Ze świata nieruchomości - strona 88

Przedsiębiorcy widzą światełko w tunelu

Badania koniunktury przeprowadzone przez NBP pokazują, że ankietowani przedsiębiorcy odnotowują symptomy poprawy.
 -Po pierwszych słabych oznakach wyhamowania tendencji spadkowych, jakie pojawiły się w prognozach na II kwartał, w III kwartale symptomy nadchodzącego ożywienia wzmocniły się - większość obserwowanych wskaźników zanotowała wzrosty. Mimo tej poprawy, bieżące oceny klimatu koniunktury pozostają jednak nadal słabe - napisał NBP w prezentacji badań.

Z badania NBP wynika, że poprawa nastąpiła w obszarze ocen sytuacji ekonomicznej, popytu, zatrudnienia, płac oraz w mniejszym stopniu inwestycji i dostępności kredytu.

Poprawę sytuacji zanotowano zarówno w grupie eksporterów, jak i firm oferujących swoje produkty wyłącznie na rynku krajowym.

Pogorszyła się natomiast, choć nieznacznie, zdolność do spłaty zobowiązań, przestały rosnąć marże ze sprzedaży zagranicznej, ponadto wydłużył się oczekiwany przez ankietowanych czas trwania spowolnienia gospodarczego w kraju.

- Głównym problemem sektora przedsiębiorstw pozostał mimo wyraźnej poprawy niski popyt, a następnie wahania kursu walutowego, zatory płatnicze oraz trudności w uzyskaniu kredytu - napisał NBP.

 

Źródło:money.pl

Złoty najmocniejszy w tym roku. Znowu

Nasza waluta umocniła swoją pozycję w stosunku do euro, kurs jest już wyraźnie poniżej poziomu 4,2.

Poniedziałkowa sesja przynosi bardzo dobre nastroje zarówno na giełdach akcji, jak i na rynku walutowym. Kurs EUR/PLN spadał dziś przed południem o 0,35 proc. do poziomu 4,16 - najniższego od początku stycznia.

Spada także wartość dolara względem naszej waluty. Kurs USD/PLN, który w poprzednim tygodniu przebił granicę 3 zł nadal pozostaje poniżej tego poziomu. Za dolara narybku forex płacono dziś 2,92 złotych.

Silny trend umacniający naszą walutę jest więc kontynuowany. Dobre nastroje panujące na europejskich giełdach sprawiają, że zagraniczni inwestorzy wciąż skłonni są zaryzykować i kupować waluty rynków wschodzących.

Źródło:money.pl

Złoty najmocniejszy w tym roku. Znowu

Nasza waluta umocniła swoją pozycję w stosunku do euro, kurs jest już wyraźnie poniżej poziomu 4,2.

Poniedziałkowa sesja przynosi bardzo dobre nastroje zarówno na giełdach akcji, jak i na rynku walutowym. Kurs EUR/PLN spadał dziś przed południem o 0,35 proc. do poziomu 4,16 - najniższego od początku stycznia.

Spada także wartość dolara względem naszej waluty. Kurs USD/PLN, który w poprzednim tygodniu przebił granicę 3 zł nadal pozostaje poniżej tego poziomu. Za dolara narybku forex płacono dziś 2,92 złotych.

Silny trend umacniający naszą walutę jest więc kontynuowany. Dobre nastroje panujące na europejskich giełdach sprawiają, że zagraniczni inwestorzy wciąż skłonni są zaryzykować i kupować waluty rynków wschodzących.

Źródło:money.pl

Ceny mieszkań najbardziej spadły w Krakowie i Bydgoszczy

W czerwcu mieszkania na rynku wtórnym najbardziej potaniały w Krakowie, Bydgoszczy i Lublinie - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.
Najwięcej, bo o 2,3 proc. w porównaniu z majem, spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Krakowie i Bydgoszczy - odpowiednio do: 7 tys. 214 zł i 4 tys. 125 zł. Drugi był Lublin (spadek o 0,7 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4 tys. 912 zł.

Z analizy wynika, że ceny mieszkań najbardziej wzrosły w porównaniu z majem w Gdyni i Sopocie - odpowiednio: o 2,3 proc. i 2,2 proc. Metr kwadratowy mieszkania na rynku wtórnym kosztował w tych miastach średnio - 6 tys. 439 zł i 10 tys. 151 zł.

Dyrektor serwisu nieruchomości Oferty.net Marcin Drogomirecki powiedział w czwartek PAP, że od stycznia 2008 r. najwięcej, bo o 12,5 proc., spadły średnie ceny mieszkań w Krakowie. O ponad 12 proc. są również niższe ceny w stolicy Górnego Śląska. "W największych aglomeracjach - Gdańsku, Gdyni, Katowicach, Krakowie, Łodzi i Poznaniu - w których w czasie boomu mieszkaniowego ceny wzrosły najbardziej, ostatnie półtora roku przyniosło ponad 10-procentowe redukcje cen" - podkreślił Drogomirecki.

W raporcie uwzględniono 26 893 oferty mieszkań wystawionych w czerwcu do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.



Źródło: PAP
onet.pl

Ceny mieszkań najbardziej spadły w Krakowie i Bydgoszczy

W czerwcu mieszkania na rynku wtórnym najbardziej potaniały w Krakowie, Bydgoszczy i Lublinie - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.
Najwięcej, bo o 2,3 proc. w porównaniu z majem, spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Krakowie i Bydgoszczy - odpowiednio do: 7 tys. 214 zł i 4 tys. 125 zł. Drugi był Lublin (spadek o 0,7 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4 tys. 912 zł.

Z analizy wynika, że ceny mieszkań najbardziej wzrosły w porównaniu z majem w Gdyni i Sopocie - odpowiednio: o 2,3 proc. i 2,2 proc. Metr kwadratowy mieszkania na rynku wtórnym kosztował w tych miastach średnio - 6 tys. 439 zł i 10 tys. 151 zł.

Dyrektor serwisu nieruchomości Oferty.net Marcin Drogomirecki powiedział w czwartek PAP, że od stycznia 2008 r. najwięcej, bo o 12,5 proc., spadły średnie ceny mieszkań w Krakowie. O ponad 12 proc. są również niższe ceny w stolicy Górnego Śląska. "W największych aglomeracjach - Gdańsku, Gdyni, Katowicach, Krakowie, Łodzi i Poznaniu - w których w czasie boomu mieszkaniowego ceny wzrosły najbardziej, ostatnie półtora roku przyniosło ponad 10-procentowe redukcje cen" - podkreślił Drogomirecki.

W raporcie uwzględniono 26 893 oferty mieszkań wystawionych w czerwcu do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.



Źródło: PAP
onet.pl

Dane z Polski lepsze niż oczekiwano. Perspektywy coraz bardziej optymistyczne

Jak wynika z danych opublikowanych w czwartek, sprzedaż detaliczna w Polsce rosła w czerwcu szybciej niż oczekiwano. Zanotowano również spadek bezrobocia. Dane te potwierdzają przewidywania polskiego rządu, że Polska będzie jedynym krajem z byłego bloku komunistycznego, który w tym roku nie odnotuje spadku PKB.

Sprzedaż detaliczna w czerwcu wzrosła o 0,9 procent rok do roku. Oznacza to spowolnienie wzrostu sprzedaży detalicznej z 1,1 procent w maju, ale i tak jest to wynik lepszy niż wzrost o 0,4 procent zakładany przez analityków, wśród których agencja Reuters przeprowadzała ankietę.

Polska gospodarka jest mniej niż inne kraje w regionie – Węgry i Czechy - uzależniona od eksportu na zachodnie rynki, które mocno ucierpiały na skutek globalnego kryzysu gospodarczego. Zamiast tego kraj ten może zdać się na liczący 38 milionów konsumentów rynek wewnętrzny i w ten sposób wspierać rozwój gospodarczy.

„Ze względu na bardziej zamkniętą naturę polskiej gospodarki oraz dynamikę wewnętrznego rynku, uważamy, że Polska osiągnie lepsze wyniki niż większość gospodarek na świecie i w tym roku zanotuje wzrost PKB w wysokości 0,7 procent,” powiedział Peter Attard Montallo, ekonomista ds. rynków wschodzących w banku Nomura w Londynie.

Stopa bezrobocia spadła w czerwcu do 10,7 procent z poziomu 10,8 procent w maju. Zdaniem analityków stopa bezrobocia powinna pozostać na niezmienionym poziomie.

Analitycy uważają również, że czwartkowe dane najprawdopodobniej nie będą miały wpływu na decyzję Rady Polityki Pieniężnej (RPP) w sprawie stóp procentowych. Rada ma zebrać się w następną środę w celu podjęcia decyzji w tej sprawie. Większość banków centralnych przyjęła na najbliższe miesiące taktykę „czekania i przyglądania się sytuacji”. Rada Polityki Pieniężnej powinna pozostawić główną stopę procentową na niezmienionym poziomie 3,5 procent.

Halina Dmochowska, wiceprezes Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), powiedziała w czwartek na konferencji, że w drugim kwartale 2009 roku polski produkt krajowy brutto mógł wzrosnąć o 0,8 procent, podobnie jak w pierwszym kwartale bieżącego roku.

Wcześniejsze prognozy analityków zakładały, że w okresie od kwietnia do czerwca polska gospodarka skurczyła się.

Pomimo spodziewanego spadku dynamiki wzrostu gospodarczego z 4,9 procent w 2008 roku do 0,2 procent w roku bieżącym, Polska pozostaje wyjątkiem na tle borykających się z recesją krajów środkowo- i wschodnioeuropejskich.

„Widać wyraźnie zróżnicowanie państw w regionie pomimo narażenia na te same szoki,” powiedział Peter Attard Montallo, ekonomista ds. rynków wschodzących w banku Nomura w Londynie.

Jak wynika z danych opublikowanych wcześniej w lipcu, produkcja przemysłowa spadła w czerwcu rok do roku mniej niż oczekiwano, natomiast miesiąc do miesiąca wzrosła o 6,2 procent.

Ekonomiści podkreślają jednak, że wprawdzie Polska pozostaje liderem wzrostu gospodarczego w regionie, ale przychody budżetowe znalazły się pod bardzo silną presją, a reformy fiskalne nadal są niezbędne.

Dotychczas polski rząd rozpoczął nowelizację budżetu na 2009 rok, planując zwiększenie deficytu budżetowego o połowę – do 27 miliardów złotych.

Komisja Europejska zakłada, że deficyt sektora finansów publicznych (według systemu rachunków narodowych ESA 95) wzrośnie w Polsce do 6,6 procent w tym roku, a w 2010 roku wyniesie 7,3 procent. Oznacza to, że Polska ponad dwukrotnie przekroczy trzyprocentowy limit deficytu budżetowego dla państw członkowskich Unii Europejskiej i, co ważniejsze, dla państw aspirujących do członkostwa w strefie euro.

Autor: Adrian Krajewski i Kuba Jaworowski

Redakcja: Andy Bruce

Copyright (2009) Thomson Reuters

Źródło: Reuters
onet.pl

Dane z Polski lepsze niż oczekiwano. Perspektywy coraz bardziej optymistyczne

Jak wynika z danych opublikowanych w czwartek, sprzedaż detaliczna w Polsce rosła w czerwcu szybciej niż oczekiwano. Zanotowano również spadek bezrobocia. Dane te potwierdzają przewidywania polskiego rządu, że Polska będzie jedynym krajem z byłego bloku komunistycznego, który w tym roku nie odnotuje spadku PKB.

Sprzedaż detaliczna w czerwcu wzrosła o 0,9 procent rok do roku. Oznacza to spowolnienie wzrostu sprzedaży detalicznej z 1,1 procent w maju, ale i tak jest to wynik lepszy niż wzrost o 0,4 procent zakładany przez analityków, wśród których agencja Reuters przeprowadzała ankietę.

Polska gospodarka jest mniej niż inne kraje w regionie – Węgry i Czechy - uzależniona od eksportu na zachodnie rynki, które mocno ucierpiały na skutek globalnego kryzysu gospodarczego. Zamiast tego kraj ten może zdać się na liczący 38 milionów konsumentów rynek wewnętrzny i w ten sposób wspierać rozwój gospodarczy.

„Ze względu na bardziej zamkniętą naturę polskiej gospodarki oraz dynamikę wewnętrznego rynku, uważamy, że Polska osiągnie lepsze wyniki niż większość gospodarek na świecie i w tym roku zanotuje wzrost PKB w wysokości 0,7 procent,” powiedział Peter Attard Montallo, ekonomista ds. rynków wschodzących w banku Nomura w Londynie.

Stopa bezrobocia spadła w czerwcu do 10,7 procent z poziomu 10,8 procent w maju. Zdaniem analityków stopa bezrobocia powinna pozostać na niezmienionym poziomie.

Analitycy uważają również, że czwartkowe dane najprawdopodobniej nie będą miały wpływu na decyzję Rady Polityki Pieniężnej (RPP) w sprawie stóp procentowych. Rada ma zebrać się w następną środę w celu podjęcia decyzji w tej sprawie. Większość banków centralnych przyjęła na najbliższe miesiące taktykę „czekania i przyglądania się sytuacji”. Rada Polityki Pieniężnej powinna pozostawić główną stopę procentową na niezmienionym poziomie 3,5 procent.

Halina Dmochowska, wiceprezes Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), powiedziała w czwartek na konferencji, że w drugim kwartale 2009 roku polski produkt krajowy brutto mógł wzrosnąć o 0,8 procent, podobnie jak w pierwszym kwartale bieżącego roku.

Wcześniejsze prognozy analityków zakładały, że w okresie od kwietnia do czerwca polska gospodarka skurczyła się.

Pomimo spodziewanego spadku dynamiki wzrostu gospodarczego z 4,9 procent w 2008 roku do 0,2 procent w roku bieżącym, Polska pozostaje wyjątkiem na tle borykających się z recesją krajów środkowo- i wschodnioeuropejskich.

„Widać wyraźnie zróżnicowanie państw w regionie pomimo narażenia na te same szoki,” powiedział Peter Attard Montallo, ekonomista ds. rynków wschodzących w banku Nomura w Londynie.

Jak wynika z danych opublikowanych wcześniej w lipcu, produkcja przemysłowa spadła w czerwcu rok do roku mniej niż oczekiwano, natomiast miesiąc do miesiąca wzrosła o 6,2 procent.

Ekonomiści podkreślają jednak, że wprawdzie Polska pozostaje liderem wzrostu gospodarczego w regionie, ale przychody budżetowe znalazły się pod bardzo silną presją, a reformy fiskalne nadal są niezbędne.

Dotychczas polski rząd rozpoczął nowelizację budżetu na 2009 rok, planując zwiększenie deficytu budżetowego o połowę – do 27 miliardów złotych.

Komisja Europejska zakłada, że deficyt sektora finansów publicznych (według systemu rachunków narodowych ESA 95) wzrośnie w Polsce do 6,6 procent w tym roku, a w 2010 roku wyniesie 7,3 procent. Oznacza to, że Polska ponad dwukrotnie przekroczy trzyprocentowy limit deficytu budżetowego dla państw członkowskich Unii Europejskiej i, co ważniejsze, dla państw aspirujących do członkostwa w strefie euro.

Autor: Adrian Krajewski i Kuba Jaworowski

Redakcja: Andy Bruce

Copyright (2009) Thomson Reuters

Źródło: Reuters
onet.pl

61 proc. Polaków chce ratować budżet prywatyzacją

1 proc. Polaków chce ratowania budżetu zyskami z prywatyzacji firm, w których państwo posiada udziały - wynika z sondażu SMG/KRC przeprowadzonego na zlecenie TVN24.
28 proc. respondentów nie ma zdania na ten temat. 10 proc. ankietowanych oczekuje podniesienia podatków, tyle samo chce podwyższenia składki emerytalnej. Zdaniem 2 proc. badanych mniej (8 proc.) rząd powinien zwiększyć dług publiczny.

W ramach tego samego sondażu spytano Polaków o ocenę przedsiębiorstw państwowych i prywatnych. 63 proc. respondentów oceniło, że firmy prywatne "lepiej obsługują klientów"; 61 proc. twierdzi, że są one też lepiej zarządzane. Tyle samo badanych uważa, że prywatny przedsiębiorca "lepiej konkuruje z przedsiębiorcami polskimi i zagranicznymi".

59 proc. uczestników sondażu docenia też lepszą organizację pracy w sektorze prywatnym, zaś 56 proc. - większą ilość inwestycji.

Za to 59 proc. badanych przez SMG/KRC wskazało pewność zatrudnienia jako zaletę przedsiębiorstwa publicznego.

SMG/KRC zrealizował sondaż telefoniczny w dniach 23-24 lipca na ogólnopolskiej, reprezentatywnej grupie 1004 osób powyżej 18. roku życia.

W środę minister skarbu Aleksander Grad przedstawił zaktualizowany program prywatyzacji, zakładający przychody z prywatyzacji w wysokości 36,7 mld zł do końca 2010 roku.

"Najważniejsze projekty zaktualizowanego programu to prywatyzacja spółek Enea, Tauron, PGE, Energa i ZE PAK z branży energetycznej oraz Ciech, Zakłady Chemiczne Police, Zakłady Azotowe Puławy, Zakłady Azotowe Tarnów i Zakłady Azotowe Kędzierzyn z branży chemicznej, prywatyzacja Giełdy Papierów Wartościowych i sprzedaż udziałów w spółkach TP, Pekao S.A., LW Bogdanka, Ruch i Lotos" - podało w komunikacie MSP.

Ministerstwo Skarbu Państwa zaplanowało m. in. sprzedaż części swojego pakietu Grupy Lotos oraz od 10 do 41 proc. swoich udziałów w KGHM.

W związku z tymi zapowiedziami związkowcy miedziowej spółki ogłosili w czwartek pogotowie strajkowe.

W piątek premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie rekomendował rządowi wyłączenie KGHM z szybkiej prywatyzacji. Ocenił, że taka prywatyzacja spółki nie jest opłacalna z punktu widzenia interesu państwa.

Zdaniem szefa rządu, dywidenda z zysku KGHM w ciągu 5-6 lat dałaby państwu takie same korzyści, jak sprzedaż udziałów Skarbu Państwa tej spółki.

"Jeśli chodzi o KGHM, to po pierwsze, dokonamy bardzo precyzyjnej kalkulacji - co z punktu widzenia interesów polskiego państwa, budżetu, jest bardziej opłacalne. Dzisiaj dane, którymi dysponujemy, są bardzo proste. Wskazują, że dywidenda wypłacana z KGHM w ciągu pięciu, sześciu lat, dałaby tego typu korzyści z punktu widzenia budżetu państwa, ile wynosiłaby wartość sprzedaży udziałów Skarbu Państwa. W związku z tym, będąc zdecydowanym rzecznikiem i zwolennikiem prywatyzacji (...), będę patrzył na prywatyzację tego typu spółek pod kątem interesu publicznego" - mówił premier.

Skarb Państwa ma 41 proc. akcji w miedziowej spółce.

Źródło: PAP
onet.pl

61 proc. Polaków chce ratować budżet prywatyzacją

1 proc. Polaków chce ratowania budżetu zyskami z prywatyzacji firm, w których państwo posiada udziały - wynika z sondażu SMG/KRC przeprowadzonego na zlecenie TVN24.
28 proc. respondentów nie ma zdania na ten temat. 10 proc. ankietowanych oczekuje podniesienia podatków, tyle samo chce podwyższenia składki emerytalnej. Zdaniem 2 proc. badanych mniej (8 proc.) rząd powinien zwiększyć dług publiczny.

W ramach tego samego sondażu spytano Polaków o ocenę przedsiębiorstw państwowych i prywatnych. 63 proc. respondentów oceniło, że firmy prywatne "lepiej obsługują klientów"; 61 proc. twierdzi, że są one też lepiej zarządzane. Tyle samo badanych uważa, że prywatny przedsiębiorca "lepiej konkuruje z przedsiębiorcami polskimi i zagranicznymi".

59 proc. uczestników sondażu docenia też lepszą organizację pracy w sektorze prywatnym, zaś 56 proc. - większą ilość inwestycji.

Za to 59 proc. badanych przez SMG/KRC wskazało pewność zatrudnienia jako zaletę przedsiębiorstwa publicznego.

SMG/KRC zrealizował sondaż telefoniczny w dniach 23-24 lipca na ogólnopolskiej, reprezentatywnej grupie 1004 osób powyżej 18. roku życia.

W środę minister skarbu Aleksander Grad przedstawił zaktualizowany program prywatyzacji, zakładający przychody z prywatyzacji w wysokości 36,7 mld zł do końca 2010 roku.

"Najważniejsze projekty zaktualizowanego programu to prywatyzacja spółek Enea, Tauron, PGE, Energa i ZE PAK z branży energetycznej oraz Ciech, Zakłady Chemiczne Police, Zakłady Azotowe Puławy, Zakłady Azotowe Tarnów i Zakłady Azotowe Kędzierzyn z branży chemicznej, prywatyzacja Giełdy Papierów Wartościowych i sprzedaż udziałów w spółkach TP, Pekao S.A., LW Bogdanka, Ruch i Lotos" - podało w komunikacie MSP.

Ministerstwo Skarbu Państwa zaplanowało m. in. sprzedaż części swojego pakietu Grupy Lotos oraz od 10 do 41 proc. swoich udziałów w KGHM.

W związku z tymi zapowiedziami związkowcy miedziowej spółki ogłosili w czwartek pogotowie strajkowe.

W piątek premier Donald Tusk zapowiedział, że będzie rekomendował rządowi wyłączenie KGHM z szybkiej prywatyzacji. Ocenił, że taka prywatyzacja spółki nie jest opłacalna z punktu widzenia interesu państwa.

Zdaniem szefa rządu, dywidenda z zysku KGHM w ciągu 5-6 lat dałaby państwu takie same korzyści, jak sprzedaż udziałów Skarbu Państwa tej spółki.

"Jeśli chodzi o KGHM, to po pierwsze, dokonamy bardzo precyzyjnej kalkulacji - co z punktu widzenia interesów polskiego państwa, budżetu, jest bardziej opłacalne. Dzisiaj dane, którymi dysponujemy, są bardzo proste. Wskazują, że dywidenda wypłacana z KGHM w ciągu pięciu, sześciu lat, dałaby tego typu korzyści z punktu widzenia budżetu państwa, ile wynosiłaby wartość sprzedaży udziałów Skarbu Państwa. W związku z tym, będąc zdecydowanym rzecznikiem i zwolennikiem prywatyzacji (...), będę patrzył na prywatyzację tego typu spółek pod kątem interesu publicznego" - mówił premier.

Skarb Państwa ma 41 proc. akcji w miedziowej spółce.

Źródło: PAP
onet.pl

29 lipca podpisanie umowy na budowę zadaszenia Stadionu Śląskiego

- Konsorcjum z firmą Hochtief Polska na czele zbuduje zadaszenie widowni i inną infrastrukturę Stadionu Śląskiego; podpisanie umowy zaplanowano na 29 lipca - poinformowała PAP w środę rzeczniczka urzędu marszałkowskiego woj. śląskiego Aleksandra Marzyńska.

Jak zaznaczyła, zamknięto procedurę odwoławczą przetargu na generalnego wykonawcę prac budowlanych na stadionie. W dopuszczalnym terminie nie wpłynęło żadne odwołanie. "Przygotowujemy do podpisu umowę. Nie ma już nic, co stanęłoby na przeszkodzie tej inwestycji" - zapewniła rzeczniczka.

Firma Hochtief Polska Sp. z o.o., stająca do przetargu razem m.in. z Mostostal Zabrze-Holding S.A., Hochtief Construction A.G oraz Thermoserr Sp. z o.o. zaproponowała najniższą spośród oferentów cenę 339 mln 784 tys. 446,32 zł. Kolejne oferty złożone przez Budimex-Dromex i Polimex-Mostostal były droższe odpowiednio o 9 i 13 mln zł.

Cena była jedynym kryterium oceny ofert. Samorząd woj. śląskiego, który jest właścicielem chorzowskiego obiektu, zaakceptował ofertę Hochtief Polska - po szczegółowej weryfikacji skorygowaną jeszcze do 338 mln 387 tys. 353,60 zł. Na taką kwotę będzie opiewała podpisana 29 lipca umowa.

W przetargu na wykonanie przebudowy Stadionu Śląskiego w Chorzowie oferty złożyło sześć firm i konsorcjów - Budimex-Dromex, Polimex-Mostostal, PORR Polska, Hochtief Polska, MSF - Moniz Da Maia, Serra & Fortunato - Empreiteiros oraz Alpine Bau Deutschland AG NL.

Wartą ok. 360 mln zł inwestycję o nazwie "Zadaszenie widowni oraz niezbędna infrastruktura techniczna Stadionu Śląskiego w Chorzowie" finansuje samorząd woj. śląskiego i Ministerstwo Sportu. Część środków pochłonęły już prace przygotowawcze i projektowe. Oferenci przetargu na generalnego wykonawcę zadali 2008 pytań dotyczących specyfikacji.

W lutym Hochtief Polska była jedną z firm protestujących przeciw wymogowi udokumentowania przez oferentów, że w ciągu ostatnich pięciu lat zbudowali choć jeden poliwęglanowy dach o powierzchni co najmniej 10 tys. m kw. Protestujący podnosili m.in., że w Polsce nie ma jeszcze ani jednego stadionu z takim dachem.

Inwestycja obejmie przede wszystkim wybudowanie zadaszenia widowni; powierzchnia poliwęglanowego dachu to 43 tys. m kw. Przygotowany przez niemieckie biuro architektów GMP za ok. 13 mln zł projekt wykonawczy uwzględnia wkomponowanie stadionu w zieleń chorzowskiego parku oraz przystosowanie go do zawodów lekkoatletycznych.

Po modernizacji obiekt pomieści ponad 55 tys. widzów. W ramach przebudowy zmieniona zostanie m.in. trybuna zachodnia, która będzie podobna do już istniejącej wschodniej, powstaną parkingi, nowe bramy, stanowiska handlowe, toalety, zaplecze sanitarne i cateringowe, nowe systemy nagłośnienia i oświetlenia oraz pomieszczenia dla vip-ów.

Mimo, że formalnie stadion od początku lipca będzie w przebudowie, odbędą się tam jeszcze dwa mecze eliminacji piłkarskich mistrzostw świata: 5 września Polska - Irlandia Północna, a 14 października Polska - Słowacja. 6 sierpnia na stadionie zagra też grupa U2. O możliwości organizacji w Chorzowie tych imprez zaczęto mówić, gdy okazało się, że na Śląskim nie będzie spotkań EURO-2012.

 

interia.pl

29 lipca podpisanie umowy na budowę zadaszenia Stadionu Śląskiego

- Konsorcjum z firmą Hochtief Polska na czele zbuduje zadaszenie widowni i inną infrastrukturę Stadionu Śląskiego; podpisanie umowy zaplanowano na 29 lipca - poinformowała PAP w środę rzeczniczka urzędu marszałkowskiego woj. śląskiego Aleksandra Marzyńska.

Jak zaznaczyła, zamknięto procedurę odwoławczą przetargu na generalnego wykonawcę prac budowlanych na stadionie. W dopuszczalnym terminie nie wpłynęło żadne odwołanie. "Przygotowujemy do podpisu umowę. Nie ma już nic, co stanęłoby na przeszkodzie tej inwestycji" - zapewniła rzeczniczka.

Firma Hochtief Polska Sp. z o.o., stająca do przetargu razem m.in. z Mostostal Zabrze-Holding S.A., Hochtief Construction A.G oraz Thermoserr Sp. z o.o. zaproponowała najniższą spośród oferentów cenę 339 mln 784 tys. 446,32 zł. Kolejne oferty złożone przez Budimex-Dromex i Polimex-Mostostal były droższe odpowiednio o 9 i 13 mln zł.

Cena była jedynym kryterium oceny ofert. Samorząd woj. śląskiego, który jest właścicielem chorzowskiego obiektu, zaakceptował ofertę Hochtief Polska - po szczegółowej weryfikacji skorygowaną jeszcze do 338 mln 387 tys. 353,60 zł. Na taką kwotę będzie opiewała podpisana 29 lipca umowa.

W przetargu na wykonanie przebudowy Stadionu Śląskiego w Chorzowie oferty złożyło sześć firm i konsorcjów - Budimex-Dromex, Polimex-Mostostal, PORR Polska, Hochtief Polska, MSF - Moniz Da Maia, Serra & Fortunato - Empreiteiros oraz Alpine Bau Deutschland AG NL.

Wartą ok. 360 mln zł inwestycję o nazwie "Zadaszenie widowni oraz niezbędna infrastruktura techniczna Stadionu Śląskiego w Chorzowie" finansuje samorząd woj. śląskiego i Ministerstwo Sportu. Część środków pochłonęły już prace przygotowawcze i projektowe. Oferenci przetargu na generalnego wykonawcę zadali 2008 pytań dotyczących specyfikacji.

W lutym Hochtief Polska była jedną z firm protestujących przeciw wymogowi udokumentowania przez oferentów, że w ciągu ostatnich pięciu lat zbudowali choć jeden poliwęglanowy dach o powierzchni co najmniej 10 tys. m kw. Protestujący podnosili m.in., że w Polsce nie ma jeszcze ani jednego stadionu z takim dachem.

Inwestycja obejmie przede wszystkim wybudowanie zadaszenia widowni; powierzchnia poliwęglanowego dachu to 43 tys. m kw. Przygotowany przez niemieckie biuro architektów GMP za ok. 13 mln zł projekt wykonawczy uwzględnia wkomponowanie stadionu w zieleń chorzowskiego parku oraz przystosowanie go do zawodów lekkoatletycznych.

Po modernizacji obiekt pomieści ponad 55 tys. widzów. W ramach przebudowy zmieniona zostanie m.in. trybuna zachodnia, która będzie podobna do już istniejącej wschodniej, powstaną parkingi, nowe bramy, stanowiska handlowe, toalety, zaplecze sanitarne i cateringowe, nowe systemy nagłośnienia i oświetlenia oraz pomieszczenia dla vip-ów.

Mimo, że formalnie stadion od początku lipca będzie w przebudowie, odbędą się tam jeszcze dwa mecze eliminacji piłkarskich mistrzostw świata: 5 września Polska - Irlandia Północna, a 14 października Polska - Słowacja. 6 sierpnia na stadionie zagra też grupa U2. O możliwości organizacji w Chorzowie tych imprez zaczęto mówić, gdy okazało się, że na Śląskim nie będzie spotkań EURO-2012.

 

interia.pl

Podpisano umowę na budowę terminala lotniczego we Wrocławiu

Umowę na budowę nowego terminala lotniczego podpisano w piątek we Wrocławiu. Obiekt wybudowany zostanie przez konsorcjum pod przewodnictwem Hochtief Polska do 30 marca 2011 r.

Jak powiedział PAP kierownik projektu z ramienia wrocławskiego lotniska Przemysław Marcinkowski, na placu budowy pojawiły się już pierwsze kontenery socjalne, a firma Hochtief rozpoczęła przygotowywanie zaplecza logistycznego, m.in. parkingów.

- W umowie jest zapis, że prace mają się rozpocząć do 30 dni po podpisaniu umowy. Obecnie przygotowujemy wszystkie niezbędne dokumenty i wiemy już także, gdzie stanie sześć dźwigów budowlanych - mówił Marcinkowski.

Prezes lotniska Dariusz Kuś zapowiedział, że nowy terminal zostanie przekazany do odbioru do 30 marca 2011 r. - Będziemy mieć wtedy 28 dni na zweryfikowanie, czy wszystko funkcjonuje w nim dobrze. Jeśli tak, to obiekt zostanie oddany do użytku na przełomie kwietnia i maja 2011 r. - dodał prezes.

Składając dokumenty, konsorcjum Hochtief Polska wyceniło swoją ofertę na ponad 296 mln zł. Umowa zakłada także 73 miesiące gwarancji na obiekt.

Nowy terminal ma mieć powierzchnię blisko 40 tys. m kw. Inwestycja pozwoli na zwiększenie przepustowości wrocławskiego lotniska z 1,2 mln do 3,2 mln pasażerów rocznie. W ramach całego projektu powstanie również ponad tysiąc miejsc parkingowych. Przepustowość terminala ma wzrosnąć do ok. 4 mln pasażerów po kolejnej przebudowie, która planowana jest na lata 2017-2019.

 

interia.pl

Podpisano umowę na budowę terminala lotniczego we Wrocławiu

Umowę na budowę nowego terminala lotniczego podpisano w piątek we Wrocławiu. Obiekt wybudowany zostanie przez konsorcjum pod przewodnictwem Hochtief Polska do 30 marca 2011 r.

Jak powiedział PAP kierownik projektu z ramienia wrocławskiego lotniska Przemysław Marcinkowski, na placu budowy pojawiły się już pierwsze kontenery socjalne, a firma Hochtief rozpoczęła przygotowywanie zaplecza logistycznego, m.in. parkingów.

- W umowie jest zapis, że prace mają się rozpocząć do 30 dni po podpisaniu umowy. Obecnie przygotowujemy wszystkie niezbędne dokumenty i wiemy już także, gdzie stanie sześć dźwigów budowlanych - mówił Marcinkowski.

Prezes lotniska Dariusz Kuś zapowiedział, że nowy terminal zostanie przekazany do odbioru do 30 marca 2011 r. - Będziemy mieć wtedy 28 dni na zweryfikowanie, czy wszystko funkcjonuje w nim dobrze. Jeśli tak, to obiekt zostanie oddany do użytku na przełomie kwietnia i maja 2011 r. - dodał prezes.

Składając dokumenty, konsorcjum Hochtief Polska wyceniło swoją ofertę na ponad 296 mln zł. Umowa zakłada także 73 miesiące gwarancji na obiekt.

Nowy terminal ma mieć powierzchnię blisko 40 tys. m kw. Inwestycja pozwoli na zwiększenie przepustowości wrocławskiego lotniska z 1,2 mln do 3,2 mln pasażerów rocznie. W ramach całego projektu powstanie również ponad tysiąc miejsc parkingowych. Przepustowość terminala ma wzrosnąć do ok. 4 mln pasażerów po kolejnej przebudowie, która planowana jest na lata 2017-2019.

 

interia.pl

W Polsce bardzo trudno zbankrutować

Zaledwie dwóm osobom udało się dotychczas ogłosić legalne bankructwo konsumenckie, pisze "Metro" i winą obciąża zbyt restrykcyjne prawo, które zamiast pomagać tonącym w długach Polakom, mnoży przeszkody. Jest jednak szansa, że rząd je złagodzi.

Jak wynika z najnowszych statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości, do których dotarło "Metro", do końca czerwca do sądów wpłynęło 447 wniosków Polaków o bankructwo. 72 z nich oddalono, a 130 zwrócono z powodu różnych formalnych braków. Jedynie w 2 przypadkach sąd zgodził się ogłosić upadłość konsumencką - pierwszy raz w Koszalinie, drugi w Warszawie. W obu sprawach chodzi o kobiety, które poręczyły kredyty.

Zdaniem prawników, działająca zaledwie od kilku miesięcy ustawa jest martwa, bo ma za dużo restrykcyjnych wymagań (mają być zaporą dla naciągaczy). Jest jednak szansa, że na jesieni rząd zgodzi się na złagodzenie restrykcji. - Przyglądamy się działaniu ustawy i nie wykluczamy nowelizacji. Zleciłem już Instytutowi Wymiaru Sprawiedliwości porównanie naszego prawa z rozwiązaniami w innych krajach UE - zapewnia "Metro" wiceminister sprawiedliwości Zbigniew Wrona. Zastrzega jednak, że nie będzie zgody na bardzo liberalny wariant amerykański.

Źródło: interia.pl

W Polsce bardzo trudno zbankrutować

Zaledwie dwóm osobom udało się dotychczas ogłosić legalne bankructwo konsumenckie, pisze "Metro" i winą obciąża zbyt restrykcyjne prawo, które zamiast pomagać tonącym w długach Polakom, mnoży przeszkody. Jest jednak szansa, że rząd je złagodzi.

Jak wynika z najnowszych statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości, do których dotarło "Metro", do końca czerwca do sądów wpłynęło 447 wniosków Polaków o bankructwo. 72 z nich oddalono, a 130 zwrócono z powodu różnych formalnych braków. Jedynie w 2 przypadkach sąd zgodził się ogłosić upadłość konsumencką - pierwszy raz w Koszalinie, drugi w Warszawie. W obu sprawach chodzi o kobiety, które poręczyły kredyty.

Zdaniem prawników, działająca zaledwie od kilku miesięcy ustawa jest martwa, bo ma za dużo restrykcyjnych wymagań (mają być zaporą dla naciągaczy). Jest jednak szansa, że na jesieni rząd zgodzi się na złagodzenie restrykcji. - Przyglądamy się działaniu ustawy i nie wykluczamy nowelizacji. Zleciłem już Instytutowi Wymiaru Sprawiedliwości porównanie naszego prawa z rozwiązaniami w innych krajach UE - zapewnia "Metro" wiceminister sprawiedliwości Zbigniew Wrona. Zastrzega jednak, że nie będzie zgody na bardzo liberalny wariant amerykański.

Źródło: interia.pl

Złoty jeszcze mocniejszy na koniec tygodnia

Koniec tygodnia przyniósł dalsze umocnienie złotego względem euro i dolara. Wczorajsza podwójna próba przebicia przez parę EUR/PLN wsparcia na poziomie 4,2120 powiodła się dziś i wspomogła aprecjację krajowej waluty względem euro. Około godziny 16.00 notowania EUR/PLN i USD/PLN wynosiły odpowiednio: 4,2000 i 2,9520.
Złotego wsparły w tym tygodniu wzrosty na warszawskiej giełdzie. Podczas dzisiejszej sesji WIG 20 testował najwyższy w tym roku poziom 2100 pkt. O odbudowywaniu zaufania inwestorów do gospodarek krajów naszego regionu, mogą świadczyć udane aukcje obligacji tych państw w ostatnim czasie. Dziś, na temat dynamiki PKB w Polsce, wypowiedział się wiceminister finansów Ludwik Kotecki. Przewiduje on, iż w IV kw. polska gospodarka przyspieszy w porównaniu z  I kw., kiedy to dynamika PKB wyniosła 0,8% kw/kw.

Wczorajsza próba wybicia dołem kursu EUR/USD z przedziału 1,4140 – 1,4280 nie powiodła się. Notowania eurodolara zwyżkowały dziś w rejon górnych poziomów konsolidacji. Pod koniec sesji europejskiej kurs EUR/USD kształtował się w okolicach 1,4230. Euro wspierały dziś lepsze od oczekiwań wyniki indeksów PMI dla sektora przemysłu i usług w Eurolandzie, jak również publikacja indeksu Ifo, obrazującego nastroje wśród niemieckich przedsiębiorców. Wskaźnik ten osiągnął wartość 87,3 pkt., lekko przewyższając oczekiwania rynku na poziomie 86,5 pkt.

Notowania funta brytyjskiego gwałtownie traciły dziś na wartości względem obcych walut po publikacji danych, dotyczących dynamiki PKB Wielkiej Brytanii w II kw. Gospodarka tego kraju skurczyła się w ujęciu kwartalnym o 0,8% względem oczekiwań na poziomie -0,3% kw/kw. W ujęciu rocznym natomiast PKB spadł o 5,6% (prognoza -5,2% r/r).


Sporządzili:
Jarosław Pękala
Joanna Pluta
Departament Analiz
DM TMS Brokers S.A.

inwestycje.pl

Złoty jeszcze mocniejszy na koniec tygodnia

Koniec tygodnia przyniósł dalsze umocnienie złotego względem euro i dolara. Wczorajsza podwójna próba przebicia przez parę EUR/PLN wsparcia na poziomie 4,2120 powiodła się dziś i wspomogła aprecjację krajowej waluty względem euro. Około godziny 16.00 notowania EUR/PLN i USD/PLN wynosiły odpowiednio: 4,2000 i 2,9520.
Złotego wsparły w tym tygodniu wzrosty na warszawskiej giełdzie. Podczas dzisiejszej sesji WIG 20 testował najwyższy w tym roku poziom 2100 pkt. O odbudowywaniu zaufania inwestorów do gospodarek krajów naszego regionu, mogą świadczyć udane aukcje obligacji tych państw w ostatnim czasie. Dziś, na temat dynamiki PKB w Polsce, wypowiedział się wiceminister finansów Ludwik Kotecki. Przewiduje on, iż w IV kw. polska gospodarka przyspieszy w porównaniu z  I kw., kiedy to dynamika PKB wyniosła 0,8% kw/kw.

Wczorajsza próba wybicia dołem kursu EUR/USD z przedziału 1,4140 – 1,4280 nie powiodła się. Notowania eurodolara zwyżkowały dziś w rejon górnych poziomów konsolidacji. Pod koniec sesji europejskiej kurs EUR/USD kształtował się w okolicach 1,4230. Euro wspierały dziś lepsze od oczekiwań wyniki indeksów PMI dla sektora przemysłu i usług w Eurolandzie, jak również publikacja indeksu Ifo, obrazującego nastroje wśród niemieckich przedsiębiorców. Wskaźnik ten osiągnął wartość 87,3 pkt., lekko przewyższając oczekiwania rynku na poziomie 86,5 pkt.

Notowania funta brytyjskiego gwałtownie traciły dziś na wartości względem obcych walut po publikacji danych, dotyczących dynamiki PKB Wielkiej Brytanii w II kw. Gospodarka tego kraju skurczyła się w ujęciu kwartalnym o 0,8% względem oczekiwań na poziomie -0,3% kw/kw. W ujęciu rocznym natomiast PKB spadł o 5,6% (prognoza -5,2% r/r).


Sporządzili:
Jarosław Pękala
Joanna Pluta
Departament Analiz
DM TMS Brokers S.A.

inwestycje.pl

Certyfikator energetyczny – nowelizacja prawa budowlanego

Na przedostatnim posiedzeniu Sejmu przed wakacyjną przerwą 16 lipca, po raz kolejny znowelizowano prawo budowlane w zakresie świadectw charakterystyki energetycznej.
Wg nowelizacji ustawy prawo budowlane i ustawy o gospodarce nieruchomościami z dnia 16 lipca br., świadectwa charakterystyki energetycznej wystawiać będą mogli również absolwenci takich kierunków jak architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka i podobnych. Dotyczy to zarówno magistrów jak i inżynierów. Dotychczas należało posiadać stosowne uprawnienia budowlane lub skończone studia podyplomowe albo szkolenie oraz zdany egzamin państwowy. Dzięki temu dostęp do nowego zawodu będzie miała większa ilość osób.
 
- Ta zmiana powoduje, że osoby posiadające uprawnienia do projektowania lub budowlane nie będą wyłącznie predestynowane do wystawiania świadectw charakterystyki energetycznej.
– mówi Anna Macina specjalista ds. marketingu firmy ARCHETON Sp. z o.o. Lista osób mogących wystawiać świadectwa na skutek nowelizacji znacznie się wydłuża, dzięki temu przybędzie nam ekspertów w tej dziedzinie.
 
Ministerstwo Infrastruktury prowadzi rejestr osób, które mogą wystawiać świadectwa charakterystyki energetycznej. Wyszukiwarka certyfikatorów jest udostępniona online na stronie internetowej Ministerstwa.
 
Uchwalono również, że w przypadku wynajmu budynku, mieszkania, wynajmujący udostępni najemcy świadectwo charakterystyki energetycznej. Ustanowiono także, iż świadectwa nie będzie mógł wystawiać właściciel lokalu. Świadectwo będzie ważne przez okres 10 lat.
 
Celem nowelizacji jest dostosowanie przepisów krajowych do dyrektywy unijnej 2002/91 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 16 grudnia 2002 r. w sprawie charakterystyki energetycznej budynku. Niemniej w tym samym czasie Unia Europejska prowadzi prace nad nowelizacją dyrektywy, którą aktualnie staramy się poprawnie wdrożyć. Zatem w niedługim czasie ponownie ustawa będzie nowelizowana. Czeka nas również powołanie do życia ustawy o efektywności energetycznej, której projekt od czerwca br. jest na etapie konsultacji resortowych. Budynki w UE odpowiadają za 40% zużycia energii, zatem przed nami wyzwanie polegające na zmniejszeniu zużycia energii o 20% i zwiększeniu efektywności energetycznej budynków o 20%.

Archeton
inwestycje.pl

Certyfikator energetyczny – nowelizacja prawa budowlanego

Na przedostatnim posiedzeniu Sejmu przed wakacyjną przerwą 16 lipca, po raz kolejny znowelizowano prawo budowlane w zakresie świadectw charakterystyki energetycznej.
Wg nowelizacji ustawy prawo budowlane i ustawy o gospodarce nieruchomościami z dnia 16 lipca br., świadectwa charakterystyki energetycznej wystawiać będą mogli również absolwenci takich kierunków jak architektura, budownictwo, inżynieria środowiska, energetyka i podobnych. Dotyczy to zarówno magistrów jak i inżynierów. Dotychczas należało posiadać stosowne uprawnienia budowlane lub skończone studia podyplomowe albo szkolenie oraz zdany egzamin państwowy. Dzięki temu dostęp do nowego zawodu będzie miała większa ilość osób.
 
- Ta zmiana powoduje, że osoby posiadające uprawnienia do projektowania lub budowlane nie będą wyłącznie predestynowane do wystawiania świadectw charakterystyki energetycznej.
– mówi Anna Macina specjalista ds. marketingu firmy ARCHETON Sp. z o.o. Lista osób mogących wystawiać świadectwa na skutek nowelizacji znacznie się wydłuża, dzięki temu przybędzie nam ekspertów w tej dziedzinie.
 
Ministerstwo Infrastruktury prowadzi rejestr osób, które mogą wystawiać świadectwa charakterystyki energetycznej. Wyszukiwarka certyfikatorów jest udostępniona online na stronie internetowej Ministerstwa.
 
Uchwalono również, że w przypadku wynajmu budynku, mieszkania, wynajmujący udostępni najemcy świadectwo charakterystyki energetycznej. Ustanowiono także, iż świadectwa nie będzie mógł wystawiać właściciel lokalu. Świadectwo będzie ważne przez okres 10 lat.
 
Celem nowelizacji jest dostosowanie przepisów krajowych do dyrektywy unijnej 2002/91 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 16 grudnia 2002 r. w sprawie charakterystyki energetycznej budynku. Niemniej w tym samym czasie Unia Europejska prowadzi prace nad nowelizacją dyrektywy, którą aktualnie staramy się poprawnie wdrożyć. Zatem w niedługim czasie ponownie ustawa będzie nowelizowana. Czeka nas również powołanie do życia ustawy o efektywności energetycznej, której projekt od czerwca br. jest na etapie konsultacji resortowych. Budynki w UE odpowiadają za 40% zużycia energii, zatem przed nami wyzwanie polegające na zmniejszeniu zużycia energii o 20% i zwiększeniu efektywności energetycznej budynków o 20%.

Archeton
inwestycje.pl

Umowa z deweloperem

Umowa przedwstępna zawarta z deweloperem to z reguły pierwszy krok do nabycia mieszkania. Jeżeli nie chcemy jednak, aby nie był to krok w przepaść, należy do zawarcia tej umowy podejść z należytą uwagą.
Pamiętajmy, że analizę umowy powinniśmy rozpocząć zanim jeszcze dostaniemy druk do ręki. O co chodzi? Umowa, jako czynność z definicji dwustronna, zakłada udział, oprócz nas, także drugiej strony. Jeżeli nasz kontrahent jest lub zamierza być nieuczciwy bądź nierzetelny, nawet najlepsze zapisy w umowie nie wyeliminują całkowicie późniejszych kłopotów. Po prostu łatwiej i pewniej będzie nam dochodzić swoich roszczeń, ale w najlepszym razie stracimy sporo czasu i nerwów. Dlatego też analizę umowy zacznijmy od analizy naszego kontrahenta. Gdy w okresie boomu mieszkaniowego na rynku pojawiały się w szybkim tempie nowe firmy deweloperskie, trudno było weryfikować ich dotychczasowe poczynania i biznesową rzetelność.

Obecnie zupełnych nowicjuszy niemal już na tym rynku nie ma, zatem możemy próbować dowiadywać się jak dany deweloper zachowywał się wobec klientów do tej pory. Zadajmy sobie przy tym trochę trudu i nie idźmy najkrótszą drogą, czyli poprzez kilkugodzinną kwerendę internetowych forów. Trudno o mniej obiektywne opinie. Można zaryzykować twierdzenie, że nawet pod wpisem „2+2=4” w ciągu kilkunastu godzin pojawi się tyle samo głosów za jak i przeciw. Pomijając sposoby bardziej sformalizowane (sprawdzenie spółki w KRS i Rejestrze Dłużników), możemy sięgnąć po tradycyjne formy badania renomy. Popytajmy znajomych, przejedźmy się na inne osiedla już wybudowane przez tego dewelopera. Jeżeli korzystamy z usług agencji nieruchomości lub firm doradztwa kredytowego, warto poprosić także o opinię w tym miejscu, czy nawet o skontaktowanie z osobami, które kupowały tam mieszkania. Oczywiście dowiemy się jedynie o przeszłości danej firmy, ale to już znaczne zminimalizowanie ryzyka.

Dopiero po upewnieniu się co do renomy danego dewelopera, zajmijmy się samą umową. Zawsze prośmy o wzór takiej umowy do zapoznania się z nim w domu. I to niezależnie od tego, czy zamierzamy rzeczywiście spędzić nad jej analizowaniem 2 bezsenne noce. Jeżeli jednak usłyszymy, że to niemożliwe, powinna nam się zapalić czerwona lampka. Nie istnieją bowiem żadne racjonalne argumenty, dla których nie moglibyśmy takiego wzoru/projektu otrzymać. Chyba, że komuś zależy na tym, byśmy podpisali umowę dotyczącą kilkusettysięcznego majątku „na chybcika”.

Następną kwestią jest forma zawarcia umowy. Przypomnijmy, że umowa zawarta tylko w formie pisemnej nie jest, zgodnie z zapisami kodeksu cywilnego, zawarta w formie wymaganej dla umowy przyrzeczonej (dla niej niezbędna jest forma aktu notarialnego). Oznacza to, że na jej podstawie nie możemy domagać się przed sądem zawarcia ostatecznej umowy i przeniesienia na nas własności mieszkania. Innymi słowy, jeżeli zawarliśmy umowę przedwstępną w formie aktu notarialnego, to w sytuacji, w której deweloper uchylałby się od zawarcia umowy ostatecznej, orzeczenie sądu wystarcza do przeniesienia na nas własności. Przy umowie zawartej w formie pisemnej takiego roszczenia nie mamy – możemy domagać się jedynie zwrotu wpłaconych kwot i ewentualnie naprawienia szkody. W praktyce jednak znikoma mniejszość umów z deweloperem ma formę aktu notarialnego.

Teraz czas więc na samą umowę. I znowu – nie rozpędzajmy się. Zanim zaczniemy dociekliwie sprawdzać, czy zapisy paragrafu 4 nie kłócą się z paragrafem 3 w świetle paragrafu 5, przeanalizujmy sam nagłówek umowy. Bardzo często traktuje się tę część umowy jako „oczywistą oczywistość”, nie poświęcając jej należytej uwagi. Co więcej, nawet jeżeli korzystamy z pomocy prawnej, zwykle prosimy o analizę samych tylko zapisów szczegółowych umowy. Tymczasem musimy sprawdzić, z kim dokładnie umowę zawieramy i czy nie kłóci się to z naszym wcześniejszym przekonaniem. Może się okazać, że choć cały czas sądziliśmy, że wymarzone mieszkanie kupujemy od renomowanej spółki akcyjnej „X”, w umowie jako strona wymieniona jest kompletnie nam nieznana „Y” Sp. z o.o. Nie przyjmujmy wówczas za dobrą monetę żadnych dobrotliwych tłumaczeń typu: to nasza spółka zależna, podatki, pan rozumie. Nie rozumiemy. W razie kłopotów spółka X będzie umywała ręce, odsyłając nas do nagle „kompletnie od nas niezależnej” firmy Y. Kolejna sprawa to kwestia reprezentacji. Jeżeli w umowie, jako osoba reprezentująca dewelopera, wskazany jest prezes i vice prezes, umowy nie może z nami podpisywać, skądinąd sympatyczna, pani Zosia z biura sprzedaży.

Dopiero teraz czas na analizowanie kolejnych zapisów umowy. Przede wszystkim pamiętajmy, że umowa z deweloperem (jak w teorii każda umowa) powinna spełniać zasadę ekwiwalentności. W praktyce oznacza to, że prawa i obowiązki każdej ze stron muszą być rozłożone w miarę równomiernie. I tu właśnie pojawiają się schody. Deweloperzy mają bowiem niebezpieczną tendencję do nadmiernego obciążania nabywcy, przy jednoczesnym unikaniu nakładania obowiązków na siebie. Sztandarowym przykładem jest tu np. kwestia odpowiedzialności za opóźnienia.

Zacznijmy jednak od precyzyjnego ustalenia, co kupujemy. W umowie musi być dokładnie określony przedmiot umowy – tzn. nie tylko lokal 15 w bloku 5, ale dokładnie opisany metraż lokalu, jego rozkład, powierzchnia tarasu/balkonu, standard wykończenia itd. Oczywiście ze specyfiki budowlanej wynika, że trudno przed wybudowaniem oszacować metraż z dokładnością 100%. Nie powinniśmy jednak godzić się na zastrzeżenie w tej kwestii przekraczającej +/- 3% powierzchni. Do umowy powinny być również załączone, jako integralne załączniki, plan i rzut mieszkania. Zadbajmy o to, aby były dobrze i szczegółowo oznaczone oraz opisane. Jeśli z oferty dewelopera wynika, że na osiedlu będzie wspaniała infrastruktura (pasy zieleni, plac zabaw itd.), zażądajmy jako załącznika do umowy także dokładnego planu zagospodarowania terenu łącznie z jego specyfikacją.

Dla większości kupujących najważniejsza jest cena. Na co zwrócić uwagę w tym przypadku? Przede wszystkim na określenie ostatecznej ceny z metra. Pamiętajmy, że stwierdzenie, iż cena jest stała, ale ulec może zmianie w przypadku zmiany stawki VAT i znacznego wzrostu cen materiałów budowlanych, oznacza, że o żadnej stałości nie ma mowy. Deweloper jest profesjonalnym uczestnikiem obrotu i musi tak kalkulować ceny, aby uwzględniać ewentualne zmiany podatkowe oraz zmiany cen. Warto tego żądać. Ponadto istotny jest termin płatności. Zwykle zapłata podzielona jest na transze. Część deweloperów jednak określa terminy zapłaty kolejnych transz jako kolejne kalendarzowe daty, bez żadnego odniesienia się do harmonogramu robót. To niebezpieczny zapis. Terminy powinny być bowiem powiązane
z oddawaniem kolejnych etapów inwestycji.

Zawsze też może się zdarzyć, że któraś ze stron nie będzie chciała/mogła sfinalizować umowy. Z tego względu musi ona zawierać jasne warunki jej wypowiedzenia i odstąpienia od jej realizacji. I tu właśnie pojawia się często brak ekwiwalentności, podczas gdy każda ze stron powinna mieć prawo do wypowiedzenia lub odstąpienia od umowy, ale również pewność, że jeżeli przyczyna takiego faktu leży po drugiej stronie, jej interesy są zabezpieczone. Tymczasem normą są niestety zapisy określające rażąco wygórowane kary umowne albo odstępne dla kupującego mieszkanie, przy minimalnych obciążeniach dla dewelopera, jeżeli to on nie wykona umowy.

Tak więc pilnujmy aby:
- jasno określić, w jakim przypadku można odstąpić od umowy
- przyczyny uzasadniające odstąpienie przez dewelopera były skonkretyzowane
- obciążenia wynikające dla obu stron były ekwiwalentne i wykonalne.

Nie może mieć miejsca sytuacja, w której deweloper może wypowiedzieć umowę bez podania konkretnej przyczyny za wypłatą np. kary umownej w wysokości 3% wartości umowy, a my w analogicznej sytuacji musimy zapłacić 10% kary, znaleźć chętnego na mieszkanie, z którego rezygnujemy i czekać 60 dni na zwrot wpłaconych wcześniej kwot. A już zupełnie niedopuszczalny jest zapis dający deweloperowi prawo do odstąpienia od umowy bez podania przyczyny (lub z podaniem abstrakcyjnych przyczyn niezależnych od dewelopera) do dnia określonego w umowie bez zapewnienia takiego prawa nabywcy. Podobnie nie gódźmy się na zapis dający deweloperowi bezwarunkowe prawo do wypowiedzenia umowy, jeżeli kupujący spóźni się z zapłatą kolejnej raty. W takim wypadku żądajmy zapisu zobowiązującego dewelopera do wysłania uprzedniego wezwania do zapłaty ze wskazaniem kolejnego terminu.

W budowlance, jak wiadomo, należy liczyć się z opóźnieniami. Tak przynajmniej twierdzą deweloperzy, forsując legendarne już zapisy dotyczące opóźnień wywołanych przez tzw. siłę wyższą. Otóż w rzeczywistości przeciąganie się w czasie inwestycji można uzasadniać siłą wyższą tylko w przypadku, gdy deweloper nie miał na nie wpływu, ale też nie mógł ich przewidzieć. Czyli huragan Katrina owszem, ale już zaskakujący fakt, że od grudnia do marca panowała zima nie może być uzasadnioną przyczyną opóźnienia. Zatem przy tego typu zapisach pilnujmy, by zawierały one zawsze zarówno uzasadnienie brakiem wpływu, jak i brakiem możliwości ich przewidzenia. Ponadto niezależnie od przyczyn, i tu dbajmy o ekwiwalentność, jeżeli deweloper może bez konsekwencji opóźnić się np. 60 dni z oddaniem części inwestycji, to my mamy w takim wypadku prawo opóźnić się z zapłatą kolejnej transzy dla dewelopera.

Kolejną kwestią jest odbiór mieszkania. Po pierwsze: termin powinien być jasno określony. Oczywiście nie musi być to konkretny dzień kalendarzowy, ale przynajmniej dająca się w oczywisty sposób wyznaczyć data (np. nie później niż do …). Natomiast unikajmy sformułowań oderwanych zupełnie od dat kalendarzowych (np. „w ciągu dwóch miesięcy od dnia odebrania inwestycji przez upoważniony organ administracyjny”). Po wtóre: znowu pojawia się kwestia opóźnień i odpowiedzialności za nie. Pamiętajmy, że deweloper jest profesjonalistą i to na nim powinno ciążyć ryzyko związane z np. zmianą przepisów dotyczących warunków oddania lokalu mieszkalnego do użytkowania (zmiany w tego typu przepisach nigdy nie następują zresztą z dnia na dzień) oraz składania wniosków do nadzoru z odpowiednim wyprzedzeniem. Nie zgadzajmy się więc na zapisy pozwalające przesuwać termin oddania mieszkania „w związku z opóźnieniem w działaniu właściwych organów administracyjnych”, a takie zapisy często w umowach się pojawiają. Następna sprawa to powiadomienie o odbiorze i konsekwencje nie stawienia się w wyznaczonym terminie. Część deweloperów potrafi łączyć zapis o „powiadomieniu o odbiorze z tygodniowym wyprzedzeniem” z klauzulą „w przypadku nie stawienia się w terminie sprzedawca dokona jednostronnego odbioru lokalu”. Zatem dwutygodniowy urlop może pozbawić nas odbioru. Nie gódźmy się na takie zapisy. Ponadto jasno powinien być określony fakt, że obowiązek płacenia za mieszkanie powstaje z chwilą podpisania protokołu odbioru. Tymczasem deweloperzy wprowadzają absurdalne terminy typu „od dnia odebrania kluczy”, co pozwala im przerzucić obowiązek opłacania na kupującego nawet wówczas, gdy podczas odbioru okazuje się, że mieszkanie nie nadaje się do zamieszkania bez poprawek. Ale cóż, klucze przekazano.

No i wreszcie – upragniony akt notarialny. Analogicznie jak w przypadku terminu, pilnujmy, by zapis o terminie był dostatecznie precyzyjnie określony (np. w ciągu 60 dni od odbioru). W obu wypadkach, przy określeniu terminu odbioru i aktu notarialnego, zadbajmy o to, by przekroczenie terminów wiązało się z karą umowną za każdy dzień zwłoki. W innym razie, w kwestii spełnienia tych terminów, będziemy zależni tak naprawdę jedynie od dobrej woli dewelopera.

A jeżeli pochopnie podpisaliśmy umowę z deweloperem bez analiz jej zapisów? Pamiętajmy, że zgodnie z art. 385 k.c. „Postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy (niedozwolone postanowienia umowne)”. Oznacza to, że jeżeli podpisaliśmy druk umowy dostarczony przez dewelopera, do którego wpisano nasze dane, możemy szukać sprawiedliwości przed sądem. Ponadto możemy zwrócić się również do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Maciej Krojec
Dyrektor Oddziału Money Expert S.A. w Lublinie


inwestycje.pl

Umowa z deweloperem

Umowa przedwstępna zawarta z deweloperem to z reguły pierwszy krok do nabycia mieszkania. Jeżeli nie chcemy jednak, aby nie był to krok w przepaść, należy do zawarcia tej umowy podejść z należytą uwagą.
Pamiętajmy, że analizę umowy powinniśmy rozpocząć zanim jeszcze dostaniemy druk do ręki. O co chodzi? Umowa, jako czynność z definicji dwustronna, zakłada udział, oprócz nas, także drugiej strony. Jeżeli nasz kontrahent jest lub zamierza być nieuczciwy bądź nierzetelny, nawet najlepsze zapisy w umowie nie wyeliminują całkowicie późniejszych kłopotów. Po prostu łatwiej i pewniej będzie nam dochodzić swoich roszczeń, ale w najlepszym razie stracimy sporo czasu i nerwów. Dlatego też analizę umowy zacznijmy od analizy naszego kontrahenta. Gdy w okresie boomu mieszkaniowego na rynku pojawiały się w szybkim tempie nowe firmy deweloperskie, trudno było weryfikować ich dotychczasowe poczynania i biznesową rzetelność.

Obecnie zupełnych nowicjuszy niemal już na tym rynku nie ma, zatem możemy próbować dowiadywać się jak dany deweloper zachowywał się wobec klientów do tej pory. Zadajmy sobie przy tym trochę trudu i nie idźmy najkrótszą drogą, czyli poprzez kilkugodzinną kwerendę internetowych forów. Trudno o mniej obiektywne opinie. Można zaryzykować twierdzenie, że nawet pod wpisem „2+2=4” w ciągu kilkunastu godzin pojawi się tyle samo głosów za jak i przeciw. Pomijając sposoby bardziej sformalizowane (sprawdzenie spółki w KRS i Rejestrze Dłużników), możemy sięgnąć po tradycyjne formy badania renomy. Popytajmy znajomych, przejedźmy się na inne osiedla już wybudowane przez tego dewelopera. Jeżeli korzystamy z usług agencji nieruchomości lub firm doradztwa kredytowego, warto poprosić także o opinię w tym miejscu, czy nawet o skontaktowanie z osobami, które kupowały tam mieszkania. Oczywiście dowiemy się jedynie o przeszłości danej firmy, ale to już znaczne zminimalizowanie ryzyka.

Dopiero po upewnieniu się co do renomy danego dewelopera, zajmijmy się samą umową. Zawsze prośmy o wzór takiej umowy do zapoznania się z nim w domu. I to niezależnie od tego, czy zamierzamy rzeczywiście spędzić nad jej analizowaniem 2 bezsenne noce. Jeżeli jednak usłyszymy, że to niemożliwe, powinna nam się zapalić czerwona lampka. Nie istnieją bowiem żadne racjonalne argumenty, dla których nie moglibyśmy takiego wzoru/projektu otrzymać. Chyba, że komuś zależy na tym, byśmy podpisali umowę dotyczącą kilkusettysięcznego majątku „na chybcika”.

Następną kwestią jest forma zawarcia umowy. Przypomnijmy, że umowa zawarta tylko w formie pisemnej nie jest, zgodnie z zapisami kodeksu cywilnego, zawarta w formie wymaganej dla umowy przyrzeczonej (dla niej niezbędna jest forma aktu notarialnego). Oznacza to, że na jej podstawie nie możemy domagać się przed sądem zawarcia ostatecznej umowy i przeniesienia na nas własności mieszkania. Innymi słowy, jeżeli zawarliśmy umowę przedwstępną w formie aktu notarialnego, to w sytuacji, w której deweloper uchylałby się od zawarcia umowy ostatecznej, orzeczenie sądu wystarcza do przeniesienia na nas własności. Przy umowie zawartej w formie pisemnej takiego roszczenia nie mamy – możemy domagać się jedynie zwrotu wpłaconych kwot i ewentualnie naprawienia szkody. W praktyce jednak znikoma mniejszość umów z deweloperem ma formę aktu notarialnego.

Teraz czas więc na samą umowę. I znowu – nie rozpędzajmy się. Zanim zaczniemy dociekliwie sprawdzać, czy zapisy paragrafu 4 nie kłócą się z paragrafem 3 w świetle paragrafu 5, przeanalizujmy sam nagłówek umowy. Bardzo często traktuje się tę część umowy jako „oczywistą oczywistość”, nie poświęcając jej należytej uwagi. Co więcej, nawet jeżeli korzystamy z pomocy prawnej, zwykle prosimy o analizę samych tylko zapisów szczegółowych umowy. Tymczasem musimy sprawdzić, z kim dokładnie umowę zawieramy i czy nie kłóci się to z naszym wcześniejszym przekonaniem. Może się okazać, że choć cały czas sądziliśmy, że wymarzone mieszkanie kupujemy od renomowanej spółki akcyjnej „X”, w umowie jako strona wymieniona jest kompletnie nam nieznana „Y” Sp. z o.o. Nie przyjmujmy wówczas za dobrą monetę żadnych dobrotliwych tłumaczeń typu: to nasza spółka zależna, podatki, pan rozumie. Nie rozumiemy. W razie kłopotów spółka X będzie umywała ręce, odsyłając nas do nagle „kompletnie od nas niezależnej” firmy Y. Kolejna sprawa to kwestia reprezentacji. Jeżeli w umowie, jako osoba reprezentująca dewelopera, wskazany jest prezes i vice prezes, umowy nie może z nami podpisywać, skądinąd sympatyczna, pani Zosia z biura sprzedaży.

Dopiero teraz czas na analizowanie kolejnych zapisów umowy. Przede wszystkim pamiętajmy, że umowa z deweloperem (jak w teorii każda umowa) powinna spełniać zasadę ekwiwalentności. W praktyce oznacza to, że prawa i obowiązki każdej ze stron muszą być rozłożone w miarę równomiernie. I tu właśnie pojawiają się schody. Deweloperzy mają bowiem niebezpieczną tendencję do nadmiernego obciążania nabywcy, przy jednoczesnym unikaniu nakładania obowiązków na siebie. Sztandarowym przykładem jest tu np. kwestia odpowiedzialności za opóźnienia.

Zacznijmy jednak od precyzyjnego ustalenia, co kupujemy. W umowie musi być dokładnie określony przedmiot umowy – tzn. nie tylko lokal 15 w bloku 5, ale dokładnie opisany metraż lokalu, jego rozkład, powierzchnia tarasu/balkonu, standard wykończenia itd. Oczywiście ze specyfiki budowlanej wynika, że trudno przed wybudowaniem oszacować metraż z dokładnością 100%. Nie powinniśmy jednak godzić się na zastrzeżenie w tej kwestii przekraczającej +/- 3% powierzchni. Do umowy powinny być również załączone, jako integralne załączniki, plan i rzut mieszkania. Zadbajmy o to, aby były dobrze i szczegółowo oznaczone oraz opisane. Jeśli z oferty dewelopera wynika, że na osiedlu będzie wspaniała infrastruktura (pasy zieleni, plac zabaw itd.), zażądajmy jako załącznika do umowy także dokładnego planu zagospodarowania terenu łącznie z jego specyfikacją.

Dla większości kupujących najważniejsza jest cena. Na co zwrócić uwagę w tym przypadku? Przede wszystkim na określenie ostatecznej ceny z metra. Pamiętajmy, że stwierdzenie, iż cena jest stała, ale ulec może zmianie w przypadku zmiany stawki VAT i znacznego wzrostu cen materiałów budowlanych, oznacza, że o żadnej stałości nie ma mowy. Deweloper jest profesjonalnym uczestnikiem obrotu i musi tak kalkulować ceny, aby uwzględniać ewentualne zmiany podatkowe oraz zmiany cen. Warto tego żądać. Ponadto istotny jest termin płatności. Zwykle zapłata podzielona jest na transze. Część deweloperów jednak określa terminy zapłaty kolejnych transz jako kolejne kalendarzowe daty, bez żadnego odniesienia się do harmonogramu robót. To niebezpieczny zapis. Terminy powinny być bowiem powiązane
z oddawaniem kolejnych etapów inwestycji.

Zawsze też może się zdarzyć, że któraś ze stron nie będzie chciała/mogła sfinalizować umowy. Z tego względu musi ona zawierać jasne warunki jej wypowiedzenia i odstąpienia od jej realizacji. I tu właśnie pojawia się często brak ekwiwalentności, podczas gdy każda ze stron powinna mieć prawo do wypowiedzenia lub odstąpienia od umowy, ale również pewność, że jeżeli przyczyna takiego faktu leży po drugiej stronie, jej interesy są zabezpieczone. Tymczasem normą są niestety zapisy określające rażąco wygórowane kary umowne albo odstępne dla kupującego mieszkanie, przy minimalnych obciążeniach dla dewelopera, jeżeli to on nie wykona umowy.

Tak więc pilnujmy aby:
- jasno określić, w jakim przypadku można odstąpić od umowy
- przyczyny uzasadniające odstąpienie przez dewelopera były skonkretyzowane
- obciążenia wynikające dla obu stron były ekwiwalentne i wykonalne.

Nie może mieć miejsca sytuacja, w której deweloper może wypowiedzieć umowę bez podania konkretnej przyczyny za wypłatą np. kary umownej w wysokości 3% wartości umowy, a my w analogicznej sytuacji musimy zapłacić 10% kary, znaleźć chętnego na mieszkanie, z którego rezygnujemy i czekać 60 dni na zwrot wpłaconych wcześniej kwot. A już zupełnie niedopuszczalny jest zapis dający deweloperowi prawo do odstąpienia od umowy bez podania przyczyny (lub z podaniem abstrakcyjnych przyczyn niezależnych od dewelopera) do dnia określonego w umowie bez zapewnienia takiego prawa nabywcy. Podobnie nie gódźmy się na zapis dający deweloperowi bezwarunkowe prawo do wypowiedzenia umowy, jeżeli kupujący spóźni się z zapłatą kolejnej raty. W takim wypadku żądajmy zapisu zobowiązującego dewelopera do wysłania uprzedniego wezwania do zapłaty ze wskazaniem kolejnego terminu.

W budowlance, jak wiadomo, należy liczyć się z opóźnieniami. Tak przynajmniej twierdzą deweloperzy, forsując legendarne już zapisy dotyczące opóźnień wywołanych przez tzw. siłę wyższą. Otóż w rzeczywistości przeciąganie się w czasie inwestycji można uzasadniać siłą wyższą tylko w przypadku, gdy deweloper nie miał na nie wpływu, ale też nie mógł ich przewidzieć. Czyli huragan Katrina owszem, ale już zaskakujący fakt, że od grudnia do marca panowała zima nie może być uzasadnioną przyczyną opóźnienia. Zatem przy tego typu zapisach pilnujmy, by zawierały one zawsze zarówno uzasadnienie brakiem wpływu, jak i brakiem możliwości ich przewidzenia. Ponadto niezależnie od przyczyn, i tu dbajmy o ekwiwalentność, jeżeli deweloper może bez konsekwencji opóźnić się np. 60 dni z oddaniem części inwestycji, to my mamy w takim wypadku prawo opóźnić się z zapłatą kolejnej transzy dla dewelopera.

Kolejną kwestią jest odbiór mieszkania. Po pierwsze: termin powinien być jasno określony. Oczywiście nie musi być to konkretny dzień kalendarzowy, ale przynajmniej dająca się w oczywisty sposób wyznaczyć data (np. nie później niż do …). Natomiast unikajmy sformułowań oderwanych zupełnie od dat kalendarzowych (np. „w ciągu dwóch miesięcy od dnia odebrania inwestycji przez upoważniony organ administracyjny”). Po wtóre: znowu pojawia się kwestia opóźnień i odpowiedzialności za nie. Pamiętajmy, że deweloper jest profesjonalistą i to na nim powinno ciążyć ryzyko związane z np. zmianą przepisów dotyczących warunków oddania lokalu mieszkalnego do użytkowania (zmiany w tego typu przepisach nigdy nie następują zresztą z dnia na dzień) oraz składania wniosków do nadzoru z odpowiednim wyprzedzeniem. Nie zgadzajmy się więc na zapisy pozwalające przesuwać termin oddania mieszkania „w związku z opóźnieniem w działaniu właściwych organów administracyjnych”, a takie zapisy często w umowach się pojawiają. Następna sprawa to powiadomienie o odbiorze i konsekwencje nie stawienia się w wyznaczonym terminie. Część deweloperów potrafi łączyć zapis o „powiadomieniu o odbiorze z tygodniowym wyprzedzeniem” z klauzulą „w przypadku nie stawienia się w terminie sprzedawca dokona jednostronnego odbioru lokalu”. Zatem dwutygodniowy urlop może pozbawić nas odbioru. Nie gódźmy się na takie zapisy. Ponadto jasno powinien być określony fakt, że obowiązek płacenia za mieszkanie powstaje z chwilą podpisania protokołu odbioru. Tymczasem deweloperzy wprowadzają absurdalne terminy typu „od dnia odebrania kluczy”, co pozwala im przerzucić obowiązek opłacania na kupującego nawet wówczas, gdy podczas odbioru okazuje się, że mieszkanie nie nadaje się do zamieszkania bez poprawek. Ale cóż, klucze przekazano.

No i wreszcie – upragniony akt notarialny. Analogicznie jak w przypadku terminu, pilnujmy, by zapis o terminie był dostatecznie precyzyjnie określony (np. w ciągu 60 dni od odbioru). W obu wypadkach, przy określeniu terminu odbioru i aktu notarialnego, zadbajmy o to, by przekroczenie terminów wiązało się z karą umowną za każdy dzień zwłoki. W innym razie, w kwestii spełnienia tych terminów, będziemy zależni tak naprawdę jedynie od dobrej woli dewelopera.

A jeżeli pochopnie podpisaliśmy umowę z deweloperem bez analiz jej zapisów? Pamiętajmy, że zgodnie z art. 385 k.c. „Postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy (niedozwolone postanowienia umowne)”. Oznacza to, że jeżeli podpisaliśmy druk umowy dostarczony przez dewelopera, do którego wpisano nasze dane, możemy szukać sprawiedliwości przed sądem. Ponadto możemy zwrócić się również do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Maciej Krojec
Dyrektor Oddziału Money Expert S.A. w Lublinie


inwestycje.pl

PROGNOZY:180 tys. mieszkań nad rynkiem!

Liczba mieszkań oddanych do użytku w tym roku sięgnie 170-180 tys., co oznacza wzrost rdr o 5-10 proc., jednak już w 2010 roku zmniejszy się o 10-20 proc. - wynika z szacunków Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

"Nadal obserwujemy ok. 10 proc. wzrost liczby mieszkań oddawanych do użytku, w stosunku do I półrocza 2008 roku. Jest to efekt dobrej koniunktury w 2007 roku, kiedy rozpoczynano budowę lokali teraz oddawanych do użytku" - napisali w analizie eksperci PZFD.

"Na podstawie liczby rozpoczynanych budów w późniejszym okresie, można oczekiwać, że w kolejnych kwartałach nastąpi wygaszenie tego trendu wzrostowego. Przewidujemy, że w całym 2009 roku liczba lokali oddanych przekroczy liczbę lokali z 2008 roku o ok. 5-10 proc., czyli osiągnie poziom 170-180 tysięcy. W roku 2010 nastąpi zmniejszenie liczby oddawanych lokali w stosunku do roku 2009 o 10-20 proc., natomiast w 2011 roku o kolejne 20 proc. w stosunku do 2010" - dodali.

Zdaniem analityków związku będą to pierwsze widoczne efekty wyhamowania nowych inwestycji mieszkaniowych.

Z danych GUS wynika, że w ciągu sześciu miesięcy 2009 roku oddano 76.018 mieszkań, o 9,7 proc. więcej niż w sześciu pierwszych miesiącach 2008 roku. W tym samym okresie rozpoczęto budowę 67.840 mieszkań, o 28,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.GUS podał także, że gwałtownie spada liczba zezwoleń na budowę, w okresie styczeń-czerwiec 2009 r. wyniosła 90.357, o 21,4 proc. mniej rdr.

To nie koniec spadków?

Eksperci podkreślili także, że podaż lokali, przekraczająca o 10 proc. ubiegłoroczną i równoczesne zmniejszenie liczby kredytów hipotecznych udzielanych na zakup mieszkań, spowodowały spadek cen mieszkań o 10-20 proc. na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy. "Nie przybywa także nowych inwestycji mieszkaniowych, ponieważ oddawane obecnie mieszkania od dawna są dostępne w ofertach deweloperów, a nowych inwestycji jest zdecydowanie mniej.

Zmniejsza się systematycznie liczba lokali dostępnych, co powoduje wyhamowanie spadku cen" - uważają analitycy PZFD. "Ceny zatrzymały się na poziomie średnio 80-90 proc. cen sprzed roku i nie zanosi się na dalsze spadki" - dodali.

PZFD obserwuje także coraz liczniejsze przypadki ponownego wzrostu cen atrakcyjnych lokali.

"Tendencja taka utrzyma się także w drugim półroczu 2009 roku, atrakcyjne lokale będą trzymały ceny, zaś gorsze nieznacznie stanieją. W 2010 roku ten trend będzie się nasilał, bowiem wystąpią widoczne braki nowych mieszkań" - podkreślili analitycy.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

PROGNOZY:180 tys. mieszkań nad rynkiem!

Liczba mieszkań oddanych do użytku w tym roku sięgnie 170-180 tys., co oznacza wzrost rdr o 5-10 proc., jednak już w 2010 roku zmniejszy się o 10-20 proc. - wynika z szacunków Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

"Nadal obserwujemy ok. 10 proc. wzrost liczby mieszkań oddawanych do użytku, w stosunku do I półrocza 2008 roku. Jest to efekt dobrej koniunktury w 2007 roku, kiedy rozpoczynano budowę lokali teraz oddawanych do użytku" - napisali w analizie eksperci PZFD.

"Na podstawie liczby rozpoczynanych budów w późniejszym okresie, można oczekiwać, że w kolejnych kwartałach nastąpi wygaszenie tego trendu wzrostowego. Przewidujemy, że w całym 2009 roku liczba lokali oddanych przekroczy liczbę lokali z 2008 roku o ok. 5-10 proc., czyli osiągnie poziom 170-180 tysięcy. W roku 2010 nastąpi zmniejszenie liczby oddawanych lokali w stosunku do roku 2009 o 10-20 proc., natomiast w 2011 roku o kolejne 20 proc. w stosunku do 2010" - dodali.

Zdaniem analityków związku będą to pierwsze widoczne efekty wyhamowania nowych inwestycji mieszkaniowych.

Z danych GUS wynika, że w ciągu sześciu miesięcy 2009 roku oddano 76.018 mieszkań, o 9,7 proc. więcej niż w sześciu pierwszych miesiącach 2008 roku. W tym samym okresie rozpoczęto budowę 67.840 mieszkań, o 28,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie 2008 roku.GUS podał także, że gwałtownie spada liczba zezwoleń na budowę, w okresie styczeń-czerwiec 2009 r. wyniosła 90.357, o 21,4 proc. mniej rdr.

To nie koniec spadków?

Eksperci podkreślili także, że podaż lokali, przekraczająca o 10 proc. ubiegłoroczną i równoczesne zmniejszenie liczby kredytów hipotecznych udzielanych na zakup mieszkań, spowodowały spadek cen mieszkań o 10-20 proc. na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy. "Nie przybywa także nowych inwestycji mieszkaniowych, ponieważ oddawane obecnie mieszkania od dawna są dostępne w ofertach deweloperów, a nowych inwestycji jest zdecydowanie mniej.

Zmniejsza się systematycznie liczba lokali dostępnych, co powoduje wyhamowanie spadku cen" - uważają analitycy PZFD. "Ceny zatrzymały się na poziomie średnio 80-90 proc. cen sprzed roku i nie zanosi się na dalsze spadki" - dodali.

PZFD obserwuje także coraz liczniejsze przypadki ponownego wzrostu cen atrakcyjnych lokali.

"Tendencja taka utrzyma się także w drugim półroczu 2009 roku, atrakcyjne lokale będą trzymały ceny, zaś gorsze nieznacznie stanieją. W 2010 roku ten trend będzie się nasilał, bowiem wystąpią widoczne braki nowych mieszkań" - podkreślili analitycy.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Już w sierpniu państwo zacznie pomagać spłacać kredyty

Pierwsze wnioski o pomoc w spłacie kredytów hipotecznych bezrobotni będą mogli najprawdopodobniej składać już w połowie sierpnia. Resort pracy kończy prace nad rozporządzeniem wykonawczym do ustawy w tej sprawie.

Ustawa o pomocy w spłacie kredytów osobom, które w kryzysie gospodarczym straciły pracę, wchodzi w życie 5 sierpnia. Jednak, by mogła zacząć funkcjonować, konieczne jest wydanie przez ministra pracy rozporządzenia wykonawczego oraz podpisanie umowy między BGK a resortem pracy.

- Jest duże prawdopodobieństwo, że uda się uruchomić pomoc w spłacie kredytów do 15 sierpnia. Nie ma ku temu żadnych przeszkód, sprawa nie wymaga już żadnych negocjacji czy ustaleń. Trzeba tylko spełnić wymogi formalne - wyjasnia rzecznika prasowa Banku Gospodarstwa Krajowego Ewa Balicka-Sawiak.

Według wiceminister pracy Czesławy Ostrowskiej prace nad rozporządzeniem są już na ukończeniu, a ustawa zostanie wdrożona w najbliższych tygodniach.

Rozporządzenie ministra pracy ma określać wzory wniosków, które będą składali ubiegający się o pomoc, zaś umowa z ministerstwem - zasady rozliczeń między Funduszem Pracy, z którego mają pochodzić pomocowe pieniądze, a BGK.

Jak powiedziała Balicka-Sawiak, wniosek do BGK będzie dotyczył informacji na temat łącznej kwoty zadłużenia, wysokości miesięcznych rat i terminu, na jaki został udzielony kredyt. Jednocześnie bezrobotny będzie musiał złożyć wniosek z prośbą o pożyczkę wraz z wyjaśnieniem swojej sytuacji życiowej do urzędu pracy, w którym jest zarejestrowany. Urząd przekaże go staroście.

- Starosta będzie miał miesiąc na wydanie decyzji o przyznaniu prawa do pomocy lub odmowie. Swoją decyzję przekaże BGK. Jeśli będzie ona pozytywna, bank w ciągu kilku dni przeleje pieniądze na konto wnioskodawcy w banku, w którym ma on kredyt hipoteczny - wyjaśniła Balicka-Sawiak.

 money.pl

 


 

Już w sierpniu państwo zacznie pomagać spłacać kredyty

Pierwsze wnioski o pomoc w spłacie kredytów hipotecznych bezrobotni będą mogli najprawdopodobniej składać już w połowie sierpnia. Resort pracy kończy prace nad rozporządzeniem wykonawczym do ustawy w tej sprawie.

Ustawa o pomocy w spłacie kredytów osobom, które w kryzysie gospodarczym straciły pracę, wchodzi w życie 5 sierpnia. Jednak, by mogła zacząć funkcjonować, konieczne jest wydanie przez ministra pracy rozporządzenia wykonawczego oraz podpisanie umowy między BGK a resortem pracy.

- Jest duże prawdopodobieństwo, że uda się uruchomić pomoc w spłacie kredytów do 15 sierpnia. Nie ma ku temu żadnych przeszkód, sprawa nie wymaga już żadnych negocjacji czy ustaleń. Trzeba tylko spełnić wymogi formalne - wyjasnia rzecznika prasowa Banku Gospodarstwa Krajowego Ewa Balicka-Sawiak.

Według wiceminister pracy Czesławy Ostrowskiej prace nad rozporządzeniem są już na ukończeniu, a ustawa zostanie wdrożona w najbliższych tygodniach.

Rozporządzenie ministra pracy ma określać wzory wniosków, które będą składali ubiegający się o pomoc, zaś umowa z ministerstwem - zasady rozliczeń między Funduszem Pracy, z którego mają pochodzić pomocowe pieniądze, a BGK.

Jak powiedziała Balicka-Sawiak, wniosek do BGK będzie dotyczył informacji na temat łącznej kwoty zadłużenia, wysokości miesięcznych rat i terminu, na jaki został udzielony kredyt. Jednocześnie bezrobotny będzie musiał złożyć wniosek z prośbą o pożyczkę wraz z wyjaśnieniem swojej sytuacji życiowej do urzędu pracy, w którym jest zarejestrowany. Urząd przekaże go staroście.

- Starosta będzie miał miesiąc na wydanie decyzji o przyznaniu prawa do pomocy lub odmowie. Swoją decyzję przekaże BGK. Jeśli będzie ona pozytywna, bank w ciągu kilku dni przeleje pieniądze na konto wnioskodawcy w banku, w którym ma on kredyt hipoteczny - wyjaśniła Balicka-Sawiak.

 money.pl

 


 

Samorządy wyręczą banki w kredytowaniu małych firm

W tym celu ministerstwo gospodarki przygotowuje projekt nowelizacji ustaw o gospodarce komunalnej i samorządzie.

Według Gazety Prawnej nowe zasady umożliwią powiatom i województwom tworzenie spółek kapitałowych, stowarzyszeń i spółdzielni, których zadaniem będzie udzielanie pożyczek oraz gwarancji i poręczeń dla małych i średnich firm.

Wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld zaznacza, że ułatwi to prowadzenie skutecznej polityki rozwoju i zwalczania bezrobocia. Projekt cieszy także samorządowców, bowiem dziś banki komercyjne często odmawiają wielu przedsiębiorcom finansowania nowych inwestycji.

Źródło:money.pl

Samorządy wyręczą banki w kredytowaniu małych firm

W tym celu ministerstwo gospodarki przygotowuje projekt nowelizacji ustaw o gospodarce komunalnej i samorządzie.

Według Gazety Prawnej nowe zasady umożliwią powiatom i województwom tworzenie spółek kapitałowych, stowarzyszeń i spółdzielni, których zadaniem będzie udzielanie pożyczek oraz gwarancji i poręczeń dla małych i średnich firm.

Wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld zaznacza, że ułatwi to prowadzenie skutecznej polityki rozwoju i zwalczania bezrobocia. Projekt cieszy także samorządowców, bowiem dziś banki komercyjne często odmawiają wielu przedsiębiorcom finansowania nowych inwestycji.

Źródło:money.pl

Polska gospodarka pozytywnie zaskakuje

Sprzedaż detaliczna rośnie, bezrobocie spada, a PKB także w drugim kwartale był na plusie.

Jak wynika z danych opublikowanych w czwartek przez Główny Urząd Statystyczny w czerwcu sprzedaż detaliczna wzrosła o 2,2 proc. w stosunku do czerwca oraz o 0,7 proc. w skali roku. Dane okazały się lepsze od oczekiwań analityków, którzy prognozowali, że w porównaniu do czerwca 2008 roku wzrost wyniesie 0,2 procent.

Szczególną niespodziankę sprawili nabywcy aut. W czerwcu sprzedaż samochodów wzrosła aż o 7,1 proc. w porównaniu do maja. Główna zasługa tego wzrostu nie leży jednak po stronie polskich konsumentów, ale naszych zachodnich sąsiadów, którzy do września tego roku dostają pieniądze za złomowanie starego samochodu i nowe kupują w Polsce, bo u nas jest taniej. O ponad 5 proc. wzrosła także sprzedaż paliw, co można tłumaczyć wzrostem cen oraz rozpoczęciem się sezonu wyjazdów wakacyjnych.

Nieco gorzej czerwcowe wyniki sprzedaży detalicznej wyglądają natomiast, jeżeli za podstawę obliczania przyjmiemy ceny stałe. Wtedy zanotowano by spadek na poziomie 0,7 procent. To pierwsza taka sytuacja od czterech lat. W maju 2005 roku ostatni raz sprzedaż detaliczna była niższa niż rok wcześniej.

Gospodarka trzyma się nienajgorzej

Zdaniem wiceministra finansów, Ludwika Koteckiego dane o sprzedaży detalicznej potwierdzają szacunki resortu finansów mówiące o wzroście PKB w drugim kwartale na poziomie 0,1-0,3 procent.

Koteckiego szczególnie ucieszył wzrost sprzedaży w grupie meble, RTV, AGD, ponieważ wydatki na te dobra w kryzysie powinny być ograniczane w pierwszej kolejności. A skoro one rosną można oczekiwać, że skala problemu kryzysu w Polsce jest mniejsza niż w innych krajach.

To, że z Polską gospodarką nie jest najgorzej potwierdziła także wiceprezes GUS Halina Dmochowska, której zdaniem w drugim kwartale wzrost gospodarczy nie będzie znacząco odbiegać od tego co było w pierwszym kwartale, gdy PKB w Polsce wzrosło o 0,8 procent.

Wcześniej również prezes GUS prognozował, że II kwartał będzie lepszy od pierwszych miesięcy tego roku. Podobnego zdania jest minister z kancelarii premiera Michał Boni, który kilka dni temu mówił, że sytuacja w gospodarce nie pogarsza się.

- Wszystkie dane wskazują, że II kwartał był ciągle na plusie. To pozwala sądzić, że w całym 2009 roku polska gospodarka też będzie na plusie - wyjaśnił Boni.

Bardziej pesymistyczne zdanie o naszej gospodarce mają natomiast analitycy z Danske Bank, którzy prognozują, że w 2009 roku PKB w Polsce zanotuje spadek o 0,3 procent, a wzrośnie dopiero w 2010 roku o 0,2 procent.

Ubywa bezrobotnych, ale i tak jest gorzej niż rok temu

Wczoraj poznaliśmy także dane o bezrobociu. Według GUS w na koniec czerwca w urzędach pracy było zarejestrowanych prawie 1,66 mln bezrobotnych, czyli 10,7 proc. ogółu osób zdolnych do pracy. To mniej niż w maju, gdy stopa bezrobocia wyniosła 10,8 proc. (w ewidencjach urzędów pracy figurowało 1,68 mln osób bez pracy).

W porównaniu jednak do czerwca 2008 roku bezrobocie wzrosło jednak o 1,3 punktu procentowego. Bezrobotnych przybyło we wszystkich województwach, a najwięcej w wielkopolskim (28,5 proc.), lubuskim (o 27,7 proc.), podlaskim (o 22,8 proc.), małopolskim (o 20,7 proc.),  dolnośląskim (o 20,5proc.) oraz  opolskim (o 19 proc.).

RPP raczej nie obniży stóp procentowych

Według ekonomistki z Banku BPH Moniki Kurtek zaskakująco pozytywne dane o sprzedaży detalicznej, a także wcześniejsze całkiem przyzwoite o spadającej inflacji, rosnących płacach czy stabilnej sytuacji w handlu zagranicznym nie zmienią jednak stanowiska Rady Polityki Pieniężnej, która na najbliższe miesiące przyjmie strategię wait and see.

Ewentualnego kolejnego cięcia stóp można oczekiwać najwcześniej we wrześniu, gdy Rada pozna dane o PKB w II kw. 2009 roku. Nie można jednak wykluczyć, że coraz lepsze wieści z rodzimej i globalnej gospodarki skłonią władzę pieniężną do utrzymania obecnego poziomu stóp do końca roku, a może nawet swojej kadencji czyli lutego 2010 roku.

 

 

(PAP), (ISB), Money.pl

Polska gospodarka pozytywnie zaskakuje

Sprzedaż detaliczna rośnie, bezrobocie spada, a PKB także w drugim kwartale był na plusie.

Jak wynika z danych opublikowanych w czwartek przez Główny Urząd Statystyczny w czerwcu sprzedaż detaliczna wzrosła o 2,2 proc. w stosunku do czerwca oraz o 0,7 proc. w skali roku. Dane okazały się lepsze od oczekiwań analityków, którzy prognozowali, że w porównaniu do czerwca 2008 roku wzrost wyniesie 0,2 procent.

Szczególną niespodziankę sprawili nabywcy aut. W czerwcu sprzedaż samochodów wzrosła aż o 7,1 proc. w porównaniu do maja. Główna zasługa tego wzrostu nie leży jednak po stronie polskich konsumentów, ale naszych zachodnich sąsiadów, którzy do września tego roku dostają pieniądze za złomowanie starego samochodu i nowe kupują w Polsce, bo u nas jest taniej. O ponad 5 proc. wzrosła także sprzedaż paliw, co można tłumaczyć wzrostem cen oraz rozpoczęciem się sezonu wyjazdów wakacyjnych.

Nieco gorzej czerwcowe wyniki sprzedaży detalicznej wyglądają natomiast, jeżeli za podstawę obliczania przyjmiemy ceny stałe. Wtedy zanotowano by spadek na poziomie 0,7 procent. To pierwsza taka sytuacja od czterech lat. W maju 2005 roku ostatni raz sprzedaż detaliczna była niższa niż rok wcześniej.

Gospodarka trzyma się nienajgorzej

Zdaniem wiceministra finansów, Ludwika Koteckiego dane o sprzedaży detalicznej potwierdzają szacunki resortu finansów mówiące o wzroście PKB w drugim kwartale na poziomie 0,1-0,3 procent.

Koteckiego szczególnie ucieszył wzrost sprzedaży w grupie meble, RTV, AGD, ponieważ wydatki na te dobra w kryzysie powinny być ograniczane w pierwszej kolejności. A skoro one rosną można oczekiwać, że skala problemu kryzysu w Polsce jest mniejsza niż w innych krajach.

To, że z Polską gospodarką nie jest najgorzej potwierdziła także wiceprezes GUS Halina Dmochowska, której zdaniem w drugim kwartale wzrost gospodarczy nie będzie znacząco odbiegać od tego co było w pierwszym kwartale, gdy PKB w Polsce wzrosło o 0,8 procent.

Wcześniej również prezes GUS prognozował, że II kwartał będzie lepszy od pierwszych miesięcy tego roku. Podobnego zdania jest minister z kancelarii premiera Michał Boni, który kilka dni temu mówił, że sytuacja w gospodarce nie pogarsza się.

- Wszystkie dane wskazują, że II kwartał był ciągle na plusie. To pozwala sądzić, że w całym 2009 roku polska gospodarka też będzie na plusie - wyjaśnił Boni.

Bardziej pesymistyczne zdanie o naszej gospodarce mają natomiast analitycy z Danske Bank, którzy prognozują, że w 2009 roku PKB w Polsce zanotuje spadek o 0,3 procent, a wzrośnie dopiero w 2010 roku o 0,2 procent.

Ubywa bezrobotnych, ale i tak jest gorzej niż rok temu

Wczoraj poznaliśmy także dane o bezrobociu. Według GUS w na koniec czerwca w urzędach pracy było zarejestrowanych prawie 1,66 mln bezrobotnych, czyli 10,7 proc. ogółu osób zdolnych do pracy. To mniej niż w maju, gdy stopa bezrobocia wyniosła 10,8 proc. (w ewidencjach urzędów pracy figurowało 1,68 mln osób bez pracy).

W porównaniu jednak do czerwca 2008 roku bezrobocie wzrosło jednak o 1,3 punktu procentowego. Bezrobotnych przybyło we wszystkich województwach, a najwięcej w wielkopolskim (28,5 proc.), lubuskim (o 27,7 proc.), podlaskim (o 22,8 proc.), małopolskim (o 20,7 proc.),  dolnośląskim (o 20,5proc.) oraz  opolskim (o 19 proc.).

RPP raczej nie obniży stóp procentowych

Według ekonomistki z Banku BPH Moniki Kurtek zaskakująco pozytywne dane o sprzedaży detalicznej, a także wcześniejsze całkiem przyzwoite o spadającej inflacji, rosnących płacach czy stabilnej sytuacji w handlu zagranicznym nie zmienią jednak stanowiska Rady Polityki Pieniężnej, która na najbliższe miesiące przyjmie strategię wait and see.

Ewentualnego kolejnego cięcia stóp można oczekiwać najwcześniej we wrześniu, gdy Rada pozna dane o PKB w II kw. 2009 roku. Nie można jednak wykluczyć, że coraz lepsze wieści z rodzimej i globalnej gospodarki skłonią władzę pieniężną do utrzymania obecnego poziomu stóp do końca roku, a może nawet swojej kadencji czyli lutego 2010 roku.

 

 

(PAP), (ISB), Money.pl

Roczna dynamika sprzedaży domów oraz mediana cen na minusie

Krajowe Stowarzyszenie Pośredników w Handlu Nieruchomościami poinformowało, że sprzedaż domów na rynku wtórnym w Stanach Zjednoczonych wzrosła w czerwcu o 3,6 proc. miesiąc do miesiąca do 4,89 mln. Rynkowe prognozy mówiły natomiast o wzroście o 0,6 proc. W relacji rocznej sprzedaż spadła natomiast o 0,2 proc.

W dalszym ciągu ujemną dynamikę notuje mediana cen sprzedaży. W czerwcu wyniosła ona 181,8 tys. dol. i była o 15,4 proc. niższa niż przed rokiem.

Opublikowane dane nie sprowokowały reakcji EUR/USD. O godzinie 16:03 za euro trzeba było zapłacić 1,4219 dolara wobec 1,4223 tuż przed danymi. W zachowaniu tej pary zwraca uwagę to, że wzrosty w pierwszej godzinie notowań na Wall Street nie wpływają na notowania. Taki wpływ tymczasem można zaobserwować na wykresach japońskich par, czy też polskiego złotego.


Marcin R. Kiepas
X-Trade Brokers DM S.A.

inwestycje.pl

Roczna dynamika sprzedaży domów oraz mediana cen na minusie

Krajowe Stowarzyszenie Pośredników w Handlu Nieruchomościami poinformowało, że sprzedaż domów na rynku wtórnym w Stanach Zjednoczonych wzrosła w czerwcu o 3,6 proc. miesiąc do miesiąca do 4,89 mln. Rynkowe prognozy mówiły natomiast o wzroście o 0,6 proc. W relacji rocznej sprzedaż spadła natomiast o 0,2 proc.

W dalszym ciągu ujemną dynamikę notuje mediana cen sprzedaży. W czerwcu wyniosła ona 181,8 tys. dol. i była o 15,4 proc. niższa niż przed rokiem.

Opublikowane dane nie sprowokowały reakcji EUR/USD. O godzinie 16:03 za euro trzeba było zapłacić 1,4219 dolara wobec 1,4223 tuż przed danymi. W zachowaniu tej pary zwraca uwagę to, że wzrosty w pierwszej godzinie notowań na Wall Street nie wpływają na notowania. Taki wpływ tymczasem można zaobserwować na wykresach japońskich par, czy też polskiego złotego.


Marcin R. Kiepas
X-Trade Brokers DM S.A.

inwestycje.pl

Nieruchomości: Trend spadkowy wyraźnie wyhamował

Nieznaczne zmiany cen mieszkań wystawionych do sprzedaży w największych polskich miastach w czerwcu pozwalają twierdzić, że obserwowany od wielu miesięcy trend spadkowy wyraźnie wyhamował. Wg analizy serwisu Oferty.net w ubiegłym miesiącu w 9 z 17 badanych miast wahania średnich stawek nie przekroczyły 1%. Jak twierdzi analityk serwisu - Marcin Drogomirecki - może to zwiastować nadejście trwałej stabilizacji cen na rynku mieszkaniowym.

Spośród pozostałych 8 miast największe spadki zanotował Kraków i Bydgoszcz - po 2,3%. O ponad 2% wzrosły w tym samym czasie średnie ceny ofertowe mieszkań w Sopocie (2,2%) i Gdyni (2,3%).
W największych aglomeracjach - Gdańsku, Gdyni, Katowicach, Krakowie, Łodzi i Poznaniu, w których podczas boomu mieszkaniowego ceny wzrosły najbardziej, ostatnie półtora roku przyniosło zdecydowane, ponad 10-procentowe redukcje cen.

Najwięcej, tj. aż o 12,5% spadły średnie ceny mieszkań w Krakowie. O ponad 12% niższe są również ceny w stolicy Górnego Śląska.

Wyjątkiem wśród największych aglomeracji jest Warszawa - ceny w stolicy są obecnie niższe od tych ze stycznia 2008 r. tylko o nieco ponad 7%.

CORAZ TRUDNIEJ O KREDYT
Od poprzedniego raportu Oferty.net i Open Finance stopa trzymiesięcznego WIBOR-u spadła o 41 punktów bazowych do 4,21 procent. Spadki rozpoczęły się 25 czerwca br., kiedy to trzymiesięczny WIBOR wyniósł 4,48 proc. (a dzień wcześniej było to 4,62 proc.). Jest to naturalnie efektem czerwcowejobniżki stóp procentowych o 25 pb do poziomu 3,50 proc. w przypadku głównej stopy referencyjnej.

Według analityków Open Finance jest bardzo prawdopodobne, że na kolejne zmiany trzeba będzie zaczekać do jesieni, gdy pojawią się dane dotyczące PKB za drugi kwartał 2009 roku. Do końca roku spodziewamy się jeszcze jednej obniżki stóp, co powinno WIBOR3M sprowadzić do poziomu około 4,1.

W stosunku do poprzedniego miesiąca dzięki spadkom stóp obniżyły się raty już zaciągniętych złotowych kredytów hipotecznych. Rata 30-letniego kredytu hipotecznego na kwotę 100 tys. zł spadła o 25-28 zł, w zależności od wysokości marży banku. (szczegóły w tabeli)

Ale jednocześnie w ostatnich miesiącach niektóre banki podniosły marże nowoudzielanych kredytów nawet o 1,5-2 pkt proc., co przekłada się na wzrost wysokości raty o kilkanaście procent - wynika z danych Open Finance. W lipcu odnotowujemy więc poprawę sytuacji kredytobiorców posiadających już kredyt w złotych i pogorszenie dla tych, którzy dopiero chcieliby go zaciągnąć.

SPADAJĄ RATY KREDYTÓW W CHF

Wśród ofert kredytów we franku szwajcarskim zaszło ostatnio mniej zmian, w ciągu miesiąca trzymiesięczny LIBOR dla franka szwajcarskiego spadł o 2 pb, taka zmiana nie wpływa znacząco na wysokość raty kredytu. Ważniejsze dla osób już posiadających kredyt we franku szwajcarskim jest to, że w ostatnim miesiącu kurs CHF spadł z 3 zł do 2,81. To ponad 6 proc., co w zależności od banku (różne kursy kupna i sprzedaży) i wysokości oraz okresu kredytu powinno dać miesięczną ratę kredytu niższą o 120-140 złotych.

Wydaje się, że to skutek z jednej strony prób Narodowego Banku Szwajcarii (SNB) na osłabienie kursu franka, a z drugiej - umacniania złotego wobec wszystkich innych walut. Jest to prawdopodobnie spowodowane chęcią kupienia polskich obligacji przez zagranicznych inwestorów. Poza tym praktycznie wszystkie wskaźniki makro są w Polsce obiektywnie lepsze niż w większości krajów Europy, zwłaszcza zachodniej.

CO DALEJ Z KREDYTAMI?
Ze względu na oczekiwany wzrost bezrobocia istnieje duże prawdopodobieństwo, że jesienią o kredyt hipoteczny może być jeszcze trudniej. Wprawdzie sytuacja na rynkach wydaje się stabilizować, lecz bankom kryzys może jeszcze długo odbijać się czkawką. Jeśli złoty znów zacznie się osłabiać, banki będą potrzebowały zabezpieczenia dla swoich portfeli kredytów walutowych i po raz kolejny mogą zaostrzyć politykę.

LIPIEC - NAJLEPSZY CZAS NA WYNAJEM MIESZKANIA
Koniec roku akademickiego i początek sezonu urlopowego to tradycyjnie najlepszy moment na poszukiwanie mieszkania do wynajęcia - wybór jest największy gdyż wiele lokali zwalnianych jest przez studentów, którzy wyjeżdżają na wakacje do swoich rodzinnych miejscowości.

Tego lata osoby planujące wynająć dla siebie lokum są w szczególnie korzystnej sytuacji - zmniejszony ruch na rynku sprzedaży mieszkań spowodował niespotykany w ostatnich latach wzrost podaży ofert najmu. Właściciele mający problem ze znalezieniem kupca skłonnego zapłacić oczekiwaną przez nich cenę podejmują próby osiągnięcia zysku przynajmniej w postaci czynszu z najmu swojego mieszkania.

Znaczna przewaga podaży nad popytem przekłada się wprost na spadek cen. Trend ten widać bardzo wyraźnie na przykładzie stawek za wynajem najpopularniejszych lokali - kawalerek. Jeszcze pół roku temu - w grudniu 2008 średni koszt wynajęcia kawalerki w Warszawie kształtował się na poziomie 1770 PLN. Obecnie jest on niższy o ponad 5% i wynosi 1671 PLN. I choć wśród ofert można znaleźć duże, komfortowo wyposażone mieszkania jednopokojowe w cenach przekraczających 2000 PLN/mies. to jednak blisko 40% ofert stanowią lokale w standardzie popularnym, w cenie do 1500 PLN/mies.

Zdaniem Marcina Drogomireckiego z serwisu Oferty.net o wysokości czynszu decydują przede wszystkim dwa czynniki - lokalizacja oraz standard lokalu. Z tego powodu najwyższe stawki - pow. 1700 PLN/mies. obowiązują też w Wilanowie, w którym gros ofert to nowocześnie wykończone mieszkania o relatywnie dużych powierzchniach, w nowym budownictwie, w Śródmieściu, na Ursynowie oraz na Mokotowie.

Najtańsze oferty znaleźć można w oddalonej od centrum Wesołej (1200 PLN/mies.) i na Białołęce (1360 PLN/mies.).

 

Raport przygotowany przez Oferty.net i Open Finance

gk

inwestycje.pl

Nieruchomości: Trend spadkowy wyraźnie wyhamował

Nieznaczne zmiany cen mieszkań wystawionych do sprzedaży w największych polskich miastach w czerwcu pozwalają twierdzić, że obserwowany od wielu miesięcy trend spadkowy wyraźnie wyhamował. Wg analizy serwisu Oferty.net w ubiegłym miesiącu w 9 z 17 badanych miast wahania średnich stawek nie przekroczyły 1%. Jak twierdzi analityk serwisu - Marcin Drogomirecki - może to zwiastować nadejście trwałej stabilizacji cen na rynku mieszkaniowym.

Spośród pozostałych 8 miast największe spadki zanotował Kraków i Bydgoszcz - po 2,3%. O ponad 2% wzrosły w tym samym czasie średnie ceny ofertowe mieszkań w Sopocie (2,2%) i Gdyni (2,3%).
W największych aglomeracjach - Gdańsku, Gdyni, Katowicach, Krakowie, Łodzi i Poznaniu, w których podczas boomu mieszkaniowego ceny wzrosły najbardziej, ostatnie półtora roku przyniosło zdecydowane, ponad 10-procentowe redukcje cen.

Najwięcej, tj. aż o 12,5% spadły średnie ceny mieszkań w Krakowie. O ponad 12% niższe są również ceny w stolicy Górnego Śląska.

Wyjątkiem wśród największych aglomeracji jest Warszawa - ceny w stolicy są obecnie niższe od tych ze stycznia 2008 r. tylko o nieco ponad 7%.

CORAZ TRUDNIEJ O KREDYT
Od poprzedniego raportu Oferty.net i Open Finance stopa trzymiesięcznego WIBOR-u spadła o 41 punktów bazowych do 4,21 procent. Spadki rozpoczęły się 25 czerwca br., kiedy to trzymiesięczny WIBOR wyniósł 4,48 proc. (a dzień wcześniej było to 4,62 proc.). Jest to naturalnie efektem czerwcowejobniżki stóp procentowych o 25 pb do poziomu 3,50 proc. w przypadku głównej stopy referencyjnej.

Według analityków Open Finance jest bardzo prawdopodobne, że na kolejne zmiany trzeba będzie zaczekać do jesieni, gdy pojawią się dane dotyczące PKB za drugi kwartał 2009 roku. Do końca roku spodziewamy się jeszcze jednej obniżki stóp, co powinno WIBOR3M sprowadzić do poziomu około 4,1.

W stosunku do poprzedniego miesiąca dzięki spadkom stóp obniżyły się raty już zaciągniętych złotowych kredytów hipotecznych. Rata 30-letniego kredytu hipotecznego na kwotę 100 tys. zł spadła o 25-28 zł, w zależności od wysokości marży banku. (szczegóły w tabeli)

Ale jednocześnie w ostatnich miesiącach niektóre banki podniosły marże nowoudzielanych kredytów nawet o 1,5-2 pkt proc., co przekłada się na wzrost wysokości raty o kilkanaście procent - wynika z danych Open Finance. W lipcu odnotowujemy więc poprawę sytuacji kredytobiorców posiadających już kredyt w złotych i pogorszenie dla tych, którzy dopiero chcieliby go zaciągnąć.

SPADAJĄ RATY KREDYTÓW W CHF

Wśród ofert kredytów we franku szwajcarskim zaszło ostatnio mniej zmian, w ciągu miesiąca trzymiesięczny LIBOR dla franka szwajcarskiego spadł o 2 pb, taka zmiana nie wpływa znacząco na wysokość raty kredytu. Ważniejsze dla osób już posiadających kredyt we franku szwajcarskim jest to, że w ostatnim miesiącu kurs CHF spadł z 3 zł do 2,81. To ponad 6 proc., co w zależności od banku (różne kursy kupna i sprzedaży) i wysokości oraz okresu kredytu powinno dać miesięczną ratę kredytu niższą o 120-140 złotych.

Wydaje się, że to skutek z jednej strony prób Narodowego Banku Szwajcarii (SNB) na osłabienie kursu franka, a z drugiej - umacniania złotego wobec wszystkich innych walut. Jest to prawdopodobnie spowodowane chęcią kupienia polskich obligacji przez zagranicznych inwestorów. Poza tym praktycznie wszystkie wskaźniki makro są w Polsce obiektywnie lepsze niż w większości krajów Europy, zwłaszcza zachodniej.

CO DALEJ Z KREDYTAMI?
Ze względu na oczekiwany wzrost bezrobocia istnieje duże prawdopodobieństwo, że jesienią o kredyt hipoteczny może być jeszcze trudniej. Wprawdzie sytuacja na rynkach wydaje się stabilizować, lecz bankom kryzys może jeszcze długo odbijać się czkawką. Jeśli złoty znów zacznie się osłabiać, banki będą potrzebowały zabezpieczenia dla swoich portfeli kredytów walutowych i po raz kolejny mogą zaostrzyć politykę.

LIPIEC - NAJLEPSZY CZAS NA WYNAJEM MIESZKANIA
Koniec roku akademickiego i początek sezonu urlopowego to tradycyjnie najlepszy moment na poszukiwanie mieszkania do wynajęcia - wybór jest największy gdyż wiele lokali zwalnianych jest przez studentów, którzy wyjeżdżają na wakacje do swoich rodzinnych miejscowości.

Tego lata osoby planujące wynająć dla siebie lokum są w szczególnie korzystnej sytuacji - zmniejszony ruch na rynku sprzedaży mieszkań spowodował niespotykany w ostatnich latach wzrost podaży ofert najmu. Właściciele mający problem ze znalezieniem kupca skłonnego zapłacić oczekiwaną przez nich cenę podejmują próby osiągnięcia zysku przynajmniej w postaci czynszu z najmu swojego mieszkania.

Znaczna przewaga podaży nad popytem przekłada się wprost na spadek cen. Trend ten widać bardzo wyraźnie na przykładzie stawek za wynajem najpopularniejszych lokali - kawalerek. Jeszcze pół roku temu - w grudniu 2008 średni koszt wynajęcia kawalerki w Warszawie kształtował się na poziomie 1770 PLN. Obecnie jest on niższy o ponad 5% i wynosi 1671 PLN. I choć wśród ofert można znaleźć duże, komfortowo wyposażone mieszkania jednopokojowe w cenach przekraczających 2000 PLN/mies. to jednak blisko 40% ofert stanowią lokale w standardzie popularnym, w cenie do 1500 PLN/mies.

Zdaniem Marcina Drogomireckiego z serwisu Oferty.net o wysokości czynszu decydują przede wszystkim dwa czynniki - lokalizacja oraz standard lokalu. Z tego powodu najwyższe stawki - pow. 1700 PLN/mies. obowiązują też w Wilanowie, w którym gros ofert to nowocześnie wykończone mieszkania o relatywnie dużych powierzchniach, w nowym budownictwie, w Śródmieściu, na Ursynowie oraz na Mokotowie.

Najtańsze oferty znaleźć można w oddalonej od centrum Wesołej (1200 PLN/mies.) i na Białołęce (1360 PLN/mies.).

 

Raport przygotowany przez Oferty.net i Open Finance

gk

inwestycje.pl

Nieruchomości podmiejskie - ucieczka od zgiełku miasta

Zakup nieruchomości w okolicy dużych miast, takich jak Warszawa, Wrocław czy Kraków jest dobrą alternatywą dla osób, których nie stać na zakup mieszkania w mieście. Może być też znakomitym rozwiązaniem dla tych, którzy szukają ciszy, spokoju i więcej przestrzeni.

Jeszcze kilka lat temu przeprowadzka poza miasto była bardzo popularna, ale dotyczyło to głównie domów. Niskie ceny gruntów zachęcały do budowy zarówno inwestorów indywidualnych jak i deweloperów. Z czasem jednak, kiedy mieszkania w miastach zaczęły gwałtownie drożeć powodzeniem zaczęły cieszyć się te w inwestycjach podmiejskich. Mieszkania w takich miejscowościach jak Piaseczno pod Warszawą czy Smolec pod Wrocławiem były bardzo atrakcyjne cenowo w stosunku do tych w mieście. Sytuacja taka sprawiła, że w okolicach miast powstały i wciąż powstają duże osiedla mieszkaniowe. Ich ceny nadal są konkurencyjne w stosunku do tych miejskich i są dobrym rozwiązaniem dla tych, którzy nie dysponują dużą zdolnością kredytową.

Co zatem (oprócz atrakcyjnych cen) przyciąga kupujących w okolice dużych miast? Na pewno kameralny charakter. Z uwagi na tańszy grunt oraz plan zagospodarowania terenu budynki tam powstające są niewielkie, kilkupiętrowe. Próżno szukać wysokościowców, które coraz częściej wyrastają w mieście. Osoby, które lubią zgiełk metropolii zapewne nigdy nie przeprowadzą się np. do Zielonki, nawet jeżeli cena mieszkania będzie dwukrotnie niższa niż w Warszawie. Spokój i cisza małych miejscowości zachęci ludzi starszych oraz rodziny z małymi dziećmi. Ważne jednak, żeby w miejscach tych rozbudowana była infrastruktura (szkoły, przychodnie, poczty, apteki), ponieważ bez tego mieszkanie z dala od miasta może być uciążliwe. 

Dużą zaletą jest też bliskość terenów zielonych. W miastach możemy korzystać z licznych parków, natomiast poza nimi mamy do dyspozycji parki krajobrazowe czy też lasy. To na pewno zachęci osoby, które zmęczone są spalinami i codziennym zgiełkiem.  

Decydując się na zakup mieszkania na obrzeżach lub wręcz w dalszej okolicy musimy zwrócić uwagę przede wszystkim na czas dojazdu, bo i tak większość z nas pracuje w mieście. Tutaj niestety jest problem, ponieważ pomimo obietnic nasze drogi ciągle są w nienajlepszym stanie. Ponieważ wiele osób wyprowadziło się za miasto tworzą się korki, które powodują, że dojazd do pracy może zająć grubo ponad godzinę. Sytuacja ta zniechęca wiele osób, które poszukują mieszkań na obrzeżach metropolii. Istotne jest też, jak wygląda komunikacja (autobusy, kolej).

Często jednak osoby, które nie dysponują odpowiednimi środkami lub nie mają wystarczającej zdolności kredytowej a chcą zamieszkać we własnym ,,M’’ decyduje się na zakup, nawet w najmniej atrakcyjnej lokalizacji. Porównując ich ceny ze średnimi cenami mieszkań w miastach zauważymy sporą różnicę. Na przykład w Warszawie średnia cena mieszkania to ok. 8 tys. PLN. Jeżeli jednak poszukamy trochę dalej możemy znaleźć na przykład inwestycję jednego z czołowych polskich deweloperów w okolicy Ożarowa Mazowieckiego, gdzie wszystkie mieszkania kosztują  mniej niż 6 tys. zł/mkw. To naprawdę atrakcyjna cena biorąc pod uwagę fakt, że projekt zlokalizowany jest bardzo blisko granicy miasta.

Innym podwarszawskim przykładem jest osiedle powstające w Pruszkowie, gdzie możemy znaleźć mieszkanie za mniej niż 5 tys. zł/mkw. Jest to rozsądna cena, zwłaszcza z uwagi na całkiem niezły dojazd oraz infrastrukturę. Jednak w najbliższej okolicy nie będziemy mogli się cieszyć zielenią.   

Jeżeli chodzi o inne miasta to wybór nieruchomości na obrzeżach jest równie duży, a nawet większy niż w stolicy. Jest to spowodowane tym, że miasta te są mniej rozbudowane (są też po prostu mniejsze) a odległości do mniejszych miejscowości nie są tak duże. Jednym z miejsc pod Wrocławiem, które w ostatnich latach  mocno się rozwinęło jest Smolec. Ceny mieszkań w tamtejszych inwestycjach zaczynają się już od ok. 5 tys. zł/mkw., a odległość od miasta to niespełna 3km. Jeżeli jednak szukamy czegoś jeszcze tańszego możemy wybrać dalszą Oławę (27km.). Tam deweloperzy oferują nam mieszkania już od 4 tys. zł/mkw.

Podobną kwotę zapłacimy za mieszkanie w Krzeszowicach pod Krakowem. Jeżeli jednak interesuje nas coś bliżej centrum tego miasta możemy wybrać Zielonki. Tutaj za mieszkanie zapłacimy ok. 6 tys. zł/mkw.

Przykładów tych inwestycji można podawać wiele. Obecna sytuacja na rynku nieruchomości odcisnęła swoje piętno również na rynku podmiejskim, co sprawiło, że deweloperzy chętniej  obniżają swoje ceny. Podobnie sytuacja wygląda również na rynku wtórnym. To powoduje, że zakup mieszkania pod miastem staje jeszcze bardziej atrakcyjny.

Aleksandra Szarek
Specjalista Rynku Nieruchomości
Home Broker

gk

inwestycje.pl

Nieruchomości podmiejskie - ucieczka od zgiełku miasta

Zakup nieruchomości w okolicy dużych miast, takich jak Warszawa, Wrocław czy Kraków jest dobrą alternatywą dla osób, których nie stać na zakup mieszkania w mieście. Może być też znakomitym rozwiązaniem dla tych, którzy szukają ciszy, spokoju i więcej przestrzeni.

Jeszcze kilka lat temu przeprowadzka poza miasto była bardzo popularna, ale dotyczyło to głównie domów. Niskie ceny gruntów zachęcały do budowy zarówno inwestorów indywidualnych jak i deweloperów. Z czasem jednak, kiedy mieszkania w miastach zaczęły gwałtownie drożeć powodzeniem zaczęły cieszyć się te w inwestycjach podmiejskich. Mieszkania w takich miejscowościach jak Piaseczno pod Warszawą czy Smolec pod Wrocławiem były bardzo atrakcyjne cenowo w stosunku do tych w mieście. Sytuacja taka sprawiła, że w okolicach miast powstały i wciąż powstają duże osiedla mieszkaniowe. Ich ceny nadal są konkurencyjne w stosunku do tych miejskich i są dobrym rozwiązaniem dla tych, którzy nie dysponują dużą zdolnością kredytową.

Co zatem (oprócz atrakcyjnych cen) przyciąga kupujących w okolice dużych miast? Na pewno kameralny charakter. Z uwagi na tańszy grunt oraz plan zagospodarowania terenu budynki tam powstające są niewielkie, kilkupiętrowe. Próżno szukać wysokościowców, które coraz częściej wyrastają w mieście. Osoby, które lubią zgiełk metropolii zapewne nigdy nie przeprowadzą się np. do Zielonki, nawet jeżeli cena mieszkania będzie dwukrotnie niższa niż w Warszawie. Spokój i cisza małych miejscowości zachęci ludzi starszych oraz rodziny z małymi dziećmi. Ważne jednak, żeby w miejscach tych rozbudowana była infrastruktura (szkoły, przychodnie, poczty, apteki), ponieważ bez tego mieszkanie z dala od miasta może być uciążliwe. 

Dużą zaletą jest też bliskość terenów zielonych. W miastach możemy korzystać z licznych parków, natomiast poza nimi mamy do dyspozycji parki krajobrazowe czy też lasy. To na pewno zachęci osoby, które zmęczone są spalinami i codziennym zgiełkiem.  

Decydując się na zakup mieszkania na obrzeżach lub wręcz w dalszej okolicy musimy zwrócić uwagę przede wszystkim na czas dojazdu, bo i tak większość z nas pracuje w mieście. Tutaj niestety jest problem, ponieważ pomimo obietnic nasze drogi ciągle są w nienajlepszym stanie. Ponieważ wiele osób wyprowadziło się za miasto tworzą się korki, które powodują, że dojazd do pracy może zająć grubo ponad godzinę. Sytuacja ta zniechęca wiele osób, które poszukują mieszkań na obrzeżach metropolii. Istotne jest też, jak wygląda komunikacja (autobusy, kolej).

Często jednak osoby, które nie dysponują odpowiednimi środkami lub nie mają wystarczającej zdolności kredytowej a chcą zamieszkać we własnym ,,M’’ decyduje się na zakup, nawet w najmniej atrakcyjnej lokalizacji. Porównując ich ceny ze średnimi cenami mieszkań w miastach zauważymy sporą różnicę. Na przykład w Warszawie średnia cena mieszkania to ok. 8 tys. PLN. Jeżeli jednak poszukamy trochę dalej możemy znaleźć na przykład inwestycję jednego z czołowych polskich deweloperów w okolicy Ożarowa Mazowieckiego, gdzie wszystkie mieszkania kosztują  mniej niż 6 tys. zł/mkw. To naprawdę atrakcyjna cena biorąc pod uwagę fakt, że projekt zlokalizowany jest bardzo blisko granicy miasta.

Innym podwarszawskim przykładem jest osiedle powstające w Pruszkowie, gdzie możemy znaleźć mieszkanie za mniej niż 5 tys. zł/mkw. Jest to rozsądna cena, zwłaszcza z uwagi na całkiem niezły dojazd oraz infrastrukturę. Jednak w najbliższej okolicy nie będziemy mogli się cieszyć zielenią.   

Jeżeli chodzi o inne miasta to wybór nieruchomości na obrzeżach jest równie duży, a nawet większy niż w stolicy. Jest to spowodowane tym, że miasta te są mniej rozbudowane (są też po prostu mniejsze) a odległości do mniejszych miejscowości nie są tak duże. Jednym z miejsc pod Wrocławiem, które w ostatnich latach  mocno się rozwinęło jest Smolec. Ceny mieszkań w tamtejszych inwestycjach zaczynają się już od ok. 5 tys. zł/mkw., a odległość od miasta to niespełna 3km. Jeżeli jednak szukamy czegoś jeszcze tańszego możemy wybrać dalszą Oławę (27km.). Tam deweloperzy oferują nam mieszkania już od 4 tys. zł/mkw.

Podobną kwotę zapłacimy za mieszkanie w Krzeszowicach pod Krakowem. Jeżeli jednak interesuje nas coś bliżej centrum tego miasta możemy wybrać Zielonki. Tutaj za mieszkanie zapłacimy ok. 6 tys. zł/mkw.

Przykładów tych inwestycji można podawać wiele. Obecna sytuacja na rynku nieruchomości odcisnęła swoje piętno również na rynku podmiejskim, co sprawiło, że deweloperzy chętniej  obniżają swoje ceny. Podobnie sytuacja wygląda również na rynku wtórnym. To powoduje, że zakup mieszkania pod miastem staje jeszcze bardziej atrakcyjny.

Aleksandra Szarek
Specjalista Rynku Nieruchomości
Home Broker

gk

inwestycje.pl

Sezon na okazje w funduszach inwestycyjnych

Korzystne zmiany na rynkach surowcowych oraz wzrost cen akcji małych i średnich przedsiębiorstw zachęcają do ponownego inwestowania w fundusze. Wybór, uzależniony od indywidualnych preferencji inwestora, nie jest jednak prosty. Zarządzający Union Investment TFI przedstawiają krótkie zestawienie najbardziej obiecujących funduszy na najbliższe 6-12 miesięcy.

Pierwszy z nich to subfundusz UniKorona Pieniężny, przeznaczony dla inwestorów ceniących sobie pewność i bezpieczeństwo, a jednocześnie zainteresowanych inwestycjami o wysokiej płynności oraz zdywersyfikowanym portfelem gotówkowym. UniKorona Pieniężny inwestujący w bony skarbowe, krótkoterminowe lokaty bankowe oraz dłużne papiery wartościowe, charakteryzuje się niskim stopniem ryzyka. – Niewielkie wahania wartości rynkowej portfela subfunduszu UniKorona Pieniężny w porównaniu do rynku akcji oraz rynku obligacji jest bezpieczną propozycja inwestycyjną. Zapewnia ochronę realnej wartości inwestycji przy zachowaniu dużej płynności  – mówi Dariusz Lasek, Dyrektor inwestycyjny ds. Papierów Dłużnych Union Investment TFI.

Funduszem o rentowności lokaty z natychmiastową płynnością jest specjalistyczny fundusz otwarty UniWIBIDSFIO, skierowany do inwestorów instytucjonalnych. Zgodnie z przewidywaniami zarządzających Union Investment TFI, dzięki utrzymującemu się wysokiemu poziomowi rynkowych stóp procentowych w Polsce w porównaniu do strefy euro oraz innych krajów wysokorozwiniętych, fundusz ten w ciągu najbliższych sześciu miesięcy osiągnie wymierne stopy zwrotu. Potwierdzają to wyniki z inwestycji w subfundusz UniWIBIDSFIO, które były wyższe od rentowności lokat opartych o oprocentowanie 1-miesięcznego WIBID-u, zarówno w średnim jak i w krótkim okresie.

Wzrost cen surowców zwiększa obecnie atrakcyjność spółek z tego sektora na rynkach wschodzących. Subfundusz UniAkcje: Nowa Europa inwestując głównie w spółki takich krajów jak Rosja, Polska, Czechy, czy Węgry daje możliwość wysokich zysków w czasie wychodzenia światowej gospodarki z recesji. – Oczekiwane umocnienie się walut krajów regionu emerging markets, prawdopodobnie także przyczyni się do wzrostów cen akcji. Inwestorzy mogą w konsekwencji tego w perspektywie 9-12 miesięcy, osiągnąć atrakcyjną stopę zwrotu – mówi Ryszard Rusak, Dyrektor inwestycyjny ds. Akcji Union Investment TFI. 

Drugi obiecujący subfundusz akcyjny, typowany przez zarządzających Union Investment TFI, to UniAkcje Małych i Średnich Spółek, który w bieżącym roku wraz z innymi funduszami małych i średnich spółek należy do liderów wzrostów pośród funduszy akcyjnych. Powodem takiej sytuacji jest wzrost cen tej kategorii przedsiębiorstw, które w okresie odbicia najbardziej odreagowujących wcześniejsze spadki. – Świadczą o tym indeksy sWIG80 i mWIG40, które od początku roku wzrosły odpowiednio o 36 proc. i 17,08 proc., podczas gdy WIG20 odnotował niewielki, 4,5 proc. wzrost – wyjaśnia Ryszard Rusak.

Union Investment TFI

as

inwestycje.pl

Sezon na okazje w funduszach inwestycyjnych

Korzystne zmiany na rynkach surowcowych oraz wzrost cen akcji małych i średnich przedsiębiorstw zachęcają do ponownego inwestowania w fundusze. Wybór, uzależniony od indywidualnych preferencji inwestora, nie jest jednak prosty. Zarządzający Union Investment TFI przedstawiają krótkie zestawienie najbardziej obiecujących funduszy na najbliższe 6-12 miesięcy.

Pierwszy z nich to subfundusz UniKorona Pieniężny, przeznaczony dla inwestorów ceniących sobie pewność i bezpieczeństwo, a jednocześnie zainteresowanych inwestycjami o wysokiej płynności oraz zdywersyfikowanym portfelem gotówkowym. UniKorona Pieniężny inwestujący w bony skarbowe, krótkoterminowe lokaty bankowe oraz dłużne papiery wartościowe, charakteryzuje się niskim stopniem ryzyka. – Niewielkie wahania wartości rynkowej portfela subfunduszu UniKorona Pieniężny w porównaniu do rynku akcji oraz rynku obligacji jest bezpieczną propozycja inwestycyjną. Zapewnia ochronę realnej wartości inwestycji przy zachowaniu dużej płynności  – mówi Dariusz Lasek, Dyrektor inwestycyjny ds. Papierów Dłużnych Union Investment TFI.

Funduszem o rentowności lokaty z natychmiastową płynnością jest specjalistyczny fundusz otwarty UniWIBIDSFIO, skierowany do inwestorów instytucjonalnych. Zgodnie z przewidywaniami zarządzających Union Investment TFI, dzięki utrzymującemu się wysokiemu poziomowi rynkowych stóp procentowych w Polsce w porównaniu do strefy euro oraz innych krajów wysokorozwiniętych, fundusz ten w ciągu najbliższych sześciu miesięcy osiągnie wymierne stopy zwrotu. Potwierdzają to wyniki z inwestycji w subfundusz UniWIBIDSFIO, które były wyższe od rentowności lokat opartych o oprocentowanie 1-miesięcznego WIBID-u, zarówno w średnim jak i w krótkim okresie.

Wzrost cen surowców zwiększa obecnie atrakcyjność spółek z tego sektora na rynkach wschodzących. Subfundusz UniAkcje: Nowa Europa inwestując głównie w spółki takich krajów jak Rosja, Polska, Czechy, czy Węgry daje możliwość wysokich zysków w czasie wychodzenia światowej gospodarki z recesji. – Oczekiwane umocnienie się walut krajów regionu emerging markets, prawdopodobnie także przyczyni się do wzrostów cen akcji. Inwestorzy mogą w konsekwencji tego w perspektywie 9-12 miesięcy, osiągnąć atrakcyjną stopę zwrotu – mówi Ryszard Rusak, Dyrektor inwestycyjny ds. Akcji Union Investment TFI. 

Drugi obiecujący subfundusz akcyjny, typowany przez zarządzających Union Investment TFI, to UniAkcje Małych i Średnich Spółek, który w bieżącym roku wraz z innymi funduszami małych i średnich spółek należy do liderów wzrostów pośród funduszy akcyjnych. Powodem takiej sytuacji jest wzrost cen tej kategorii przedsiębiorstw, które w okresie odbicia najbardziej odreagowujących wcześniejsze spadki. – Świadczą o tym indeksy sWIG80 i mWIG40, które od początku roku wzrosły odpowiednio o 36 proc. i 17,08 proc., podczas gdy WIG20 odnotował niewielki, 4,5 proc. wzrost – wyjaśnia Ryszard Rusak.

Union Investment TFI

as

inwestycje.pl

Światowe giełdy najwyżej od początku roku

DZIEŃ NA RYNKACH

W czwartek indeksy w Europie rosły dziewiątą sesję z rzędu, a główne wskaźniki na Wall Street znalazły się najwyżej od początku roku. Mniej niż czterech miesięcy potrzebował indeks DJIA, by od lokalnych dołków z początku marca powrócić na poziom z początku roku i zakończyć ostatnią sesję o ok. 39 proc. wyżej. W czwartek Dow Jones Industrial Average przebił okrągły poziom 9000 pkt., a również w tym tygodniu S&P 500 osiągnął tegoroczne szczyty. Trzeci miesiąc z rzędu wzrosła aktywność na wtórnym rynku nieruchomości, co sugeruje, że po blisko dwóch latach ciągłych spadków zbliża się stabilizacja. Z drugiej strony, musimy pamiętać, że ceny domów są przeciętnie o ponad 15 proc. niższe niż przed rokiem, a większa ilość kupujących wynika z faktu, że pod komorniczy młotek trafiają coraz bardziej atrakcyjne nieruchomości.

Wzrostowa seria w Europie trwa bez przerwy już dziewięć sesji - od 11 lipca indeks DJ Stoxx 600 wzrósł 11 proc.

W piątek w Azji przeważały w dalszym ciągu optymistyczne nastroje, jedynie chiński indeks B-Shares Shanghai tuż przed otwarciem notowań na Starym Kontynencie znajdował się na niewielkim minusie. Lokalnym sygnałem poprawy warunków gospodarczych był wzrost PKB Korei Południowej o 2,3 proc. w ujęciu kwartalnym. To wynik wdrażania jednego z największych programów pomocowych na świecie (mierzonych w stosunku do PKB), ale mimo to szef banku centralnego do optymistów nie dołączył i uważa, że wewnętrzny popyt będzie się nadal kurczyć, ponieważ sytuacja na rynku pracy wciąż się pogarsza. W piątek informację o dynamice PKB podadzą Brytyjczycy, ekonomiści spodziewają się spadku powyżej 5 proc. r/r.

W czwartek wieczorem politycy z Kalifornii debatowali nad poprawioną wersją budżetu, który miał się zamknąć deficytem na poziomie 26 mld USD. Aby pokryć znacznie niższe niż przed rokiem wpływy z podatków dokonano cięć na kwotę 15 mld USD, a kolejne 4 mld USD pochodzić będzie z lokalnych samorządów oraz zwiększenia wydobycia ropy z pobliskich szeflów. Kłóci się to, co prawda z jednym z głównych haseł wyborczych prezydenta Obamy, który zamierza uniezależnić USA od ropy poprzez zwiększenie udziału alternatywnych źródeł energii, lecz w krótkiej perspektywie priorytetem dla niemal wszystkich stanów jest zapobieganie wzrostowi bezrobocia i dalszym spadkom cen nieruchomości. A łatwo o to nie będzie, bo np. wczoraj Toyota poinformowała o planach zamknięcia ostatniej czynnej fabryki położonej w Kalifornii. Inwestorów rozczarowały ponadto wyniki kwartalne największego producenta oprogramowania na świecie, firmy Microsoft oraz sklepu internetowego Amazon.com.


KOMENTARZ PRZYGOTOWAŁ
Łukasz Wróbel, analityk Open Finance

inwestycje.pl

Światowe giełdy najwyżej od początku roku

DZIEŃ NA RYNKACH

W czwartek indeksy w Europie rosły dziewiątą sesję z rzędu, a główne wskaźniki na Wall Street znalazły się najwyżej od początku roku. Mniej niż czterech miesięcy potrzebował indeks DJIA, by od lokalnych dołków z początku marca powrócić na poziom z początku roku i zakończyć ostatnią sesję o ok. 39 proc. wyżej. W czwartek Dow Jones Industrial Average przebił okrągły poziom 9000 pkt., a również w tym tygodniu S&P 500 osiągnął tegoroczne szczyty. Trzeci miesiąc z rzędu wzrosła aktywność na wtórnym rynku nieruchomości, co sugeruje, że po blisko dwóch latach ciągłych spadków zbliża się stabilizacja. Z drugiej strony, musimy pamiętać, że ceny domów są przeciętnie o ponad 15 proc. niższe niż przed rokiem, a większa ilość kupujących wynika z faktu, że pod komorniczy młotek trafiają coraz bardziej atrakcyjne nieruchomości.

Wzrostowa seria w Europie trwa bez przerwy już dziewięć sesji - od 11 lipca indeks DJ Stoxx 600 wzrósł 11 proc.

W piątek w Azji przeważały w dalszym ciągu optymistyczne nastroje, jedynie chiński indeks B-Shares Shanghai tuż przed otwarciem notowań na Starym Kontynencie znajdował się na niewielkim minusie. Lokalnym sygnałem poprawy warunków gospodarczych był wzrost PKB Korei Południowej o 2,3 proc. w ujęciu kwartalnym. To wynik wdrażania jednego z największych programów pomocowych na świecie (mierzonych w stosunku do PKB), ale mimo to szef banku centralnego do optymistów nie dołączył i uważa, że wewnętrzny popyt będzie się nadal kurczyć, ponieważ sytuacja na rynku pracy wciąż się pogarsza. W piątek informację o dynamice PKB podadzą Brytyjczycy, ekonomiści spodziewają się spadku powyżej 5 proc. r/r.

W czwartek wieczorem politycy z Kalifornii debatowali nad poprawioną wersją budżetu, który miał się zamknąć deficytem na poziomie 26 mld USD. Aby pokryć znacznie niższe niż przed rokiem wpływy z podatków dokonano cięć na kwotę 15 mld USD, a kolejne 4 mld USD pochodzić będzie z lokalnych samorządów oraz zwiększenia wydobycia ropy z pobliskich szeflów. Kłóci się to, co prawda z jednym z głównych haseł wyborczych prezydenta Obamy, który zamierza uniezależnić USA od ropy poprzez zwiększenie udziału alternatywnych źródeł energii, lecz w krótkiej perspektywie priorytetem dla niemal wszystkich stanów jest zapobieganie wzrostowi bezrobocia i dalszym spadkom cen nieruchomości. A łatwo o to nie będzie, bo np. wczoraj Toyota poinformowała o planach zamknięcia ostatniej czynnej fabryki położonej w Kalifornii. Inwestorów rozczarowały ponadto wyniki kwartalne największego producenta oprogramowania na świecie, firmy Microsoft oraz sklepu internetowego Amazon.com.


KOMENTARZ PRZYGOTOWAŁ
Łukasz Wróbel, analityk Open Finance

inwestycje.pl

NBP: Inflacji oczekujemy umiarkowanej

Dzisiejszą stopę inflacji Polacy oceniają jako niższą niż w roku ubiegłym. Także oczekiwania inflacyjne w ostatnich miesiącach spadły i kształtują się około celu inflacyjnego. Tak uważają i tego oczekują zarówno gospodarstwa domowe, jak i analitycy – mówi dr Michał Brzoza–Brzezina w rozmowie z NBPnews.pl na temat badań oczekiwań inflacyjnych, których wyniki opublikowane zostały w czerwcowym „Raporcie o inflacji – czerwiec 2009”.

NBPnews.pl, Eryk Kazanowski: W opublikowanym w czerwcu „Raporcie o inflacji – czerwiec 2009” w pierwszym rozdziale, opisującym przebieg zjawiska wzrostu i spadku cen, jeden z podrozdziałów został w całości poświęcony „oczekiwaniom inflacyjnym” analityków i konsumentów. O czym „mówią” lub miarą czego są „oczekiwania inflacyjne” i dlaczego mają takie znacznie?

dr Michał Brzoza-Brzezina*: Informacje o oczekiwaniach inflacyjnych pojawiają się w „Raportach o inflacji” już od wielu lat, a to dlatego, że są bardzo ważne zarówno dla banku centralnego i prowadzonej polityki pieniężnej, jak i dla ekonomistów.

Oczekiwania inflacyjne mówią o kilku rzeczach. Po pierwsze są pewnym miernikiem zaufania podmiotów do banku centralnego i do tego, że bank centralny realizuje politykę pieniężną tak, że jest w stanie kontrolować inflację pomimo różnych wahań cen. Z różnymi wstrząsami mamy do czynienia permanentnie, coś drożeje a coś tanieje. Niektóre wstrząsy mają charakter egzogeniczny wobec polskiej gospodarki, tak jak wzrost cen surowców. Jeśli oczekiwania inflacyjne są bliskie celowi inflacyjnemu, oznacza to, że podmioty wierzą, że bank centralny potrafi i będzie inflację do celu inflacyjnego sprowadzał.
Po drugie, oczekiwania inflacyjne są ważne, bo mogą dość łatwo przekładać się na przyszłą inflację na zasadzie samospełniającej się przepowiedni. Wyższe lub niższe oczekiwania inflacyjne mogą przełożyć się odpowiednio na wyższą lub niższą inflację. Jeśli jestem producentem i spodziewam się, że inni wytwórcy będą podnosili ceny, to mi również jest łatwiej podnieść ceny. Z kolei, jeśli jestem pracownikiem i uważam, że ceny wzrosną, to jestem bardziej skłonny do negocjowania dla siebie podwyżki wynagrodzenia, żeby jej wartość realna (siła nabywcza wynagrodzenia) nie spadła. Wyższe wynagrodzenia to wyższe koszty produkcji, a wyższe koszty produkcji to wyższe ceny. To właśnie nazywa się spiralą cenowo płacową.

– NBP bada dwa typy oczekiwań inflacyjnych – analityków i gospodarstw domowych. Czym one się różnią i które z nich są ważniejsze?

– Analitycy to profesjonaliści, których głównym zadaniem jest prognozowanie zmiennych makroekonomicznych, w tym inflacji. Dla nas ich oczekiwania są miarą zaufania rynków finansowych do tego co robi NBP. To ważne, co mówią ekonomiści, ale z punktu widzenia banku centralnego, ważniejsze są opinie gospodarstw domowych. Odgrywają one aktywną rolę zarówno w procesie kształtowania płac (wynagrodzeń), jak i częściowo cen. Oczekiwania gospodarstw mają zdecydowanie adaptacyjny charakter, tzn. podążają w ślad za bieżącą inflacją, ale nie jest to wyłącznie polska specyfika. No i oczywiście bardzo ważne są oczekiwania inflacyjne przedsiębiorców.

Oczekiwania analityków i gospodarstw domowych różnią się też sposobem pomiaru. Oczekiwania inflacyjne analityków mierzone są bezpośrednio, tzn. kilkudziesięciu analityków pyta się, jaka jest oczekiwana przez nich za rok inflacja. Trudniej mierzy się oczekiwania gospodarstw domowych, bo nie są to profesjonaliści, często słabo znają rzeczywistość makroekonomiczną. Aby więc próby nie skończyły się porażką, oczekiwania gospodarstw mierzy się je pośrednio, tzn. zadaje się prostsze pytania typu: czy pańskim zdaniem inflacja w ciągu najbliższego roku wzrośnie, spadnie, nie zmieni się. A następnie przy pomocy metod statystycznych, przelicza się odpowiedzi jakościowe na ilościową miarę i uzyskuje się oczekiwaną stopę inflacji.

– Jak Polacy oceniają dzisiejszą stopę inflacji?

– Podobnie jak w przypadku oczekiwań na to pytanie nie posiadamy odpowiedzi wprost, zadajemy bowiem uproszczone pytania. Procedura statystyczna pozwala na tej podstawie oszacować ilościową miarę postrzeganej inflacji. Ta kształtuje się obecnie znacznie niżej niż przed rokiem.

– Czy na podstawie badań oczekiwań inflacyjnych można również stwierdzić, podwyżek których towarów (artykułów) najbardziej obawiają się Polacy w najbliższym czasie?

– Nie, nie zadajemy tak szczegółowych pytań. Zresztą z punktu widzenia polityki pieniężnej nie ma to większego znaczenia, jako że bank centralny nie jest w stanie oddziaływać na ceny względne, a jedynie na ogólny poziom cen.

– Kiedy i jak zmieniają się oczekiwania inflacyjne?

– Jeśli chodzi o podmioty to w dużym stopniu podążają one za bieżącą inflacją. Bieżąca wyższa inflacja oznacza wyższe oczekiwania inflacyjne i na odwrót. Wyjątkiem są takie momenty, kiedy wzrost lub spadek inflacji są mocno nagłośnione w mediach. Takim klasycznym przykładem było wstąpienie Polski do UE, kiedy już kilka miesięcy wcześniej w mediach opisywało się, że cukier zdrożeje. Oczekiwania inflacyjne gwałtownie poszły w górę a Polacy ruszyli do sklepów, tym samym przyczyniając się do wzrostu cen..Ludzie jeszcze nie zobaczyli tej wyższej inflacji, ale już jej oczekiwali, bo się o niej dużo mówiło.

– To troche tak, jak z przystąpieniem Polski do strefy euro i wzrostem cen?

– Tak, potencjalne podwyżki cen po wstąpieniu do Polski do strefy euro są dobrą ilustracją mechanizmu. To prawdopodobnie będzie tak, że tuż przed przyjęciem euro inflacja bieżąca będzie ustabilizowana i dość niska, a może nawet będzie spadać. Ale konsumenci będą oczekiwali, że w momencie wymiany złotego na euro ceny wzrosną, więc i oczekiwania inflacyjne będą szły w górę. Rolą banku centralnego jest, aby do tego nie dopuścić, żeby uspokoić i dać wyraźny sygnał, że ta inflacja nie wzrośnie albo wzrośnie nieznacznie. Bo takie były doświadczenia innych krajów, a w podwyżkach cen było więcej psychologii niż realnych wzrostów.

– Jakie ważne wydarzenia gospodarcze lub polityczne mają wpływ na postrzeganie cen przez ludzi? Np. wybory parlamentarne?

– W Polsce na szczęście cykl gospodarczy oddzielił się od cyklu politycznego, co w dużym stopniu jest zasługą tego, że bank centralny jest niezależny i nikt nie obawia się, że po wygranych wyborach zostanie natychmiast zdymisjonowany Prezes i zatrudniony ktoś, kto będzie chętnie nakręcał popyt, po to, żeby wesprzeć politykę gospodarczą rządu. Być może w krótkim okresie nawet by się to sprawdzało, ale w dłuższej perspektywie przyniosłoby opłakane skutki i skończylibyśmy z galopującą inflacją.

*Michał Brzoza-Brzezina – doktor nauk ekonomicznych, jest dyrektorem Biura Badań Stosowanych w Instytucie Ekonomicznym NBP. Absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, adiunkt w Katedrze Polityki Pieniężnej SGH. Jest autorem wielu opracowań z zakresu teorii pieniądza i polityki pieniężnej.


Eryk Kazanowski

Copyright by Serwis Informacyjny NBPnews.pl
inwestycje.pl

NBP: Inflacji oczekujemy umiarkowanej

Dzisiejszą stopę inflacji Polacy oceniają jako niższą niż w roku ubiegłym. Także oczekiwania inflacyjne w ostatnich miesiącach spadły i kształtują się około celu inflacyjnego. Tak uważają i tego oczekują zarówno gospodarstwa domowe, jak i analitycy – mówi dr Michał Brzoza–Brzezina w rozmowie z NBPnews.pl na temat badań oczekiwań inflacyjnych, których wyniki opublikowane zostały w czerwcowym „Raporcie o inflacji – czerwiec 2009”.

NBPnews.pl, Eryk Kazanowski: W opublikowanym w czerwcu „Raporcie o inflacji – czerwiec 2009” w pierwszym rozdziale, opisującym przebieg zjawiska wzrostu i spadku cen, jeden z podrozdziałów został w całości poświęcony „oczekiwaniom inflacyjnym” analityków i konsumentów. O czym „mówią” lub miarą czego są „oczekiwania inflacyjne” i dlaczego mają takie znacznie?

dr Michał Brzoza-Brzezina*: Informacje o oczekiwaniach inflacyjnych pojawiają się w „Raportach o inflacji” już od wielu lat, a to dlatego, że są bardzo ważne zarówno dla banku centralnego i prowadzonej polityki pieniężnej, jak i dla ekonomistów.

Oczekiwania inflacyjne mówią o kilku rzeczach. Po pierwsze są pewnym miernikiem zaufania podmiotów do banku centralnego i do tego, że bank centralny realizuje politykę pieniężną tak, że jest w stanie kontrolować inflację pomimo różnych wahań cen. Z różnymi wstrząsami mamy do czynienia permanentnie, coś drożeje a coś tanieje. Niektóre wstrząsy mają charakter egzogeniczny wobec polskiej gospodarki, tak jak wzrost cen surowców. Jeśli oczekiwania inflacyjne są bliskie celowi inflacyjnemu, oznacza to, że podmioty wierzą, że bank centralny potrafi i będzie inflację do celu inflacyjnego sprowadzał.
Po drugie, oczekiwania inflacyjne są ważne, bo mogą dość łatwo przekładać się na przyszłą inflację na zasadzie samospełniającej się przepowiedni. Wyższe lub niższe oczekiwania inflacyjne mogą przełożyć się odpowiednio na wyższą lub niższą inflację. Jeśli jestem producentem i spodziewam się, że inni wytwórcy będą podnosili ceny, to mi również jest łatwiej podnieść ceny. Z kolei, jeśli jestem pracownikiem i uważam, że ceny wzrosną, to jestem bardziej skłonny do negocjowania dla siebie podwyżki wynagrodzenia, żeby jej wartość realna (siła nabywcza wynagrodzenia) nie spadła. Wyższe wynagrodzenia to wyższe koszty produkcji, a wyższe koszty produkcji to wyższe ceny. To właśnie nazywa się spiralą cenowo płacową.

– NBP bada dwa typy oczekiwań inflacyjnych – analityków i gospodarstw domowych. Czym one się różnią i które z nich są ważniejsze?

– Analitycy to profesjonaliści, których głównym zadaniem jest prognozowanie zmiennych makroekonomicznych, w tym inflacji. Dla nas ich oczekiwania są miarą zaufania rynków finansowych do tego co robi NBP. To ważne, co mówią ekonomiści, ale z punktu widzenia banku centralnego, ważniejsze są opinie gospodarstw domowych. Odgrywają one aktywną rolę zarówno w procesie kształtowania płac (wynagrodzeń), jak i częściowo cen. Oczekiwania gospodarstw mają zdecydowanie adaptacyjny charakter, tzn. podążają w ślad za bieżącą inflacją, ale nie jest to wyłącznie polska specyfika. No i oczywiście bardzo ważne są oczekiwania inflacyjne przedsiębiorców.

Oczekiwania analityków i gospodarstw domowych różnią się też sposobem pomiaru. Oczekiwania inflacyjne analityków mierzone są bezpośrednio, tzn. kilkudziesięciu analityków pyta się, jaka jest oczekiwana przez nich za rok inflacja. Trudniej mierzy się oczekiwania gospodarstw domowych, bo nie są to profesjonaliści, często słabo znają rzeczywistość makroekonomiczną. Aby więc próby nie skończyły się porażką, oczekiwania gospodarstw mierzy się je pośrednio, tzn. zadaje się prostsze pytania typu: czy pańskim zdaniem inflacja w ciągu najbliższego roku wzrośnie, spadnie, nie zmieni się. A następnie przy pomocy metod statystycznych, przelicza się odpowiedzi jakościowe na ilościową miarę i uzyskuje się oczekiwaną stopę inflacji.

– Jak Polacy oceniają dzisiejszą stopę inflacji?

– Podobnie jak w przypadku oczekiwań na to pytanie nie posiadamy odpowiedzi wprost, zadajemy bowiem uproszczone pytania. Procedura statystyczna pozwala na tej podstawie oszacować ilościową miarę postrzeganej inflacji. Ta kształtuje się obecnie znacznie niżej niż przed rokiem.

– Czy na podstawie badań oczekiwań inflacyjnych można również stwierdzić, podwyżek których towarów (artykułów) najbardziej obawiają się Polacy w najbliższym czasie?

– Nie, nie zadajemy tak szczegółowych pytań. Zresztą z punktu widzenia polityki pieniężnej nie ma to większego znaczenia, jako że bank centralny nie jest w stanie oddziaływać na ceny względne, a jedynie na ogólny poziom cen.

– Kiedy i jak zmieniają się oczekiwania inflacyjne?

– Jeśli chodzi o podmioty to w dużym stopniu podążają one za bieżącą inflacją. Bieżąca wyższa inflacja oznacza wyższe oczekiwania inflacyjne i na odwrót. Wyjątkiem są takie momenty, kiedy wzrost lub spadek inflacji są mocno nagłośnione w mediach. Takim klasycznym przykładem było wstąpienie Polski do UE, kiedy już kilka miesięcy wcześniej w mediach opisywało się, że cukier zdrożeje. Oczekiwania inflacyjne gwałtownie poszły w górę a Polacy ruszyli do sklepów, tym samym przyczyniając się do wzrostu cen..Ludzie jeszcze nie zobaczyli tej wyższej inflacji, ale już jej oczekiwali, bo się o niej dużo mówiło.

– To troche tak, jak z przystąpieniem Polski do strefy euro i wzrostem cen?

– Tak, potencjalne podwyżki cen po wstąpieniu do Polski do strefy euro są dobrą ilustracją mechanizmu. To prawdopodobnie będzie tak, że tuż przed przyjęciem euro inflacja bieżąca będzie ustabilizowana i dość niska, a może nawet będzie spadać. Ale konsumenci będą oczekiwali, że w momencie wymiany złotego na euro ceny wzrosną, więc i oczekiwania inflacyjne będą szły w górę. Rolą banku centralnego jest, aby do tego nie dopuścić, żeby uspokoić i dać wyraźny sygnał, że ta inflacja nie wzrośnie albo wzrośnie nieznacznie. Bo takie były doświadczenia innych krajów, a w podwyżkach cen było więcej psychologii niż realnych wzrostów.

– Jakie ważne wydarzenia gospodarcze lub polityczne mają wpływ na postrzeganie cen przez ludzi? Np. wybory parlamentarne?

– W Polsce na szczęście cykl gospodarczy oddzielił się od cyklu politycznego, co w dużym stopniu jest zasługą tego, że bank centralny jest niezależny i nikt nie obawia się, że po wygranych wyborach zostanie natychmiast zdymisjonowany Prezes i zatrudniony ktoś, kto będzie chętnie nakręcał popyt, po to, żeby wesprzeć politykę gospodarczą rządu. Być może w krótkim okresie nawet by się to sprawdzało, ale w dłuższej perspektywie przyniosłoby opłakane skutki i skończylibyśmy z galopującą inflacją.

*Michał Brzoza-Brzezina – doktor nauk ekonomicznych, jest dyrektorem Biura Badań Stosowanych w Instytucie Ekonomicznym NBP. Absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, adiunkt w Katedrze Polityki Pieniężnej SGH. Jest autorem wielu opracowań z zakresu teorii pieniądza i polityki pieniężnej.


Eryk Kazanowski

Copyright by Serwis Informacyjny NBPnews.pl
inwestycje.pl

Klasyfikacja materiałów

Parlament Europejski w głosowaniu przyjął rezolucję legislacyjną dotyczącą nowelizacji dyrektywy w zakresie etykietowania produktów i informowania o zużyciu energii produktów oraz innych zasobów.

Znakowanie energetyczne unijną etykietą jest dotychczas stosowane przede wszystkich na sprzęcie RTV i AGD, czyli na materiałach i produktach, które mają bezpośredni wpływ na zużycie energii. Obecnie obowiązuje siedem klas oznaczeń produktów, od klasy A najbardziej energetycznie wydajnej, zielonej, do klasy G najbardziej pochłaniającej energię, czerwonej.

Przyjęta rezolucja oznacza rozszerzenie dyrektywy o produkty związane z energią, w tym materiały budowlane, które dotychczas nie były etykietowane. Teraz gama oznaczonych produktów będzie poszerzona o te, które nie zużywają energii, lecz przyczyniają się do znacznych oszczędności w jej zużyciu, np. okna, ramy, drzwi. Pełną listę materiałów i produktów budowlanych powinniśmy poznać w sześć miesięcy po wejściu w życie niniejszej dyrektywy.

Nowelizacja prawa w zakresie klasyfikacji energetycznej jest sprzężona z pozostałymi środkami ustawodawczymi, które istnieją już od 1992 r. Jest to m.in. dyrektywa w sprawie wymagań dotyczących efektywności energetycznej nowych wodnych kotłów grzewczych opalanych paliwami ciekłymi lub gazowymi; dyrektywa w sprawie wymagań efektywności energetycznej chłodziarek, chłodziarko-zamrażarek i zamrażarek typu domowego; dyrektywa sprawności energetycznej stabilizatorów oświetlenia jarzeniowego; dyrektywa eko-projektu dla produktów wykorzystujących energię; oraz dyrektywy dotyczącej charakterystyki energetycznej budynków. Ta ostatnia również jest nowelizowana, celem nowelizacji jest obniżenie do 2020 r. zużycia energii przez UE o 20%.

- Kluczową sprawą jest zmiana obowiązującego prawa wraz z postępem technologicznym i innowacyjnym produktów. – mówi Robert Pierzchała Dyrektor Marketingu ARCHETON Sp. z o.o. - Unowocześnione przepisy nie tylko pozwolą klientowi zaoszczędzić, ale przede wszystkim zdrowiej żyć w otaczającym nas środowisku. W UE 40% całkowitej energii zużywane jest w budynkach, stąd tak ważna jest synergia działań.

Przewidywane są również ulgi podatkowe dla osób stosujących produkty o wysokiej efektywności energetycznej, oraz dla producentów, wytwarzających i promujących tego typu produkty. Świadectwo klasyfikacji energetycznej będzie ważne 3-5 lat, co pozwoli na przegląd etykiet pod względem tempa wprowadzanych innowacji i postępu technologicznego. Ponadto instytucje publiczne przy organizowanych przetargach mają stosować kryterium klasyfikacji energetycznej zamawianych produktów.

Źródło: Archeton Sp. z o.o.

Klasyfikacja materiałów

Parlament Europejski w głosowaniu przyjął rezolucję legislacyjną dotyczącą nowelizacji dyrektywy w zakresie etykietowania produktów i informowania o zużyciu energii produktów oraz innych zasobów.

Znakowanie energetyczne unijną etykietą jest dotychczas stosowane przede wszystkich na sprzęcie RTV i AGD, czyli na materiałach i produktach, które mają bezpośredni wpływ na zużycie energii. Obecnie obowiązuje siedem klas oznaczeń produktów, od klasy A najbardziej energetycznie wydajnej, zielonej, do klasy G najbardziej pochłaniającej energię, czerwonej.

Przyjęta rezolucja oznacza rozszerzenie dyrektywy o produkty związane z energią, w tym materiały budowlane, które dotychczas nie były etykietowane. Teraz gama oznaczonych produktów będzie poszerzona o te, które nie zużywają energii, lecz przyczyniają się do znacznych oszczędności w jej zużyciu, np. okna, ramy, drzwi. Pełną listę materiałów i produktów budowlanych powinniśmy poznać w sześć miesięcy po wejściu w życie niniejszej dyrektywy.

Nowelizacja prawa w zakresie klasyfikacji energetycznej jest sprzężona z pozostałymi środkami ustawodawczymi, które istnieją już od 1992 r. Jest to m.in. dyrektywa w sprawie wymagań dotyczących efektywności energetycznej nowych wodnych kotłów grzewczych opalanych paliwami ciekłymi lub gazowymi; dyrektywa w sprawie wymagań efektywności energetycznej chłodziarek, chłodziarko-zamrażarek i zamrażarek typu domowego; dyrektywa sprawności energetycznej stabilizatorów oświetlenia jarzeniowego; dyrektywa eko-projektu dla produktów wykorzystujących energię; oraz dyrektywy dotyczącej charakterystyki energetycznej budynków. Ta ostatnia również jest nowelizowana, celem nowelizacji jest obniżenie do 2020 r. zużycia energii przez UE o 20%.

- Kluczową sprawą jest zmiana obowiązującego prawa wraz z postępem technologicznym i innowacyjnym produktów. – mówi Robert Pierzchała Dyrektor Marketingu ARCHETON Sp. z o.o. - Unowocześnione przepisy nie tylko pozwolą klientowi zaoszczędzić, ale przede wszystkim zdrowiej żyć w otaczającym nas środowisku. W UE 40% całkowitej energii zużywane jest w budynkach, stąd tak ważna jest synergia działań.

Przewidywane są również ulgi podatkowe dla osób stosujących produkty o wysokiej efektywności energetycznej, oraz dla producentów, wytwarzających i promujących tego typu produkty. Świadectwo klasyfikacji energetycznej będzie ważne 3-5 lat, co pozwoli na przegląd etykiet pod względem tempa wprowadzanych innowacji i postępu technologicznego. Ponadto instytucje publiczne przy organizowanych przetargach mają stosować kryterium klasyfikacji energetycznej zamawianych produktów.

Źródło: Archeton Sp. z o.o.

Nowe wymagania akustyczne

Z dniem 7 lipca br. weszła w życie nowelizacja Warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie z dnia 12 marca 2009 r. (Dz.U. nr 56 poz. 461, rok 2009). Wymagania ochrony przed hałasem zostały poszerzone o zakres ochrony przed nadmiernym pogłosem. W zakresie tym ujęto również wymaganie uzyskania odpowiedniej zrozumiałości informacji, w tym szczególnie ważne - zrozumiałości akustycznych systemów bezpieczeństwa.

Nowelizacja w paragrafie 323 przewiduje konieczność ochrony przed hałasem pogłosowym w pomieszczeniach, będącej elementem kompleksowej ochrony użytkowników budynków przed hałasem. Ustawodawca wymienił obiekty i pomieszczenia, w których jest wymagana ochrona użytkowników przed tym rodzajem hałasu w celu eliminacji jego wpływu na komunikację z wykorzystaniem dźwięku. W pomieszczeniach budynków użyteczności publicznej, których funkcja jest związana z odbiorem mowy lub innych pożądanych sygnałów akustycznych, należy stosować odpowiednie rozwiązania budowlane i dodatkowe adaptacje akustyczne. Działanie to ma zapewnić uzyskanie w pomieszczeniach odpowiednich warunków akustycznych - wyeliminować wpływ hałasu, w tym hałasu pogłosowego, na przekazywany dźwięk i zawartą w nim informację. Sposób wypełnienia tego zapisu, w postaci wskazania konkretnych wymagań parametrycznych, znalazł się w paragrafie 326 p.5. W pomieszczeniach należy stosować materiały o potwierdzonych własnościach pochłaniania dźwięku, wyznaczonych zgodnie z Polską Normą.

Niestety co do zdefiniowania parametrów użytkowych, zapisy rozporządzenia są ogólnikowe i nie wskazują konkretnych wartości czasu pogłosu, czy wskaźnika zrozumiałości w powiązaniu z rodzajem budynku i funkcją pomieszczenia tak jak to ma miejsce np. w zakresie wymagań względem izolacyjności cieplnej, odporności ogniowej, czy izolacyjności akustycznej. Ustawodawca odsyła do odrębnych przepisów, w których należy poszukiwać konkretnych wymagań względem parametru użytkowego.

Aktualnie w odrębnych przepisach nie ma wskazań co do wymagań takich parametrów jak zrozumiałość, czy czas pogłosu. Natomiast normy posiadające takie wskazania, jak norma PN-EN ISO 9921 Ergonomia - Ocena porozumiewania się mową, czy norma PN-EN ISO 7731 Ergonomia - Sygnały bezpieczeństwa dla obszarów publicznych i obszarów pracy - Dźwiękowe sygnały bezpieczeństwa nie zostały przywołane ani w przepisach budowlanych, ani w ochronie przeciwpożarowej, ani w specyficznych wymaganiach dla obiektów np. w rozporządzeniu ministra ds. gospodarki definiującym wymagania dla obiektów hotelowych (Dz.U. 2006 nr 22 poz. 169).

Generalnie w sytuacji wieloletniego definiowania warunków akustycznych w budynkach, norma mogłaby być wskazana jako źródło wiedzy o wymaganiach względem parametrów użytkowych pomieszczeń z zakresu ochrony przed hałasem pogłosowym. Norma dotycząca warunków pogłosowych powinna stanowić arkusz 4 do pakietu norm PN-B-02151 Akustyka budowlana. Ochrona przed hałasem w budynkach.

Daleko idące zmiany systemu normalizacji, jakie mają zostać wdrożone do końca 2009 roku, zwiększają budującym państwo obywatelskie Polakom dostęp do normalizacji europejskiej i krajowej. Nowy system normalizacji przewidujący udział większej liczby uczestników procesu normalizacyjnego jawi się jako system nader demokratycznego tworzenia wymagań technicznych w budownictwie, w tym szczególnie wymagań parametrów użytkowych ważnych dla klientów środowiska projektantów i wykonawców budowlanych. Łatwość, z jaką można stać się członkiem komitetu reprezentantów środowiska inwestorów obiektów, oraz demokratyczne głosowanie nad tekstem normy jest ważnym czynnikiem tworzenia państwa obywatelskiego, w którym obywatele mają wpływ na stanowienia zasad rynkowej współpracy w tej części życia gospodarczego.

Ważne jest to, że tworzenie wymagań jakości użytkowej budynków w postaci normy jest konsensusem społecznym wypracowanym w demokratycznym poszanowaniu interesów różnych grup społecznych. Natomiast wpisywanie wymagań użytkowych bezpośrednio do rozporządzenia na bazie zleconego jednej firmie projektu aktu trąci myszką w rozwijającej się Europie obywatelskiej. Niesłuchanie potrzeb Europejczyków przez polityków i niewprowadzanie partycypacji społecznej w stanowieniu prawa już od lat skutkuje spadkiem zainteresowania wyborami. Jak widać, normalizacja europejska jest jedną z niewielu dziedzin w zjednoczonej Europie, w której to szeroka partycypacja społeczna europejczyków jest podstawą działania.

System normalizacji w Polsce działa od lat również w zakresie ochrony przed hałasem w budownictwie. Wspomniana wcześniej norma określająca warunki pogłosowe, powstać jako kontynuacja ponad 20 letniej tradycji regulacji wymagań użytkowych z zakresu akustyki w architekturze, jawi się jako dobre rozwiązanie definiowania wymagań ochrony przed hałasem i uzyskania odpowiedniej zrozumiałości w pomieszczeniach, gdzie ma znaczenie przekaz słowny i jego odpowiedniej jakości odbiór. W procesie stanowienia normy wszyscy uczestnicy procesu inwestycyjnego będą mogli brać udział i zgłaszać swoje zastrzeżenia. Ministrowi Infrastruktury pozostanie tylko decyzja, czy zaakceptować wypracowany demokratycznie obywatelski konsensus wymagań technicznych, czy nie.

Aktualnie dla prac Komitetu Technicznego 253 ds. Akustyki w Architekturze przy Polskim Komitecie Normalizacyjnym jest przygotowywany projekt “normy pogłosowej” tworzony przez zespół pięciu podmiotów. Całość prac, tj. opracowanie i ustanowienie normy, będzie finansowana ze środków pozabudżetowych, co oznacza, że podatnicy nie będą obciążani kosztami opracowywania projektu warunków technicznych. Jednak mają oni pełne prawo do zgłaszania uwag podczas ankiety powszechnej projektu normy.

 

mgr inż. wibroakustyk Jacek Danielewski
członek KT 253 ds. Akustyki Architektonicznej

Opracowanie merytoryczne: Marta Hawrylak
dom.pl

Nowe wymagania akustyczne

Z dniem 7 lipca br. weszła w życie nowelizacja Warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie z dnia 12 marca 2009 r. (Dz.U. nr 56 poz. 461, rok 2009). Wymagania ochrony przed hałasem zostały poszerzone o zakres ochrony przed nadmiernym pogłosem. W zakresie tym ujęto również wymaganie uzyskania odpowiedniej zrozumiałości informacji, w tym szczególnie ważne - zrozumiałości akustycznych systemów bezpieczeństwa.

Nowelizacja w paragrafie 323 przewiduje konieczność ochrony przed hałasem pogłosowym w pomieszczeniach, będącej elementem kompleksowej ochrony użytkowników budynków przed hałasem. Ustawodawca wymienił obiekty i pomieszczenia, w których jest wymagana ochrona użytkowników przed tym rodzajem hałasu w celu eliminacji jego wpływu na komunikację z wykorzystaniem dźwięku. W pomieszczeniach budynków użyteczności publicznej, których funkcja jest związana z odbiorem mowy lub innych pożądanych sygnałów akustycznych, należy stosować odpowiednie rozwiązania budowlane i dodatkowe adaptacje akustyczne. Działanie to ma zapewnić uzyskanie w pomieszczeniach odpowiednich warunków akustycznych - wyeliminować wpływ hałasu, w tym hałasu pogłosowego, na przekazywany dźwięk i zawartą w nim informację. Sposób wypełnienia tego zapisu, w postaci wskazania konkretnych wymagań parametrycznych, znalazł się w paragrafie 326 p.5. W pomieszczeniach należy stosować materiały o potwierdzonych własnościach pochłaniania dźwięku, wyznaczonych zgodnie z Polską Normą.

Niestety co do zdefiniowania parametrów użytkowych, zapisy rozporządzenia są ogólnikowe i nie wskazują konkretnych wartości czasu pogłosu, czy wskaźnika zrozumiałości w powiązaniu z rodzajem budynku i funkcją pomieszczenia tak jak to ma miejsce np. w zakresie wymagań względem izolacyjności cieplnej, odporności ogniowej, czy izolacyjności akustycznej. Ustawodawca odsyła do odrębnych przepisów, w których należy poszukiwać konkretnych wymagań względem parametru użytkowego.

Aktualnie w odrębnych przepisach nie ma wskazań co do wymagań takich parametrów jak zrozumiałość, czy czas pogłosu. Natomiast normy posiadające takie wskazania, jak norma PN-EN ISO 9921 Ergonomia - Ocena porozumiewania się mową, czy norma PN-EN ISO 7731 Ergonomia - Sygnały bezpieczeństwa dla obszarów publicznych i obszarów pracy - Dźwiękowe sygnały bezpieczeństwa nie zostały przywołane ani w przepisach budowlanych, ani w ochronie przeciwpożarowej, ani w specyficznych wymaganiach dla obiektów np. w rozporządzeniu ministra ds. gospodarki definiującym wymagania dla obiektów hotelowych (Dz.U. 2006 nr 22 poz. 169).

Generalnie w sytuacji wieloletniego definiowania warunków akustycznych w budynkach, norma mogłaby być wskazana jako źródło wiedzy o wymaganiach względem parametrów użytkowych pomieszczeń z zakresu ochrony przed hałasem pogłosowym. Norma dotycząca warunków pogłosowych powinna stanowić arkusz 4 do pakietu norm PN-B-02151 Akustyka budowlana. Ochrona przed hałasem w budynkach.

Daleko idące zmiany systemu normalizacji, jakie mają zostać wdrożone do końca 2009 roku, zwiększają budującym państwo obywatelskie Polakom dostęp do normalizacji europejskiej i krajowej. Nowy system normalizacji przewidujący udział większej liczby uczestników procesu normalizacyjnego jawi się jako system nader demokratycznego tworzenia wymagań technicznych w budownictwie, w tym szczególnie wymagań parametrów użytkowych ważnych dla klientów środowiska projektantów i wykonawców budowlanych. Łatwość, z jaką można stać się członkiem komitetu reprezentantów środowiska inwestorów obiektów, oraz demokratyczne głosowanie nad tekstem normy jest ważnym czynnikiem tworzenia państwa obywatelskiego, w którym obywatele mają wpływ na stanowienia zasad rynkowej współpracy w tej części życia gospodarczego.

Ważne jest to, że tworzenie wymagań jakości użytkowej budynków w postaci normy jest konsensusem społecznym wypracowanym w demokratycznym poszanowaniu interesów różnych grup społecznych. Natomiast wpisywanie wymagań użytkowych bezpośrednio do rozporządzenia na bazie zleconego jednej firmie projektu aktu trąci myszką w rozwijającej się Europie obywatelskiej. Niesłuchanie potrzeb Europejczyków przez polityków i niewprowadzanie partycypacji społecznej w stanowieniu prawa już od lat skutkuje spadkiem zainteresowania wyborami. Jak widać, normalizacja europejska jest jedną z niewielu dziedzin w zjednoczonej Europie, w której to szeroka partycypacja społeczna europejczyków jest podstawą działania.

System normalizacji w Polsce działa od lat również w zakresie ochrony przed hałasem w budownictwie. Wspomniana wcześniej norma określająca warunki pogłosowe, powstać jako kontynuacja ponad 20 letniej tradycji regulacji wymagań użytkowych z zakresu akustyki w architekturze, jawi się jako dobre rozwiązanie definiowania wymagań ochrony przed hałasem i uzyskania odpowiedniej zrozumiałości w pomieszczeniach, gdzie ma znaczenie przekaz słowny i jego odpowiedniej jakości odbiór. W procesie stanowienia normy wszyscy uczestnicy procesu inwestycyjnego będą mogli brać udział i zgłaszać swoje zastrzeżenia. Ministrowi Infrastruktury pozostanie tylko decyzja, czy zaakceptować wypracowany demokratycznie obywatelski konsensus wymagań technicznych, czy nie.

Aktualnie dla prac Komitetu Technicznego 253 ds. Akustyki w Architekturze przy Polskim Komitecie Normalizacyjnym jest przygotowywany projekt “normy pogłosowej” tworzony przez zespół pięciu podmiotów. Całość prac, tj. opracowanie i ustanowienie normy, będzie finansowana ze środków pozabudżetowych, co oznacza, że podatnicy nie będą obciążani kosztami opracowywania projektu warunków technicznych. Jednak mają oni pełne prawo do zgłaszania uwag podczas ankiety powszechnej projektu normy.

 

mgr inż. wibroakustyk Jacek Danielewski
członek KT 253 ds. Akustyki Architektonicznej

Opracowanie merytoryczne: Marta Hawrylak
dom.pl

Spadek cen materiałów budowlanych

Inwestor indywidualny na budowie domu może zaoszczędzić nawet 1/3 kosztów w porównaniu do lat ubiegłych. Wg danych GUS w przeciągu pięciu miesięcy br. spadek cen materiałów budowlanych stopniowo wyhamowuje, więc ten sezon budowlany może okazać się niezwykle korzystny dla realizacji inwestycji.

Na przestrzeni 2 lat najbardziej potaniał styropian, spadły znacząco również ceny niektórych materiałów zbrojeniowych, dachówki, cegły, bloczków silikatowych oraz betonu.

- Prognozujemy, że sytuacja na rynku materiałów budowlanych stopniowo się ustabilizuje powodując nieznaczne obniżki cen. – mówi Robert Pierzchała Dyrektor Marketingu ARCHETON Sp. z o.o. – Obecnie konkurencja cenowa będzie stymulować budownictwo jednorodzinne. Tanie materiały i tanie wykonawstwo. Wykonawcy, deweloperzy już nie dyktują warunków finansowych.

Wciąż jest utrzymana względna stabilność budownictwa indywidualnego, mimo spadku udzielonych pozwoleń na budowę i rozpoczętych budów w stosunku do roku poprzedniego. Wartość dodana brutto w budownictwie w porównaniu z analogicznym okresem 2008 roku wzrosła odpowiednio o 3,4 %. Sytuacja z miesiąca na miesiąc poprawia się. Wartość dodana brutto w budownictwie w I kwartale 2009 r. zmieniła się o +0,5 %. Biura projektowe odnotowują stały wzrost sprzedaży gotowych projektów domów.

Dla firm branży budowlanej głównym czynnikiem utrudniającym prowadzenie działalności jest konkurencja ze strony innych firm (60% badanych przedsiębiorców w maju br., 48% w maju roku 2008). Idący za tym ogólny spadek popytu oraz trudności w uzyskaniu kredytu przyczyniają się do postępującego spadku cen, co jest też niezwykle pożądaną sytuacją dla potencjalnych klientów.

Nastroje branży budowlanej stopniowo się poprawiają w stosunku do minionych miesięcy. Najbardziej zagrożone czują się małe przedsiębiorstwa. Jest również odczuwalny wolniejszy spadek zamówień. Wpływa na to zarówno sytuacja na rynku finansowym jak i sezon budowlany, w którym nie występuje już niedobór pracowników.

- Stabilność firmy i jej elastyczność to teraz najbardziej pożądane elementy w obsłudze inwestora – dodaje Anna Macina specjalista do spraw marketingu ARCHETON Sp. z o.o. – Warto zweryfikować obsługę klienta w czasach kryzysu. Klient każdą złotówkę ogląda dwa razy, zanim ją wyda. Jesteśmy przykładem firmy, która niezależnie od zawirowań na rynkach finansowych zawsze dbała o klienta i budowała z nim więzi. Ci, którzy inwestorem zajmowali się zwykle z doskoku teraz na tym tracą.

Dla wielu osób niskie ceny to „okazja”, która jest bodźcem do rozpoczęcia inwestycji. Z początkiem każdego roku wiele firm podnosi ceny. Ci, którzy tego nie uczynili poniekąd zapewnili sobie konkurencyjność na rynku jednocześnie intensyfikując pozyskiwanie nowych zleceń.

Źródło: Archeton Sp. z o.o.

Spadek cen materiałów budowlanych

Inwestor indywidualny na budowie domu może zaoszczędzić nawet 1/3 kosztów w porównaniu do lat ubiegłych. Wg danych GUS w przeciągu pięciu miesięcy br. spadek cen materiałów budowlanych stopniowo wyhamowuje, więc ten sezon budowlany może okazać się niezwykle korzystny dla realizacji inwestycji.

Na przestrzeni 2 lat najbardziej potaniał styropian, spadły znacząco również ceny niektórych materiałów zbrojeniowych, dachówki, cegły, bloczków silikatowych oraz betonu.

- Prognozujemy, że sytuacja na rynku materiałów budowlanych stopniowo się ustabilizuje powodując nieznaczne obniżki cen. – mówi Robert Pierzchała Dyrektor Marketingu ARCHETON Sp. z o.o. – Obecnie konkurencja cenowa będzie stymulować budownictwo jednorodzinne. Tanie materiały i tanie wykonawstwo. Wykonawcy, deweloperzy już nie dyktują warunków finansowych.

Wciąż jest utrzymana względna stabilność budownictwa indywidualnego, mimo spadku udzielonych pozwoleń na budowę i rozpoczętych budów w stosunku do roku poprzedniego. Wartość dodana brutto w budownictwie w porównaniu z analogicznym okresem 2008 roku wzrosła odpowiednio o 3,4 %. Sytuacja z miesiąca na miesiąc poprawia się. Wartość dodana brutto w budownictwie w I kwartale 2009 r. zmieniła się o +0,5 %. Biura projektowe odnotowują stały wzrost sprzedaży gotowych projektów domów.

Dla firm branży budowlanej głównym czynnikiem utrudniającym prowadzenie działalności jest konkurencja ze strony innych firm (60% badanych przedsiębiorców w maju br., 48% w maju roku 2008). Idący za tym ogólny spadek popytu oraz trudności w uzyskaniu kredytu przyczyniają się do postępującego spadku cen, co jest też niezwykle pożądaną sytuacją dla potencjalnych klientów.

Nastroje branży budowlanej stopniowo się poprawiają w stosunku do minionych miesięcy. Najbardziej zagrożone czują się małe przedsiębiorstwa. Jest również odczuwalny wolniejszy spadek zamówień. Wpływa na to zarówno sytuacja na rynku finansowym jak i sezon budowlany, w którym nie występuje już niedobór pracowników.

- Stabilność firmy i jej elastyczność to teraz najbardziej pożądane elementy w obsłudze inwestora – dodaje Anna Macina specjalista do spraw marketingu ARCHETON Sp. z o.o. – Warto zweryfikować obsługę klienta w czasach kryzysu. Klient każdą złotówkę ogląda dwa razy, zanim ją wyda. Jesteśmy przykładem firmy, która niezależnie od zawirowań na rynkach finansowych zawsze dbała o klienta i budowała z nim więzi. Ci, którzy inwestorem zajmowali się zwykle z doskoku teraz na tym tracą.

Dla wielu osób niskie ceny to „okazja”, która jest bodźcem do rozpoczęcia inwestycji. Z początkiem każdego roku wiele firm podnosi ceny. Ci, którzy tego nie uczynili poniekąd zapewnili sobie konkurencyjność na rynku jednocześnie intensyfikując pozyskiwanie nowych zleceń.

Źródło: Archeton Sp. z o.o.

Nowe jedno i dwudniowe lokaty internetowe eBGŻ

Oferta Banku BGŻ została poszerzona o nowe jedno i dwudniowe Lokaty eBGŻ. Ich oprocentowanie, niezależnie od zdeponowanej kwoty wynosi 5 proc. w skali roku (w przypadku terminów od 1 – 7 dni).

W przypadku, gdy kwota odsetek od lokaty wyniesie nie więcej niż 2,49 zł, podatek od odsetek nie zostanie pobrany. Oprocentowanie depozytu w wysokości 5 proc., od którego nie zostanie pobrany podatek, odpowiada oprocentowaniu 6,2 proc. na lokacie z podatkiem.
 
Lokaty eBGŻ mogą być otwierane na dowolny okres w przedziale od 1 do 29 dni.  Krótkoterminowe  Lokaty eBGŻ można założyć wyłącznie przez Internet, po zalogowaniu się do systemu bankowości elektronicznej Banku BGŻ. Minimalna kwota wymagana do otwarcia lokaty to 500 zł. Więcej o ofercie depozytowej Banku na www.bgz.pl w zakładce Dla Ciebie.

BGŻ

as

inwestycje.pl

Nowe jedno i dwudniowe lokaty internetowe eBGŻ

Oferta Banku BGŻ została poszerzona o nowe jedno i dwudniowe Lokaty eBGŻ. Ich oprocentowanie, niezależnie od zdeponowanej kwoty wynosi 5 proc. w skali roku (w przypadku terminów od 1 – 7 dni).

W przypadku, gdy kwota odsetek od lokaty wyniesie nie więcej niż 2,49 zł, podatek od odsetek nie zostanie pobrany. Oprocentowanie depozytu w wysokości 5 proc., od którego nie zostanie pobrany podatek, odpowiada oprocentowaniu 6,2 proc. na lokacie z podatkiem.
 
Lokaty eBGŻ mogą być otwierane na dowolny okres w przedziale od 1 do 29 dni.  Krótkoterminowe  Lokaty eBGŻ można założyć wyłącznie przez Internet, po zalogowaniu się do systemu bankowości elektronicznej Banku BGŻ. Minimalna kwota wymagana do otwarcia lokaty to 500 zł. Więcej o ofercie depozytowej Banku na www.bgz.pl w zakładce Dla Ciebie.

BGŻ

as

inwestycje.pl

Wynajem tanieje. Gdzie najmocniej?

Na rynku najmu w II kwartale utrzymał się trend rozpoczęty pod koniec roku 2008.

Stawki ofertowe spadły w Warszawie, Krakowie, Poznaniu oraz Trójmieście. Skala korekty jest jednak nieco mniejsza niż w I kwartale 2009. Podobnie jak w pierwszym kwartale stawki spadały we wszystkich analizowanych miastach poza Wrocławiem.

Najmniejsza korekta miała miejsce w Warszawie, co w połączeniu ze spadkiem cen mieszkań nie wpłynęło w znaczący sposób na uzyskiwane stopy kapitalizacji. Najsłabiej wypadł Poznań, gdzie od początku roku średnie stawki najmu spadły o 17 proc..

 

Sezon wakacyjny nie jest najlepszym okresem dla posiadaczy mieszkań. Proporcje popytu i podaży zmieniają się na korzyść osób poszukujących lokalu. Sytuacja powinna wrócić do normy wraz  z końcem wakacji, gdy na rynku ponownie pojawią się studenci. Wtedy można spodziewać się również odwrócenia trendu spadkowego.

Warszawa

Ceny ofertowe na rynku najmu w Warszawie w drugim kwartale 2009 spadły o 4 proc. a w ciągu ostatniego półrocza o 8 proc.. Jest to jednocześnie najmniejsza korekta spośród wszystkich rozpatrywanych miast.

Obecnie średnia stawka najmu wynosi 46 zł/mkw. miesięcznie, a za wynajem dwupokojowego mieszkania należy zapłacić około 2,3 tys. zł. Struktura popytu i podaży pozostaje bez większych zmian, jednak niekorzystny sezon odbija się na poziomie stawek czynszowych.

Ciągle prawie połowa oferowanych mieszkań to lokale 2 - pokojowe. Do 10 proc. wzrósł udział kawalerek. Prawie 50 proc. rynkowej podaży pochodzi z Mokotowa oraz Śródmieścia.
Atrakcyjność inwestycyjna stołecznego rynku najmu praktycznie nie uległa zmianie. Spadkowi stawek najmu towarzyszył spadek cen mieszkań, w konsekwencji średnia stopa kapitalizacji dla rynku najmu pozostała na podobnym poziomie (ok. 6,2 proc.).

Kraków

Wynajem mieszkania potaniał również w Krakowie. Średnie stawki ofertowe spadły o 1 zł/mkw. (-3 proc.). Obecnie miesięczny koszt wynajęcia mieszkania dwupokojowego w przyzwoitej lokalizacji to około 1700 złotych. W skali roku 2009 korekta cen najmu mieszkań wyniosła 3 zł/mkw. (-8 proc.).

Prawie połowa ofert to mieszkania dwupokojowe (48 proc.), kawalerki i lokale 3 - pokojowe stanowią około 47 proc. podaży.

Ze względu na jednoczesną stabilizację cen na rynku nieruchomości oraz spadek cen najmu w Krakowie rentowność wynajmu mieszkania spadła. Obecnie średnia stopa kapitalizacji dla rynku najmu wynosi około 5,9 proc..

Wrocław

Silny spadek cen najmu w pierwszym kwartale bieżącego roku nie przełożył się w długoterminową korektę. Średnie stawki w II kwartale 2009 utrzymywały się na poziomie zbliżonym do pierwszych miesięcy roku (38 zł/mkw.).

Najbardziej popularne, 2 - pokojowe mieszkania, stanowią około 47 proc. podaży. Aż 35 proc. przypada na lokale trzypokojowe. Udział kawalerek na wrocławskim rynku najmu nie przekracza 10 proc..

Dwie dzielnice, Krzyki i Stare Miasto, generują ponad 60 proc. podaży.
Stabilizacji na rynku najmu we Wrocławiu towarzyszyła niewielka korekta cen mieszkań. W konsekwencji rentowność wynajmu mieszkania nieco wzrosła, obecnie średnia stopa kapitalizacji dla rynku najmu wynosi około 7,1 proc. (6,9 proc. w I kwartale 2009).

Poznań

Podobnie jak w I kwartale 2009 stolica Wielkopolski była liderem spadków. Średnie ceny ofertowe na rynku najmu spadły o 2 zł/mkw. (-6 proc.). W skali całego półrocza przecena sięgnęła 17 proc.. Obecnie miesięczny koszt wynajęcia lokalu 2 - pokojowego to około 1500 złotych (1800 złotych w IV kwartale 2008).

Poznański rynek zdominowany jest przez mieszkania 2 - pokojowe (ponad 50 proc. podaży). Udział kawalerek oraz lokali 3 - pokojowych to odpowiednio 17 i 26 proc.. Dzielnice, które dają największe możliwości wyboru to Rataje, Grunwald i Centrum (łącznie prawie 50 proc. ofert).

Korekta cenowa na rynku mieszkaniowym w Poznaniu jest mniej dynamiczna niż spadek cen na rynku najmu, co przekłada się na niższa rentowność wynajmu mieszkania. W ciągu ostatnich trzech miesięcy średnia stopa kapitalizacji dla rynku najmu spadła do 6,3 proc. (korekta o 0,3 proc.).

Trójmiasto

Drugi kwartał 2009 roku był przedłużeniem trendu spadkowego z pierwszych trzech miesięcy. Średnie ceny najmu w Trójmieście spadły o 6 proc. do poziomu 34 zł/mkw. W porównaniu do IV kwartału 2008 ceny ofertowe spadły o około 11 proc..

Stabilne ceny na rynku mieszkaniowym oraz stosunkowo silna przecena na rynku najmu negatywnie wpłynęły na rentowność wynajmu mieszkania w Trójmieście, średnia stopa kapitalizacji spadła w ciągu kwartału o ok. 0,3 proc..

 

 

Żródło:money.pl

Wynajem tanieje. Gdzie najmocniej?

Na rynku najmu w II kwartale utrzymał się trend rozpoczęty pod koniec roku 2008.

Stawki ofertowe spadły w Warszawie, Krakowie, Poznaniu oraz Trójmieście. Skala korekty jest jednak nieco mniejsza niż w I kwartale 2009. Podobnie jak w pierwszym kwartale stawki spadały we wszystkich analizowanych miastach poza Wrocławiem.

Najmniejsza korekta miała miejsce w Warszawie, co w połączeniu ze spadkiem cen mieszkań nie wpłynęło w znaczący sposób na uzyskiwane stopy kapitalizacji. Najsłabiej wypadł Poznań, gdzie od początku roku średnie stawki najmu spadły o 17 proc..

 

Sezon wakacyjny nie jest najlepszym okresem dla posiadaczy mieszkań. Proporcje popytu i podaży zmieniają się na korzyść osób poszukujących lokalu. Sytuacja powinna wrócić do normy wraz  z końcem wakacji, gdy na rynku ponownie pojawią się studenci. Wtedy można spodziewać się również odwrócenia trendu spadkowego.

Warszawa

Ceny ofertowe na rynku najmu w Warszawie w drugim kwartale 2009 spadły o 4 proc. a w ciągu ostatniego półrocza o 8 proc.. Jest to jednocześnie najmniejsza korekta spośród wszystkich rozpatrywanych miast.

Obecnie średnia stawka najmu wynosi 46 zł/mkw. miesięcznie, a za wynajem dwupokojowego mieszkania należy zapłacić około 2,3 tys. zł. Struktura popytu i podaży pozostaje bez większych zmian, jednak niekorzystny sezon odbija się na poziomie stawek czynszowych.

Ciągle prawie połowa oferowanych mieszkań to lokale 2 - pokojowe. Do 10 proc. wzrósł udział kawalerek. Prawie 50 proc. rynkowej podaży pochodzi z Mokotowa oraz Śródmieścia.
Atrakcyjność inwestycyjna stołecznego rynku najmu praktycznie nie uległa zmianie. Spadkowi stawek najmu towarzyszył spadek cen mieszkań, w konsekwencji średnia stopa kapitalizacji dla rynku najmu pozostała na podobnym poziomie (ok. 6,2 proc.).

Kraków

Wynajem mieszkania potaniał również w Krakowie. Średnie stawki ofertowe spadły o 1 zł/mkw. (-3 proc.). Obecnie miesięczny koszt wynajęcia mieszkania dwupokojowego w przyzwoitej lokalizacji to około 1700 złotych. W skali roku 2009 korekta cen najmu mieszkań wyniosła 3 zł/mkw. (-8 proc.).

Prawie połowa ofert to mieszkania dwupokojowe (48 proc.), kawalerki i lokale 3 - pokojowe stanowią około 47 proc. podaży.

Ze względu na jednoczesną stabilizację cen na rynku nieruchomości oraz spadek cen najmu w Krakowie rentowność wynajmu mieszkania spadła. Obecnie średnia stopa kapitalizacji dla rynku najmu wynosi około 5,9 proc..

Wrocław

Silny spadek cen najmu w pierwszym kwartale bieżącego roku nie przełożył się w długoterminową korektę. Średnie stawki w II kwartale 2009 utrzymywały się na poziomie zbliżonym do pierwszych miesięcy roku (38 zł/mkw.).

Najbardziej popularne, 2 - pokojowe mieszkania, stanowią około 47 proc. podaży. Aż 35 proc. przypada na lokale trzypokojowe. Udział kawalerek na wrocławskim rynku najmu nie przekracza 10 proc..

Dwie dzielnice, Krzyki i Stare Miasto, generują ponad 60 proc. podaży.
Stabilizacji na rynku najmu we Wrocławiu towarzyszyła niewielka korekta cen mieszkań. W konsekwencji rentowność wynajmu mieszkania nieco wzrosła, obecnie średnia stopa kapitalizacji dla rynku najmu wynosi około 7,1 proc. (6,9 proc. w I kwartale 2009).

Poznań

Podobnie jak w I kwartale 2009 stolica Wielkopolski była liderem spadków. Średnie ceny ofertowe na rynku najmu spadły o 2 zł/mkw. (-6 proc.). W skali całego półrocza przecena sięgnęła 17 proc.. Obecnie miesięczny koszt wynajęcia lokalu 2 - pokojowego to około 1500 złotych (1800 złotych w IV kwartale 2008).

Poznański rynek zdominowany jest przez mieszkania 2 - pokojowe (ponad 50 proc. podaży). Udział kawalerek oraz lokali 3 - pokojowych to odpowiednio 17 i 26 proc.. Dzielnice, które dają największe możliwości wyboru to Rataje, Grunwald i Centrum (łącznie prawie 50 proc. ofert).

Korekta cenowa na rynku mieszkaniowym w Poznaniu jest mniej dynamiczna niż spadek cen na rynku najmu, co przekłada się na niższa rentowność wynajmu mieszkania. W ciągu ostatnich trzech miesięcy średnia stopa kapitalizacji dla rynku najmu spadła do 6,3 proc. (korekta o 0,3 proc.).

Trójmiasto

Drugi kwartał 2009 roku był przedłużeniem trendu spadkowego z pierwszych trzech miesięcy. Średnie ceny najmu w Trójmieście spadły o 6 proc. do poziomu 34 zł/mkw. W porównaniu do IV kwartału 2008 ceny ofertowe spadły o około 11 proc..

Stabilne ceny na rynku mieszkaniowym oraz stosunkowo silna przecena na rynku najmu negatywnie wpłynęły na rentowność wynajmu mieszkania w Trójmieście, średnia stopa kapitalizacji spadła w ciągu kwartału o ok. 0,3 proc..

 

 

Żródło:money.pl

Spółdzielnie mają kłopoty

66 proc. spółdzielni mieszkaniowych ma problem z terminowym wpłatami od lokatorów i najemców lokali - wynika z danych Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor. W większość przypadków opóźnienie wynosi mniej niż trzy miesiące, ale w niektórych spółdzielniach sięga nawet roku.

InfoMonitor przeprowadził badania w dniach 30 czerwca-10 lipca metodą internetową i za pomocą wywiadów telefonicznych na grupie 200 spółdzielni w cały kraju.

Ponad połowa spółdzielni (58 proc.) wskazała, że nieterminowe opłata czynszu stanowi dla nich niedobór w wysokości 10 proc. wszystkich wpływów, a dla co czwartej (28 proc.) 15-20 proc. wpływów. 21 proc. ankietowanych ma kłopoty z powodu opóźnienia z opłatą czynszu przez najemców lokali
usługowo-handlowych. Zaległości te także stanowią 10 proc. wpływów spółdzielni.

W przypadku co ósmej spółdzielni (12,3 proc.) skumulowane zadłużenia z tytułu należności od lokatorów i najemców lokali wynosi co najmniej 20 proc. wpływów.

Badanie wykazało, że średni czas zwłoki w opłatach czynszu przez lokatorów nie przekracza 3 miesięcy (55 proc.), w co piątej spółdzielni wynosi od 4-6 miesięcy, a w co dziesiątej nawet sięga roku.

Większość spółdzielni (ok. 65 proc.) uważa, że opóźnienia w płatnościach mają mały wpływ na ich płynność finansową. Jednak co piąta z tego powodu przesuwa termin wykonania remontów, a ok. 15 proc. odnotowuje wyższe koszty funkcjonowania. 

Źródło:wp.pl

Spółdzielnie mają kłopoty

66 proc. spółdzielni mieszkaniowych ma problem z terminowym wpłatami od lokatorów i najemców lokali - wynika z danych Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor. W większość przypadków opóźnienie wynosi mniej niż trzy miesiące, ale w niektórych spółdzielniach sięga nawet roku.

InfoMonitor przeprowadził badania w dniach 30 czerwca-10 lipca metodą internetową i za pomocą wywiadów telefonicznych na grupie 200 spółdzielni w cały kraju.

Ponad połowa spółdzielni (58 proc.) wskazała, że nieterminowe opłata czynszu stanowi dla nich niedobór w wysokości 10 proc. wszystkich wpływów, a dla co czwartej (28 proc.) 15-20 proc. wpływów. 21 proc. ankietowanych ma kłopoty z powodu opóźnienia z opłatą czynszu przez najemców lokali
usługowo-handlowych. Zaległości te także stanowią 10 proc. wpływów spółdzielni.

W przypadku co ósmej spółdzielni (12,3 proc.) skumulowane zadłużenia z tytułu należności od lokatorów i najemców lokali wynosi co najmniej 20 proc. wpływów.

Badanie wykazało, że średni czas zwłoki w opłatach czynszu przez lokatorów nie przekracza 3 miesięcy (55 proc.), w co piątej spółdzielni wynosi od 4-6 miesięcy, a w co dziesiątej nawet sięga roku.

Większość spółdzielni (ok. 65 proc.) uważa, że opóźnienia w płatnościach mają mały wpływ na ich płynność finansową. Jednak co piąta z tego powodu przesuwa termin wykonania remontów, a ok. 15 proc. odnotowuje wyższe koszty funkcjonowania. 

Źródło:wp.pl

100 tys. mieszkań w 5 lat

Sto tysięcy mieszkań, przede wszystkim dla tych, których obecnie nie stać na nie, obiecuje zbudować włoski rząd w ciągu najbliższych pięciu lat.

We wtorek, wraz ze złożeniem podpisu przez premiera Silvio Berlusconiego pod rządowym dekretem, oficjalnie zainaugurowano realizację projektu o nazwie Program Dom.

Wcześniej rozporządzenie w tej sprawie zaaprobowała komisja państwo-regiony, a także komitet ekonomiczny Rady Ministrów.

"Rząd dotrzymał swej wyborczej obietnicy" - oświadczył minister infrastruktury Altero Matteoli. "Ambitny plan budownictwa mieszkaniowego przyniesie pozytywne rezultaty społeczne dzięki zwiększeniu liczby miejsc pracy w całym kraju" - dodał.

Minister poinformował, że na razie rząd wyłożył na ten cel 200 milionów euro, a suma ta zostanie zwiększona do 550 milionów. Ogółem według szacunków gabinetu Berlusconiego inwestycje w budownictwo w ramach tego projektu wyniosą 3 miliardy euro.

Plan przewiduje budowę mieszkań przeznaczonych do sprzedaży, a także kwaterunkowych, oraz ułatwienia w dostępie do funduszy i ulgi podatkowe.

Program jest skierowany przede wszystkim do młodych ludzi, lokatorów eksmitowanych z dotychczasowych domów i do legalnych imigrantów, mieszkających we Włoszech od co najmniej 10 lat, a w tym samym regionie - od 5 lat.

Rządowe plany nie przekonały jednak potężnej włoskiej Unii Lokatorów, według której są to obietnice bez pokrycia. "Słyszeliśmy wiele zapowiedzi, ale musimy jeszcze zobaczyć chociaż jeden dom z przystępnym czynszem" - oświadczył szef Unii Franco Chiriaco.

Sylwia Wysocka

sw/ mc/
wp.pl

100 tys. mieszkań w 5 lat

Sto tysięcy mieszkań, przede wszystkim dla tych, których obecnie nie stać na nie, obiecuje zbudować włoski rząd w ciągu najbliższych pięciu lat.

We wtorek, wraz ze złożeniem podpisu przez premiera Silvio Berlusconiego pod rządowym dekretem, oficjalnie zainaugurowano realizację projektu o nazwie Program Dom.

Wcześniej rozporządzenie w tej sprawie zaaprobowała komisja państwo-regiony, a także komitet ekonomiczny Rady Ministrów.

"Rząd dotrzymał swej wyborczej obietnicy" - oświadczył minister infrastruktury Altero Matteoli. "Ambitny plan budownictwa mieszkaniowego przyniesie pozytywne rezultaty społeczne dzięki zwiększeniu liczby miejsc pracy w całym kraju" - dodał.

Minister poinformował, że na razie rząd wyłożył na ten cel 200 milionów euro, a suma ta zostanie zwiększona do 550 milionów. Ogółem według szacunków gabinetu Berlusconiego inwestycje w budownictwo w ramach tego projektu wyniosą 3 miliardy euro.

Plan przewiduje budowę mieszkań przeznaczonych do sprzedaży, a także kwaterunkowych, oraz ułatwienia w dostępie do funduszy i ulgi podatkowe.

Program jest skierowany przede wszystkim do młodych ludzi, lokatorów eksmitowanych z dotychczasowych domów i do legalnych imigrantów, mieszkających we Włoszech od co najmniej 10 lat, a w tym samym regionie - od 5 lat.

Rządowe plany nie przekonały jednak potężnej włoskiej Unii Lokatorów, według której są to obietnice bez pokrycia. "Słyszeliśmy wiele zapowiedzi, ale musimy jeszcze zobaczyć chociaż jeden dom z przystępnym czynszem" - oświadczył szef Unii Franco Chiriaco.

Sylwia Wysocka

sw/ mc/
wp.pl

Z kamerą wśród ludzi

Coraz więcej wspólnot mieszkaniowych chce podłączenia do miejskiego monitoringu. Gdy są kamery, jest mniej przestępstw - pisze "Życie Warszawy".

Ludzie widzą, że są pozytywne efekty, i czują się dzięki temu bezpieczniej - tłumaczy Ewa Gawor, dyrektor Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, do którego trafiają prośby. - Szkoda tylko, że środków na nowe kamery nie mamy zbyt wiele. Na lata 2009 i 2010 przeznaczono na to tylko 5 mln zł.
Miasto za te pieniądze zainstaluje monitoring w 28 punktach. Kamery staną na Żoliborzu (m.in. na placu Wilsona), Woli (ul. Twarda), Pradze-Północ (ul. Kawęczyńska, ul. Ząbkowska, okolice cerkwi przy al. Solidarności) oraz na Bielanach i Bemowie. - Za kolejne 5 mln zł już na jesieni staną dodatkowe kamery w Pasażu Wiecha oraz na czterech mostach: Poniatowskiego, Świętokrzyskim, Gdańskim i Śląsko-Dąbrowskim - dodaje Ewa Gawor.

Statystyki policyjne mówią o mniejszej liczbie przestępstw na terenach w bezpośrednim sąsiedztwie kamer. W całym mieście zainstalowanych jest 400 obrotowych kamer, podpiętych do systemu miejskiego monitoringu. Według szacunków stołecznej policji, wszystkich kamer umieszczonych na zewnątrz budynków (przed sklepami, bankami, na osiedlach) jest ponad pięć tysięcy - podaje "ŻW".

 

Źródło: interia.pl

PAP

Z kamerą wśród ludzi

Coraz więcej wspólnot mieszkaniowych chce podłączenia do miejskiego monitoringu. Gdy są kamery, jest mniej przestępstw - pisze "Życie Warszawy".

Ludzie widzą, że są pozytywne efekty, i czują się dzięki temu bezpieczniej - tłumaczy Ewa Gawor, dyrektor Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, do którego trafiają prośby. - Szkoda tylko, że środków na nowe kamery nie mamy zbyt wiele. Na lata 2009 i 2010 przeznaczono na to tylko 5 mln zł.
Miasto za te pieniądze zainstaluje monitoring w 28 punktach. Kamery staną na Żoliborzu (m.in. na placu Wilsona), Woli (ul. Twarda), Pradze-Północ (ul. Kawęczyńska, ul. Ząbkowska, okolice cerkwi przy al. Solidarności) oraz na Bielanach i Bemowie. - Za kolejne 5 mln zł już na jesieni staną dodatkowe kamery w Pasażu Wiecha oraz na czterech mostach: Poniatowskiego, Świętokrzyskim, Gdańskim i Śląsko-Dąbrowskim - dodaje Ewa Gawor.

Statystyki policyjne mówią o mniejszej liczbie przestępstw na terenach w bezpośrednim sąsiedztwie kamer. W całym mieście zainstalowanych jest 400 obrotowych kamer, podpiętych do systemu miejskiego monitoringu. Według szacunków stołecznej policji, wszystkich kamer umieszczonych na zewnątrz budynków (przed sklepami, bankami, na osiedlach) jest ponad pięć tysięcy - podaje "ŻW".

 

Źródło: interia.pl

PAP

Niemcy: będzie podatek od zamożności?

Renomowany Niemiecki Instytut Badań nad Gospodarką (DIW) zaleca władzom w Berlinie przywrócenie podatku od zamożności oraz znaczną podwyżkę podatków od gruntu - informuje w środę dziennik "Financial Times Deutschland", powołując się na niepublikowany jeszcze raport instytutu.

Według eksperta DIW Stefana Bacha dzięki takim krokom niemiecki fiskus mógłby zyskać dodatkowo 25 mld euro rocznie.

Jak zauważa dziennik, instytut nieoczekiwanie wspiera zatem argumentację szefa postkomunistycznej partii Lewica Oskara Lafontaine'a, który od lat twierdzi, że opodatkowanie majątku w Niemczech jest zbyt małe w porównaniu do innych państw.

Choć niemiecka chadecja i liberałowie - którzy według sondaży będą rządzić w Niemczech po wrześniowych wyborach - obiecują zmniejszenie ciężarów podatkowych, to wielu ekonomistów uważa, że podatki będzie trzeba podwyższyć, by choć częściowo ograniczyć ogromne zadłużenie państwa, będące wynikiem recesji i programów antykryzysowych.

Według najnowszych szacunków na koniec roku zadłużenie Niemiec wzrośnie do 1,7 biliona euro.

DIW wskazuje, że wpływy budżetu pochodzące z opodatkowania majątku stanowią jedynie 0,9 proc. PKB; to mniej niż połowa średnich wpływów z tego tytułu osiąganych przez najważniejsze kraje uprzemysłowione. W Wielkiej Brytanii odsetek ten sięga ponad 4 proc., a we Francji i USA - ponad 3 proc. - pisze "FTD".

Według ekspertów berlińskiego instytutu podatek od zamożności (zniesiony w Niemczech w 1997 r.), obliczany od wartości netto majątku, przyczyniłby się do zmniejszenia różnic socjalnych. Przy stawce podatkowej na poziomie 1 proc. i kwocie wolnej od podatku w wys. 500 tys. euro wpływy do kasy państwa wyniosłyby od 16 do 21 mld euro rocznie.

Źródło:onet.pl

PAP

Niemcy: będzie podatek od zamożności?

Renomowany Niemiecki Instytut Badań nad Gospodarką (DIW) zaleca władzom w Berlinie przywrócenie podatku od zamożności oraz znaczną podwyżkę podatków od gruntu - informuje w środę dziennik "Financial Times Deutschland", powołując się na niepublikowany jeszcze raport instytutu.

Według eksperta DIW Stefana Bacha dzięki takim krokom niemiecki fiskus mógłby zyskać dodatkowo 25 mld euro rocznie.

Jak zauważa dziennik, instytut nieoczekiwanie wspiera zatem argumentację szefa postkomunistycznej partii Lewica Oskara Lafontaine'a, który od lat twierdzi, że opodatkowanie majątku w Niemczech jest zbyt małe w porównaniu do innych państw.

Choć niemiecka chadecja i liberałowie - którzy według sondaży będą rządzić w Niemczech po wrześniowych wyborach - obiecują zmniejszenie ciężarów podatkowych, to wielu ekonomistów uważa, że podatki będzie trzeba podwyższyć, by choć częściowo ograniczyć ogromne zadłużenie państwa, będące wynikiem recesji i programów antykryzysowych.

Według najnowszych szacunków na koniec roku zadłużenie Niemiec wzrośnie do 1,7 biliona euro.

DIW wskazuje, że wpływy budżetu pochodzące z opodatkowania majątku stanowią jedynie 0,9 proc. PKB; to mniej niż połowa średnich wpływów z tego tytułu osiąganych przez najważniejsze kraje uprzemysłowione. W Wielkiej Brytanii odsetek ten sięga ponad 4 proc., a we Francji i USA - ponad 3 proc. - pisze "FTD".

Według ekspertów berlińskiego instytutu podatek od zamożności (zniesiony w Niemczech w 1997 r.), obliczany od wartości netto majątku, przyczyniłby się do zmniejszenia różnic socjalnych. Przy stawce podatkowej na poziomie 1 proc. i kwocie wolnej od podatku w wys. 500 tys. euro wpływy do kasy państwa wyniosłyby od 16 do 21 mld euro rocznie.

Źródło:onet.pl

PAP

Pozytywna decyzja ws. stoczni Gdańsk

Komisja Europejska zatwierdziła w środę pomoc przyznaną stoczni Gdańsk od czasu wejścia Polski do UE i planowaną w przyszłości, w łącznej wysokości 251 mln euro, akceptując ostatecznie plan restrukturyzacji tego zakładu. Pozytywna decyzja oznacza, że pomoc została uznana za legalną, stocznia Gdańsk nie będzie musiała jej zwracać i nie grozi jej upadłość. Negocjacje KE z polskim rządem trwały pięć lat.

"Była to jedna z najdłuższych i najtrudniejszych spraw, z jakimi przyszło mi się zetknąć, ale jestem bardzo zadowolona, że udało nam się znaleźć konstruktywne rozwiązanie dla tego wyjątkowego miejsca i ludzi, którzy tam pracują. Włożyliśmy wiele pracy, aby zagwarantować rentowność stoczni na długie lata. Rzeczywista restrukturyzacja jest jedynym sposobem na zapewnienie stoczniowcom stabilnych miejsc pracy" - powiedziała unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes.

Na zatwierdzoną przez KE pomoc składają się: już przyznane 94 mln euro, dalsze 35 mln euro na finansowanie restrukturyzacji stoczni oraz gwarancje na produkcję udzielone przez Korporację Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych o nominalnej wartości 122 mln euro (80 mln euro już przekazane i 42 mln euro na lata 2009-2012). Decyzja nie obejmuje pomocy państwa w wysokości 36 mln euro, jaką stocznia otrzymała przed przystąpieniem Polski do UE. W ramach rekompensaty przyznanej pomocy stocznia będzie musiała ograniczyć moce produkcyjne, do końca roku zamykając drugą z trzech pochylni (jedna już jest wyłączona). Maksymalna wielkość rocznej produkcji nie może przekroczyć 100 tys. skompensowanego tonażu brutto.

Źródło: onet.pl

PAP

Pozytywna decyzja ws. stoczni Gdańsk

Komisja Europejska zatwierdziła w środę pomoc przyznaną stoczni Gdańsk od czasu wejścia Polski do UE i planowaną w przyszłości, w łącznej wysokości 251 mln euro, akceptując ostatecznie plan restrukturyzacji tego zakładu. Pozytywna decyzja oznacza, że pomoc została uznana za legalną, stocznia Gdańsk nie będzie musiała jej zwracać i nie grozi jej upadłość. Negocjacje KE z polskim rządem trwały pięć lat.

"Była to jedna z najdłuższych i najtrudniejszych spraw, z jakimi przyszło mi się zetknąć, ale jestem bardzo zadowolona, że udało nam się znaleźć konstruktywne rozwiązanie dla tego wyjątkowego miejsca i ludzi, którzy tam pracują. Włożyliśmy wiele pracy, aby zagwarantować rentowność stoczni na długie lata. Rzeczywista restrukturyzacja jest jedynym sposobem na zapewnienie stoczniowcom stabilnych miejsc pracy" - powiedziała unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes.

Na zatwierdzoną przez KE pomoc składają się: już przyznane 94 mln euro, dalsze 35 mln euro na finansowanie restrukturyzacji stoczni oraz gwarancje na produkcję udzielone przez Korporację Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych o nominalnej wartości 122 mln euro (80 mln euro już przekazane i 42 mln euro na lata 2009-2012). Decyzja nie obejmuje pomocy państwa w wysokości 36 mln euro, jaką stocznia otrzymała przed przystąpieniem Polski do UE. W ramach rekompensaty przyznanej pomocy stocznia będzie musiała ograniczyć moce produkcyjne, do końca roku zamykając drugą z trzech pochylni (jedna już jest wyłączona). Maksymalna wielkość rocznej produkcji nie może przekroczyć 100 tys. skompensowanego tonażu brutto.

Źródło: onet.pl

PAP

Private equity – inwestycyjna winnica

Każdy inwestor choć raz słyszał, iż przedsięwzięcie którego się podejmuje powinno mieć długoterminowy charakter. Jeżeli mowa o tych bardziej ryzykownych, wówczas to w zasadzie jedyne rozsądne rozwiązanie. Jest jednak rodzina inwestycji, gdzie zasada ta uwypuklona jest do granic możliwości, a zaangażowanie przy komponowaniu portfela porównywalne jest do tego związanego z prowadzeniem winnicy.

Private equity to grupa inwestycji wchodząca w skład rozbudowanej rodziny tych o alternatywnym wymiarze, zatem możliwie nisko skorelowanej z szerokim rynkiem aktywów, takich jak akcje czy obligacje. Są stosunkowo powszechnym zjawiskiem, jednak w niezwykle wąskim środowisku, dlatego warto zarysować rzeczywisty obraz tej klasy, by zalety zaangażowania na tym rynku dotarły do szerszej społeczności inwestorów.

Private equity to pojęcie skojarzone z instrumentami trzymanymi z dala od publicznych rynków, jednak nie wyklucza to możliwości obrotu nimi.

Idea private equity sprowadza się do udostępniania kapitału przedsiębiorstwom w początkowych stadiach rozwoju lub bazujących na innowacyjnych produktach bądź usługach. Wspólnym mianownikiem jest tu rozkład udziałów w spółce, który z oczywistych względów obejmuje wąskie grono. Czasami jest to wynikiem wręcz konieczności, gdyż upowszechnianie informacji na przykład o „ukrytym życiu spółki” w ramach publicznych rynków, gdzie jest to obligatoryjne, okazuje się zbyt ryzykowne – kluczowe dane mogą po prostu poznać wszyscy. Forma finansowania należy do najdroższych, gdyż inwestor kupuje w zasadzie jedynie koncepcje i potencjał. W rzeczywisty świecie to niewiele znaczy.

Winnica

Podejmując się prowadzenia winnicy dysponujemy kawałkiem ziemi, lecz w przeciwieństwie do tradycyjnej formy rolnictwa, po dokonaniu decyzji nie mamy dużego pola manewru. W ramach koniunkturalnych decyzji swobodnie możemy z roku na rok zmieniać uprawy, biorąc pod uwagę wszelkie odmiany zboża. Decydując się na winnicę, wiążemy się z nią na długie lata, bez względu na kaprysy pogody, ceny wina itp. Podejmujemy często walkę z żywiołami i naturalną rzeczą są lata dobre, jak i te gorsze.

Wchodząc na rynek private equity „kupujemy ziemię” z zamiarem budowania „winnicy” i bez względu na to, jakie lata przed nami, gwałtowne ruchy, nawet zawahanie przy niektórych decyzjach, jest niezwykle kosztowne. To gra dla najbardziej cierpliwych, dla ludzi o mocnych nerwach i jeżeli spełnimy kilka dodatkowych kryteriów, może to być gra niezwykle opłacalna. Producent wina nigdy nie wie, co czeka go przed kolejnym winobraniem, lecz wie, że kaprysy natury można jedynie w niewielkim stopniu ograniczyć, lecz gdy „wiatr wieje w żagle”, równie wiele skupienia wymaga wykorzystanie dobrych warunków. Na bieżąco pielęgnujemy dobre inwestycje usuwając te „objęte chorobą”. Później możemy odnotowywać „roczniki” tych dobrych… Analogii jest mnóstwo, a jedynym impulsem do gorącej dyskusji może być pytanie, co lepiej smakuje: wino, czy pieniądze.

Jak produkowane jest „wino”?

Filarami rynku private equity są inwestycyjne wehikuły, konstrukcyjnie podobne do funduszy hedge. To spółki, które przyjmują formę z ograniczoną odpowiedzialnością prawną w różnego typu jurysdykcjach. Do „głównego partnera” (zarządzającego funduszem) dołączają „partnerzy” (inwestorzy). Partnerzy dostarczają kapitał, natomiast „mózg operacji” zarządza tymi środkami. W zdecydowanej większości funduszy private equity zarządzający również obejmuje solidną porcję udziałów – to wzmacnia zaufanie inwestorów. Już na tym etapie widać, iż z racji konstrukcji organizacyjno – prawnej, nie ma mowy o swobodzie wchodzenia/wychodzenia z rynku podobnej do tradycyjnych funduszy inwestycyjnych. Partnerzy mają silnie ograniczony lub zablokowany wpływ na operacyjną działalność funduszu. Decyzje o zaangażowaniu w dany projekt podejmowane są przez głównego partnera.

Fundusz private equity tworzony jest najczęściej na 10 -15 lat, podczas których zarządzający ma okazję zaprezentować, a raczej udowodnić swoje umiejętności. Prze ponad dekadę wycofanie środków jest mocno utrudnione, a niemal na pewno sporo kosztuje umorzenie udziałów w pierwszych 3 latach trwania funduszu. Selekcja partnerów odbywa się w naturalny sposób, oparty o kilka kryteriów. Mile widziani są inwestorzy zasobni w środki oraz nastawieni na długoterminową alokację. W pierwszej kolejności rozpatruje się zatem fundusze emerytalne, banki. Później inne instytucje finansowe oraz zasobnych inwestorów indywidualnych. W ten sposób eliminowane jest zagrożenie zmienności bazy kapitałowej do finansowania projektów w ramach funduszy. Dostęp szerszego grona inwestorów tylko z pozoru jest zablokowany, gdyż można uzyskać dostęp do funduszu funduszy lub po prostu nabyć udziały funduszu private equity na giełdzie akcji. Nie ma przeciwwskazań, by fundusz był spółką publiczną, a emitując akcje jednorazowo, nie ma zagrożenia niebezpiecznej zmienności po stronie pasywów.

W ramach życia funduszy private equity wyróżnić można dwie zasadnicze fazy. Pierwsza z nich trwająca 4-7 lat polega na wyizolowaniu spółek słabszych niż przypuszczano i wyeliminowanie ich z portfela. Wówczas więcej środków przeznaczane jest na finansowanie projektów najlepszych. Zbieżne jest to z dość powszechnym cyklem życia przedsiębiorstwa, gdzie w fazie zalążkowej (właśnie ok. 5 lat) wdrażane są plany w rzeczywistość i po tym okresie można stwierdzić, czy efekty są na tyle zadowalające, by rozbudowywać projekt i czerpać z niego zasadnicze korzyści.

Bardzo ciekawe jest zjawisko, gdzie środki funduszu pozyskiwane są w stylu „just-in-time”. Fundusz niejako wzywa inwestora, który zadeklarował chęć uczestnictwa w funduszu w momencie, gdy kandydat/kandydaci do portfela zostali „namierzeni”. To podkreśla jak subtelna jest struktura funduszu private equity i jak bardzo liczy się budowanie dobrych relacji między głównym partnerem a inwestorami.

Opłaty są zbliżone do tych pobieranych w segmencie funduszy hedge. Za zarządzanie w cyklu rocznym pobierane jest od 1,0 – 2,5% w zależności o wielkości funduszu. Dość wyraźną granicą, po której prowizja za zarządzanie istotnie spada jest 200 milionów dolarów. Za wygenerowane zyski pobierane jest najczęściej 20% ich wielkości. Czasami progiem, od którego naliczana jest prowizja od zysków jest ustalona wcześniej (lecz niezagwarantowana) stopa zwrotu.

Trochę o samych „winogronach”

Venture Capital (VC) to najpopularniejsza forma finansowania w ramach grupy funduszy private equity. Dotyczy ona nawiązywania współpracy ze spółką w najwcześniejszych stadiach rozwoju, stąd również nazwy „seed capital” itp. W zasadzie nie polega to na kupowaniu biznesplanów – spółka musi istnieć. W celu jej „rozruszania” udostępniany jest potężny kapitał, a ludzie z funduszu umieszczani są w organach zarządczych spółki. Taki jest koszt często realizacji marzeń. Nie oznacza to jednak odsunięcia założycieli na bok. Budowany jest sojusz o wspólnych wyznacznikach, dlatego mimo bardzo wyraźnego wpływu ludzi z zewnątrz, firma nie traci swej duszy – to zresztą jest w interesie inwestorów. Najgorszą rzeczą jest stłumienie know-how założycieli, które w zasadzie fundusz private equity kupuje.

Venture Capital to poza lewarowanymi transakcjami najbardziej ryzykowne inwestycje. W ramach VC kupuje się w zasadzie patenty, koncepcje, plany, które w bardzo niewielkim stopniu miały okazję uzyskać namacalną postać. Znaczne premie występują w przypadku tych inwestycji ze względu na niezwykle małą płynność oraz trudności w wycenie. Warto podkreślić, iż miarodajną wartość uzyskuje się dopiero w momencie zamknięcia inwestycji. Nie ma tu mowy o wycenie w cyklu godzinowym, czy dziennym jak na regulowanych rynkach – wartość nadają eksperci o potężnym bagażu doświadczeń. Tak samo jest na rynkach inwestycji emocjonalnych – znawca szacuje wartość obrazu, czy antycznej rzeźby. Jest tak również na rynku nieruchomości. Transakcja określa cenę, lecz z racji zaledwie kilku takich w „życiu” danej inwestycji, czas „pomiędzy” wiąże się z wielkimi anomaliami cenowymi. Nieprzypadkowo jedna z definicji private equity wskazuje, iż to rynek papierów wartościowych oparty o proces negocjacji (Bance).

Wspomniany wcześniej podział na dwie fazy dotyczy w szczególności inwestycji z grupy VC. Przez pierwsze 4-7 lat plany są urzeczywistniane, a później następuje decyzja, co dalej. VC to przedsięwzięcia innowacyjne, gdzie wdrażana jest nowa technologia, co dopiero po wielu latach ukazuje swą realną wartość. Co jakiś czas weryfikuje się perspektywy projektu, dlatego ze względu na długi czas trwania funduszu lepiej zainteresować się wieloma już na początku, by w drugiej fazie, nawet tracąc na eliminowaniu najsłabszych, móc skoncentrować się na tych, które po doinwestowaniu zrekompensują je i przyniosą oczekiwany dochód. Tak samo działają koncerny farmaceutyczne, które żądają bardzo wysokich cen za wprowadzone do obrotu leki, gdyż poniosły gigantyczne wręcz koszty przy projektach, które po prostu nie wypaliły. To naturalny proces, by innowacja trwała. Tak działają fundusze VC. Godne odnotowania jest to, że w dobie tak rozpowszechnionego stosowania dźwigni finansowej, projekty VC finansowane są gotówką. Ryzyko transakcji lewarowanych w tego typu procesie jest zbyt wysokie.

Lewar natomiast bardzo chętnie (jest to wręcz wskazane) stosowany jest przy różnego typu wykupach. Tu o wiele częściej nie ma mowy o przyjaznym partnerstwie na linii fundusz – obiekt inwestycji. Wrogie przejęcia są niemal tak samo powszechne jak te o przyjaznym charakterze. Wspólnym mianownikiem jest silna dźwignia finansowa. To jedyna metoda, by nieco przyspieszyć zwrot z inwestycji. Ryzyko jednak jest adekwatne. W przypadku wykupów zasady funduszy private equity są naciągane, gdyż zdarzają się transakcje lewarowanego wykupu (levereged buyout – LBO) w kontekście spółek publicznych. Premia jednak z tytułu ograniczonego kręgu w przypadku prywatnych przedsiębiorstw jest na tyle zachęcająca, że to na tym segmencie skupiona jest większość transakcji (pod względem zagregowanej wartości sprawa nie jest już tak klarowna). Wykupy tego typu są charakterystyczne dla dojrzałych spółek. Dla tych w fazie zalążkowej wystarczy gotówka. Oczywiście wykup nie oznacza, iż lewar jest niezbędny, jednak emocje i potencjalne zyski skupiły uwagę szczególnie na LBO właśnie. Proces ten w najprostszym ujęciu polega na zaciągnięciu długu (najczęściej emisja obligacji o ratingu na poziomie spekulacyjnym), który po dokonaniu transakcji spłacany jest strumieniami pieniężnymi generowanymi przez obiekt wykupu (zyski spółki przejmowanej). Obligacje te to przy okazji również ciekawa okazja dla szerszego grona inwestorów. Ich zabezpieczeniem są najczęściej aktywa przejmowanej spółki.

VC oraz LBO to podstawowe koncepcje w ramach funduszy private equity. Innym wariantem może być angażowanie się w prywatne spółki o ugruntowanej pozycji na rynku, gdzie tym „przełomem” jest jej upublicznienie, lecz z racji marginalnego znaczenia pominąłem tą sferę. Wieloletnia już tradycja dla koncepcji private equity nakreśliła podział, gdzie VC kojarzony jest z fazami wzrostu gospodarczego, a LBO popularny jest na rynkach słabych, gdzie łatwo można znaleźć silnie niedoszacowaną spółkę. Obecny kryzys kredytowy jest hybrydą niekorzystnych zjawisk dla obu rodzajów, co podkreślone zostanie nieco dalej.

Dolina łez

Choć powyższy śródtytuł może budzić negatywne skojarzenia dla inwestowania w fundusze private equity, jest to aspekt, który podkreśla konieczność bycia cierpliwym. „Dolina łez” jest również swego rodzaju sprawdzianem i weryfikuje, czy inwestor posiada mocne nerwy. Nazwa pochodzi o wykresów, które obrazują silnie negatywne przepływy pieniężne i stopy zwrotu w pierwszych fazach inwestycji. Dla VC to nawet 6-7 lat, dla LBO zazwyczaj krócej, lecz to zjawisko immanentne przy inwestycjach private equity. Po tej fazie okazuje się dopiero, które przedsięwzięcia są dochodowe. „Dolina łez” przekształca się zatem w coś na kształt powyginanej nieco litery „J”, stąd również często mowa o „efekcie J-curve”, gdzie w pierwszej fazie zjawisko ma negatywny charakter, by później po tej „obowiązkowej korekcie” iść „właściwym szlakiem”.

Private equity dziś i jutro

Fundusze private equity zaliczane są do alternatywnych klas inwestycji, lecz już utożsamianie tej rodziny z pojęciem „klasy” jest pewną nieścisłością. Klasa inwestycji dysponuje podobną charakterystyką profilu ryzyka i dochodu swoich elementów. Fundusze private equity ze względu na swą różnorodność są raczej samotnymi łowcami niż stadem. Oczywiście znaczny wzrost konkurencji na przestrzeni wielu lat czyni pokrywanie się danej ekspozycji w portfelu coraz częstszym zjawiskiem, niemniej odległość w rozkładzie wyników najgorszych i najlepszych sięga 20-30%. Tak nie wygląda zwarta klasa inwestycji.

Kluczem do dobrej inwestycji w fundusz private equity, poza cierpliwością i opanowaniem, jest odnalezienie dobrego zarządzającego. W nurcie nowoczesnej teorii portfelowej dobór klas odbywa się nieco po omacku, gdzie to charakterystyka danej inwestycji przez pryzmat głównie korelacji wskazuje jej miejsce w całym portfelu. Należy jednak pamiętać, że historycznie udowodniona wyraźna niezależność wyników funduszy private equity wzięła się z talentu zarządzających, którzy potrafili i potrafią wyławiać zwycięzców. To nie było inwestowanie „w ciemno”.

Obecnie każdy segment rynku finansowego przeżywa kryzys. To swego rodzaju katharsis, gdzie przy okazji w ramach darwinistycznej walki pozostaną najsilniejsi. Kryzys kredytowy, który przełożył się na zsynchronizowaną recesję w trzech głównych obszarach gospodarczych świata (USA, strefa euro, Japonia) zaburzył podział, który sugerował, że recesja to dobry moment dla transakcji LBO. Te wymagają finansowania długiem, a dostęp do niego nie jest obecnie łatwy. Nie zmienia to faktu, iż gotówka krąży, a wiele z funduszy private equity ma na tyle silne bilanse, by w tych trudnych czasach wspierać się lewarem. Walka o przetrwanie jest niezwykle silna i dlatego też trudno upatrywać koniec segmentu funduszy private equity. Dziś warto dokonywać perspektywicznych transakcji. W filmie „Dobry rok” (Ridley Scott) w niezwykły sposób zarysowano kontrast pomiędzy londyńskim pędem za pieniądzem a sielankowym nastrojem w winnicy na południu Francji. Trzymając się symboli, wedle których radość z wytwarzania wina można przełożyć na budowanie portfela inwestycji wymagającego takiej samej wytrwałości, może można połączyć te światy? Z pewnością warto spróbować.

InwestycjeAlternatywne.pl

as



Private equity – inwestycyjna winnica

Każdy inwestor choć raz słyszał, iż przedsięwzięcie którego się podejmuje powinno mieć długoterminowy charakter. Jeżeli mowa o tych bardziej ryzykownych, wówczas to w zasadzie jedyne rozsądne rozwiązanie. Jest jednak rodzina inwestycji, gdzie zasada ta uwypuklona jest do granic możliwości, a zaangażowanie przy komponowaniu portfela porównywalne jest do tego związanego z prowadzeniem winnicy.

Private equity to grupa inwestycji wchodząca w skład rozbudowanej rodziny tych o alternatywnym wymiarze, zatem możliwie nisko skorelowanej z szerokim rynkiem aktywów, takich jak akcje czy obligacje. Są stosunkowo powszechnym zjawiskiem, jednak w niezwykle wąskim środowisku, dlatego warto zarysować rzeczywisty obraz tej klasy, by zalety zaangażowania na tym rynku dotarły do szerszej społeczności inwestorów.

Private equity to pojęcie skojarzone z instrumentami trzymanymi z dala od publicznych rynków, jednak nie wyklucza to możliwości obrotu nimi.

Idea private equity sprowadza się do udostępniania kapitału przedsiębiorstwom w początkowych stadiach rozwoju lub bazujących na innowacyjnych produktach bądź usługach. Wspólnym mianownikiem jest tu rozkład udziałów w spółce, który z oczywistych względów obejmuje wąskie grono. Czasami jest to wynikiem wręcz konieczności, gdyż upowszechnianie informacji na przykład o „ukrytym życiu spółki” w ramach publicznych rynków, gdzie jest to obligatoryjne, okazuje się zbyt ryzykowne – kluczowe dane mogą po prostu poznać wszyscy. Forma finansowania należy do najdroższych, gdyż inwestor kupuje w zasadzie jedynie koncepcje i potencjał. W rzeczywisty świecie to niewiele znaczy.

Winnica

Podejmując się prowadzenia winnicy dysponujemy kawałkiem ziemi, lecz w przeciwieństwie do tradycyjnej formy rolnictwa, po dokonaniu decyzji nie mamy dużego pola manewru. W ramach koniunkturalnych decyzji swobodnie możemy z roku na rok zmieniać uprawy, biorąc pod uwagę wszelkie odmiany zboża. Decydując się na winnicę, wiążemy się z nią na długie lata, bez względu na kaprysy pogody, ceny wina itp. Podejmujemy często walkę z żywiołami i naturalną rzeczą są lata dobre, jak i te gorsze.

Wchodząc na rynek private equity „kupujemy ziemię” z zamiarem budowania „winnicy” i bez względu na to, jakie lata przed nami, gwałtowne ruchy, nawet zawahanie przy niektórych decyzjach, jest niezwykle kosztowne. To gra dla najbardziej cierpliwych, dla ludzi o mocnych nerwach i jeżeli spełnimy kilka dodatkowych kryteriów, może to być gra niezwykle opłacalna. Producent wina nigdy nie wie, co czeka go przed kolejnym winobraniem, lecz wie, że kaprysy natury można jedynie w niewielkim stopniu ograniczyć, lecz gdy „wiatr wieje w żagle”, równie wiele skupienia wymaga wykorzystanie dobrych warunków. Na bieżąco pielęgnujemy dobre inwestycje usuwając te „objęte chorobą”. Później możemy odnotowywać „roczniki” tych dobrych… Analogii jest mnóstwo, a jedynym impulsem do gorącej dyskusji może być pytanie, co lepiej smakuje: wino, czy pieniądze.

Jak produkowane jest „wino”?

Filarami rynku private equity są inwestycyjne wehikuły, konstrukcyjnie podobne do funduszy hedge. To spółki, które przyjmują formę z ograniczoną odpowiedzialnością prawną w różnego typu jurysdykcjach. Do „głównego partnera” (zarządzającego funduszem) dołączają „partnerzy” (inwestorzy). Partnerzy dostarczają kapitał, natomiast „mózg operacji” zarządza tymi środkami. W zdecydowanej większości funduszy private equity zarządzający również obejmuje solidną porcję udziałów – to wzmacnia zaufanie inwestorów. Już na tym etapie widać, iż z racji konstrukcji organizacyjno – prawnej, nie ma mowy o swobodzie wchodzenia/wychodzenia z rynku podobnej do tradycyjnych funduszy inwestycyjnych. Partnerzy mają silnie ograniczony lub zablokowany wpływ na operacyjną działalność funduszu. Decyzje o zaangażowaniu w dany projekt podejmowane są przez głównego partnera.

Fundusz private equity tworzony jest najczęściej na 10 -15 lat, podczas których zarządzający ma okazję zaprezentować, a raczej udowodnić swoje umiejętności. Prze ponad dekadę wycofanie środków jest mocno utrudnione, a niemal na pewno sporo kosztuje umorzenie udziałów w pierwszych 3 latach trwania funduszu. Selekcja partnerów odbywa się w naturalny sposób, oparty o kilka kryteriów. Mile widziani są inwestorzy zasobni w środki oraz nastawieni na długoterminową alokację. W pierwszej kolejności rozpatruje się zatem fundusze emerytalne, banki. Później inne instytucje finansowe oraz zasobnych inwestorów indywidualnych. W ten sposób eliminowane jest zagrożenie zmienności bazy kapitałowej do finansowania projektów w ramach funduszy. Dostęp szerszego grona inwestorów tylko z pozoru jest zablokowany, gdyż można uzyskać dostęp do funduszu funduszy lub po prostu nabyć udziały funduszu private equity na giełdzie akcji. Nie ma przeciwwskazań, by fundusz był spółką publiczną, a emitując akcje jednorazowo, nie ma zagrożenia niebezpiecznej zmienności po stronie pasywów.

W ramach życia funduszy private equity wyróżnić można dwie zasadnicze fazy. Pierwsza z nich trwająca 4-7 lat polega na wyizolowaniu spółek słabszych niż przypuszczano i wyeliminowanie ich z portfela. Wówczas więcej środków przeznaczane jest na finansowanie projektów najlepszych. Zbieżne jest to z dość powszechnym cyklem życia przedsiębiorstwa, gdzie w fazie zalążkowej (właśnie ok. 5 lat) wdrażane są plany w rzeczywistość i po tym okresie można stwierdzić, czy efekty są na tyle zadowalające, by rozbudowywać projekt i czerpać z niego zasadnicze korzyści.

Bardzo ciekawe jest zjawisko, gdzie środki funduszu pozyskiwane są w stylu „just-in-time”. Fundusz niejako wzywa inwestora, który zadeklarował chęć uczestnictwa w funduszu w momencie, gdy kandydat/kandydaci do portfela zostali „namierzeni”. To podkreśla jak subtelna jest struktura funduszu private equity i jak bardzo liczy się budowanie dobrych relacji między głównym partnerem a inwestorami.

Opłaty są zbliżone do tych pobieranych w segmencie funduszy hedge. Za zarządzanie w cyklu rocznym pobierane jest od 1,0 – 2,5% w zależności o wielkości funduszu. Dość wyraźną granicą, po której prowizja za zarządzanie istotnie spada jest 200 milionów dolarów. Za wygenerowane zyski pobierane jest najczęściej 20% ich wielkości. Czasami progiem, od którego naliczana jest prowizja od zysków jest ustalona wcześniej (lecz niezagwarantowana) stopa zwrotu.

Trochę o samych „winogronach”

Venture Capital (VC) to najpopularniejsza forma finansowania w ramach grupy funduszy private equity. Dotyczy ona nawiązywania współpracy ze spółką w najwcześniejszych stadiach rozwoju, stąd również nazwy „seed capital” itp. W zasadzie nie polega to na kupowaniu biznesplanów – spółka musi istnieć. W celu jej „rozruszania” udostępniany jest potężny kapitał, a ludzie z funduszu umieszczani są w organach zarządczych spółki. Taki jest koszt często realizacji marzeń. Nie oznacza to jednak odsunięcia założycieli na bok. Budowany jest sojusz o wspólnych wyznacznikach, dlatego mimo bardzo wyraźnego wpływu ludzi z zewnątrz, firma nie traci swej duszy – to zresztą jest w interesie inwestorów. Najgorszą rzeczą jest stłumienie know-how założycieli, które w zasadzie fundusz private equity kupuje.

Venture Capital to poza lewarowanymi transakcjami najbardziej ryzykowne inwestycje. W ramach VC kupuje się w zasadzie patenty, koncepcje, plany, które w bardzo niewielkim stopniu miały okazję uzyskać namacalną postać. Znaczne premie występują w przypadku tych inwestycji ze względu na niezwykle małą płynność oraz trudności w wycenie. Warto podkreślić, iż miarodajną wartość uzyskuje się dopiero w momencie zamknięcia inwestycji. Nie ma tu mowy o wycenie w cyklu godzinowym, czy dziennym jak na regulowanych rynkach – wartość nadają eksperci o potężnym bagażu doświadczeń. Tak samo jest na rynkach inwestycji emocjonalnych – znawca szacuje wartość obrazu, czy antycznej rzeźby. Jest tak również na rynku nieruchomości. Transakcja określa cenę, lecz z racji zaledwie kilku takich w „życiu” danej inwestycji, czas „pomiędzy” wiąże się z wielkimi anomaliami cenowymi. Nieprzypadkowo jedna z definicji private equity wskazuje, iż to rynek papierów wartościowych oparty o proces negocjacji (Bance).

Wspomniany wcześniej podział na dwie fazy dotyczy w szczególności inwestycji z grupy VC. Przez pierwsze 4-7 lat plany są urzeczywistniane, a później następuje decyzja, co dalej. VC to przedsięwzięcia innowacyjne, gdzie wdrażana jest nowa technologia, co dopiero po wielu latach ukazuje swą realną wartość. Co jakiś czas weryfikuje się perspektywy projektu, dlatego ze względu na długi czas trwania funduszu lepiej zainteresować się wieloma już na początku, by w drugiej fazie, nawet tracąc na eliminowaniu najsłabszych, móc skoncentrować się na tych, które po doinwestowaniu zrekompensują je i przyniosą oczekiwany dochód. Tak samo działają koncerny farmaceutyczne, które żądają bardzo wysokich cen za wprowadzone do obrotu leki, gdyż poniosły gigantyczne wręcz koszty przy projektach, które po prostu nie wypaliły. To naturalny proces, by innowacja trwała. Tak działają fundusze VC. Godne odnotowania jest to, że w dobie tak rozpowszechnionego stosowania dźwigni finansowej, projekty VC finansowane są gotówką. Ryzyko transakcji lewarowanych w tego typu procesie jest zbyt wysokie.

Lewar natomiast bardzo chętnie (jest to wręcz wskazane) stosowany jest przy różnego typu wykupach. Tu o wiele częściej nie ma mowy o przyjaznym partnerstwie na linii fundusz – obiekt inwestycji. Wrogie przejęcia są niemal tak samo powszechne jak te o przyjaznym charakterze. Wspólnym mianownikiem jest silna dźwignia finansowa. To jedyna metoda, by nieco przyspieszyć zwrot z inwestycji. Ryzyko jednak jest adekwatne. W przypadku wykupów zasady funduszy private equity są naciągane, gdyż zdarzają się transakcje lewarowanego wykupu (levereged buyout – LBO) w kontekście spółek publicznych. Premia jednak z tytułu ograniczonego kręgu w przypadku prywatnych przedsiębiorstw jest na tyle zachęcająca, że to na tym segmencie skupiona jest większość transakcji (pod względem zagregowanej wartości sprawa nie jest już tak klarowna). Wykupy tego typu są charakterystyczne dla dojrzałych spółek. Dla tych w fazie zalążkowej wystarczy gotówka. Oczywiście wykup nie oznacza, iż lewar jest niezbędny, jednak emocje i potencjalne zyski skupiły uwagę szczególnie na LBO właśnie. Proces ten w najprostszym ujęciu polega na zaciągnięciu długu (najczęściej emisja obligacji o ratingu na poziomie spekulacyjnym), który po dokonaniu transakcji spłacany jest strumieniami pieniężnymi generowanymi przez obiekt wykupu (zyski spółki przejmowanej). Obligacje te to przy okazji również ciekawa okazja dla szerszego grona inwestorów. Ich zabezpieczeniem są najczęściej aktywa przejmowanej spółki.

VC oraz LBO to podstawowe koncepcje w ramach funduszy private equity. Innym wariantem może być angażowanie się w prywatne spółki o ugruntowanej pozycji na rynku, gdzie tym „przełomem” jest jej upublicznienie, lecz z racji marginalnego znaczenia pominąłem tą sferę. Wieloletnia już tradycja dla koncepcji private equity nakreśliła podział, gdzie VC kojarzony jest z fazami wzrostu gospodarczego, a LBO popularny jest na rynkach słabych, gdzie łatwo można znaleźć silnie niedoszacowaną spółkę. Obecny kryzys kredytowy jest hybrydą niekorzystnych zjawisk dla obu rodzajów, co podkreślone zostanie nieco dalej.

Dolina łez

Choć powyższy śródtytuł może budzić negatywne skojarzenia dla inwestowania w fundusze private equity, jest to aspekt, który podkreśla konieczność bycia cierpliwym. „Dolina łez” jest również swego rodzaju sprawdzianem i weryfikuje, czy inwestor posiada mocne nerwy. Nazwa pochodzi o wykresów, które obrazują silnie negatywne przepływy pieniężne i stopy zwrotu w pierwszych fazach inwestycji. Dla VC to nawet 6-7 lat, dla LBO zazwyczaj krócej, lecz to zjawisko immanentne przy inwestycjach private equity. Po tej fazie okazuje się dopiero, które przedsięwzięcia są dochodowe. „Dolina łez” przekształca się zatem w coś na kształt powyginanej nieco litery „J”, stąd również często mowa o „efekcie J-curve”, gdzie w pierwszej fazie zjawisko ma negatywny charakter, by później po tej „obowiązkowej korekcie” iść „właściwym szlakiem”.

Private equity dziś i jutro

Fundusze private equity zaliczane są do alternatywnych klas inwestycji, lecz już utożsamianie tej rodziny z pojęciem „klasy” jest pewną nieścisłością. Klasa inwestycji dysponuje podobną charakterystyką profilu ryzyka i dochodu swoich elementów. Fundusze private equity ze względu na swą różnorodność są raczej samotnymi łowcami niż stadem. Oczywiście znaczny wzrost konkurencji na przestrzeni wielu lat czyni pokrywanie się danej ekspozycji w portfelu coraz częstszym zjawiskiem, niemniej odległość w rozkładzie wyników najgorszych i najlepszych sięga 20-30%. Tak nie wygląda zwarta klasa inwestycji.

Kluczem do dobrej inwestycji w fundusz private equity, poza cierpliwością i opanowaniem, jest odnalezienie dobrego zarządzającego. W nurcie nowoczesnej teorii portfelowej dobór klas odbywa się nieco po omacku, gdzie to charakterystyka danej inwestycji przez pryzmat głównie korelacji wskazuje jej miejsce w całym portfelu. Należy jednak pamiętać, że historycznie udowodniona wyraźna niezależność wyników funduszy private equity wzięła się z talentu zarządzających, którzy potrafili i potrafią wyławiać zwycięzców. To nie było inwestowanie „w ciemno”.

Obecnie każdy segment rynku finansowego przeżywa kryzys. To swego rodzaju katharsis, gdzie przy okazji w ramach darwinistycznej walki pozostaną najsilniejsi. Kryzys kredytowy, który przełożył się na zsynchronizowaną recesję w trzech głównych obszarach gospodarczych świata (USA, strefa euro, Japonia) zaburzył podział, który sugerował, że recesja to dobry moment dla transakcji LBO. Te wymagają finansowania długiem, a dostęp do niego nie jest obecnie łatwy. Nie zmienia to faktu, iż gotówka krąży, a wiele z funduszy private equity ma na tyle silne bilanse, by w tych trudnych czasach wspierać się lewarem. Walka o przetrwanie jest niezwykle silna i dlatego też trudno upatrywać koniec segmentu funduszy private equity. Dziś warto dokonywać perspektywicznych transakcji. W filmie „Dobry rok” (Ridley Scott) w niezwykły sposób zarysowano kontrast pomiędzy londyńskim pędem za pieniądzem a sielankowym nastrojem w winnicy na południu Francji. Trzymając się symboli, wedle których radość z wytwarzania wina można przełożyć na budowanie portfela inwestycji wymagającego takiej samej wytrwałości, może można połączyć te światy? Z pewnością warto spróbować.

InwestycjeAlternatywne.pl

as



Nieruchomości: Zatrzymać energię w domu

Parlament Europejski pracuje nad nowelizacją dyrektywy w sprawie charakterystyki energetycznej budynków. Proponowane zmiany przewidują m.in. poprawę efektywności energetycznej w budynkach, a także inwestycje w energooszczędne budownictwo. Nowelizację dyrektywy komentuje Tomasz Franczewski, specjalista ds. technologii budownictwa firmy Budimex-Dromex S.A.

Wszystkie budynki, zarówno mieszkaniowe jak i biurowe, tracą energię cieplną. Wielkość strat jest uzależniona od sposobu użytkowania budynku, a także od rodzaju i jakości materiałów, które zostały użyte do jego konstrukcji. Straty energii cieplnej następują głównie przez ściany zewnętrzne, okna, dach i stropy piwnicy. W zależności od sposobu wentylacji, straty energii mogą w przybliżeniu wynieść nawet 30% (szczegółowe dane w tabeli poniżej). Dzięki kompleksowej modernizacji budynku można zaoszczędzić do ok. 40-45% energii, co bezpośrednio przełoży się na redukcję kosztów eksploatacji nieruchomości.

Wdrożenie zmian, które są zaproponowane w nowelizacji dyrektywy będzie wymagało dużych nakładów finansowych. W perspektywie wielu lat przyniosą one jednak oszczędności, które zrekompensują wydatki na modernizację. Takie działania powinny być jednak wsparte poprzez zachęty dla potencjalnych inwestorów w postaci nisko oprocentowanych kredytów lub ulg podatkowych premiujących zastosowanie nowoczesnych i efektywnych rozwiązań.

Tomasz Franczewski
Budimex-Dromex S.A.

gk

inwestycje.pl

Nieruchomości: Zatrzymać energię w domu

Parlament Europejski pracuje nad nowelizacją dyrektywy w sprawie charakterystyki energetycznej budynków. Proponowane zmiany przewidują m.in. poprawę efektywności energetycznej w budynkach, a także inwestycje w energooszczędne budownictwo. Nowelizację dyrektywy komentuje Tomasz Franczewski, specjalista ds. technologii budownictwa firmy Budimex-Dromex S.A.

Wszystkie budynki, zarówno mieszkaniowe jak i biurowe, tracą energię cieplną. Wielkość strat jest uzależniona od sposobu użytkowania budynku, a także od rodzaju i jakości materiałów, które zostały użyte do jego konstrukcji. Straty energii cieplnej następują głównie przez ściany zewnętrzne, okna, dach i stropy piwnicy. W zależności od sposobu wentylacji, straty energii mogą w przybliżeniu wynieść nawet 30% (szczegółowe dane w tabeli poniżej). Dzięki kompleksowej modernizacji budynku można zaoszczędzić do ok. 40-45% energii, co bezpośrednio przełoży się na redukcję kosztów eksploatacji nieruchomości.

Wdrożenie zmian, które są zaproponowane w nowelizacji dyrektywy będzie wymagało dużych nakładów finansowych. W perspektywie wielu lat przyniosą one jednak oszczędności, które zrekompensują wydatki na modernizację. Takie działania powinny być jednak wsparte poprzez zachęty dla potencjalnych inwestorów w postaci nisko oprocentowanych kredytów lub ulg podatkowych premiujących zastosowanie nowoczesnych i efektywnych rozwiązań.

Tomasz Franczewski
Budimex-Dromex S.A.

gk

inwestycje.pl

Wysokie kwalifikacje w branży nieruchomości poszukiwane

Według kwartalnych analiz, przeprowadzanych przez Bank BGŻ, rynek nieruchomości w Polsce dostosowuje się do spowolnienia gospodarczego. Zmiany wdrażają także pracodawcy, którzy w ramach optymalizacji pracy decydują się na nowe procesy rekrutacyjne i redukują zatrudnienie w firmie na rzecz wyspecjalizowanych pracowników.

Mimo trudnej sytuacji rynkowej deweloperzy, spółdzielnie mieszkaniowe i firmy budowlane wciąż poszukują wyspecjalizowanych i wykształconych pracowników w sektorze budowlanym, mieszkaniowym i nieruchomości. Polityka szybkiego ograniczania kosztów przewiduje nie tylko redukcję pensji i selekcję kadry pracowniczej, ale także zatrudnienie nowych, wysoko wykwalifikowanych inżynierów, zarządców nieruchomości, czy specjalistów od wyceny.

Z danych GUS wynika, że bezrobocie rejestrowane w maju wyniosło 10,8% i było o 0,2% niższe niż w kwietniu. Badania Urzędu pokazują spadek bezrobocia we wszystkich województwach w Polsce, także w branży nieruchomości, w której liczba ofert pracy i aplikacji wciąż rośnie.

Polskim pracodawcom brakuje pracowników wyspecjalizowanych w pośrednictwie w obrocie nieruchomościami, profesjonalnym zarządzaniu czy wycenie nieruchomości. Dlatego nawet w czasie kryzysu, kiedy redukcja zatrudnienia jest nieunikniona, zapotrzebowanie na osoby o wysokich kwalifikacjach i bogatym doświadczeniu stale rośnie. Rynek rozwija się dynamicznie, co wymaga stałego podnoszenia kwalifikacji. – mówi mgr Elżbieta Bacińska, wykładowca Wyższej Szkoły Ekonomiczno – Informatycznej w Warszawie.

Zapotrzebowanie na pracowników o określonych umiejętnościach bezpośrednio wpływa na rynek szkolnictwa wyższego. Uczelnie, co roku, uruchamiają nowe kierunku studiów, dostosowując się do potrzeb gospodarki. Liczba zainteresowanych studiami podyplomowymi w dziedzinie nieruchomości systematycznie wzrasta. Przy współpracy z przedsiębiorstwami z całej Polski opracowujemy nowe kierunki, które pozwolą spełnić oczekiwania przyszłych pracodawców, a także zwiększą konkurencyjność naszych specjalistów na zagranicznych rynkach. Największą popularnością cieszą się: Zarządzanie nieruchomościami, Wycena nieruchomości oraz Pośrednictwo w obrocie nieruchomościami.- mówi Paweł Bożyk, rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno – Informatycznej w Warszawie, która od kilku lat specjalizuje się w organizacji studiów podyplomowych w zakresie nieruchomości.

Studenci, ucząc się od doświadczonych praktyków – specjalistów z branży, poznają nie tylko odpowiednie akty prawne, normujące gospodarkę nieruchomościami, ale także odbywają praktyki zawodowe. Te dla pośredników i zarządców trwają 6 miesięcy i w ciągu 200 godzin studenci odbywają warsztaty, ćwiczenia, wykłady oraz wizytacje nieruchomości, natomiast praktyka dla rzeczoznawców majątkowych trwa 12 miesięcy.

Po zaliczeniu egzaminów i  uzyskaniu licencji zawodowych osoby mogą ubiegać się o pracę w administracji państwowej, samorządowej, budownictwie, Agencji Nieruchomości Rolnych oraz Agencji Mienia Wojskowego. Najczęściej jednak absolwenci tych kierunków zakładają własne przedsiębiorstwa, które specjalizują się w consultingu, doradztwie, usługach pośrednictwa nieruchomościami. Zarobki absolwentów Zarządzania nieruchomościami, Wyceny nieruchomości oraz Pośrednictwa w obrocie nieruchomościami zależą od miejsca i formy zatrudnienia. Więcej zarabiają Ci, którzy pracują na własny rachunek, w swojej firmie. Mogą się kształtować od 1500 do parunastu tysięcy miesięcznie.– mówi Marta Walendziak z Centrum Studiów Podyplomowych WSE-I.

Obecna sytuacja na rynku pracy daje duże możliwości zatrudnienia w branży nieruchomości, nawet w obliczu recesji gospodarczej. Współpracując z pracodawcami z całej Polski dostajemy informacje o zapotrzebowaniu na wysoko wykwalifikowanych specjalistów, w szczególności doradców na rynku nieruchomości, doradców zarządzania ryzykiem, zarządców, pośredników w obrocie nieruchomościami, audytorów energetycznych – osób uprawnionych do sporządzania świadectw energetycznych. Dlatego największą szanse mają profesjonaliści, dysponujący ugruntowaną wiedzą teoretyczną i praktyczną – zapewnia mgr Elżbieta Bacińska.
 
Wyższa Szkoła Informatyczno-Ekonomiczna w Warszawie

gk

inwestycje.pl

Wysokie kwalifikacje w branży nieruchomości poszukiwane

Według kwartalnych analiz, przeprowadzanych przez Bank BGŻ, rynek nieruchomości w Polsce dostosowuje się do spowolnienia gospodarczego. Zmiany wdrażają także pracodawcy, którzy w ramach optymalizacji pracy decydują się na nowe procesy rekrutacyjne i redukują zatrudnienie w firmie na rzecz wyspecjalizowanych pracowników.

Mimo trudnej sytuacji rynkowej deweloperzy, spółdzielnie mieszkaniowe i firmy budowlane wciąż poszukują wyspecjalizowanych i wykształconych pracowników w sektorze budowlanym, mieszkaniowym i nieruchomości. Polityka szybkiego ograniczania kosztów przewiduje nie tylko redukcję pensji i selekcję kadry pracowniczej, ale także zatrudnienie nowych, wysoko wykwalifikowanych inżynierów, zarządców nieruchomości, czy specjalistów od wyceny.

Z danych GUS wynika, że bezrobocie rejestrowane w maju wyniosło 10,8% i było o 0,2% niższe niż w kwietniu. Badania Urzędu pokazują spadek bezrobocia we wszystkich województwach w Polsce, także w branży nieruchomości, w której liczba ofert pracy i aplikacji wciąż rośnie.

Polskim pracodawcom brakuje pracowników wyspecjalizowanych w pośrednictwie w obrocie nieruchomościami, profesjonalnym zarządzaniu czy wycenie nieruchomości. Dlatego nawet w czasie kryzysu, kiedy redukcja zatrudnienia jest nieunikniona, zapotrzebowanie na osoby o wysokich kwalifikacjach i bogatym doświadczeniu stale rośnie. Rynek rozwija się dynamicznie, co wymaga stałego podnoszenia kwalifikacji. – mówi mgr Elżbieta Bacińska, wykładowca Wyższej Szkoły Ekonomiczno – Informatycznej w Warszawie.

Zapotrzebowanie na pracowników o określonych umiejętnościach bezpośrednio wpływa na rynek szkolnictwa wyższego. Uczelnie, co roku, uruchamiają nowe kierunku studiów, dostosowując się do potrzeb gospodarki. Liczba zainteresowanych studiami podyplomowymi w dziedzinie nieruchomości systematycznie wzrasta. Przy współpracy z przedsiębiorstwami z całej Polski opracowujemy nowe kierunki, które pozwolą spełnić oczekiwania przyszłych pracodawców, a także zwiększą konkurencyjność naszych specjalistów na zagranicznych rynkach. Największą popularnością cieszą się: Zarządzanie nieruchomościami, Wycena nieruchomości oraz Pośrednictwo w obrocie nieruchomościami.- mówi Paweł Bożyk, rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno – Informatycznej w Warszawie, która od kilku lat specjalizuje się w organizacji studiów podyplomowych w zakresie nieruchomości.

Studenci, ucząc się od doświadczonych praktyków – specjalistów z branży, poznają nie tylko odpowiednie akty prawne, normujące gospodarkę nieruchomościami, ale także odbywają praktyki zawodowe. Te dla pośredników i zarządców trwają 6 miesięcy i w ciągu 200 godzin studenci odbywają warsztaty, ćwiczenia, wykłady oraz wizytacje nieruchomości, natomiast praktyka dla rzeczoznawców majątkowych trwa 12 miesięcy.

Po zaliczeniu egzaminów i  uzyskaniu licencji zawodowych osoby mogą ubiegać się o pracę w administracji państwowej, samorządowej, budownictwie, Agencji Nieruchomości Rolnych oraz Agencji Mienia Wojskowego. Najczęściej jednak absolwenci tych kierunków zakładają własne przedsiębiorstwa, które specjalizują się w consultingu, doradztwie, usługach pośrednictwa nieruchomościami. Zarobki absolwentów Zarządzania nieruchomościami, Wyceny nieruchomości oraz Pośrednictwa w obrocie nieruchomościami zależą od miejsca i formy zatrudnienia. Więcej zarabiają Ci, którzy pracują na własny rachunek, w swojej firmie. Mogą się kształtować od 1500 do parunastu tysięcy miesięcznie.– mówi Marta Walendziak z Centrum Studiów Podyplomowych WSE-I.

Obecna sytuacja na rynku pracy daje duże możliwości zatrudnienia w branży nieruchomości, nawet w obliczu recesji gospodarczej. Współpracując z pracodawcami z całej Polski dostajemy informacje o zapotrzebowaniu na wysoko wykwalifikowanych specjalistów, w szczególności doradców na rynku nieruchomości, doradców zarządzania ryzykiem, zarządców, pośredników w obrocie nieruchomościami, audytorów energetycznych – osób uprawnionych do sporządzania świadectw energetycznych. Dlatego największą szanse mają profesjonaliści, dysponujący ugruntowaną wiedzą teoretyczną i praktyczną – zapewnia mgr Elżbieta Bacińska.
 
Wyższa Szkoła Informatyczno-Ekonomiczna w Warszawie

gk

inwestycje.pl

Polski rynek nieruchomości biurowych-II kwartał 2009

Po spowolnieniu, jakie rozpoczęło się pod koniec 2008 roku, II kwartał2009 r. należy podsumować bardziej optymistycznie. Spadki czynszów izwiększenie liczby zachęt dla najemców zaowocowały lekkim wzrostemwolumenu transakcji najmu w stosunku do I kw. Wciąż jednak problemyzwiązane z zabezpieczeniem finasowym projektu sprawiają, że wieleplanowanych inwestycji zostało wstrzymanych. Na rynku rośnie liczbabiur oferowanych do podnajmu przez najemców, którzy w poszukiwaniuoszczędności, redukują wynajmowaną przez siebie powierzchnię. Wkrótkim okresie oczekuje się dalszego nieznacznego wzrostuwspółczynnika powierzchni niewynajętej; czynsze pozostaną w lekkimtrendzie spadkowym.

TRENDY W PODAŻY
Na skutek bardziej rygorystycznej polityki kredytowej banków, które wymagają wysokiego poziomu kapitału własnego oraz wynajęcia nawet od 40% do 80% powierzchni w projekcie, jak również trudnej sytuacji gospodarczej i niskiego popytu, część projektów została wstrzymana.

W celu zmniejszenia ryzyka, niektóre z nich są przeprojektowywane(zwiększenie liczby etapów projektowych). W I1 kw. 2009 w Warszawie,dostarczono ponad 86.000 mkw. nowoczesnej powierzchni biurowej(m.in. Deloitte House, Cristal Park, Trinity Park III). Większość tych obiektów była już jednak wynajęta dużo wcześniej (umowy pre-let).

TRENDY W POPYCIE
Spadek czynszów zaowocował zwiększeniem popytu; wolumen transakcji w Warszawie w II kw. wyniósł około 62.000 mkw. i był nieco wyższy niż w ubiegłym kwartale. Już od połowy 1 kw. obserwowano wzrost aktywności najemców, którzy korzystają ze spadku czynszów i większej puli zachęt pozaczynszowych. Trend ten jest jednak ograniczany powszechną polityką oszczędności firm, prowadzącą do zmniejszenia zapotrzebowania najemców na powierzchnię biurową oraz wzrostu zainteresowania renegocjowaniem warunków istniejących umów najmu.Preferowane obecnie lokalizacje to coraz częściej parki biurowe położone w strefach pozacentralnych, które oferują najemcom zdecydowanie niższe stawki czynszowe.

PROGNOZA
Obecnie budowane obiekty są już w dużej mierze wynajęte. Przewiduje się, że podaż powierzchni biurowej od ok. II poł. 2010 będzie niska. W konsekwencji, w okresie poprawy koniunktury może zabraknąć dostępnej powierzchni biurowej, co może skutkować nagłym wzrostem stawek czynszowych. Dlatego też, już dzisiaj widoczne jest stałe zainteresowanie umowami pre-lease (szczególnie w przypadku najemców poszukujących możliwości na redukcję kosztów, których umowy najmu kończą się za kilka lat). W perspektywie krótkoterminowej współczynnik pustostanów będzie jeszcze rósł (na rynku warszawskim osiągnął on ok. 5%), natomiast czynsze efektywne będą spadać. W związku z taką sytuacją spadek podaży powinien w końcu zrównoważyć spadek popytu. W dłuższym okresie obserwowane dzisiaj ograniczenie inwestycji może nawet skutkować odwróceniem obecnego trendu rynkowego.

Cushman & Wakefield Polska

gk

inwestycje.pl

Polski rynek nieruchomości biurowych-II kwartał 2009

Po spowolnieniu, jakie rozpoczęło się pod koniec 2008 roku, II kwartał2009 r. należy podsumować bardziej optymistycznie. Spadki czynszów izwiększenie liczby zachęt dla najemców zaowocowały lekkim wzrostemwolumenu transakcji najmu w stosunku do I kw. Wciąż jednak problemyzwiązane z zabezpieczeniem finasowym projektu sprawiają, że wieleplanowanych inwestycji zostało wstrzymanych. Na rynku rośnie liczbabiur oferowanych do podnajmu przez najemców, którzy w poszukiwaniuoszczędności, redukują wynajmowaną przez siebie powierzchnię. Wkrótkim okresie oczekuje się dalszego nieznacznego wzrostuwspółczynnika powierzchni niewynajętej; czynsze pozostaną w lekkimtrendzie spadkowym.

TRENDY W PODAŻY
Na skutek bardziej rygorystycznej polityki kredytowej banków, które wymagają wysokiego poziomu kapitału własnego oraz wynajęcia nawet od 40% do 80% powierzchni w projekcie, jak również trudnej sytuacji gospodarczej i niskiego popytu, część projektów została wstrzymana.

W celu zmniejszenia ryzyka, niektóre z nich są przeprojektowywane(zwiększenie liczby etapów projektowych). W I1 kw. 2009 w Warszawie,dostarczono ponad 86.000 mkw. nowoczesnej powierzchni biurowej(m.in. Deloitte House, Cristal Park, Trinity Park III). Większość tych obiektów była już jednak wynajęta dużo wcześniej (umowy pre-let).

TRENDY W POPYCIE
Spadek czynszów zaowocował zwiększeniem popytu; wolumen transakcji w Warszawie w II kw. wyniósł około 62.000 mkw. i był nieco wyższy niż w ubiegłym kwartale. Już od połowy 1 kw. obserwowano wzrost aktywności najemców, którzy korzystają ze spadku czynszów i większej puli zachęt pozaczynszowych. Trend ten jest jednak ograniczany powszechną polityką oszczędności firm, prowadzącą do zmniejszenia zapotrzebowania najemców na powierzchnię biurową oraz wzrostu zainteresowania renegocjowaniem warunków istniejących umów najmu.Preferowane obecnie lokalizacje to coraz częściej parki biurowe położone w strefach pozacentralnych, które oferują najemcom zdecydowanie niższe stawki czynszowe.

PROGNOZA
Obecnie budowane obiekty są już w dużej mierze wynajęte. Przewiduje się, że podaż powierzchni biurowej od ok. II poł. 2010 będzie niska. W konsekwencji, w okresie poprawy koniunktury może zabraknąć dostępnej powierzchni biurowej, co może skutkować nagłym wzrostem stawek czynszowych. Dlatego też, już dzisiaj widoczne jest stałe zainteresowanie umowami pre-lease (szczególnie w przypadku najemców poszukujących możliwości na redukcję kosztów, których umowy najmu kończą się za kilka lat). W perspektywie krótkoterminowej współczynnik pustostanów będzie jeszcze rósł (na rynku warszawskim osiągnął on ok. 5%), natomiast czynsze efektywne będą spadać. W związku z taką sytuacją spadek podaży powinien w końcu zrównoważyć spadek popytu. W dłuższym okresie obserwowane dzisiaj ograniczenie inwestycji może nawet skutkować odwróceniem obecnego trendu rynkowego.

Cushman & Wakefield Polska

gk

inwestycje.pl

Zarządca tylko z umową

Nieruchomość, której dotyczy przedmiotowa sprawa, stanowi tzw. małą wspólnotę mieszkaniową. Skarżący są współwłaścicielami lokalu wyodrębnionego i posiadają udział w nieruchomości wynoszący 15,60%. Pozostałe udziały w nieruchomości należą do innych osób fizycznych - właścicieli pozostałych 5 lokali mieszkalnych. Zarządca nieruchomości, prowadzący działalność gospodarcza pod nazwa "Zarząd i Administracja Nieruchomości", wykonywał od października 2002 r. czynności związane z administrowaniem przedmiotowa nieruchomością. Działał na podstawie pełnomocnictw udzielonych przez współwłaścicieli nieruchomości posiadających łącznie 43,12% udziałów. Skarżący nie udzielili zarządcy nieruchomości żadnych pełnomocnictw do działania w ich imieniu w sprawach dotyczących przedmiotowej nieruchomości.

Wnoszący skargę zarzucili zarządcy nieruchomości m.in. że nie zawarł umowy o zarządzanie ze wszystkimi właścicielami lokali mieszkalnych w nieruchomości oraz wykonywał czynności zarządzania w stosunku do całej nieruchomości i pobierał z tego tytułu wynagrodzenie, pomimo umocowania tylko od właścicieli legitymujących się udziałem w nieruchomości wynoszącym 43,12%. Komisja Odpowiedzialności Zawodowej przeprowadziła postępowanie wyjaśniające w przedstawionej przez skarżących sprawie i ustaliła, że do sprawowania zarządu przedmiotowa nieruchomością (mała wspólnota mieszkaniowa) maja zastosowanie przepisy Kodeksu cywilnego. Do wykonywania czynności zwykłego zarządu rzeczą wspólna, zgodnie z dyspozycja art. 201 Kodeksu cywilnego, potrzebna jest zgoda większości współwłaścicieli. Taka zgoda zarządca nie dysponował.

W trakcie postępowania zarządca nieruchomości oświadczył, że cyt. "... wyłącznie administrowałem nieruchomością w ramach zwykłego zarządu działając na zlecenie jako pełnomocnik osób, które tego pełnomocnictwa mi udzieliły, a nie zarządzałem nieruchomością.(...) Zarząd nieruchomością sprawowali sami współwłaściciele, a ja tylko administrowałem nieruchomością". Natomiast z dokumentacji sprawy wynikało, że zarządca nieruchomości kierował do skarżących liczna korespondencje, w tym wezwania do zapłaty wynagrodzenia za świadczone przez niego usługi.

Komisja Odpowiedzialności Zawodowej, oceniając działania zarządcy nieruchomości w sprawie opisanej przez skarżących, podkreśliła, że zgodnie z art. 184 ust. 1 ustawy o gospodarce nieruchomościami zarządzanie nieruchomościami jest działalnością zawodową wykonywana przez zarządców nieruchomości na zasadach określonych w ustawie. Przepis art. 185 ust. 1 ww. ustawy, zalicza bieżące administrowanie nieruchomością do czynności zarządzania nieruchomością. Natomiast art. 185 ust. 2 ustawy o gospodarce nieruchomościami zobowiązuje zarządcę nieruchomości do zawarcia umowy o zarządzanie nieruchomością w formie pisemnej przy wykonywaniu czynności zawodowych. Żadne unormowania prawne, nie zwalniają zarządcy nieruchomości od stosowania podstawowych zasad wykonywania zawodu zarządcy nieruchomości, określonych w rozdziale 3 ustawy o gospodarce nieruchomościami.

Tak wiec w przedmiotowym przypadku (wykonywanie czynności zarządzania cała nieruchomością w imieniu wszystkich właścicieli lokali mieszkalnych) zarządca nieruchomości był zobowiązany do zawarcia umowy o zarządzanie nieruchomością ze wszystkimi właścicielami. Zatem Komisja Odpowiedzialności Zawodowej uznała zarzuty postawione zarządcy za uzasadnione i wobec braku zawarcia umowy o zarządzanie nieruchomością oraz nieuprawnionego żądania wynagrodzenia za świadczone usługi za zasadne i wystąpiła z wnioskiem o udzielenie zarządcy z tytułu odpowiedzialności zawodowej kary określonej w art. 188 ust. 2 pkt 2 ustawy o gospodarce nieruchomościami, tj. kary nagany.

Na marginesie Komisja Odpowiedzialności Zawodowej zaznaczyła, że możliwe jest przyjęcie, iż zarządca nieruchomości w podobnym stanie faktycznym może wykonywać czynności zarządzania tylko na podstawie pełnomocnictw udzielonych przez część właścicieli lokali. Działać wówczas powinien wyłącznie w granicach swojego umocowania, w tym wszelkie rozliczenia oraz żądania finansowe dotyczące zarządu częścią wspólna nieruchomości, powinien kierować do swoich mocodawców, a nie do pozostałych właścicieli lokali mieszkalnych, którzy nie udzielili mu stosownego umocowania.

Źródło: interia.pl

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies