Ze świata nieruchomości - strona 130

Drugi dzień umocnienia złotego

We wtorek złoty kontynuuje proces umocnienia do głównych walut. O godzinie 11:36 zarówno kurs USD/PLN, jak i EUR/PLN traciły po 5,6 grosza w stosunku do wczorajszego zamknięcia, testując odpowiednio poziomy 3,2676 zł i 4,3290 zł.
Podstawowym impulsem wzmacniającym złotego (oraz inne waluty regionu), jest poprawa klimatu inwestycyjnego na świecie. Zważywszy, że obecnie nie ma pewności co do trwałości tej poprawy, to spadki polski par póki co należy traktować jako ruch korekcyjny. Warto jednak zwrócić uwagę, że na wykresach pojawiły się pierwsze sygnały, które mogłyby być wstępem do zmiany trendu. Jednak na chwilę obecną to jeszcze zbyt śmiała teza.
W kolejnych godzinach w dalszym wciąż sytuacja na globalnych rynkach finansowych, a więc zmieniające się nastawienie do ryzyka, będzie w głównej mierze kształtować notowania USD/PLN i EUR/PLN. Elementem uzupełniającym będzie natomiast decyzja Rady Polityki Pieniężnej ws. stóp procentowych.

Rynek prognozuje obniżkę stóp o 50 punktów bazowych, co sprowadzi główną stopę do poziomu 4,5 proc. Wydaje się jednak, że cięcie będzie głębsze i sięgnie 75 punktów. Za taką decyzją przemawiają nie tyle coraz częstsze sygnały nasilającego się spowolnienia gospodarczego w Polsce, ale przede wszystkim, ujawniona na grudniowym posiedzeniu determinacja RPP do wspierania wzrostu gospodarczego (wówczas ku zaskoczeniu rynku stopy zostały obniżone o 75 pb).

Przeszkodą w tak dużej obniżce nie powinny natomiast być obawy o dalsze osłabienie złotego. Obecnie zmiany na rynku walutowym nie są funkcją zmian kosztu pieniądza. Spadek stopy referencyjnej do 4,5 proc. jest już w cenach i nie powinien mieć wpływu na rynek walutowy. Większa obniżka może być odczytana jako krok wspierający gospodarkę, co rynek walutowy powinien powitać wzmocnieniem polskiej waluty.

Marcin R. Kiepas
X-Trade Brokers DM S.A.

Ogólnopolski noworoczny bal Pośredników i Zarządców Nieruchomości – Wrocław 17.01.2009 r.

Ogólnopolski noworoczny bal Pośredników i Zarządców Nieruchomości – Wrocław 17.01.2009 r.
W połowie stycznia 2009 r. odbyło się Pierwsze Noworoczne Spotkanie Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości zorganizowane przez Dolnośląskie Stowarzyszenie Pośredników w Obrocie Nieruchomościami DOSPON w stolicy Dolnego Śląska, Wrocławiu.
Mieliśmy przyjemność gościć wielu znakomitych pośredników i zarządców nieruchomości z całej Polski. Ten dzień obfitował od samego rana w wiele ciekawych spotkań. Rozpoczął się konferencją Prezydentów PFRN, podczas której dyskutowaliśmy na temat „Przyszłość zawodu pośrednika – oczekiwania i perspektywy”. Swoimi cennymi opiniami dzielili się prezydenci PFRN: p. Aleksander Scheller, p. Szymon Sędek oraz p. Janusz Lisiecki.
Był również czas na spacer po Ostrowie Tumskim, pięknej i kolorowej Wrocławskiej Starówce oraz zwiedzanie „Panoramy Racławickiej”. Natomiast wieczorem w Hotelu HP Plaza odbył się noworoczny bal maskowy, któremu towarzyszyło mnóstwo atrakcji. Podziwialiśmy wspaniały pokaz fajerwerków, taneczne show, braliśmy udział w konkursach oraz w loterii z bardzo atrakcyjnymi nagrodami. Podczas balu została wręczona nagroda PFRN im.
Jerzego Kląskały za najlepszą pracę magisterską dotyczącą problematyki rynku nieruchomości.
Wrocław jest jednym na najstarszych i najpiękniejszych miast w Polsce, posiada szczególną atmosferę i Wrocław to miasto spotkań, a więc wszyscy goście czują się tu znakomicie.   

Justyna Wawrzyniak-Stawecka
Skarbnik Zarządu DOSPON

Ogólnopolski noworoczny bal Pośredników i Zarządców Nieruchomości – Wrocław 17.01.2009 r.

Ogólnopolski noworoczny bal Pośredników i Zarządców Nieruchomości – Wrocław 17.01.2009 r.
W połowie stycznia 2009 r. odbyło się Pierwsze Noworoczne Spotkanie Polskiej Federacji Rynku Nieruchomości zorganizowane przez Dolnośląskie Stowarzyszenie Pośredników w Obrocie Nieruchomościami DOSPON w stolicy Dolnego Śląska, Wrocławiu.
Mieliśmy przyjemność gościć wielu znakomitych pośredników i zarządców nieruchomości z całej Polski. Ten dzień obfitował od samego rana w wiele ciekawych spotkań. Rozpoczął się konferencją Prezydentów PFRN, podczas której dyskutowaliśmy na temat „Przyszłość zawodu pośrednika – oczekiwania i perspektywy”. Swoimi cennymi opiniami dzielili się prezydenci PFRN: p. Aleksander Scheller, p. Szymon Sędek oraz p. Janusz Lisiecki.
Był również czas na spacer po Ostrowie Tumskim, pięknej i kolorowej Wrocławskiej Starówce oraz zwiedzanie „Panoramy Racławickiej”. Natomiast wieczorem w Hotelu HP Plaza odbył się noworoczny bal maskowy, któremu towarzyszyło mnóstwo atrakcji. Podziwialiśmy wspaniały pokaz fajerwerków, taneczne show, braliśmy udział w konkursach oraz w loterii z bardzo atrakcyjnymi nagrodami. Podczas balu została wręczona nagroda PFRN im.
Jerzego Kląskały za najlepszą pracę magisterską dotyczącą problematyki rynku nieruchomości.
Wrocław jest jednym na najstarszych i najpiękniejszych miast w Polsce, posiada szczególną atmosferę i Wrocław to miasto spotkań, a więc wszyscy goście czują się tu znakomicie.   

Justyna Wawrzyniak-Stawecka
Skarbnik Zarządu DOSPON

Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w grudniu 2008 r.

Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w grudniu 2008 r.a)
Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w rzeczywistym czasie pracy
(w cenach stałych) kształtowała się następująco:

Wyszczególnienie

XI

XII

XI

XII

I-XII

XI

XII

miesiąc poprzedni =
= 100

analogiczny okres
ub. roku = 100

przeciętna
miesięczna
2000 = 100

PRZEDSIĘBIORSTWA PRZEMYSŁOWE

Ogółem

86,6*

96,3

90,8*

95,6

103,5

156,5*

150,7

Górnictwo

92,2*

89,3

94,3*

99,1

102,8

87,6*

78,3

Przetwórstwo przemysłowe

85,2*

94,6

91,3*

96,0

104,0

166,0*

157,1

Wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, wodę

103,2*

118,4

84,9*

90,9

98,3

116,7*

138,2

PRZEDSIĘBIORSTWA BUDOWLANE

Ogółem

79,9

148,3

105,5

106,1

112,9

128,3

190,3

a)Dane obejmują przedsiębiorstwa o liczbie pracujących powyżej 9 osób.
*  Dane uaktualnione w stosunku do wcześniej opublikowanych.

Według wstępnych danych, produkcja sprzedana przemysłu w cenach stałych (w przedsiębiorstwach o liczbie pracujących powyżej 9 osób) była w grudniu br. o 4,4% niższa niż przed rokiem i o 3,7% mniejsza w porównaniu z listopadem br.Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym produkcja sprzedana ukształtowała się na poziomie o 7,4% niższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 2,3% niższym w porównaniu z listopadem br.

W stosunku do grudnia ub. roku spadek produkcji sprzedanej odnotowano w 20 (spośród 29) działach przemysłu m.in. w produkcji metali – o 33,7%, pojazdów samochodowych, przyczep i naczep – o 21,1%, wyrobów chemicznych – o 12,7%, w górnictwie węgla kamiennego; wydobywaniu torfu – o 11,5%, w wytwarzaniu i zaopatrywaniu w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę – o 10,2%, w produkcji wyrobów z pozostałych surowców niemetalicznych – o 4,8%. Wzrost produkcji sprzedanej przemysłu, w porównaniu z grudniem ub. roku, wystąpił w 9 działach m.in. w produkcji sprzętu i urządzeń radiowych, telewizyjnych i telekomunikacyjnych - o 12,2%, instrumentów medycznych, precyzyjnych optycznych, zegarów i zegarków – o 10,8%, pozostałego sprzętu transportowego – o 7,8%, artykułów spożywczych i napojów – o 6,3%, maszyn i urządzeń – o 1,6%.

W okresie styczeń-grudzień br. produkcja sprzedana przemysłu była o 3,5% wyższa w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku.

dane GUS 2009-01-20

Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w grudniu 2008 r.

Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w grudniu 2008 r.a)
Dynamika produkcji przemysłowej i budowlano-montażowej w rzeczywistym czasie pracy
(w cenach stałych) kształtowała się następująco:

Wyszczególnienie

XI

XII

XI

XII

I-XII

XI

XII

miesiąc poprzedni =
= 100

analogiczny okres
ub. roku = 100

przeciętna
miesięczna
2000 = 100

PRZEDSIĘBIORSTWA PRZEMYSŁOWE

Ogółem

86,6*

96,3

90,8*

95,6

103,5

156,5*

150,7

Górnictwo

92,2*

89,3

94,3*

99,1

102,8

87,6*

78,3

Przetwórstwo przemysłowe

85,2*

94,6

91,3*

96,0

104,0

166,0*

157,1

Wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, wodę

103,2*

118,4

84,9*

90,9

98,3

116,7*

138,2

PRZEDSIĘBIORSTWA BUDOWLANE

Ogółem

79,9

148,3

105,5

106,1

112,9

128,3

190,3

a)Dane obejmują przedsiębiorstwa o liczbie pracujących powyżej 9 osób.
*  Dane uaktualnione w stosunku do wcześniej opublikowanych.

Według wstępnych danych, produkcja sprzedana przemysłu w cenach stałych (w przedsiębiorstwach o liczbie pracujących powyżej 9 osób) była w grudniu br. o 4,4% niższa niż przed rokiem i o 3,7% mniejsza w porównaniu z listopadem br.Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym produkcja sprzedana ukształtowała się na poziomie o 7,4% niższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 2,3% niższym w porównaniu z listopadem br.

W stosunku do grudnia ub. roku spadek produkcji sprzedanej odnotowano w 20 (spośród 29) działach przemysłu m.in. w produkcji metali – o 33,7%, pojazdów samochodowych, przyczep i naczep – o 21,1%, wyrobów chemicznych – o 12,7%, w górnictwie węgla kamiennego; wydobywaniu torfu – o 11,5%, w wytwarzaniu i zaopatrywaniu w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę – o 10,2%, w produkcji wyrobów z pozostałych surowców niemetalicznych – o 4,8%. Wzrost produkcji sprzedanej przemysłu, w porównaniu z grudniem ub. roku, wystąpił w 9 działach m.in. w produkcji sprzętu i urządzeń radiowych, telewizyjnych i telekomunikacyjnych - o 12,2%, instrumentów medycznych, precyzyjnych optycznych, zegarów i zegarków – o 10,8%, pozostałego sprzętu transportowego – o 7,8%, artykułów spożywczych i napojów – o 6,3%, maszyn i urządzeń – o 1,6%.

W okresie styczeń-grudzień br. produkcja sprzedana przemysłu była o 3,5% wyższa w porównaniu z analogicznym okresem ub. roku.

dane GUS 2009-01-20

Dane GUS

Koniunktura w przemyśle, budownictwie, handlu i usługach w styczniu 2009 r.

Ogólny klimat koniunktury w przetwórstwie przemysłowym jest w styczniu oceniany negatywnie, gorzej niż w grudniu i w analogicznym miesiącu ostatnich sześciu lat. Na nastroje przedsiębiorców wpływają bardziej pesymistyczne niż przed miesiącem oceny bieżącego portfela zamówień i produkcji. Odpowiednie prognozy są negatywne, ale nieznacznie lepsze niż w grudniu. Utrzymują się niekorzystne oceny bieżące i przewidywania dotyczące sytuacji finansowej przedsiębiorstw.

Oceny ogólnego klimatu koniunktury w budownictwie są w styczniu negatywne, gorsze niż w grudniu i w analogicznym miesiącu ostatnich czterech lat. Spowodowane jest to pogorszeniem ocen dotyczących bieżącego i przyszłego portfela zamówień, produkcji budowlano-montażowej oraz sytuacji finansowej badanych przedsiębiorstw.

Ogólny klimat koniunktury w handlu detalicznym w styczniu oceniany jest nieco mniej pesymistycznie niż w grudniu, choć gorzej niż w analogicznym miesiącu dwóch lat. Wpływają na to pozytywne oceny bieżącej sprzedaży i mniej pesymistyczne oceny sytuacji finansowej przedsiębiorstw. Prognozy sprzedaży są znacznie gorsze od formułowanych przed miesiącem, utrzymują się pesymistyczne przewidywania dotyczące sytuacji finansowej przedsiębiorstw.

W styczniu w większości badanych grup przedsiębiorstw usługowych1 koniunktura oceniana jest gorzej niż w poprzednim miesiącu. Tylko jednostki z sekcji opieka zdrowotna i pomoc społeczna oraz pozostała działalność usługowa zgłaszają opinie nieco lepsze od prezentowanych w grudniu ubiegłego roku. Najkorzystniejsze, mimo pogorszenia, oceny koniunktury sygnalizują firmy z sekcji działalność finansowa i ubezpieczeniowa, najgorsze – jednostki z sekcji transport i gospodarka magazynowa.

UWAGA: Wyniki badań koniunktury gospodarczej prezentowane są według klasyfikacji PKD 2007.

Dane GUS

Koniunktura w przemyśle, budownictwie, handlu i usługach w styczniu 2009 r.

Ogólny klimat koniunktury w przetwórstwie przemysłowym jest w styczniu oceniany negatywnie, gorzej niż w grudniu i w analogicznym miesiącu ostatnich sześciu lat. Na nastroje przedsiębiorców wpływają bardziej pesymistyczne niż przed miesiącem oceny bieżącego portfela zamówień i produkcji. Odpowiednie prognozy są negatywne, ale nieznacznie lepsze niż w grudniu. Utrzymują się niekorzystne oceny bieżące i przewidywania dotyczące sytuacji finansowej przedsiębiorstw.

Oceny ogólnego klimatu koniunktury w budownictwie są w styczniu negatywne, gorsze niż w grudniu i w analogicznym miesiącu ostatnich czterech lat. Spowodowane jest to pogorszeniem ocen dotyczących bieżącego i przyszłego portfela zamówień, produkcji budowlano-montażowej oraz sytuacji finansowej badanych przedsiębiorstw.

Ogólny klimat koniunktury w handlu detalicznym w styczniu oceniany jest nieco mniej pesymistycznie niż w grudniu, choć gorzej niż w analogicznym miesiącu dwóch lat. Wpływają na to pozytywne oceny bieżącej sprzedaży i mniej pesymistyczne oceny sytuacji finansowej przedsiębiorstw. Prognozy sprzedaży są znacznie gorsze od formułowanych przed miesiącem, utrzymują się pesymistyczne przewidywania dotyczące sytuacji finansowej przedsiębiorstw.

W styczniu w większości badanych grup przedsiębiorstw usługowych1 koniunktura oceniana jest gorzej niż w poprzednim miesiącu. Tylko jednostki z sekcji opieka zdrowotna i pomoc społeczna oraz pozostała działalność usługowa zgłaszają opinie nieco lepsze od prezentowanych w grudniu ubiegłego roku. Najkorzystniejsze, mimo pogorszenia, oceny koniunktury sygnalizują firmy z sekcji działalność finansowa i ubezpieczeniowa, najgorsze – jednostki z sekcji transport i gospodarka magazynowa.

UWAGA: Wyniki badań koniunktury gospodarczej prezentowane są według klasyfikacji PKD 2007.

Budimex i Ferrovial wybudują autostradę

Budimex Dromex i Ferrovial Agroman wybudują 180 km odcinek autostrady A1 Stryków-Pyrzowice. Udziały obydwu spółek w kontrakcie wartości 6,728 mld zł wynoszą po 50 proc.

- Zakładana wartość robót wykonywanych przez Budimex Dromex SA i Ferrovial Agroman SA wynosi 6.728 mln PLN netto. (...) Budimex Dromex SA i Ferrovial Agroman SA będą wspólnie realizować kontrakt w udziałach (50 proc./ 50 proc.) w oparciu o umowę cywilno-prawną lub inną formę prawną - napisano w komunikacie.

W komunikacie podano, że termin wykonania całości robót określono na 60 miesięcy od daty zawarcia umowy koncesyjnej przez Autostradę Południe SA.

money.pl 2009-01-23 15:53:04

Budimex i Ferrovial wybudują autostradę

Budimex Dromex i Ferrovial Agroman wybudują 180 km odcinek autostrady A1 Stryków-Pyrzowice. Udziały obydwu spółek w kontrakcie wartości 6,728 mld zł wynoszą po 50 proc.

- Zakładana wartość robót wykonywanych przez Budimex Dromex SA i Ferrovial Agroman SA wynosi 6.728 mln PLN netto. (...) Budimex Dromex SA i Ferrovial Agroman SA będą wspólnie realizować kontrakt w udziałach (50 proc./ 50 proc.) w oparciu o umowę cywilno-prawną lub inną formę prawną - napisano w komunikacie.

W komunikacie podano, że termin wykonania całości robót określono na 60 miesięcy od daty zawarcia umowy koncesyjnej przez Autostradę Południe SA.

money.pl 2009-01-23 15:53:04

Rząd chce ulżyć w kredytach. Da na wkład własny?

- Rząd powinien pożyczać kredytobiorcom wymagany przez banki wkład własny na zakup nowego mieszkania - uważa minister gospodarki Waldemar Pawlak.

Jego zdaniem, państwo mogłoby także pomagać klientom nie spłacającym regularnie swoich kredytów, dopłacając im np. 30 proc. raty.

- Jeżeli klient uzyska 20 proc. wkładu na mieszkanie i uzyska to w formie pożyczki rządowej z odroczoną płatnością, to szybciej znajdzie bank, który sfinansuje te 80 proc., a w momencie kupowania mieszkania przychody podatkowe i różne pozostałe pozytywne elementy budżetowi zwracają te pieniądze. Więc wtedy budujemy rynek konsumenta i wspieramy utrzymanie dobrej koniunktury - powiedział Pawlak w wywiadzie dla TVN CNBC Biznes.

Minister gospodarki wyjaśnił, że przykładem do naśladowania mogą być rozwiązania sprawdzone w USA, gdzie klienci mają naprawdę wielkie kłopoty ze spłatami rat kredytów. Uważa jednak, że lepsza jest pomoc udzielana kredytobiorcy niż bezpośrednio instytucjom finansowym.

- Pomoc, np. w wysokości 30 proc. raty, może się okazać dla tego konsumenta wybawieniem, a równocześnie nie prowadzi do kłopotów banku i jest znacznie tańsza niż zasypanie całości tych kredytów, które w przypadku niewypłacalności klienta dla banku stanowią sporą stratę - tłumaczył Pawlak.

Wicepremier wyjaśnił, że rozmawia obecnie o tym z odpowiednimi ministrami m. in. finansów i pracy.

Propozycja ministra gospodarki wychodzi na przeciw oczekiwaniom instytucji finansowych, w których imieniu wystąpił we wtorek Związek Banków Polskich. Jego prezes Krzysztof Pietraszkiewicz zaapelował o poprawę dostępu do źródeł finansowania dla sektora bankowego oraz rozłożenie rosnącego ryzyka związanego z udzielaniem kredytów na inne instytucje.

money.pl 2009-01-22 11:16:12

Rząd chce ulżyć w kredytach. Da na wkład własny?

- Rząd powinien pożyczać kredytobiorcom wymagany przez banki wkład własny na zakup nowego mieszkania - uważa minister gospodarki Waldemar Pawlak.

Jego zdaniem, państwo mogłoby także pomagać klientom nie spłacającym regularnie swoich kredytów, dopłacając im np. 30 proc. raty.

- Jeżeli klient uzyska 20 proc. wkładu na mieszkanie i uzyska to w formie pożyczki rządowej z odroczoną płatnością, to szybciej znajdzie bank, który sfinansuje te 80 proc., a w momencie kupowania mieszkania przychody podatkowe i różne pozostałe pozytywne elementy budżetowi zwracają te pieniądze. Więc wtedy budujemy rynek konsumenta i wspieramy utrzymanie dobrej koniunktury - powiedział Pawlak w wywiadzie dla TVN CNBC Biznes.

Minister gospodarki wyjaśnił, że przykładem do naśladowania mogą być rozwiązania sprawdzone w USA, gdzie klienci mają naprawdę wielkie kłopoty ze spłatami rat kredytów. Uważa jednak, że lepsza jest pomoc udzielana kredytobiorcy niż bezpośrednio instytucjom finansowym.

- Pomoc, np. w wysokości 30 proc. raty, może się okazać dla tego konsumenta wybawieniem, a równocześnie nie prowadzi do kłopotów banku i jest znacznie tańsza niż zasypanie całości tych kredytów, które w przypadku niewypłacalności klienta dla banku stanowią sporą stratę - tłumaczył Pawlak.

Wicepremier wyjaśnił, że rozmawia obecnie o tym z odpowiednimi ministrami m. in. finansów i pracy.

Propozycja ministra gospodarki wychodzi na przeciw oczekiwaniom instytucji finansowych, w których imieniu wystąpił we wtorek Związek Banków Polskich. Jego prezes Krzysztof Pietraszkiewicz zaapelował o poprawę dostępu do źródeł finansowania dla sektora bankowego oraz rozłożenie rosnącego ryzyka związanego z udzielaniem kredytów na inne instytucje.

money.pl 2009-01-22 11:16:12

Brytyjczycy w dołku. Tracą domy.

W III kwartale 2008 r. liczba osób, którym banki zajęły nieruchomości znacząco urosła.

Jak donosi serwis BBC, który powołuje się na dane brytyjskiego nadzoru finansowego między lipcem a wrześniem domy straciło 13 tys. 161 osób, których nie było stać na spłacanie kredytów hipotecznych. To o 92 proc. więcej w porównaniu z analogicznym okresem roku 2007.

Zdaniem ekspertów w tym roku może być jeszcze gorzej. Liczba osób zalegających ze spłatami rat powyżej trzech miesięcy może osiągnąć pół miliona.

To nie jedyna zła wiadomość z rynku nieruchomości. Według ostatnio opublikowanych danych wysokość kredytów udzielanych przez banki w 2008 roku była o 30 proc. niższa od tej z roku 2007. To najgorszy wynik od 2002 roku.

money.pl 2009-01-23 06:26:27

Brytyjczycy w dołku. Tracą domy.

W III kwartale 2008 r. liczba osób, którym banki zajęły nieruchomości znacząco urosła.

Jak donosi serwis BBC, który powołuje się na dane brytyjskiego nadzoru finansowego między lipcem a wrześniem domy straciło 13 tys. 161 osób, których nie było stać na spłacanie kredytów hipotecznych. To o 92 proc. więcej w porównaniu z analogicznym okresem roku 2007.

Zdaniem ekspertów w tym roku może być jeszcze gorzej. Liczba osób zalegających ze spłatami rat powyżej trzech miesięcy może osiągnąć pół miliona.

