wojciech Gołębiewski z DM IDMSA.
Jednak Dariusz Pilich z FMCM uważa, że przy sprzyjających okolicznościach, złoty nadal będzie się umacniał, nawet w średnim terminie. - RPP niewiele będzie mogła już obniżać stopy procentowe. Do tego kurs EUR/PLN przebił linię krótkoterminowego trendu, co oznacza, że ma potencjał do dalszych wzrostów - mówi.
- Z pewnością część graczy zagranicznych przestała grać na osłabienie naszej waluty. Złoty może nadal rosnąć przy sprzyjających okolicznościach - dodaje.
Od czego zależy siła złotego?
O jakie sprzyjające okoliczności chodzi? Analitycy zgodnie podkreślają - za wzrostami naszej waluty stoi nastawienie globalnego kapitału do ryzyka. Mocne zwyżki złotego w ubiegłym tygodniu zaczęły się wraz z ogłoszeniem dobrych prognoz wyników przez CitiGroup, co podciągnęło amerykańskie indeksy o 5-6 proc. w górę.
- Wzrost wartości złotego możemy podzielić na dwie fazy: w pierwszej było to odreagowanie paniki w połowie lutego tego roku, w drugiej - obecnie - przyczyną jest poprawa nastrojów na rynkach rozwiniętych. - mówi Przemysław Kwiecień z XTB.
- Moim zdaniem największą wyprzedaż mamy już za sobą, chyba ,że giełdy w USA znów - jak to było w marcu 2008 r., mocno pójdą w dół. Niestety takie zdarzenia są nie do przewidzenia, zawsze wychodzą niespodziewanie - dodaje.
O tym, że powinniśmy przyglądać się indeksom za granicą przekonany jest również Łukasz Leszczyński z ECM: - Wzrosty naszej waluty postrzegałbym raczej w kontekście behawioralnym - w realnej gospodarce niewiele się zmieniło. Wszystko będzie zależeć od tego, jak będą zachowywały się giełdy za granicą - mówi.
Powyższa zależność bierze się stąd, że rynki akcji postrzegane są jako ryzykowne formy inwestycji. Dotychczas więc indeksy traciły na wartości, a zyskiwał amerykański dolar - jako tzw. spokojna przystań, gdzie można przeczekać zawieruchę ze swoimi pieniędzmi.
Jeśli więc giełdy rosną, oznacza to, że inwestorzy na świecie są skłonni nieco zaryzykować w swoich inwestycjach. A jeśli tak - to kupują waluty krajów rynków wschodzących, do których Polska cały czas jeszcze się zalicza.
Dlatego też oprócz złotego zyskiwały także czeska korona czy węgierski forint. Przeczy to tezie, że Polska zaczęła być wyraźnie inaczej postrzegana niż cały region. Aczkolwiek mocne starania ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz prezesa NBP Sławomira Skrzypka nie są zupełnie bez znaczenia.
- Myślę, że jednak troszeczkę inaczej się już postrzega naszą gospodarkę niż pozostałe w regionie. Złoty zyskuje nieco szybciej niż np. korona - mówi Przemysław Kwiecień z XTB.
Czy giełdy wzrosną?
Pytając o korzystny scenariusz dla złotego, powinniśmy więc zapytać o to, czy giełdy - przede wszystkim w USA - wzrosną. Ubiegły tydzień nie pozostawia wątpliwości, że na rynku pojawił się optymizm - S&P wzrósł o 8,5 procent. Patrząc na piątkową sesją widać jednak, że nastroje nieco przygasły.
ZOBACZ JAK ZMIENIAŁA SIĘ WARTOŚĆ INDEKSU S&P W CIĄGU TRZECH OSTATNICH MIESIĘCY:
S&P500 - najszerszy z indeksów w USA - znalazł się na poziomach, które równocześnie były dołkami z listopada ubiegłego roku (w cenach intraday). W piątek ich nie przebił. Co więcej indeks powinien osiągnąć 800 pkt., aby móc mówić o dobrych perspektywach.
Na razie więc dalsze losy złotego nie są wcale takie pewne, jak mogłoby się z pozoru, po ubiegłotygodniowych wzrostach, wydawać. No chyba, że rynek znajdzie sobie inny powód do kupowania ryzykownych walut. - Zależności na rynku walutowym zmieniają się obecnie bardzo szybko. - mówi Przemysław Kwiecień.
Paweł Satalecki | ![]() |
W minionym tygodniu złoty zyskał wyraźnie do głównych walut. W stosunku do dolara nasza waluta umocniła się o 7 proc. (3,45 zł za dolara), a do euro o 5,5 proc. (w pewnym momencie płacono nawet 4,46 zł za 1 euro).
Frank szwajcarski osunął się poniżej psychologicznej bariery 3 zł. Za szwajcarską walutę płacono już dokładnie 2,9 zł. To oznacza spadek kursu CHF/PLN o ponad 10 proc.
Teraz przed nami znajdują się ważne, psychologiczne poziomy, których przebicie może oznaczać, że siła złotego nie będzie tylko krótkotrwała.
Na parze EUR/PLN takim poziomem to granica 4,40. Jeśli złoty przebije go, to najprawdopodobniej za euro będziemy płacić w przeciągu dwóch-trzech tygodni ok. 4,2 złotych.
ZOBACZ JAK ZMIENIAŁ SIĘ KURS EURO WOBEC ZŁOTEGO W CIĄGU DWÓCH OSTATNICH MIESIĘCY:
Podobna granica występuję także na parze dolarowej. W tym przypadku granicą są okolice 3,40 zł za dolara. Przy sprzyjających okolicznościach złoty umocni się do kolejnej granicy przy 3,2 złotych.
ZOBACZ JAK ZMIENIAŁ SIĘ KURS DOLARA WOBEC ZŁOTEGO W CIĄGU DWÓCH OSTATNICH MIESIĘCY:
Frank może stracić najwięcej
Najlepiej sytuacja wygląda w przypadku franka szwajcarskiego. Nie dość, że ulubiona waluta naszych kredytobiorców straciła najbardziej do złotego w ostatnim czasie, to potencjał dalszych spadków jest znaczny.
Bank Szwajcarii, oprócz zredukowania stóp procentowych do zera, podejmuje także inne kroki, aby osłabić swoją walutę.
Agencja Reuters podała bowiem, że SNB bezpośrednio interweniował na rynku walutowym. Główny stratego ING - Chris Turner - nazwał to początkiem wojny walutowej. Mocny frank oznacza bowiem, mniejsze wpływy dla kraju, który w większości żyje z eksportu usług.
Tu potencjał spadków wobec naszej waluty możemy oszacować na okolice 2,8 - 2,85 złotych.
ZOBACZ JAK ZMIENIAŁ SIĘ KURS FRANKA WOBEC ZŁOTEGO W CIĄGU TRZECH OSTATNICH MIESIĘCY:
Czy jednak realne jest to, że najbliższe dni przyniosą dalsze umocnienie naszej waluty? To niewykluczone. Ale siła złotego jest ściśle powiązana z giełdami zagranicznymi. I to od wydarzeń na światowych parkietach będzie zależeć najwięcej.
Analitycy: To korekta, nie zmiana trendu
Po bardzo silnym spadku naszej waluty przez ostatnie pół roku (33 proc. w stosunku do euro) - obserwowana ostatnio - zdecydowana korekta tego trendu jest czymś naturalnym.
Rynek nie może stale rosnąć, czy stale spadać - czasem musi odetchnąć. Obecnie mamy właśnie taką sytuację. Kluczowe wydaje się być pytanie: czy to tylko chwilowe umocnienie złotego?
Eksperci nie są do końca zgodni. - To tylko korekta. Technicznie rzecz biorąc średnia 50-dniowa nie została przełamana, co stałoby się w przypadku zmiany trendu. - mówi Wojciech Gołębiewski z DM IDMSA.
Jednak Dariusz Pilich z FMCM uważa, że przy sprzyjających okolicznościach, złoty nadal będzie się umacniał, nawet w średnim terminie. - RPP niewiele będzie mogła już obniżać stopy procentowe. Do tego kurs EUR/PLN przebił linię krótkoterminowego trendu, co oznacza, że ma potencjał do dalszych wzrostów - mówi.
- Z pewnością część graczy zagranicznych przestała grać na osłabienie naszej waluty. Złoty może nadal rosnąć przy sprzyjających okolicznościach - dodaje.
Od czego zależy siła złotego?
O jakie sprzyjające okoliczności chodzi? Analitycy zgodnie podkreślają - za wzrostami naszej waluty stoi nastawienie globalnego kapitału do ryzyka. Mocne zwyżki złotego w ubiegłym tygodniu zaczęły się wraz z ogłoszeniem dobrych prognoz wyników przez CitiGroup, co podciągnęło amerykańskie indeksy o 5-6 proc. w górę.
- Wzrost wartości złotego możemy podzielić na dwie fazy: w pierwszej było to odreagowanie paniki w połowie lutego tego roku, w drugiej - obecnie - przyczyną jest poprawa nastrojów na rynkach rozwiniętych. - mówi Przemysław Kwiecień z XTB.
- Moim zdaniem największą wyprzedaż mamy już za sobą, chyba ,że giełdy w USA znów - jak to było w marcu 2008 r., mocno pójdą w dół. Niestety takie zdarzenia są nie do przewidzenia, zawsze wychodzą niespodziewanie - dodaje.
O tym, że powinniśmy przyglądać się indeksom za granicą przekonany jest również Łukasz Leszczyński z ECM: - Wzrosty naszej waluty postrzegałbym raczej w kontekście behawioralnym - w realnej gospodarce niewiele się zmieniło. Wszystko będzie zależeć od tego, jak będą zachowywały się giełdy za granicą - mówi.
Powyższa zależność bierze się stąd, że rynki akcji postrzegane są jako ryzykowne formy inwestycji. Dotychczas więc indeksy traciły na wartości, a zyskiwał amerykański dolar - jako tzw. spokojna przystań, gdzie można przeczekać zawieruchę ze swoimi pieniędzmi.
Jeśli więc giełdy rosną, oznacza to, że inwestorzy na świecie są skłonni nieco zaryzykować w swoich inwestycjach. A jeśli tak - to kupują waluty krajów rynków wschodzących, do których Polska cały czas jeszcze się zalicza.
Dlatego też oprócz złotego zyskiwały także czeska korona czy węgierski forint. Przeczy to tezie, że Polska zaczęła być wyraźnie inaczej postrzegana niż cały region. Aczkolwiek mocne starania ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz prezesa NBP Sławomira Skrzypka nie są zupełnie bez znaczenia.
- Myślę, że jednak troszeczkę inaczej się już postrzega naszą gospodarkę niż pozostałe w regionie. Złoty zyskuje nieco szybciej niż np. korona - mówi Przemysław Kwiecień z XTB.
Czy giełdy wzrosną?
Pytając o korzystny scenariusz dla złotego, powinniśmy więc zapytać o to, czy giełdy - przede wszystkim w USA - wzrosną. Ubiegły tydzień nie pozostawia wątpliwości, że na rynku pojawił się optymizm - S&P wzrósł o 8,5 procent. Patrząc na piątkową sesją widać jednak, że nastroje nieco przygasły.
ZOBACZ JAK ZMIENIAŁA SIĘ WARTOŚĆ INDEKSU S&P W CIĄGU TRZECH OSTATNICH MIESIĘCY:
S&P500 - najszerszy z indeksów w USA - znalazł się na poziomach, które równocześnie były dołkami z listopada ubiegłego roku (w cenach intraday). W piątek ich nie przebił. Co więcej indeks powinien osiągnąć 800 pkt., aby móc mówić o dobrych perspektywach.
Na razie więc dalsze losy złotego nie są wcale takie pewne, jak mogłoby się z pozoru, po ubiegłotygodniowych wzrostach, wydawać. No chyba, że rynek znajdzie sobie inny powód do kupowania ryzykownych walut. - Zależności na rynku walutowym zmieniają się obecnie bardzo szybko. - mówi Przemysław Kwiecień.
Paweł Satalecki | ![]() |
Rano za jedno euro na rynku walutowym płacono już 4,45 zł, dolar kosztował 3,44 zł, a frank szwajcarski był wyceniony na 2,90 zł. Około godziny 10:00 złoty zaczął jednak tracić na wartości. Nie trwało to jednak zbyt długo i do głosu ponownie doszedł popyt. Do końca dnia silne wahania nie opuszczały złotego.
O godzinie 20:00 za euro inwestorzy płacili na rynku międzybankowym 4,47 zł, dolar wyceniany był na 3,46 zł, a frank szwajcarski kosztował 2,91 zł.
Dla kredytobiorców oznacza to spadek miesięcznej raty o około 100 zł przy kredycie hipotecznym w wysokości 300 tys. zł denominowanym we franku szwajcarskim. Przy większym zadłużeniu w kieszeni Kowalskiego zostanie proporcjonalnie więcej. Dodatkowo mogą oni także spodziewać się za kilka tygodni obniżenia oprocentowania po niedawnej redukcji stóp w Szwajcarii.
Przyczyny umocnienia
Złoty zaczął ponownie odzyskiwać siły po wczorajszej decyzji Szwajcarskiego Banku Centralnego - o obniżeniu stóp i zapowiedzi stabilizowania LIBOR-u na poziomie 25 punktów - frank osłabił się zdecydowanie. Zarówno w stosunku do głównych walut, jak i do złotego.
- Od rana obserwowaliśmy dalsze osłabianie franka. Jak widać, wczorajsza interwencja walutowa Narodowego Banku Szwajcarii spełniła swoje zadanie - oceniają Joanna Pluta i Artur Pałka z TMS Brokers.
- Poprawa klimatu inwestycyjnego na świecie przysłużyła się bardzo widocznie polskiej walucie - dodaje w swoim komentarzu Jarosław Klepacki z ECM. Od rana rosły wskaźniki na większości światowych giełd, w tym również w Warszawie.
- Trwa długo wyczekiwana korekta kilkumiesięcznych wzrostów i jeśli nie nadejdą dziś żadne złe dane, to tydzień powinniśmy zakończyć na sporych plusach - przewiduje Dariusz Pilich z FMC Management.
Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej
- O polepszeniu nastrojów świadczą ostatnie silne wzrosty na światowych giełdach. Na rynku wyczuwa się optymizm, na fali którego inwestorzy szczególnie silnie reagują na pozytywne informacje, jakie do nich docierają - uważają analitycy TMS Brokers.
Jednak po porannym umocnieniu, krótko po godzinie 9. złoty zaczął tracić.Huśtawkę złotego tłumaczy Dariusz Pilich: - Rynek czeka jeszcze na szereg danych makroekonomicznych. Na godzinę 11:00 zaplanowano publikację danych o sprzedaży detalicznej w Strefie Euro. Następnie o 13:30 poznamy bilans handlu zagranicznego USA. O godzinie 14:00 napłyną dane z Polski o inflacji CPI, o saldzie rachunku obrotów bieżących, a także dynamice podaży pieniądza M3.
Wszystkie te publikacje mogą w pewnym stopniu wpływać na zachowanie inwestorów, dlatego dziś warto częściej zaglądać na rynek walutowy.
Rano za jedno euro na rynku walutowym płacono już 4,45 zł, dolar kosztował 3,44 zł, a frank szwajcarski był wyceniony na 2,90 zł. Około godziny 10:00 złoty zaczął jednak tracić na wartości. Nie trwało to jednak zbyt długo i do głosu ponownie doszedł popyt. Do końca dnia silne wahania nie opuszczały złotego.
O godzinie 20:00 za euro inwestorzy płacili na rynku międzybankowym 4,47 zł, dolar wyceniany był na 3,46 zł, a frank szwajcarski kosztował 2,91 zł.
Dla kredytobiorców oznacza to spadek miesięcznej raty o około 100 zł przy kredycie hipotecznym w wysokości 300 tys. zł denominowanym we franku szwajcarskim. Przy większym zadłużeniu w kieszeni Kowalskiego zostanie proporcjonalnie więcej. Dodatkowo mogą oni także spodziewać się za kilka tygodni obniżenia oprocentowania po niedawnej redukcji stóp w Szwajcarii.
Przyczyny umocnienia
Złoty zaczął ponownie odzyskiwać siły po wczorajszej decyzji Szwajcarskiego Banku Centralnego - o obniżeniu stóp i zapowiedzi stabilizowania LIBOR-u na poziomie 25 punktów - frank osłabił się zdecydowanie. Zarówno w stosunku do głównych walut, jak i do złotego.
- Od rana obserwowaliśmy dalsze osłabianie franka. Jak widać, wczorajsza interwencja walutowa Narodowego Banku Szwajcarii spełniła swoje zadanie - oceniają Joanna Pluta i Artur Pałka z TMS Brokers.
- Poprawa klimatu inwestycyjnego na świecie przysłużyła się bardzo widocznie polskiej walucie - dodaje w swoim komentarzu Jarosław Klepacki z ECM. Od rana rosły wskaźniki na większości światowych giełd, w tym również w Warszawie.
- Trwa długo wyczekiwana korekta kilkumiesięcznych wzrostów i jeśli nie nadejdą dziś żadne złe dane, to tydzień powinniśmy zakończyć na sporych plusach - przewiduje Dariusz Pilich z FMC Management.
Dodaj wykresy do Twojej strony internetowej
- O polepszeniu nastrojów świadczą ostatnie silne wzrosty na światowych giełdach. Na rynku wyczuwa się optymizm, na fali którego inwestorzy szczególnie silnie reagują na pozytywne informacje, jakie do nich docierają - uważają analitycy TMS Brokers.
Jednak po porannym umocnieniu, krótko po godzinie 9. złoty zaczął tracić.Huśtawkę złotego tłumaczy Dariusz Pilich: - Rynek czeka jeszcze na szereg danych makroekonomicznych. Na godzinę 11:00 zaplanowano publikację danych o sprzedaży detalicznej w Strefie Euro. Następnie o 13:30 poznamy bilans handlu zagranicznego USA. O godzinie 14:00 napłyną dane z Polski o inflacji CPI, o saldzie rachunku obrotów bieżących, a także dynamice podaży pieniądza M3.
Wszystkie te publikacje mogą w pewnym stopniu wpływać na zachowanie inwestorów, dlatego dziś warto częściej zaglądać na rynek walutowy.
Przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury podkreślają, że z programu korzysta coraz więcej rodzin, a w tym roku planuje się podwojenie liczby kredytów w stosunku do roku ubiegłego. To efekt spadku cen nieruchomości.
Jednak zdaniem Bogdana Zdunka z Banku Gospodarstwa Krajowego, obsługującego program, duże znaczenie miała nowelizacja z początku tego roku. Regulująca program nowelizacja ustawy poszerzyła zdolności kredytowe osób występujących o pożyczkę:
Przedstawiciele banków komercyjnych, które podpisały dziś umowy, uważają, że powinny nastąpić kolejne zmiany w regułach przyznawania kredytów. Zdaniem Cezarego Smorszczewskiego z Alior Banku powierzchnia dotowanych mieszkań powinna być zwiększona. Trzeba też rozszerzyć kategorię osób, którym kredyt może być udzielony.
Wiceminister infrastruktury podkreśla, że w jego resorcie jest wola zmian w ustawie. Dyskusje nad nowelizacją powinny zakończyć się w maju. To, czy zmiany wejdą w życie - jak zaznaczył wiceminister Piotr Styczeń - zależy od woli politycznej całego rządu.
(IAR) money.pl
Przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury podkreślają, że z programu korzysta coraz więcej rodzin, a w tym roku planuje się podwojenie liczby kredytów w stosunku do roku ubiegłego. To efekt spadku cen nieruchomości.
Jednak zdaniem Bogdana Zdunka z Banku Gospodarstwa Krajowego, obsługującego program, duże znaczenie miała nowelizacja z początku tego roku. Regulująca program nowelizacja ustawy poszerzyła zdolności kredytowe osób występujących o pożyczkę:
Przedstawiciele banków komercyjnych, które podpisały dziś umowy, uważają, że powinny nastąpić kolejne zmiany w regułach przyznawania kredytów. Zdaniem Cezarego Smorszczewskiego z Alior Banku powierzchnia dotowanych mieszkań powinna być zwiększona. Trzeba też rozszerzyć kategorię osób, którym kredyt może być udzielony.
Wiceminister infrastruktury podkreśla, że w jego resorcie jest wola zmian w ustawie. Dyskusje nad nowelizacją powinny zakończyć się w maju. To, czy zmiany wejdą w życie - jak zaznaczył wiceminister Piotr Styczeń - zależy od woli politycznej całego rządu.
(IAR) money.pl
Nie będą oni mogli zaskarżać w drodze postępowania administracyjnego budowy na sąsiedniej działce. Nawet wówczas, gdy obiekt (np. blok) będzie odbiegał od zabudowy osiedla (np. domkami jednorodzinnymi).
Bez prawa strony
Zgodnie z nowelizacją do budowy większości obiektów nie będzie już potrzebne pozwolenie na budowę. Zostanie ono zastąpione rejestracją inwestycji budowlanej. Jednocześnie inwestor nie będzie musiał czekać na wydanie decyzji o rejestracji inwestycji przez starostę. Jeżeli starosta w terminie trzydziestu dni nie zgłosi sprzeciwu, to inwestor będzie mógł przystąpić do prac. - Oznacza to, że w trakcie rozpoczynania inwestycji nie będzie potrzeby prowadzenia postępowania administracyjnego. Nie będzie zatem stron tego postępowania - mówi Olgierd Dziekoński, wiceminister infrastruktury.
- Na etapie rejestracji inwestycji osoby trzecie, czyli np. sąsiedzi, nie będą miały możliwości zaskarżenia podjętych rozstrzygnięć - dodaje wiceminister.
Liczne spory
Właściciele nieruchomości obawiają się, że nowe przepisy doprowadzą do chaosu przestrzennego i sporów sądowych. Inwestorzy zaczną budować wyłącznie według własnych potrzeb, a właściciele nieruchomości już po zakończeniu budowy będą odwoływać się do sądów. Dziś, pomimo że tzw. przepisy sąsiedzkie są dość restrykcyjne i nakazują powiadamiania sąsiadów o każdej budowie, spory tego typu są częste w sądach. W Krakowie na przykład sąsiedzi kilku działek z zabudową jednorodzinną przez prawie osiem lat sprzeciwiali się budowie supermarketu. Zanim sprawa trafiła do sądu, budowa zakończyła się i nikt nie chciał wydać decyzji o jego rozbiórce.
- Jeżeli nowe przepisy wejdą w życie, to takich spraw będzie kilka razy więcej - mówi Helena Perlicka, przewodnicząca Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości. Jej zdaniem właścicielom nieruchomości trudno będzie dochodzić swoich praw.
- W Polsce funkcjonuje przekonanie, że jeżeli budynek już istnieje, to trudno jest doprowadzić do jego rozbiórki i przywrócenia stanu zgodnego z prawem - wyjaśnia Helena Perlicka.
Czy przedstawiciele właścicieli nieruchomości zaskarżą nowe przepisy do Trybunału Konstytucyjnego? Czy po nowelizacji właściciele działek sąsiednich będą mogli zwrócić się do sądu cywilnego o odszkodowanie za szkody, których doznali na skutek inwestycji prowadzonej na sąsiedniej działce?
Więcej: Gazeta Prawna 16.03.2009 (52) - str.10
Arkadiusz Jaraszek
interia.pl/Poniedziałek, 16 marca (06:57)
Nie będą oni mogli zaskarżać w drodze postępowania administracyjnego budowy na sąsiedniej działce. Nawet wówczas, gdy obiekt (np. blok) będzie odbiegał od zabudowy osiedla (np. domkami jednorodzinnymi).
Bez prawa strony
Zgodnie z nowelizacją do budowy większości obiektów nie będzie już potrzebne pozwolenie na budowę. Zostanie ono zastąpione rejestracją inwestycji budowlanej. Jednocześnie inwestor nie będzie musiał czekać na wydanie decyzji o rejestracji inwestycji przez starostę. Jeżeli starosta w terminie trzydziestu dni nie zgłosi sprzeciwu, to inwestor będzie mógł przystąpić do prac. - Oznacza to, że w trakcie rozpoczynania inwestycji nie będzie potrzeby prowadzenia postępowania administracyjnego. Nie będzie zatem stron tego postępowania - mówi Olgierd Dziekoński, wiceminister infrastruktury.
- Na etapie rejestracji inwestycji osoby trzecie, czyli np. sąsiedzi, nie będą miały możliwości zaskarżenia podjętych rozstrzygnięć - dodaje wiceminister.
Liczne spory
Właściciele nieruchomości obawiają się, że nowe przepisy doprowadzą do chaosu przestrzennego i sporów sądowych. Inwestorzy zaczną budować wyłącznie według własnych potrzeb, a właściciele nieruchomości już po zakończeniu budowy będą odwoływać się do sądów. Dziś, pomimo że tzw. przepisy sąsiedzkie są dość restrykcyjne i nakazują powiadamiania sąsiadów o każdej budowie, spory tego typu są częste w sądach. W Krakowie na przykład sąsiedzi kilku działek z zabudową jednorodzinną przez prawie osiem lat sprzeciwiali się budowie supermarketu. Zanim sprawa trafiła do sądu, budowa zakończyła się i nikt nie chciał wydać decyzji o jego rozbiórce.
- Jeżeli nowe przepisy wejdą w życie, to takich spraw będzie kilka razy więcej - mówi Helena Perlicka, przewodnicząca Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości. Jej zdaniem właścicielom nieruchomości trudno będzie dochodzić swoich praw.
- W Polsce funkcjonuje przekonanie, że jeżeli budynek już istnieje, to trudno jest doprowadzić do jego rozbiórki i przywrócenia stanu zgodnego z prawem - wyjaśnia Helena Perlicka.
Czy przedstawiciele właścicieli nieruchomości zaskarżą nowe przepisy do Trybunału Konstytucyjnego? Czy po nowelizacji właściciele działek sąsiednich będą mogli zwrócić się do sądu cywilnego o odszkodowanie za szkody, których doznali na skutek inwestycji prowadzonej na sąsiedniej działce?
Więcej: Gazeta Prawna 16.03.2009 (52) - str.10
Arkadiusz Jaraszek
interia.pl/Poniedziałek, 16 marca (06:57)
W dzisiejszych czasach, gdy ceny złota kształtowane są na rynku międzynarodowym (najwięcej transakcji odbywa się w Londynie), mało kto kupuje złoto w formie fizycznej. Oczywiście taka możliwość istnieje, ale zazwyczaj dotyczy inwestorów z zasobnym portfelem.
Wygodniejszym i bezpieczniejszym sposobem jest inwestowanie w certyfikaty na złoto, akcje kopalń złota, produkty strukturyzowane czy instrumenty pochodne. Te ostatnie obarczone są jednak zdecydowanie największym ryzykiem inwestycyjnym ze względu na stosowaną przy nich dźwignią finansową znacznie podnoszącą potencjalne zyski, ale również i straty.
Od dekad inwestycja w złoto i kamienie szlachetne (szczególnie diamenty) jest ujemnie skorelowana z indeksami giełdowymi krajów rozwiniętych. W praktyce mechanizm funkcjonowania jest następujący - gdy akcje tracą, złoto zyskuje na wartości. Natomiast rynek diamentów jest w minimalnym stopniu uzależniony od koniunktury rynkowej.
W celach inwestycyjnych najlepiej jest je nabywać za pośrednictwem akredytowanych członków giełdy, którzy zadbają o to, by każdy legalnie sprzedawany brylant posiadał certyfikat autentyczności.
Aby zobrazować, jak lokowanie kapitału w złoto i kamienie szlachetne stanowi korzystne uzupełnienie portfela inwestycyjnego, warto posłużyć się porównaniem zysków z inwestycji tradycyjnych.
WIG 20
ZŁOTO
Powyższe zestawienie pozwala wysnuć tezę, że również w obecnych czasach, pełnych zawirowań na rynku finansowym, inwestycja w kruszce i kamienie szlachetne stanowi opłacalną alternatywę.
Paweł Wiąk
interia.pl
W dzisiejszych czasach, gdy ceny złota kształtowane są na rynku międzynarodowym (najwięcej transakcji odbywa się w Londynie), mało kto kupuje złoto w formie fizycznej. Oczywiście taka możliwość istnieje, ale zazwyczaj dotyczy inwestorów z zasobnym portfelem.
Wygodniejszym i bezpieczniejszym sposobem jest inwestowanie w certyfikaty na złoto, akcje kopalń złota, produkty strukturyzowane czy instrumenty pochodne. Te ostatnie obarczone są jednak zdecydowanie największym ryzykiem inwestycyjnym ze względu na stosowaną przy nich dźwignią finansową znacznie podnoszącą potencjalne zyski, ale również i straty.
Od dekad inwestycja w złoto i kamienie szlachetne (szczególnie diamenty) jest ujemnie skorelowana z indeksami giełdowymi krajów rozwiniętych. W praktyce mechanizm funkcjonowania jest następujący - gdy akcje tracą, złoto zyskuje na wartości. Natomiast rynek diamentów jest w minimalnym stopniu uzależniony od koniunktury rynkowej.
W celach inwestycyjnych najlepiej jest je nabywać za pośrednictwem akredytowanych członków giełdy, którzy zadbają o to, by każdy legalnie sprzedawany brylant posiadał certyfikat autentyczności.
Aby zobrazować, jak lokowanie kapitału w złoto i kamienie szlachetne stanowi korzystne uzupełnienie portfela inwestycyjnego, warto posłużyć się porównaniem zysków z inwestycji tradycyjnych.
WIG 20
ZŁOTO
Powyższe zestawienie pozwala wysnuć tezę, że również w obecnych czasach, pełnych zawirowań na rynku finansowym, inwestycja w kruszce i kamienie szlachetne stanowi opłacalną alternatywę.
Paweł Wiąk
interia.pl
- Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaczęliśmy realnie odczuwać wzrost ich liczby. O ile spółdzielnie wcześniej zazwyczaj przenosiły własność lokali na spółdzielców, o tyle teraz niektóre zwlekają z rozpatrywaniem wniosków, albo odmawiają przekształceń - mówi sędzia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie.
Bezprawie w spółdzielniach
Skierowanie pozwu przeciwko spółdzielni to często ostatnia szansa na tani wykup mieszkania lokatorskiego. Zgodnie z przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji przepisów spółdzielczych od początku 2010 r. walne zgromadzenia spółdzielni będą mogły wprowadzać dodatkowe, wynoszące nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, opłaty za przekształcenie mieszkań lokatorskich.
Tymczasem po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. w sprawie niekonstytucyjności obowiązujących zasad wyodrębniania własności mieszkań spółdzielczych wiele spółdzielni wstrzymało rozpoczęte procedury i nie chce przyjmować nowych wniosków (np. SM Nowa w Jastrzębiu-Zdroju, SM Przylesie w Koszalinie).
Przeszkodą w szybkim uzyskaniu prawa własności do mieszkania są także bezpodstawne, dodatkowe opłaty, od których wniesienia spółdzielnie uzależniają rozpatrzenie wniosku. Pomimo że ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych stanowi wyraźnie, że do uzyskania prawa własności wystarczy uzupełnić koszty budowy lokalu i uregulować bieżące zadłużenie czynszowe (a w przypadku przekształcenia mieszkań lokatorskich wpłacić także nominał umorzenia kredytu państwowego na budowę lokalu), SM Lokatorsko-Własnościowa Jedność w Ostródzie uzależnia wyodrębnienie lokalu od uregulowania kosztów podziału gruntu i przygotowania dokumentacji technicznej lokalu.
W SM w Bogatyni podjęto z kolei uchwałę, która uzależnia przekształcenie lokalu od spłaty przypadającego na lokal zadłużenia spółdzielni.
- W momencie przekształcenia spółdzielnia może żądać tylko wpłat, które są enumeratywnie wymienione w ustawie. Jeżeli spółdzielnia ma zaległości związane ze swoją działalnością, to powinni pokryć je wszyscy spółdzielcy, a nie tylko ci, którzy się przekształcają - wyjaśnia prof. Małgorzata Wrzołek-Romańczuk, radca prawny i wykładowca Warszawskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej.
Rekomendacja
Jeżeli którykolwiek z organów spółdzielni podjął uchwałę o wstrzymaniu przekształceń, to mimo niej należy złożyć powództwo sądowe z żądaniem przeniesienia prawa do lokalu.
Kiedy złożyć pozew? Jakie są warunki formalne pozwu? Czy prawomocny wyrok zastępuje u notariusza zgodę zarządu na wyodrębnienie prawa własności?
Adam Makosz
Więcej: Gazeta Prawna 13.03.2009 (51) - str.2-3
źródło informacji: interia.pl
- Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaczęliśmy realnie odczuwać wzrost ich liczby. O ile spółdzielnie wcześniej zazwyczaj przenosiły własność lokali na spółdzielców, o tyle teraz niektóre zwlekają z rozpatrywaniem wniosków, albo odmawiają przekształceń - mówi sędzia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie.
Bezprawie w spółdzielniach
Skierowanie pozwu przeciwko spółdzielni to często ostatnia szansa na tani wykup mieszkania lokatorskiego. Zgodnie z przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji przepisów spółdzielczych od początku 2010 r. walne zgromadzenia spółdzielni będą mogły wprowadzać dodatkowe, wynoszące nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, opłaty za przekształcenie mieszkań lokatorskich.
Tymczasem po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. w sprawie niekonstytucyjności obowiązujących zasad wyodrębniania własności mieszkań spółdzielczych wiele spółdzielni wstrzymało rozpoczęte procedury i nie chce przyjmować nowych wniosków (np. SM Nowa w Jastrzębiu-Zdroju, SM Przylesie w Koszalinie).
Przeszkodą w szybkim uzyskaniu prawa własności do mieszkania są także bezpodstawne, dodatkowe opłaty, od których wniesienia spółdzielnie uzależniają rozpatrzenie wniosku. Pomimo że ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych stanowi wyraźnie, że do uzyskania prawa własności wystarczy uzupełnić koszty budowy lokalu i uregulować bieżące zadłużenie czynszowe (a w przypadku przekształcenia mieszkań lokatorskich wpłacić także nominał umorzenia kredytu państwowego na budowę lokalu), SM Lokatorsko-Własnościowa Jedność w Ostródzie uzależnia wyodrębnienie lokalu od uregulowania kosztów podziału gruntu i przygotowania dokumentacji technicznej lokalu.
W SM w Bogatyni podjęto z kolei uchwałę, która uzależnia przekształcenie lokalu od spłaty przypadającego na lokal zadłużenia spółdzielni.
- W momencie przekształcenia spółdzielnia może żądać tylko wpłat, które są enumeratywnie wymienione w ustawie. Jeżeli spółdzielnia ma zaległości związane ze swoją działalnością, to powinni pokryć je wszyscy spółdzielcy, a nie tylko ci, którzy się przekształcają - wyjaśnia prof. Małgorzata Wrzołek-Romańczuk, radca prawny i wykładowca Warszawskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej.
Rekomendacja
Jeżeli którykolwiek z organów spółdzielni podjął uchwałę o wstrzymaniu przekształceń, to mimo niej należy złożyć powództwo sądowe z żądaniem przeniesienia prawa do lokalu.
Kiedy złożyć pozew? Jakie są warunki formalne pozwu? Czy prawomocny wyrok zastępuje u notariusza zgodę zarządu na wyodrębnienie prawa własności?
Adam Makosz
Więcej: Gazeta Prawna 13.03.2009 (51) - str.2-3
źródło informacji: interia.pl
- Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaczęliśmy realnie odczuwać wzrost ich liczby. O ile spółdzielnie wcześniej zazwyczaj przenosiły własność lokali na spółdzielców, o tyle teraz niektóre zwlekają z rozpatrywaniem wniosków, albo odmawiają przekształceń - mówi sędzia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie.
Bezprawie w spółdzielniach
Skierowanie pozwu przeciwko spółdzielni to często ostatnia szansa na tani wykup mieszkania lokatorskiego. Zgodnie z przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji przepisów spółdzielczych od początku 2010 r. walne zgromadzenia spółdzielni będą mogły wprowadzać dodatkowe, wynoszące nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, opłaty za przekształcenie mieszkań lokatorskich.
Tymczasem po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. w sprawie niekonstytucyjności obowiązujących zasad wyodrębniania własności mieszkań spółdzielczych wiele spółdzielni wstrzymało rozpoczęte procedury i nie chce przyjmować nowych wniosków (np. SM Nowa w Jastrzębiu-Zdroju, SM Przylesie w Koszalinie).
Przeszkodą w szybkim uzyskaniu prawa własności do mieszkania są także bezpodstawne, dodatkowe opłaty, od których wniesienia spółdzielnie uzależniają rozpatrzenie wniosku. Pomimo że ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych stanowi wyraźnie, że do uzyskania prawa własności wystarczy uzupełnić koszty budowy lokalu i uregulować bieżące zadłużenie czynszowe (a w przypadku przekształcenia mieszkań lokatorskich wpłacić także nominał umorzenia kredytu państwowego na budowę lokalu), SM Lokatorsko-Własnościowa Jedność w Ostródzie uzależnia wyodrębnienie lokalu od uregulowania kosztów podziału gruntu i przygotowania dokumentacji technicznej lokalu.
W SM w Bogatyni podjęto z kolei uchwałę, która uzależnia przekształcenie lokalu od spłaty przypadającego na lokal zadłużenia spółdzielni.
- W momencie przekształcenia spółdzielnia może żądać tylko wpłat, które są enumeratywnie wymienione w ustawie. Jeżeli spółdzielnia ma zaległości związane ze swoją działalnością, to powinni pokryć je wszyscy spółdzielcy, a nie tylko ci, którzy się przekształcają - wyjaśnia prof. Małgorzata Wrzołek-Romańczuk, radca prawny i wykładowca Warszawskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej.
Rekomendacja
Jeżeli którykolwiek z organów spółdzielni podjął uchwałę o wstrzymaniu przekształceń, to mimo niej należy złożyć powództwo sądowe z żądaniem przeniesienia prawa do lokalu.
Kiedy złożyć pozew? Jakie są warunki formalne pozwu? Czy prawomocny wyrok zastępuje u notariusza zgodę zarządu na wyodrębnienie prawa własności?
Adam Makosz
Więcej: Gazeta Prawna 13.03.2009 (51) - str.2-3
źródło informacji: interia.pl
- Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zaczęliśmy realnie odczuwać wzrost ich liczby. O ile spółdzielnie wcześniej zazwyczaj przenosiły własność lokali na spółdzielców, o tyle teraz niektóre zwlekają z rozpatrywaniem wniosków, albo odmawiają przekształceń - mówi sędzia Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie.
Bezprawie w spółdzielniach
Skierowanie pozwu przeciwko spółdzielni to często ostatnia szansa na tani wykup mieszkania lokatorskiego. Zgodnie z przygotowanym przez Ministerstwo Infrastruktury projektem nowelizacji przepisów spółdzielczych od początku 2010 r. walne zgromadzenia spółdzielni będą mogły wprowadzać dodatkowe, wynoszące nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, opłaty za przekształcenie mieszkań lokatorskich.
Tymczasem po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 17 grudnia 2008 r. w sprawie niekonstytucyjności obowiązujących zasad wyodrębniania własności mieszkań spółdzielczych wiele spółdzielni wstrzymało rozpoczęte procedury i nie chce przyjmować nowych wniosków (np. SM Nowa w Jastrzębiu-Zdroju, SM Przylesie w Koszalinie).
Przeszkodą w szybkim uzyskaniu prawa własności do mieszkania są także bezpodstawne, dodatkowe opłaty, od których wniesienia spółdzielnie uzależniają rozpatrzenie wniosku. Pomimo że ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych stanowi wyraźnie, że do uzyskania prawa własności wystarczy uzupełnić koszty budowy lokalu i uregulować bieżące zadłużenie czynszowe (a w przypadku przekształcenia mieszkań lokatorskich wpłacić także nominał umorzenia kredytu państwowego na budowę lokalu), SM Lokatorsko-Własnościowa Jedność w Ostródzie uzależnia wyodrębnienie lokalu od uregulowania kosztów podziału gruntu i przygotowania dokumentacji technicznej lokalu.
W SM w Bogatyni podjęto z kolei uchwałę, która uzależnia przekształcenie lokalu od spłaty przypadającego na lokal zadłużenia spółdzielni.
- W momencie przekształcenia spółdzielnia może żądać tylko wpłat, które są enumeratywnie wymienione w ustawie. Jeżeli spółdzielnia ma zaległości związane ze swoją działalnością, to powinni pokryć je wszyscy spółdzielcy, a nie tylko ci, którzy się przekształcają - wyjaśnia prof. Małgorzata Wrzołek-Romańczuk, radca prawny i wykładowca Warszawskiej Wyższej Szkoły Ekonomicznej.
Rekomendacja
Jeżeli którykolwiek z organów spółdzielni podjął uchwałę o wstrzymaniu przekształceń, to mimo niej należy złożyć powództwo sądowe z żądaniem przeniesienia prawa do lokalu.
Kiedy złożyć pozew? Jakie są warunki formalne pozwu? Czy prawomocny wyrok zastępuje u notariusza zgodę zarządu na wyodrębnienie prawa własności?
Adam Makosz
Więcej: Gazeta Prawna 13.03.2009 (51) - str.2-3
źródło informacji: interia.pl
Kto może skorzystać z oferty i przez osiem lat płacić niższe raty kredytu? Projekt został stworzony, by pomóc małżeństwom i osobom samotnie wychowującym dzieci. Podstawowym warunkiem jest nieposiadanie innego mieszkania ani domu (także jako współwłaściciel). Ustawa dopuszcza jednak sytuację, w której kredytobiorca jest najemcą mieszkania lub ma spółdzielcze prawo lokatorskie do niego. Wówczas jednak jest zobowiązany do rezygnacji z tego lokalu w ciągu sześciu miesięcy od chwili nabycia nowej nieruchomości. Ze względu na bezpieczeństwo (brak ryzyka kursowego) kredyty preferencyjne udzielane są tylko w złotych.
Program "Rodzina na swoim" nie jest dla wszystkich - w ustawie zapisano, iż o dopłaty mogą ubiegać się osoby kupujące mieszkanie o powierzchni do 75 m kw. lub dom nie większy niż 140 m kw. (oczywiście biorąc pod uwagę powierzchnię użytkową). Dotacje obejmują 50 m kw. w przypadku mieszkania i 70 m kw. gdy chodzi o dom. Ograniczono także cenę nieruchomości. W każdym województwie jest ona inna (a i wewnątrz niego różni się w największych miastach i poza nimi), zaś dokładne limity publikowane są co kwartał przez państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego, będący swego rodzaju opiekunem programu.
System nie jest bez wad
Niestety, system nie jest bez wad i o ile spadki cen nieruchomości sprawiły, że możliwe jest skorzystanie z programu w niektórych dzielnicach Warszawy, gdzie limit wynosi 7142,80 zł, to już wokół niej graniczy to z cudem, bo całe województwo mazowieckie ma limit w wysokości 3889,20 złotych.
Sytuacja na rynku mieszkaniowym od kilkunastu miesięcy dość mocno różni się od stanu, do którego zdążyliśmy przywyknąć w ciągu ostatnich lat. Nieograniczony, jak się mogło wydawać popyt na lokale i domy zniknął, mimo, że wiele osób wciąż marzy o własnym "m". Na "wygłodzonym" do niedawna rynku, sprzedający szukają chętnych i znajdują ich z trudem, a o rekordowych cenach mogą tylko pomarzyć. więcej »
Kolejne banki przystępują do programu "Rodzina na swoim" i zapowiadają udzielanie preferencyjnych kredytów mieszkaniowych dla małżeństw. Pomoc polega na przekazaniu przez Bank Gospodarstwa Krajowego ośmioletnich dopłat na równowartość połowy kwoty odsetek. więcej »
Z założenia dopłata wynosi połowę odsetek płaconych w danym momencie, lecz w praktyce bywa raz lepiej, a raz gorzej. Wysokość kwoty dopłaty wyliczana jest nie na podstawie konkretnego kredytu, a według stopy referencyjnej ogłaszanej co kwartał przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Na pierwszy kwartał 2009 r. ustalono stopę referencyjną na poziomie 8,64 procent. Jeśli otrzymamy w banku kredyt oprocentowany niżej (co jest realne), dopłata wyniesie więcej niż połowa odsetek. W najlepszych przypadkach może nawet przekroczyć połowę raty kredytowej. Dla kredytu na 30 lat w pierwszych miesiącach rząd zwraca kredytobiorcy ponad 1000 zł (kwota ta maleje z każdym miesiącem), a w sumie przez osiem lat zyskać można nawet 100 tys. złotych.
To już niebagatelne pieniądze i warto poświęcić nieco czasu, by taki kredyt uzyskać. Tym bardziej, że nie jest to trudniejsze niż w standardowym przypadku. Obowiązują te same procedury, trzeba więc przygotować komplet dokumentów zaświadczających o zarobkach i stanie prawnym nieruchomości. Banki nie robią także problemów jeśli chodzi o udowodnienie faktu małżeństwa czy samotnego wychowywania dziecka - klient musi po prostu napisać oświadczenie, do którego załącza akt urodzenia dziecka. Szczegółowe zasady każdy bank ma swoje i warto dowiedzieć się, jakie są wymagania.
Warunki się różnią
Gdy ubiegamy się o kredyt z programu "Rodzina na swoim" należy pamiętać, że warunki kredytów w różnych bankach różnią się. Wyższa marża banku powoduje wzrost raty kredytowej, stąd warto zapytać o ofertę kilku instytucji. Może się też okazać, że nie każdy bank będzie chciał nam kredyt przyznać. Poza tym tylko kilka banków (Bank BPS, Bank Pocztowy i Bank Pekao) udziela kredytów bez wkładu własnego, w pozostałych trzeba mieć od 10 do 30 procent.
Wygląda na to, że w najbliższym czasie możemy spodziewać się znacznego wzrostu popularności projektu. Nie dość, że jest on dostępny w coraz większej liczbie banków, to jeszcze zmiana zasad programu (przede wszystkim podniesienie limitów cenowych) i spadki cen nieruchomości w całym praktycznie kraju spowodowały, że z dopłat może skorzystać znacznie więcej Polaków. W styczniu udzielono 669 preferencyjnych kredytów, a w lutym już ponad 1300. W marcu będzie to zapewne jeszcze więcej.
Marcin Krasoń, analityk Open Finance
* * *
Sytuacja według Home Broker
Przystąpienie do programu "Rodzina na swoim" trzech kolejnych banków komercyjnych na pewno ułatwi dostęp do kredytów na preferencyjnych warunkach osobom zainteresowanym tą formą finansowania.
Jak poinformował Bank Gospodarstwa Krajowego w lutym udzielono 1319 kredytów w ramach programu "Rodzina na swoim" na łączną kwotę ponad 200 mln zł, czyli dwa razy więcej niż miesiąc wcześniej. Chociaż takie wsparcie finansowe dostępne jest już od 2006 r., wcześniej nie cieszyło się dużym zainteresowaniem, głównie z uwagi na niskie limity cenowe mieszkań, które można było nabywać w ten sposób. Do końca 2008 r. cena mieszkania bądź domu w Warszawie nie mogła być wyższa niż 6632 PLN/mkw. W Krakowie i Wrocławiu były to kwoty odpowiednio 4624 PLN/mkw. i 5274 PLN/mkw. Dzięki nowelizacji, która weszła w życie z dniem 2 stycznia 2009 r., limity te zostały podwyższone i wynoszą: dla Warszawy 7142 PLN/mkw., dla Krakowa 4979 PLN/mkw. i dla Wrocławia 5679 PLN/mkw.
Wyjątkiem jest Kraków
Wydawać by się mogło, że zmiany te nie są duże, jednak przy obecnej sytuacji na rynku nieruchomości coraz więcej mieszkań spełnia warunki finansowania. Zarówno deweloperzy, jak i osoby sprzedające mieszkania na rynku wtórnym, są coraz bardziej skłonni do negocjacji w efekcie czego możemy otrzymać nawet kilkunastoprocentowe upusty od ceny wyjściowej. Ceny transakcyjne nieruchomości z lutego, publikowane przez Open Finance, pokazują, że limity cenowe mieszkań kwalifikujących się do projektu "Rodzina na swoim" są niewiele niższe niż średnie ceny transakcyjne w największych miastach Polski (tabela). Wyjątkiem jest Kraków, w którym limit cenowy został ustalony na zdecydowanie za niskim poziomie w stosunku do cen mieszkań w tym mieście.
Zmiany wskaźnika cen dla programu "Rodzina na swoim" i średnie ceny mieszkań
* na podstawie raportu cen transakcyjnych nieruchomości Open Finance
Po przeanalizowaniu ofert z bazy Home Broker z rynku wtórnego zauważyliśmy, że z miesiąca na miesiąc zaczyna ich być coraz więcej. Jest to spowodowane tym, że osoby, które chcą szybko sprzedać mieszkania, dostosowują swoje ceny do wymagań osób zainteresowanych skorzystaniem z dofinansowania. Oczywiście nie wszędzie znajdziemy takie oferty. Najwięcej nieruchomości w niskich cenach zlokalizowanych jest w najmniej atrakcyjnych częściach miasta (jak np. warszawski Targówek), jednak zaczynają pojawiać się również okazje w bardziej popularnych dzielnicach (jak warszawskie Bemowo). Można też znaleźć mieszkania w cenach spełniających warunki programu w lepszych miejscach (jak np. Mokotów), ale będą to przeważnie budynki z wielkiej płyty. W kolejnej tabeli przedstawiamy przykładowe mieszkania z rynku wtórnego.
Przykładowe mieszkania z rynku wtórnego z oferty Home Broker kwalifikujące się do projektu "Rodzina na swoim"
Jeśli chodzi o rynek pierwotny, to sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Większość deweloperów zrozumiała, że jeśli nie zacznie obniżać cen to po prostu nie sprzeda mieszkań. Program "Rodzina na swoim" stał się dla wielu z nich szansą na promocję. Najwięksi deweloperzy, jak J.W. Construction czy Dom Development, mają łącznie kilka tysięcy mieszkań kwalifikujących się do dofinansowania. Wielu innych deweloperów zapowiada, że będzie obniżać ceny dla osób chcących ubiegać się o taki kredyt. Wśród firm, które mają w swojej ofercie takie mieszkania, są m.in.: Gant Development, Ponar Real Estate, Marvipol, Bouygues Immobilier Polska, Rogowski Development, Volumetric MK Polska, Euro-City II, Dantex, oraz wiele innych, mniejszych deweloperów chcących sprzedać swoje mieszkania.
Jak widać, dzięki podwyższeniu limitów oraz spadku cen mieszkań liczba nieruchomości, które nabyć można w ramach programu "Rodzina na swoim", jest coraz większa. W efekcie tego więcej osób będzie mogło skorzystać z tej formy kredytowania. Większa liczba banków uczestniczących w projekcie na pewno przyczyni się do jeszcze większej popularności kredytów z dopłatą.
Aleksandra Szarek, specjalista rynku nieruchomości Home Broker
interia.pl/Piątek, 13 marca (06:00)
Kto może skorzystać z oferty i przez osiem lat płacić niższe raty kredytu? Projekt został stworzony, by pomóc małżeństwom i osobom samotnie wychowującym dzieci. Podstawowym warunkiem jest nieposiadanie innego mieszkania ani domu (także jako współwłaściciel). Ustawa dopuszcza jednak sytuację, w której kredytobiorca jest najemcą mieszkania lub ma spółdzielcze prawo lokatorskie do niego. Wówczas jednak jest zobowiązany do rezygnacji z tego lokalu w ciągu sześciu miesięcy od chwili nabycia nowej nieruchomości. Ze względu na bezpieczeństwo (brak ryzyka kursowego) kredyty preferencyjne udzielane są tylko w złotych.
Program "Rodzina na swoim" nie jest dla wszystkich - w ustawie zapisano, iż o dopłaty mogą ubiegać się osoby kupujące mieszkanie o powierzchni do 75 m kw. lub dom nie większy niż 140 m kw. (oczywiście biorąc pod uwagę powierzchnię użytkową). Dotacje obejmują 50 m kw. w przypadku mieszkania i 70 m kw. gdy chodzi o dom. Ograniczono także cenę nieruchomości. W każdym województwie jest ona inna (a i wewnątrz niego różni się w największych miastach i poza nimi), zaś dokładne limity publikowane są co kwartał przez państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego, będący swego rodzaju opiekunem programu.
System nie jest bez wad
Niestety, system nie jest bez wad i o ile spadki cen nieruchomości sprawiły, że możliwe jest skorzystanie z programu w niektórych dzielnicach Warszawy, gdzie limit wynosi 7142,80 zł, to już wokół niej graniczy to z cudem, bo całe województwo mazowieckie ma limit w wysokości 3889,20 złotych.
Sytuacja na rynku mieszkaniowym od kilkunastu miesięcy dość mocno różni się od stanu, do którego zdążyliśmy przywyknąć w ciągu ostatnich lat. Nieograniczony, jak się mogło wydawać popyt na lokale i domy zniknął, mimo, że wiele osób wciąż marzy o własnym "m". Na "wygłodzonym" do niedawna rynku, sprzedający szukają chętnych i znajdują ich z trudem, a o rekordowych cenach mogą tylko pomarzyć. więcej »
Kolejne banki przystępują do programu "Rodzina na swoim" i zapowiadają udzielanie preferencyjnych kredytów mieszkaniowych dla małżeństw. Pomoc polega na przekazaniu przez Bank Gospodarstwa Krajowego ośmioletnich dopłat na równowartość połowy kwoty odsetek. więcej »
Z założenia dopłata wynosi połowę odsetek płaconych w danym momencie, lecz w praktyce bywa raz lepiej, a raz gorzej. Wysokość kwoty dopłaty wyliczana jest nie na podstawie konkretnego kredytu, a według stopy referencyjnej ogłaszanej co kwartał przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Na pierwszy kwartał 2009 r. ustalono stopę referencyjną na poziomie 8,64 procent. Jeśli otrzymamy w banku kredyt oprocentowany niżej (co jest realne), dopłata wyniesie więcej niż połowa odsetek. W najlepszych przypadkach może nawet przekroczyć połowę raty kredytowej. Dla kredytu na 30 lat w pierwszych miesiącach rząd zwraca kredytobiorcy ponad 1000 zł (kwota ta maleje z każdym miesiącem), a w sumie przez osiem lat zyskać można nawet 100 tys. złotych.
To już niebagatelne pieniądze i warto poświęcić nieco czasu, by taki kredyt uzyskać. Tym bardziej, że nie jest to trudniejsze niż w standardowym przypadku. Obowiązują te same procedury, trzeba więc przygotować komplet dokumentów zaświadczających o zarobkach i stanie prawnym nieruchomości. Banki nie robią także problemów jeśli chodzi o udowodnienie faktu małżeństwa czy samotnego wychowywania dziecka - klient musi po prostu napisać oświadczenie, do którego załącza akt urodzenia dziecka. Szczegółowe zasady każdy bank ma swoje i warto dowiedzieć się, jakie są wymagania.
Warunki się różnią
Gdy ubiegamy się o kredyt z programu "Rodzina na swoim" należy pamiętać, że warunki kredytów w różnych bankach różnią się. Wyższa marża banku powoduje wzrost raty kredytowej, stąd warto zapytać o ofertę kilku instytucji. Może się też okazać, że nie każdy bank będzie chciał nam kredyt przyznać. Poza tym tylko kilka banków (Bank BPS, Bank Pocztowy i Bank Pekao) udziela kredytów bez wkładu własnego, w pozostałych trzeba mieć od 10 do 30 procent.
Wygląda na to, że w najbliższym czasie możemy spodziewać się znacznego wzrostu popularności projektu. Nie dość, że jest on dostępny w coraz większej liczbie banków, to jeszcze zmiana zasad programu (przede wszystkim podniesienie limitów cenowych) i spadki cen nieruchomości w całym praktycznie kraju spowodowały, że z dopłat może skorzystać znacznie więcej Polaków. W styczniu udzielono 669 preferencyjnych kredytów, a w lutym już ponad 1300. W marcu będzie to zapewne jeszcze więcej.
Marcin Krasoń, analityk Open Finance
* * *
Sytuacja według Home Broker
Przystąpienie do programu "Rodzina na swoim" trzech kolejnych banków komercyjnych na pewno ułatwi dostęp do kredytów na preferencyjnych warunkach osobom zainteresowanym tą formą finansowania.
Jak poinformował Bank Gospodarstwa Krajowego w lutym udzielono 1319 kredytów w ramach programu "Rodzina na swoim" na łączną kwotę ponad 200 mln zł, czyli dwa razy więcej niż miesiąc wcześniej. Chociaż takie wsparcie finansowe dostępne jest już od 2006 r., wcześniej nie cieszyło się dużym zainteresowaniem, głównie z uwagi na niskie limity cenowe mieszkań, które można było nabywać w ten sposób. Do końca 2008 r. cena mieszkania bądź domu w Warszawie nie mogła być wyższa niż 6632 PLN/mkw. W Krakowie i Wrocławiu były to kwoty odpowiednio 4624 PLN/mkw. i 5274 PLN/mkw. Dzięki nowelizacji, która weszła w życie z dniem 2 stycznia 2009 r., limity te zostały podwyższone i wynoszą: dla Warszawy 7142 PLN/mkw., dla Krakowa 4979 PLN/mkw. i dla Wrocławia 5679 PLN/mkw.
Wyjątkiem jest Kraków
Wydawać by się mogło, że zmiany te nie są duże, jednak przy obecnej sytuacji na rynku nieruchomości coraz więcej mieszkań spełnia warunki finansowania. Zarówno deweloperzy, jak i osoby sprzedające mieszkania na rynku wtórnym, są coraz bardziej skłonni do negocjacji w efekcie czego możemy otrzymać nawet kilkunastoprocentowe upusty od ceny wyjściowej. Ceny transakcyjne nieruchomości z lutego, publikowane przez Open Finance, pokazują, że limity cenowe mieszkań kwalifikujących się do projektu "Rodzina na swoim" są niewiele niższe niż średnie ceny transakcyjne w największych miastach Polski (tabela). Wyjątkiem jest Kraków, w którym limit cenowy został ustalony na zdecydowanie za niskim poziomie w stosunku do cen mieszkań w tym mieście.
Zmiany wskaźnika cen dla programu "Rodzina na swoim" i średnie ceny mieszkań
* na podstawie raportu cen transakcyjnych nieruchomości Open Finance
Po przeanalizowaniu ofert z bazy Home Broker z rynku wtórnego zauważyliśmy, że z miesiąca na miesiąc zaczyna ich być coraz więcej. Jest to spowodowane tym, że osoby, które chcą szybko sprzedać mieszkania, dostosowują swoje ceny do wymagań osób zainteresowanych skorzystaniem z dofinansowania. Oczywiście nie wszędzie znajdziemy takie oferty. Najwięcej nieruchomości w niskich cenach zlokalizowanych jest w najmniej atrakcyjnych częściach miasta (jak np. warszawski Targówek), jednak zaczynają pojawiać się również okazje w bardziej popularnych dzielnicach (jak warszawskie Bemowo). Można też znaleźć mieszkania w cenach spełniających warunki programu w lepszych miejscach (jak np. Mokotów), ale będą to przeważnie budynki z wielkiej płyty. W kolejnej tabeli przedstawiamy przykładowe mieszkania z rynku wtórnego.
Przykładowe mieszkania z rynku wtórnego z oferty Home Broker kwalifikujące się do projektu "Rodzina na swoim"
Jeśli chodzi o rynek pierwotny, to sytuacja wygląda jeszcze lepiej. Większość deweloperów zrozumiała, że jeśli nie zacznie obniżać cen to po prostu nie sprzeda mieszkań. Program "Rodzina na swoim" stał się dla wielu z nich szansą na promocję. Najwięksi deweloperzy, jak J.W. Construction czy Dom Development, mają łącznie kilka tysięcy mieszkań kwalifikujących się do dofinansowania. Wielu innych deweloperów zapowiada, że będzie obniżać ceny dla osób chcących ubiegać się o taki kredyt. Wśród firm, które mają w swojej ofercie takie mieszkania, są m.in.: Gant Development, Ponar Real Estate, Marvipol, Bouygues Immobilier Polska, Rogowski Development, Volumetric MK Polska, Euro-City II, Dantex, oraz wiele innych, mniejszych deweloperów chcących sprzedać swoje mieszkania.
Jak widać, dzięki podwyższeniu limitów oraz spadku cen mieszkań liczba nieruchomości, które nabyć można w ramach programu "Rodzina na swoim", jest coraz większa. W efekcie tego więcej osób będzie mogło skorzystać z tej formy kredytowania. Większa liczba banków uczestniczących w projekcie na pewno przyczyni się do jeszcze większej popularności kredytów z dopłatą.
Aleksandra Szarek, specjalista rynku nieruchomości Home Broker
interia.pl/Piątek, 13 marca (06:00)
Obecnie ryczałt od najmu płaci się według stawki 8,5 proc. przychodów do momentu, gdy te nie przekroczą równowartości 4 tys. euro. Od nadwyżki ponad ten limit trzeba płacić 20 proc. przychodów.
Pomysł pozytywnie oceniają eksperci. Aprobaty ze strony resortu finansów jeszcze nie ma.
Według danych "GP", z opodatkowania ryczałtem w 2007 r. korzystało 133 778 podatników. Ich przychody z czynszów wyniosły ponad 1,8 mld zł. Na konto fiskusa trafiło w formie podatku nieco ponad 231,3 mln. Gdyby ryczałt został obniżony budżet straciłby ok. 140 mln zł. Eksperci twierdzą jednak, że mniejsza stawka ryczałtu zachęci więcej osób do wybrania tej formy opodatkowania i zmniejszy szarą strefę.
źródło informacji: PAP/Gazeta Prawna
Obecnie ryczałt od najmu płaci się według stawki 8,5 proc. przychodów do momentu, gdy te nie przekroczą równowartości 4 tys. euro. Od nadwyżki ponad ten limit trzeba płacić 20 proc. przychodów.
Pomysł pozytywnie oceniają eksperci. Aprobaty ze strony resortu finansów jeszcze nie ma.
Według danych "GP", z opodatkowania ryczałtem w 2007 r. korzystało 133 778 podatników. Ich przychody z czynszów wyniosły ponad 1,8 mld zł. Na konto fiskusa trafiło w formie podatku nieco ponad 231,3 mln. Gdyby ryczałt został obniżony budżet straciłby ok. 140 mln zł. Eksperci twierdzą jednak, że mniejsza stawka ryczałtu zachęci więcej osób do wybrania tej formy opodatkowania i zmniejszy szarą strefę.
źródło informacji: PAP/Gazeta Prawna
Obecnie ryczałt od najmu płaci się według stawki 8,5 proc. przychodów do momentu, gdy te nie przekroczą równowartości 4 tys. euro. Od nadwyżki ponad ten limit trzeba płacić 20 proc. przychodów.
Pomysł pozytywnie oceniają eksperci. Aprobaty ze strony resortu finansów jeszcze nie ma.
Według danych "GP", z opodatkowania ryczałtem w 2007 r. korzystało 133 778 podatników. Ich przychody z czynszów wyniosły ponad 1,8 mld zł. Na konto fiskusa trafiło w formie podatku nieco ponad 231,3 mln. Gdyby ryczałt został obniżony budżet straciłby ok. 140 mln zł. Eksperci twierdzą jednak, że mniejsza stawka ryczałtu zachęci więcej osób do wybrania tej formy opodatkowania i zmniejszy szarą strefę.
źródło informacji: PAP/Gazeta Prawna
Obecnie ryczałt od najmu płaci się według stawki 8,5 proc. przychodów do momentu, gdy te nie przekroczą równowartości 4 tys. euro. Od nadwyżki ponad ten limit trzeba płacić 20 proc. przychodów.
Pomysł pozytywnie oceniają eksperci. Aprobaty ze strony resortu finansów jeszcze nie ma.
Według danych "GP", z opodatkowania ryczałtem w 2007 r. korzystało 133 778 podatników. Ich przychody z czynszów wyniosły ponad 1,8 mld zł. Na konto fiskusa trafiło w formie podatku nieco ponad 231,3 mln. Gdyby ryczałt został obniżony budżet straciłby ok. 140 mln zł. Eksperci twierdzą jednak, że mniejsza stawka ryczałtu zachęci więcej osób do wybrania tej formy opodatkowania i zmniejszy szarą strefę.
źródło informacji: PAP/Gazeta Prawna
Powierzchnia centrum ma wynieść 35 tys. m kw. - Wkrótce ogłosimy listę głównych najemców powierzchni przeznaczonej pod rozrywkę - poinformowała dyrektor departamentu najmu Plaza Centers Polska Agnieszka Cymerman.
Na działce, kupionej w styczniu od kieleckiego PKP za 18,5 mln zł przy ul. Zagnańskiej, wyburzono już budynki, które zajmowały teren przeznaczony pod nową zabudowę. W drugiej połowie roku gotowy będzie projekt architektoniczny.
W obiekcie znajdzie się m.in. kino, kręgielnia, kawiarnie, restauracje, sklepy oraz punkty usługowe.
Plaza Centers N.V. to jeden z największych deweloperów centrów handlowo-rozrywkowych w Europie środkowo-wschodniej, który specjalizuje się w ich budowie i leasingu. W Polsce firma zainwestowała ponad 200 mln euro.
źródło informacji: PAP/iinteria.pl/Środa, 11 marca (14:12)
Powierzchnia centrum ma wynieść 35 tys. m kw. - Wkrótce ogłosimy listę głównych najemców powierzchni przeznaczonej pod rozrywkę - poinformowała dyrektor departamentu najmu Plaza Centers Polska Agnieszka Cymerman.
Na działce, kupionej w styczniu od kieleckiego PKP za 18,5 mln zł przy ul. Zagnańskiej, wyburzono już budynki, które zajmowały teren przeznaczony pod nową zabudowę. W drugiej połowie roku gotowy będzie projekt architektoniczny.
W obiekcie znajdzie się m.in. kino, kręgielnia, kawiarnie, restauracje, sklepy oraz punkty usługowe.
Plaza Centers N.V. to jeden z największych deweloperów centrów handlowo-rozrywkowych w Europie środkowo-wschodniej, który specjalizuje się w ich budowie i leasingu. W Polsce firma zainwestowała ponad 200 mln euro.
źródło informacji: PAP/iinteria.pl/Środa, 11 marca (14:12)
Jak powiedział szef Kongresu Roman Nowicki, działania te przyczyniłyby się do zwiększenia dostępności do kredytów w Polsce i w konsekwencji poprawy sytuacji na rynku.
Prezes zarządu firmy doradczej REAS i jednocześnie ekspert kongresu Kazimierz Kirejczyk ocenił na środowej konferencji, że perspektywy dla branży są pesymistyczne, m.in. z powodu spadku sprzedaży mieszkań. Jego zdaniem, w konsekwencji może to oznaczać groźbę upadku dla firm deweloperskich oraz całkowite zaprzestanie realizacji nowych inwestycji.
Jak powiedział Nowicki, w kraju brakuje ok 1,5 mln mieszkań. - Polska jest na ostatnim miejscu w Europie pod względem każdego wskaźnika mieszkaniowego - podkreślił. Wyjaśnił, że jednym z tych wskaźników jest liczba mieszkań na tysiąc mieszkańców. W Polsce jest to 320, podczas gdy "przyzwoity" poziom - jego zdaniem - to 400-500.
Jedną z propozycji Kongresu w walce z kryzysem jest utworzenie systemu gwarancji Skarbu Państwa na kredyty inwestycyjne ze szczególnym uwzględnieniem kredytów mieszkaniowych. Wówczas - jak zaznaczył Nowicki - banki zaczęłyby częściej udzielać takie kredyty.
Drugą propozycją Kongresu jest możliwość udzielania kredytu na opłacenie wkładu własnego, który wynosi obecnie zazwyczaj 30-40 proc. całkowitej ceny mieszkania. - To jest dobry biznes, dlatego że masa obywateli zdobędzie szansę na własny kredyt na mieszkanie - ocenił Nowicki.
- Pieniądze wydane na rozruszanie rynku spowodują wpływy podatków do budżetu państwa, więc państwo więcej zyska, niż wyda na ten cel - dodał.
W jego opinii, istnieje ponadto szereg propozycji działań, które powinny być podjęte ze względu na konieczność obniżenia cen mieszkań. Są to m.in. zmniejszenie podatku VAT na mieszkania z dotychczasowych 7 do 5 proc. oraz obniżenie 22 proc. stawki podatku dla materiałów budowlanych.
Jak podkreślił w rozmowie z PAP Nowicki, w przypadku niepodjęcia żadnych działań w celu poprawy na rynku mieszkaniowym, jego wartość może w ciągu dwóch lat zmniejszyć się z 60 mld zł do nawet 40 mld zł. Wyliczył, że wpływy do budżetu państwa w tym czasie będą mniejsze o ponad 2 mld zł.
- Gdybyśmy doprowadzili na skutek swojej bezczynności do takich strat, to wtedy oznaczałoby to zwolnienie w budownictwie 80-100 tys. ludzi - zaznaczył. Dodał, że w branży tej zatrudnione jest obecnie 650 tys. osób.
Nowicki poinformował, że w najbliższych dniach przekaże propozycje Kongresu do Ministerstwa Infrastruktury. Szef Kongresu chciałby, aby jak najszybciej odbyło się spotkanie z ekspertami resortu w celu wypracowania wspólnych rozwiązań i przekazania ich dalej do resortu finansów.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Środa, 11 marca (17:40)
Jak powiedział szef Kongresu Roman Nowicki, działania te przyczyniłyby się do zwiększenia dostępności do kredytów w Polsce i w konsekwencji poprawy sytuacji na rynku.
Prezes zarządu firmy doradczej REAS i jednocześnie ekspert kongresu Kazimierz Kirejczyk ocenił na środowej konferencji, że perspektywy dla branży są pesymistyczne, m.in. z powodu spadku sprzedaży mieszkań. Jego zdaniem, w konsekwencji może to oznaczać groźbę upadku dla firm deweloperskich oraz całkowite zaprzestanie realizacji nowych inwestycji.
Jak powiedział Nowicki, w kraju brakuje ok 1,5 mln mieszkań. - Polska jest na ostatnim miejscu w Europie pod względem każdego wskaźnika mieszkaniowego - podkreślił. Wyjaśnił, że jednym z tych wskaźników jest liczba mieszkań na tysiąc mieszkańców. W Polsce jest to 320, podczas gdy "przyzwoity" poziom - jego zdaniem - to 400-500.
Jedną z propozycji Kongresu w walce z kryzysem jest utworzenie systemu gwarancji Skarbu Państwa na kredyty inwestycyjne ze szczególnym uwzględnieniem kredytów mieszkaniowych. Wówczas - jak zaznaczył Nowicki - banki zaczęłyby częściej udzielać takie kredyty.
Drugą propozycją Kongresu jest możliwość udzielania kredytu na opłacenie wkładu własnego, który wynosi obecnie zazwyczaj 30-40 proc. całkowitej ceny mieszkania. - To jest dobry biznes, dlatego że masa obywateli zdobędzie szansę na własny kredyt na mieszkanie - ocenił Nowicki.
- Pieniądze wydane na rozruszanie rynku spowodują wpływy podatków do budżetu państwa, więc państwo więcej zyska, niż wyda na ten cel - dodał.
W jego opinii, istnieje ponadto szereg propozycji działań, które powinny być podjęte ze względu na konieczność obniżenia cen mieszkań. Są to m.in. zmniejszenie podatku VAT na mieszkania z dotychczasowych 7 do 5 proc. oraz obniżenie 22 proc. stawki podatku dla materiałów budowlanych.
Jak podkreślił w rozmowie z PAP Nowicki, w przypadku niepodjęcia żadnych działań w celu poprawy na rynku mieszkaniowym, jego wartość może w ciągu dwóch lat zmniejszyć się z 60 mld zł do nawet 40 mld zł. Wyliczył, że wpływy do budżetu państwa w tym czasie będą mniejsze o ponad 2 mld zł.
- Gdybyśmy doprowadzili na skutek swojej bezczynności do takich strat, to wtedy oznaczałoby to zwolnienie w budownictwie 80-100 tys. ludzi - zaznaczył. Dodał, że w branży tej zatrudnione jest obecnie 650 tys. osób.
Nowicki poinformował, że w najbliższych dniach przekaże propozycje Kongresu do Ministerstwa Infrastruktury. Szef Kongresu chciałby, aby jak najszybciej odbyło się spotkanie z ekspertami resortu w celu wypracowania wspólnych rozwiązań i przekazania ich dalej do resortu finansów.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Środa, 11 marca (17:40)
W kolejce na przydział takiego mieszkania czeka w Radomiu 2 tysiące osób. - Z tego 700 osób ma wyroki sądowe o eksmisji z dotychczasowych mieszkań, a 400 otrzymało pozytywną opinię Gminnej Komisji Lokalowej ze względu na trudną sytuację zdrowotną, rodzinną i społeczną - wyjaśniła Kitowska.
W każdym z budowanych bloków znajdzie się 76 jedno- i dwupokojowych mieszkań socjalnych. Dwa budynki zostaną oddane jeszcze w tym roku. Kolejne dwa mają być gotowe do końca lipca przyszłego roku.
Koszt prac projektowych i robót budowlanych wynosi blisko 22 mln zł. - Nie wszystkie pieniądze będą pochodziły z budżetu gminy. Udało się pozyskać dofinansowanie w wysokości prawie 4,4 mln zł z budżetu państwa - ze środków Funduszu Dopłat na tworzenie lokali socjalnych - wyjaśniła Kitowska.
W zasobie gminnym jest około 900 mieszkań socjalnych. Miasto pozyskuje je poprzez budownictwo socjalne lub na drodze przekształcenia lokalu komunalnego w socjalny, po wyprowadzeniu się lub śmierci dotychczasowego najemcy.
W ciągu ostatnich ośmiu lat w Radomiu wybudowano kilka nowych bloków z ponad 400 mieszkaniami socjalnymi. Gmina wykonuje też adaptacje już istniejących budynków i urządza w nich lokale socjalne.
Według Kitowskiej, władze Radomia od lat prowadzą w tym zakresie politykę zmierzającą do wzrostu liczby lokali socjalnych. - Jednocześnie jednak z roku na rok przybywa osób wymagających tego rodzaju pomocy - podkreśliła.
źródło informacji: PAP
Środa, 11 marca (12:55)
W kolejce na przydział takiego mieszkania czeka w Radomiu 2 tysiące osób. - Z tego 700 osób ma wyroki sądowe o eksmisji z dotychczasowych mieszkań, a 400 otrzymało pozytywną opinię Gminnej Komisji Lokalowej ze względu na trudną sytuację zdrowotną, rodzinną i społeczną - wyjaśniła Kitowska.
W każdym z budowanych bloków znajdzie się 76 jedno- i dwupokojowych mieszkań socjalnych. Dwa budynki zostaną oddane jeszcze w tym roku. Kolejne dwa mają być gotowe do końca lipca przyszłego roku.
Koszt prac projektowych i robót budowlanych wynosi blisko 22 mln zł. - Nie wszystkie pieniądze będą pochodziły z budżetu gminy. Udało się pozyskać dofinansowanie w wysokości prawie 4,4 mln zł z budżetu państwa - ze środków Funduszu Dopłat na tworzenie lokali socjalnych - wyjaśniła Kitowska.
W zasobie gminnym jest około 900 mieszkań socjalnych. Miasto pozyskuje je poprzez budownictwo socjalne lub na drodze przekształcenia lokalu komunalnego w socjalny, po wyprowadzeniu się lub śmierci dotychczasowego najemcy.
W ciągu ostatnich ośmiu lat w Radomiu wybudowano kilka nowych bloków z ponad 400 mieszkaniami socjalnymi. Gmina wykonuje też adaptacje już istniejących budynków i urządza w nich lokale socjalne.
Według Kitowskiej, władze Radomia od lat prowadzą w tym zakresie politykę zmierzającą do wzrostu liczby lokali socjalnych. - Jednocześnie jednak z roku na rok przybywa osób wymagających tego rodzaju pomocy - podkreśliła.
źródło informacji: PAP
Środa, 11 marca (12:55)
Zdaniem ekspertów, najważniejsze dla deweloperów mających kłopoty jest jak najwcześniejsze rozpoczęcie restrukturyzacji już w razie pierwszych oznak problemów. Możliwość dokończenia inwestycji daje tylko upadłość w opcji układowej. Tylko to może pomóc klientom.
Pod koniec zeszłego roku w mediach mówiło się już o ponad 100 wnioskach o wszczęcie postępowań upadłościowych firm deweloperskich.
Spektakularnym na rynku stał się też przykład upadłości krakowskiej firmy Leopard. To dlatego przedstawiciele branży poprosili o pomoc rząd, proponując m.in. rozszerzenie programu "Rodzina na swoim", w ramach którego budżet przez kilka lat spłaca połowę odsetek kredytu. Eksperci z branży postulowali również o obniżenie stawki VAT od materiałów i usług budowlanych z 22 proc. do 18 proc.
Dobrze zabezpieczyć
- Pod koniec 2008 roku dało się zauważyć nasilenie zapytań ze strony inwestorów o prawną ocenę możliwości częściowej lub całkowitej zmiany wydanych już warunków zabudowy z charakteru mieszkaniowego na usługowy w zakresie powierzchni biurowej, co wyraźnie wskazuje, z którym segmentem rynku deweloperzy wiążą największe nadzieje. Zmiany w przepisach ułatwiające proces inwestycyjny nie stanowią lekarstwa na podstawowe obecnie problemy branży, nie należy jednak ich lekceważyć. W przypadku powrotu koniunktury powinny one umożliwić szybsze rozpoczęcie inwestycji zaniechanych w związku z kryzysem. Najlepszym rozwiązaniem dla branży deweloperskiej jest umiejętne zabezpieczenie przerwanych inwestycji i dokończenie już rozpoczętych z uwzględnieniem ryzyk związanych w trudnościach w sprzedaży - mówi Michał Kozłowski, ekspert prawa nieruchomości, Partner w kancelarii Krawczyk i Wspólnicy.
Również zdaniem Jarosława Szanajcy, prezesa Polskiego Związku Firm Deweloperskich oraz prezesa Dom Development, 2009 rok będzie najtrudniejszy dla branży deweloperskiej w Polsce od chwili jej powstania.
Sytuacja się pogorszy?
Głównymi czynnikami, które mają wpływ na pogarszanie się sytuacji, są, według ekspertów, brak dostępu do kredytów, pogorszenie koniunktury gospodarczej w Polsce i na świecie oraz korekta cen nieruchomości. Nikt już nie liczy na napływ inwestorów zagranicznych oraz pieniądze unijne i inwestycje infrastrukturalne. Dla porównania, jeszcze w zeszłorocznym raporcie rynku nieruchomości, który został przygotowany przez SMG/KRC na zlecenie kancelarii Krawczyk i Wspólnicy, specjalizującej się w prawie nieruchomości, aż 76 proc. ankietowanych uważało, że sytuacja na rynku jest dobra i bardzo dobra. Z kolei już w tym roku aż 55,4 proc. ekspertów z branży uważa, że sytuacja na rynku się raczej pogorszy lub zdecydowanie pogorszy.
Poglądy te potwierdza również Emil Szweda, analityk Open Finance.
- Ograniczenia w dostępie do kredytów hipotecznych sprawią, że popyt na nieruchomości zmniejszy się nawet o 20-30 proc. w porównaniu do 2008 roku. W 2009 rok wchodzimy w zupełnie innej sytuacji niż przed rokiem. Kredyty we frankach czy walutach obcych zostały niemalże wyeliminowane z oferty banków, a obowiązek posiadania wkładu własnego wyklucza z rynku sporą część kupujących - mówi Emil Szweda.
Jak zauważa, obecna sytuacja stwarza jednak dobrą okazję dla inwestorów kupujących mieszkania pod wynajem. Jednoczesny spadek cen mieszkań oraz wzrost popytu na wynajem będzie prowadzić do zwrotu rentowności (stopy zwrotu) z najmu.Zdaniem specjalistów, najlepiej rozwijającym się sektorem jest segment biurowy (tak odpowiedziało 32,7 proc. ekspertów) oraz segment logistyczny (24,8 proc. respondentów udzieliło takiej odpowiedzi). Najmniej przedsiębiorców wskazało na budownictwo mieszkaniowe - 18,8 proc. badanych.
- Rok 2009 będzie testem,
przez który przejdą wszystkie sektory gospodarki, w tym szczególnie branży nieruchomości. Firmami deweloperskimi, które wyjdą silne z kryzysu, będą spółki działające głównie w sektorze biurowym i centrów handlowych, z wysoką płynnością finansową oraz rozsądnym poziomem zadłużenia - uważa Mariusz Kozłowski, członek zarządu firmy deweloperskiej GTC.
Opinie te potwierdzają również inni specjaliści z branży. Według nich, najlepiej będzie się rozwijał segment nieruchomości biurowych (tak odpowiedziało ponad 37 proc. badanych) oraz logistycznych (prawie 27 proc.), a także obiektów handlowych (niemal 20 proc.). Najsłabszym segmentem będzie rynek mieszkań, co potwierdziło 11,9 proc. ekspertów.
Zdaniem Tomasza Olszewskiego, szefa departamentu powierzchni przemysłowych w Cushman & Wakefield, kłopoty z dostępnością kredytów spowodują, że deweloperzy mają ograniczone możliwości inwestowania w budynki spekulacyjne, łatwiej będzie zdobyć finansowanie na duże magazyny realizowane na indywidualne zamówienie.
- W bieżącym roku wartość udzielonych kredytów obniży się nawet o 30 proc. - mówi Dominik Skrzycki, Naczelnik Wydziału Planów Finansowych MultiBanku.
Najlepiej rozwijającym się regionem Polski jest obszar aglomeracji warszawskiej (tak uważa 86 proc. ekspertów), na kolejnych miejscach uplasował się rynek wrocławski (47 proc.), rynek poznański (36 proc.), a także śląski (30 proc.), krakowski 26 proc. oraz trójmiejski - 25 proc.
Zdaniem Michała Kozłowskiego, eksperta prawa nieruchomości w kancelarii Krawczyk i Wspólnicy, w dobie kryzysu w branży planowane inwestycje w związku z Euro 2012 są słusznie postrzegane jako jedna z największych szans na poprawę sytuacji dla przedsiębiorców. Inwestycje te będą w większości finansowane ze środków publicznych, co zwiększa ich atrakcyjność, jako obarczonych mniejszym ryzykiem.
Rynek musi się oczyścić
Z drugiej strony, na rynku mogą pojawić się problemy. - To nieuchronne, że rynek musi oczyścić się z niektórych firm. Będą to głównie deweloperzy, którzy przeinwestowali, kupowali bardzo drogą ziemię, materiały budowlane, rozpoczęli inwestycje, a teraz banki zakręciły im kurki z kredytami - uważa Richard Mbewe z funduszu Atria Real Estate Partners.
Swoich obaw nie ukrywa również Łukasz Madej, prezes ProDevelopment. Jego zdaniem, dotychczas polski rynek był uznawany w Europie za Eldorado, jednak kryzys na rynkach finansowych przykłada się coraz mocniej na sytuację na rynku nieruchomości.
Z przeprowadzonego badania wynika, że nikt z badanych nie uznaje za szczególnie ważne lub pozytywne zmian legislacyjnych rządu w zakresie prawa budowlanego. Jako najistotniejsze zmiany legislacyjne eksperci wskazali: odrolnienie gruntów, zmiany w prawie budowlanym (rejestr inwestycji zamiast zatwierdzenia projektu) oraz uproszczenie warunków technicznych, jakim powinny podlegać budynki i ich lokalizacja.
Teraz w Sejmie trwają prace nad zmianami przepisów ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, której głównym celem jest uproszczenie procedur.
Jak mówi Mirosław Barszcz, minister budownictwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, spełnienie postulatów firm deweloperskich, by obniżyć stawkę VAT na materiały i usługi budowlane czy stawkę podatku dochodowego od firm zajmujących się budownictwem mieszkaniowym, nie jest dobrym pomysłem. Budżetu państwa nie stać dziś na tak hojne gesty, zwłaszcza, że pozytywne skutki takich rozwiązań byłyby wątpliwe i krótkotrwałe.
Zdaniem Michała Kozłowskiego, eksperta prawa nieruchomości, najważniejsze dla deweloperów mających kłopoty jest jak najwcześniejsze rozpoczęcie restrukturyzacji już w razie pierwszych oznak kłopotów. Możliwość dokończenia inwestycji daje tylko upadłość w opcji układowej. Jest to bardzo wymagająca procedura pod względem prawnym i finansowym, ale warto ją podjąć.
źródło informacji: INTERIA.PL
Wtorek, 10 marca (05:38)
Zdaniem ekspertów, najważniejsze dla deweloperów mających kłopoty jest jak najwcześniejsze rozpoczęcie restrukturyzacji już w razie pierwszych oznak problemów. Możliwość dokończenia inwestycji daje tylko upadłość w opcji układowej. Tylko to może pomóc klientom.
Pod koniec zeszłego roku w mediach mówiło się już o ponad 100 wnioskach o wszczęcie postępowań upadłościowych firm deweloperskich.
Spektakularnym na rynku stał się też przykład upadłości krakowskiej firmy Leopard. To dlatego przedstawiciele branży poprosili o pomoc rząd, proponując m.in. rozszerzenie programu "Rodzina na swoim", w ramach którego budżet przez kilka lat spłaca połowę odsetek kredytu. Eksperci z branży postulowali również o obniżenie stawki VAT od materiałów i usług budowlanych z 22 proc. do 18 proc.
Dobrze zabezpieczyć
- Pod koniec 2008 roku dało się zauważyć nasilenie zapytań ze strony inwestorów o prawną ocenę możliwości częściowej lub całkowitej zmiany wydanych już warunków zabudowy z charakteru mieszkaniowego na usługowy w zakresie powierzchni biurowej, co wyraźnie wskazuje, z którym segmentem rynku deweloperzy wiążą największe nadzieje. Zmiany w przepisach ułatwiające proces inwestycyjny nie stanowią lekarstwa na podstawowe obecnie problemy branży, nie należy jednak ich lekceważyć. W przypadku powrotu koniunktury powinny one umożliwić szybsze rozpoczęcie inwestycji zaniechanych w związku z kryzysem. Najlepszym rozwiązaniem dla branży deweloperskiej jest umiejętne zabezpieczenie przerwanych inwestycji i dokończenie już rozpoczętych z uwzględnieniem ryzyk związanych w trudnościach w sprzedaży - mówi Michał Kozłowski, ekspert prawa nieruchomości, Partner w kancelarii Krawczyk i Wspólnicy.
Również zdaniem Jarosława Szanajcy, prezesa Polskiego Związku Firm Deweloperskich oraz prezesa Dom Development, 2009 rok będzie najtrudniejszy dla branży deweloperskiej w Polsce od chwili jej powstania.
Sytuacja się pogorszy?
Głównymi czynnikami, które mają wpływ na pogarszanie się sytuacji, są, według ekspertów, brak dostępu do kredytów, pogorszenie koniunktury gospodarczej w Polsce i na świecie oraz korekta cen nieruchomości. Nikt już nie liczy na napływ inwestorów zagranicznych oraz pieniądze unijne i inwestycje infrastrukturalne. Dla porównania, jeszcze w zeszłorocznym raporcie rynku nieruchomości, który został przygotowany przez SMG/KRC na zlecenie kancelarii Krawczyk i Wspólnicy, specjalizującej się w prawie nieruchomości, aż 76 proc. ankietowanych uważało, że sytuacja na rynku jest dobra i bardzo dobra. Z kolei już w tym roku aż 55,4 proc. ekspertów z branży uważa, że sytuacja na rynku się raczej pogorszy lub zdecydowanie pogorszy.
Poglądy te potwierdza również Emil Szweda, analityk Open Finance.
- Ograniczenia w dostępie do kredytów hipotecznych sprawią, że popyt na nieruchomości zmniejszy się nawet o 20-30 proc. w porównaniu do 2008 roku. W 2009 rok wchodzimy w zupełnie innej sytuacji niż przed rokiem. Kredyty we frankach czy walutach obcych zostały niemalże wyeliminowane z oferty banków, a obowiązek posiadania wkładu własnego wyklucza z rynku sporą część kupujących - mówi Emil Szweda.
Jak zauważa, obecna sytuacja stwarza jednak dobrą okazję dla inwestorów kupujących mieszkania pod wynajem. Jednoczesny spadek cen mieszkań oraz wzrost popytu na wynajem będzie prowadzić do zwrotu rentowności (stopy zwrotu) z najmu.Zdaniem specjalistów, najlepiej rozwijającym się sektorem jest segment biurowy (tak odpowiedziało 32,7 proc. ekspertów) oraz segment logistyczny (24,8 proc. respondentów udzieliło takiej odpowiedzi). Najmniej przedsiębiorców wskazało na budownictwo mieszkaniowe - 18,8 proc. badanych.
- Rok 2009 będzie testem,
przez który przejdą wszystkie sektory gospodarki, w tym szczególnie branży nieruchomości. Firmami deweloperskimi, które wyjdą silne z kryzysu, będą spółki działające głównie w sektorze biurowym i centrów handlowych, z wysoką płynnością finansową oraz rozsądnym poziomem zadłużenia - uważa Mariusz Kozłowski, członek zarządu firmy deweloperskiej GTC.
Opinie te potwierdzają również inni specjaliści z branży. Według nich, najlepiej będzie się rozwijał segment nieruchomości biurowych (tak odpowiedziało ponad 37 proc. badanych) oraz logistycznych (prawie 27 proc.), a także obiektów handlowych (niemal 20 proc.). Najsłabszym segmentem będzie rynek mieszkań, co potwierdziło 11,9 proc. ekspertów.
Zdaniem Tomasza Olszewskiego, szefa departamentu powierzchni przemysłowych w Cushman & Wakefield, kłopoty z dostępnością kredytów spowodują, że deweloperzy mają ograniczone możliwości inwestowania w budynki spekulacyjne, łatwiej będzie zdobyć finansowanie na duże magazyny realizowane na indywidualne zamówienie.
- W bieżącym roku wartość udzielonych kredytów obniży się nawet o 30 proc. - mówi Dominik Skrzycki, Naczelnik Wydziału Planów Finansowych MultiBanku.
Najlepiej rozwijającym się regionem Polski jest obszar aglomeracji warszawskiej (tak uważa 86 proc. ekspertów), na kolejnych miejscach uplasował się rynek wrocławski (47 proc.), rynek poznański (36 proc.), a także śląski (30 proc.), krakowski 26 proc. oraz trójmiejski - 25 proc.
Zdaniem Michała Kozłowskiego, eksperta prawa nieruchomości w kancelarii Krawczyk i Wspólnicy, w dobie kryzysu w branży planowane inwestycje w związku z Euro 2012 są słusznie postrzegane jako jedna z największych szans na poprawę sytuacji dla przedsiębiorców. Inwestycje te będą w większości finansowane ze środków publicznych, co zwiększa ich atrakcyjność, jako obarczonych mniejszym ryzykiem.
Rynek musi się oczyścić
Z drugiej strony, na rynku mogą pojawić się problemy. - To nieuchronne, że rynek musi oczyścić się z niektórych firm. Będą to głównie deweloperzy, którzy przeinwestowali, kupowali bardzo drogą ziemię, materiały budowlane, rozpoczęli inwestycje, a teraz banki zakręciły im kurki z kredytami - uważa Richard Mbewe z funduszu Atria Real Estate Partners.
Swoich obaw nie ukrywa również Łukasz Madej, prezes ProDevelopment. Jego zdaniem, dotychczas polski rynek był uznawany w Europie za Eldorado, jednak kryzys na rynkach finansowych przykłada się coraz mocniej na sytuację na rynku nieruchomości.
Z przeprowadzonego badania wynika, że nikt z badanych nie uznaje za szczególnie ważne lub pozytywne zmian legislacyjnych rządu w zakresie prawa budowlanego. Jako najistotniejsze zmiany legislacyjne eksperci wskazali: odrolnienie gruntów, zmiany w prawie budowlanym (rejestr inwestycji zamiast zatwierdzenia projektu) oraz uproszczenie warunków technicznych, jakim powinny podlegać budynki i ich lokalizacja.
Teraz w Sejmie trwają prace nad zmianami przepisów ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, której głównym celem jest uproszczenie procedur.
Jak mówi Mirosław Barszcz, minister budownictwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, spełnienie postulatów firm deweloperskich, by obniżyć stawkę VAT na materiały i usługi budowlane czy stawkę podatku dochodowego od firm zajmujących się budownictwem mieszkaniowym, nie jest dobrym pomysłem. Budżetu państwa nie stać dziś na tak hojne gesty, zwłaszcza, że pozytywne skutki takich rozwiązań byłyby wątpliwe i krótkotrwałe.
Zdaniem Michała Kozłowskiego, eksperta prawa nieruchomości, najważniejsze dla deweloperów mających kłopoty jest jak najwcześniejsze rozpoczęcie restrukturyzacji już w razie pierwszych oznak kłopotów. Możliwość dokończenia inwestycji daje tylko upadłość w opcji układowej. Jest to bardzo wymagająca procedura pod względem prawnym i finansowym, ale warto ją podjąć.
źródło informacji: INTERIA.PL
Wtorek, 10 marca (05:38)
Polimex podpisał kontrakt na budowę trybuny zachodniej, placów, parkingów i dróg dojazdowych na stadionie Wisły Kraków - poinformowała spółka we wtorkowym komunikacie.
Całkowita wartość kontraktu netto to 125,6 mln zł.
Jest to już kolejny kontrakt Polimeksu na tym stadionie, bo w styczniu tego roku podpisał umowę o wartości 118 mln zł na wybudowanie trybuny wschodniej wraz z narożnikami.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Wtorek, 10 marca (14:15)
Polimex podpisał kontrakt na budowę trybuny zachodniej, placów, parkingów i dróg dojazdowych na stadionie Wisły Kraków - poinformowała spółka we wtorkowym komunikacie.
Całkowita wartość kontraktu netto to 125,6 mln zł.
Jest to już kolejny kontrakt Polimeksu na tym stadionie, bo w styczniu tego roku podpisał umowę o wartości 118 mln zł na wybudowanie trybuny wschodniej wraz z narożnikami.
źródło informacji: PAP
interia.pl/Wtorek, 10 marca (14:15)
W lutym obsługujący program Bank Gospodarstwa Krajowego udzielił ponad dwa razy więcej kredytów niż w styczniu. Z programu, w ramach którego państwo płaci połowę odsetek, mogą korzystać rodziny i osoby samotnie wychowujące dziecko. Według deweloperów, na pomoc budżetu decydują się głównie młode małżeństwa.
Jakub Zieliński, handlowiec z Warszawy, razem z żoną kupił dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta. Dzięki dopłatom z programu "Rodzina na swoim" zamiast 1700 złotych miesięcznej raty Zielińscy płacą 1000 złotych.
Mimo tak wielkiego wzrostu zainteresowania pieniędzy nie zabraknie. Na ten rok planujemy 80 milionów dopłat do 17 tysięcy kredytów - zapewnia w rozmowie z gazetą Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.
RMF
interia.pl/
W lutym obsługujący program Bank Gospodarstwa Krajowego udzielił ponad dwa razy więcej kredytów niż w styczniu. Z programu, w ramach którego państwo płaci połowę odsetek, mogą korzystać rodziny i osoby samotnie wychowujące dziecko. Według deweloperów, na pomoc budżetu decydują się głównie młode małżeństwa.
Jakub Zieliński, handlowiec z Warszawy, razem z żoną kupił dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta. Dzięki dopłatom z programu "Rodzina na swoim" zamiast 1700 złotych miesięcznej raty Zielińscy płacą 1000 złotych.
Mimo tak wielkiego wzrostu zainteresowania pieniędzy nie zabraknie. Na ten rok planujemy 80 milionów dopłat do 17 tysięcy kredytów - zapewnia w rozmowie z gazetą Ewa Balicka-Sawiak, rzeczniczka Banku Gospodarstwa Krajowego.
RMF
interia.pl/
Akcje i jednostki funduszy inwestycyjnych w szybkim tempie tanieją od dawna i wiele osób na nich straciło. Jednak właśnie przez to dziś indeksy giełdowe mają więcej przestrzeni do wzrostów niż do spadków. W cenach jest już mnóstwo negatywnych informacji zarówno z zagranicznych rynków, jak i naszej gospodarki. Trzy znaczące fale wyprzedaży zrobiły swoje. Mimo, że trwałej oznaki poprawy jeszcze nie widać, prędzej czy później nastąpi. To oznacza, że kupione teraz akcje bądź jednostki funduszy będą w stanie przynieść za kilka lat zadowalający zysk.
Dlaczego nie lokaty
Do niedawna pozwalały zarobić nawet blisko 10 proc. w skali roku. To już przeszłość. PKO BP zdecydował się na obniżenie oprocentowania oferowanych lokat średnio o pół procent w skali roku.
Opłacalność lokat spada od stycznia. Najlepiej oprocentowane depozyty w bankach to obecnie nieco ponad 7 proc. w skali roku. Tymczasem planowane obniżki stóp procentowych NBP sprawiają, że kolejne obniżki oprocentowania to tylko kwestia czasu.
Na obligacjach zarobiło niewielu
Nie najlepiej dla inwestorów dzieje się na krajowym rynku obligacji, gdzie sytuacja jest bardzo zmienna. Skutkuje to w ostatnim czasie większymi wahaniami wartości jednostek uczestnictwa funduszy zaangażowanych w papiery skarbowe. Ostatnie miesiące pokazały, że zarobić na krajowych obligacjach udało się niewielu funduszom. Roczna stopa zwrotu była w najlepszym razie zbliżona do oprocentowania najkorzystniejszych lokat bankowych. To stawia fundusze w gorszej pozycji - perspektywa zarobku jest mniej pewna od zysku z lokaty.
Na walutach trudniej się obłowić
Pokaźne zyski przyniosły w ostatnich miesiącach inwestycje oparte na walutach. Powodem był taniejący złoty. Prawdziwym inwestycyjnym hitem, który wypłynął dzięki gwałtownemu osłabieniu naszej waluty, okazały się fundusze obligacji dolarowych. Niektórym udało się osiągnąć zyski porównywalne do funduszy akcji w czasie hossy.
Ale czas wysokich zysków z walut już się skończył. W lutym tego roku euro było najmocniejsze wobec złotego od 5 lat , a nasza waluta o krok od ustanowienia rekordu słabości.
Inwestorzy uwierzyli w czarny, recesyjny scenariusz dla naszej gospodarki, której zaszkodziła kondycja innych gospodarek regionu. Prawda jednak jest taka, że to właśnie Polska gospodarka wyróżnia się pozytywnie na tle regionu. Dlatego prawdopodobieństwo umocnienia złotego w perspektywie kilku najbliższych miesięcy jest znacznie większe niż dalszy spadek wartości.
Inwestycja w waluty wiąże się więc z dużym ryzykiem strat, gdy złoty zacznie zyskiwać na wartości.
Pora na fundusze akcji?
Wyniki funduszy są już tak złe, że dużo gorsze być nie mogą. Trwające od kilkunastu miesięcy spadki cen akcji spowodowały, że straty niektórych z nich przekroczyły 50 procent w skali roku.
Akcje spółek notowanych na giełdzie w Warszawie są obecnie najtańsze od kilku lat, a główne wskaźniki naszego rynku akcji cofnęły się niemal do początków ostatniej hossy, która rozpoczęła się w latach 2002-2003.
money.pl/2009-03-10 06:20:25
Akcje i jednostki funduszy inwestycyjnych w szybkim tempie tanieją od dawna i wiele osób na nich straciło. Jednak właśnie przez to dziś indeksy giełdowe mają więcej przestrzeni do wzrostów niż do spadków. W cenach jest już mnóstwo negatywnych informacji zarówno z zagranicznych rynków, jak i naszej gospodarki. Trzy znaczące fale wyprzedaży zrobiły swoje. Mimo, że trwałej oznaki poprawy jeszcze nie widać, prędzej czy później nastąpi. To oznacza, że kupione teraz akcje bądź jednostki funduszy będą w stanie przynieść za kilka lat zadowalający zysk.
Dlaczego nie lokaty
Do niedawna pozwalały zarobić nawet blisko 10 proc. w skali roku. To już przeszłość. PKO BP zdecydował się na obniżenie oprocentowania oferowanych lokat średnio o pół procent w skali roku.
Opłacalność lokat spada od stycznia. Najlepiej oprocentowane depozyty w bankach to obecnie nieco ponad 7 proc. w skali roku. Tymczasem planowane obniżki stóp procentowych NBP sprawiają, że kolejne obniżki oprocentowania to tylko kwestia czasu.
Na obligacjach zarobiło niewielu
Nie najlepiej dla inwestorów dzieje się na krajowym rynku obligacji, gdzie sytuacja jest bardzo zmienna. Skutkuje to w ostatnim czasie większymi wahaniami wartości jednostek uczestnictwa funduszy zaangażowanych w papiery skarbowe. Ostatnie miesiące pokazały, że zarobić na krajowych obligacjach udało się niewielu funduszom. Roczna stopa zwrotu była w najlepszym razie zbliżona do oprocentowania najkorzystniejszych lokat bankowych. To stawia fundusze w gorszej pozycji - perspektywa zarobku jest mniej pewna od zysku z lokaty.
Na walutach trudniej się obłowić
Pokaźne zyski przyniosły w ostatnich miesiącach inwestycje oparte na walutach. Powodem był taniejący złoty. Prawdziwym inwestycyjnym hitem, który wypłynął dzięki gwałtownemu osłabieniu naszej waluty, okazały się fundusze obligacji dolarowych. Niektórym udało się osiągnąć zyski porównywalne do funduszy akcji w czasie hossy.
Ale czas wysokich zysków z walut już się skończył. W lutym tego roku euro było najmocniejsze wobec złotego od 5 lat , a nasza waluta o krok od ustanowienia rekordu słabości.
Inwestorzy uwierzyli w czarny, recesyjny scenariusz dla naszej gospodarki, której zaszkodziła kondycja innych gospodarek regionu. Prawda jednak jest taka, że to właśnie Polska gospodarka wyróżnia się pozytywnie na tle regionu. Dlatego prawdopodobieństwo umocnienia złotego w perspektywie kilku najbliższych miesięcy jest znacznie większe niż dalszy spadek wartości.
Inwestycja w waluty wiąże się więc z dużym ryzykiem strat, gdy złoty zacznie zyskiwać na wartości.
Pora na fundusze akcji?
Wyniki funduszy są już tak złe, że dużo gorsze być nie mogą. Trwające od kilkunastu miesięcy spadki cen akcji spowodowały, że straty niektórych z nich przekroczyły 50 procent w skali roku.
Akcje spółek notowanych na giełdzie w Warszawie są obecnie najtańsze od kilku lat, a główne wskaźniki naszego rynku akcji cofnęły się niemal do początków ostatniej hossy, która rozpoczęła się w latach 2002-2003.
money.pl/2009-03-10 06:20:25
średnia ocen: 4,3