To nie jedyna zła wiadomość z rynku nieruchomości. Według ostatnio opublikowanych danych wysokość kredytów udzielanych przez banki w 2008 roku była o 30 proc. niższa od tej z roku 2007. To najgorszy wynik od 2002 roku.

money.pl 2009-01-23 06:26:27

Polacy czekają na tańsze mieszkania

Popyt na nieruchomości mieszkaniowe nie maleje, ale Polacy wstrzymują się z zakupami, bo liczą na dalsze spadki cen.

2009 r. największą popularnością będą się cieszyły mieszkania na rynku wtórnym - taki obraz mieszkaniowych zakupów w tym roku wyłania się z najnowszej edycji raportu Polski Rynek Mieszkaniowy - Popyt i preferencje nabywców firmy Nowy Adres S.A.

Raczej mieszkania, raczej na wtórnym

Mimo niedawnych zawirowań na rynkach finansowych i pojawienia się ograniczeń w udzielaniu kredytów hipotecznych, deklarowany popyt na nieruchomości mieszkaniowe zmalał tylko nieznacznie.

W 2009 r. operacje na rynku mieszkaniowym (kupno lub budowa domu, zakup mieszkania, działki, apartamentu wakacyjnego) planuje prawie 7 proc. mieszkańców największych miast. Rok temu taki zamiar deklarowało tylko o jeden procent więcej.

Największą popularnością będą cieszyć się mieszkania na rynku wtórnym - na taką inwestycję wskazuje aż 41 proc. osób, które planują nieruchomościowe zakupy w tym roku. Po nowe mieszkanie do dewelopera zgłosi się dalszych 20 proc., a działkę pod budowę domu zamierza kupić 15 proc.

W przeciwieństwie do poprzednich lat, samodzielnie wybudować dom metodą gospodarczą planuje tylko 6 proc. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że zagospodarowano już większość niedrogich i dobrze zlokalizowanych działek budowlanych, a ceny pozostałych osiągnęły taki poziom, że po ich zakupie budowę domu trzeba odłożyć na przyszłość z powodów finansowych.

Małe wciąż piękne

Polacy wciąż pozostają niewymagający, jeśli chodzi o powierzchnię mieszkalną mieszkań i domów. Osoby planujące w 2009 roku zakup mieszkania będą szukać głównie lokali o powierzchni od 41 do 60 m kw. (46 proc. wskazań i tylko 14 proc. dla lokali większych niż 70 m kw.).

Forsowane przez deweloperów wysokie wieże mieszkalne raczej się nie sprawdzą - Polacy najlepiej czują się w mieszkaniach położonych maksymalnie na piątej kondygnacji. Powyżej tego poziomu mieszkania kupi w tym roku tylko 6 proc. planujących taką transakcję.

Jeśli chodzi o zakup lub budowę domów, jesteśmy wyjątkowo konsekwentni - podobnie jak ubiegłych latach, w tym roku największą popularnością będą cieszyć się domy o powierzchni do 150 m kw., zlokalizowane na działkach o powierzchni ok. 1000 m kw. Naszym największym marzeniem wciąż pozostaje dom wolnostojący - wśród osób, które w najbliższych 12 miesiącach zakupią lub rozpoczną budowę własnego domu, aż 77 proc. wybrało dom wolnostojący. Bliźniaki dostały zaledwie 3 proc. wskazań, a segmenty - 4 proc.

Cienka czerwona linia - 6500 zł

Mniejsza sprzedaż w biurach deweloperów i pośredników w obrocie nieruchomościami bierze się głównie z faktu, że klienci wstrzymują się z zakupem, czekając na dalsze spadki cen. Za akceptowalną cenę za metr kwadratowy mieszkania w dużych miastach w Polsce uważa się 6500 zł.

W skali całego kraju na kwoty mniejsze od tego poziomu wskazuje 43 proc. osób planujących w tym roku mieszkaniowe zakupy. Najwięcej ich mieszka w Trójmieście - więcej niż 6,5 tys. zł za m kw. jest tam w stanie zapłacić tylko 13 proc. zainteresowanych kupnem. Wracając do skali ogólnopolskiej, tylko co piąty z tegorocznych nabywców jest w stanie zaakceptować wyższą cenę. Większość z tych osób mieszka w Warszawie, gdzie maksymalna akceptowalna dla większości cena za m kw. jest wyższa i wynosi 8000 zł - maksymalnie taką kwotę planuje wydawać prawie co drugi warszawiak lub warszawianka, którzy w tym roku zakupią mieszkanie w stolicy.

Nie taki kryzys straszny, jak go malują

Głośny w mediach kryzys na rynku kredytów hipotecznych zdaje się mieć mniejszy wpływ na tegorocznych nabywców nieruchomości, niż się powszechnie uważa. W 2008 r. zakup lub budowę nieruchomości finansowaliśmy z kredytu (53 proc. wskazań), i z oszczędności (54 proc.), lub ze sprzedaży starego mieszkania lub domu i dzięki pomocy rodziny (po 14 proc. wskazań) czy z pieniędzy zarobionych za granicą (9 proc.).

Kredyty były tanie i łatwo dostępne - aż 30 proc. zakupionych w 2008 r. nieruchomości zakupiono za pomocą kredytu na 80-100 proc. W 40 proc. przypadków wskaźnik wyniósł 30-80 proc. W tym roku z kredytu zamierza skorzystać tylko 48 proc. kupujących, za to z oszczędności - aż 62 proc. z nich. Tylko 17 proc. kupujących będzie się ubiegać o kredyt na 80-100 proc. wartości inwestycji.

Polacy wcale nie zamierzają rezygnować z własnych mieszkań i domów - sięgają po zaoszczędzone środki, które w poprzednich latach pracowały na spłatę kredytów.

Obostrzenia banków przy udzielaniu kredytów uderzyły w najgorzej zarabiających, ale sytuacja zaczyna powoli się normalizować. Po latach ciągłych wzrostów cen mieszkań nastał czas dla kupujących. Mogą przebierać w ofertach, negocjować rabaty lub po prostu czekać, aż sprzedający obniży cenę do satysfakcjonującego ich poziomu. W tej chwili jest najlepszy czas na kupienie dobrej nieruchomości, ponieważ wskaźnik ceny do jakości jest wyjątkowo korzystny. W niedługim czasie najlepsze mieszkania znikną z rynku. Do wyboru pozostaną te gorsze, być może jeszcze nieco tańsze niż obecnie.

- Z badań Nowego Adresu wynika, że zbliżamy się do momentu, kiedy ceny w niektórych segmentach rynku obniżą się do poziomu absolutnie akceptowanego przez kupujących. Należy zatem się spodziewać, że kupujący na wiosnę rozpoczną swoje inwestycje. - komentuje wyniki raportu Katarzyna Cyprynowska, prezes zarządu firmy Nowy Adres S.A. i współautorka badań.

mmoney.pl 2009-01-23 09:57:10

Polacy czekają na tańsze mieszkania

Popyt na nieruchomości mieszkaniowe nie maleje, ale Polacy wstrzymują się z zakupami, bo liczą na dalsze spadki cen.

2009 r. największą popularnością będą się cieszyły mieszkania na rynku wtórnym - taki obraz mieszkaniowych zakupów w tym roku wyłania się z najnowszej edycji raportu Polski Rynek Mieszkaniowy - Popyt i preferencje nabywców firmy Nowy Adres S.A.

Raczej mieszkania, raczej na wtórnym

Mimo niedawnych zawirowań na rynkach finansowych i pojawienia się ograniczeń w udzielaniu kredytów hipotecznych, deklarowany popyt na nieruchomości mieszkaniowe zmalał tylko nieznacznie.

W 2009 r. operacje na rynku mieszkaniowym (kupno lub budowa domu, zakup mieszkania, działki, apartamentu wakacyjnego) planuje prawie 7 proc. mieszkańców największych miast. Rok temu taki zamiar deklarowało tylko o jeden procent więcej.

Największą popularnością będą cieszyć się mieszkania na rynku wtórnym - na taką inwestycję wskazuje aż 41 proc. osób, które planują nieruchomościowe zakupy w tym roku. Po nowe mieszkanie do dewelopera zgłosi się dalszych 20 proc., a działkę pod budowę domu zamierza kupić 15 proc.

W przeciwieństwie do poprzednich lat, samodzielnie wybudować dom metodą gospodarczą planuje tylko 6 proc. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że zagospodarowano już większość niedrogich i dobrze zlokalizowanych działek budowlanych, a ceny pozostałych osiągnęły taki poziom, że po ich zakupie budowę domu trzeba odłożyć na przyszłość z powodów finansowych.

Małe wciąż piękne

Polacy wciąż pozostają niewymagający, jeśli chodzi o powierzchnię mieszkalną mieszkań i domów. Osoby planujące w 2009 roku zakup mieszkania będą szukać głównie lokali o powierzchni od 41 do 60 m kw. (46 proc. wskazań i tylko 14 proc. dla lokali większych niż 70 m kw.).

Forsowane przez deweloperów wysokie wieże mieszkalne raczej się nie sprawdzą - Polacy najlepiej czują się w mieszkaniach położonych maksymalnie na piątej kondygnacji. Powyżej tego poziomu mieszkania kupi w tym roku tylko 6 proc. planujących taką transakcję.

Jeśli chodzi o zakup lub budowę domów, jesteśmy wyjątkowo konsekwentni - podobnie jak ubiegłych latach, w tym roku największą popularnością będą cieszyć się domy o powierzchni do 150 m kw., zlokalizowane na działkach o powierzchni ok. 1000 m kw. Naszym największym marzeniem wciąż pozostaje dom wolnostojący - wśród osób, które w najbliższych 12 miesiącach zakupią lub rozpoczną budowę własnego domu, aż 77 proc. wybrało dom wolnostojący. Bliźniaki dostały zaledwie 3 proc. wskazań, a segmenty - 4 proc.

Cienka czerwona linia - 6500 zł

Mniejsza sprzedaż w biurach deweloperów i pośredników w obrocie nieruchomościami bierze się głównie z faktu, że klienci wstrzymują się z zakupem, czekając na dalsze spadki cen. Za akceptowalną cenę za metr kwadratowy mieszkania w dużych miastach w Polsce uważa się 6500 zł.

W skali całego kraju na kwoty mniejsze od tego poziomu wskazuje 43 proc. osób planujących w tym roku mieszkaniowe zakupy. Najwięcej ich mieszka w Trójmieście - więcej niż 6,5 tys. zł za m kw. jest tam w stanie zapłacić tylko 13 proc. zainteresowanych kupnem. Wracając do skali ogólnopolskiej, tylko co piąty z tegorocznych nabywców jest w stanie zaakceptować wyższą cenę. Większość z tych osób mieszka w Warszawie, gdzie maksymalna akceptowalna dla większości cena za m kw. jest wyższa i wynosi 8000 zł - maksymalnie taką kwotę planuje wydawać prawie co drugi warszawiak lub warszawianka, którzy w tym roku zakupią mieszkanie w stolicy.

Nie taki kryzys straszny, jak go malują

Głośny w mediach kryzys na rynku kredytów hipotecznych zdaje się mieć mniejszy wpływ na tegorocznych nabywców nieruchomości, niż się powszechnie uważa. W 2008 r. zakup lub budowę nieruchomości finansowaliśmy z kredytu (53 proc. wskazań), i z oszczędności (54 proc.), lub ze sprzedaży starego mieszkania lub domu i dzięki pomocy rodziny (po 14 proc. wskazań) czy z pieniędzy zarobionych za granicą (9 proc.).

Kredyty były tanie i łatwo dostępne - aż 30 proc. zakupionych w 2008 r. nieruchomości zakupiono za pomocą kredytu na 80-100 proc. W 40 proc. przypadków wskaźnik wyniósł 30-80 proc. W tym roku z kredytu zamierza skorzystać tylko 48 proc. kupujących, za to z oszczędności - aż 62 proc. z nich. Tylko 17 proc. kupujących będzie się ubiegać o kredyt na 80-100 proc. wartości inwestycji.

Polacy wcale nie zamierzają rezygnować z własnych mieszkań i domów - sięgają po zaoszczędzone środki, które w poprzednich latach pracowały na spłatę kredytów.

Obostrzenia banków przy udzielaniu kredytów uderzyły w najgorzej zarabiających, ale sytuacja zaczyna powoli się normalizować. Po latach ciągłych wzrostów cen mieszkań nastał czas dla kupujących. Mogą przebierać w ofertach, negocjować rabaty lub po prostu czekać, aż sprzedający obniży cenę do satysfakcjonującego ich poziomu. W tej chwili jest najlepszy czas na kupienie dobrej nieruchomości, ponieważ wskaźnik ceny do jakości jest wyjątkowo korzystny. W niedługim czasie najlepsze mieszkania znikną z rynku. Do wyboru pozostaną te gorsze, być może jeszcze nieco tańsze niż obecnie.

- Z badań Nowego Adresu wynika, że zbliżamy się do momentu, kiedy ceny w niektórych segmentach rynku obniżą się do poziomu absolutnie akceptowanego przez kupujących. Należy zatem się spodziewać, że kupujący na wiosnę rozpoczną swoje inwestycje. - komentuje wyniki raportu Katarzyna Cyprynowska, prezes zarządu firmy Nowy Adres S.A. i współautorka badań.

mmoney.pl 2009-01-23 09:57:10

8 gatunków materiałów budowlanych, na które możesz sobie pozwolić

To odpowiedni czas na przebudowę lub na dobudowanie pokoju, bo koszty materiałów spadają.
Coraz więcej przedsiębiorców budowlanych rywalizuje o coraz mniejszą liczbę zleceń. Kevin Schroeder, dyrektor Cutting Edge, firmy budowlanej z Chicago, spotkał się w zeszłym tygodniu z klientem, zainteresowanym ewentualną przebudową, który nie chciał zapłacić więcej niż 60 000 dolarów za projekt wyceniony przez Schroedera na 100 000 dolarów.

Jak mówi Schroeder, spadające ceny surowców takich jak stal, aluminium i miedź sprawiają, że takie prośby o obniżkę ceny zdarzają się codziennie, ale nie zawsze są możliwe.

W tym konkretnym przypadku, dodaje, materiały stanowiły tylko 10-20 proc. kosztów. Ale klient miał rację, że poprosił o rabat, skoro cena drewna spadła o 2 proc., stali o 9 proc., a miedzi o 11 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem, zgodnie z danymi z Amerykańskiego Instytutu Architektów.

Podczas gdy ceny przebudowy domu nie spadają tak szybko jak, powiedzmy, ceny samych domów czy papierów wartościowych (których ceny na wielu rynkach spadły o połowę), niektóre koszty zmniejszają się o tyle, że pewne projekty - jeśli rozmiar i wymagania co do materiałów są odpowiednie - stają się coraz bardziej przystępne.

Wyobraź sobie coś prostego, jak na przykład przebudowa łazienki. Oczywiście, wiąże się to z pracami hydraulicznymi, ale ponieważ spada cena miedzi - a co za tym idzie i miedzianych rur- zmniejszą się też koszty hydrauliki. Jednak to, na czym naprawdę można zaoszczędzić pieniądze, to blaty kuchenne, szczególnie te wykonane z granitu.

- Kiedy sytuacja na rynku była dobra, każdy zajął się robieniem blatów kuchennych, ponieważ ich produkcja była bardzo łatwa - mówi Schroeder. - Na typowej kuchni można teraz zaoszczędzić od 600 do 1000 dolarów.

Za dużo materiałów, za mało kupców

Jedną z przyczyn spadku cen materiałów jest nadmierna produkcja. Zgodnie z danymi Narodowego Stowarzyszenia Budowniczych Domów (NAHB), w 2005 roku w budowie było 2 miliony domów.

Jednak do 2008 roku liczba ta spadła do 625 000. Każdy z tych domów potrzebował rur, dachów, drzwi i stalowych belek, a zyski producentów rosły wraz z rozwijającym się przemysłem budowlanym. Także wysokiej klasy przebudowy stawały się coraz bardziej popularne.

- Tym, co jak się wydaje napędzało ten wzrost, były zyskujące uznanie wysokiej jakości projekty, mające na celu podniesienie wartości domów - twierdzi Kermit Baker, główny ekonomista Amerykańskiego Instytutu Architektów.

Kiedy ich zabrakło, zostało sporo materiałów, sprzedawanych po niższych cenach, spowodowanych w zmniejszonym popytem. I to jest druga przyczyna tego, że projekty są dostępne dla większej liczby ludzi: zgodnie z danymi NAHB aktywność w sektorze przebudowy domów zmalała o 44 proc. od 2005 roku.

Oznacza to, że coraz więcej przedsiębiorców budowlanych rywalizuje o coraz mniejszą liczbę zleceń, a klienci skupiają się na tym, co wymaga naprawy, a nie na tym, co chcieliby upiększyć.

- Można by się spodziewać, że ludzie staną się bardziej oszczędni i będą wydawać mniej pieniędzy na przeróbki - twierdzi Natalia Siniavskaia, starsza ekonomistka w Narodowym Stowarzyszeniu Budowniczych Domów. - Jeśli nie muszą ich robić od razu, odłożą je na później.

Forbes.pl

interia.pl Poniedziałek, 26 stycznia (06:00)

8 gatunków materiałów budowlanych, na które możesz sobie pozwolić

To odpowiedni czas na przebudowę lub na dobudowanie pokoju, bo koszty materiałów spadają.
Coraz więcej przedsiębiorców budowlanych rywalizuje o coraz mniejszą liczbę zleceń. Kevin Schroeder, dyrektor Cutting Edge, firmy budowlanej z Chicago, spotkał się w zeszłym tygodniu z klientem, zainteresowanym ewentualną przebudową, który nie chciał zapłacić więcej niż 60 000 dolarów za projekt wyceniony przez Schroedera na 100 000 dolarów.

Jak mówi Schroeder, spadające ceny surowców takich jak stal, aluminium i miedź sprawiają, że takie prośby o obniżkę ceny zdarzają się codziennie, ale nie zawsze są możliwe.

W tym konkretnym przypadku, dodaje, materiały stanowiły tylko 10-20 proc. kosztów. Ale klient miał rację, że poprosił o rabat, skoro cena drewna spadła o 2 proc., stali o 9 proc., a miedzi o 11 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem, zgodnie z danymi z Amerykańskiego Instytutu Architektów.

Podczas gdy ceny przebudowy domu nie spadają tak szybko jak, powiedzmy, ceny samych domów czy papierów wartościowych (których ceny na wielu rynkach spadły o połowę), niektóre koszty zmniejszają się o tyle, że pewne projekty - jeśli rozmiar i wymagania co do materiałów są odpowiednie - stają się coraz bardziej przystępne.

Wyobraź sobie coś prostego, jak na przykład przebudowa łazienki. Oczywiście, wiąże się to z pracami hydraulicznymi, ale ponieważ spada cena miedzi - a co za tym idzie i miedzianych rur- zmniejszą się też koszty hydrauliki. Jednak to, na czym naprawdę można zaoszczędzić pieniądze, to blaty kuchenne, szczególnie te wykonane z granitu.

- Kiedy sytuacja na rynku była dobra, każdy zajął się robieniem blatów kuchennych, ponieważ ich produkcja była bardzo łatwa - mówi Schroeder. - Na typowej kuchni można teraz zaoszczędzić od 600 do 1000 dolarów.

Za dużo materiałów, za mało kupców

Jedną z przyczyn spadku cen materiałów jest nadmierna produkcja. Zgodnie z danymi Narodowego Stowarzyszenia Budowniczych Domów (NAHB), w 2005 roku w budowie było 2 miliony domów.

Jednak do 2008 roku liczba ta spadła do 625 000. Każdy z tych domów potrzebował rur, dachów, drzwi i stalowych belek, a zyski producentów rosły wraz z rozwijającym się przemysłem budowlanym. Także wysokiej klasy przebudowy stawały się coraz bardziej popularne.

- Tym, co jak się wydaje napędzało ten wzrost, były zyskujące uznanie wysokiej jakości projekty, mające na celu podniesienie wartości domów - twierdzi Kermit Baker, główny ekonomista Amerykańskiego Instytutu Architektów.

Kiedy ich zabrakło, zostało sporo materiałów, sprzedawanych po niższych cenach, spowodowanych w zmniejszonym popytem. I to jest druga przyczyna tego, że projekty są dostępne dla większej liczby ludzi: zgodnie z danymi NAHB aktywność w sektorze przebudowy domów zmalała o 44 proc. od 2005 roku.

Oznacza to, że coraz więcej przedsiębiorców budowlanych rywalizuje o coraz mniejszą liczbę zleceń, a klienci skupiają się na tym, co wymaga naprawy, a nie na tym, co chcieliby upiększyć.

- Można by się spodziewać, że ludzie staną się bardziej oszczędni i będą wydawać mniej pieniędzy na przeróbki - twierdzi Natalia Siniavskaia, starsza ekonomistka w Narodowym Stowarzyszeniu Budowniczych Domów. - Jeśli nie muszą ich robić od razu, odłożą je na później.

Forbes.pl

interia.pl Poniedziałek, 26 stycznia (06:00)

RPP może obniżyć stopy nawet o 75 pkt baz.

RPP obniży jutro (27 stycznia) stopy procentowe. Większość ekonomistów spodziewa się cięcia o 50 pkt baz. Część analityków oczekuje redukcji o 75 pkt baz. To może oznaczać niższe raty kredytów hipotecznych, ale dopiero za jakiś czas.
Z14 ankietowanych ekonomistów banków obniżki o 50 pkt oczekuje ośmiu. Reszta uważa, że RPP pójdzie o krok dalej i tak jak w grudniu zredukuje stopy o 75 punktów bazowych.

Niemal wszyscy ekonomiści podają te same przyczyny zmiany stóp.
Rada dostrzega to, że koniunktura w Polsce, która jak dotąd pogarsza się gwałtownie, będzie się pogarszać nadal. To oznacza, że będzie coraz więcej czynników ograniczających inflację - mówi Janusz Dancewicz, ekonomista DZ Bank. Jego zdaniem spadki cen paliw, jakie były widoczne w grudniu, przełożą się na niższe ceny w innych kategoriach, przede wszystkim w usługach.

Inflacja będzie gwałtownie hamować, na przełomie II i III kwartału dojdzie do celu RPP, czyli 2,5 proc. I dlatego nie ma co czekać z obniżkami stóp. Dla Rady bardziej liczą się argumenty dotyczące ryzyka wyhamowania wzrostu gospodarczego niż presji inflacyjnej - mówi Janusz Dancewicz.

Ci, którym udało się wziąć kredyty hipoteczne, mogą więc zacierać ręce. Kolejne obniżki stóp RPP powinny być dla banków impulsem, by zmienić poziom oprocentowania. Zwłaszcza dla tych, które opierają je na trzymiesięcznym WIBOR-ze. Zresztą trzymiesięczny WIBOR spadł ostatnio o około 0,5 pkt proc., co może oznaczać, że 50-punktowa obniżka stóp jest już zdyskontowana.

Prawdopodobnie rynek już uwzględnił obniżkę o 50 pkt. Jednak na oprocentowanie rat nie wpłynie to szybko, bo w przypadku kredytów opartych na trzymiesięcznym WIBOR-ze oprocentowanie najczęściej zmieniane jest raz na kwartał - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Według jego wyliczeń rata kredytu na 300 tys. zł, zaciągniętego rok temu na 30 lat na zakup domu lub mieszkania, powinna wynosić obecnie około 1,9 tys. zł przy uwzględnieniu 1-proc. marży banku. Jeśli obniżka stóp byłaby głębsza i wyniosła np. 75 pkt baz. oraz przełożyła się bezpośrednio na poziom WIBOR-u, to wielkość raty powinna spaść do około 1850 zł.

Gorzej wygląda sprawa z tym, czy obniżki stóp poprawią skłonność banków do udzielania nowych kredytów.

Stawki WIBOR reagują na to, co Rada robi ze stopami procentowymi, ale wciąż nie możemy mówić o przywróceniu normalnego funkcjonowania rynku pieniężnego - mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING BSK.

Samo obniżanie stóp nie wyeliminuje wszystkich problemów. Jak przy każdej chorobie potrzebny jest czas na leczenie - uważa Grzegorz Ogonek.

Zdaniem ekonomisty Rada dostrzega problemy z przenoszeniem własnych decyzji na działanie banków.

Obniżką stóp nie powinni się natomiast martwić kredytobiorcy, którzy zaciągnęli pożyczki walutowe.

Teoretycznie każda taka decyzja, która zmniejsza różnicę między stopami procentowymi w Polsce i np. w strefie euro, powinna osłabiać złotego. Nasza waluta, co prawda, słabnie - i prawdopodobnie jeszcze będzie tracić - ale nie z powodu poluzowania polityki pieniężnej w Polsce.

Z wypowiedzi ze strony Rady widać, że coraz mniej martwi się ona tym, jak działa dysparytet stóp. To, co się teraz dzieje z naszą walutą, to raczej efekt globalnej awersji do ryzyka. Kłopoty przechodzą wszystkie emerging markets i obniżki stóp w Polsce niewiele w tym zmienią - mówi Grzegorz Ogonek.



Marek Chądzyński

Gazeta Prawna
wp.pl



RPP może obniżyć stopy nawet o 75 pkt baz.

RPP obniży jutro (27 stycznia) stopy procentowe. Większość ekonomistów spodziewa się cięcia o 50 pkt baz. Część analityków oczekuje redukcji o 75 pkt baz. To może oznaczać niższe raty kredytów hipotecznych, ale dopiero za jakiś czas.
Z14 ankietowanych ekonomistów banków obniżki o 50 pkt oczekuje ośmiu. Reszta uważa, że RPP pójdzie o krok dalej i tak jak w grudniu zredukuje stopy o 75 punktów bazowych.

Niemal wszyscy ekonomiści podają te same przyczyny zmiany stóp.
Rada dostrzega to, że koniunktura w Polsce, która jak dotąd pogarsza się gwałtownie, będzie się pogarszać nadal. To oznacza, że będzie coraz więcej czynników ograniczających inflację - mówi Janusz Dancewicz, ekonomista DZ Bank. Jego zdaniem spadki cen paliw, jakie były widoczne w grudniu, przełożą się na niższe ceny w innych kategoriach, przede wszystkim w usługach.

Inflacja będzie gwałtownie hamować, na przełomie II i III kwartału dojdzie do celu RPP, czyli 2,5 proc. I dlatego nie ma co czekać z obniżkami stóp. Dla Rady bardziej liczą się argumenty dotyczące ryzyka wyhamowania wzrostu gospodarczego niż presji inflacyjnej - mówi Janusz Dancewicz.

Ci, którym udało się wziąć kredyty hipoteczne, mogą więc zacierać ręce. Kolejne obniżki stóp RPP powinny być dla banków impulsem, by zmienić poziom oprocentowania. Zwłaszcza dla tych, które opierają je na trzymiesięcznym WIBOR-ze. Zresztą trzymiesięczny WIBOR spadł ostatnio o około 0,5 pkt proc., co może oznaczać, że 50-punktowa obniżka stóp jest już zdyskontowana.

Prawdopodobnie rynek już uwzględnił obniżkę o 50 pkt. Jednak na oprocentowanie rat nie wpłynie to szybko, bo w przypadku kredytów opartych na trzymiesięcznym WIBOR-ze oprocentowanie najczęściej zmieniane jest raz na kwartał - mówi Mateusz Ostrowski z Open Finance.

Według jego wyliczeń rata kredytu na 300 tys. zł, zaciągniętego rok temu na 30 lat na zakup domu lub mieszkania, powinna wynosić obecnie około 1,9 tys. zł przy uwzględnieniu 1-proc. marży banku. Jeśli obniżka stóp byłaby głębsza i wyniosła np. 75 pkt baz. oraz przełożyła się bezpośrednio na poziom WIBOR-u, to wielkość raty powinna spaść do około 1850 zł.

Gorzej wygląda sprawa z tym, czy obniżki stóp poprawią skłonność banków do udzielania nowych kredytów.

Stawki WIBOR reagują na to, co Rada robi ze stopami procentowymi, ale wciąż nie możemy mówić o przywróceniu normalnego funkcjonowania rynku pieniężnego - mówi Grzegorz Ogonek, ekonomista ING BSK.

Samo obniżanie stóp nie wyeliminuje wszystkich problemów. Jak przy każdej chorobie potrzebny jest czas na leczenie - uważa Grzegorz Ogonek.

Zdaniem ekonomisty Rada dostrzega problemy z przenoszeniem własnych decyzji na działanie banków.

Obniżką stóp nie powinni się natomiast martwić kredytobiorcy, którzy zaciągnęli pożyczki walutowe.

Teoretycznie każda taka decyzja, która zmniejsza różnicę między stopami procentowymi w Polsce i np. w strefie euro, powinna osłabiać złotego. Nasza waluta, co prawda, słabnie - i prawdopodobnie jeszcze będzie tracić - ale nie z powodu poluzowania polityki pieniężnej w Polsce.

Z wypowiedzi ze strony Rady widać, że coraz mniej martwi się ona tym, jak działa dysparytet stóp. To, co się teraz dzieje z naszą walutą, to raczej efekt globalnej awersji do ryzyka. Kłopoty przechodzą wszystkie emerging markets i obniżki stóp w Polsce niewiele w tym zmienią - mówi Grzegorz Ogonek.



Marek Chądzyński

Gazeta Prawna
wp.pl



Co z tymi TBS-ami?

Możliwości realizacji potrzeb mieszkaniowych można podzielić na dwie zasadnicze formy: zakup mieszkania lub domu, oraz najem lokalu. Oprócz wynajęcia mieszkania w zasobach prywatnych, które jest najbardziej popularną formą, istnieje również możliwość wynajęcia mieszkań w zasobach Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Okazuje się jednak, że nie spełniają one przypisanej im roli.

Z założeń polityki mieszkaniowej państwa wynika, że mieszkania z zasobów TBS są przeznaczone dla osób, których dochody nie pozwalają na uzyskanie prawa własnościowego lokalu. Niektórym zdaje się nawet, że mieszkania społeczno-czynszowe przeznaczone są dla osób niezamożnych. Okazuje się jednak, że wymagania ustawowe w postaci chociażby opłaty kaucyjnej czy czynszu regulowanego na poziomie 4% wartości odtworzenia powodują, że program TBS adresowany jest do osób posiadających średnie dochody.

Skala budowania lokali mieszkalnych i ich eksploatacja na zasadzie wynajmu jest bardzo niewielka. Potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego. Według nich mieszkania w budynkach TBS-ów stanowiły w 2007 roku zaledwie 1 proc. zasobów mieszkaniowych w Polsce. Najwięcej mieszkań społeczno-czynszowych (2,5 proc.) znajdowało się w województwie zachodniopomorskim, najmniej (0,5 proc.) w województwach podkarpackim i świętokrzyskim.


 

Sytuacja, z jaką mamy do czynienia od kilku lat na polskim rynku nieruchomości mieszkaniowych, spowodowała, że tak chętnie kupowane mieszkania rynkowe, dla wielu osób stały się z czasem niedostępne. Dla wielu osób alternatywą jest więc wynajem rynkowego lokalu mieszkalnego, którego ceny w obliczu rosnącego popytu szybko wzrastają, w szczególności w dużych miastach. To w nich powinny rozwijać się TBS-y, rozszerzając tym samym ofertę mieszkaniową.

Okazuje się jednak, że rozwój tej formy realizacji potrzeb mieszkaniowych napotyka na różne bariery (m.in. brak środków do finansowania mieszkań, niedostateczna ilość uzbrojonych terenów i wysoka cena gruntów). Do tego dochodzą niedoprecyzowane przepisy, które pozwalają na głośny ostatnio proceder handlu lokalami TBS-ów, ograniczając w ten sposób dostęp do nich osobom, które czekają w kolejce od dłuższego czasu. Pomysł z mieszkaniami społeczno-czynszowymi bez wątpienia jest dobry, ale jak to często bywa, nie do końca przemyślany i dostosowany do polskich realiów. A pojawiające się kontrowersyjne informacje dodatkowo psują ogólny wizerunek Towarzystw Budownictwa Społecznego i zmniejszają zaufanie do nich.

Małgorzata Kędzierska

interia.pl

Co z tymi TBS-ami?

Możliwości realizacji potrzeb mieszkaniowych można podzielić na dwie zasadnicze formy: zakup mieszkania lub domu, oraz najem lokalu. Oprócz wynajęcia mieszkania w zasobach prywatnych, które jest najbardziej popularną formą, istnieje również możliwość wynajęcia mieszkań w zasobach Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Okazuje się jednak, że nie spełniają one przypisanej im roli.

Z założeń polityki mieszkaniowej państwa wynika, że mieszkania z zasobów TBS są przeznaczone dla osób, których dochody nie pozwalają na uzyskanie prawa własnościowego lokalu. Niektórym zdaje się nawet, że mieszkania społeczno-czynszowe przeznaczone są dla osób niezamożnych. Okazuje się jednak, że wymagania ustawowe w postaci chociażby opłaty kaucyjnej czy czynszu regulowanego na poziomie 4% wartości odtworzenia powodują, że program TBS adresowany jest do osób posiadających średnie dochody.

Skala budowania lokali mieszkalnych i ich eksploatacja na zasadzie wynajmu jest bardzo niewielka. Potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego. Według nich mieszkania w budynkach TBS-ów stanowiły w 2007 roku zaledwie 1 proc. zasobów mieszkaniowych w Polsce. Najwięcej mieszkań społeczno-czynszowych (2,5 proc.) znajdowało się w województwie zachodniopomorskim, najmniej (0,5 proc.) w województwach podkarpackim i świętokrzyskim.


 

Sytuacja, z jaką mamy do czynienia od kilku lat na polskim rynku nieruchomości mieszkaniowych, spowodowała, że tak chętnie kupowane mieszkania rynkowe, dla wielu osób stały się z czasem niedostępne. Dla wielu osób alternatywą jest więc wynajem rynkowego lokalu mieszkalnego, którego ceny w obliczu rosnącego popytu szybko wzrastają, w szczególności w dużych miastach. To w nich powinny rozwijać się TBS-y, rozszerzając tym samym ofertę mieszkaniową.

Okazuje się jednak, że rozwój tej formy realizacji potrzeb mieszkaniowych napotyka na różne bariery (m.in. brak środków do finansowania mieszkań, niedostateczna ilość uzbrojonych terenów i wysoka cena gruntów). Do tego dochodzą niedoprecyzowane przepisy, które pozwalają na głośny ostatnio proceder handlu lokalami TBS-ów, ograniczając w ten sposób dostęp do nich osobom, które czekają w kolejce od dłuższego czasu. Pomysł z mieszkaniami społeczno-czynszowymi bez wątpienia jest dobry, ale jak to często bywa, nie do końca przemyślany i dostosowany do polskich realiów. A pojawiające się kontrowersyjne informacje dodatkowo psują ogólny wizerunek Towarzystw Budownictwa Społecznego i zmniejszają zaufanie do nich.

Małgorzata Kędzierska

interia.pl

Garbary silniejsze niż kryzys

Na szczycie budowanego apartamentowca Elite Garbary Residence zawieszono wiechę, symbolizującą położenie ostatniego elementu konstrukcji dachu. Ukończenie tego etapu robót szybciej niż zaplanowano wskazuje, że kryzys finansowy nie wszystkim daje się we znaki

W centrum Poznania, w sąsiedztwie Starego Rynku, powstaje luksusowy apartamentowiec, którego inwestorem jest konsorcjum firm HMG International Development oraz AKMMK Development. Kiedy na przełomie maja i czerwca 2008 roku inwestor rozpoczynał budowę nie przypuszczał, że kilka miesięcy później rynki finansowe oszaleją, a rynek nieruchomości będzie zagrożony. Problemy niektórych deweloperów, którzy nie byli w stanie dokończyć inwestycji, nie wróżyły najlepiej dla całej branży budowlanej. Jednak okazuje się, że są również tacy, dla których słowo kryzys jest obce. - Fakt, że w dobie załamania rynku finansowego, który w znacznym stopniu dotyka deweloperów, udało nam się skończyć ten etap prac przed zaplanowanym terminem, uważamy za nasz sukces - mówi Amit Mor, dyrektor do spraw marketingu Ellite Garbary Residence. - To między innymi dobra współpraca z głównym wykonawcą - firmą Eiffage Budownictwo Mitex - sprawia, że prace postępują tak szybko - dodaje.

Dzięki sprawnej budowie widoczne są już doskonale zmiany, jakie wniesie inwestycja Elite Garbary Residence w tej części Poznania. Projekt elewacji budynku realizuje koncepcję apartamentowca o wysokim standardzie poprzez wprowadzenie szlachetnych materiałów wykończeniowych - kamienia, stali nierdzewnej, drewna egzotycznego oraz przeszklonych fasad i boniowanych szlachetnych tynków z dopracowanym detalem gzymsów. W zamierzeniu wykonawcy takie rozwiązania pozwolą zachować historyczny charakter miejsca inwestycji, oddalonej zaledwie 200 metrów od Starego Rynku.

źródło: interia.pl

Garbary silniejsze niż kryzys

Na szczycie budowanego apartamentowca Elite Garbary Residence zawieszono wiechę, symbolizującą położenie ostatniego elementu konstrukcji dachu. Ukończenie tego etapu robót szybciej niż zaplanowano wskazuje, że kryzys finansowy nie wszystkim daje się we znaki

W centrum Poznania, w sąsiedztwie Starego Rynku, powstaje luksusowy apartamentowiec, którego inwestorem jest konsorcjum firm HMG International Development oraz AKMMK Development. Kiedy na przełomie maja i czerwca 2008 roku inwestor rozpoczynał budowę nie przypuszczał, że kilka miesięcy później rynki finansowe oszaleją, a rynek nieruchomości będzie zagrożony. Problemy niektórych deweloperów, którzy nie byli w stanie dokończyć inwestycji, nie wróżyły najlepiej dla całej branży budowlanej. Jednak okazuje się, że są również tacy, dla których słowo kryzys jest obce. - Fakt, że w dobie załamania rynku finansowego, który w znacznym stopniu dotyka deweloperów, udało nam się skończyć ten etap prac przed zaplanowanym terminem, uważamy za nasz sukces - mówi Amit Mor, dyrektor do spraw marketingu Ellite Garbary Residence. - To między innymi dobra współpraca z głównym wykonawcą - firmą Eiffage Budownictwo Mitex - sprawia, że prace postępują tak szybko - dodaje.

Dzięki sprawnej budowie widoczne są już doskonale zmiany, jakie wniesie inwestycja Elite Garbary Residence w tej części Poznania. Projekt elewacji budynku realizuje koncepcję apartamentowca o wysokim standardzie poprzez wprowadzenie szlachetnych materiałów wykończeniowych - kamienia, stali nierdzewnej, drewna egzotycznego oraz przeszklonych fasad i boniowanych szlachetnych tynków z dopracowanym detalem gzymsów. W zamierzeniu wykonawcy takie rozwiązania pozwolą zachować historyczny charakter miejsca inwestycji, oddalonej zaledwie 200 metrów od Starego Rynku.

źródło: interia.pl

Nieruchomości - co nas czeka w 2009 roku?

O tym, że kryzys odcisnął swoje piętno na rynku nieruchomości, wiadomo. Rodzi się pytanie, czy w nadchodzących miesiącach nie będzie innego tematu poruszającego branżę deweloperów...

Ponieważ żyjemy w globalnej wiosce, kryzys w jednej branży bardzo często przenosi się na inne sektory rynku. Tak też było w przypadku nieruchomości. Kiedy zaczął się kryzys na rynkach finansowych, deweloperzy mocno zacisnęli pasa. Czy teraz, w roku 2009, ich branżę czekają nowe wyzwania, czy wciąż tematem przewodnim związanym z nieruchomościami będzie "kryzys"? Oto jak przedstawiciele rynku widzą rok 2009.

Piotr Drygas, dyrektor marketingu Nickel Development:

- Rok 2009 przyniesie zapewne weryfikację wśród deweloperów. Z rynku zejdą najprawdopodobniej firmy o strukturze globalnej - te będą miały problemy na tak dużej liczbie rynków, że będą musiały zmniejszyć i to często znacząco swój portfel inwestycji. Ponadto kłopoty mogą mieć małe firmy, które nie wytrzymają presji cenowej przy równoczesnych kłopotach z finansowaniem swoich inwestycji.

- Zapewne będziemy obserwować także zmiany w działaniach marketingowych firm - z jednej strony będzie można zauważyć zwiększenie budżetów reklamowych u dużych podmiotów, aby w czasach problemów jeszcze mocniej oddziaływać na potencjalnych klientów. Małe i średnie podmioty będą musiały obcinać budżety marketingowe i albo będą znikały z "rynku", staną się niewidoczne dla klientów, albo zmienią swoją mieszankę promocyjną i zaczną wykorzystywać inne narzędzia.

Matylda King, residential sales & business development director:

- Wielu klientów, nie mogąc pozwolić sobie na zakup mieszkania w 2008 roku, zostało zmuszonych do wstrzymania decyzji o zakupie lub znalezienia alternatywy, jaką może być pozostanie w obecnym mieszkaniu lub wynajem. Myślę, że w 2009 roku będziemy obserwować powrót i wzmocnienie sektora najmu nieruchomości mieszkaniowych. Ponadto wiele osób, które kupiły mieszkania przed kryzysem, może stanąć przed koniecznością pozbycia się ich z powodu wzrostu kosztów obsługi kredytów i rosnących cen walut, wskutek czego na rynku wtórnym pojawi się wiele ciekawych ofert.

- Rynek pierwotny już teraz oferuje wiele atrakcyjnych mieszkań w gotowych lub będących na wykończeniu inwestycjach. W dłuższej perspektywie można pozwolić sobie na umiarkowany optymizm w kwestii wzrostu sprzedaży i ponownej stabilizacji rynku. Decydujące znaczenie będzie miała jednak postawa banków i złagodzenie zasad przyznawania kredytów, jak i ich oprocentowanie.

Tomasz Bonecki-Duda, wiceprezes zarządu Hirny BD:

- W 2009 roku terminy zakończenia inwestycji będą opóźniane ze względu na brak środków finansowych i chęć skorzystania z niższych kosztów produkcji. Podaż mieszkań z rynku wtórnego jest duża, ale średnie ceny spadają bardzo powoli i to głównie za sprawą właścicieli, którzy nie mogą sobie pozwolić na wstrzymanie się ze sprzedażą. Obecnie średnio co drugi, a niedługo co czwarty klient z ubiegających się o kredyt, uzyskuje go w wysokości wnioskowanej na konkretne mieszkanie.

- Dzieje się tak ze względu na konieczność posiadania ok. 20 proc. wkładu własnego, wzrost raty kredytowej i zaostrzenie kryteriów dotyczących liczenia zdolności kredytowej klientów. Niedługo poziom płac i zatrudnienia zacznie silnie spadać ze względu na sytuację gospodarczą w kraju i za granicą. Czyli popyt na mieszkania będzie dalej spadał.

Monika Szymańska

interia.pl

Nieruchomości - co nas czeka w 2009 roku?

O tym, że kryzys odcisnął swoje piętno na rynku nieruchomości, wiadomo. Rodzi się pytanie, czy w nadchodzących miesiącach nie będzie innego tematu poruszającego branżę deweloperów...

Ponieważ żyjemy w globalnej wiosce, kryzys w jednej branży bardzo często przenosi się na inne sektory rynku. Tak też było w przypadku nieruchomości. Kiedy zaczął się kryzys na rynkach finansowych, deweloperzy mocno zacisnęli pasa. Czy teraz, w roku 2009, ich branżę czekają nowe wyzwania, czy wciąż tematem przewodnim związanym z nieruchomościami będzie "kryzys"? Oto jak przedstawiciele rynku widzą rok 2009.

Piotr Drygas, dyrektor marketingu Nickel Development:

- Rok 2009 przyniesie zapewne weryfikację wśród deweloperów. Z rynku zejdą najprawdopodobniej firmy o strukturze globalnej - te będą miały problemy na tak dużej liczbie rynków, że będą musiały zmniejszyć i to często znacząco swój portfel inwestycji. Ponadto kłopoty mogą mieć małe firmy, które nie wytrzymają presji cenowej przy równoczesnych kłopotach z finansowaniem swoich inwestycji.

- Zapewne będziemy obserwować także zmiany w działaniach marketingowych firm - z jednej strony będzie można zauważyć zwiększenie budżetów reklamowych u dużych podmiotów, aby w czasach problemów jeszcze mocniej oddziaływać na potencjalnych klientów. Małe i średnie podmioty będą musiały obcinać budżety marketingowe i albo będą znikały z "rynku", staną się niewidoczne dla klientów, albo zmienią swoją mieszankę promocyjną i zaczną wykorzystywać inne narzędzia.

Matylda King, residential sales & business development director:

- Wielu klientów, nie mogąc pozwolić sobie na zakup mieszkania w 2008 roku, zostało zmuszonych do wstrzymania decyzji o zakupie lub znalezienia alternatywy, jaką może być pozostanie w obecnym mieszkaniu lub wynajem. Myślę, że w 2009 roku będziemy obserwować powrót i wzmocnienie sektora najmu nieruchomości mieszkaniowych. Ponadto wiele osób, które kupiły mieszkania przed kryzysem, może stanąć przed koniecznością pozbycia się ich z powodu wzrostu kosztów obsługi kredytów i rosnących cen walut, wskutek czego na rynku wtórnym pojawi się wiele ciekawych ofert.

- Rynek pierwotny już teraz oferuje wiele atrakcyjnych mieszkań w gotowych lub będących na wykończeniu inwestycjach. W dłuższej perspektywie można pozwolić sobie na umiarkowany optymizm w kwestii wzrostu sprzedaży i ponownej stabilizacji rynku. Decydujące znaczenie będzie miała jednak postawa banków i złagodzenie zasad przyznawania kredytów, jak i ich oprocentowanie.

Tomasz Bonecki-Duda, wiceprezes zarządu Hirny BD:

- W 2009 roku terminy zakończenia inwestycji będą opóźniane ze względu na brak środków finansowych i chęć skorzystania z niższych kosztów produkcji. Podaż mieszkań z rynku wtórnego jest duża, ale średnie ceny spadają bardzo powoli i to głównie za sprawą właścicieli, którzy nie mogą sobie pozwolić na wstrzymanie się ze sprzedażą. Obecnie średnio co drugi, a niedługo co czwarty klient z ubiegających się o kredyt, uzyskuje go w wysokości wnioskowanej na konkretne mieszkanie.

- Dzieje się tak ze względu na konieczność posiadania ok. 20 proc. wkładu własnego, wzrost raty kredytowej i zaostrzenie kryteriów dotyczących liczenia zdolności kredytowej klientów. Niedługo poziom płac i zatrudnienia zacznie silnie spadać ze względu na sytuację gospodarczą w kraju i za granicą. Czyli popyt na mieszkania będzie dalej spadał.

Monika Szymańska

interia.pl

6 tys. za metr ceną równowagi!

Dzisiejsza "Rzeczpospolita" twierdzi, że przełom roku 2009 i 2010 będzie najlepszym okresem na zakup mieszkania, powołując się przy tym na opinie ekspertów Narodowego Banku Polskiego.

Ceny mieszkań będą - według NBP - spadać w najbliższych kwartałach, lecz nie jest znane tempo spadku. Te zależne będzie od sytuacji kredytowej, nastawienia kupujących do rynku, ale także od sytuacji finansowej deweloperów.

Jeśli deweloperów kryzys przyciśnie i będą musieli sprzedać 40-50 proc. posiadanych mieszkań w krótkim czasie, to ceny mogą spadać znacząco.

Jeśli zapasy będą sprzedawane stopniowo, wtedy wielkich obniżek nie będzie. Dlatego NBP tylko intuicyjnie szacuje cenę równowagi mieszkań na 6 tys. PLN za metr w Warszawie i 4,5 tys. PLN za metr w pozostałych miastach.

6 tys. za metr ceną równowagi!

Dzisiejsza "Rzeczpospolita" twierdzi, że przełom roku 2009 i 2010 będzie najlepszym okresem na zakup mieszkania, powołując się przy tym na opinie ekspertów Narodowego Banku Polskiego.

Ceny mieszkań będą - według NBP - spadać w najbliższych kwartałach, lecz nie jest znane tempo spadku. Te zależne będzie od sytuacji kredytowej, nastawienia kupujących do rynku, ale także od sytuacji finansowej deweloperów.

Jeśli deweloperów kryzys przyciśnie i będą musieli sprzedać 40-50 proc. posiadanych mieszkań w krótkim czasie, to ceny mogą spadać znacząco.

Jeśli zapasy będą sprzedawane stopniowo, wtedy wielkich obniżek nie będzie. Dlatego NBP tylko intuicyjnie szacuje cenę równowagi mieszkań na 6 tys. PLN za metr w Warszawie i 4,5 tys. PLN za metr w pozostałych miastach.

Mieszkaniowe plany Polaków w 2009 r.

Popyt na nieruchomości mieszkaniowe nie maleje, ale Polacy wstrzymują się z zakupami, bo liczą na dalsze spadki cen - oferty na rynku nie pokrywają się z ich możliwościami finansowymi. W 2009 r. największą popularnością będą się cieszyły mieszkania na rynku wtórnym - taki obraz mieszkaniowych zakupów w tym roku wyłania się z najnowszej edycji raportu "Polski rynek mieszkaniowy - popyt i preferencje nabywców" firmy Nowy Adres S.A.
"Polski Rynek Mieszkaniowy. Popyt i preferencje nabywców" to największy projekt badawczy sektora nieruchomości mieszkaniowych w Polsce. Co roku firma Nowy Adres S.A. wraz z niezależnym instytutem badawczym Millward Brown SMG/KRC przeprowadza ponad 1500 ankiet telefonicznych i 1500 wywiadów face-to-face z osobami w wieku 25-65 lat, reprezentującymi wszystkie grupy społeczne i ekonomiczne w Warszawie, Trójmieście, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu i podejmującymi w swoich rodzinach ważne decyzje finansowe, w tym o ewentualnym zakupie domu czy mieszkania. Dzięki pełnemu przekrojowi społecznemu uczestników badania, uzyskane wyniki można uznać za miarodajne, jeśli chodzi o preferencje mieszkaniowe mieszkańców dużych miast Polski.

Raczej mieszkania, raczej na wtórnym

Mimo niedawnych zawirowań na rynkach finansowych i pojawienia się ograniczeń w udzielaniu kredytów hipotecznych, deklarowany popyt na nieruchomości mieszkaniowe zmalał tylko nieznacznie. W 2009 r. operacje na rynku mieszkaniowym (kupno lub budowa domu, zakup mieszkania, działki, apartamentu wakacyjnego) planuje prawie 7 proc. mieszkańców największych miast. Rok temu taki zamiar deklarowało tylko o jeden procent więcej. Największą popularnością będą cieszyć się mieszkania na rynku wtórnym - na taką inwestycję wskazuje aż 41 proc. osób, które planują nieruchomościowe zakupy w tym roku. Po nowe mieszkanie do dewelopera zgłosi się dalszych 20 proc., a działkę pod budowę domu zamierza kupić 15 proc. W przeciwieństwie do poprzednich lat, samodzielnie wybudować dom metodą gospodarczą planuje tylko 6 proc. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że zagospodarowano już większość niedrogich i dobrze zlokalizowanych działek budowlanych, a ceny pozostałych osiągnęły taki poziom, że po ich zakupie budowę domu trzeba odłożyć na przyszłość z powodów finansowych.

Małe wciąż piękne

Polacy wciąż pozostają niewymagający, jeśli chodzi o powierzchnię mieszkalną mieszkań i domów. Osoby planujące w 2009 roku zakup mieszkania będą szukać głównie lokali o powierzchni od 41 do 60 m kw. (46 proc. wskazań i tylko 14 proc. dla lokali większych niż 70 m kw.). Forsowane przez deweloperów wysokie wieże mieszkalne raczej się nie sprawdzą - Polacy najlepiej czują się w mieszkaniach położonych maksymalnie na piątej kondygnacji. Powyżej tego poziomu mieszkania kupi w tym roku tylko 6 proc. (!) planujących taką transakcję. Jeśli chodzi o zakup lub budowę domów, jesteśmy wyjątkowo konsekwentni - podobnie jak ubiegłych latach, w tym roku największą popularnością będą cieszyć się domy o powierzchni do 150 m kw., zlokalizowane na działkach o powierzchni ok. 1000 m kw.

interia.pl

Mieszkaniowe plany Polaków w 2009 r.

Popyt na nieruchomości mieszkaniowe nie maleje, ale Polacy wstrzymują się z zakupami, bo liczą na dalsze spadki cen - oferty na rynku nie pokrywają się z ich możliwościami finansowymi. W 2009 r. największą popularnością będą się cieszyły mieszkania na rynku wtórnym - taki obraz mieszkaniowych zakupów w tym roku wyłania się z najnowszej edycji raportu "Polski rynek mieszkaniowy - popyt i preferencje nabywców" firmy Nowy Adres S.A.
"Polski Rynek Mieszkaniowy. Popyt i preferencje nabywców" to największy projekt badawczy sektora nieruchomości mieszkaniowych w Polsce. Co roku firma Nowy Adres S.A. wraz z niezależnym instytutem badawczym Millward Brown SMG/KRC przeprowadza ponad 1500 ankiet telefonicznych i 1500 wywiadów face-to-face z osobami w wieku 25-65 lat, reprezentującymi wszystkie grupy społeczne i ekonomiczne w Warszawie, Trójmieście, Krakowie, Poznaniu i Wrocławiu i podejmującymi w swoich rodzinach ważne decyzje finansowe, w tym o ewentualnym zakupie domu czy mieszkania. Dzięki pełnemu przekrojowi społecznemu uczestników badania, uzyskane wyniki można uznać za miarodajne, jeśli chodzi o preferencje mieszkaniowe mieszkańców dużych miast Polski.

Raczej mieszkania, raczej na wtórnym

Mimo niedawnych zawirowań na rynkach finansowych i pojawienia się ograniczeń w udzielaniu kredytów hipotecznych, deklarowany popyt na nieruchomości mieszkaniowe zmalał tylko nieznacznie. W 2009 r. operacje na rynku mieszkaniowym (kupno lub budowa domu, zakup mieszkania, działki, apartamentu wakacyjnego) planuje prawie 7 proc. mieszkańców największych miast. Rok temu taki zamiar deklarowało tylko o jeden procent więcej. Największą popularnością będą cieszyć się mieszkania na rynku wtórnym - na taką inwestycję wskazuje aż 41 proc. osób, które planują nieruchomościowe zakupy w tym roku. Po nowe mieszkanie do dewelopera zgłosi się dalszych 20 proc., a działkę pod budowę domu zamierza kupić 15 proc. W przeciwieństwie do poprzednich lat, samodzielnie wybudować dom metodą gospodarczą planuje tylko 6 proc. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że zagospodarowano już większość niedrogich i dobrze zlokalizowanych działek budowlanych, a ceny pozostałych osiągnęły taki poziom, że po ich zakupie budowę domu trzeba odłożyć na przyszłość z powodów finansowych.

Małe wciąż piękne

Polacy wciąż pozostają niewymagający, jeśli chodzi o powierzchnię mieszkalną mieszkań i domów. Osoby planujące w 2009 roku zakup mieszkania będą szukać głównie lokali o powierzchni od 41 do 60 m kw. (46 proc. wskazań i tylko 14 proc. dla lokali większych niż 70 m kw.). Forsowane przez deweloperów wysokie wieże mieszkalne raczej się nie sprawdzą - Polacy najlepiej czują się w mieszkaniach położonych maksymalnie na piątej kondygnacji. Powyżej tego poziomu mieszkania kupi w tym roku tylko 6 proc. (!) planujących taką transakcję. Jeśli chodzi o zakup lub budowę domów, jesteśmy wyjątkowo konsekwentni - podobnie jak ubiegłych latach, w tym roku największą popularnością będą cieszyć się domy o powierzchni do 150 m kw., zlokalizowane na działkach o powierzchni ok. 1000 m kw.

interia.pl

Dobra wiadomość dla 1,43 mln osób

Sejm poparł dwie redakcyjne poprawki Senatu do nowelizacji zasad wypłat premii gwarancyjnych do książeczek mieszkaniowych. Teraz ustawa trafi do prezydenta.

Oprócz zakupu mieszkania, książeczki będzie można rozliczyć przy remoncie czy przekształcaniu własności posiadanego lokalu.

Nowelizacja rozszerza możliwość uzyskania premii gwarancyjnej przez posiadaczy książeczek mieszkaniowych, co pozwoli zmniejszyć ich liczbę. Zmiana ma rozwiązać problem blisko 1,43 mln osób posiadających jeszcze takie książeczki.

Zaproponowane przez rząd i uchwalone w połowie grudnia w Sejmie zmiany pozwalają właścicielom książeczek mieszkaniowych likwidować je i uzyskiwać premię gwarancyjną przy przekształcaniu w odrębną własność spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego. Premia będzie też mogła być przeznaczona na wkład własny przy uzyskiwaniu kredytu na zakup mieszkania lub budowę domu.

Książeczkę będzie można też zlikwidować

, by wykorzystać premię na wymianę okien, instalacji gazowej lub instalacji elektrycznej przy remoncie lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego. Środki z książeczki i premię będzie można też przekazać na roczny fundusz remontowy własnego lokalu, jeśli w poprzednich dwóch latach wspólnota mieszkaniowa lub spółdzielnia wykonała remonty części wspólnej nieruchomości.

Premia i środki z książeczki będą mogły też trafić na spłatę zadłużenia z tzw. starego kredytu spółdzielczego. Ta zasada ma dotyczyć też kredytów wcześniej spłaconych. Projekt wprowadza harmonogram wypłat premii w zależności od tego, kiedy książeczki zostały założone. Najpierw premie będą wypłacane posiadaczom najstarszych książeczek, sprzed 1969 roku. Wypłaty premii są rozłożone do 2017 roku, gdy realizowana ma być premia za książeczki wystawione w latach 1989-90.

W latach 1993-2001 zlikwidowano ponad 2,17 mln książeczek mieszkaniowych, wystawionych do 23 października 1990 r.; średnio w roku było to ponad 240 tys.

Z danych przedstawionych w procesie nowelizacji ustawy wynika że, w 2002 r. zlikwidowano 98 tys. takich książeczek, w 2003 r. - 92 tys., rok później - 84 tys., w 2005 r. - 62 tys., a w 2007 r. - 49 tys.

Ustawa ma wejść w życie od kwietnia 2009 r.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Dobra wiadomość dla 1,43 mln osób

Sejm poparł dwie redakcyjne poprawki Senatu do nowelizacji zasad wypłat premii gwarancyjnych do książeczek mieszkaniowych. Teraz ustawa trafi do prezydenta.

Oprócz zakupu mieszkania, książeczki będzie można rozliczyć przy remoncie czy przekształcaniu własności posiadanego lokalu.

Nowelizacja rozszerza możliwość uzyskania premii gwarancyjnej przez posiadaczy książeczek mieszkaniowych, co pozwoli zmniejszyć ich liczbę. Zmiana ma rozwiązać problem blisko 1,43 mln osób posiadających jeszcze takie książeczki.

Zaproponowane przez rząd i uchwalone w połowie grudnia w Sejmie zmiany pozwalają właścicielom książeczek mieszkaniowych likwidować je i uzyskiwać premię gwarancyjną przy przekształcaniu w odrębną własność spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu mieszkalnego. Premia będzie też mogła być przeznaczona na wkład własny przy uzyskiwaniu kredytu na zakup mieszkania lub budowę domu.

Książeczkę będzie można też zlikwidować

, by wykorzystać premię na wymianę okien, instalacji gazowej lub instalacji elektrycznej przy remoncie lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego. Środki z książeczki i premię będzie można też przekazać na roczny fundusz remontowy własnego lokalu, jeśli w poprzednich dwóch latach wspólnota mieszkaniowa lub spółdzielnia wykonała remonty części wspólnej nieruchomości.

Premia i środki z książeczki będą mogły też trafić na spłatę zadłużenia z tzw. starego kredytu spółdzielczego. Ta zasada ma dotyczyć też kredytów wcześniej spłaconych. Projekt wprowadza harmonogram wypłat premii w zależności od tego, kiedy książeczki zostały założone. Najpierw premie będą wypłacane posiadaczom najstarszych książeczek, sprzed 1969 roku. Wypłaty premii są rozłożone do 2017 roku, gdy realizowana ma być premia za książeczki wystawione w latach 1989-90.

W latach 1993-2001 zlikwidowano ponad 2,17 mln książeczek mieszkaniowych, wystawionych do 23 października 1990 r.; średnio w roku było to ponad 240 tys.

Z danych przedstawionych w procesie nowelizacji ustawy wynika że, w 2002 r. zlikwidowano 98 tys. takich książeczek, w 2003 r. - 92 tys., rok później - 84 tys., w 2005 r. - 62 tys., a w 2007 r. - 49 tys.

Ustawa ma wejść w życie od kwietnia 2009 r.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Pesymistyczne dane uderzają w rynki

Europejskie akcje spadły do najniższego poziomu od prawie sześciu lat a funt spadł jeszcze mocniej po tym, jak inwestorów przeraziły marne dane ze strefy euro oraz oficjalne statystyki pokazujące, że Wlk. Brytania osuwa się w recesję.
Wczesna wyprzedaż na Wall Street nałożyła się na globalne spadki, które zepchnęły benchmarkowy europejski indeks Eurofirst 300 do najniższej wartości od kwietnia 2003. Spadki stanowiły zaknięcie kiepskiego tygodnia na giełdach całego świata. Nawał pesymistycznych statystyk wywołał ucieczkę w bezpieczne porty – inwestorzy odwrócili się od funta a nawet obligacji skarbowych.

Akcje jednej z największych firm reasekuracyjnych świata Swiss Re straciły na wartości o 19 proc. z powodu obaw, że posiadane przez nią ryzykowne aktywa, np. obligacje banków, zmuszą ją do dużego obniżenia kapitału. Francuska firma ubezpieczeniowa Axa i niemiecki Allianz odnotowały ostre spadki kursu, po czym odzyskały część strat.

Nie lepiej powodziło się bankom. Dwa największe francuskie banki BNP Paribas oraz Societe Generale spadły o 7% i 6%. Niemiecki Deutsche Bank zakończył dzień z kursem o 4,6% niższym.

Oficjalne dane wskazują, że gospodarka brytyjska skurczyła się o 1,5% w ostatnich 3 miesiącach 2008 r. – jest to największy kwartalny spadek od 28 lat. Dane potwierdzają, że Wielka Brytania weszła w pierwszą recesję od 1991 r. Są to wstępne oficjalne szacunki produkcji i wynika z nich spadek w usługach, produkcji i budownictwie.

Simon Ellis, ekonomista w firmie Daiwa Securities zauważa, że choć o brytyjskiej recesji mówiło się powszechnie od miesięcy, to “ostatnie dane podkreślają szybkość i ostrość gospodarczego załamania”.

Kurs funta do dolara spadł do najniższego od 23 lat poziomu 1,3498, po czym odbił nieco i w połowie sesji w Nowym Jorku ustalił się na 1,4. Rekorodowo niski był też kurs do jena, kurs do euro spadł o 0,3% do 0,9392. W ciągu tygodnia funt stracił do dolara 7,3%.

Z innego badania wynika, że firmy w strefie euro likwidują miejsca prasy szybciej, choć tempo spowolnienia gospodarczego w regionie osłabło.

Indeks aktywności w sektorze wytwórczym PMI dla 16 krajów strefy euro lekko wzrósł w styczniu, ale jego zmiany nadal pokazują zjawisko kurczenia się gospodarki w tempie nie widzianym od początku istnienia wspólnej waluty. Firmy w strefie cięły zatrudnienie już siódmy miesiąc z rzędu i to w skali nienotowanej dotąd w tym badaniu, prowadzonym od 1998 r.

Autor: Miles Johnson, Peter Garnham, Norma Cohen, Michael Mackenzie, Ralph Atkins
© The Financial Times Limited 2009

Pesymistyczne dane uderzają w rynki

Europejskie akcje spadły do najniższego poziomu od prawie sześciu lat a funt spadł jeszcze mocniej po tym, jak inwestorów przeraziły marne dane ze strefy euro oraz oficjalne statystyki pokazujące, że Wlk. Brytania osuwa się w recesję.
Wczesna wyprzedaż na Wall Street nałożyła się na globalne spadki, które zepchnęły benchmarkowy europejski indeks Eurofirst 300 do najniższej wartości od kwietnia 2003. Spadki stanowiły zaknięcie kiepskiego tygodnia na giełdach całego świata. Nawał pesymistycznych statystyk wywołał ucieczkę w bezpieczne porty – inwestorzy odwrócili się od funta a nawet obligacji skarbowych.

Akcje jednej z największych firm reasekuracyjnych świata Swiss Re straciły na wartości o 19 proc. z powodu obaw, że posiadane przez nią ryzykowne aktywa, np. obligacje banków, zmuszą ją do dużego obniżenia kapitału. Francuska firma ubezpieczeniowa Axa i niemiecki Allianz odnotowały ostre spadki kursu, po czym odzyskały część strat.

Nie lepiej powodziło się bankom. Dwa największe francuskie banki BNP Paribas oraz Societe Generale spadły o 7% i 6%. Niemiecki Deutsche Bank zakończył dzień z kursem o 4,6% niższym.

Oficjalne dane wskazują, że gospodarka brytyjska skurczyła się o 1,5% w ostatnich 3 miesiącach 2008 r. – jest to największy kwartalny spadek od 28 lat. Dane potwierdzają, że Wielka Brytania weszła w pierwszą recesję od 1991 r. Są to wstępne oficjalne szacunki produkcji i wynika z nich spadek w usługach, produkcji i budownictwie.

Simon Ellis, ekonomista w firmie Daiwa Securities zauważa, że choć o brytyjskiej recesji mówiło się powszechnie od miesięcy, to “ostatnie dane podkreślają szybkość i ostrość gospodarczego załamania”.

Kurs funta do dolara spadł do najniższego od 23 lat poziomu 1,3498, po czym odbił nieco i w połowie sesji w Nowym Jorku ustalił się na 1,4. Rekorodowo niski był też kurs do jena, kurs do euro spadł o 0,3% do 0,9392. W ciągu tygodnia funt stracił do dolara 7,3%.

Z innego badania wynika, że firmy w strefie euro likwidują miejsca prasy szybciej, choć tempo spowolnienia gospodarczego w regionie osłabło.

Indeks aktywności w sektorze wytwórczym PMI dla 16 krajów strefy euro lekko wzrósł w styczniu, ale jego zmiany nadal pokazują zjawisko kurczenia się gospodarki w tempie nie widzianym od początku istnienia wspólnej waluty. Firmy w strefie cięły zatrudnienie już siódmy miesiąc z rzędu i to w skali nienotowanej dotąd w tym badaniu, prowadzonym od 1998 r.

Autor: Miles Johnson, Peter Garnham, Norma Cohen, Michael Mackenzie, Ralph Atkins
© The Financial Times Limited 2009

Banki w Polsce chcą zarobić na kryzysie

Czy w Polsce, wzorem Anglii, możliwa jest nacjonalizacja banków? Nad Tamizą stało się to już faktem. Egoizm banków z pewnością zaszkodzi polskiej gospodarce. Muszą się więc ograniczyć albo polegnie cała polska gospodarka.
Jeszcze do niedawna zapewniano nas, że zagraniczne banki działające w Polsce oraz półprywatne PKO BP mają doskonałą sytuację płynnościową. Na koniec 2008 r. zysk netto banków w Polsce zbliżył się do poziomu 16 mld zł. W ubiegłych latach było tego 10 – 14 mld zł corocznie. Sektor bankowy zatrudnia ok. 175 tys. osób, liczba placówek przekroczyła 14 tys. Prezesi i wiceprezesi zarabiają po kilka milionów rocznie.

Chcą poręczeń
Sytuacja sektora bankowego w Polsce była do wczoraj wyśmienita. Wysokie zyski banków w Polsce przekroczyły już grubo 50 mld zł w ostatnich kilku latach. Nie wszystkie jednak wykorzystały te środki na wzmocnienie kapitałowe. Co się więc stało, że banki do niedawna tak dobrze prosperujące, tak nagle i zgodnym chórem, w sposób bezpardonowy zaczęły domagać się rządowych gwarancji i poręczeń oraz pieniędzy polskich podatników. Domagają się dalszych ułatwień w operacjach SWAP i REPO w ramach relacji z NBP, obniżenia rezerw obowiązkowych z 3,5 proc. do 2 proc., co dawałoby im zastrzyk ok. 9 mld zł żywej gotówki.

Nowy zastrzyk

Domagają się także przedterminowego zakupu 10-letnich obligacji przez NBP, wyemitowanych jeszcze w 2002 r., co również dałoby zasilenie 8 – 9 mld nowych środków. Łącznie byłby to zastrzyk nowych środków 16 – 18 mld zł. Bardzo wątpliwe, aby większość tych środków została przeznaczona na akcję kredytową. Dlaczego więc, skoro sytuacja banków w Polsce jest tak dobra, tak gwałtownie domagają się one pomocy od państwa i polskich podatników, zwłaszcza banku centralnego?

Nadmuchały bańkę

Banki grożą, że nie będą wykonywać swoich podstawowych obowiązków wobec polskiej gospodarki, zwłaszcza prowadzenia akcji kredytowej, a mają przecież już dziś nadpłynność rzędu 30 mld zł i ciągle rosnące znaczące zyski. Banki same nadmuchały bańkę spekulacyjną, lewarując kredyty, a obecnie same gwałtownie przykręciły śrubę. A jeszcze kilka miesięcy temu zagraniczne banki komercyjne, działające w Polsce na potęgę, zwłaszcza latem 2008 r. transferowały gotówkę do swych macierzystych centrali pod postacią dywidend, otwierania lokat w zagranicznych centralach i to na łączną kwotę 10 – 12 mld zł.

Zgubna pazerność

KNF niczego się nie dopatrzyła, choć kryzys na świecie trwał już wówczas w najlepsze. Dopiero jesienią, pod koniec 2008 r. KNF zażądała raportowania transferu gotówki do zagranicznych centrali, gdy było już po wszystkim. A może skala popełnionych przez banki i ich zarządy błędów, które ślepo wykonywały polecenia centrali, może pazerność była zbyt wielka, a odpowiedzialność zbyt niska?

Progi bezpieczeństwa

Popełnione błędy, zaniechania poszczególnych banków w ich prognozach i rekomendacjach oraz polityka niekorzystnie wpłynęły na strukturę bilansową banków, czyli niekorzystną strukturę aktywów i pasywów instytucji finansowych działających w Polsce. Szybki wzrost akcji kredytowej w latach 2007 – 2008 przekroczył progi bezpieczeństwa. Gdy pożyczki przedsiębiorstw wzrosły o ok. 100 mld wartość kredytów o 241 mld zł, dziś na lokatach mamy 332 mld zł. O 70 mld więcej niż w 2008 r., a rzekomo brakuje bankom pieniędzy.

Lawinowy napływ

Kredyty przekroczyły depozyty o ok. 60 – 80 mld zł. Depozyty ludności i przedsiębiorstw w 2008 r. wyniosły ok. 490 mld zł, a kredyty ok. 610 mld zł. Znaczna część tej akcji kredytowej była dokonywana w walutach zagranicznych, np. w sferze kredytów hipotecznych aż 80 proc. to kredyty we franku szwajcarskim. Kredyt wykazywał więc nominalny wzrost, ale on wynikał głównie z gwałtownego osłabienia się złotego. Co gorsze, wzrost akcji kredytowej był finansowany głównie przez pieniądz zagraniczny i lawinowo napływającą do banków gotówkę z funduszy inwestycyjnych, czyli ok. 30 mld zł. Udział zobowiązań zagranicznych przekroczył 20 proc. sumy bilansowej banków.

Popadają w skrajność

Zagraniczne spółki matki do niedawna bez większych ograniczeń otwierały linie kredytowe i zachęcały do lewarowania polskich kredytobiorców, dziś popadają w skrajność, zalecając trzymanie oszczędności na kontach, niepożyczanie, wypowiadanie promes, w tym zwłaszcza na projekty unijne już przyznane przedsiębiorcom. To grozi załamaniem się całej procedury wykorzystania środków. Żądają przedterminowych spłat kredytów, nawet w stosunku do doskonale funkcjonujących podmiotów gospodarczych. Banki coraz gwałtowniej odmawiają udzielania kredytów hipotecznych, nie pożyczają niektórym sektorom, np. deweloperom. To może doprowadzić do bankructwa całe sektory.

Niekorzystne spready

Banki podwyższają progi wkładu własnego, drastycznie podnoszą marże kredytów. KNF chce wprowadzić dodatkowo rekomendację T, po rekomendacji S, bardzo niekorzystnej dla kredytobiorców walutowych. Mało tego, banki niekorzystnie dla kredytobiorców przeliczają tzw. spready przy spłacaniu rat kredytowych, co przekłada się wręcz na ograbianie klientów na wielką skalę. Przecież już w październiku NBP i rząd polski przygotowały pakiet pomocowy dla banków w postaci gwarancji i poręczeń oraz ułatwień w zakresie swapów walutowych, działań typu REPO, utrzymania przyjmowania lokat przez NBP aż na 3,5 proc.

Uchylanie nieba

Tylko poprzez operacje REPO NBP stawia do dyspozycji sektora bankowego co miesiąc ponad 15 mld zł. Sektor bankowy lokuje ok. 17,5 mld w NBP. Banki nie mogą narzekać na brak płynności, tym bardziej, że w samym grudniu 2008 r. banki zebrały ponad 25 mld depozytów. Polacy uwierzyli reklamom obiecującym 10 proc. lokaty. Teraz to oprocentowanie będzie spadać, być może już do poziomu 6 – 5 proc. To się już zaczęło. Przychylanie nieba bankom działającym w Polsce trwa w najlepsze.
wp.pl Gazeta Finansowa | 23.01.2009 | 17:42

Banki w Polsce chcą zarobić na kryzysie

Czy w Polsce, wzorem Anglii, możliwa jest nacjonalizacja banków? Nad Tamizą stało się to już faktem. Egoizm banków z pewnością zaszkodzi polskiej gospodarce. Muszą się więc ograniczyć albo polegnie cała polska gospodarka.
Jeszcze do niedawna zapewniano nas, że zagraniczne banki działające w Polsce oraz półprywatne PKO BP mają doskonałą sytuację płynnościową. Na koniec 2008 r. zysk netto banków w Polsce zbliżył się do poziomu 16 mld zł. W ubiegłych latach było tego 10 – 14 mld zł corocznie. Sektor bankowy zatrudnia ok. 175 tys. osób, liczba placówek przekroczyła 14 tys. Prezesi i wiceprezesi zarabiają po kilka milionów rocznie.

Chcą poręczeń
Sytuacja sektora bankowego w Polsce była do wczoraj wyśmienita. Wysokie zyski banków w Polsce przekroczyły już grubo 50 mld zł w ostatnich kilku latach. Nie wszystkie jednak wykorzystały te środki na wzmocnienie kapitałowe. Co się więc stało, że banki do niedawna tak dobrze prosperujące, tak nagle i zgodnym chórem, w sposób bezpardonowy zaczęły domagać się rządowych gwarancji i poręczeń oraz pieniędzy polskich podatników. Domagają się dalszych ułatwień w operacjach SWAP i REPO w ramach relacji z NBP, obniżenia rezerw obowiązkowych z 3,5 proc. do 2 proc., co dawałoby im zastrzyk ok. 9 mld zł żywej gotówki.

Nowy zastrzyk

Domagają się także przedterminowego zakupu 10-letnich obligacji przez NBP, wyemitowanych jeszcze w 2002 r., co również dałoby zasilenie 8 – 9 mld nowych środków. Łącznie byłby to zastrzyk nowych środków 16 – 18 mld zł. Bardzo wątpliwe, aby większość tych środków została przeznaczona na akcję kredytową. Dlaczego więc, skoro sytuacja banków w Polsce jest tak dobra, tak gwałtownie domagają się one pomocy od państwa i polskich podatników, zwłaszcza banku centralnego?

Nadmuchały bańkę

Banki grożą, że nie będą wykonywać swoich podstawowych obowiązków wobec polskiej gospodarki, zwłaszcza prowadzenia akcji kredytowej, a mają przecież już dziś nadpłynność rzędu 30 mld zł i ciągle rosnące znaczące zyski. Banki same nadmuchały bańkę spekulacyjną, lewarując kredyty, a obecnie same gwałtownie przykręciły śrubę. A jeszcze kilka miesięcy temu zagraniczne banki komercyjne, działające w Polsce na potęgę, zwłaszcza latem 2008 r. transferowały gotówkę do swych macierzystych centrali pod postacią dywidend, otwierania lokat w zagranicznych centralach i to na łączną kwotę 10 – 12 mld zł.

Zgubna pazerność

KNF niczego się nie dopatrzyła, choć kryzys na świecie trwał już wówczas w najlepsze. Dopiero jesienią, pod koniec 2008 r. KNF zażądała raportowania transferu gotówki do zagranicznych centrali, gdy było już po wszystkim. A może skala popełnionych przez banki i ich zarządy błędów, które ślepo wykonywały polecenia centrali, może pazerność była zbyt wielka, a odpowiedzialność zbyt niska?

Progi bezpieczeństwa

Popełnione błędy, zaniechania poszczególnych banków w ich prognozach i rekomendacjach oraz polityka niekorzystnie wpłynęły na strukturę bilansową banków, czyli niekorzystną strukturę aktywów i pasywów instytucji finansowych działających w Polsce. Szybki wzrost akcji kredytowej w latach 2007 – 2008 przekroczył progi bezpieczeństwa. Gdy pożyczki przedsiębiorstw wzrosły o ok. 100 mld wartość kredytów o 241 mld zł, dziś na lokatach mamy 332 mld zł. O 70 mld więcej niż w 2008 r., a rzekomo brakuje bankom pieniędzy.

Lawinowy napływ

Kredyty przekroczyły depozyty o ok. 60 – 80 mld zł. Depozyty ludności i przedsiębiorstw w 2008 r. wyniosły ok. 490 mld zł, a kredyty ok. 610 mld zł. Znaczna część tej akcji kredytowej była dokonywana w walutach zagranicznych, np. w sferze kredytów hipotecznych aż 80 proc. to kredyty we franku szwajcarskim. Kredyt wykazywał więc nominalny wzrost, ale on wynikał głównie z gwałtownego osłabienia się złotego. Co gorsze, wzrost akcji kredytowej był finansowany głównie przez pieniądz zagraniczny i lawinowo napływającą do banków gotówkę z funduszy inwestycyjnych, czyli ok. 30 mld zł. Udział zobowiązań zagranicznych przekroczył 20 proc. sumy bilansowej banków.

Popadają w skrajność

Zagraniczne spółki matki do niedawna bez większych ograniczeń otwierały linie kredytowe i zachęcały do lewarowania polskich kredytobiorców, dziś popadają w skrajność, zalecając trzymanie oszczędności na kontach, niepożyczanie, wypowiadanie promes, w tym zwłaszcza na projekty unijne już przyznane przedsiębiorcom. To grozi załamaniem się całej procedury wykorzystania środków. Żądają przedterminowych spłat kredytów, nawet w stosunku do doskonale funkcjonujących podmiotów gospodarczych. Banki coraz gwałtowniej odmawiają udzielania kredytów hipotecznych, nie pożyczają niektórym sektorom, np. deweloperom. To może doprowadzić do bankructwa całe sektory.

Niekorzystne spready

Banki podwyższają progi wkładu własnego, drastycznie podnoszą marże kredytów. KNF chce wprowadzić dodatkowo rekomendację T, po rekomendacji S, bardzo niekorzystnej dla kredytobiorców walutowych. Mało tego, banki niekorzystnie dla kredytobiorców przeliczają tzw. spready przy spłacaniu rat kredytowych, co przekłada się wręcz na ograbianie klientów na wielką skalę. Przecież już w październiku NBP i rząd polski przygotowały pakiet pomocowy dla banków w postaci gwarancji i poręczeń oraz ułatwień w zakresie swapów walutowych, działań typu REPO, utrzymania przyjmowania lokat przez NBP aż na 3,5 proc.

Uchylanie nieba

Tylko poprzez operacje REPO NBP stawia do dyspozycji sektora bankowego co miesiąc ponad 15 mld zł. Sektor bankowy lokuje ok. 17,5 mld w NBP. Banki nie mogą narzekać na brak płynności, tym bardziej, że w samym grudniu 2008 r. banki zebrały ponad 25 mld depozytów. Polacy uwierzyli reklamom obiecującym 10 proc. lokaty. Teraz to oprocentowanie będzie spadać, być może już do poziomu 6 – 5 proc. To się już zaczęło. Przychylanie nieba bankom działającym w Polsce trwa w najlepsze.
wp.pl Gazeta Finansowa | 23.01.2009 | 17:42

Z nadzieją na niespełnienie

„10 szokujących prognoz” analityków Saxo Banku można by potraktować jako klasyczny przykład czarnowidztwa, gdyby nie to, że w ubiegłym roku ci sami analitycy dokładnie przewidzieli obecną recesję.
Sami analitycy swoje coroczne szokujące prognozy na nadchodzący rok traktują jako ćwiczenie „czarnego łabędzia”. To, że są trafne wynika ze skrupulatnych wyliczeń. To, że są mroczne natomiast z tego, że ludzie – również ekonomiści – są najczęściej nastawieni optymistycznie. I bywa, że przewidując przyszłość dla gospodarek, używają myślenia życzeniowego.
Czarne wizje

Faktem jest jednak, że ostatnie miesiące to pasmo zaskakujących klęsk w sektorze finansowym w globalnej skali. Bank Lehman Brothers zbankrutował, choć akurat tego ekonomiści spodziewali się najmniej. To zresztą było jedno z wielu zaskakujących bankructw. Boleśnie przeżywa kryzys CitiGroup, której kapitalizacja spadła w ciągu niespełna roku z 164 mld dolarów do obecnych 40 mld. Jak będzie wyglądał przyszły rok? A kolejne dwa?

Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego uważa, że światowa gospodarka wyjdzie z kryzysu gospodarczego w przyszłym roku. Dodał jednak, że jest to odczucie Rady Banku – oczywiście oparte na analizach makroekonomicznych, ale jednak odczucie. Dlatego EBC deklaruje, że zrobi wszystko co jest konieczne, aby przywrócić zaufanie do sektora finansowego.

My w naszych rocznych prognozach patrzymy bardziej pesymistycznie niż zwykli to robić analitycy rynku – wyjaśnia Christian Tegllund Blaabjerg, główny strateg do spraw akcji Saxo Banku. Wierzymy też, że dla inwestora ważniejsze jest wzięcie pod uwagę mniej pewnego scenariusza, niż przewiduje rynek. Gdy rynek jest na granicy osiągnięcia najniższego poziomu, a chęć podejmowania ryzyka ciągle wydaje się bardziej odległa niż kiedykolwiek, mamy nadzieję, że będziemy pierwszym głosem optymizmu, który domagać się będzie czegoś więcej.

Blaabjerg dodaje jednak, że „ćwiczenie to jest bardziej oparte na przemyśleniach niż gotowym zestawem prognoz”.
Nie zakładamy, że szanse będą większe niż 50-50 dla wszystkich tych prognoz – mówi. Wierzymy jednak, że szanse, iż te prognozy się sprawdzą są wyższe niż obecnie zakłada rynek. W przeszłości 3 do 4 z 10 było trafione, mamy nadzieję, że następny rok przyniesie ich mniej.
wp.pl
Gazeta Bankowa | 19.01.2009 | 16:17

Z nadzieją na niespełnienie

„10 szokujących prognoz” analityków Saxo Banku można by potraktować jako klasyczny przykład czarnowidztwa, gdyby nie to, że w ubiegłym roku ci sami analitycy dokładnie przewidzieli obecną recesję.
Sami analitycy swoje coroczne szokujące prognozy na nadchodzący rok traktują jako ćwiczenie „czarnego łabędzia”. To, że są trafne wynika ze skrupulatnych wyliczeń. To, że są mroczne natomiast z tego, że ludzie – również ekonomiści – są najczęściej nastawieni optymistycznie. I bywa, że przewidując przyszłość dla gospodarek, używają myślenia życzeniowego.
Czarne wizje

Faktem jest jednak, że ostatnie miesiące to pasmo zaskakujących klęsk w sektorze finansowym w globalnej skali. Bank Lehman Brothers zbankrutował, choć akurat tego ekonomiści spodziewali się najmniej. To zresztą było jedno z wielu zaskakujących bankructw. Boleśnie przeżywa kryzys CitiGroup, której kapitalizacja spadła w ciągu niespełna roku z 164 mld dolarów do obecnych 40 mld. Jak będzie wyglądał przyszły rok? A kolejne dwa?

Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego uważa, że światowa gospodarka wyjdzie z kryzysu gospodarczego w przyszłym roku. Dodał jednak, że jest to odczucie Rady Banku – oczywiście oparte na analizach makroekonomicznych, ale jednak odczucie. Dlatego EBC deklaruje, że zrobi wszystko co jest konieczne, aby przywrócić zaufanie do sektora finansowego.

My w naszych rocznych prognozach patrzymy bardziej pesymistycznie niż zwykli to robić analitycy rynku – wyjaśnia Christian Tegllund Blaabjerg, główny strateg do spraw akcji Saxo Banku. Wierzymy też, że dla inwestora ważniejsze jest wzięcie pod uwagę mniej pewnego scenariusza, niż przewiduje rynek. Gdy rynek jest na granicy osiągnięcia najniższego poziomu, a chęć podejmowania ryzyka ciągle wydaje się bardziej odległa niż kiedykolwiek, mamy nadzieję, że będziemy pierwszym głosem optymizmu, który domagać się będzie czegoś więcej.

Blaabjerg dodaje jednak, że „ćwiczenie to jest bardziej oparte na przemyśleniach niż gotowym zestawem prognoz”.
Nie zakładamy, że szanse będą większe niż 50-50 dla wszystkich tych prognoz – mówi. Wierzymy jednak, że szanse, iż te prognozy się sprawdzą są wyższe niż obecnie zakłada rynek. W przeszłości 3 do 4 z 10 było trafione, mamy nadzieję, że następny rok przyniesie ich mniej.
wp.pl
Gazeta Bankowa | 19.01.2009 | 16:17

Gdy bank odmówi udzielenia kredytu

Banki coraz częściej odmawiają zawarcia umowy o kredyt, pomimo udzielenia wcześniejszych zapewnień odnośnie możliwości uzyskania środków finansowych przez przedsiębiorców, czy też osoby fizyczne.
W tej sytuacji rodzi się pytanie czy przedsiębiorcy albo osoby fizyczne mają prawne narzędzia, za pomocą których mogą uzyskać od banków obiecane wcześniej środki finansowe na pokrycie kosztów inwestycji oraz czy skutecznie mogą dochodzić naprawienia poniesionych szkód powstałych w wyniku zmiany decyzji banku?
Zdarzają się sytuacje, w których przedsiębiorcy czy też konsumenci otrzymują decyzję banku o odmowie zawarcia z nimi umowy kredytowej, pomimo że wcześniej ten sam bank zdecydował o przyznaniu kredytu. Tymczasem na podstawie wcześniejszych zapewnień otrzymania środków finansowych podmioty te rozpoczęły negocjacje warunków umowy ze sprzedającym nieruchomość lub co gorsza zawarli umowę przedwstępną i wpłacili zadatek albo zaliczkę, bądź rozpoczęli inwestycję. W takim przypadku zazwyczaj, przedsiębiorcy lub osoby fizyczne zdeterminowania rozpoczynają próby uzyskania obiecanych środków finansowych.

Promesa to deklaracja

Powstaje pytanie, na ile próby te okażą się skuteczne i czy można „zmusić” bank do udzielenia kredytu? Odpowiadając, należy zaznaczyć, że wszystko zależy od treści dokumentów, jakie otrzymał od banku potencjalny klient i jakie były zobowiązania banku. Z reguły na wstępie procedury udzielania kredytu bank udziela promesy kredytowej lub wydaje decyzję kredytową, na podstawie której klient może liczyć na zawarcie umowy. W praktyce zdarza się jednak, że co do zasady promesa albo decyzja kredytowa zawierają jedynie deklarację banku, w której jasno wskazuje się, że bank nie jest zobowiązany do zawarcia umowy kredytowej i może odmówić udzielania kredytu.

Treść dokumentu

W każdym więc przypadku klient powinien dokładnie zapoznać się z treścią dokumentu i ocenić czy bank zobowiązuje się do zawarcia umowy kredytu bez dodatkowych zastrzeżeń. Jeśli tak, to dokument taki może być podstawą dochodzenia zawarcia umowy nawet przed sądem. W praktyce jednak banki zabezpieczają swoje interesy, obwarowując takie dokumenty dodatkowymi zastrzeżeniami. Warto podnieść, że decyzja o udzieleniu kredytu, czy też jego odmowie jest indywidualną decyzją każdego z banków i nie jest on zobligowany do uzasadniania swoich decyzji.

Co nagle, to…

W obecnej sytuacji rynkowej można jedynie doradzać, by nie spieszyć się z zawieraniem umów przedwstępnych lub z wpłacaniem zadatku. W przypadku bowiem umowy przedwstępnej nie wywiązanie się z wynikających z niej obowiązków może skutkować albo koniecznością zapłaty odszkodowania albo zawarcia umowy przyrzeczonej (jeżeli umowa została zawarta w formie aktu notarialnego). Odnośnie do zadatku ważne jest, że w przypadku braku odmiennego zastrzeżenia umownego albo zwyczaju, zadatek dany przy zawarciu umowy ma to znaczenie, że w razie niewykonania umowy przez jedną ze stron druga strona może otrzymany zadatek zachować.

Gdy stracimy zadatek

W przypadku utraty przez klienta wpłaconego zadatku lub poniesienia innych szkód możliwość skutecznego dochodzenia odszkodowania od banku wydaje się ograniczona w związku z brakiem zobowiązaniowego charakteru decyzji kredytowych oraz zapisami regulaminowymi banków. To oczywiście wymaga w każdym przypadku indywidualnej analizy stanu faktycznego, podpisanych dokumentów przez klienta oraz analizy dokumentów banku m.in. regulaminów udzielania kredytów.

Opóźniona transza

Inaczej natomiast może wyglądać sytuacja, gdy bank opóźnia się z wypłatą transzy kredytu, a więc w przypadku, gdy umowa kredytowa została już zawarta. Wtedy, gdy opóźnienie z wypłat kolejnej raty z tytułu nabycia nieruchomości na rzecz dewelopera wynika z opóźnienia w wykonaniu zobowiązania banku wynikającego z umowy kredytowej, tj. z opóźnienia z wypłaty transzy kredytu, można domagać się od banku naprawienia szkody w postaci naliczonych przez dewelopera odsetek.

Sąd albo arbiter

Jeśli bank odmówi naprawienia szkody, pozostają dwie możliwości, albo wystąpić do sądu, albo do arbitra bankowego działającego przy Związku Banków Polskich. Z praktyki wynika, że samo takie wystąpienie może przyspieszyć działania banku. Pamiętać należy, że także i w tym przypadku trzeba analizować każdą sprawę indywidualnie, szczegółowo zapoznając się z zawartą umową oraz regulacjami obowiązującymi w danym banku.
wp.pl

Gdy bank odmówi udzielenia kredytu

Banki coraz częściej odmawiają zawarcia umowy o kredyt, pomimo udzielenia wcześniejszych zapewnień odnośnie możliwości uzyskania środków finansowych przez przedsiębiorców, czy też osoby fizyczne.
W tej sytuacji rodzi się pytanie czy przedsiębiorcy albo osoby fizyczne mają prawne narzędzia, za pomocą których mogą uzyskać od banków obiecane wcześniej środki finansowe na pokrycie kosztów inwestycji oraz czy skutecznie mogą dochodzić naprawienia poniesionych szkód powstałych w wyniku zmiany decyzji banku?
Zdarzają się sytuacje, w których przedsiębiorcy czy też konsumenci otrzymują decyzję banku o odmowie zawarcia z nimi umowy kredytowej, pomimo że wcześniej ten sam bank zdecydował o przyznaniu kredytu. Tymczasem na podstawie wcześniejszych zapewnień otrzymania środków finansowych podmioty te rozpoczęły negocjacje warunków umowy ze sprzedającym nieruchomość lub co gorsza zawarli umowę przedwstępną i wpłacili zadatek albo zaliczkę, bądź rozpoczęli inwestycję. W takim przypadku zazwyczaj, przedsiębiorcy lub osoby fizyczne zdeterminowania rozpoczynają próby uzyskania obiecanych środków finansowych.

Promesa to deklaracja

Powstaje pytanie, na ile próby te okażą się skuteczne i czy można „zmusić” bank do udzielenia kredytu? Odpowiadając, należy zaznaczyć, że wszystko zależy od treści dokumentów, jakie otrzymał od banku potencjalny klient i jakie były zobowiązania banku. Z reguły na wstępie procedury udzielania kredytu bank udziela promesy kredytowej lub wydaje decyzję kredytową, na podstawie której klient może liczyć na zawarcie umowy. W praktyce zdarza się jednak, że co do zasady promesa albo decyzja kredytowa zawierają jedynie deklarację banku, w której jasno wskazuje się, że bank nie jest zobowiązany do zawarcia umowy kredytowej i może odmówić udzielania kredytu.

Treść dokumentu

W każdym więc przypadku klient powinien dokładnie zapoznać się z treścią dokumentu i ocenić czy bank zobowiązuje się do zawarcia umowy kredytu bez dodatkowych zastrzeżeń. Jeśli tak, to dokument taki może być podstawą dochodzenia zawarcia umowy nawet przed sądem. W praktyce jednak banki zabezpieczają swoje interesy, obwarowując takie dokumenty dodatkowymi zastrzeżeniami. Warto podnieść, że decyzja o udzieleniu kredytu, czy też jego odmowie jest indywidualną decyzją każdego z banków i nie jest on zobligowany do uzasadniania swoich decyzji.

Co nagle, to…

W obecnej sytuacji rynkowej można jedynie doradzać, by nie spieszyć się z zawieraniem umów przedwstępnych lub z wpłacaniem zadatku. W przypadku bowiem umowy przedwstępnej nie wywiązanie się z wynikających z niej obowiązków może skutkować albo koniecznością zapłaty odszkodowania albo zawarcia umowy przyrzeczonej (jeżeli umowa została zawarta w formie aktu notarialnego). Odnośnie do zadatku ważne jest, że w przypadku braku odmiennego zastrzeżenia umownego albo zwyczaju, zadatek dany przy zawarciu umowy ma to znaczenie, że w razie niewykonania umowy przez jedną ze stron druga strona może otrzymany zadatek zachować.

Gdy stracimy zadatek

W przypadku utraty przez klienta wpłaconego zadatku lub poniesienia innych szkód możliwość skutecznego dochodzenia odszkodowania od banku wydaje się ograniczona w związku z brakiem zobowiązaniowego charakteru decyzji kredytowych oraz zapisami regulaminowymi banków. To oczywiście wymaga w każdym przypadku indywidualnej analizy stanu faktycznego, podpisanych dokumentów przez klienta oraz analizy dokumentów banku m.in. regulaminów udzielania kredytów.

Opóźniona transza

Inaczej natomiast może wyglądać sytuacja, gdy bank opóźnia się z wypłatą transzy kredytu, a więc w przypadku, gdy umowa kredytowa została już zawarta. Wtedy, gdy opóźnienie z wypłat kolejnej raty z tytułu nabycia nieruchomości na rzecz dewelopera wynika z opóźnienia w wykonaniu zobowiązania banku wynikającego z umowy kredytowej, tj. z opóźnienia z wypłaty transzy kredytu, można domagać się od banku naprawienia szkody w postaci naliczonych przez dewelopera odsetek.

Sąd albo arbiter

Jeśli bank odmówi naprawienia szkody, pozostają dwie możliwości, albo wystąpić do sądu, albo do arbitra bankowego działającego przy Związku Banków Polskich. Z praktyki wynika, że samo takie wystąpienie może przyspieszyć działania banku. Pamiętać należy, że także i w tym przypadku trzeba analizować każdą sprawę indywidualnie, szczegółowo zapoznając się z zawartą umową oraz regulacjami obowiązującymi w danym banku.
wp.pl

Co z tymi TBS-ami?

Możliwości realizacji potrzeb mieszkaniowych można podzielić na dwie zasadnicze formy: zakup mieszkania lub domu, oraz najem lokalu. Oprócz wynajęcia mieszkania w zasobach prywatnych, które jest najbardziej popularną formą, istnieje również możliwość wynajęcia mieszkań w zasobach Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Okazuje się jednak, że nie spełniają one przypisanej im roli.

Z założeń polityki mieszkaniowej państwa wynika, że mieszkania z zasobów TBS są przeznaczone dla osób, których dochody nie pozwalają na uzyskanie prawa własnościowego lokalu. Niektórym zdaje się nawet, że mieszkania społeczno-czynszowe przeznaczone są dla osób niezamożnych. Okazuje się jednak, że wymagania ustawowe w postaci chociażby opłaty kaucyjnej czy czynszu regulowanego na poziomie 4% wartości odtworzenia powodują, że program TBS adresowany jest do osób posiadających średnie dochody.

Skala budowania lokali mieszkalnych i ich eksploatacja na zasadzie wynajmu jest bardzo niewielka. Potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego. Według nich mieszkania w budynkach TBS-ów stanowiły w 2007 roku zaledwie 1 proc. zasobów mieszkaniowych w Polsce. Najwięcej mieszkań społeczno-czynszowych (2,5 proc.) znajdowało się w województwie zachodniopomorskim, najmniej (0,5 proc.) w województwach podkarpackim i świętokrzyskim.

Sytuacja, z jaką mamy do czynienia od kilku lat na polskim rynku nieruchomości mieszkaniowych, spowodowała, że tak chętnie kupowane mieszkania rynkowe, dla wielu osób stały się z czasem niedostępne. Dla wielu osób alternatywą jest więc wynajem rynkowego lokalu mieszkalnego, którego ceny w obliczu rosnącego popytu szybko wzrastają, w szczególności w dużych miastach. To w nich powinny rozwijać się TBS-y, rozszerzając tym samym ofertę mieszkaniową.

Okazuje się jednak, że rozwój tej formy realizacji potrzeb mieszkaniowych napotyka na różne bariery (m.in. brak środków do finansowania mieszkań, niedostateczna ilość uzbrojonych terenów i wysoka cena gruntów). Do tego dochodzą niedoprecyzowane przepisy, które pozwalają na głośny ostatnio proceder handlu lokalami TBS-ów, ograniczając w ten sposób dostęp do nich osobom, które czekają w kolejce od dłuższego czasu. Pomysł z mieszkaniami społeczno-czynszowymi bez wątpienia jest dobry, ale jak to często bywa, nie do końca przemyślany i dostosowany do polskich realiów. A pojawiające się kontrowersyjne informacje dodatkowo psują ogólny wizerunek Towarzystw Budownictwa Społecznego i zmniejszają zaufanie do nich.

Małgorzata Kędzierska

interia.pl

Co z tymi TBS-ami?

Możliwości realizacji potrzeb mieszkaniowych można podzielić na dwie zasadnicze formy: zakup mieszkania lub domu, oraz najem lokalu. Oprócz wynajęcia mieszkania w zasobach prywatnych, które jest najbardziej popularną formą, istnieje również możliwość wynajęcia mieszkań w zasobach Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Okazuje się jednak, że nie spełniają one przypisanej im roli.

Z założeń polityki mieszkaniowej państwa wynika, że mieszkania z zasobów TBS są przeznaczone dla osób, których dochody nie pozwalają na uzyskanie prawa własnościowego lokalu. Niektórym zdaje się nawet, że mieszkania społeczno-czynszowe przeznaczone są dla osób niezamożnych. Okazuje się jednak, że wymagania ustawowe w postaci chociażby opłaty kaucyjnej czy czynszu regulowanego na poziomie 4% wartości odtworzenia powodują, że program TBS adresowany jest do osób posiadających średnie dochody.

Skala budowania lokali mieszkalnych i ich eksploatacja na zasadzie wynajmu jest bardzo niewielka. Potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego. Według nich mieszkania w budynkach TBS-ów stanowiły w 2007 roku zaledwie 1 proc. zasobów mieszkaniowych w Polsce. Najwięcej mieszkań społeczno-czynszowych (2,5 proc.) znajdowało się w województwie zachodniopomorskim, najmniej (0,5 proc.) w województwach podkarpackim i świętokrzyskim.

Sytuacja, z jaką mamy do czynienia od kilku lat na polskim rynku nieruchomości mieszkaniowych, spowodowała, że tak chętnie kupowane mieszkania rynkowe, dla wielu osób stały się z czasem niedostępne. Dla wielu osób alternatywą jest więc wynajem rynkowego lokalu mieszkalnego, którego ceny w obliczu rosnącego popytu szybko wzrastają, w szczególności w dużych miastach. To w nich powinny rozwijać się TBS-y, rozszerzając tym samym ofertę mieszkaniową.

Okazuje się jednak, że rozwój tej formy realizacji potrzeb mieszkaniowych napotyka na różne bariery (m.in. brak środków do finansowania mieszkań, niedostateczna ilość uzbrojonych terenów i wysoka cena gruntów). Do tego dochodzą niedoprecyzowane przepisy, które pozwalają na głośny ostatnio proceder handlu lokalami TBS-ów, ograniczając w ten sposób dostęp do nich osobom, które czekają w kolejce od dłuższego czasu. Pomysł z mieszkaniami społeczno-czynszowymi bez wątpienia jest dobry, ale jak to często bywa, nie do końca przemyślany i dostosowany do polskich realiów. A pojawiające się kontrowersyjne informacje dodatkowo psują ogólny wizerunek Towarzystw Budownictwa Społecznego i zmniejszają zaufanie do nich.

Małgorzata Kędzierska

interia.pl

Nieruchomości - co nas czeka w 2009 roku?

O tym, że kryzys odcisnął swoje piętno na rynku nieruchomości, wiadomo. Rodzi się pytanie, czy w nadchodzących miesiącach nie będzie innego tematu poruszającego branżę deweloperów...
Ponieważ żyjemy w globalnej wiosce, kryzys w jednej branży bardzo często przenosi się na inne sektory rynku. Tak też było w przypadku nieruchomości. Kiedy zaczął się kryzys na rynkach finansowych, deweloperzy mocno zacisnęli pasa. Czy teraz, w roku 2009, ich branżę czekają nowe wyzwania, czy wciąż tematem przewodnim związanym z nieruchomościami będzie "kryzys"? Oto jak przedstawiciele rynku widzą rok 2009.
Piotr Drygas, dyrektor marketingu Nickel Development:

- Rok 2009 przyniesie zapewne weryfikację wśród deweloperów. Z rynku zejdą najprawdopodobniej firmy o strukturze globalnej - te będą miały problemy na tak dużej liczbie rynków, że będą musiały zmniejszyć i to często znacząco swój portfel inwestycji. Ponadto kłopoty mogą mieć małe firmy, które nie wytrzymają presji cenowej przy równoczesnych kłopotach z finansowaniem swoich inwestycji.

- Zapewne będziemy obserwować także zmiany w działaniach marketingowych firm - z jednej strony będzie można zauważyć zwiększenie budżetów reklamowych u dużych podmiotów, aby w czasach problemów jeszcze mocniej oddziaływać na potencjalnych klientów. Małe i średnie podmioty będą musiały obcinać budżety marketingowe i albo będą znikały z "rynku", staną się niewidoczne dla klientów, albo zmienią swoją mieszankę promocyjną i zaczną wykorzystywać inne narzędzia.

Matylda King, residential sales & business development director:

- Wielu klientów, nie mogąc pozwolić sobie na zakup mieszkania w 2008 roku, zostało zmuszonych do wstrzymania decyzji o zakupie lub znalezienia alternatywy, jaką może być pozostanie w obecnym mieszkaniu lub wynajem. Myślę, że w 2009 roku będziemy obserwować powrót i wzmocnienie sektora najmu nieruchomości mieszkaniowych. Ponadto wiele osób, które kupiły mieszkania przed kryzysem, może stanąć przed koniecznością pozbycia się ich z powodu wzrostu kosztów obsługi kredytów i rosnących cen walut, wskutek czego na rynku wtórnym pojawi się wiele ciekawych ofert.

- Rynek pierwotny już teraz oferuje wiele atrakcyjnych mieszkań w gotowych lub będących na wykończeniu inwestycjach. W dłuższej perspektywie można pozwolić sobie na umiarkowany optymizm w kwestii wzrostu sprzedaży i ponownej stabilizacji rynku. Decydujące znaczenie będzie miała jednak postawa banków i złagodzenie zasad przyznawania kredytów, jak i ich oprocentowanie.

Tomasz Bonecki-Duda, wiceprezes zarządu Hirny BD:

- W 2009 roku terminy zakończenia inwestycji będą opóźniane ze względu na brak środków finansowych i chęć skorzystania z niższych kosztów produkcji. Podaż mieszkań z rynku wtórnego jest duża, ale średnie ceny spadają bardzo powoli i to głównie za sprawą właścicieli, którzy nie mogą sobie pozwolić na wstrzymanie się ze sprzedażą. Obecnie średnio co drugi, a niedługo co czwarty klient z ubiegających się o kredyt, uzyskuje go w wysokości wnioskowanej na konkretne mieszkanie.

- Dzieje się tak ze względu na konieczność posiadania ok. 20 proc. wkładu własnego, wzrost raty kredytowej i zaostrzenie kryteriów dotyczących liczenia zdolności kredytowej klientów. Niedługo poziom płac i zatrudnienia zacznie silnie spadać ze względu na sytuację gospodarczą w kraju i za granicą. Czyli popyt na mieszkania będzie dalej spadał.

Monika Szymańska

interia.pl

Nieruchomości - co nas czeka w 2009 roku?

O tym, że kryzys odcisnął swoje piętno na rynku nieruchomości, wiadomo. Rodzi się pytanie, czy w nadchodzących miesiącach nie będzie innego tematu poruszającego branżę deweloperów...
Ponieważ żyjemy w globalnej wiosce, kryzys w jednej branży bardzo często przenosi się na inne sektory rynku. Tak też było w przypadku nieruchomości. Kiedy zaczął się kryzys na rynkach finansowych, deweloperzy mocno zacisnęli pasa. Czy teraz, w roku 2009, ich branżę czekają nowe wyzwania, czy wciąż tematem przewodnim związanym z nieruchomościami będzie "kryzys"? Oto jak przedstawiciele rynku widzą rok 2009.
Piotr Drygas, dyrektor marketingu Nickel Development:

- Rok 2009 przyniesie zapewne weryfikację wśród deweloperów. Z rynku zejdą najprawdopodobniej firmy o strukturze globalnej - te będą miały problemy na tak dużej liczbie rynków, że będą musiały zmniejszyć i to często znacząco swój portfel inwestycji. Ponadto kłopoty mogą mieć małe firmy, które nie wytrzymają presji cenowej przy równoczesnych kłopotach z finansowaniem swoich inwestycji.

- Zapewne będziemy obserwować także zmiany w działaniach marketingowych firm - z jednej strony będzie można zauważyć zwiększenie budżetów reklamowych u dużych podmiotów, aby w czasach problemów jeszcze mocniej oddziaływać na potencjalnych klientów. Małe i średnie podmioty będą musiały obcinać budżety marketingowe i albo będą znikały z "rynku", staną się niewidoczne dla klientów, albo zmienią swoją mieszankę promocyjną i zaczną wykorzystywać inne narzędzia.

Matylda King, residential sales & business development director:

- Wielu klientów, nie mogąc pozwolić sobie na zakup mieszkania w 2008 roku, zostało zmuszonych do wstrzymania decyzji o zakupie lub znalezienia alternatywy, jaką może być pozostanie w obecnym mieszkaniu lub wynajem. Myślę, że w 2009 roku będziemy obserwować powrót i wzmocnienie sektora najmu nieruchomości mieszkaniowych. Ponadto wiele osób, które kupiły mieszkania przed kryzysem, może stanąć przed koniecznością pozbycia się ich z powodu wzrostu kosztów obsługi kredytów i rosnących cen walut, wskutek czego na rynku wtórnym pojawi się wiele ciekawych ofert.

- Rynek pierwotny już teraz oferuje wiele atrakcyjnych mieszkań w gotowych lub będących na wykończeniu inwestycjach. W dłuższej perspektywie można pozwolić sobie na umiarkowany optymizm w kwestii wzrostu sprzedaży i ponownej stabilizacji rynku. Decydujące znaczenie będzie miała jednak postawa banków i złagodzenie zasad przyznawania kredytów, jak i ich oprocentowanie.

Tomasz Bonecki-Duda, wiceprezes zarządu Hirny BD:

- W 2009 roku terminy zakończenia inwestycji będą opóźniane ze względu na brak środków finansowych i chęć skorzystania z niższych kosztów produkcji. Podaż mieszkań z rynku wtórnego jest duża, ale średnie ceny spadają bardzo powoli i to głównie za sprawą właścicieli, którzy nie mogą sobie pozwolić na wstrzymanie się ze sprzedażą. Obecnie średnio co drugi, a niedługo co czwarty klient z ubiegających się o kredyt, uzyskuje go w wysokości wnioskowanej na konkretne mieszkanie.

- Dzieje się tak ze względu na konieczność posiadania ok. 20 proc. wkładu własnego, wzrost raty kredytowej i zaostrzenie kryteriów dotyczących liczenia zdolności kredytowej klientów. Niedługo poziom płac i zatrudnienia zacznie silnie spadać ze względu na sytuację gospodarczą w kraju i za granicą. Czyli popyt na mieszkania będzie dalej spadał.

Monika Szymańska

interia.pl

Większa galeria w Łomży

W najbliższą sobotę, 24 stycznia 2009r., o godz. 10.30 nastąpi otwarcie nowej części Galerii Stokrotka w Łomży.

Powiększona Galeria Stokrotka, to w sumie 6100m kw. powierzchni oraz 40 punktów handlowych, wśród których oferują swoje produkty lub usługi m.in. takie marki jak: Empik, CCC, Rossmann, Pepco, 5-10-15 oraz supermarket Stokrotka.

Otwarcie nowej części galerii uświetnią liczne promocje i wyprzedaże. W tym dniu nie może też zabraknąć atrakcji przygotowanych z myślą o najmłodszych, takich jak: dmuchane zjeżdżalnie, malowanie włosów, twarzy oraz wiele innych zabaw i konkursów.

interia.pl

Większa galeria w Łomży

W najbliższą sobotę, 24 stycznia 2009r., o godz. 10.30 nastąpi otwarcie nowej części Galerii Stokrotka w Łomży.

Powiększona Galeria Stokrotka, to w sumie 6100m kw. powierzchni oraz 40 punktów handlowych, wśród których oferują swoje produkty lub usługi m.in. takie marki jak: Empik, CCC, Rossmann, Pepco, 5-10-15 oraz supermarket Stokrotka.

Otwarcie nowej części galerii uświetnią liczne promocje i wyprzedaże. W tym dniu nie może też zabraknąć atrakcji przygotowanych z myślą o najmłodszych, takich jak: dmuchane zjeżdżalnie, malowanie włosów, twarzy oraz wiele innych zabaw i konkursów.

interia.pl

Rząd dopłaci 30 proc. do raty kredytu?

W sytuacji kryzysowej trzeba szukać niestandardowych rozwiązań dla lepszego funkcjonowania naszej gospodarki - uważa wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak.

Jak powiedział w czwartek wieczorem PAP Pawlak, "w rządzie trwają rozmowy nad działaniami niestandardowymi, które tworzą lepsze warunki do funkcjonowania gospodarki w sytuacji kryzysowej".

Wicepremier powołał się na rozwiązania z rynku amerykańskiego. - Jednym z ciekawych pomysłów do rozważenia przy problemach ze spłatą kredytów hipotecznych jest przykład amerykański. Pomoc np. w wysokości 30 proc. raty może się okazać dla konsumenta wybawieniem z kłopotów, a równocześnie nie prowadzi do problemów banku - powiedział.

Zaznaczył, że są to jednak jeszcze pomysły i muszą zostać przedyskutowane z przedstawicielami pozostałych resortów.

W ocenie prezesa Związku Banków Polskich (ZBP) Krzysztofa Pietraszkiewicza, tego typu rozwiązania są i były stosowane, szczególnie przejściowo, w okresach kryzysowych.

- One naprawdę są godne rozważenia, dlatego że nie ma jakiegoś zasadniczego powodu, by nie udzielić okresowo wsparcia, jeśli byłoby one potrzebne i uzasadnione wobec powstałej sytuacji - powiedział. Jak podkreślił, ewentualne koszty zaniechania takich działań wydają się być potencjalnie znacznie większe, niż koszty poniesione przy takim rozwiązaniu.

Główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacek Bielecki ocenił, że taki pomysł, by państwo pomagało w spłacie kredytów mieszkaniowych, jest godny rozważenia. Według niego rynek mieszkaniowy nie poradzi sobie bez pomocy państwa. Jednak takie rozwiązanie mogłoby wpłynąć negatywnie na zdolność kredytową klientów.

Według obliczeń Związku, zahamowanie nowych inwestycji budowlanych w mieszkalnictwie spowoduje zmniejszenie wartości PKB w najbliższych latach o 30 mld zł. - Jeżeli szybko nie zadziałamy i nie przeciwstawimy się tendencji znaczącej redukcji produkcji, to będzie kłopot gospodarczy i podatkowy - ocenił Bielecki.

W USA proponuje się, by w ramach programu ratunkowego dla gospodarki część środków przeznaczyć na dopłaty do kredytów mieszkaniowych.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Rząd dopłaci 30 proc. do raty kredytu?

W sytuacji kryzysowej trzeba szukać niestandardowych rozwiązań dla lepszego funkcjonowania naszej gospodarki - uważa wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak.

Jak powiedział w czwartek wieczorem PAP Pawlak, "w rządzie trwają rozmowy nad działaniami niestandardowymi, które tworzą lepsze warunki do funkcjonowania gospodarki w sytuacji kryzysowej".

Wicepremier powołał się na rozwiązania z rynku amerykańskiego. - Jednym z ciekawych pomysłów do rozważenia przy problemach ze spłatą kredytów hipotecznych jest przykład amerykański. Pomoc np. w wysokości 30 proc. raty może się okazać dla konsumenta wybawieniem z kłopotów, a równocześnie nie prowadzi do problemów banku - powiedział.

Zaznaczył, że są to jednak jeszcze pomysły i muszą zostać przedyskutowane z przedstawicielami pozostałych resortów.

W ocenie prezesa Związku Banków Polskich (ZBP) Krzysztofa Pietraszkiewicza, tego typu rozwiązania są i były stosowane, szczególnie przejściowo, w okresach kryzysowych.

- One naprawdę są godne rozważenia, dlatego że nie ma jakiegoś zasadniczego powodu, by nie udzielić okresowo wsparcia, jeśli byłoby one potrzebne i uzasadnione wobec powstałej sytuacji - powiedział. Jak podkreślił, ewentualne koszty zaniechania takich działań wydają się być potencjalnie znacznie większe, niż koszty poniesione przy takim rozwiązaniu.

Główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich Jacek Bielecki ocenił, że taki pomysł, by państwo pomagało w spłacie kredytów mieszkaniowych, jest godny rozważenia. Według niego rynek mieszkaniowy nie poradzi sobie bez pomocy państwa. Jednak takie rozwiązanie mogłoby wpłynąć negatywnie na zdolność kredytową klientów.

Według obliczeń Związku, zahamowanie nowych inwestycji budowlanych w mieszkalnictwie spowoduje zmniejszenie wartości PKB w najbliższych latach o 30 mld zł. - Jeżeli szybko nie zadziałamy i nie przeciwstawimy się tendencji znaczącej redukcji produkcji, to będzie kłopot gospodarczy i podatkowy - ocenił Bielecki.

W USA proponuje się, by w ramach programu ratunkowego dla gospodarki część środków przeznaczyć na dopłaty do kredytów mieszkaniowych.

źródło informacji: PAP/interia.pl

Na Wyspach skończyły się żarty

- Wygląda na to że nasz system bankowy trzeba ułożyć od nowa, a nie pompować kolejne miliardy w niesprawny mechanizm - twierdzi Lord Turner, który kieruje brytyjskim nadzorem finansowym (FSA). Na Wyspach nie brakuje głosów, by najbardziej zadłużonym bankom pozwolić upaść, bo w przeciwnym razie upadnie całe państwo - donosi dzisiejszy "Dziennik"

Czy Wielka Brytania popłynie jak Islandia?

- Jeśli mam być szczery, to radze uciekać z pieniędzmi jak najdalej od Wielkiej Brytanii. Ja przynajmniej na miejscu każdego rozsądnego inwestora sprzedałbym wszystkie funty, jakie mu jeszcze pozostały - przestrzega Jim Rogers jr, amerykański inwestor i komentator finansowy, współtwórca imperium finansowego George'a Sorosa.

Produkt krajowy brutto Wielkiej Brytanii spadł w IV kwartale 2008 r. o 1,5 proc. kwartał do kwartału - wynika ze wstępnych wyliczeń Biura Narodowego Statystycznego. Ostatnio brytyjska gospodarka skurczyła się przez kolejne dwa kwartały w 1980 roku. Analitycy spodziewali się spadku o 1,2 proc. W III kwartale PKB spadł kwartał do kwartału o 0,6 proc.

- Jesteśmy w głębokiej recesji - mówi David Tinsley, ekonomista National Australia Bank w Londynie, były bankowiec Banku Anglii. Rok do roku PKB spadł w IV kwartale 2008 roku o 1,8 proc. wobec spodziewanego przez analityków spadku o 1,4 proc.

źródło informacji: INTERIA.PL/Dziennik

Na Wyspach skończyły się żarty

- Wygląda na to że nasz system bankowy trzeba ułożyć od nowa, a nie pompować kolejne miliardy w niesprawny mechanizm - twierdzi Lord Turner, który kieruje brytyjskim nadzorem finansowym (FSA). Na Wyspach nie brakuje głosów, by najbardziej zadłużonym bankom pozwolić upaść, bo w przeciwnym razie upadnie całe państwo - donosi dzisiejszy "Dziennik"

Czy Wielka Brytania popłynie jak Islandia?

- Jeśli mam być szczery, to radze uciekać z pieniędzmi jak najdalej od Wielkiej Brytanii. Ja przynajmniej na miejscu każdego rozsądnego inwestora sprzedałbym wszystkie funty, jakie mu jeszcze pozostały - przestrzega Jim Rogers jr, amerykański inwestor i komentator finansowy, współtwórca imperium finansowego George'a Sorosa.

Produkt krajowy brutto Wielkiej Brytanii spadł w IV kwartale 2008 r. o 1,5 proc. kwartał do kwartału - wynika ze wstępnych wyliczeń Biura Narodowego Statystycznego. Ostatnio brytyjska gospodarka skurczyła się przez kolejne dwa kwartały w 1980 roku. Analitycy spodziewali się spadku o 1,2 proc. W III kwartale PKB spadł kwartał do kwartału o 0,6 proc.

- Jesteśmy w głębokiej recesji - mówi David Tinsley, ekonomista National Australia Bank w Londynie, były bankowiec Banku Anglii. Rok do roku PKB spadł w IV kwartale 2008 roku o 1,8 proc. wobec spodziewanego przez analityków spadku o 1,4 proc.

źródło informacji: INTERIA.PL/Dziennik

Wiadomości walutowe

Słaby sentyment globalny może osłabić PLN w stronę 4,40/euro
Słabszy sentyment na globalnych rynkach może osłabić złotego w stronę 4,40/euro. Na rynku obligacji, po ostatniej korekcie, możliwa stabilizacja.
"Dziś w centrum uwagi inwestorów i kluczowa z punktu widzenia sentymentu rynkowego będzie publikacja wyników General Electric traktowanego jako barometr amerykańskiej gospodarki. Rynki zwrócą też uwagę na styczniowy wskaźnik PMI w przetwórstwie dla strefy euro. W przypadku prawdopodobnej kontynuacji słabych nastrojów na światowych parkietach możemy dziś zobaczyć dalsze osłabienie walut regionu, w tym złotego, powyżej poziomu 4,40/euro" - napisali analitycy Banku BPH w porannej nocie.

Na długu po korekcyjnym wzroście rentowności, możliwa stabilizacja.

"Po znaczącej korekcie na krajowym rynku długu wczoraj i silnych wzrostach rentowności, przy jednocześnie zbliżającej się wielkimi krokami decyzji RPP, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na dzisiejszą sesję jest stabilizacja" - uważają analitycy Banku BPH.

       piątek   czwartek  czwartek 
9.25 16.30 9.00

EUR/PLN 4,3884 4,3561 4,3014
USD/PLN 3,4183 3,3630 3,3065
EUR/USD 1,2831 1,2980 1,3001

OK0711 4,80 4,75 4,69
PS0414 5,04 5,17 4,90
DS1019 5,67 5,65 5,13

onet.pl (PAP, tm/ 23.01.2009, godz. 10:18)

Wiadomości walutowe

Słaby sentyment globalny może osłabić PLN w stronę 4,40/euro
Słabszy sentyment na globalnych rynkach może osłabić złotego w stronę 4,40/euro. Na rynku obligacji, po ostatniej korekcie, możliwa stabilizacja.
"Dziś w centrum uwagi inwestorów i kluczowa z punktu widzenia sentymentu rynkowego będzie publikacja wyników General Electric traktowanego jako barometr amerykańskiej gospodarki. Rynki zwrócą też uwagę na styczniowy wskaźnik PMI w przetwórstwie dla strefy euro. W przypadku prawdopodobnej kontynuacji słabych nastrojów na światowych parkietach możemy dziś zobaczyć dalsze osłabienie walut regionu, w tym złotego, powyżej poziomu 4,40/euro" - napisali analitycy Banku BPH w porannej nocie.

Na długu po korekcyjnym wzroście rentowności, możliwa stabilizacja.

"Po znaczącej korekcie na krajowym rynku długu wczoraj i silnych wzrostach rentowności, przy jednocześnie zbliżającej się wielkimi krokami decyzji RPP, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na dzisiejszą sesję jest stabilizacja" - uważają analitycy Banku BPH.

       piątek   czwartek  czwartek 
9.25 16.30 9.00

EUR/PLN 4,3884 4,3561 4,3014
USD/PLN 3,4183 3,3630 3,3065
EUR/USD 1,2831 1,2980 1,3001

OK0711 4,80 4,75 4,69
PS0414 5,04 5,17 4,90
DS1019 5,67 5,65 5,13

onet.pl (PAP, tm/ 23.01.2009, godz. 10:18)

Kryzys dobił indywidualne konta emerytalne

Tylko trzy kobiety w Polsce złożyły wnioski do ZUS o ustalenie wysokości nowej emerytury z dwóch filarów łącznie. Wysokość pierwszych wypłat tych świadczeń nie jest jeszcze znana. Eksperci ubezpieczeniowi ostrzegają, że 60-letnia kobieta przechodząca na nową emeryturę otrzyma zaledwie 43 proc. ostatniego wynagrodzenia. Dlatego osoby otrzymujące wypłaty z nowego systemu powinny dodatkowo oszczędzać w III filarze. Jednak nie robią tego.
Według najnowszej analizy przygotowanej przez Instytut Studiów Podatkowych Modzelewskiego i Wspólnicy średnia roczna wpłata na ubezpieczenie w III filarze wynosi około 1,7 tys. zł. Ci, którzy w przeszłości założyli takie rachunki, likwidują je. Jak udało się nam ustalić, w ubiegłym roku ponad 120 tys. osób wycofało środki z indywidualnych kont emerytalnych. Dlatego eksperci ubezpieczeniowi proponują ujednolicenie zasad odliczeń od podatku obowiązkowych i dobrowolnych składek na przyszłe emerytury.

Kulawe filary

Reforma emerytalna zakłada, że osoby oszczędzające na nowe emerytury będą gromadzić środki w trzech filarach. Dwa pierwsze, w ZUS i OFE, są obowiązkowe dla osób urodzonych po 1968 roku. Z kolei w III filarze miały być gromadzone dodatkowe środki pozwalające znacznie powiększyć wysokość przyszłego świadczenia.

– W Polsce III filar praktycznie nie istnieje. Tylko I filar, czyli ZUS, w 100 proc. spełnia swoją rolę – mówi Wojciech Nagel, członek rady nadzorczej ZUS.

Według Krzysztofa Patera, byłego ministra polityki społecznej, który doprowadził do uchwalenia ustawy umożliwiającej zakładanie indywidualnych kont emerytalnych, to właśnie kryzys gospodarczy spowodował ograniczenie zaufania do instytucji finansowych.

– Każdego dnia Polacy widzieli, jak spadają indeksy giełdowe, co oznaczało, że zmniejszała się wartość ich oszczędności gromadzonych w OFE. Dlatego część osób wycofała środki z IKE – mówi Krzysztof Pater.

Zwraca on także uwagę, że zamożni Polacy, którzy mają wolne środki, nie decydują się na oszczędzanie w III filarze, ale zakładają lokaty bankowe. Według Pawła Pelca, wiceprzewodniczącego Stowarzyszenia Rynku Kapitałowego UNFE, taka sytuacja jest bardzo niekorzystna dla rozwoju rynku dodatkowych ubezpieczeń emerytalnych. Także Ewa Lewicka, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, zwraca uwagę, że w Polsce zbyt mało osób dobrowolnie oszczędza na przyszłe emerytury. Szczególnie do tego trzeba zachęcać osoby średniozamożne.

Ile otrzyma miesięcznie 65-letnia osoba, która dodatkowo odłożyła na przyszłą emeryturę 300 tys. złotych? W jakiej wysokości powinna być maksymalna podstawa wymiaru ulgi podatkowej – by zachęcić do oszczędzania na przyszłą emeryturę? W jakim celu powołano Komitetu Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej RAZEM?

Więcej: Gazeta Prawna 23.01.2009 (16) - str.5

Bożena Wiktorowska

Kryzys dobił indywidualne konta emerytalne

Tylko trzy kobiety w Polsce złożyły wnioski do ZUS o ustalenie wysokości nowej emerytury z dwóch filarów łącznie. Wysokość pierwszych wypłat tych świadczeń nie jest jeszcze znana. Eksperci ubezpieczeniowi ostrzegają, że 60-letnia kobieta przechodząca na nową emeryturę otrzyma zaledwie 43 proc. ostatniego wynagrodzenia. Dlatego osoby otrzymujące wypłaty z nowego systemu powinny dodatkowo oszczędzać w III filarze. Jednak nie robią tego.
Według najnowszej analizy przygotowanej przez Instytut Studiów Podatkowych Modzelewskiego i Wspólnicy średnia roczna wpłata na ubezpieczenie w III filarze wynosi około 1,7 tys. zł. Ci, którzy w przeszłości założyli takie rachunki, likwidują je. Jak udało się nam ustalić, w ubiegłym roku ponad 120 tys. osób wycofało środki z indywidualnych kont emerytalnych. Dlatego eksperci ubezpieczeniowi proponują ujednolicenie zasad odliczeń od podatku obowiązkowych i dobrowolnych składek na przyszłe emerytury.

Kulawe filary

Reforma emerytalna zakłada, że osoby oszczędzające na nowe emerytury będą gromadzić środki w trzech filarach. Dwa pierwsze, w ZUS i OFE, są obowiązkowe dla osób urodzonych po 1968 roku. Z kolei w III filarze miały być gromadzone dodatkowe środki pozwalające znacznie powiększyć wysokość przyszłego świadczenia.

– W Polsce III filar praktycznie nie istnieje. Tylko I filar, czyli ZUS, w 100 proc. spełnia swoją rolę – mówi Wojciech Nagel, członek rady nadzorczej ZUS.

Według Krzysztofa Patera, byłego ministra polityki społecznej, który doprowadził do uchwalenia ustawy umożliwiającej zakładanie indywidualnych kont emerytalnych, to właśnie kryzys gospodarczy spowodował ograniczenie zaufania do instytucji finansowych.

– Każdego dnia Polacy widzieli, jak spadają indeksy giełdowe, co oznaczało, że zmniejszała się wartość ich oszczędności gromadzonych w OFE. Dlatego część osób wycofała środki z IKE – mówi Krzysztof Pater.

Zwraca on także uwagę, że zamożni Polacy, którzy mają wolne środki, nie decydują się na oszczędzanie w III filarze, ale zakładają lokaty bankowe. Według Pawła Pelca, wiceprzewodniczącego Stowarzyszenia Rynku Kapitałowego UNFE, taka sytuacja jest bardzo niekorzystna dla rozwoju rynku dodatkowych ubezpieczeń emerytalnych. Także Ewa Lewicka, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, zwraca uwagę, że w Polsce zbyt mało osób dobrowolnie oszczędza na przyszłe emerytury. Szczególnie do tego trzeba zachęcać osoby średniozamożne.

Ile otrzyma miesięcznie 65-letnia osoba, która dodatkowo odłożyła na przyszłą emeryturę 300 tys. złotych? W jakiej wysokości powinna być maksymalna podstawa wymiaru ulgi podatkowej – by zachęcić do oszczędzania na przyszłą emeryturę? W jakim celu powołano Komitetu Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej RAZEM?

Więcej: Gazeta Prawna 23.01.2009 (16) - str.5

Bożena Wiktorowska

Rząd uratuje zagrożone instytucje finansowe

Resort finansów wie już, jak ratować polskie instytucje finansowe na wypadek, gdyby groziły im poważne kłopoty z wypłacalnością, a nawet bankructwo. Dziennik "Polska" dotarł do założeń projektu ustawy o pomocy dla zagrożonych instytucji finansowych.
Zakłada on, że Skarb Państwa będzie mógł zasilić pieniędzmi: bank, fundusz inwestycyjny, dom maklerski lub ubezpieczyciela, jeśli będzie im grozić utrata płynności czy też całkowita niewypłacalność. Jednakże instytucja sama będzie musiała poprosić o pieniądze. Nie ma mowy o przymusowej nacjonalizacji całkowitej czy też częściowej.

Gazeta dodaje, że ustawa przewiduje również, że Skarb Państwa udzieli gwarancji dofinansowania instytucji, jednakże w zamian obejmie akcje lub udziały w przedsiębiorstwie. Państwo odsprzeda je, gdy kondycja firmy się poprawi. Pieniądze na wsparcie instytucji będą pochodzić z budżetu państwa.

"Polska" pisze, że projekt trafi do Sejmu w przyszłym tygodniu. Jest bardzo prawdopodobne, że ustawa wejdzie w życie jeszcze w pierwszej połowie roku - mówi gazecie Szymon Milczanowski z gabinetu ministra finansów Jacka Rostowskiego.
wp.pl IAR  23.01.2009  02:50

Rząd uratuje zagrożone instytucje finansowe

Resort finansów wie już, jak ratować polskie instytucje finansowe na wypadek, gdyby groziły im poważne kłopoty z wypłacalnością, a nawet bankructwo. Dziennik "Polska" dotarł do założeń projektu ustawy o pomocy dla zagrożonych instytucji finansowych.
Zakłada on, że Skarb Państwa będzie mógł zasilić pieniędzmi: bank, fundusz inwestycyjny, dom maklerski lub ubezpieczyciela, jeśli będzie im grozić utrata płynności czy też całkowita niewypłacalność. Jednakże instytucja sama będzie musiała poprosić o pieniądze. Nie ma mowy o przymusowej nacjonalizacji całkowitej czy też częściowej.

Gazeta dodaje, że ustawa przewiduje również, że Skarb Państwa udzieli gwarancji dofinansowania instytucji, jednakże w zamian obejmie akcje lub udziały w przedsiębiorstwie. Państwo odsprzeda je, gdy kondycja firmy się poprawi. Pieniądze na wsparcie instytucji będą pochodzić z budżetu państwa.

"Polska" pisze, że projekt trafi do Sejmu w przyszłym tygodniu. Jest bardzo prawdopodobne, że ustawa wejdzie w życie jeszcze w pierwszej połowie roku - mówi gazecie Szymon Milczanowski z gabinetu ministra finansów Jacka Rostowskiego.
wp.pl IAR  23.01.2009  02:50

Nowe rekordy słabości złotego

Dalszy wzrost awersji do ryzyka na globalnych rynkach i spadek kursu EUR/USD, negatywnie odbija się w piątek rano na notowaniach złotego.
O godzinie 9:40 kurs USD/PLN testował poziom 3,4162 zł, rosnąc o 6,1 grosza. Dziś za dolara trzeba było już zapłacić 3,4266 zł. To najwyższy poziom od listopada 2005 roku. Kurs EUR/PLN zyskiwał natomiast 2,4 grosza, testując poziom 4,3887 zł. Dzisiejsze maksimum tej pary to 4,3960 zł. Ostatnio tak drogie euro było w połowie 2004 roku.

Przecena złotego nie jest wydarzeniem odosobnionym. Mocno na wartości tracą również inne waluty regionu. Jakkolwiek w wielu przypadkach można już mówić o silnym krótkoterminowym wyprzedaniu, to do momentu zdecydowanej poprawy klimatu inwestycyjnego na świecie, szanse na silniejszą, trwającą kilka dni realizację zysków, są niewielkie.

Sytuacja techniczna na wykresach polskich par w sposób jednoznacznych wskazuje na przewagę strony popytowej. Kurs EUR/PLN, po przełamaniu szczytu z kwietnia 2005 roku (4,2901) ma otwarta drogę do dalszych wzrostów. Brak jest bowiem blisko zlokalizowanych silnych oporów. Taką najbliższą barierą, ale jedynie o psychologicznym znaczeniu, jest poziom 4,50 zł.

Na wykresie USD/PLN najbliższym oporem jest poziom 3,4424 zł. Tworzy go szczyt z listopada 2005 roku. Siła trendu wzrostowego na tej parze powoduje jednak, że jego obrona stoi pod dużym znakiem zapytania.

Marcin R. Kiepas
X-Trade Brokers DM S.A.

wp.pl

Nowe rekordy słabości złotego

Dalszy wzrost awersji do ryzyka na globalnych rynkach i spadek kursu EUR/USD, negatywnie odbija się w piątek rano na notowaniach złotego.
O godzinie 9:40 kurs USD/PLN testował poziom 3,4162 zł, rosnąc o 6,1 grosza. Dziś za dolara trzeba było już zapłacić 3,4266 zł. To najwyższy poziom od listopada 2005 roku. Kurs EUR/PLN zyskiwał natomiast 2,4 grosza, testując poziom 4,3887 zł. Dzisiejsze maksimum tej pary to 4,3960 zł. Ostatnio tak drogie euro było w połowie 2004 roku.

Przecena złotego nie jest wydarzeniem odosobnionym. Mocno na wartości tracą również inne waluty regionu. Jakkolwiek w wielu przypadkach można już mówić o silnym krótkoterminowym wyprzedaniu, to do momentu zdecydowanej poprawy klimatu inwestycyjnego na świecie, szanse na silniejszą, trwającą kilka dni realizację zysków, są niewielkie.

Sytuacja techniczna na wykresach polskich par w sposób jednoznacznych wskazuje na przewagę strony popytowej. Kurs EUR/PLN, po przełamaniu szczytu z kwietnia 2005 roku (4,2901) ma otwarta drogę do dalszych wzrostów. Brak jest bowiem blisko zlokalizowanych silnych oporów. Taką najbliższą barierą, ale jedynie o psychologicznym znaczeniu, jest poziom 4,50 zł.

Na wykresie USD/PLN najbliższym oporem jest poziom 3,4424 zł. Tworzy go szczyt z listopada 2005 roku. Siła trendu wzrostowego na tej parze powoduje jednak, że jego obrona stoi pod dużym znakiem zapytania.

Marcin R. Kiepas
X-Trade Brokers DM S.A.

wp.pl

Od drogiego franka nie ma ucieczki

Frank szwajcarski w środę na rynku walutowym kosztował aż 2,93 zł. I to najprawdopodobniej nie koniec słabnięcia złotego. Spodziewam się, że w ciągu najbliższych kilku tygodni frank szwajcarski może przebić poziom 3 złotych - mówi Marek Rogalski, główny analityk domu maklerskiego First International traders.
Wielu klientów, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich, już teraz płaci ponad 3 zł za franka. Mimo to przewalutowanie kredytu frankowego na złotowy nie kalkuluje się; za to opłacalna może być operacja odwrotna.

Polacy, mający dziś kredyty frankowe w DomBanku, spłacają raty po kursie 3,02 zł ,w ING - 3,01 zł, Kredyt Banku - 3,0 zł. Wyższe kursy wynikają z tzw. spreadów. To różnica pomiędzy kursem waluty, po którym bank ją kupuje, a ceną, po której sprzedaje ją klientowi.

Jak sprawdziliśmy, banki doliczają sobie wyższą prowizję niż kantory. W efekcie podnoszą koszt całego kredytu o około 4-6 proc.

Wzrost rat, wynikający ze słabnącego złotego, rekompensuje spadek oprocentowania kredytów. A on z kolei jest skutkiem obniżki stóp procentowych w Szwajcarii, które sprowadziły stawkę LIBOR z poziomu 2,8 w październiku do ok. 0,8 proc. obecnie.

Osłabienie złotego znacznie podwyższyło jednak samą wartość zadłużenia. Osoba, która jesienią zaciągnęła zobowiązanie w wysokości 300 tys. zł we frankach po kursie 2,50 zł, dostała 120 tys. franków kredytu. Teraz saldo zadłużenia przy kursie 3 zł wzrosło do 360 tys. zł. Czyli do spłacenia jest o 60 tys. zł więcej niż w ubiegłym roku.

Dlatego przewalutowanie kredytu z franków na złote - np. w obawie przed słabnącym złotym - jest dzisiaj nieopłacalne. Klient musiałby bowiem zaakceptować wyższą kwotę kredytu, a więc w praktyce kilkudziesięciotysięczną stratę.

Zdaniem analityków niektórzy właściciele kredytów w złotych mogą za to pomyśleć teraz o przewalutowaniu na franki szwajcarskie. Jeśli np. mamy kredyt w wysokości 300 tys. zł, to po przejścu na szwajcarską walutę jego kwota będzie wynosiła 100 tys. franków ( licząc po kursie 3 zł). Jeśli frank spadnie do 2,5 zł (kurs z października 2008 r.), to dług spadnie do 250 tys. zł. Klient na tej prostej operacji zyska 50 tys. zł.

Problem polega na tym, że przewalutowanie nie jest łatwe. Oznacza to w praktyce, że klient zamyka stary kredyt i uruchamia nowy. A to wiąże się z koniecznością ponownego badania zdolności kredytowej już na zaostrzonych warunkach. Np. w BZ WBK min. dochód to 10 tys. zł netto, a w DB 12 tys. zł - tłumaczy Mateusz Ostrowski, analityk z firmy doradczej Open Finance. Do tego dojdzie ponowna wycena nieruchomości i wyższe marże. A te w przypadku nowych kredytów we frankach są dziś wyższe niż jeszcze rok temu i sięgają ponad 4 proc.

Dlatego trzeba wszystko bardzo dokładnie policzyć. Najogólniej mówiąc, przewalutowanie się opłaca osobom, które wynegocjują marże poniżej 3,5 proc.

Pocieszające dla posiadaczy kredytów we frankach może być to, że ich raty są cały czas mniejsze niż kredytów w złotych. A im wcześniej zaciągali zobowiązania, tym lepiej.

Osoba, która wzięła kredyt frankowy na początku 2006 roku, zapłaciłaby dzisiaj ratę taką jak w złotych, gdyby frank był po 4,15 zł.

Osobom, które zaciągnęły kredyty frankowe rok temu, raty przestaną się opłacać przy kursie 3,75 zł. Pomino wzrostu rat kredytobiorcy mają więc jeszcze pewien margines spokoju.

Łukasz Pałka, Beata Tomaszkiewicz
POLSKA Dziennik Zachodni
wp.pl

Od drogiego franka nie ma ucieczki

Frank szwajcarski w środę na rynku walutowym kosztował aż 2,93 zł. I to najprawdopodobniej nie koniec słabnięcia złotego. Spodziewam się, że w ciągu najbliższych kilku tygodni frank szwajcarski może przebić poziom 3 złotych - mówi Marek Rogalski, główny analityk domu maklerskiego First International traders.
Wielu klientów, którzy zaciągnęli kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich, już teraz płaci ponad 3 zł za franka. Mimo to przewalutowanie kredytu frankowego na złotowy nie kalkuluje się; za to opłacalna może być operacja odwrotna.

Polacy, mający dziś kredyty frankowe w DomBanku, spłacają raty po kursie 3,02 zł ,w ING - 3,01 zł, Kredyt Banku - 3,0 zł. Wyższe kursy wynikają z tzw. spreadów. To różnica pomiędzy kursem waluty, po którym bank ją kupuje, a ceną, po której sprzedaje ją klientowi.

Jak sprawdziliśmy, banki doliczają sobie wyższą prowizję niż kantory. W efekcie podnoszą koszt całego kredytu o około 4-6 proc.

Wzrost rat, wynikający ze słabnącego złotego, rekompensuje spadek oprocentowania kredytów. A on z kolei jest skutkiem obniżki stóp procentowych w Szwajcarii, które sprowadziły stawkę LIBOR z poziomu 2,8 w październiku do ok. 0,8 proc. obecnie.

Osłabienie złotego znacznie podwyższyło jednak samą wartość zadłużenia. Osoba, która jesienią zaciągnęła zobowiązanie w wysokości 300 tys. zł we frankach po kursie 2,50 zł, dostała 120 tys. franków kredytu. Teraz saldo zadłużenia przy kursie 3 zł wzrosło do 360 tys. zł. Czyli do spłacenia jest o 60 tys. zł więcej niż w ubiegłym roku.

Dlatego przewalutowanie kredytu z franków na złote - np. w obawie przed słabnącym złotym - jest dzisiaj nieopłacalne. Klient musiałby bowiem zaakceptować wyższą kwotę kredytu, a więc w praktyce kilkudziesięciotysięczną stratę.

Zdaniem analityków niektórzy właściciele kredytów w złotych mogą za to pomyśleć teraz o przewalutowaniu na franki szwajcarskie. Jeśli np. mamy kredyt w wysokości 300 tys. zł, to po przejścu na szwajcarską walutę jego kwota będzie wynosiła 100 tys. franków ( licząc po kursie 3 zł). Jeśli frank spadnie do 2,5 zł (kurs z października 2008 r.), to dług spadnie do 250 tys. zł. Klient na tej prostej operacji zyska 50 tys. zł.

Problem polega na tym, że przewalutowanie nie jest łatwe. Oznacza to w praktyce, że klient zamyka stary kredyt i uruchamia nowy. A to wiąże się z koniecznością ponownego badania zdolności kredytowej już na zaostrzonych warunkach. Np. w BZ WBK min. dochód to 10 tys. zł netto, a w DB 12 tys. zł - tłumaczy Mateusz Ostrowski, analityk z firmy doradczej Open Finance. Do tego dojdzie ponowna wycena nieruchomości i wyższe marże. A te w przypadku nowych kredytów we frankach są dziś wyższe niż jeszcze rok temu i sięgają ponad 4 proc.

Dlatego trzeba wszystko bardzo dokładnie policzyć. Najogólniej mówiąc, przewalutowanie się opłaca osobom, które wynegocjują marże poniżej 3,5 proc.

Pocieszające dla posiadaczy kredytów we frankach może być to, że ich raty są cały czas mniejsze niż kredytów w złotych. A im wcześniej zaciągali zobowiązania, tym lepiej.

Osoba, która wzięła kredyt frankowy na początku 2006 roku, zapłaciłaby dzisiaj ratę taką jak w złotych, gdyby frank był po 4,15 zł.

Osobom, które zaciągnęły kredyty frankowe rok temu, raty przestaną się opłacać przy kursie 3,75 zł. Pomino wzrostu rat kredytobiorcy mają więc jeszcze pewien margines spokoju.

Łukasz Pałka, Beata Tomaszkiewicz
POLSKA Dziennik Zachodni
wp.pl

Unibep kupił Makbud za 16,5 mln zł

Spółka budowlana Unibep kupi 100 proc. udziałów spółki drogowej Makbud, poinformowała firma w komunikacie. Wartość transakcji, która wejdzie w życie 2 lutego, wynosi 16,5 mln zł.
Łączna cena zapłaty została określona na 16.500.000 zł i będzie zapłacona w ratach. Ostatnia transza płatności zostanie dokonana w ciągu 6 miesięcy od dnia zawarcia umowy - czytamy w komunikacie. Unibep sfinansuje transakcję ze środków własnych.

Makbud to podmiot, który powstał w wyniku wniesienia aportem Przedsiębiorstwa Budowlano-Drogowego Makbud Bogdan Józef Makowski do Przedsiębiorstwa Budowlano Drogowego Artbud Sp. z o.o.

Za ubiegły rok Przedsiębiorstwo Budowlano-Drogowe Makbud" Bogdan Józef Makowski osiągnęło przychody w wysokości netto ok. 25,1 mln zł i zysk netto w wysokości ok. 2,36 mln zł, zaś Przedsiębiorstwo Budowlano Drogowe Artbud Sp. z o.o. przychody w wysokości netto ok. 6,71 mln zł i zysk netto w wysokości ok. 0,52 mln zł" - czytamy w komunikacie Unibepu.

Unibep świadczy usługi generalnego wykonawstwa ogólnego, handlowo-usługowego i mieszkaniowego w Polsce i Rosji, prowadzi działalność deweloperską w segmencie budownictwa jednorodzinnego we własnej technologii CETE oraz działalność produkcyjną prefabrykatów oraz elementów stolarskich. Firma w listopadzie poinformowała, że rozszerzy zakres działalności o budownictwo drogowe.

W połowie listopada Unibep podniósł prognozę zysku netto na 2008 rok do 26,0 mln zł z oczekiwanych w marcu 24,0 mln zł, a także prognozę zysku operacyjnego (odpowiednio: do 33,0 mln zł z 31,0 mln zł) i zysku EBITDA (do 34,5 mln zł z 32,5 mln zł), obniżając jednocześnie prognozę przychodów do 505,0 mln zł z 670,0 mln zł.

W I-III kw. Unibep odnotował 20,69 mln zł skonsolidowanego zysku netto wobec 8,39 mln zł zysku rok wcześniej. Zysk operacyjny wyniósł odpowiednio: 26,39 mln zł wobec 10,92 mln zł, zaś zysk operacyjny przed amortyzacją (EBITDA) - 27,62 mln zł wobec 11,64 mln zł. Przychody grupy po trzech kwartałach sięgnęły 401,99 mln zł wobec 274,84 mln zł rok wcześniej.
money.pl 2009-01-21 16:47:44

Unibep kupił Makbud za 16,5 mln zł

Spółka budowlana Unibep kupi 100 proc. udziałów spółki drogowej Makbud, poinformowała firma w komunikacie. Wartość transakcji, która wejdzie w życie 2 lutego, wynosi 16,5 mln zł.
Łączna cena zapłaty została określona na 16.500.000 zł i będzie zapłacona w ratach. Ostatnia transza płatności zostanie dokonana w ciągu 6 miesięcy od dnia zawarcia umowy - czytamy w komunikacie. Unibep sfinansuje transakcję ze środków własnych.

Makbud to podmiot, który powstał w wyniku wniesienia aportem Przedsiębiorstwa Budowlano-Drogowego Makbud Bogdan Józef Makowski do Przedsiębiorstwa Budowlano Drogowego Artbud Sp. z o.o.

Za ubiegły rok Przedsiębiorstwo Budowlano-Drogowe Makbud" Bogdan Józef Makowski osiągnęło przychody w wysokości netto ok. 25,1 mln zł i zysk netto w wysokości ok. 2,36 mln zł, zaś Przedsiębiorstwo Budowlano Drogowe Artbud Sp. z o.o. przychody w wysokości netto ok. 6,71 mln zł i zysk netto w wysokości ok. 0,52 mln zł" - czytamy w komunikacie Unibepu.

Unibep świadczy usługi generalnego wykonawstwa ogólnego, handlowo-usługowego i mieszkaniowego w Polsce i Rosji, prowadzi działalność deweloperską w segmencie budownictwa jednorodzinnego we własnej technologii CETE oraz działalność produkcyjną prefabrykatów oraz elementów stolarskich. Firma w listopadzie poinformowała, że rozszerzy zakres działalności o budownictwo drogowe.

W połowie listopada Unibep podniósł prognozę zysku netto na 2008 rok do 26,0 mln zł z oczekiwanych w marcu 24,0 mln zł, a także prognozę zysku operacyjnego (odpowiednio: do 33,0 mln zł z 31,0 mln zł) i zysku EBITDA (do 34,5 mln zł z 32,5 mln zł), obniżając jednocześnie prognozę przychodów do 505,0 mln zł z 670,0 mln zł.

W I-III kw. Unibep odnotował 20,69 mln zł skonsolidowanego zysku netto wobec 8,39 mln zł zysku rok wcześniej. Zysk operacyjny wyniósł odpowiednio: 26,39 mln zł wobec 10,92 mln zł, zaś zysk operacyjny przed amortyzacją (EBITDA) - 27,62 mln zł wobec 11,64 mln zł. Przychody grupy po trzech kwartałach sięgnęły 401,99 mln zł wobec 274,84 mln zł rok wcześniej.
money.pl 2009-01-21 16:47:44

Mieszkania z drugiej ręki tanieją. Prawie wszędzie

Ceny mieszkań na rynku wtórnym w większości miast Polski spadały, jedynie w Opolu wzrosły, natomiast w Warszawie niemal się nie zmieniły - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.
Średnia cena metra kwadratowego w Opolu - w porównaniu z listopadem ubiegłego roku -  wzrosła o 1,6 proc. W grudniu za metr kwadratowy mieszkania w tym mieście trzeba było zapłacić 4085 zł.

Największy spadek cen odnotowano w Gdańsku, Białymstoku i Łodzi.

Z analizy wynika, że w Gdańsku ceny spadły o 7,8 proc. Metr kwadratowy mieszkania w grudniu kosztował tam 6 tys. 467 zł. W Białymstoku odnotowano 6,5-proc. spadek, a w Łodzi 4,3-proc. Za metr kw w tych miastach trzeba było zapłacić odpowiednio 4 tys. 444 zł i 4 tys. 361 zł.

Autorzy raportu poinformowali, że utrzymujące się stosunkowo długo wysokie ceny ofertowe mieszkań w Warszawie spadły w ostatnim miesiącu o blisko 3 proc.. W grudniu ubiegłego roku metr kwadratowy mieszkania w Warszawie kosztował średnio 9 tys. 170 zł.

Najdroższymi dzielnicami stolicy okazały się: Śródmieście (12 tys. 29 zł za m kw.), Mokotów (10 tys. 135 zł) i Żoliborz (10 tys. 54 zł).

money.pl 2009-01-16 17:51:00

Mieszkania z drugiej ręki tanieją. Prawie wszędzie

Ceny mieszkań na rynku wtórnym w większości miast Polski spadały, jedynie w Opolu wzrosły, natomiast w Warszawie niemal się nie zmieniły - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.
Średnia cena metra kwadratowego w Opolu - w porównaniu z listopadem ubiegłego roku -  wzrosła o 1,6 proc. W grudniu za metr kwadratowy mieszkania w tym mieście trzeba było zapłacić 4085 zł.

Największy spadek cen odnotowano w Gdańsku, Białymstoku i Łodzi.

Z analizy wynika, że w Gdańsku ceny spadły o 7,8 proc. Metr kwadratowy mieszkania w grudniu kosztował tam 6 tys. 467 zł. W Białymstoku odnotowano 6,5-proc. spadek, a w Łodzi 4,3-proc. Za metr kw w tych miastach trzeba było zapłacić odpowiednio 4 tys. 444 zł i 4 tys. 361 zł.

Autorzy raportu poinformowali, że utrzymujące się stosunkowo długo wysokie ceny ofertowe mieszkań w Warszawie spadły w ostatnim miesiącu o blisko 3 proc.. W grudniu ubiegłego roku metr kwadratowy mieszkania w Warszawie kosztował średnio 9 tys. 170 zł.

Najdroższymi dzielnicami stolicy okazały się: Śródmieście (12 tys. 29 zł za m kw.), Mokotów (10 tys. 135 zł) i Żoliborz (10 tys. 54 zł).

money.pl 2009-01-16 17:51:00

Wynajem w cenie. Wszędzie jest drożej

Stawki najmu mieszkań w największych polskich aglomeracjach rosną w tempie dwucyfrowym nieprzerwanie od kilku lat.

Jak podkreślają analitycy CEE Property Group i Wynajem.pl obecnie za wynajem mieszkania dwupokojowego - które jest najbardziej reprezentatywnym produktem w tym segmencie rynku nieruchomości - trzeba zapłacić nawet 3 tys. zł miesięcznie.

Tylko w ciągu ostatniego roku koszt wynajęcia mieszkania 2 - pokojowego w stolicy zwiększył się z 2 tys. zł miesięcznie do przeszło 2,5 tys. Podobne trendy zauważalne są w pozostałych aglomeracjach.

Ze względu na słabnącą gospodarkę oraz perturbacje na rynku finansowym (ciągle wysoki koszt kredytu z złotych, niespotykana dotychczas zmienność na rynkach walutowych, pogarszająca się sytuacja na rynku pracy) w najbliższym czasie należy spodziewać się utrzymania zainteresowania ze strony potencjalnych najemców.

money.pl 2009-01-14 11:48:00

Wynajem w cenie. Wszędzie jest drożej

Stawki najmu mieszkań w największych polskich aglomeracjach rosną w tempie dwucyfrowym nieprzerwanie od kilku lat.

Jak podkreślają analitycy CEE Property Group i Wynajem.pl obecnie za wynajem mieszkania dwupokojowego - które jest najbardziej reprezentatywnym produktem w tym segmencie rynku nieruchomości - trzeba zapłacić nawet 3 tys. zł miesięcznie.

Tylko w ciągu ostatniego roku koszt wynajęcia mieszkania 2 - pokojowego w stolicy zwiększył się z 2 tys. zł miesięcznie do przeszło 2,5 tys. Podobne trendy zauważalne są w pozostałych aglomeracjach.

Ze względu na słabnącą gospodarkę oraz perturbacje na rynku finansowym (ciągle wysoki koszt kredytu z złotych, niespotykana dotychczas zmienność na rynkach walutowych, pogarszająca się sytuacja na rynku pracy) w najbliższym czasie należy spodziewać się utrzymania zainteresowania ze strony potencjalnych najemców.

money.pl 2009-01-14 11:48:00

Co ugryzło nasze banki?

Miliony euro z unijnych funduszy na inwestycje i rozruszanie gospodarki czekają, by je wydać. Już czekają i jeszcze poczekają, bo banki nie chcą się dokładać do tego, pewnego przecież, interesu - pisze "Gazeta Wyborcza".

Problem w tym, że Bruksela daje fundusze nie z góry, ale z dołu. Trzeba najpierw inwestycję wykonać za własne pieniądze. I dopiero wtedy ubiegać się o zwrot kosztów. Przedsiębiorcy i samorządy pieniędzy na całość inwestycji nie mają, często ledwie starcza im na tzw. wkład własny. Muszą więc pożyczyć. Z banku. I koło się zamyka.

- Na razie odmowy oceniamy na 20-30 proc. wszystkich przypadków - mówi Rafał Czerkawski, prezes wrocławskiego Centrum Wspierania Projektów
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego opracowało projekt nowelizacji rozporządzenia o dotacjach, która na masową skalę dałaby przedsiębiorcom dostęp do zaliczek.

Mechanizm unijnego finansowania zostałby odwrócony. Przedsiębiorca składałby wniosek o dotację (np. na zakup maszyny), po podpisaniu umowy awansem dostawałby z unijnych środków zaliczkę (np. 50 proc. całej kwoty). Nie musiałby biec do banku po kredyt. Sęk w tym, że jak dowiedziała się "GW", projekt został w piątek przyblokowany przez resort finansów. Ministerstwo uważa, że przepisy w sprawie zaliczek są wystarczające, a propozycja MRR bezzasadna...

Więcej o problemie firm i samorządów ubiegających się o unijne dotacje, którym banki odmawiają kredytu - w czwartkowym wydaniu "GW".

interia.pl

Co ugryzło nasze banki?

Miliony euro z unijnych funduszy na inwestycje i rozruszanie gospodarki czekają, by je wydać. Już czekają i jeszcze poczekają, bo banki nie chcą się dokładać do tego, pewnego przecież, interesu - pisze "Gazeta Wyborcza".

Problem w tym, że Bruksela daje fundusze nie z góry, ale z dołu. Trzeba najpierw inwestycję wykonać za własne pieniądze. I dopiero wtedy ubiegać się o zwrot kosztów. Przedsiębiorcy i samorządy pieniędzy na całość inwestycji nie mają, często ledwie starcza im na tzw. wkład własny. Muszą więc pożyczyć. Z banku. I koło się zamyka.

- Na razie odmowy oceniamy na 20-30 proc. wszystkich przypadków - mówi Rafał Czerkawski, prezes wrocławskiego Centrum Wspierania Projektów
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego opracowało projekt nowelizacji rozporządzenia o dotacjach, która na masową skalę dałaby przedsiębiorcom dostęp do zaliczek.

Mechanizm unijnego finansowania zostałby odwrócony. Przedsiębiorca składałby wniosek o dotację (np. na zakup maszyny), po podpisaniu umowy awansem dostawałby z unijnych środków zaliczkę (np. 50 proc. całej kwoty). Nie musiałby biec do banku po kredyt. Sęk w tym, że jak dowiedziała się "GW", projekt został w piątek przyblokowany przez resort finansów. Ministerstwo uważa, że przepisy w sprawie zaliczek są wystarczające, a propozycja MRR bezzasadna...

Więcej o problemie firm i samorządów ubiegających się o unijne dotacje, którym banki odmawiają kredytu - w czwartkowym wydaniu "GW".

interia.pl

Wiadomości W.Brytania: trwa wyprzedaż aktywów bankowych, spada kurs funta

Trzeci dzień z rzędu inwestorzy na londyńskim parkiecie wyprzedawali w środę akcje największych spółek bankowych. Po pokonaniu we wtorek progu 1,40 dolara za funt waluta brytyjska dalej traciła wobec amerykańskiej.
Notowania trzeciego co do wielkości brytyjskiego banku Barclays spadły w środę o około jedną piątą, do poniżej 60 pensów za akcję. Rynek obawia się, że bank ten będzie musiał powiększyć kapitał lub przekazać część udziałów skarbowi państwa.

Wcześniej masowa wyprzedaż uderzyła w nową grupę bankową Lloyds Banking Group - powstałą z połączenia Lloyds TSB z Halifax Bank of Scotland (HBOS) - oraz w Royal Bank of Scotland (RBS). RBS ostrzegł, że jego strata za ostatni rok obrachunkowy może sięgnąć 28 mld funtów.

W zamian za przejęcie części ich udziałów brytyjski rząd dokapitalizował Lloyds TSB, HBOS i RBS łączną kwotą 37 mld funtów. Skarb państwa dysponuje obecnie 70 proc. akcji RBS oraz 43 proc. akcji Lloyds Banking Group, przy czym w przypadku tej ostatniej inwestorzy obawiają się, że wkrótce będzie to ponad połowa - jeśli dalsza pomoc kapitałowa okaże się niezbędna.

Z opublikowanych w środę danych na temat finansów publicznych wynika, iż w grudniu rząd zaciągnął nowe długi netto na kwotę 44,2 mld funtów, z czego około 20 mld pochłonęło dokapitalizowanie RBS.

Jest to największy miesięczny deficyt budżetowy w historii Wielkiej Brytanii. Dla porównania, za grudzień 2007 roku wyniósł on 27,5 mld funtów. Inne dane ze środy wskazują na kurczenie się rynku kredytów budowlanych i rosnące bezrobocie.

W poniedziałek rząd ogłosił szczegóły drugiego etapu wsparcia sektora bankowego, zakładającego ich odpłatne ubezpieczenie od strat spowodowanych przez lokaty wysokiego ryzyka.

W ocenie niektórych analityków i publicystów rząd powinien znacjonalizować dokapitalizowane banki. Ostrzegają oni, że drugi etap wsparcia nie spełni wiązanych z nim oczekiwań, nie pobudzi kredytów dla firm i konsumentów, a ponadto nie wiadomo, ile będzie kosztował.

Za funta płacono w środę 1,37 USD, co jest najniższym poziomem od lipca 1985 r. Funt stracił też wobec euro. Niektórzy analitycy sugerują nawet, że agencje ratingowe mogą obniżyć swą ocenę Wielkiej Brytanii, podobnie jak uczyniły to w przypadku Hiszpanii.

Innym powodem odwracania się od funta są obawy, iż przewidziane do ogłoszenia w końcu bieżącego tygodnia dane na temat PKB w ubiegłym kwartale okażą się złe. W II kwartale 2008 roku brytyjski PKB nie zmienił się, natomiast w III kwartale spadł o 0,5 proc.
(onet.pl  PAP, ak/21.01.2009, godz. 17:51)

Wiadomości W.Brytania: trwa wyprzedaż aktywów bankowych, spada kurs funta

Trzeci dzień z rzędu inwestorzy na londyńskim parkiecie wyprzedawali w środę akcje największych spółek bankowych. Po pokonaniu we wtorek progu 1,40 dolara za funt waluta brytyjska dalej traciła wobec amerykańskiej.
Notowania trzeciego co do wielkości brytyjskiego banku Barclays spadły w środę o około jedną piątą, do poniżej 60 pensów za akcję. Rynek obawia się, że bank ten będzie musiał powiększyć kapitał lub przekazać część udziałów skarbowi państwa.

Wcześniej masowa wyprzedaż uderzyła w nową grupę bankową Lloyds Banking Group - powstałą z połączenia Lloyds TSB z Halifax Bank of Scotland (HBOS) - oraz w Royal Bank of Scotland (RBS). RBS ostrzegł, że jego strata za ostatni rok obrachunkowy może sięgnąć 28 mld funtów.

W zamian za przejęcie części ich udziałów brytyjski rząd dokapitalizował Lloyds TSB, HBOS i RBS łączną kwotą 37 mld funtów. Skarb państwa dysponuje obecnie 70 proc. akcji RBS oraz 43 proc. akcji Lloyds Banking Group, przy czym w przypadku tej ostatniej inwestorzy obawiają się, że wkrótce będzie to ponad połowa - jeśli dalsza pomoc kapitałowa okaże się niezbędna.

Z opublikowanych w środę danych na temat finansów publicznych wynika, iż w grudniu rząd zaciągnął nowe długi netto na kwotę 44,2 mld funtów, z czego około 20 mld pochłonęło dokapitalizowanie RBS.

Jest to największy miesięczny deficyt budżetowy w historii Wielkiej Brytanii. Dla porównania, za grudzień 2007 roku wyniósł on 27,5 mld funtów. Inne dane ze środy wskazują na kurczenie się rynku kredytów budowlanych i rosnące bezrobocie.

W poniedziałek rząd ogłosił szczegóły drugiego etapu wsparcia sektora bankowego, zakładającego ich odpłatne ubezpieczenie od strat spowodowanych przez lokaty wysokiego ryzyka.

W ocenie niektórych analityków i publicystów rząd powinien znacjonalizować dokapitalizowane banki. Ostrzegają oni, że drugi etap wsparcia nie spełni wiązanych z nim oczekiwań, nie pobudzi kredytów dla firm i konsumentów, a ponadto nie wiadomo, ile będzie kosztował.

Za funta płacono w środę 1,37 USD, co jest najniższym poziomem od lipca 1985 r. Funt stracił też wobec euro. Niektórzy analitycy sugerują nawet, że agencje ratingowe mogą obniżyć swą ocenę Wielkiej Brytanii, podobnie jak uczyniły to w przypadku Hiszpanii.

Innym powodem odwracania się od funta są obawy, iż przewidziane do ogłoszenia w końcu bieżącego tygodnia dane na temat PKB w ubiegłym kwartale okażą się złe. W II kwartale 2008 roku brytyjski PKB nie zmienił się, natomiast w III kwartale spadł o 0,5 proc.
(onet.pl  PAP, ak/21.01.2009, godz. 17:51)

Polacy stawiają na komfort i niskie koszty eksploatacji

Ogromna większość, bo aż 94 procent Polaków inwestuje w dom lub mieszkanie mając na uwadze potrzeby własne i rodziny - wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Rockwool Polska. 5 procent z nas buduje nieruchomość pod wynajem lub traktuje ją jako lokatę kapitału.
Dla osób budujących dom lub kupujących mieszkanie na własny użytek najistotniejsze okazują są takie czynniki jak komfort mieszkania, niskie koszty eksploatacji oraz dogodna lokalizacja. Inwestorów w mniejszym stopniu interesują niskie ceny materiałów budowlanych i wykonawstwa oraz estetyka.

Raport "Szóste Paliwo - Polacy o oszczędzaniu energii w budownictwie - architekci, inwestorzy" opracował Ecofys Poland na zlecenie Rockwool Polska.
wp.pl IAR 08.01.2009  10:10

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies