Ze świata nieruchomości - strona 125

Dom wybudowany i co dalej?

Odetchnęliśmy z ulgą. Budowa domu ukończona. Tylko nasza działka przypomina pobojowisko. Przed nami „wielkie sprzątanie”.
W trakcie budowy do gleby przedostaje się wiele zanieczyszczeń, które mają niekorzystne oddziaływanie na glebę. W zasadzie ziemia po robotach budowlanych nie nadaje się do zasadzenia jakiejkolwiek roślinności.

W pierwszym etapie zagospodarowania działki należy ją starannie oczyścić z wszelkich „odpadów budowlanych”. Później koniecznością będzie zakup żyznej gleby. Jeżeli zależy nam na tym, aby roślinność mogła prawidłowo mogła się rozwijać i zdobić naszą posesje najlepiej zastosować glebę konfekcjonowaną dostępną w workach.

Nie wszystkie pozostałości po budowie trzeba wyrzucać. Niekiedy resztki ceramiczne czy gruz można wykorzystać, jeżeli planujemy posadzić krzewy czy kwiaty wymagającą drenującego podłoża.

Po oczyszczeniu działki większość z nas popełnia ten sam błąd, czyli pomija szczegółowe projektowanie przestrzeni wokół domu. Chcemy by nas ogród jak najszybciej się zazielenił i sadzimy rośliny „na gorąco”. Często zapominamy o prawidłowym oświetleniu, nawodnieniu ogrodu czy wygospodarowaniu miejsca na kompostownik. O te sprawy warto zadbać wcześniej – zaoszczędzimy czas, pieniądze i nerwy przy późniejszych poprawkach.

Rozmieszczenie efektownych punktów oświetlenia i prawidłowego nawodnienia umożliwia jedynie skrupulatnie wykonany projekt ogrodu. Można bez pośpiechu zaplanować miejsce wypoczynku, pomyśleć nad wkomponowaniem małej architektury. Aby wszystko to „miało ręce i nogi”, a roślinność nie ucierpiała trzeba pomiędzy poszczególnymi strefami ogrodowymi wytoczyć trakty komunikacyjne. W części ogrodu najdalej oddalonej od miejsca wypoczynku najlepiej zaplanować miejsce na składowanie odpadków.
dom.wp.pl

Azbest najlepiej usuń sam

Podobno to tańsze i szybsze rozwiązanie niż powierzenie takiej operacji specjalistycznej firmie. Na pewno też bardziej niebezpieczne. Okazuje się jednak, że do usuwania rakotwórczego azbestu wystarczy tylko szkolenie.
Eternit, w skład którego wchodzi azbest, to bardzo popularny materiał do krycia dachów. Co prawda swoje lata świetności dawno ma już za sobą jednak zadomowił się polskim pejzażu na dobre. Jest trwały i odporny na zmiany temperatury. A przede wszystkim tani. Problem w tym, że płyty eternitowe po latach kruszeją i właśnie wtedy stają się najgroźniejsze. Uwalniają się z nich rakotwórcze związki, a w trakcie usuwania azbestu ich stężenie jest szczególnie wysokie.

Kiedy siedem lat temu wprowadzano w życie krajowy program usuwania azbestu przewidywano, że do końca 2032 roku z polskiego krajobrazu znikną dachy kryte falistą płytą. Już teraz jednak widać, że to raczej nierealne. Dotychczas usunięto tylko 6 procent azbestu. W takim tempie może trwać to nawet wiek! Plan nie powiódł się, więc postanowiono rozwiązać problem nieco inaczej. Właścicielom posesji będą oferowane szkolenia, na których dowiedzą się jak usuwać rakotwórczy materiał. Takie są zamiary Ministerstwa Gospodarki.

- Chcielibyśmy zobowiązać gminy do przeszkolenia chętnych, którzy mogliby sami zdemontować ze swoich budynków mieszkalnych i gospodarczych płyty azbestowe - powiedział „gazecie.pl” Tomasz Bryzek, koordynator projektu z Ministerstwa Gospodarki. - Gmina musiałaby odebrać je i wywieźć na składowisko. To usprawniłoby cały proces i byłoby tańsze.
dom.wp.pl

Azbest najlepiej usuń sam

Podobno to tańsze i szybsze rozwiązanie niż powierzenie takiej operacji specjalistycznej firmie. Na pewno też bardziej niebezpieczne. Okazuje się jednak, że do usuwania rakotwórczego azbestu wystarczy tylko szkolenie.
Eternit, w skład którego wchodzi azbest, to bardzo popularny materiał do krycia dachów. Co prawda swoje lata świetności dawno ma już za sobą jednak zadomowił się polskim pejzażu na dobre. Jest trwały i odporny na zmiany temperatury. A przede wszystkim tani. Problem w tym, że płyty eternitowe po latach kruszeją i właśnie wtedy stają się najgroźniejsze. Uwalniają się z nich rakotwórcze związki, a w trakcie usuwania azbestu ich stężenie jest szczególnie wysokie.

Kiedy siedem lat temu wprowadzano w życie krajowy program usuwania azbestu przewidywano, że do końca 2032 roku z polskiego krajobrazu znikną dachy kryte falistą płytą. Już teraz jednak widać, że to raczej nierealne. Dotychczas usunięto tylko 6 procent azbestu. W takim tempie może trwać to nawet wiek! Plan nie powiódł się, więc postanowiono rozwiązać problem nieco inaczej. Właścicielom posesji będą oferowane szkolenia, na których dowiedzą się jak usuwać rakotwórczy materiał. Takie są zamiary Ministerstwa Gospodarki.

- Chcielibyśmy zobowiązać gminy do przeszkolenia chętnych, którzy mogliby sami zdemontować ze swoich budynków mieszkalnych i gospodarczych płyty azbestowe - powiedział „gazecie.pl” Tomasz Bryzek, koordynator projektu z Ministerstwa Gospodarki. - Gmina musiałaby odebrać je i wywieźć na składowisko. To usprawniłoby cały proces i byłoby tańsze.
dom.wp.pl

Rzeczpospolita Już w tym roku dom bez formalności

Nie będzie pozwoleń na budowę ani na użytkowanie. Zastąpi je prosta rejestracja budowy. Ograniczony zostanie także wpływ sąsiadów na to, co powstaje za płotem.
Takie zmiany uchwalił Sejm. Dotyczą one prawa budowlanego.
Będzie można szybciej załatwić formalności budowlane. Obecnie trwają wiele miesięcy - tłumaczyła w trakcie prac nad ustawą posłanka Aldona Młyńczak (PO). Również prawo sąsiadów do blokowania inwestycji zostanie ograniczone.

Rejestr zamiast pozwoleń
Nowelizacja przewiduje, że nie trzeba będzie się już starać o pozwolenia ani na budowę, ani na użytkowanie. W pierwszym wypadku wystarczy się udać do starosty, w drugim do powiatowego inspektoratu nadzoru budowlanego i zarejestrować najpierw rozpoczęcie, a potem zakończenie budowy. Urzędnik na sprawdzenie dokumentów będzie miał 30 dni. Tylko nieliczne rejestracje będą się kończyły wydaniem decyzji. Chodzi o: inwestycje mogące znacząco oddziaływać na tereny objęte unijną ochroną Natura 2000 lub gdy niezbędna jest ocena oddziaływania na środowisko.

Podobne zasady już obowiązują dla prostych inwestycji, jak budowa niewielkich budynków gospodarczych. Teraz dla nich nie będzie już żadnych formalności.

Ubezwłasnowolniony sąsiad

Posłowie mocno ograniczyli rolę sąsiadów. Najlepiej będą się mogli bronić przed budowami, których rejestracja kończy się wydaniem decyzji. Będzie można się od niej odwołać najpierw do wojewody, a potem do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Tam, gdzie decyzja nie jest potrzebna, pozostanie jedynie droga cywilna na podstawie art. 144 lub art. 222 § 2 kodeksu cywilnego. Niestety postępowanie cywilne trwa znacznie dłużej i jest sporo droższe od administracyjnego. Poza tym wymaga udowodnienia, że np. wieżowiec na sąsiedniej działce zabiera światło, a to oznacza dodatkowe koszty wynajęcia biegłego.

Autorzy zmian przekonują również, że sąsiad będzie mógł się bronić na etapie postępowania środowiskowego, wydawania ustaleń warunków zabudowy albo w trakcie uchwalania planu.

Rozwiązanie podoba się Związkowi Powiatów Polskich.
Od dawna czekaliśmy na takie uproszczenie. Nie może być tak, że jedna osoba blokuje inwestycję, która przyniesie korzyść tysiącom Polaków - mówi Marek Wójcik z ZPP. Jego zdaniem starostowie spokojnie podołają nowym obowiązkom.

Według Zbigniewa Malisza, dyrektora Polskiego Związku Firm Deweloperskich, załatwianie formalności na tym etapie nie będzie zależało od woli urzędników. Musi jednak powstać – zastrzega – dobry monitoring. Nie wszyscy inwestorzy są przecież kryształowi. A to oznacza zwiększenie zatrudnienia w nadzorze budowlanym. W tej chwili pracuje w nim ok. 2200 inspektorów, to zdecydowanie za mało.

Na to jednak nie ma co liczyć. W trakcie prac nad nowelą Ministerstwo Finansów wyraźnie powiedziało, że dodatkowych pieniędzy na ten cel nie będzie. Ustawa trafi teraz do Senatu.

opinia

Tomasz Kurek, radca prawny z Kancelarii Cameron McKenna
Nowela wprowadza niewątpliwie spore uproszczenia. W ślad jednak za nimi powinny pójść zmiany dotyczące zagospodarowania przestrzennego. Wciąż bowiem brakuje w dużych miastach miejscowych planów, a to oznacza konieczność uzyskania decyzji ustalającej warunki zabudowy, co trwa miesiącami. Nie do końca podoba mi się ograniczenie roli sąsiadów w procedurze rejestracji budowy. Jest to zbyt daleko idące uproszczenie. To prawda, że potrafią oni napsuć sporo krwi inwestorom, ale ci też nie zawsze są uczciwi. Przy prostej rejestracji nowelizacja daje sąsiadom jedynie możliwość obrony w sądzie cywilnym. Wszyscy doskonale wiemy, jak długo trwa takie postępowanie. Zanim się zakończy, dojdzie do realizacji inwestycji. Poza tym bardzo wysokie są opłaty sądowe. Nie wszystkich będzie na to stać.


Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita

Rzeczpospolita Już w tym roku dom bez formalności

Nie będzie pozwoleń na budowę ani na użytkowanie. Zastąpi je prosta rejestracja budowy. Ograniczony zostanie także wpływ sąsiadów na to, co powstaje za płotem.
Takie zmiany uchwalił Sejm. Dotyczą one prawa budowlanego.
Będzie można szybciej załatwić formalności budowlane. Obecnie trwają wiele miesięcy - tłumaczyła w trakcie prac nad ustawą posłanka Aldona Młyńczak (PO). Również prawo sąsiadów do blokowania inwestycji zostanie ograniczone.

Rejestr zamiast pozwoleń
Nowelizacja przewiduje, że nie trzeba będzie się już starać o pozwolenia ani na budowę, ani na użytkowanie. W pierwszym wypadku wystarczy się udać do starosty, w drugim do powiatowego inspektoratu nadzoru budowlanego i zarejestrować najpierw rozpoczęcie, a potem zakończenie budowy. Urzędnik na sprawdzenie dokumentów będzie miał 30 dni. Tylko nieliczne rejestracje będą się kończyły wydaniem decyzji. Chodzi o: inwestycje mogące znacząco oddziaływać na tereny objęte unijną ochroną Natura 2000 lub gdy niezbędna jest ocena oddziaływania na środowisko.

Podobne zasady już obowiązują dla prostych inwestycji, jak budowa niewielkich budynków gospodarczych. Teraz dla nich nie będzie już żadnych formalności.

Ubezwłasnowolniony sąsiad

Posłowie mocno ograniczyli rolę sąsiadów. Najlepiej będą się mogli bronić przed budowami, których rejestracja kończy się wydaniem decyzji. Będzie można się od niej odwołać najpierw do wojewody, a potem do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Tam, gdzie decyzja nie jest potrzebna, pozostanie jedynie droga cywilna na podstawie art. 144 lub art. 222 § 2 kodeksu cywilnego. Niestety postępowanie cywilne trwa znacznie dłużej i jest sporo droższe od administracyjnego. Poza tym wymaga udowodnienia, że np. wieżowiec na sąsiedniej działce zabiera światło, a to oznacza dodatkowe koszty wynajęcia biegłego.

Autorzy zmian przekonują również, że sąsiad będzie mógł się bronić na etapie postępowania środowiskowego, wydawania ustaleń warunków zabudowy albo w trakcie uchwalania planu.

Rozwiązanie podoba się Związkowi Powiatów Polskich.
Od dawna czekaliśmy na takie uproszczenie. Nie może być tak, że jedna osoba blokuje inwestycję, która przyniesie korzyść tysiącom Polaków - mówi Marek Wójcik z ZPP. Jego zdaniem starostowie spokojnie podołają nowym obowiązkom.

Według Zbigniewa Malisza, dyrektora Polskiego Związku Firm Deweloperskich, załatwianie formalności na tym etapie nie będzie zależało od woli urzędników. Musi jednak powstać – zastrzega – dobry monitoring. Nie wszyscy inwestorzy są przecież kryształowi. A to oznacza zwiększenie zatrudnienia w nadzorze budowlanym. W tej chwili pracuje w nim ok. 2200 inspektorów, to zdecydowanie za mało.

Na to jednak nie ma co liczyć. W trakcie prac nad nowelą Ministerstwo Finansów wyraźnie powiedziało, że dodatkowych pieniędzy na ten cel nie będzie. Ustawa trafi teraz do Senatu.

opinia

Tomasz Kurek, radca prawny z Kancelarii Cameron McKenna
Nowela wprowadza niewątpliwie spore uproszczenia. W ślad jednak za nimi powinny pójść zmiany dotyczące zagospodarowania przestrzennego. Wciąż bowiem brakuje w dużych miastach miejscowych planów, a to oznacza konieczność uzyskania decyzji ustalającej warunki zabudowy, co trwa miesiącami. Nie do końca podoba mi się ograniczenie roli sąsiadów w procedurze rejestracji budowy. Jest to zbyt daleko idące uproszczenie. To prawda, że potrafią oni napsuć sporo krwi inwestorom, ale ci też nie zawsze są uczciwi. Przy prostej rejestracji nowelizacja daje sąsiadom jedynie możliwość obrony w sądzie cywilnym. Wszyscy doskonale wiemy, jak długo trwa takie postępowanie. Zanim się zakończy, dojdzie do realizacji inwestycji. Poza tym bardzo wysokie są opłaty sądowe. Nie wszystkich będzie na to stać.


Renata Krupa-Dąbrowska
Rzeczpospolita

Zdecydują się na wynajem?

Stagnacja na rynku mieszkaniowym sprawia, że deweloperzy szukają różnych sposobów na ożywienie sprzedaży swoich mieszkań. W ostatnim czasie zainwestowali spore środki w budownictwo mieszkaniowe - okazało się jednak, że samo zainteresowanie nowymi lokalami nie wystarczy.

Zaostrzenie polityki kredytowej diametralnie zmieniło sytuację na rynku nieruchomości. Większość inwestorów bagatelizowała pierwsze sygnały, jednak po jakimś czasie przyznała, że ze sprzedażą rzeczywiście nie jest najlepiej. Deweloperom pomaga trochę rosnąca popularność programu rządowego "Rodzina na swoim", jednak to wciąż za mało. Czy deweloperzy zdecydują się zatem na wynajęcie gotowych mieszkań?

Wielu inwestorów zastanawia się co zrobić w obecnej sytuacji. Świadomość, że na polskim rynku wciąż jest duże zapotrzebowanie na mieszkania napawa optymizmem, bo oznacza, że mamy do czynienia z chwilowymi zawirowaniami. Jak tylko uspokoi się sytuacja na rynku kredytowym, ale też będą nie najgorsze warunki makroekonomiczne, sprzedaż mieszkań ożywi się. Do tego czasu deweloperzy mogliby zdecydować się na wynajęcie mieszkań? ale to nie jest takie proste. Zbyt dużą przeszkodą są przepisy o ochronie praw lokatorów, które mocno chronią najemców przed eksmisją. Bardzo trudno pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. Okazuje się, że takie osoby trzeba najpierw uprzedzić na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy i po odczekaniu miesiąca taki krok wykonać. Tak więc cały proces wydłuża się. Ministerstwo pracuje co prawda nad uproszczeniem zasad wynajmu mieszkań komercyjnych, ale czy dzięki tym zmianom zwiększy się podaż mieszkań pod wynajem? Na taką formę zdecydować się mogą najwięksi deweloperzy, o dobrym zapleczu finansowym. Inni mogą sporo ryzykować podejmując taką decyzję.

Sceptycznie do wynajmu mieszkań przez deweloperów podchodzi sam dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich, który przyznaje, że "żeby prowadzić tego typu działalność trzeba dysponować długoterminowym finansowaniem. Trudno sobie wyobrazić aby deweloperzy, którzy obecnie mają problemy z pozyskiwaniem 2-3 letniego kredytu inwestycyjnego w bankach (zwrot z inwestycji w przypadku najmu to horyzont w najlepszym przypadku 8-10lat) byli w stanie taką działalność prowadzić. Wymagałoby to stworzenia odpowiednich instrumentów przez instytucje finansowe, które prowadziłyby w tym zakresie działalność leasingową, co wydaje się mało prawdopodobne - szczególnie w obecnej sytuacji".

Kolejny raz potwierdza się, że brakuje kompleksowych rozwiązań. Jedno uproszczenie nie rozwiąże problemu. Trzeba jednak przyznać, że sam pomysł uproszczenia zasad najmu w stosunku do mieszkań wynajmowanych na wolnym rynku jest dobry. Bo przecież deweloperzy w swoich planach inwestycyjnych mogą wziąć też pod uwagę budowę mieszkań pod wynajem i tym samym urozmaicić swoją działalność.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Zdecydują się na wynajem?

Stagnacja na rynku mieszkaniowym sprawia, że deweloperzy szukają różnych sposobów na ożywienie sprzedaży swoich mieszkań. W ostatnim czasie zainwestowali spore środki w budownictwo mieszkaniowe - okazało się jednak, że samo zainteresowanie nowymi lokalami nie wystarczy.

Zaostrzenie polityki kredytowej diametralnie zmieniło sytuację na rynku nieruchomości. Większość inwestorów bagatelizowała pierwsze sygnały, jednak po jakimś czasie przyznała, że ze sprzedażą rzeczywiście nie jest najlepiej. Deweloperom pomaga trochę rosnąca popularność programu rządowego "Rodzina na swoim", jednak to wciąż za mało. Czy deweloperzy zdecydują się zatem na wynajęcie gotowych mieszkań?

Wielu inwestorów zastanawia się co zrobić w obecnej sytuacji. Świadomość, że na polskim rynku wciąż jest duże zapotrzebowanie na mieszkania napawa optymizmem, bo oznacza, że mamy do czynienia z chwilowymi zawirowaniami. Jak tylko uspokoi się sytuacja na rynku kredytowym, ale też będą nie najgorsze warunki makroekonomiczne, sprzedaż mieszkań ożywi się. Do tego czasu deweloperzy mogliby zdecydować się na wynajęcie mieszkań? ale to nie jest takie proste. Zbyt dużą przeszkodą są przepisy o ochronie praw lokatorów, które mocno chronią najemców przed eksmisją. Bardzo trudno pozbyć się lokatorów, którzy są uciążliwi albo zalegają z czynszem. Okazuje się, że takie osoby trzeba najpierw uprzedzić na piśmie o zamiarze wypowiedzenia umowy i po odczekaniu miesiąca taki krok wykonać. Tak więc cały proces wydłuża się. Ministerstwo pracuje co prawda nad uproszczeniem zasad wynajmu mieszkań komercyjnych, ale czy dzięki tym zmianom zwiększy się podaż mieszkań pod wynajem? Na taką formę zdecydować się mogą najwięksi deweloperzy, o dobrym zapleczu finansowym. Inni mogą sporo ryzykować podejmując taką decyzję.

Sceptycznie do wynajmu mieszkań przez deweloperów podchodzi sam dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich, który przyznaje, że "żeby prowadzić tego typu działalność trzeba dysponować długoterminowym finansowaniem. Trudno sobie wyobrazić aby deweloperzy, którzy obecnie mają problemy z pozyskiwaniem 2-3 letniego kredytu inwestycyjnego w bankach (zwrot z inwestycji w przypadku najmu to horyzont w najlepszym przypadku 8-10lat) byli w stanie taką działalność prowadzić. Wymagałoby to stworzenia odpowiednich instrumentów przez instytucje finansowe, które prowadziłyby w tym zakresie działalność leasingową, co wydaje się mało prawdopodobne - szczególnie w obecnej sytuacji".

Kolejny raz potwierdza się, że brakuje kompleksowych rozwiązań. Jedno uproszczenie nie rozwiąże problemu. Trzeba jednak przyznać, że sam pomysł uproszczenia zasad najmu w stosunku do mieszkań wynajmowanych na wolnym rynku jest dobry. Bo przecież deweloperzy w swoich planach inwestycyjnych mogą wziąć też pod uwagę budowę mieszkań pod wynajem i tym samym urozmaicić swoją działalność.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl

Zgoda władz Madagaskaru na wydzierżawienie południowokoreańskiej firmie Daewoo Logistics obszarów wielkości połowy Belgii to jedna z przyczyn protestów i zamieszek w Antananarywie - pisze w środę agencja AFP, podając przykłady wykupywania bądź dzierżawienia ziemi rolnej przez bogate korporacje i państwa.

Zdjęty ze stanowiska mer Antananarywy, główny opozycjonista Andry Rajoelina, prowadzący otwartą walkę z malgaskim prezydentem Markiem Ravalomananą, że sprawy Daewoo uczynił jeden ze swoich koronnych argumentów.

- Sprawa Daewoo wywołała gniew ludności. Potępiam sygnatariuszy, rząd, a zwłaszcza prezydenta. Nasze zwyczaje zabraniają sprzedaży lub dzierżawy ziemi obcym - powiedział niedawno prasie Rajoelina.

Lista zestawiona przez AFP powstała na podstawie raportu pozarządowej organizacji Grein:

Na Ukrainie amerykański bank Morgan Stanley nabył 40 tys. hektarów ziemi uprawnej, rosyjska firma inwestycyjna Renaissance Capital - 300 tys. hektarów, a brytyjska grupa inwestycyjna Landkom - 100 tys. hektarów.

Rząd libijski w zamian za gaz i ropę uzyskał dostęp do 247 tys. hektarów ziemi na Ukrainie.

W Rosji szwedzkie grupy inwestycyjne nabyły: Black Earth Farming - 331 tys. hektarów, Alpcot-Agro - 128 tys. hektarów ziemi rolnej.

W Kazachstanie Chiny wydzierżawiły 7 tys. hektarów. W Afryce, w zamian za udostępnianie nowoczesnych technologii, chińskie firmy przejmują ziemię. Produkcję rolną Chiny przenoszą też do Australii.

W Brazylii japońska grupa Mitsui nabyła 100 hektarów pod uprawę soi, a holenderska grupa Louis Dreyfus - 60 tys. hektarów.

W Argentynie rząd południowokoreański posiada 21 tys. hektarów ziemi uprawnej.

Z Sudanem Egipt zawarł kontrakt na uprawę milionów ton zboża przeznaczonego na eksport do Kairu. W tym afrykańskim kraju saudyjskie konsorcjum Hadco wydzierżawiło ponad 10 tys. hektarów pod uprawę żywności na rynek w Arabii Saudyjskiej; trwają też pertraktacje w sprawie 690 tys. hektarów ziemi, o które zabiega Korea Płd.

Byli rebelianci z południa Sudanu zawarli z amerykańskim przedsiębiorstwem porozumienie o wykorzystaniu obszaru większego od Luksemburga.

W Malawi brytyjski fundusz Cru Investment kontroluje 2500 hektarów ziemi, by uprawiać tam żywność na potrzeby Zjednoczonego Królestwa.

W Angoli afrykańskie stowarzyszenie Lonrho z siedzibą w Londynie kontroluje 20 tys. hektarów.

W Indonezji firmy należące do rodziny bin Laden podpisały w sierpniu umowę na eksploatację 500 tys. hektarów pól ryżowych.

W Laosie chińskie przedsiębiorstwo ZTE uzyskało koncesję na eksploatację 100 tys. hektarów ziemi ornej pod uprawę biopaliw. Na Filipinach rząd podpisał umowy z Pekinem, dające chińskim firmom dostęp do 1,24 mln hektarów ziemi, ale część porozumień została zawieszona.

W Pakistanie fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abraaj Capital, nabył 324 hektary ziemi pod uprawy ryżu i zboża na wewnętrzny rynek ZEA. W USA inwestorzy japońscy kontrolują 216 862 hektarów ziemi na potrzeby uprawy warzyw na rynek japoński.

źródło informacji: PAP

Czwartek, 12 lutego (07:39)

Zgoda władz Madagaskaru na wydzierżawienie południowokoreańskiej firmie Daewoo Logistics obszarów wielkości połowy Belgii to jedna z przyczyn protestów i zamieszek w Antananarywie - pisze w środę agencja AFP, podając przykłady wykupywania bądź dzierżawienia ziemi rolnej przez bogate korporacje i państwa.

Zdjęty ze stanowiska mer Antananarywy, główny opozycjonista Andry Rajoelina, prowadzący otwartą walkę z malgaskim prezydentem Markiem Ravalomananą, że sprawy Daewoo uczynił jeden ze swoich koronnych argumentów.

- Sprawa Daewoo wywołała gniew ludności. Potępiam sygnatariuszy, rząd, a zwłaszcza prezydenta. Nasze zwyczaje zabraniają sprzedaży lub dzierżawy ziemi obcym - powiedział niedawno prasie Rajoelina.

Lista zestawiona przez AFP powstała na podstawie raportu pozarządowej organizacji Grein:

Na Ukrainie amerykański bank Morgan Stanley nabył 40 tys. hektarów ziemi uprawnej, rosyjska firma inwestycyjna Renaissance Capital - 300 tys. hektarów, a brytyjska grupa inwestycyjna Landkom - 100 tys. hektarów.

Rząd libijski w zamian za gaz i ropę uzyskał dostęp do 247 tys. hektarów ziemi na Ukrainie.

W Rosji szwedzkie grupy inwestycyjne nabyły: Black Earth Farming - 331 tys. hektarów, Alpcot-Agro - 128 tys. hektarów ziemi rolnej.

W Kazachstanie Chiny wydzierżawiły 7 tys. hektarów. W Afryce, w zamian za udostępnianie nowoczesnych technologii, chińskie firmy przejmują ziemię. Produkcję rolną Chiny przenoszą też do Australii.

W Brazylii japońska grupa Mitsui nabyła 100 hektarów pod uprawę soi, a holenderska grupa Louis Dreyfus - 60 tys. hektarów.

W Argentynie rząd południowokoreański posiada 21 tys. hektarów ziemi uprawnej.

Z Sudanem Egipt zawarł kontrakt na uprawę milionów ton zboża przeznaczonego na eksport do Kairu. W tym afrykańskim kraju saudyjskie konsorcjum Hadco wydzierżawiło ponad 10 tys. hektarów pod uprawę żywności na rynek w Arabii Saudyjskiej; trwają też pertraktacje w sprawie 690 tys. hektarów ziemi, o które zabiega Korea Płd.

Byli rebelianci z południa Sudanu zawarli z amerykańskim przedsiębiorstwem porozumienie o wykorzystaniu obszaru większego od Luksemburga.

W Malawi brytyjski fundusz Cru Investment kontroluje 2500 hektarów ziemi, by uprawiać tam żywność na potrzeby Zjednoczonego Królestwa.

W Angoli afrykańskie stowarzyszenie Lonrho z siedzibą w Londynie kontroluje 20 tys. hektarów.

W Indonezji firmy należące do rodziny bin Laden podpisały w sierpniu umowę na eksploatację 500 tys. hektarów pól ryżowych.

W Laosie chińskie przedsiębiorstwo ZTE uzyskało koncesję na eksploatację 100 tys. hektarów ziemi ornej pod uprawę biopaliw. Na Filipinach rząd podpisał umowy z Pekinem, dające chińskim firmom dostęp do 1,24 mln hektarów ziemi, ale część porozumień została zawieszona.

W Pakistanie fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abraaj Capital, nabył 324 hektary ziemi pod uprawy ryżu i zboża na wewnętrzny rynek ZEA. W USA inwestorzy japońscy kontrolują 216 862 hektarów ziemi na potrzeby uprawy warzyw na rynek japoński.

źródło informacji: PAP

Czwartek, 12 lutego (07:39)

Tańsze mieszkania, ale czy bardziej dostępne?

Niskie ceny, promocje, rabaty mogą okazać się dobrą okazją do zainwestowania w nieruchomości. Z drugiej strony jednak wyłania się widmo kryzysu, a co za tym idzie szereg obostrzeń i restrykcji w możliwościach finansowania zakupu własnego mieszkania lub domu. Rzeczywiście, aktualna sytuacja na rynkach finansowych nie jest najlepsza, co odbija się również na rynku nieruchomości oraz, ściśle z nim związanym, rynku kredytów hipotecznych.

Szacuje się, że około 85% nieruchomości kupowanych w Polsce finansowane jest właśnie z kredytów hipotecznych.


Czy w związku z tym kupić teraz nieruchomość? Tak, bo mamy szansę na znalezienie nieruchomości w atrakcyjnej cenie. Ale jak zdobyć środki na jej zakup? Zaraz pojawiają się pytania:

• W jakim banku dostanę kredyt?

• Czy mam zdolność kredytową?

• Na jaką kwotę mogę liczyć?

• Jaki okres kredytowania wybrać?

• W jakiej walucie będzie najkorzystniej?

Nie ma uniwersalnej odpowiedzi na te pytania. Sytuacja każdego klienta banku jest rozpatrywana indywidualnie i ocena jego możliwości kredytowych może się zasadniczo różnić od innych, na pierwszy rzut oka podobnych. Z tymi oraz wieloma innymi problemami pomogą nam się uporać doradcy finansowi. Oczywiście, powinny to być osoby z odpowiednimi kwalifikacjami, znające rynki finansowe oraz z niezbędnym doświadczeniem i wiedzą.

Polityka kredytowa banków uległa w ostatnim półroczu znacznemu zaostrzeniu. Na chwilę obecną o kredycie o LTV ponad 100% czy marży poniżej 1% ciężko jest z bankami rozmawiać. Kolejną przeszkodą dla potencjalnego kredytobiorcy jest zmienność ofert. W tydzień po obliczeniu zdolności kredytowej może okazać się, że różni się ona zasadniczo od aktualnej. Co zrobić, aby oszczędzić sobie niepotrzebnego stresu, przeszukiwania ofert i weryfikowania wielu umów? - Spotkać się z doradcą.

Doradca porówna oferty z całego rynku kredytowego i zaproponuje te, które będą, po uwzględnieniu szeregu czynników, optymalne dla kredytobiorcy. Dla każdego wariantu policzy, jak będzie kształtowała się rata w okresie kredytowania. Nie pozwoli zgubić się kredytobiorcy w zawiłościach procedur oraz przeprowadzi go przez cały proces kompletowania dokumentów i przyznawania kredytu przez bank.

W dobie zawirowań na rynkach finansowych banki mają bardzo zróżnicowaną ofertę, co jest odpowiedzią na zmniejszone zaufanie do instytucji finansowych. Wynikiem tego stanu rzeczy może być sytuacja, w której, przy identycznej wielkości kredytu, w dwóch różnych bankach dostaniemy dwie znacznie różniące się od siebie oferty.


Jeśli chcemy uzyskać dostęp do pełnej oferty kredytów hipotecznych, powinniśmy skorzystać z pomocy najbardziej doświadczonych doradców finansowych - doradców Open Finance. Doradcy znają bieżące warunki, negocjują warunki umowy z przedstawicielami banków, jak również posiadają własne oferty dostępne tylko dla ich Klientów. Dla uzyskania bardziej szczegółowych informacji proszę wypełnić formularz, a doradcy finansowi Open Finance z przyjemnością się z Państwem skontaktują i odpowiedzą na wszystkie pytania.

Tu podaj tekst alternatywny

Tańsze mieszkania, ale czy bardziej dostępne?

Niskie ceny, promocje, rabaty mogą okazać się dobrą okazją do zainwestowania w nieruchomości. Z drugiej strony jednak wyłania się widmo kryzysu, a co za tym idzie szereg obostrzeń i restrykcji w możliwościach finansowania zakupu własnego mieszkania lub domu. Rzeczywiście, aktualna sytuacja na rynkach finansowych nie jest najlepsza, co odbija się również na rynku nieruchomości oraz, ściśle z nim związanym, rynku kredytów hipotecznych.

Szacuje się, że około 85% nieruchomości kupowanych w Polsce finansowane jest właśnie z kredytów hipotecznych.


Czy w związku z tym kupić teraz nieruchomość? Tak, bo mamy szansę na znalezienie nieruchomości w atrakcyjnej cenie. Ale jak zdobyć środki na jej zakup? Zaraz pojawiają się pytania:

• W jakim banku dostanę kredyt?

• Czy mam zdolność kredytową?

• Na jaką kwotę mogę liczyć?

• Jaki okres kredytowania wybrać?

• W jakiej walucie będzie najkorzystniej?

Nie ma uniwersalnej odpowiedzi na te pytania. Sytuacja każdego klienta banku jest rozpatrywana indywidualnie i ocena jego możliwości kredytowych może się zasadniczo różnić od innych, na pierwszy rzut oka podobnych. Z tymi oraz wieloma innymi problemami pomogą nam się uporać doradcy finansowi. Oczywiście, powinny to być osoby z odpowiednimi kwalifikacjami, znające rynki finansowe oraz z niezbędnym doświadczeniem i wiedzą.

Polityka kredytowa banków uległa w ostatnim półroczu znacznemu zaostrzeniu. Na chwilę obecną o kredycie o LTV ponad 100% czy marży poniżej 1% ciężko jest z bankami rozmawiać. Kolejną przeszkodą dla potencjalnego kredytobiorcy jest zmienność ofert. W tydzień po obliczeniu zdolności kredytowej może okazać się, że różni się ona zasadniczo od aktualnej. Co zrobić, aby oszczędzić sobie niepotrzebnego stresu, przeszukiwania ofert i weryfikowania wielu umów? - Spotkać się z doradcą.

Doradca porówna oferty z całego rynku kredytowego i zaproponuje te, które będą, po uwzględnieniu szeregu czynników, optymalne dla kredytobiorcy. Dla każdego wariantu policzy, jak będzie kształtowała się rata w okresie kredytowania. Nie pozwoli zgubić się kredytobiorcy w zawiłościach procedur oraz przeprowadzi go przez cały proces kompletowania dokumentów i przyznawania kredytu przez bank.

W dobie zawirowań na rynkach finansowych banki mają bardzo zróżnicowaną ofertę, co jest odpowiedzią na zmniejszone zaufanie do instytucji finansowych. Wynikiem tego stanu rzeczy może być sytuacja, w której, przy identycznej wielkości kredytu, w dwóch różnych bankach dostaniemy dwie znacznie różniące się od siebie oferty.


Jeśli chcemy uzyskać dostęp do pełnej oferty kredytów hipotecznych, powinniśmy skorzystać z pomocy najbardziej doświadczonych doradców finansowych - doradców Open Finance. Doradcy znają bieżące warunki, negocjują warunki umowy z przedstawicielami banków, jak również posiadają własne oferty dostępne tylko dla ich Klientów. Dla uzyskania bardziej szczegółowych informacji proszę wypełnić formularz, a doradcy finansowi Open Finance z przyjemnością się z Państwem skontaktują i odpowiedzą na wszystkie pytania.

Tu podaj tekst alternatywny

Prywatyzując teraz stracimy co najmniej 20 proc.

W rozmowie z "Trybuną" Stanisław Stec, poseł SLD, członek sejmowej Komisji Finansów Publicznych, opowiedział się za powstrzymaniem prywatyzacji na czas trudnej sytuacji gospodarczej kraju.

Jego zdaniem, w czasie dekoniunktury i braku pieniędzy na rynku kapitałowym prywatyzacji trzeba zaniechać. Według szacunków posła, za sprzedane teraz spółki skarbu państwa otrzymalibyśmy co najmniej 20 proc. mniej niż rok temu. To nie jest pora na oddawanie ich w ręce nowych właścicieli.

"Dopuszczam prywatyzację tych firm, które są mało użyteczne, gdzie produkcja ustała i niewiele się dzieje. Kapitał prywatny mógłby je uruchomić. Przedsiębiorstw, które sobie radzą mimo spowolnienia gospodarczego, sprzedawać nie należy" - akcentuje poseł Stec.

Pełny tekst rozmowy zamieszcza piątkowa "Trybuna".

źródło informacji: PAP/Trybuna

Prywatyzując teraz stracimy co najmniej 20 proc.

W rozmowie z "Trybuną" Stanisław Stec, poseł SLD, członek sejmowej Komisji Finansów Publicznych, opowiedział się za powstrzymaniem prywatyzacji na czas trudnej sytuacji gospodarczej kraju.

Jego zdaniem, w czasie dekoniunktury i braku pieniędzy na rynku kapitałowym prywatyzacji trzeba zaniechać. Według szacunków posła, za sprzedane teraz spółki skarbu państwa otrzymalibyśmy co najmniej 20 proc. mniej niż rok temu. To nie jest pora na oddawanie ich w ręce nowych właścicieli.

"Dopuszczam prywatyzację tych firm, które są mało użyteczne, gdzie produkcja ustała i niewiele się dzieje. Kapitał prywatny mógłby je uruchomić. Przedsiębiorstw, które sobie radzą mimo spowolnienia gospodarczego, sprzedawać nie należy" - akcentuje poseł Stec.

Pełny tekst rozmowy zamieszcza piątkowa "Trybuna".

źródło informacji: PAP/Trybuna

Koniec pozwoleń na budowę?

Starosta uzyska tylko 30 dni na zarejestrowanie budowy. Po ich upływie inwestor będzie mógł przystąpić do prac.
W Sejmie odbyło się wczoraj trzecie czytanie projektu nowelizacji prawa budowlanego. Ma on uprościć prowadzenie inwestycji budowlanych.

- Dziś projekt powinien zostać przyjęty, bo cała koalicja jest za jego przyjęciem. Jeżeli tak się stanie, to już za pół roku uproszczone procedury budowlane powinny obowiązywać - mówi poseł PO Aldona Młyńczak.

Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Tryb uproszczony nie będzie wymagał ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczy rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty. Będzie on miał 30 dni na sprawdzenie prawidłowości zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy. Jeżeli inwestor nie wypełni obowiązków, to starosta będzie mógł w terminie 30 dni zgłosić sprzeciw. Wtedy inwestor musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

- Zamiana pozwolenia na budowę na procedurę rejestracji inwestycji budowlanej niczego nie zmieni, bowiem inwestor ma przedstawiać u starosty te same dokumenty, jak np. projekt budowlany wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami. Zmieni się więc tylko nazwa całej procedury - uważa Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Nie każda inwestycja będzie mogła być prowadzona według uproszczonych procedur, wyłącznie po jej zarejestrowaniu. Projekt nowelizacji przewiduje bowiem, że jeżeli urzędnik uzna, że inwestycja znacząco wpływa na środowisko lub obszar Natura 2000, to inwestor nadal musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

Projekt przewiduje też szybsze procedury kończenia inwestycji budowlanych. Jeżeli obiekt został wzniesiony na podstawie zgłoszenia, to jego użytkowanie stanie się możliwe już po upływie 21 dni od dnia doręczenia zawiadomienia o zakończeniu prac. W tym czasie urzędnik będzie mógł zgłosić swój sprzeciw oraz dokonać kontroli budowy w celu stwierdzenia, czy wszystko zostało wykonane zgodnie z projektem.

- Pozwolenie na użytkowanie budynku jest niczym innym, jak m.in. potwierdzeniem wcześniej stwierdzonych przez kierownika budowy, inspektora nadzoru i projektanta faktów, że dany obiekt został wykonany zgodnie z projektem i sztuką budowlaną - wyjaśnia Andrzej Dobrucki, wiceprezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Dodaje, że likwidacja tego pozwolenia jest więc dobrym rozwiązaniem.
Arkadiusz Jaraszek
interia.pl

Koniec pozwoleń na budowę?

Starosta uzyska tylko 30 dni na zarejestrowanie budowy. Po ich upływie inwestor będzie mógł przystąpić do prac.
W Sejmie odbyło się wczoraj trzecie czytanie projektu nowelizacji prawa budowlanego. Ma on uprościć prowadzenie inwestycji budowlanych.

- Dziś projekt powinien zostać przyjęty, bo cała koalicja jest za jego przyjęciem. Jeżeli tak się stanie, to już za pół roku uproszczone procedury budowlane powinny obowiązywać - mówi poseł PO Aldona Młyńczak.

Projekt przewiduje dwie różne procedury rozpoczynania inwestycji budowlanych. Tryb uproszczony nie będzie wymagał ubiegania się o pozwolenie na budowę. Wystarczy rejestracja zamierzonej inwestycji u starosty. Będzie on miał 30 dni na sprawdzenie prawidłowości zgłoszenia, projektu budowlanego oraz jego sporządzenia przez osobę posiadającą wymagane uprawnienia, zgodności usytuowania obiektu budowlanego ze zgodą urbanistyczną oraz zgodności zgłoszenia i projektu budowlanego z ustaleniami decyzji środowiskowych uwarunkowań, jeżeli zostały wydane. Jeżeli wszystkie wymagania zostaną przez inwestora spełnione, to starosta wyda mu dziennik budowy. Jeżeli inwestor nie wypełni obowiązków, to starosta będzie mógł w terminie 30 dni zgłosić sprzeciw. Wtedy inwestor musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

- Zamiana pozwolenia na budowę na procedurę rejestracji inwestycji budowlanej niczego nie zmieni, bowiem inwestor ma przedstawiać u starosty te same dokumenty, jak np. projekt budowlany wraz z wymaganymi opiniami, uzgodnieniami i pozwoleniami. Zmieni się więc tylko nazwa całej procedury - uważa Jacek Bielecki, główny ekspert Polskiego Związku Firm Deweloperskich.

Nie każda inwestycja będzie mogła być prowadzona według uproszczonych procedur, wyłącznie po jej zarejestrowaniu. Projekt nowelizacji przewiduje bowiem, że jeżeli urzędnik uzna, że inwestycja znacząco wpływa na środowisko lub obszar Natura 2000, to inwestor nadal musi ubiegać się o pozwolenie na budowę.

Projekt przewiduje też szybsze procedury kończenia inwestycji budowlanych. Jeżeli obiekt został wzniesiony na podstawie zgłoszenia, to jego użytkowanie stanie się możliwe już po upływie 21 dni od dnia doręczenia zawiadomienia o zakończeniu prac. W tym czasie urzędnik będzie mógł zgłosić swój sprzeciw oraz dokonać kontroli budowy w celu stwierdzenia, czy wszystko zostało wykonane zgodnie z projektem.

- Pozwolenie na użytkowanie budynku jest niczym innym, jak m.in. potwierdzeniem wcześniej stwierdzonych przez kierownika budowy, inspektora nadzoru i projektanta faktów, że dany obiekt został wykonany zgodnie z projektem i sztuką budowlaną - wyjaśnia Andrzej Dobrucki, wiceprezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Dodaje, że likwidacja tego pozwolenia jest więc dobrym rozwiązaniem.
Arkadiusz Jaraszek
interia.pl

Ukraina: gigantyczny krach bankowy

Kryzys na Ukrainie coraz poważniejszy. Bank Centralny ratuje kolejne banki przed upadkiem, a problemy z wypłatą pieniędzy ma coraz więcej Ukraińców – informuje „Rzeczpospolita”.
Klienci ukraińskich banków mają poważne problemy z wypłatą pieniędzy z banków. Gazeta podaje przykład jednej z Ukrainek, której odmówiono likwidacji lokaty w euro. Kasjerka doradziła jej, by przyniosła zaświadczenie o chorobie lub braku pracy – w ten sposób zwiększyła by swoje szanse na odzyskanie pieniędzy.

Sytuacja na Ukrainie jest dramatyczna, banki już systemowo przestały wypłacać depozyty klientom, a bankomaty sprawiają wrażenie, jakby ich w ogóle nie uzupełniano gotówką. Dodatkowo w wielu sklepach nie realizuje się transakcji kartami płatniczymi. To wszystko pokazuje, jak tragiczna sytuacja panuje w sektorze bankowym na Ukrainie.

Jak zauważa gazeta, sprawę pogarsza fakt, że stan gospodarki jest tragiczny.

Więcej w „Rzeczpospolitej”.
onet.pl/
(Rzeczpospolita, tm/13.02.2009, godz. 07:53)

Ukraina: gigantyczny krach bankowy

Kryzys na Ukrainie coraz poważniejszy. Bank Centralny ratuje kolejne banki przed upadkiem, a problemy z wypłatą pieniędzy ma coraz więcej Ukraińców – informuje „Rzeczpospolita”.
Klienci ukraińskich banków mają poważne problemy z wypłatą pieniędzy z banków. Gazeta podaje przykład jednej z Ukrainek, której odmówiono likwidacji lokaty w euro. Kasjerka doradziła jej, by przyniosła zaświadczenie o chorobie lub braku pracy – w ten sposób zwiększyła by swoje szanse na odzyskanie pieniędzy.

Sytuacja na Ukrainie jest dramatyczna, banki już systemowo przestały wypłacać depozyty klientom, a bankomaty sprawiają wrażenie, jakby ich w ogóle nie uzupełniano gotówką. Dodatkowo w wielu sklepach nie realizuje się transakcji kartami płatniczymi. To wszystko pokazuje, jak tragiczna sytuacja panuje w sektorze bankowym na Ukrainie.

Jak zauważa gazeta, sprawę pogarsza fakt, że stan gospodarki jest tragiczny.

Więcej w „Rzeczpospolitej”.
onet.pl/
(Rzeczpospolita, tm/13.02.2009, godz. 07:53)

Banki zamrożą akcję kredytową

Dzisiaj już nie płynność, ale rosnące ryzyko odcina klientów banków od pożyczek - akcentuje "Puls Biznesu".
Gazeta kreśli czarną wizję: "Uwaga, selekcja. Wstęp tylko za zaproszeniami i dla najlepszych klientów. Banki zamykają sklepiki z kredytami".

Tyle się mówiło, że rząd musi gwarantować kredyty, bo inaczej akcja kredytowa siądzie. I siada - stwierdza "PB". O ile jeszcze w IV kwartale bankowcy zakładali, że sprzedaż kredytów będzie rosła w tym roku wolniej niż w 2008 r., to jednak przekroczy poziom dynamiki PKB. Dziś wielu takich możliwości nie widzi, zwłaszcza w przypadku klientów korporacyjnych.

Zdaniem prezesa Citi Handlowego, Sławomira Sikory, najlepszym klientem w tym roku będzie rząd, wrzucający na rynek kolejne pakiety papierów z dobrą marżą.

Więcej na ten temat w dzisiejszej publikacji "Pulsu Biznesu".
onet.pl/ (PAP, tm/13.02.2009, godz. 06:19)

Banki zamrożą akcję kredytową

Dzisiaj już nie płynność, ale rosnące ryzyko odcina klientów banków od pożyczek - akcentuje "Puls Biznesu".
Gazeta kreśli czarną wizję: "Uwaga, selekcja. Wstęp tylko za zaproszeniami i dla najlepszych klientów. Banki zamykają sklepiki z kredytami".

Tyle się mówiło, że rząd musi gwarantować kredyty, bo inaczej akcja kredytowa siądzie. I siada - stwierdza "PB". O ile jeszcze w IV kwartale bankowcy zakładali, że sprzedaż kredytów będzie rosła w tym roku wolniej niż w 2008 r., to jednak przekroczy poziom dynamiki PKB. Dziś wielu takich możliwości nie widzi, zwłaszcza w przypadku klientów korporacyjnych.

Zdaniem prezesa Citi Handlowego, Sławomira Sikory, najlepszym klientem w tym roku będzie rząd, wrzucający na rynek kolejne pakiety papierów z dobrą marżą.

Więcej na ten temat w dzisiejszej publikacji "Pulsu Biznesu".
onet.pl/ (PAP, tm/13.02.2009, godz. 06:19)

Słaby złoty i drogi prąd pogrążą firmy

Jak podaje GUS, zysk netto polskich firm w pierwszych trzech kwartałach 2008 r. wyniósł 74 mld zł (dane za cały rok nie są znane). W tym roku zarobek może się drastycznie zmniejszyć.
Jedną z głównych przyczyn jest słaby złoty. Powoduje on wzrost kosztów importu materiałów, które polskie firmy wykorzystują w swojej produkcji.

Na podstawie informacji z NBP oraz danych z poprzednich lat można szacować, że polski przemysł kupił za granicą potrzebne do bieżącej produkcji towary za około 46,8 mld euro (wyliczenie nie uwzględnia importu m.in. paliw). Jeśli przeliczymy tę kwotę na złote po średnim kursie z 2008 roku, to okaże się, że na import zaopatrzeniowy polskie firmy wydały 164,6 mld zł.
W tym roku za sprowadzenie tej samej ilości towarów polskie firmy zapłacą znacznie więcej. Przy założeniu, że złoty już nie będzie tracił w tym roku na wartości i jego kurs będzie oscylował wokół średniej ze stycznia (czyli 4,22 zł za euro), można przyjąć, że za towary zaopatrzeniowe z importu polskie firmy zapłaciłyby w 2009 roku o około 33 mld zł więcej.
Z danych NBP wynika, że import spada. Przedsiębiorstwa nie potrzebują już tylu materiałów co wcześniej, gdyż mniej sprzedają. Jednak niekoniecznie oznacza to, że wydatki firm na towary importowane będą mniejsze. Złoty cały czas traci na wartości. Wczoraj euro kosztowało 4,62 zł. Co w tej sytuacji będą robić firmy?

Będzie dobrze, jeśli uda się utrzymać przychody firm na poziomie zbliżonym do tego z ostatnich lat. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że będą znacznie niższe – mówi Alfred Adamiec, analityk Noble Bank.

Jak już w tej chwili działa niekorzystny mechanizm związany z osłabienie złotówki i problemami z opcjami ? O ile wzrosły rachunki firm za prąd - z czego wynikają podwyżki cen energii ?

Małgorzata Kwiatkowska, Marek Chądzyński, Ireneusz Chojnacki
Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) – forsal.pl - str.A2-3
Gazeta Prawna

Słaby złoty i drogi prąd pogrążą firmy

Jak podaje GUS, zysk netto polskich firm w pierwszych trzech kwartałach 2008 r. wyniósł 74 mld zł (dane za cały rok nie są znane). W tym roku zarobek może się drastycznie zmniejszyć.
Jedną z głównych przyczyn jest słaby złoty. Powoduje on wzrost kosztów importu materiałów, które polskie firmy wykorzystują w swojej produkcji.

Na podstawie informacji z NBP oraz danych z poprzednich lat można szacować, że polski przemysł kupił za granicą potrzebne do bieżącej produkcji towary za około 46,8 mld euro (wyliczenie nie uwzględnia importu m.in. paliw). Jeśli przeliczymy tę kwotę na złote po średnim kursie z 2008 roku, to okaże się, że na import zaopatrzeniowy polskie firmy wydały 164,6 mld zł.
W tym roku za sprowadzenie tej samej ilości towarów polskie firmy zapłacą znacznie więcej. Przy założeniu, że złoty już nie będzie tracił w tym roku na wartości i jego kurs będzie oscylował wokół średniej ze stycznia (czyli 4,22 zł za euro), można przyjąć, że za towary zaopatrzeniowe z importu polskie firmy zapłaciłyby w 2009 roku o około 33 mld zł więcej.
Z danych NBP wynika, że import spada. Przedsiębiorstwa nie potrzebują już tylu materiałów co wcześniej, gdyż mniej sprzedają. Jednak niekoniecznie oznacza to, że wydatki firm na towary importowane będą mniejsze. Złoty cały czas traci na wartości. Wczoraj euro kosztowało 4,62 zł. Co w tej sytuacji będą robić firmy?

Będzie dobrze, jeśli uda się utrzymać przychody firm na poziomie zbliżonym do tego z ostatnich lat. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że będą znacznie niższe – mówi Alfred Adamiec, analityk Noble Bank.

Jak już w tej chwili działa niekorzystny mechanizm związany z osłabienie złotówki i problemami z opcjami ? O ile wzrosły rachunki firm za prąd - z czego wynikają podwyżki cen energii ?

Małgorzata Kwiatkowska, Marek Chądzyński, Ireneusz Chojnacki
Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) – forsal.pl - str.A2-3
Gazeta Prawna

Rolnicy domagają się odszkodowań od energetyków za słupy

Stanisław Witczak z Kołdowa pod Sieradzem domaga się odszkodowania za 20 słupów, które stoją na jego 4 ha. Polskie Sieci Elektroenergetyczne Operator od lat korzystają z jego pola bez umowy.
Kiedyś, jak się konikiem orało, słupy nie przeszkadzały. Teraz są kombajny i traktory, mam ogromne problemy. No bo, jak tu orać ziemię przy słupie - pyta gospodarz.

Słupy to dla niego same straty. Za każdym razem, gdy jest awaria, energetycy zadeptują mi pole. Niedawno byli geodeci, coś mierzyli, bo stare słupy mają zastąpić nowe. I jeszcze wielki transformator chcą postawić. Na to już nie zezwolę i jak będzie trzeba, to z widłami wyjdę - mówi zdesperowany.
Słupy na jego ziemi stoją od lat 60. XX w. Nikt wtedy nie pytał rolników, czy się zgadzają i jakie chcą odszkodowanie. I tak zostało do dziś.
W podobnej sytuacji jest Walery Andruszkiewicz z Białej Rawskiej. Na działce ma kilka słupów i transformator. Zakładowi Energetycznemu w Łodzi proponował dzierżawę za 700 zł miesięcznie lub odkupienie części działki. Nikt mi nie odpowiadał - wzdycha rolnik. Teraz ubiega się przed sądem o odszkodowanie za bezprawne użytkowanie jego ziemi.

W biurach łódzkiej Izby Rolniczej nie ma tygodnia, by gospodarze nie pytali o pomoc w walce o odszkodowania od zakładów energetycznych. Właściciele dopominają się zadośćuczynienia z tytułu utraconych dochodów - mówi Grzegorz Misztal, szef biura powiatowego Izby Rolniczej Województwa Łódzkiego w Piotrkowie. Działka ze słupem jest nieużytkowana i za to należy się rekompensata. Nasi prawnicy pomagają w negocjacjach z zakładem energetycznym i udzielają porad w zakresie skierowania sprawy do sądu.

W dochodzeniu odszkodowań wyspecjalizowało się kilka kancelarii adwokackich. Zakończyliśmy kilka takich spraw, kolejne są w toku - przyznaje Magdalena Krakowińska, adwokat z kancelarii w Łodzi. Pomyślny wynik zależy od wielu wątków. Liczy się wszystko. To, czy słup został postawiony decyzją administracyjną, czy przez zasiedzenie. Jednak wiele spraw jest do wygrania.

Zakłady energetyczne nie informują, ile odszkodowań już wypłaciły. Nie tworzymy takich zastawień - twierdzi Bartosz Wiśniewski, rzecznik Zakładu Energetycznego Łódź Teren SA. Zwykle nie uznajemy roszczeń. Żaden słup nie został postawiony nielegalnie, a zgodnie z obowiązującym wówczas prawem.

Dariusz Chomka, rzecznik PSE Operator, pytany o odszkodowania za stare słupy zasłania się brakiem przepisów.

Przy stawianiu nowych posiłkujemy się wycenami biegłych, którzy przedstawiają właścicielowi wartość gruntu pod liniami. Jeśli właściciel się nie zgadza, może iść do sądu. Ale takie sprawy ciągną się latami - zastrzega rzecznik i dodaje, że roszczenia rolników nie mogą być spełnione jednorazowo, bo PSE Operator by zbankrutował. W Niemczech takie opłaty zostały rozłożone na 10 lat - mówi.

PSE Operator ma słupy linii najwyższych napięć. Stoją one na gruntach ponad miliona właścicieli. Ich żądania dotyczące odszkodowań przy średniej cenie gruntu 40 zł za metr kwadratowy przekraczałyby 17,5 mld zł - mówi Chomka.

POLSKA Dziennik Łódzki
Bożena Bilska-Smuś, Aneta Grinberg

Rolnicy domagają się odszkodowań od energetyków za słupy

Stanisław Witczak z Kołdowa pod Sieradzem domaga się odszkodowania za 20 słupów, które stoją na jego 4 ha. Polskie Sieci Elektroenergetyczne Operator od lat korzystają z jego pola bez umowy.
Kiedyś, jak się konikiem orało, słupy nie przeszkadzały. Teraz są kombajny i traktory, mam ogromne problemy. No bo, jak tu orać ziemię przy słupie - pyta gospodarz.

Słupy to dla niego same straty. Za każdym razem, gdy jest awaria, energetycy zadeptują mi pole. Niedawno byli geodeci, coś mierzyli, bo stare słupy mają zastąpić nowe. I jeszcze wielki transformator chcą postawić. Na to już nie zezwolę i jak będzie trzeba, to z widłami wyjdę - mówi zdesperowany.
Słupy na jego ziemi stoją od lat 60. XX w. Nikt wtedy nie pytał rolników, czy się zgadzają i jakie chcą odszkodowanie. I tak zostało do dziś.
W podobnej sytuacji jest Walery Andruszkiewicz z Białej Rawskiej. Na działce ma kilka słupów i transformator. Zakładowi Energetycznemu w Łodzi proponował dzierżawę za 700 zł miesięcznie lub odkupienie części działki. Nikt mi nie odpowiadał - wzdycha rolnik. Teraz ubiega się przed sądem o odszkodowanie za bezprawne użytkowanie jego ziemi.

W biurach łódzkiej Izby Rolniczej nie ma tygodnia, by gospodarze nie pytali o pomoc w walce o odszkodowania od zakładów energetycznych. Właściciele dopominają się zadośćuczynienia z tytułu utraconych dochodów - mówi Grzegorz Misztal, szef biura powiatowego Izby Rolniczej Województwa Łódzkiego w Piotrkowie. Działka ze słupem jest nieużytkowana i za to należy się rekompensata. Nasi prawnicy pomagają w negocjacjach z zakładem energetycznym i udzielają porad w zakresie skierowania sprawy do sądu.

W dochodzeniu odszkodowań wyspecjalizowało się kilka kancelarii adwokackich. Zakończyliśmy kilka takich spraw, kolejne są w toku - przyznaje Magdalena Krakowińska, adwokat z kancelarii w Łodzi. Pomyślny wynik zależy od wielu wątków. Liczy się wszystko. To, czy słup został postawiony decyzją administracyjną, czy przez zasiedzenie. Jednak wiele spraw jest do wygrania.

Zakłady energetyczne nie informują, ile odszkodowań już wypłaciły. Nie tworzymy takich zastawień - twierdzi Bartosz Wiśniewski, rzecznik Zakładu Energetycznego Łódź Teren SA. Zwykle nie uznajemy roszczeń. Żaden słup nie został postawiony nielegalnie, a zgodnie z obowiązującym wówczas prawem.

Dariusz Chomka, rzecznik PSE Operator, pytany o odszkodowania za stare słupy zasłania się brakiem przepisów.

Przy stawianiu nowych posiłkujemy się wycenami biegłych, którzy przedstawiają właścicielowi wartość gruntu pod liniami. Jeśli właściciel się nie zgadza, może iść do sądu. Ale takie sprawy ciągną się latami - zastrzega rzecznik i dodaje, że roszczenia rolników nie mogą być spełnione jednorazowo, bo PSE Operator by zbankrutował. W Niemczech takie opłaty zostały rozłożone na 10 lat - mówi.

PSE Operator ma słupy linii najwyższych napięć. Stoją one na gruntach ponad miliona właścicieli. Ich żądania dotyczące odszkodowań przy średniej cenie gruntu 40 zł za metr kwadratowy przekraczałyby 17,5 mld zł - mówi Chomka.

POLSKA Dziennik Łódzki
Bożena Bilska-Smuś, Aneta Grinberg

GP na kryzys: jak nie stracić, kupując u upadającego dewelopera

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem – wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami.
Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich.
Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.
W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania – sięgającego nawet 30 proc.

Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo – twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.

Jak uniknąć kłopotów przy zakupie nieruchomości? Co koniecznie trzeba sprawdzić ? Jaki dokument musi posiadać deweloper ?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) – Moje nieruchomości - str.D2
Gazeta Prawna

GP na kryzys: jak nie stracić, kupując u upadającego dewelopera

W ubiegłym roku upadłość ogłosiło 59 firm związanych z budownictwem – wynika z raportu przygotowanego przez firmę Coface Polska. Zdaniem wszystkich specjalistów branża budowlana i deweloperska należy w tym roku do najbardziej zagrożonych bankructwami.
Problemy klientów z uzyskaniem kredytu na kupno mieszkania i podobne kłopoty samych deweloperów z uzyskaniem w banku finansowania na dokończenie inwestycji spowodowały, że widmo bankructw spogląda w oczy prezesów wielu firm deweloperskich.
Dotyczy to szczególnie tych mniejszych firm, które swoją działalność rozpoczęły stosunkowo niedawno, nie zdążyły zarobić na niedawnym boomie budowlanym, drogo kupiły ziemie i teraz mają problemy ze sprzedażą.
W tej sytuacji jednak osoby, które będą w tym roku decydowały się na kupno mieszkania na rynku pierwotnym, powinny wykazać się szczególną ostrożnością. Wbrew pozorom 2009 rok nie będzie okresem, w którym nie będzie dochodziło do żadnych transakcji na rynku nieruchomości.

Większość ekspertów spoza sektora bankowego spodziewa się jednak znacznie większego spadku popytu na mieszkania – sięgającego nawet 30 proc.

Większość deweloperów ma problemy ze sprzedażą mieszkań, a części z nich rzeczywiście grozi bankructwo – twierdzi Aleksandra Szarek z Home Broker. Kupna mieszkania od nich trzeba unikać.

Jak uniknąć kłopotów przy zakupie nieruchomości? Co koniecznie trzeba sprawdzić ? Jaki dokument musi posiadać deweloper ?

Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 13.02.2009 (31) – Moje nieruchomości - str.D2
Gazeta Prawna

Upadnie co trzeci inwestor!

W ciągu najbliższych dwóch lat z rynku zniknie jedna trzecia deweloperów - pisze "Gazeta Krakowska". O fakcie tym już w sierpniu powiedział Tytus Misiak, prezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań (SBDiM), grupującego krakowskich deweloperów.

Kłopoty z płynnością finansową mają przede wszystkim mniejsi deweloperzy czy tzw. deweloperzy jednej inwestycji, którzy kupowali grunty w ciągu ostatnich dwóch lat, a budowę finansują z wpłat klientów. Zastój na rynku i spadek cen mieszkań sprawiły, że ich marża sięga jedynie kilku procent. A to oznacza bankructwo.

Deweloper aby zabezpieczyć sobie funkcjonowanie musi uzyskać 15-20 proc. marży, jeśli tego nie zrobi - upada - tłumaczy Tytus Misiak. Już teraz fundusze inwestycyjne, zarówno polskie, jak i zagraniczne, zaczynają przejmować największych krakowskich deweloperów. Krzysztof Bartuś, prezes krakowskiego Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości, ocenia, że z rynku zniknie 30 proc. budowniczych.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

Zdaniem analityków rynku budownictwa na rozwiniętych rynkach marża deweloperska sięga 10 -12 proc., krajowi deweloperzy podbudowani hossą ostatnich lat windowali ceny do kosmicznych poziomów, obecnie trzeba zejść na ziemię.

Upadnie co trzeci inwestor!

W ciągu najbliższych dwóch lat z rynku zniknie jedna trzecia deweloperów - pisze "Gazeta Krakowska". O fakcie tym już w sierpniu powiedział Tytus Misiak, prezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań (SBDiM), grupującego krakowskich deweloperów.

Kłopoty z płynnością finansową mają przede wszystkim mniejsi deweloperzy czy tzw. deweloperzy jednej inwestycji, którzy kupowali grunty w ciągu ostatnich dwóch lat, a budowę finansują z wpłat klientów. Zastój na rynku i spadek cen mieszkań sprawiły, że ich marża sięga jedynie kilku procent. A to oznacza bankructwo.

Deweloper aby zabezpieczyć sobie funkcjonowanie musi uzyskać 15-20 proc. marży, jeśli tego nie zrobi - upada - tłumaczy Tytus Misiak. Już teraz fundusze inwestycyjne, zarówno polskie, jak i zagraniczne, zaczynają przejmować największych krakowskich deweloperów. Krzysztof Bartuś, prezes krakowskiego Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości, ocenia, że z rynku zniknie 30 proc. budowniczych.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

Zdaniem analityków rynku budownictwa na rozwiniętych rynkach marża deweloperska sięga 10 -12 proc., krajowi deweloperzy podbudowani hossą ostatnich lat windowali ceny do kosmicznych poziomów, obecnie trzeba zejść na ziemię.

Gdzie w tym roku kupować nieruchomości?

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego, Amerykę czeka poprawa sytuacji gospodarczej w trzecim kwartale roku, a po kryzysie najszybciej podniosą się kraje azjatyckie - wynika z raportu przygotowanego przez Cushman & Wakefield.
Nowojorski oddział firmy Cushman & Wakefield opublikował pierwszy w tym roku raport z serii Economic Pulse na temat warunków prowadzenia działalności gospodarczej i rynku nieruchomości w Azji, Europie i Stanach Zjednoczonych. Raporty zamieszczane na stronie Centrum Wiedzy (Knowledge Center) firmy Cushman & Wakefield potwierdzają, że branża nieruchomości komercyjnych najbardziej odczuje globalne pogorszenie koniunktury w 2009 r. Jednak ograniczona podaż wpłynęła stabilizująco na pewne rynki, a w niektórych regionach ożywienie nadejdzie szybciej niż w innych.
Azja i Pacyfik

Wydarzenia 2009 roku będą przełomowe dla gospodarki Azji. Cztery czynniki nadal powodują rozprzestrzenianie się kryzysu gospodarczego do krajów azjatyckich, które w ostatnich kwartałach wykazywały się odpornością. Na początku 2009 r. słabnący optymizm, problemy z utrzymaniem płynności, perspektywa niestabilności kursów walut i nierównowaga w obrocie handlowym zaczynają wywierać presję na gospodarkę, zwiększając tym samym stopień ryzyka krótkoterminowego w różnych krajach. Pomimo wzrostu ryzyka politycznego i społecznego we wszystkich zakątkach Azji, można oczekiwać, że region ten będzie jednym z pierwszych, w którym nastąpi ożywienie, ponieważ niski poziom zadłużenia i spadające ceny surowców przyczynią się do powrotu gospodarek azjatyckich na ścieżkę wzrostu.

Europa

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. W bieżącym roku z pewnością nadejdą kolejne niekorzystne informacje, ponieważ redukowanie poziomu zapasów i słabnący eksport dodatkowo zwiększają problemy powodowane przez ograniczanie wydatków na konsumpcję, niedobory kredytów i niepewność na rynkach finansowych. W całym regionie obniżono prognozy dotyczące wzrostu PKB i obecnie prognozuje się spadek PKB na poziomie 1,5 proc. dla Europy Zachodniej, 2-2,5-proc. spadek w Irlandii i Wielkiej Brytanii oraz bardziej umiarkowany spadek do (0,5 proc.) w Finlandii i Norwegii. Ekonomiści zgodnie uważają, że jesteśmy bliscy najniższego punktu obecnego spowolnienia w wielu krajach pod względem wzrostu kwartał do kwartału.

Stany Zjednoczone

Stany Zjednoczone są wyraźnie w najgorszym punkcie obecnego cyklu, ponieważ w obliczu spadającej sprzedaży i ogólnej niepewności gospodarczej, firmy nadal zwalniają pracowników w szybkim tempie. Oczekuje się dalszego wzrostu bezrobocia w najbliższym czasie, ale w kolejnych miesiącach 2009 r. sytuacja może się poprawić. W związku ze zmianą administracji w Waszyngtonie w połączeniu z pakietem agresywnych rozwiązań pobudzających gospodarkę, rozluźnieniem polityki na rynkach kredytowych oraz gwałtownym spadkiem cen energii i surowców można oczekiwać powrotu tendencji wzrostowej PKB w trzecim kwartale.

Monika Szymańska

Na podstawie raportu Economic Pulse firmy Cushman & Wakefield

Gdzie w tym roku kupować nieruchomości?

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego, Amerykę czeka poprawa sytuacji gospodarczej w trzecim kwartale roku, a po kryzysie najszybciej podniosą się kraje azjatyckie - wynika z raportu przygotowanego przez Cushman & Wakefield.
Nowojorski oddział firmy Cushman & Wakefield opublikował pierwszy w tym roku raport z serii Economic Pulse na temat warunków prowadzenia działalności gospodarczej i rynku nieruchomości w Azji, Europie i Stanach Zjednoczonych. Raporty zamieszczane na stronie Centrum Wiedzy (Knowledge Center) firmy Cushman & Wakefield potwierdzają, że branża nieruchomości komercyjnych najbardziej odczuje globalne pogorszenie koniunktury w 2009 r. Jednak ograniczona podaż wpłynęła stabilizująco na pewne rynki, a w niektórych regionach ożywienie nadejdzie szybciej niż w innych.
Azja i Pacyfik

Wydarzenia 2009 roku będą przełomowe dla gospodarki Azji. Cztery czynniki nadal powodują rozprzestrzenianie się kryzysu gospodarczego do krajów azjatyckich, które w ostatnich kwartałach wykazywały się odpornością. Na początku 2009 r. słabnący optymizm, problemy z utrzymaniem płynności, perspektywa niestabilności kursów walut i nierównowaga w obrocie handlowym zaczynają wywierać presję na gospodarkę, zwiększając tym samym stopień ryzyka krótkoterminowego w różnych krajach. Pomimo wzrostu ryzyka politycznego i społecznego we wszystkich zakątkach Azji, można oczekiwać, że region ten będzie jednym z pierwszych, w którym nastąpi ożywienie, ponieważ niski poziom zadłużenia i spadające ceny surowców przyczynią się do powrotu gospodarek azjatyckich na ścieżkę wzrostu.

Europa

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. W bieżącym roku z pewnością nadejdą kolejne niekorzystne informacje, ponieważ redukowanie poziomu zapasów i słabnący eksport dodatkowo zwiększają problemy powodowane przez ograniczanie wydatków na konsumpcję, niedobory kredytów i niepewność na rynkach finansowych. W całym regionie obniżono prognozy dotyczące wzrostu PKB i obecnie prognozuje się spadek PKB na poziomie 1,5 proc. dla Europy Zachodniej, 2-2,5-proc. spadek w Irlandii i Wielkiej Brytanii oraz bardziej umiarkowany spadek do (0,5 proc.) w Finlandii i Norwegii. Ekonomiści zgodnie uważają, że jesteśmy bliscy najniższego punktu obecnego spowolnienia w wielu krajach pod względem wzrostu kwartał do kwartału.

Stany Zjednoczone

Stany Zjednoczone są wyraźnie w najgorszym punkcie obecnego cyklu, ponieważ w obliczu spadającej sprzedaży i ogólnej niepewności gospodarczej, firmy nadal zwalniają pracowników w szybkim tempie. Oczekuje się dalszego wzrostu bezrobocia w najbliższym czasie, ale w kolejnych miesiącach 2009 r. sytuacja może się poprawić. W związku ze zmianą administracji w Waszyngtonie w połączeniu z pakietem agresywnych rozwiązań pobudzających gospodarkę, rozluźnieniem polityki na rynkach kredytowych oraz gwałtownym spadkiem cen energii i surowców można oczekiwać powrotu tendencji wzrostowej PKB w trzecim kwartale.

Monika Szymańska

Na podstawie raportu Economic Pulse firmy Cushman & Wakefield

Niskie ceny rozkręcą rynek

W sondzie przeprowadzonej przez Metrohouse internauci odpowiadali na pytanie "Co może ożywić rynek nieruchomości?". Większość z nich twierdzi, że największy wpływ na poprawę obecnej sytuacji mogą mieć spadki cen nieruchomości.

Aż 42% osób biorących udział w sondzie twierdzi, że to spadki cen nieruchomości w największym stopniu przyczynią się do ożywienia rynku mieszkaniowego.

Wiele osób jednak nadal odwleka decyzję o zakupie mieszkania oczekując kolejnych korekt. - Największe spadki cen są już za nami, mówi Mariusz Kania, prezes Metrohouse. Obecnie na rynku mamy szeroką gamę mieszkań, które można kupić po cenach znacznie niższych niż przed kilkunastoma miesiącami. Atrakcyjne cenowo oferty znikają momentalnie z rynku, a okazje pojawiają się częściej niż w ostatnich latach. To rzeczywiście ożywia rynek - dodaje. Nikt nie potrafi odpowiedzieć, jak długo potrwa obecna sytuacja, dlatego zdaniem specjalistów to dobry czas na podejmowanie decyzji zakupowych, tym bardziej, że deweloperzy silnie ograniczyli liczbę nowych inwestycji. To sprawi, że za rok lub dwa podaż mieszkań będzie o wiele niższa.

34% internautów jest zdania, że istotne znaczenie może mieć liberalizacja polityki kredytowej banków, a 12% twierdzi, że mogą pomóc rządowe dopłaty do kredytów w ramach programu "Rodzina na swoim"

Z sondy więc wynika, że 46% internautów upatruje szansy na ożywienie rynku w zmianach funkcjonowania instrumentów finansowania zakupu. - Zaostrzenie kryteriów kredytowania zakupu nieruchomości znacząco ograniczyło dostępność mieszkań. Jednak nadal możliwe jest uzyskanie kredytu na 100% zakupu, twierdzi Grzegorz Kędzierski, dyrektor sprzedaży Metrohouse. Słuszne założenia programu dopłat do kredytów kolidują z cenami mieszkań. - W największych miastach nie więcej niż kilkanaście procent ofert kwalifikuje się do programu "Rodzina na swoim", ale np. w Krakowie i w Gdańsku trudno jest jednak znaleźć oferty odpowiadające założeniom programu. Dlatego realizacja rządowych dopłat do kredytów może okazać się tam dość trudna - podkreśla Kędzierski.

Ani rozwój popularnego segmentu budownictwa, ani powrót na rynek zagranicznych inwestorów nie będą mieć w opinii ankietowanych wpływu na ożywienie sytuacji na rynku. Takich odpowiedzi udzieliło łącznie 12% internautów.


Internet

Sonda została przeprowadzona w okresie grudzień 2008 - styczeń 2009 r. na próbie ponad 300 internautów

interia.pl Środa, 11 lutego (10:45)

Niskie ceny rozkręcą rynek

W sondzie przeprowadzonej przez Metrohouse internauci odpowiadali na pytanie "Co może ożywić rynek nieruchomości?". Większość z nich twierdzi, że największy wpływ na poprawę obecnej sytuacji mogą mieć spadki cen nieruchomości.

Aż 42% osób biorących udział w sondzie twierdzi, że to spadki cen nieruchomości w największym stopniu przyczynią się do ożywienia rynku mieszkaniowego.

Wiele osób jednak nadal odwleka decyzję o zakupie mieszkania oczekując kolejnych korekt. - Największe spadki cen są już za nami, mówi Mariusz Kania, prezes Metrohouse. Obecnie na rynku mamy szeroką gamę mieszkań, które można kupić po cenach znacznie niższych niż przed kilkunastoma miesiącami. Atrakcyjne cenowo oferty znikają momentalnie z rynku, a okazje pojawiają się częściej niż w ostatnich latach. To rzeczywiście ożywia rynek - dodaje. Nikt nie potrafi odpowiedzieć, jak długo potrwa obecna sytuacja, dlatego zdaniem specjalistów to dobry czas na podejmowanie decyzji zakupowych, tym bardziej, że deweloperzy silnie ograniczyli liczbę nowych inwestycji. To sprawi, że za rok lub dwa podaż mieszkań będzie o wiele niższa.

34% internautów jest zdania, że istotne znaczenie może mieć liberalizacja polityki kredytowej banków, a 12% twierdzi, że mogą pomóc rządowe dopłaty do kredytów w ramach programu "Rodzina na swoim"

Z sondy więc wynika, że 46% internautów upatruje szansy na ożywienie rynku w zmianach funkcjonowania instrumentów finansowania zakupu. - Zaostrzenie kryteriów kredytowania zakupu nieruchomości znacząco ograniczyło dostępność mieszkań. Jednak nadal możliwe jest uzyskanie kredytu na 100% zakupu, twierdzi Grzegorz Kędzierski, dyrektor sprzedaży Metrohouse. Słuszne założenia programu dopłat do kredytów kolidują z cenami mieszkań. - W największych miastach nie więcej niż kilkanaście procent ofert kwalifikuje się do programu "Rodzina na swoim", ale np. w Krakowie i w Gdańsku trudno jest jednak znaleźć oferty odpowiadające założeniom programu. Dlatego realizacja rządowych dopłat do kredytów może okazać się tam dość trudna - podkreśla Kędzierski.

Ani rozwój popularnego segmentu budownictwa, ani powrót na rynek zagranicznych inwestorów nie będą mieć w opinii ankietowanych wpływu na ożywienie sytuacji na rynku. Takich odpowiedzi udzieliło łącznie 12% internautów.


Internet

Sonda została przeprowadzona w okresie grudzień 2008 - styczeń 2009 r. na próbie ponad 300 internautów

interia.pl Środa, 11 lutego (10:45)

Dom z dopłatą do kredytu 50 proc.!

Marzenia o własnym domu nie musi zatrzeć obecna sytuacja na rynku finansowym. Nowelizacja ustawy o finansowym wspieraniu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania z 2 stycznia br. wprowadziła zasadnicze zmiany.

Jedna z nich jest możliwość przystąpienia osób spokrewnionych lub spowinowaconych z kredytobiorcą do umowy kredytu preferencyjnego. Co oznacza, że osoby z obniżoną zdolnością kredytową ze względu na obecne realia przyznawania kredytów hipotecznych, mają większe szanse na jego uzyskanie.

Kolejną zmianą jest wzrost mnożnika z 1,3 do 1,4, stosowanego do ustalenia limitu ceny lub kosztu 1 m2 powierzchni użytkowej nieruchomości. Cena ta jest wyliczona odrębnie dla każdego województwa. Zatem wskaźnik przeliczeniowy kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych np. w Małopolsce obecnie wynosi 4 211,20 zł., w dolnośląskim 4 289,60 zł. W praktyce to oznacza, że koszt budowy 1 m2 nie może przewyższyć kwoty wskaźnikowej jeśli chcemy ją finansować kredytem z dopłatą.

Dopłatami z budżetu państwa, a tym samym programem "Rodzina na swoim" wprowadzanym na podstawie w/w ustawy zawiaduje Bank Gospodarstwa Krajowego. Wnioski o kredyt z dopłatą składane są w bankach, które maja podpisane umowy z BGK.

Dopłaty wynoszą 50 % odsetek od kredytów hipotecznych przez okres 8 lat. Uzyskać je mogą małżeństwa nie posiadające w dniu zawarcia umowy z bankiem własnego mieszkania lub domu, oraz osoby samotnie wychowujące niepełnoletnie lub uczące się dziecko do 25 roku życia, oraz gdy na dziecko pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny.

Niemniej posiadanie własnego mieszkania nie musi stanowić przeszkody w skorzystaniu z owej dopłaty. Dochód ze zbycia nieruchomości przed podpisaniem umowy o kredyt preferencyjny może stanowić wkład własny, co będzie zdecydowanie in plus wobec zaostrzonych bankowych kryteriów udzielania kredytu. Paradoksalnie obecna sytuacja na rynkach finansowych może stanowić szanse dla indywidualnych inwestorów. Materiały budowlane tanieją, grunty tanieją, a ekipy wykonawcze są bardziej dyspozycyjne.

Od momentu wejścia w życie nowelizacji odnotowujemy wzrost zainteresowania nasza ofertą - mówi Ryszard Czapla, prezes firmy architektoniczno-budowlanej ARCHETON Sp. z o.o. - Nastąpił znaczny wzrost sprzedaży projektów domów do 140 m2 powierzchni użytkowej, a jest to maksymalna powierzchnia objęta dopłatami.

Dla zapewnienia niskiego kosztu realizacji inwestycji w obliczu ceny wskaźnikowej przy kredycie z dopłatą, klienci korzystają coraz częściej z naszego programu budowy domu "Dom na miarę". Budowa domu następuje w oparciu o technologie prefabrykowanego szkieletu drewnianego. Czas realizacji inwestycji wynosi 2 miesiące. Zachowania klientów są obrazem zachodzących zmian na rynku budowlanym: kompleksowo, tanio i szybko z gwarancją jakości. Tym bardziej nabiera to dla klientów znaczenia w kontekście sytuacji na rynku finansowym.

Poza tym coraz częściej Polacy mają świadomość tego, że mały dom nie jest "gorszym" domem. Większość domów na Zachodzie ma średni metraż ok. 90 m i są one prawie wyłącznie budowane w technologii szkieletowej.

Dom tego typu jest i ekonomiczny w realizacji i oszczędny w utrzymaniu, ale również ekologiczny. Sondujemy, że wraz z nadchodzącym sezonem budowlanym nastąpi jeszcze większy wzrost zainteresowania tego typu ofertą jak nasza, jak i kredytu z dopłatą.

Słowa Ryszarda Czapli, prezesa ARCHETON Sp. z o.o. zdają się potwierdzać statystyki BGK. W styczniu 2009 nastąpił ponad 2-krotny wzrost udzielonych kredytów z dopłatą w stosunku do stycznia ubiegłego roku. Natomiast w br. planowane jest przyznanie kredytów na kwotę 2,5 mld zł.

źródło informacji: INTERIA.PL

Dom z dopłatą do kredytu 50 proc.!

Marzenia o własnym domu nie musi zatrzeć obecna sytuacja na rynku finansowym. Nowelizacja ustawy o finansowym wspieraniu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania z 2 stycznia br. wprowadziła zasadnicze zmiany.

Jedna z nich jest możliwość przystąpienia osób spokrewnionych lub spowinowaconych z kredytobiorcą do umowy kredytu preferencyjnego. Co oznacza, że osoby z obniżoną zdolnością kredytową ze względu na obecne realia przyznawania kredytów hipotecznych, mają większe szanse na jego uzyskanie.

Kolejną zmianą jest wzrost mnożnika z 1,3 do 1,4, stosowanego do ustalenia limitu ceny lub kosztu 1 m2 powierzchni użytkowej nieruchomości. Cena ta jest wyliczona odrębnie dla każdego województwa. Zatem wskaźnik przeliczeniowy kosztu odtworzenia 1 m2 powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych np. w Małopolsce obecnie wynosi 4 211,20 zł., w dolnośląskim 4 289,60 zł. W praktyce to oznacza, że koszt budowy 1 m2 nie może przewyższyć kwoty wskaźnikowej jeśli chcemy ją finansować kredytem z dopłatą.

Dopłatami z budżetu państwa, a tym samym programem "Rodzina na swoim" wprowadzanym na podstawie w/w ustawy zawiaduje Bank Gospodarstwa Krajowego. Wnioski o kredyt z dopłatą składane są w bankach, które maja podpisane umowy z BGK.

Dopłaty wynoszą 50 % odsetek od kredytów hipotecznych przez okres 8 lat. Uzyskać je mogą małżeństwa nie posiadające w dniu zawarcia umowy z bankiem własnego mieszkania lub domu, oraz osoby samotnie wychowujące niepełnoletnie lub uczące się dziecko do 25 roku życia, oraz gdy na dziecko pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny.

Niemniej posiadanie własnego mieszkania nie musi stanowić przeszkody w skorzystaniu z owej dopłaty. Dochód ze zbycia nieruchomości przed podpisaniem umowy o kredyt preferencyjny może stanowić wkład własny, co będzie zdecydowanie in plus wobec zaostrzonych bankowych kryteriów udzielania kredytu. Paradoksalnie obecna sytuacja na rynkach finansowych może stanowić szanse dla indywidualnych inwestorów. Materiały budowlane tanieją, grunty tanieją, a ekipy wykonawcze są bardziej dyspozycyjne.

Od momentu wejścia w życie nowelizacji odnotowujemy wzrost zainteresowania nasza ofertą - mówi Ryszard Czapla, prezes firmy architektoniczno-budowlanej ARCHETON Sp. z o.o. - Nastąpił znaczny wzrost sprzedaży projektów domów do 140 m2 powierzchni użytkowej, a jest to maksymalna powierzchnia objęta dopłatami.

Dla zapewnienia niskiego kosztu realizacji inwestycji w obliczu ceny wskaźnikowej przy kredycie z dopłatą, klienci korzystają coraz częściej z naszego programu budowy domu "Dom na miarę". Budowa domu następuje w oparciu o technologie prefabrykowanego szkieletu drewnianego. Czas realizacji inwestycji wynosi 2 miesiące. Zachowania klientów są obrazem zachodzących zmian na rynku budowlanym: kompleksowo, tanio i szybko z gwarancją jakości. Tym bardziej nabiera to dla klientów znaczenia w kontekście sytuacji na rynku finansowym.

Poza tym coraz częściej Polacy mają świadomość tego, że mały dom nie jest "gorszym" domem. Większość domów na Zachodzie ma średni metraż ok. 90 m i są one prawie wyłącznie budowane w technologii szkieletowej.

Dom tego typu jest i ekonomiczny w realizacji i oszczędny w utrzymaniu, ale również ekologiczny. Sondujemy, że wraz z nadchodzącym sezonem budowlanym nastąpi jeszcze większy wzrost zainteresowania tego typu ofertą jak nasza, jak i kredytu z dopłatą.

Słowa Ryszarda Czapli, prezesa ARCHETON Sp. z o.o. zdają się potwierdzać statystyki BGK. W styczniu 2009 nastąpił ponad 2-krotny wzrost udzielonych kredytów z dopłatą w stosunku do stycznia ubiegłego roku. Natomiast w br. planowane jest przyznanie kredytów na kwotę 2,5 mld zł.

źródło informacji: INTERIA.PL

Stolica inwestuje w PPP

Rozbudowa Zakładu Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, budowa parkingów podziemnych i wielopoziomowych oraz kompleksów sportowych - to niektóre z listy projektów, które w stolicy mają być realizowane w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego.

Wśród planowanych inwestycji znalazły się m.in.: wspomniany Zakład Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, parkingi podziemne w okolicach Placu Defilad, Placu Teatralnego i w rejonach ulic Sienkiewicza, Emilii Plater, Spiskiej, Wawelskiej. Są także: parking wielopoziomowy na Targówku, linia tramwajowa do Piaseczna, remont boiska KS Hutnik, modernizacja obiektu KS Polonia i zagospodarowanie terenów WOW Wisła przy ul. Górczewskiej.

Realizacja pierwszych projektów z listy (m.in. budowa parkingów podziemnych w Śródmieściu) rozpocznie się w drugiej połowie tego roku.

Wsparcie doradcze przy ich realizacji zapewnią cztery konsorcja firm doradczych: Deloitte Advisory, Depfa Bank, Ernst & Young oraz PriceWaterhouseCoopers. Zostały one wybrane w przetargu. Zadaniem doradców będzie analiza prawna, finansowa i techniczna projektów oraz nadzór nad ich realizacją w ramach PPP.

- Jeszcze w 2007 roku rozpoczęliśmy prace nad uruchomieniem w Warszawie programu partnerstwa publiczno-prywatnego. Zdajemy sobie sprawę, że bez takiej formuły nie będziemy mogli zrealizować części niezbędnych dla miasta inwestycji - powiedział podczas środowej konferencji prasowej wiceprezydent Warszawy Jarosław Kochaniak.

Dodał, że budżet miasta ma ograniczone możliwości sfinansowania wszystkich niezbędnych inwestycji. - Stąd też konieczność poszukiwania dodatkowych źródeł finansowania. Tym bardziej cieszę się, że już dzisiaj jesteśmy gotowi. Jako jedyny samorząd w Polsce mamy podpisane trzyletnie umowy ramowe z firmami konsultingowymi - zaznaczył.

INTERIA.PL/PAP

Stolica inwestuje w PPP

Rozbudowa Zakładu Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, budowa parkingów podziemnych i wielopoziomowych oraz kompleksów sportowych - to niektóre z listy projektów, które w stolicy mają być realizowane w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego.

Wśród planowanych inwestycji znalazły się m.in.: wspomniany Zakład Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych, parkingi podziemne w okolicach Placu Defilad, Placu Teatralnego i w rejonach ulic Sienkiewicza, Emilii Plater, Spiskiej, Wawelskiej. Są także: parking wielopoziomowy na Targówku, linia tramwajowa do Piaseczna, remont boiska KS Hutnik, modernizacja obiektu KS Polonia i zagospodarowanie terenów WOW Wisła przy ul. Górczewskiej.

Realizacja pierwszych projektów z listy (m.in. budowa parkingów podziemnych w Śródmieściu) rozpocznie się w drugiej połowie tego roku.

Wsparcie doradcze przy ich realizacji zapewnią cztery konsorcja firm doradczych: Deloitte Advisory, Depfa Bank, Ernst & Young oraz PriceWaterhouseCoopers. Zostały one wybrane w przetargu. Zadaniem doradców będzie analiza prawna, finansowa i techniczna projektów oraz nadzór nad ich realizacją w ramach PPP.

- Jeszcze w 2007 roku rozpoczęliśmy prace nad uruchomieniem w Warszawie programu partnerstwa publiczno-prywatnego. Zdajemy sobie sprawę, że bez takiej formuły nie będziemy mogli zrealizować części niezbędnych dla miasta inwestycji - powiedział podczas środowej konferencji prasowej wiceprezydent Warszawy Jarosław Kochaniak.

Dodał, że budżet miasta ma ograniczone możliwości sfinansowania wszystkich niezbędnych inwestycji. - Stąd też konieczność poszukiwania dodatkowych źródeł finansowania. Tym bardziej cieszę się, że już dzisiaj jesteśmy gotowi. Jako jedyny samorząd w Polsce mamy podpisane trzyletnie umowy ramowe z firmami konsultingowymi - zaznaczył.

INTERIA.PL/PAP

Bariery dla energooszczędnych

Coraz więcej Polaków chciałoby być właścicielami energooszczędnych domów i mieszkań, a kwestia ta staje się szczególnie paląca w kontekście nieustannie rosnących cen energii. Nadal jednak liczba "ciepłych" nieruchomości w naszym kraju jest niewielka. Przyczyny są różne.

Potwierdzają to badania przeprowadzone na zlecenie Rockwool Polska. Wprawdzie aż 86% architektów i 77% deweloperów jako główny i najważniejszy powód małej popularności energooszczędnego budownictwa w Polsce podaje ograniczone środki finansowe nabywców mieszkań, to jednak tylko 57% nabywców podziela ten pogląd.

Większość deweloperów i inwestorów (odpowiednio 62 i 58%) wskazuje na brak odpowiednich systemów wsparcia ze strony państwa, a ponad połowa architektów i deweloperów zwraca uwagę na brak wiedzy na temat korzyści ekonomicznych płynących z energooszczędnego budownictwa.

Rozwiązanie tego ostatniego problemu nie wymaga znaczących nakładów finansowych. Potrzebna jest systematyczna zmiana programów nauczana i dostęp do informacji. Aktualnie tylko 34% badanych projektantów architektonicznych przyznaje, że informacje na temat energooszczędnego budownictwa zdobyli na studiach. 77% czerpie swoją wiedzę z prasy fachowej, nieco mniej z materiałów informacyjno-handlowych producentów materiałów budowlanych do izolacji.

INTERIA.PL/materiały prasowe

Bariery dla energooszczędnych

Coraz więcej Polaków chciałoby być właścicielami energooszczędnych domów i mieszkań, a kwestia ta staje się szczególnie paląca w kontekście nieustannie rosnących cen energii. Nadal jednak liczba "ciepłych" nieruchomości w naszym kraju jest niewielka. Przyczyny są różne.

Potwierdzają to badania przeprowadzone na zlecenie Rockwool Polska. Wprawdzie aż 86% architektów i 77% deweloperów jako główny i najważniejszy powód małej popularności energooszczędnego budownictwa w Polsce podaje ograniczone środki finansowe nabywców mieszkań, to jednak tylko 57% nabywców podziela ten pogląd.

Większość deweloperów i inwestorów (odpowiednio 62 i 58%) wskazuje na brak odpowiednich systemów wsparcia ze strony państwa, a ponad połowa architektów i deweloperów zwraca uwagę na brak wiedzy na temat korzyści ekonomicznych płynących z energooszczędnego budownictwa.

Rozwiązanie tego ostatniego problemu nie wymaga znaczących nakładów finansowych. Potrzebna jest systematyczna zmiana programów nauczana i dostęp do informacji. Aktualnie tylko 34% badanych projektantów architektonicznych przyznaje, że informacje na temat energooszczędnego budownictwa zdobyli na studiach. 77% czerpie swoją wiedzę z prasy fachowej, nieco mniej z materiałów informacyjno-handlowych producentów materiałów budowlanych do izolacji.

INTERIA.PL/materiały prasowe

Bogaci wykupują ziemię w biednych krajach

Zgoda władz Madagaskaru na wydzierżawienie południowokoreańskiej firmie Daewoo Logistics obszarów wielkości połowy Belgii to jedna z przyczyn protestów i zamieszek w Antananarywie - pisze w środę agencja AFP, podając przykłady wykupywania bądź dzierżawienia ziemi rolnej przez bogate korporacje i państwa.

Zdjęty ze stanowiska mer Antananarywy, główny opozycjonista Andry Rajoelina, prowadzący otwartą walkę z malgaskim prezydentem Markiem Ravalomananą, że sprawy Daewoo uczynił jeden ze swoich koronnych argumentów.

- Sprawa Daewoo wywołała gniew ludności. Potępiam sygnatariuszy, rząd, a zwłaszcza prezydenta. Nasze zwyczaje zabraniają sprzedaży lub dzierżawy ziemi obcym - powiedział niedawno prasie Rajoelina.

Lista zestawiona przez AFP powstała na podstawie raportu pozarządowej organizacji Grein:

Na Ukrainie amerykański bank Morgan Stanley nabył 40 tys. hektarów ziemi uprawnej, rosyjska firma inwestycyjna Renaissance Capital - 300 tys. hektarów, a brytyjska grupa inwestycyjna Landkom - 100 tys. hektarów.

Rząd libijski w zamian za gaz i ropę uzyskał dostęp do 247 tys. hektarów ziemi na Ukrainie.

W Rosji szwedzkie grupy inwestycyjne nabyły: Black Earth Farming - 331 tys. hektarów, Alpcot-Agro - 128 tys. hektarów ziemi rolnej.

W Kazachstanie Chiny wydzierżawiły 7 tys. hektarów. W Afryce, w zamian za udostępnianie nowoczesnych technologii, chińskie firmy przejmują ziemię. Produkcję rolną Chiny przenoszą też do Australii.

W Brazylii japońska grupa Mitsui nabyła 100 hektarów pod uprawę soi, a holenderska grupa Louis Dreyfus - 60 tys. hektarów.

W Argentynie rząd południowokoreański posiada 21 tys. hektarów ziemi uprawnej.

Z Sudanem Egipt zawarł kontrakt na uprawę milionów ton zboża przeznaczonego na eksport do Kairu. W tym afrykańskim kraju saudyjskie konsorcjum Hadco wydzierżawiło ponad 10 tys. hektarów pod uprawę żywności na rynek w Arabii Saudyjskiej; trwają też pertraktacje w sprawie 690 tys. hektarów ziemi, o które zabiega Korea Płd.

Byli rebelianci z południa Sudanu zawarli z amerykańskim przedsiębiorstwem porozumienie o wykorzystaniu obszaru większego od Luksemburga.

W Malawi brytyjski fundusz Cru Investment kontroluje 2500 hektarów ziemi, by uprawiać tam żywność na potrzeby Zjednoczonego Królestwa.

W Angoli afrykańskie stowarzyszenie Lonrho z siedzibą w Londynie kontroluje 20 tys. hektarów.

W Indonezji firmy należące do rodziny bin Laden podpisały w sierpniu umowę na eksploatację 500 tys. hektarów pól ryżowych.

W Laosie chińskie przedsiębiorstwo ZTE uzyskało koncesję na eksploatację 100 tys. hektarów ziemi ornej pod uprawę biopaliw.

Na Filipinach rząd podpisał umowy z Pekinem, dające chińskim firmom dostęp do 1,24 mln hektarów ziemi, ale część porozumień została zawieszona.

W Pakistanie fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abraaj Capital, nabył 324 hektary ziemi pod uprawy ryżu i zboża na wewnętrzny rynek ZEA.

W USA inwestorzy japońscy kontrolują 216 862 hektarów ziemi na potrzeby uprawy warzyw na rynek japoński.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Bogaci wykupują ziemię w biednych krajach

Zgoda władz Madagaskaru na wydzierżawienie południowokoreańskiej firmie Daewoo Logistics obszarów wielkości połowy Belgii to jedna z przyczyn protestów i zamieszek w Antananarywie - pisze w środę agencja AFP, podając przykłady wykupywania bądź dzierżawienia ziemi rolnej przez bogate korporacje i państwa.

Zdjęty ze stanowiska mer Antananarywy, główny opozycjonista Andry Rajoelina, prowadzący otwartą walkę z malgaskim prezydentem Markiem Ravalomananą, że sprawy Daewoo uczynił jeden ze swoich koronnych argumentów.

- Sprawa Daewoo wywołała gniew ludności. Potępiam sygnatariuszy, rząd, a zwłaszcza prezydenta. Nasze zwyczaje zabraniają sprzedaży lub dzierżawy ziemi obcym - powiedział niedawno prasie Rajoelina.

Lista zestawiona przez AFP powstała na podstawie raportu pozarządowej organizacji Grein:

Na Ukrainie amerykański bank Morgan Stanley nabył 40 tys. hektarów ziemi uprawnej, rosyjska firma inwestycyjna Renaissance Capital - 300 tys. hektarów, a brytyjska grupa inwestycyjna Landkom - 100 tys. hektarów.

Rząd libijski w zamian za gaz i ropę uzyskał dostęp do 247 tys. hektarów ziemi na Ukrainie.

W Rosji szwedzkie grupy inwestycyjne nabyły: Black Earth Farming - 331 tys. hektarów, Alpcot-Agro - 128 tys. hektarów ziemi rolnej.

W Kazachstanie Chiny wydzierżawiły 7 tys. hektarów. W Afryce, w zamian za udostępnianie nowoczesnych technologii, chińskie firmy przejmują ziemię. Produkcję rolną Chiny przenoszą też do Australii.

W Brazylii japońska grupa Mitsui nabyła 100 hektarów pod uprawę soi, a holenderska grupa Louis Dreyfus - 60 tys. hektarów.

W Argentynie rząd południowokoreański posiada 21 tys. hektarów ziemi uprawnej.

Z Sudanem Egipt zawarł kontrakt na uprawę milionów ton zboża przeznaczonego na eksport do Kairu. W tym afrykańskim kraju saudyjskie konsorcjum Hadco wydzierżawiło ponad 10 tys. hektarów pod uprawę żywności na rynek w Arabii Saudyjskiej; trwają też pertraktacje w sprawie 690 tys. hektarów ziemi, o które zabiega Korea Płd.

Byli rebelianci z południa Sudanu zawarli z amerykańskim przedsiębiorstwem porozumienie o wykorzystaniu obszaru większego od Luksemburga.

W Malawi brytyjski fundusz Cru Investment kontroluje 2500 hektarów ziemi, by uprawiać tam żywność na potrzeby Zjednoczonego Królestwa.

W Angoli afrykańskie stowarzyszenie Lonrho z siedzibą w Londynie kontroluje 20 tys. hektarów.

W Indonezji firmy należące do rodziny bin Laden podpisały w sierpniu umowę na eksploatację 500 tys. hektarów pól ryżowych.

W Laosie chińskie przedsiębiorstwo ZTE uzyskało koncesję na eksploatację 100 tys. hektarów ziemi ornej pod uprawę biopaliw.

Na Filipinach rząd podpisał umowy z Pekinem, dające chińskim firmom dostęp do 1,24 mln hektarów ziemi, ale część porozumień została zawieszona.

W Pakistanie fundusz ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abraaj Capital, nabył 324 hektary ziemi pod uprawy ryżu i zboża na wewnętrzny rynek ZEA.

W USA inwestorzy japońscy kontrolują 216 862 hektarów ziemi na potrzeby uprawy warzyw na rynek japoński.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Mieszkanie posłanki warte 500 zł?

Politycy notorycznie zaniżają wartość należących do nich nieruchomości i nie informują o wszystkich dochodach, donosi "Metro". Gazeta dowiedziała się, że oświadczenia majątkowe za 2007 rok musi poprawić blisko 50 posłów.

Raport, który wskaże jakie błędy popełnili posłowie, przygotowywało przez 8 miesięcy czterech członków sejmowej komisji etyki poselskiej.

Jak informuje "Metro" posłowie najczęściej nie informują o wszystkich swoich dochodach lub zapominają napisać, że mają rozdzielność majątkową. Źle też wyceniają swoje nieruchomości, przede wszystkim zaniżając ich wartość.

- To efekt tego, że szacują swoje majątki "na oko". Ich wyliczenia nie są poparte żadnymi ekspertyzami, przyznaje Izabela Jaruga-Nowacka z SLD.

Politycy z komisji nie chcieli zdradzić, którzy posłowie są na cenzurowanym. Mamy się o tym dowiedzieć za blisko dwa tygodnie, kiedy skończą pracę.

Gazeta sama wyszukała kilku parlamentarzystów, którzy niedbale wypełnili swoje oświadczenia majątkowe. Nelli Rokita-Arnold z PiS twierdzi np, że jej 78-metrowe mieszkanie jest warte... 115 euro (ok. 500 zł), zaś Wojciech Mojzesowicz, również z PiS, jeden ze swoich dwóch domów o powierzchni 150 m kw. szacuje na 50 tys. zł.

Komisja może posła ukarać naganą albo przekazać sprawę do prokuratury. Nigdy to się jeszcze nie zdarzyło. Za zatajenie informacji grozi do trzech lat więzienia, informuje "Metro".

źródło informacji: PAP/Metro

Mieszkanie posłanki warte 500 zł?

Politycy notorycznie zaniżają wartość należących do nich nieruchomości i nie informują o wszystkich dochodach, donosi "Metro". Gazeta dowiedziała się, że oświadczenia majątkowe za 2007 rok musi poprawić blisko 50 posłów.

Raport, który wskaże jakie błędy popełnili posłowie, przygotowywało przez 8 miesięcy czterech członków sejmowej komisji etyki poselskiej.

Jak informuje "Metro" posłowie najczęściej nie informują o wszystkich swoich dochodach lub zapominają napisać, że mają rozdzielność majątkową. Źle też wyceniają swoje nieruchomości, przede wszystkim zaniżając ich wartość.

- To efekt tego, że szacują swoje majątki "na oko". Ich wyliczenia nie są poparte żadnymi ekspertyzami, przyznaje Izabela Jaruga-Nowacka z SLD.

Politycy z komisji nie chcieli zdradzić, którzy posłowie są na cenzurowanym. Mamy się o tym dowiedzieć za blisko dwa tygodnie, kiedy skończą pracę.

Gazeta sama wyszukała kilku parlamentarzystów, którzy niedbale wypełnili swoje oświadczenia majątkowe. Nelli Rokita-Arnold z PiS twierdzi np, że jej 78-metrowe mieszkanie jest warte... 115 euro (ok. 500 zł), zaś Wojciech Mojzesowicz, również z PiS, jeden ze swoich dwóch domów o powierzchni 150 m kw. szacuje na 50 tys. zł.

Komisja może posła ukarać naganą albo przekazać sprawę do prokuratury. Nigdy to się jeszcze nie zdarzyło. Za zatajenie informacji grozi do trzech lat więzienia, informuje "Metro".

źródło informacji: PAP/Metro

W ośmiu bankach wyższe opłaty za usługi

Perspektywa mniejszych przychodów w 2009 roku sprawiła, że banki sięgają coraz głębiej do kieszeni klientów. W MultiBanku prowadzenie rachunku drożeje z 15 zł do 25 zł, a przelew w Kredyt Banku z 5 zł do prawie 6 zł.
Analitycy są zgodni, w tym roku należy spodziewać się spadku przychodów polskich banków. Spadające stopy procentowe, załamanie na rynku kredytów hipotecznych oraz wojna na depozyty znacznie zwiększyły presję na kurczenie się marży odsetkowej (różnicy pomiędzy oprocentowaniem, po jakim banki pożyczają nam pieniądze, a tym, po jakim je przyjmują od klientów), co tym samym negatywnie wpłynie na wynik odsetkowy, jedno z głównych źródeł przychodów wszystkich banków.

Banki chcą zrekompensować sobie te spadki kosztem wydatków klientów - zwiększając prowizje i opłaty, które ponoszą korzystający z kont i kredytów. Nordea Bank Polska i Kredyt Bank zdecydowały się na podwyżki kosztów uruchomienia kredytów w koncie, MultiBank podniósł opłaty za prowadzenie rachunków dla firm, a Lukas Bank dla konta oszczędnościowego.
Ostatnia podwyżka opłat za prowadzenie rachunku miała miejsce na początku listopada 2008 r. Od marca zacznie obowiązywać opłata za wyciąg z rachunku. Chcemy w ten sposób zachęcić klientów do korzystania z bankowości elektronicznej lub z drukarek, które są dostępne w placówkach banku - tłumaczy Monika Nowakowska, rzecznik Kredyt Banku.
Ten bank w ostatnim czasie podniósł m.in. też opłaty za używanie niektórych kart płatniczych czy za przelewy w okienkach banku.

Bankowcy niechętnie mówią o planowanych podwyżkach. Według naszych informacji zmiany w tabeli prowizji i opłat szykuje największy bank detaliczny PKO BP.

Dla tego banku nawet niewielka podwyżka, ledwo odczuwalna dla klientów, np. o 1 zł, za prowadzenie rachunku to ponad 6 mln zł dodatkowego zysku miesięcznie - zauważa Tomasz Bursa, analityk Domu Maklerskiego Ipopema.

Jego zdaniem do podwyżek zachęca fakt, iż klienci polskich banków są stosunkowo mało mobilni i małe jest ryzyko, że podwyżki spowodują ich odpływ.

Klienci w praktyce zwracają uwagę na dwa, trzy parametry cenowe, pomijając pozostałe. Dużym rezerwuarem dodatkowych przychodów są wszelkiego rodzaju karne i niestandardowe opłaty. W ostatnich kilku miesiącach duża część banków podnosiła opłaty za wydawanie zaświadczeń, opóźnienia w spłacie rat etc. - dodaje Michał Macierzyński, analityk finansowy Bankier.pl.

Dodaje, że to praktyka od dawna stosowana przez banki zachodnie i można się spodziewać, że w dobie kryzysu krajowe banki chętniej sięgną po tego rodzaju praktyki.

Zdaniem Tomasza Bursy w tym roku banki będą dużą większą wagę niż poprzednio przywiązywały do pozycji z tytułu prowizji.

Dla polskich banków jest to bardzo kusząca pozycja, bo jedną decyzją banki mogą zwiększyć zarobek nawet o kilka milionów złotych miesięcznie. Jeśli kryzys odbije się mocno na wynikach banków, spodziewałbym się wprowadzenia nowych i podwyższenia obowiązujących opłat - uważa Michał Macierzyński.

- Musimy poszukać możliwości zastąpienia np. spadających opłat za sprzedaż i zarządzanie jednostek funduszy inwestycyjnych - przyznaje Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

Jacek Iskra
wp.plGazeta Prawna (07:00)

W ośmiu bankach wyższe opłaty za usługi

Perspektywa mniejszych przychodów w 2009 roku sprawiła, że banki sięgają coraz głębiej do kieszeni klientów. W MultiBanku prowadzenie rachunku drożeje z 15 zł do 25 zł, a przelew w Kredyt Banku z 5 zł do prawie 6 zł.
Analitycy są zgodni, w tym roku należy spodziewać się spadku przychodów polskich banków. Spadające stopy procentowe, załamanie na rynku kredytów hipotecznych oraz wojna na depozyty znacznie zwiększyły presję na kurczenie się marży odsetkowej (różnicy pomiędzy oprocentowaniem, po jakim banki pożyczają nam pieniądze, a tym, po jakim je przyjmują od klientów), co tym samym negatywnie wpłynie na wynik odsetkowy, jedno z głównych źródeł przychodów wszystkich banków.

Banki chcą zrekompensować sobie te spadki kosztem wydatków klientów - zwiększając prowizje i opłaty, które ponoszą korzystający z kont i kredytów. Nordea Bank Polska i Kredyt Bank zdecydowały się na podwyżki kosztów uruchomienia kredytów w koncie, MultiBank podniósł opłaty za prowadzenie rachunków dla firm, a Lukas Bank dla konta oszczędnościowego.
Ostatnia podwyżka opłat za prowadzenie rachunku miała miejsce na początku listopada 2008 r. Od marca zacznie obowiązywać opłata za wyciąg z rachunku. Chcemy w ten sposób zachęcić klientów do korzystania z bankowości elektronicznej lub z drukarek, które są dostępne w placówkach banku - tłumaczy Monika Nowakowska, rzecznik Kredyt Banku.
Ten bank w ostatnim czasie podniósł m.in. też opłaty za używanie niektórych kart płatniczych czy za przelewy w okienkach banku.

Bankowcy niechętnie mówią o planowanych podwyżkach. Według naszych informacji zmiany w tabeli prowizji i opłat szykuje największy bank detaliczny PKO BP.

Dla tego banku nawet niewielka podwyżka, ledwo odczuwalna dla klientów, np. o 1 zł, za prowadzenie rachunku to ponad 6 mln zł dodatkowego zysku miesięcznie - zauważa Tomasz Bursa, analityk Domu Maklerskiego Ipopema.

Jego zdaniem do podwyżek zachęca fakt, iż klienci polskich banków są stosunkowo mało mobilni i małe jest ryzyko, że podwyżki spowodują ich odpływ.

Klienci w praktyce zwracają uwagę na dwa, trzy parametry cenowe, pomijając pozostałe. Dużym rezerwuarem dodatkowych przychodów są wszelkiego rodzaju karne i niestandardowe opłaty. W ostatnich kilku miesiącach duża część banków podnosiła opłaty za wydawanie zaświadczeń, opóźnienia w spłacie rat etc. - dodaje Michał Macierzyński, analityk finansowy Bankier.pl.

Dodaje, że to praktyka od dawna stosowana przez banki zachodnie i można się spodziewać, że w dobie kryzysu krajowe banki chętniej sięgną po tego rodzaju praktyki.

Zdaniem Tomasza Bursy w tym roku banki będą dużą większą wagę niż poprzednio przywiązywały do pozycji z tytułu prowizji.

Dla polskich banków jest to bardzo kusząca pozycja, bo jedną decyzją banki mogą zwiększyć zarobek nawet o kilka milionów złotych miesięcznie. Jeśli kryzys odbije się mocno na wynikach banków, spodziewałbym się wprowadzenia nowych i podwyższenia obowiązujących opłat - uważa Michał Macierzyński.

- Musimy poszukać możliwości zastąpienia np. spadających opłat za sprzedaż i zarządzanie jednostek funduszy inwestycyjnych - przyznaje Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

Jacek Iskra
wp.plGazeta Prawna (07:00)

Wielka wyprzedaż skarbu państwa

"Gazeta Wyborcze" pisze, że nowy plan prywatyzacji ogłoszony przez ministra skarbu Aleksandra Grada zakłada radykalne zmiany. Minister chce sprzedawać państwowe spółki taniej, niż planował. W większości z pominięciem giełdy, ale z udziałem inwestorów strategicznych.
Aleksander Grad mówi, że minister finansów chce, żeby dochodami z prywatyzacji wspierać budżet państwa. Chodzi o 12 mld zł wpływów do budżetu. W tym i przyszłym roku większość ma pochodzić ze sprzedaży trzech państwowych firm energetycznych: Tauronu, Enei i Energi. To praktycznie jedyny ratunek dla zagrożonej państwowej kasy - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Dziennik dodaje, że planem, by sprzedawać państwowe spółki taniej, oburzone są opozycja i związki zawodowe. Zwłaszcza sprzedaż spółek energetycznych budzi ogromne emocje. To ostatni ważny sektor gospodarki kontrolowany przez państwo.

Opozycja podkreśla, że firmy energetyczne osiągają zyski, nie ma przymusu prywatyzowania ich teraz, gdy inwestorzy kupią je znacznie taniej.

Więcej na ten temat - w "Gazecie Wyborczej".
wp.pl/ IAR | 12.02.2009 | 03:40

Wielka wyprzedaż skarbu państwa

"Gazeta Wyborcze" pisze, że nowy plan prywatyzacji ogłoszony przez ministra skarbu Aleksandra Grada zakłada radykalne zmiany. Minister chce sprzedawać państwowe spółki taniej, niż planował. W większości z pominięciem giełdy, ale z udziałem inwestorów strategicznych.
Aleksander Grad mówi, że minister finansów chce, żeby dochodami z prywatyzacji wspierać budżet państwa. Chodzi o 12 mld zł wpływów do budżetu. W tym i przyszłym roku większość ma pochodzić ze sprzedaży trzech państwowych firm energetycznych: Tauronu, Enei i Energi. To praktycznie jedyny ratunek dla zagrożonej państwowej kasy - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Dziennik dodaje, że planem, by sprzedawać państwowe spółki taniej, oburzone są opozycja i związki zawodowe. Zwłaszcza sprzedaż spółek energetycznych budzi ogromne emocje. To ostatni ważny sektor gospodarki kontrolowany przez państwo.

Opozycja podkreśla, że firmy energetyczne osiągają zyski, nie ma przymusu prywatyzowania ich teraz, gdy inwestorzy kupią je znacznie taniej.

Więcej na ten temat - w "Gazecie Wyborczej".
wp.pl/ IAR | 12.02.2009 | 03:40

Bratysława - " piękno na Dunaju” tak kiedyś nazwana, prawdopodobnie odzyska ten tytuł, jako że rynek nieruchomości Słowacji przezywa gwałtowny rozwój.

I, dlaczego nie? Śliczne odnowione stare miasto Bratysławy z barokowymi pałacami, zielone skwery i młodzieńczy optymizm sprzyja realizacji wielkich pomysłów i dużych inwestycji.
Inwestorzy coraz przychylniej patrzą na ten rynek i są przekonani, że  będzie jeszcze bardziej ożywiony w najbliższym dziesięcioleciu. I są skłonni zainwestować pieniądze, ponieważ już teraz wszystkie segmenty budownictwa rozwijają dzięki miejscowym przedsiębiorstwom i znanym światowym firmom takim jak np. Ballymore. W całej Bratysławie przybywa centrów handlowych, restauracji, pubów i biura także budynków mieszkalnych. Plany rewitalizacji skarpy nad Dunajem, to inwestycja na wielką skalę, która zainteresowane są takie firmy jak Heifman, Hannover Leasing i Axa. Uczyni to z Bratysławy poszukiwanego gracza rynku nieruchomości w globalnej skali. Planuje się także dalsze ożywienie starego miasta, odnawiając historyczną zabudowę ciągnącą się w kierunku  rzeki. Znikną fabryki w starym komunistycznym stylu - będą zastąpione przez atrakcyjne nowoczesne biura, kompleksy domów, apartamenty, zieleń i centra handlowe.
Ten rozkwit inwestycji w Republice Słowackiej jest skutkiem reform ekonomicznych rządu w latach 2002-2006. W centrum tego imponującego wzrostu ekonomicznego jest oczywiście Bratysława. Dzisiaj Słowacja jest jednym z najbardziej dochodowych miejsc do inwestowania w Europie.
Bratysława jest jednym z ostatnich europejskich miast, które czekało na ekspansję kapitału. M. in. z tego powodu miasto odwiedza mniej turystów niż położone po sąsiedzku Praga, Wiedeń czy Budapeszt, To oczywiście zmieni się w przyszłości jako, że Bratysława wykorzystuje okazję, szczególnie  teraz, gdy kapitał pozostaje w zasięgu ręki. Słowacja jest inteligentnym wyborem dla inwestorów w nieruchomości i deweloperów.

Bratysława - " piękno na Dunaju” tak kiedyś nazwana, prawdopodobnie odzyska ten tytuł, jako że rynek nieruchomości Słowacji przezywa gwałtowny rozwój.

I, dlaczego nie? Śliczne odnowione stare miasto Bratysławy z barokowymi pałacami, zielone skwery i młodzieńczy optymizm sprzyja realizacji wielkich pomysłów i dużych inwestycji.
Inwestorzy coraz przychylniej patrzą na ten rynek i są przekonani, że  będzie jeszcze bardziej ożywiony w najbliższym dziesięcioleciu. I są skłonni zainwestować pieniądze, ponieważ już teraz wszystkie segmenty budownictwa rozwijają dzięki miejscowym przedsiębiorstwom i znanym światowym firmom takim jak np. Ballymore. W całej Bratysławie przybywa centrów handlowych, restauracji, pubów i biura także budynków mieszkalnych. Plany rewitalizacji skarpy nad Dunajem, to inwestycja na wielką skalę, która zainteresowane są takie firmy jak Heifman, Hannover Leasing i Axa. Uczyni to z Bratysławy poszukiwanego gracza rynku nieruchomości w globalnej skali. Planuje się także dalsze ożywienie starego miasta, odnawiając historyczną zabudowę ciągnącą się w kierunku  rzeki. Znikną fabryki w starym komunistycznym stylu - będą zastąpione przez atrakcyjne nowoczesne biura, kompleksy domów, apartamenty, zieleń i centra handlowe.
Ten rozkwit inwestycji w Republice Słowackiej jest skutkiem reform ekonomicznych rządu w latach 2002-2006. W centrum tego imponującego wzrostu ekonomicznego jest oczywiście Bratysława. Dzisiaj Słowacja jest jednym z najbardziej dochodowych miejsc do inwestowania w Europie.
Bratysława jest jednym z ostatnich europejskich miast, które czekało na ekspansję kapitału. M. in. z tego powodu miasto odwiedza mniej turystów niż położone po sąsiedzku Praga, Wiedeń czy Budapeszt, To oczywiście zmieni się w przyszłości jako, że Bratysława wykorzystuje okazję, szczególnie  teraz, gdy kapitał pozostaje w zasięgu ręki. Słowacja jest inteligentnym wyborem dla inwestorów w nieruchomości i deweloperów.

Węgry – inwestorzy wyczekują.

W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy).
Jest to znacznie mniej w  porównaniu do 1 miliarda € rocznie w latach ubiegłych. Ten spadek jest bezpośrednim skutkiem  „skonsumowania kredytów”, co doprowadziło do bardzo małej płynności  rynku.

Większość inwestycji w  2008 roku ( około 85 %) pochłonął  sektor biurowy. 50 % spadek inwestycji spowodowało opuszczenie rynku przez  German Open Ended Funds, który  wcześniej inwestował w nieruchomości na Węgrzech.

„Jest prawdopodobne, że  inwestorzy  będą oczekiwali w tym roku na zmianę koniunktury” powiedział Karol Taylor, szef grupy rynków kapitałowych Cushman & Wakefield w Budapeszcie. „Obecnie inwestorzy czekają, aż sprzedawcy dostosują cennik, by upodobnił się do istniejącego na  rynkach. zachodnioeuropejskich. Liczymy też, że German Open Ended Funds ponownie wejdzie na  rynek w początkach  roku. Ponadto, inwestorzy monitorują zdolność nabywczą rynku, by utrzymać rezerwę finansową w przypadku poprawy koniunktury, która spodziewana jest w drugiej połowie 2009.” dodał Taylor.

Węgry – inwestorzy wyczekują.

W rynek nieruchomości na Węgrzech zainwestowano w 2008 roku około 407 milionów € w trzech głównych sektorach (biurowy, mieszkaniowy i przemysłowy).
Jest to znacznie mniej w  porównaniu do 1 miliarda € rocznie w latach ubiegłych. Ten spadek jest bezpośrednim skutkiem  „skonsumowania kredytów”, co doprowadziło do bardzo małej płynności  rynku.

Większość inwestycji w  2008 roku ( około 85 %) pochłonął  sektor biurowy. 50 % spadek inwestycji spowodowało opuszczenie rynku przez  German Open Ended Funds, który  wcześniej inwestował w nieruchomości na Węgrzech.

„Jest prawdopodobne, że  inwestorzy  będą oczekiwali w tym roku na zmianę koniunktury” powiedział Karol Taylor, szef grupy rynków kapitałowych Cushman & Wakefield w Budapeszcie. „Obecnie inwestorzy czekają, aż sprzedawcy dostosują cennik, by upodobnił się do istniejącego na  rynkach. zachodnioeuropejskich. Liczymy też, że German Open Ended Funds ponownie wejdzie na  rynek w początkach  roku. Ponadto, inwestorzy monitorują zdolność nabywczą rynku, by utrzymać rezerwę finansową w przypadku poprawy koniunktury, która spodziewana jest w drugiej połowie 2009.” dodał Taylor.

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie.

Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano.
Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM). Według danych, otrzymanych z biura prasowego instytutu, obecnie domy i mieszkania nie mogą znaleźć kupujących. Wyczekująca polityka sprzedawców w początkowej fazie kryzysu będzie prowadziła do wzrostu liczby niesprzedanych posiadłości. Ceny mogą spaść w bezprecedensowej skali, stwierdzili eksperci .
Według nich, deweloperzy nie doceniają konsekwencji ekonomicznego kryzysu - tracą ostatnią okazję by sprzedać, podczas gdy kupujący dysponują jeszcze pewna siłą nabywczą. Obecne upusty cen nieruchomości sięgają około 20-35%. Wraz z deweloperami także prywatni właściciele powiększają liczbę oferowanych lokali, ponieważ próbują zyskać pieniądze przez sprzedaż mieszkań. "Wzrost liczby lokali jest też przestrzegany na rynku najmu. Ten powiększył się w przybliżeniu o 30% w porównaniu z listopadem. W tym samym czasie, finansowa pozycja najemców  pogarsza się: pensje zmniejszają się, a zwolnienia mają masowy charakter,” uważa dyrektor IGSM, Boris Kagarlitsky. Jego zdaniem, wielu najemców nie będzie wypłacalnych  i to już wkrótce.
„Luty 2009 to krytyczny miesiąc, po którym pogarszanie sytuacji ekonomicznej w Rosji będzie bardziej intensywne, uważają eksperci IGSM. Inwestowanie w posiadłości rynkowe spadnie ostro. Aktualna sytuacja jest zapowiedzią dużego spadku. Kto nie sprzedał domów w grudniu i styczniu,  będzie musiał sprzedać teraz bardzo tanio” - mówi szef Centrum Badań Ekonomicznych IGSM Vasily Koltashov. Według jego ocen, 55-65 - procentowe  cięcie cen jest konieczne żeby rynek stał bardziej aktywny i udało się sprzedać nieruchomości obecne na rynku. Taka sytuacja może trwać do końca 2009, a ceny domów mogą być kilkakrotnie obniżane. Ale nawet taki spadek cen  może nie prowadzić do poprawy  rynku - konkludują analitycy. (wk)

Do końca 2009 ceny domów w Rosji mogą spaść kilkukrotnie.

Ceny domów w Rosji spadają szybciej niż przewidywano.
Do takiego wniosku doszli eksperci Instytutu Globalizacji i Ruchów Społecznych (IGSM). Według danych, otrzymanych z biura prasowego instytutu, obecnie domy i mieszkania nie mogą znaleźć kupujących. Wyczekująca polityka sprzedawców w początkowej fazie kryzysu będzie prowadziła do wzrostu liczby niesprzedanych posiadłości. Ceny mogą spaść w bezprecedensowej skali, stwierdzili eksperci .
Według nich, deweloperzy nie doceniają konsekwencji ekonomicznego kryzysu - tracą ostatnią okazję by sprzedać, podczas gdy kupujący dysponują jeszcze pewna siłą nabywczą. Obecne upusty cen nieruchomości sięgają około 20-35%. Wraz z deweloperami także prywatni właściciele powiększają liczbę oferowanych lokali, ponieważ próbują zyskać pieniądze przez sprzedaż mieszkań. "Wzrost liczby lokali jest też przestrzegany na rynku najmu. Ten powiększył się w przybliżeniu o 30% w porównaniu z listopadem. W tym samym czasie, finansowa pozycja najemców  pogarsza się: pensje zmniejszają się, a zwolnienia mają masowy charakter,” uważa dyrektor IGSM, Boris Kagarlitsky. Jego zdaniem, wielu najemców nie będzie wypłacalnych  i to już wkrótce.
„Luty 2009 to krytyczny miesiąc, po którym pogarszanie sytuacji ekonomicznej w Rosji będzie bardziej intensywne, uważają eksperci IGSM. Inwestowanie w posiadłości rynkowe spadnie ostro. Aktualna sytuacja jest zapowiedzią dużego spadku. Kto nie sprzedał domów w grudniu i styczniu,  będzie musiał sprzedać teraz bardzo tanio” - mówi szef Centrum Badań Ekonomicznych IGSM Vasily Koltashov. Według jego ocen, 55-65 - procentowe  cięcie cen jest konieczne żeby rynek stał bardziej aktywny i udało się sprzedać nieruchomości obecne na rynku. Taka sytuacja może trwać do końca 2009, a ceny domów mogą być kilkakrotnie obniżane. Ale nawet taki spadek cen  może nie prowadzić do poprawy  rynku - konkludują analitycy. (wk)

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic.

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic.
Katowicach będą miały miejskie port lotniczy.
Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu. Na lotnisku trwają już prace związane z wyrównaniem poziomu pasa startowego, zniszczonego przez szkody górnicze. Rozpoczęcie budowy miejskiego portu zaplanowane jest na rok 2010. Budowa nowego pasa o długości 1200 m i szerokości 30 m ma kosztować wraz z infrastrukturą i oświetleniem ok. 35 mln zł. Środki na ten cel pochodzić będą z budżetów władz miasta, samorządu wojewódzkiego, funduszy unijnych oraz kredytu. 



Modernizacja i rozwój sportowego lotniska na Muchowcu są możliwe dopiero teraz, po sporządzeniu studium aeronautycznego. Dokument ten precyzyjnie określa warunki urbanistyczne Katowic.

City-port na Muchowcu nie będzie konkurencją dla lotniska w Pyrzowicach, a jedynie jego uzupełnieniem. Aglomeracja zyska dodatkowy atut przy organizacji Euro 2012 - piłkarskich mistrzostw Europy, a także  duże udogodnienie dla coraz liczniej przybywających do Katowic „powietrznymi taksówkami” biznesmenów, przede wszystkim z zagranicy.

Jego głównym zadaniem będzie obsługa prywatnych, lekkich samolotów. Odrzutowce regularnego ruchu linii lotniczych nadal lądować będą w oddalonych o 30 kilometrów od Katowic Pyrzowicach.

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic.

Biznesmeni wylądują w centrum Katowic.
Katowicach będą miały miejskie port lotniczy.
Powstanie on w miejscu sąsiadującego z centrum miasta sportowego lotniska na Muchowcu. Na lotnisku trwają już prace związane z wyrównaniem poziomu pasa startowego, zniszczonego przez szkody górnicze. Rozpoczęcie budowy miejskiego portu zaplanowane jest na rok 2010. Budowa nowego pasa o długości 1200 m i szerokości 30 m ma kosztować wraz z infrastrukturą i oświetleniem ok. 35 mln zł. Środki na ten cel pochodzić będą z budżetów władz miasta, samorządu wojewódzkiego, funduszy unijnych oraz kredytu. 



Modernizacja i rozwój sportowego lotniska na Muchowcu są możliwe dopiero teraz, po sporządzeniu studium aeronautycznego. Dokument ten precyzyjnie określa warunki urbanistyczne Katowic.

City-port na Muchowcu nie będzie konkurencją dla lotniska w Pyrzowicach, a jedynie jego uzupełnieniem. Aglomeracja zyska dodatkowy atut przy organizacji Euro 2012 - piłkarskich mistrzostw Europy, a także  duże udogodnienie dla coraz liczniej przybywających do Katowic „powietrznymi taksówkami” biznesmenów, przede wszystkim z zagranicy.

Jego głównym zadaniem będzie obsługa prywatnych, lekkich samolotów. Odrzutowce regularnego ruchu linii lotniczych nadal lądować będą w oddalonych o 30 kilometrów od Katowic Pyrzowicach.

Euro w górę, czynsze w galeriach handlowych też

Coraz więcej sklepów w galeriach handlowych obawia się bankructwa. Wszystko przez drożejące euro, w którym handlowcy płacą czynsz. Wielu z nich w centrach trzymają już tylko milionowe kary, jakie musieliby zapłacić zrywając umowę przed terminem
- Już nie mogę słuchać administratorów galerii, którzy opowiadają, że kryzysu nie widać, a klientów jest tyle samo, co kilka miesięcy temu - mówi Krzysztof Seroka, właściciel sklepu z firmowymi jeansami w białostockiej galerii Carrefour Zielone Wzgórza. - Prawda jest taka, że obroty sklepów spadły od 30 do nawet 50 procent. Stajemy na głowie, żeby przyciągnąć klientów, co chwilę robimy promocje, ale to nic nie daje.

Kurczące się zarobki to niejedyny problem handlowców. Nie mniejszym zmartwieniem są rosnące czynsze, które płacą w euro. Ta waluta od września w stosunku do złotego umocniła się aż o 40 procent. O ile we wrześniu rachunki za 150-metrowy sklep w Białymstoku wynosiły około 20 tysięcy złotych, teraz - o 10 tys. więcej. W dużych miastach ceny sięgają nawet 40 tys. Jeśli właściciele sklepów chcieliby zerwać umowy przed czasem, musieliby zapłacić gigantyczne kary - tyle, ile galeria zarobiłaby na nich, gdyby umowa obowiązywała do końca.

- Na to nikogo nie stać. Podobnie, jak na płacenie kosmicznie wysokich rachunków. Dlatego jeśli galerie nie obniżą czynszów, wiele sklepów po prostu upadnie, a dziesiątki tysięcy ludzi straci pracę - nie ma wątpliwości Grzegorz Kwinta, prezes sieci ponad 50 młodzieżowych salonów Moodo.

- Gdyby nie umowa, nawet pięciu minut nie zastanawiałabym się nad likwidacją sklepów w galeriach - dodaje Małgorzata Majko-Dominiak, prezes łódzkiej firmy Verso sprzeającej garnitury m.in. w galeriach handlowych w Gdańsku, Toruniu, Poznaniu i Białymstoku.

Właściciele sklepów postanowili działać. Najpierw ci z Białegostoku założyli stowarzyszenie "Porozumienie Kupców Białostockich". Zapisało się do niego już prawie 200 handlowców. Twierdzą, że w grupie łatwiej będzie im negocjować zmianę umów. Wszystko wskazuje jednak na to, że stowarzyszenie rozrośnie się na całą Polskę, bo umowy w galeriach handlowych wszędzie są konstruowane tak samo. Małgorzata Majko-Dominiak już rozesłała maile do kilkudziesięciu osób, które prowadzą sklepy w różnych zakątkach kraju. Już ma sygnały od kilkunastu handlowców, którzy chcą się dołączyć do protestu.

- Musimy się zjednoczyć, bo inaczej nie przetrwamy kryzysu. Kiedy przeciwko nieuczciwym naszym zdaniem umowom zbuntują się handlowcy z całego kraju, usłyszy o nas cała Polska. Może wtedy galerie się ugną. A jak nie, to pozostanie nam już tylko sąd. Tyle, że wiele firm wyroku pewnie już nie doczeka - przewiduje Majko-Dominiak.

Handlowcy chcą w najbliższym czasie spotkać się z ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem. Galerie na razie pozostają nieugięte. Przypominają, że gdy kurs euro był niski, nie podnosiły czynszów
Joanna Dargiewicz
2009-02-09, ostatnia aktualizacja 2009-02-09 23:09.
emetro.pl

Euro w górę, czynsze w galeriach handlowych też

Coraz więcej sklepów w galeriach handlowych obawia się bankructwa. Wszystko przez drożejące euro, w którym handlowcy płacą czynsz. Wielu z nich w centrach trzymają już tylko milionowe kary, jakie musieliby zapłacić zrywając umowę przed terminem
- Już nie mogę słuchać administratorów galerii, którzy opowiadają, że kryzysu nie widać, a klientów jest tyle samo, co kilka miesięcy temu - mówi Krzysztof Seroka, właściciel sklepu z firmowymi jeansami w białostockiej galerii Carrefour Zielone Wzgórza. - Prawda jest taka, że obroty sklepów spadły od 30 do nawet 50 procent. Stajemy na głowie, żeby przyciągnąć klientów, co chwilę robimy promocje, ale to nic nie daje.

Kurczące się zarobki to niejedyny problem handlowców. Nie mniejszym zmartwieniem są rosnące czynsze, które płacą w euro. Ta waluta od września w stosunku do złotego umocniła się aż o 40 procent. O ile we wrześniu rachunki za 150-metrowy sklep w Białymstoku wynosiły około 20 tysięcy złotych, teraz - o 10 tys. więcej. W dużych miastach ceny sięgają nawet 40 tys. Jeśli właściciele sklepów chcieliby zerwać umowy przed czasem, musieliby zapłacić gigantyczne kary - tyle, ile galeria zarobiłaby na nich, gdyby umowa obowiązywała do końca.

- Na to nikogo nie stać. Podobnie, jak na płacenie kosmicznie wysokich rachunków. Dlatego jeśli galerie nie obniżą czynszów, wiele sklepów po prostu upadnie, a dziesiątki tysięcy ludzi straci pracę - nie ma wątpliwości Grzegorz Kwinta, prezes sieci ponad 50 młodzieżowych salonów Moodo.

- Gdyby nie umowa, nawet pięciu minut nie zastanawiałabym się nad likwidacją sklepów w galeriach - dodaje Małgorzata Majko-Dominiak, prezes łódzkiej firmy Verso sprzeającej garnitury m.in. w galeriach handlowych w Gdańsku, Toruniu, Poznaniu i Białymstoku.

Właściciele sklepów postanowili działać. Najpierw ci z Białegostoku założyli stowarzyszenie "Porozumienie Kupców Białostockich". Zapisało się do niego już prawie 200 handlowców. Twierdzą, że w grupie łatwiej będzie im negocjować zmianę umów. Wszystko wskazuje jednak na to, że stowarzyszenie rozrośnie się na całą Polskę, bo umowy w galeriach handlowych wszędzie są konstruowane tak samo. Małgorzata Majko-Dominiak już rozesłała maile do kilkudziesięciu osób, które prowadzą sklepy w różnych zakątkach kraju. Już ma sygnały od kilkunastu handlowców, którzy chcą się dołączyć do protestu.

- Musimy się zjednoczyć, bo inaczej nie przetrwamy kryzysu. Kiedy przeciwko nieuczciwym naszym zdaniem umowom zbuntują się handlowcy z całego kraju, usłyszy o nas cała Polska. Może wtedy galerie się ugną. A jak nie, to pozostanie nam już tylko sąd. Tyle, że wiele firm wyroku pewnie już nie doczeka - przewiduje Majko-Dominiak.

Handlowcy chcą w najbliższym czasie spotkać się z ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem. Galerie na razie pozostają nieugięte. Przypominają, że gdy kurs euro był niski, nie podnosiły czynszów
Joanna Dargiewicz
2009-02-09, ostatnia aktualizacja 2009-02-09 23:09.
emetro.pl

Dwa tysiące klientów walczy z mBankiem

Już za cztery dni zarząd mBanku, spotkają się ze zbuntowani klientami, którzy trzech tygodni walczą na specjalnie stworzonej stronie internetowej o obniżenie oprocentowania kredytów mieszkaniowych we frankach szwajcarskich. To historia o tym, jak bank nie docenił swoich klientów, a dzisiaj może za to słono zapłacić
MBank to pierwszy w Polsce bank internetowy. Powstał pod koniec listopada 2000 roku. W dosyć skostniałej jeszcze polskiej bankowości, był to powiew świeżości. Konto za obsługę którego nie płaciło się ani grosza, a do tego możliwość zapłacenia wszelkich rachunków i sprawdzenia, czy pracodawca przelał nam wypłatę bez konieczności wychodzenia z domu było niespotykaną ofertą. Z mBankiem wiązały się więc osoby młode, dobrze wykształcone, otwarte na wszelkie nowinki, a przede wszystkim takie, które potrafiły dobrze liczyć. W końcu na przelewach za rachunki i opłatach związanych za prowadzenie konta można było sporo zaoszczędzić. I mBank na każdym kroku to podkreślał. Swoich konkurentów nazywał bankozaurami, którzy jak najwięcej chcą wyciągnąć z kieszeni klienta. Wśród tych, którzy założyli w mBanku konta, było sporo informatyków, ekonomistów, dziennikarzy, prawników, a także pracowników innych banków. Później wiele z nich zaciągnęło w mBanku kredyt mieszkaniowy. Miłość pomiędzy stronami kwitła, dopóki nie przyszedł kryzys.

MBank, pomimo tego, że Narodowy Bank Szwajcarski ściął stopy o ponad 2 punkty, oprocentowania kredytów mieszkaniowych nie zmniejszył (decyzja ta uzależniona jest od zarządu BRE, do które mBank należy), choć zrobiło to wiele innych banków, które nie cieszyły się takim zaufaniem klientów.

- MBank uważaliśmy za naprawdę porządny, nigdy nie było z nim problemów. Teraz, kiedy drożejący frank bije nas po kieszeni, powiedział: radźcie sobie sami, podpisaliście umowy i teraz to już tylko wasz problem - mówi Jakub (bank nie zna jego tożsamości), z wykształcenia ekonomista i informatyk, założyciel strony mstop.pl, od której zaczął się bojkot mBanku. - Dodatkowo w ubiegłym tygodniu przeczytałem, że grupa BRE nie zamierza obniżyć oprocentowania klientom, bo zarabianie na nich jest jedną z głównych zasad strategii banku na ten rok.

Od 21 stycznia, czyli dnia, kiedy Jakub uruchomił mstop.pl przyłączyło się do niego niemal dwa tysiące osób. - Strony zupełnie nie promowałem, założyłem ją tak naprawdę po to, by znaleźć 20 osób, z którymi wspólnie moglibyśmy wynegocjować lepsze umowy w innym banku. Jednak już pierwszego dnia stronę odwiedziło ok. 1700 osób - mówi. - Jesteśmy pokoleniem internetu i nie mieliśmy problemu by się odnaleźć.

Na mstop.pl wszyscy liczą swoje kredyty, by sprawdzić ile zarabia na nich bank. Na forach internetowych zamieszczają również wzory reklamacji do mBanku i pism, które po wydrukowaniu i podpisaniu wysyłają do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Rzecznika Praw Obywatelskich, Komisji Nadzoru Finansowego, Związku Banków Polskich. Dzielą się też swoimi historiami. Jeden z klientów pisze: Poszedłem dziś do innego banku i zapytałem o refinansowanie. Po podaniu informacji o mnie i o kredycie, zaproponowali mi lepsze warunki niż jako stary klient mam w mBanku.

Jak dotąd mBank pozostaje głuchy na te apele.

Anna Moszczyńska, rzecznik prasowy mBanku: - Prowadzenie stałego dialogu z Klientami i konsekwentnej, otwartej, polityki komunikacyjnej było i jest jednym z atutów mBanku. Niezależnie od wydarzeń ostatnich dwóch tygodni, zamierzamy tę strategię utrzymać.

Bankowcy ulegli jednak protestującym i w sobotę dojdzie do pierwszego spotkania ze zbuntowanymi klientami w siedzibie mBanku w Łodzi. Ile osób przyjedzie na spotkanie? Nie wiadomo.

Działacze mstop.pl mają też kolejny sukces. UOKiK, do którego wystosowali setki skarg, uznał, że zarząd BRE ustala oprocentowanie kredytów ze szkodą dla klientów i sprawę skieruje do sądu.
Joanna Dargiewicz, Kinga Graczyk
2009-02-10, ostatnia aktualizacja 2009-02-10 21:07
emetro.pl

Dwa tysiące klientów walczy z mBankiem

Już za cztery dni zarząd mBanku, spotkają się ze zbuntowani klientami, którzy trzech tygodni walczą na specjalnie stworzonej stronie internetowej o obniżenie oprocentowania kredytów mieszkaniowych we frankach szwajcarskich. To historia o tym, jak bank nie docenił swoich klientów, a dzisiaj może za to słono zapłacić
MBank to pierwszy w Polsce bank internetowy. Powstał pod koniec listopada 2000 roku. W dosyć skostniałej jeszcze polskiej bankowości, był to powiew świeżości. Konto za obsługę którego nie płaciło się ani grosza, a do tego możliwość zapłacenia wszelkich rachunków i sprawdzenia, czy pracodawca przelał nam wypłatę bez konieczności wychodzenia z domu było niespotykaną ofertą. Z mBankiem wiązały się więc osoby młode, dobrze wykształcone, otwarte na wszelkie nowinki, a przede wszystkim takie, które potrafiły dobrze liczyć. W końcu na przelewach za rachunki i opłatach związanych za prowadzenie konta można było sporo zaoszczędzić. I mBank na każdym kroku to podkreślał. Swoich konkurentów nazywał bankozaurami, którzy jak najwięcej chcą wyciągnąć z kieszeni klienta. Wśród tych, którzy założyli w mBanku konta, było sporo informatyków, ekonomistów, dziennikarzy, prawników, a także pracowników innych banków. Później wiele z nich zaciągnęło w mBanku kredyt mieszkaniowy. Miłość pomiędzy stronami kwitła, dopóki nie przyszedł kryzys.

MBank, pomimo tego, że Narodowy Bank Szwajcarski ściął stopy o ponad 2 punkty, oprocentowania kredytów mieszkaniowych nie zmniejszył (decyzja ta uzależniona jest od zarządu BRE, do które mBank należy), choć zrobiło to wiele innych banków, które nie cieszyły się takim zaufaniem klientów.

- MBank uważaliśmy za naprawdę porządny, nigdy nie było z nim problemów. Teraz, kiedy drożejący frank bije nas po kieszeni, powiedział: radźcie sobie sami, podpisaliście umowy i teraz to już tylko wasz problem - mówi Jakub (bank nie zna jego tożsamości), z wykształcenia ekonomista i informatyk, założyciel strony mstop.pl, od której zaczął się bojkot mBanku. - Dodatkowo w ubiegłym tygodniu przeczytałem, że grupa BRE nie zamierza obniżyć oprocentowania klientom, bo zarabianie na nich jest jedną z głównych zasad strategii banku na ten rok.

Od 21 stycznia, czyli dnia, kiedy Jakub uruchomił mstop.pl przyłączyło się do niego niemal dwa tysiące osób. - Strony zupełnie nie promowałem, założyłem ją tak naprawdę po to, by znaleźć 20 osób, z którymi wspólnie moglibyśmy wynegocjować lepsze umowy w innym banku. Jednak już pierwszego dnia stronę odwiedziło ok. 1700 osób - mówi. - Jesteśmy pokoleniem internetu i nie mieliśmy problemu by się odnaleźć.

Na mstop.pl wszyscy liczą swoje kredyty, by sprawdzić ile zarabia na nich bank. Na forach internetowych zamieszczają również wzory reklamacji do mBanku i pism, które po wydrukowaniu i podpisaniu wysyłają do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Rzecznika Praw Obywatelskich, Komisji Nadzoru Finansowego, Związku Banków Polskich. Dzielą się też swoimi historiami. Jeden z klientów pisze: Poszedłem dziś do innego banku i zapytałem o refinansowanie. Po podaniu informacji o mnie i o kredycie, zaproponowali mi lepsze warunki niż jako stary klient mam w mBanku.

Jak dotąd mBank pozostaje głuchy na te apele.

Anna Moszczyńska, rzecznik prasowy mBanku: - Prowadzenie stałego dialogu z Klientami i konsekwentnej, otwartej, polityki komunikacyjnej było i jest jednym z atutów mBanku. Niezależnie od wydarzeń ostatnich dwóch tygodni, zamierzamy tę strategię utrzymać.

Bankowcy ulegli jednak protestującym i w sobotę dojdzie do pierwszego spotkania ze zbuntowanymi klientami w siedzibie mBanku w Łodzi. Ile osób przyjedzie na spotkanie? Nie wiadomo.

Działacze mstop.pl mają też kolejny sukces. UOKiK, do którego wystosowali setki skarg, uznał, że zarząd BRE ustala oprocentowanie kredytów ze szkodą dla klientów i sprawę skieruje do sądu.
Joanna Dargiewicz, Kinga Graczyk
2009-02-10, ostatnia aktualizacja 2009-02-10 21:07
emetro.pl

Spółki z GPW walczą o Stadion Narodowy

Sześć konsorcjów zostało zakwalifikowanych do drugiego etapu przetargu na generalnego wykonawcę Stadionu Narodowego w Warszawie - poinformowało w komunikacie Narodowe Centrum Sportu.

Zakwalifikowane zostało konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA oraz konsorcjum: Hydrobudowa Polska oraz PBG z Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Do drugiego etapu zakwalifikowane zostały również: konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem- Warszawa i J&P AVAX, konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH, konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp.  z o.o. oraz konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

Do końca tygodnia konsorcja otrzymają dokumentację przetargową. Od tego czasu będą miały 40 dni na złożenie ostatecznej oferty.

Zgodnie z harmonogramem, rozpoczęcie II etapu inwestycji (budowa stadionu) planowane jest na początek maja 2009 r. a jej zakończenie na 30 czerwca 2011 r.

Obecnie trwa na stadionie pierwszy etap inwestycji -palowanie, wykonywane przez firmę Pol-Aqua.

- Prace przy tym etapie wyprzedzają o ponad 20 proc. czas przewidziany w harmonogramie. Dlatego zarząd spółki rozważa możliwość rozszerzenia zakresu prac dla obecnego wykonawcy, tak by zrealizował pewną część zadań II etapu - napisano w komunikacie NCS.

Szacowana wartość prac to ok. 5 proc. kontraktu wartego 125,4 mln zł.

- Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie powołana w tym celu komisja przetargowa, po przeanalizowaniu aspektów prawnych i technicznych - napisano.

money.pl/2009-02-10 12:09:58

Spółki z GPW walczą o Stadion Narodowy

Sześć konsorcjów zostało zakwalifikowanych do drugiego etapu przetargu na generalnego wykonawcę Stadionu Narodowego w Warszawie - poinformowało w komunikacie Narodowe Centrum Sportu.

Zakwalifikowane zostało konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA oraz konsorcjum: Hydrobudowa Polska oraz PBG z Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Do drugiego etapu zakwalifikowane zostały również: konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem- Warszawa i J&P AVAX, konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH, konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp.  z o.o. oraz konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

Do końca tygodnia konsorcja otrzymają dokumentację przetargową. Od tego czasu będą miały 40 dni na złożenie ostatecznej oferty.

Zgodnie z harmonogramem, rozpoczęcie II etapu inwestycji (budowa stadionu) planowane jest na początek maja 2009 r. a jej zakończenie na 30 czerwca 2011 r.

Obecnie trwa na stadionie pierwszy etap inwestycji -palowanie, wykonywane przez firmę Pol-Aqua.

- Prace przy tym etapie wyprzedzają o ponad 20 proc. czas przewidziany w harmonogramie. Dlatego zarząd spółki rozważa możliwość rozszerzenia zakresu prac dla obecnego wykonawcy, tak by zrealizował pewną część zadań II etapu - napisano w komunikacie NCS.

Szacowana wartość prac to ok. 5 proc. kontraktu wartego 125,4 mln zł.

- Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie powołana w tym celu komisja przetargowa, po przeanalizowaniu aspektów prawnych i technicznych - napisano.

money.pl/2009-02-10 12:09:58

Kryzys straszy. Mieszkania coraz tańsze

- Utrzymująca się atmosfera niepewności i obawy przed nadchodzącymi problemami powodują, że w styczniu na rynku nieruchomości odnotowano kolejne spadki cen - wynika z raportu portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander.
- Styczeń 2009 upłynął pod hasłem kryzysu i słowa recesja odmienianego przez wszystkie przypadki. Co więcej nie jest to ostatni miesiąc, kiedy panuje atmosfera niepewności i obawy przed nadchodzącymi problemami. Na rynku nieruchomości oznaczało to kolejne spadki - napisano w analizie.
Najwyższy 3 proc. spadek cen zanotowano w Szczecinie, o 1,8 proc. spadły ceny w Warszawie i o 1,2 proc. w Gdańsku.

- Były też wyjątki, przede wszystkim Olsztyn i Białystok, gdzie w grudniu nastąpiły spadki kilkusetzłotowe (-34 zł i  -268 zł), a w styczniu ten spadek został nieco skorygowany. W skali roku, w porównaniu ze styczniem 2008, najbardziej spadły ceny w Opolu -12,4 proc., w Krakowie - 11,4 proc., a w Sopocie o 10,7 proc. - czytamy w raporcie.

Autorzy raportu oczekują, że spadek cen nieruchomości powinien doprowadzić do pobudzenia popytu.

- Mimo czarnego scenariusza, który rysuje się przed gospodarką i rynkiem nieruchomości, są jednak pewne pozytywy. Spadek cen nieruchomości powinien doprowadzić do pobudzenia popytu. Stopy procentowe są na wyjątkowo niskim poziomie, a niski kurs złotówki powoduje, że zaciągnięcie obecnie kredytu we franku jest wyjątkowo korzystne (o ile bank zechce udzielać kredytu w tej walucie) - uważają eksperci szybko.pl i Expandera.

- Wygląda na to, że rok 2009 nie przyniesie dobrych wiadomości dla właścicieli nieruchomości, ale może być okazją do dokonania korzystnych zakupów - dodano.

money.pl

Kryzys straszy. Mieszkania coraz tańsze

- Utrzymująca się atmosfera niepewności i obawy przed nadchodzącymi problemami powodują, że w styczniu na rynku nieruchomości odnotowano kolejne spadki cen - wynika z raportu portalu Szybko.pl i firmy doradczej Expander.
- Styczeń 2009 upłynął pod hasłem kryzysu i słowa recesja odmienianego przez wszystkie przypadki. Co więcej nie jest to ostatni miesiąc, kiedy panuje atmosfera niepewności i obawy przed nadchodzącymi problemami. Na rynku nieruchomości oznaczało to kolejne spadki - napisano w analizie.
Najwyższy 3 proc. spadek cen zanotowano w Szczecinie, o 1,8 proc. spadły ceny w Warszawie i o 1,2 proc. w Gdańsku.

- Były też wyjątki, przede wszystkim Olsztyn i Białystok, gdzie w grudniu nastąpiły spadki kilkusetzłotowe (-34 zł i  -268 zł), a w styczniu ten spadek został nieco skorygowany. W skali roku, w porównaniu ze styczniem 2008, najbardziej spadły ceny w Opolu -12,4 proc., w Krakowie - 11,4 proc., a w Sopocie o 10,7 proc. - czytamy w raporcie.

Autorzy raportu oczekują, że spadek cen nieruchomości powinien doprowadzić do pobudzenia popytu.

- Mimo czarnego scenariusza, który rysuje się przed gospodarką i rynkiem nieruchomości, są jednak pewne pozytywy. Spadek cen nieruchomości powinien doprowadzić do pobudzenia popytu. Stopy procentowe są na wyjątkowo niskim poziomie, a niski kurs złotówki powoduje, że zaciągnięcie obecnie kredytu we franku jest wyjątkowo korzystne (o ile bank zechce udzielać kredytu w tej walucie) - uważają eksperci szybko.pl i Expandera.

- Wygląda na to, że rok 2009 nie przyniesie dobrych wiadomości dla właścicieli nieruchomości, ale może być okazją do dokonania korzystnych zakupów - dodano.

money.pl

Podatek drenuje kopalnie

210 mln zł rezerw zamierza utworzyć Kompania Węglowa (KW) z tytułu należnego gminom podatku od podziemnych budowli za kilka ubiegłych lat. Z tego powodu firma zamknęła miniony rok stratą - podał rzecznik firmy Zbigniew Madej.

O to, czy podziemne wyrobiska powinny być opodatkowane podatkiem od nieruchomości, od wielu miesięcy toczy się spór prawny. Ostateczne rozstrzygnięcia w tej sprawie nie zapadły.

Od poniedziałku salę konferencyjną w siedzibie KW okupują związkowcy z Sierpnia 80, którzy domagają się m.in. 14-proc. podwyżki płac w tym roku. Zarząd proponował dotąd 5 proc., ale - jak powiedział we wtorek Madej - w sytuacji straty za ubiegły rok, tegoroczne podwyżki stoją pod znakiem zapytania.

- Jeszcze kilka tygodni temu zakładaliśmy, że zamkniemy ubiegły rok blisko 30-milionowym zyskiem netto. Konieczność utworzenia wysokich rezerw na podatek z lat 2004-2008 oznacza, że zanotujemy stratę. W tej sytuacji rozmowa o podwyżkach staje się trudna, choć nic nie jest jeszcze przesądzone - ocenił rzecznik.

KW nie podaje ostatecznego wyniku finansowego za ubiegły rok. Wszystko wskazuje na to, że będzie on o kilkadziesiąt milionów gorszy, niż pierwotnie szacowano. Szczegóły mają być znane za kilka dni. Tylko za 2009 r. wielkość podatku od podziemnych budowli to w KW ok. 35 mln zł.

Decyzja o utworzeniu rezerw w KW zapadła po poniedziałkowym wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, który oddalił zażalenie Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) na konieczność zapłaty 8 mln zł tego podatku za 2003 rok na rzecz gminy Ornontowice, gdzie znajduje się kopalnia "Budryk".

Jak powiedziała PAP rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer, kwota ta została już uregulowana, firma odwołuje się jednak od tej decyzji w sądzie. Po otrzymaniu uzasadnienia wyroku odwoła się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Na bieżącą kondycję firmy poniedziałkowy wyrok nie ma żadnego wpływu, bo JSW już wcześniej utworzyła rezerwy na zaległy sporny podatek, szacowany w skali tej spółki na 261 mln zł.

Jednak kolejny już wyrok sądu, potwierdzający konieczność zapłaty zaległych podatków z tego tytułu, skłonił do utworzenia rezerw Kompanię Węglową. W ubiegłym roku samorządy dokonały windykacji 18 mln zł z tego tytułu od KW.

Według wstępnych, przekazanych w styczniu danych, ubiegłoroczny zysk na sprzedaży węgla KW wyniósł 848,5 mln zł, czyli 19,06 zł na każdej tonie sprzedanego węgla. Po odjęciu strat na innych rodzajach działalności dawało to 182,5 mln zł zysku brutto. Po odjęciu podatku dochodowego (151,8 mln zł) i części zysku należnej Skarbowi Państwa, KW liczyła na ok. 29,6 mln zł zysku netto, wobec 11,1 mln zł przed rokiem.

Przedstawiciele spółki od razu zastrzegali jednak, że ostateczny wynik po audycie może być inny. Zależy to m.in. od tego, jakie odzwierciedlenie w wyniku znajdzie utrata wartości akcji posiadanych przez KW giełdowych spółek (w skrajnym wariancie byłoby to minus 280 mln zł) oraz właśnie od rezerw na ewentualny sporny podatek od podziemnych budowli.

Z argumentacją zarządu KW nie zgadzają się związkowcy z Sierpnia 80, którzy kontynuują okupację siedziby firmy, domagając się podwyżek. "To kolejny manewr zarządu Kompanii, polegający tym razem na księgowych sztuczkach. Był zysk, teraz okaże się, że jest strata. Nie zmienia to w żaden sposób naszych żądań" - powiedział PAP szef Sierpnia 80 Bogusław Ziętek.

"Zamiast obciążać załogę, zarząd KW powinien się zwrócić do rządu i upomnieć o obiecywane od dawna dokapitalizowanie w wysokości 416 mln zł" - dodał. Sam nieprawomocny wyrok w sprawie podatku od podziemnych budowli w JSW szef Sierpnia 80 określa jako "skandaliczny".

Spór prawny dotyczący podatku od podziemnych budowli (wyrobisk) toczy się od wielu miesięcy. Eksperci wyliczyli, że obciążenie podziemnych wyrobisk podatkiem od nieruchomości za pięć lat może kosztować górnictwo węgla kamiennego i rud miedzi w sumie ponad miliard złotych. Spółki węglowe alarmowały wcześniej, że może oznaczać ich upadłość.

Z danych wynika, że tylko Jastrzębska Spółka Węglowa musiałaby zapłacić blisko 261 mln zł, z czego ponad 70 mln zł to odsetki, narastające od 2003 roku. W ub.r. JSW zapłaciła 53 mln zł tego podatku.

Kopalnie uważają opodatkowanie podziemnych wyrobisk za nieuzasadnione. Argumentują, że i tak płacą olbrzymie podatki i opłaty na rzecz samorządów, nie licząc kwot na likwidację szkód górniczych. JSW wyliczyła, że w latach 2003-2008 zapłaciła samorządom ponad 284,7 mln zł podatków i opłat eksploatacyjnych. Opodatkowanie podziemnych wyrobisk oznaczałoby, że powinna zapłacić prawie drugie tyle.

W ocenie środowiska górniczego, wspieranego w tej sprawie przez doradców firmy doradczej Deloitte, przepisy dotyczące obciążania wyrobisk górniczych w kopalniach pobieranym przez gminy podatkiem od nieruchomości są nieprecyzyjne i powinny zostać zmienione.

Przedstawiciele kopalń liczą, że sprawą merytorycznie zajmie się Trybunał Konstytucyjny, do którego w 2006 r. trafił wniosek KGHM Polska Miedź o zbadanie tej sprawy. W kwietniu 2008 r. TK odrzucił ten wniosek z przyczyn formalnych. O pomoc do Rzecznika Praw Obywatelskich, by on skierował wniosek o zbadanie tej sprawy przez TK, zwrócił się w lipcu ub.r. Związek Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego. W jego ocenie przez nieprecyzyjność zapisów, przepis jest niezgodny z konstytucyjną zasadą państwa prawa.

Kopalnie płacą podatek od zajmowanego przez nie terenu. Uważają jednak, że podatek od nieruchomości nie dotyczy instalacji podziemnych - wyrobisk górniczych. W ustawie o podatkach i opłatach lokalnych zapisano, że podatek od nieruchomości pobiera się od gruntów, budynków lub ich części, budowli lub ich części związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej.

Przed 1 stycznia 2003 r., gdy zmieniła się ustawa podatkowa, Sąd Najwyższy orzekł, że podatek od podziemnych wyrobisk nie należy się gminom. Po zmianach sądy administracyjne rozpatrujące sprawy związane z opodatkowaniem wyrobisk KGHM Polska Miedź orzekały, że podatek jest należny. Jego egzekucję wszczęła już gmina Ornontowice, gdzie znajduje się należąca do JSW kopalnia "Budryk".

interia.pl/Wtorek, 10 lutego (12:09)

Podatek drenuje kopalnie

210 mln zł rezerw zamierza utworzyć Kompania Węglowa (KW) z tytułu należnego gminom podatku od podziemnych budowli za kilka ubiegłych lat. Z tego powodu firma zamknęła miniony rok stratą - podał rzecznik firmy Zbigniew Madej.

O to, czy podziemne wyrobiska powinny być opodatkowane podatkiem od nieruchomości, od wielu miesięcy toczy się spór prawny. Ostateczne rozstrzygnięcia w tej sprawie nie zapadły.

Od poniedziałku salę konferencyjną w siedzibie KW okupują związkowcy z Sierpnia 80, którzy domagają się m.in. 14-proc. podwyżki płac w tym roku. Zarząd proponował dotąd 5 proc., ale - jak powiedział we wtorek Madej - w sytuacji straty za ubiegły rok, tegoroczne podwyżki stoją pod znakiem zapytania.

- Jeszcze kilka tygodni temu zakładaliśmy, że zamkniemy ubiegły rok blisko 30-milionowym zyskiem netto. Konieczność utworzenia wysokich rezerw na podatek z lat 2004-2008 oznacza, że zanotujemy stratę. W tej sytuacji rozmowa o podwyżkach staje się trudna, choć nic nie jest jeszcze przesądzone - ocenił rzecznik.

KW nie podaje ostatecznego wyniku finansowego za ubiegły rok. Wszystko wskazuje na to, że będzie on o kilkadziesiąt milionów gorszy, niż pierwotnie szacowano. Szczegóły mają być znane za kilka dni. Tylko za 2009 r. wielkość podatku od podziemnych budowli to w KW ok. 35 mln zł.

Decyzja o utworzeniu rezerw w KW zapadła po poniedziałkowym wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, który oddalił zażalenie Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) na konieczność zapłaty 8 mln zł tego podatku za 2003 rok na rzecz gminy Ornontowice, gdzie znajduje się kopalnia "Budryk".

Jak powiedziała PAP rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer, kwota ta została już uregulowana, firma odwołuje się jednak od tej decyzji w sądzie. Po otrzymaniu uzasadnienia wyroku odwoła się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Na bieżącą kondycję firmy poniedziałkowy wyrok nie ma żadnego wpływu, bo JSW już wcześniej utworzyła rezerwy na zaległy sporny podatek, szacowany w skali tej spółki na 261 mln zł.

Jednak kolejny już wyrok sądu, potwierdzający konieczność zapłaty zaległych podatków z tego tytułu, skłonił do utworzenia rezerw Kompanię Węglową. W ubiegłym roku samorządy dokonały windykacji 18 mln zł z tego tytułu od KW.

Według wstępnych, przekazanych w styczniu danych, ubiegłoroczny zysk na sprzedaży węgla KW wyniósł 848,5 mln zł, czyli 19,06 zł na każdej tonie sprzedanego węgla. Po odjęciu strat na innych rodzajach działalności dawało to 182,5 mln zł zysku brutto. Po odjęciu podatku dochodowego (151,8 mln zł) i części zysku należnej Skarbowi Państwa, KW liczyła na ok. 29,6 mln zł zysku netto, wobec 11,1 mln zł przed rokiem.

Przedstawiciele spółki od razu zastrzegali jednak, że ostateczny wynik po audycie może być inny. Zależy to m.in. od tego, jakie odzwierciedlenie w wyniku znajdzie utrata wartości akcji posiadanych przez KW giełdowych spółek (w skrajnym wariancie byłoby to minus 280 mln zł) oraz właśnie od rezerw na ewentualny sporny podatek od podziemnych budowli.

Z argumentacją zarządu KW nie zgadzają się związkowcy z Sierpnia 80, którzy kontynuują okupację siedziby firmy, domagając się podwyżek. "To kolejny manewr zarządu Kompanii, polegający tym razem na księgowych sztuczkach. Był zysk, teraz okaże się, że jest strata. Nie zmienia to w żaden sposób naszych żądań" - powiedział PAP szef Sierpnia 80 Bogusław Ziętek.

"Zamiast obciążać załogę, zarząd KW powinien się zwrócić do rządu i upomnieć o obiecywane od dawna dokapitalizowanie w wysokości 416 mln zł" - dodał. Sam nieprawomocny wyrok w sprawie podatku od podziemnych budowli w JSW szef Sierpnia 80 określa jako "skandaliczny".

Spór prawny dotyczący podatku od podziemnych budowli (wyrobisk) toczy się od wielu miesięcy. Eksperci wyliczyli, że obciążenie podziemnych wyrobisk podatkiem od nieruchomości za pięć lat może kosztować górnictwo węgla kamiennego i rud miedzi w sumie ponad miliard złotych. Spółki węglowe alarmowały wcześniej, że może oznaczać ich upadłość.

Z danych wynika, że tylko Jastrzębska Spółka Węglowa musiałaby zapłacić blisko 261 mln zł, z czego ponad 70 mln zł to odsetki, narastające od 2003 roku. W ub.r. JSW zapłaciła 53 mln zł tego podatku.

Kopalnie uważają opodatkowanie podziemnych wyrobisk za nieuzasadnione. Argumentują, że i tak płacą olbrzymie podatki i opłaty na rzecz samorządów, nie licząc kwot na likwidację szkód górniczych. JSW wyliczyła, że w latach 2003-2008 zapłaciła samorządom ponad 284,7 mln zł podatków i opłat eksploatacyjnych. Opodatkowanie podziemnych wyrobisk oznaczałoby, że powinna zapłacić prawie drugie tyle.

W ocenie środowiska górniczego, wspieranego w tej sprawie przez doradców firmy doradczej Deloitte, przepisy dotyczące obciążania wyrobisk górniczych w kopalniach pobieranym przez gminy podatkiem od nieruchomości są nieprecyzyjne i powinny zostać zmienione.

Przedstawiciele kopalń liczą, że sprawą merytorycznie zajmie się Trybunał Konstytucyjny, do którego w 2006 r. trafił wniosek KGHM Polska Miedź o zbadanie tej sprawy. W kwietniu 2008 r. TK odrzucił ten wniosek z przyczyn formalnych. O pomoc do Rzecznika Praw Obywatelskich, by on skierował wniosek o zbadanie tej sprawy przez TK, zwrócił się w lipcu ub.r. Związek Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego. W jego ocenie przez nieprecyzyjność zapisów, przepis jest niezgodny z konstytucyjną zasadą państwa prawa.

Kopalnie płacą podatek od zajmowanego przez nie terenu. Uważają jednak, że podatek od nieruchomości nie dotyczy instalacji podziemnych - wyrobisk górniczych. W ustawie o podatkach i opłatach lokalnych zapisano, że podatek od nieruchomości pobiera się od gruntów, budynków lub ich części, budowli lub ich części związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej.

Przed 1 stycznia 2003 r., gdy zmieniła się ustawa podatkowa, Sąd Najwyższy orzekł, że podatek od podziemnych wyrobisk nie należy się gminom. Po zmianach sądy administracyjne rozpatrujące sprawy związane z opodatkowaniem wyrobisk KGHM Polska Miedź orzekały, że podatek jest należny. Jego egzekucję wszczęła już gmina Ornontowice, gdzie znajduje się należąca do JSW kopalnia "Budryk".

interia.pl/Wtorek, 10 lutego (12:09)

Kto zbuduje Narodowy?

Sześć konsorcjów zostało zakwalifikowanych do drugiego etapu przetargu na generalnego wykonawcę Stadionu Narodowego w Warszawie - poinformowało Narodowe Centrum Sportu (NCS).

Zakwalifikowane zostało konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA oraz konsorcjum: Hydrobudowa Polska oraz PBG z Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Do drugiego etapu zakwalifikowane zostały również: konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem- Warszawa i J&P AVAX, konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH, konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp.  z o.o. oraz konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

Do końca tygodnia konsorcja otrzymają dokumentację przetargową. Od tego czasu będą miały 40 dni na złożenie ostatecznej oferty.

Zgodnie z harmonogramem, rozpoczęcie II etapu inwestycji (budowa stadionu) planowane jest na początek maja 2009 r. a jej zakończenie na 30 czerwca 2011 r.

Teraz trwa na stadionie pierwszy etap inwestycji - palowanie, wykonywane przez firmę Pol-Aqua.

"Prace przy tym etapie wyprzedzają o ponad 20 proc. czas przewidziany w harmonogramie. Dlatego zarząd spółki rozważa możliwość rozszerzenia zakresu prac dla obecnego wykonawcy, tak by zrealizował pewną część zadań II etapu" - napisano w komunikacie NCS.

Szacowana wartość prac to ok. 5 proc. kontraktu wartego 125,4 mln zł.

"Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie powołana w tym celu komisja przetargowa, po przeanalizowaniu aspektów prawnych i technicznych" - napisano.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Kto zbuduje Narodowy?

Sześć konsorcjów zostało zakwalifikowanych do drugiego etapu przetargu na generalnego wykonawcę Stadionu Narodowego w Warszawie - poinformowało Narodowe Centrum Sportu (NCS).

Zakwalifikowane zostało konsorcjum niemiecko-polskie złożone ze spółek: Max Bögl Polska Sp. z o.o., Max Bögl Bauunternehmung GmbH&Co. KG oraz Budimex Dromex SA oraz konsorcjum: Hydrobudowa Polska oraz PBG z Alpine Bau Deutschland AG, Alpine Bau GmbH i Alpine Construction Polska Sp. z o.o.

Do drugiego etapu zakwalifikowane zostały również: konsorcjum Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych Pol-Aqua z Mostostalem- Warszawa i J&P AVAX, konsorcjum Eiffage Budownictwo MITEX SA, Strabag sp. z o.o., Baugesellschaft Walter Hellmich GmbH, konsorcjum irlandzko-polskie John Sisk& Son Ltd. i Henpol Sp.  z o.o. oraz konsorcjum firm MSF Moniz da Maia, Serra &Fortunato Empreiteiros SA, MSF-Polska sp. z o.o., Sociedade de construçáo, Soares da Costa SA, FDO Construçňes, Alexandre Barbosa Borges SA, ABB-FDO Polska Sp. z o.o., MARTIFER.

Do końca tygodnia konsorcja otrzymają dokumentację przetargową. Od tego czasu będą miały 40 dni na złożenie ostatecznej oferty.

Zgodnie z harmonogramem, rozpoczęcie II etapu inwestycji (budowa stadionu) planowane jest na początek maja 2009 r. a jej zakończenie na 30 czerwca 2011 r.

Teraz trwa na stadionie pierwszy etap inwestycji - palowanie, wykonywane przez firmę Pol-Aqua.

"Prace przy tym etapie wyprzedzają o ponad 20 proc. czas przewidziany w harmonogramie. Dlatego zarząd spółki rozważa możliwość rozszerzenia zakresu prac dla obecnego wykonawcy, tak by zrealizował pewną część zadań II etapu" - napisano w komunikacie NCS.

Szacowana wartość prac to ok. 5 proc. kontraktu wartego 125,4 mln zł.

"Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmie powołana w tym celu komisja przetargowa, po przeanalizowaniu aspektów prawnych i technicznych" - napisano.

źródło informacji: PAP

interia.pl

Gdzie w tym roku kupować nieruchomości?

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego, Amerykę czeka poprawa sytuacji gospodarczej w trzecim kwartale roku, a po kryzysie najszybciej podniosą się kraje azjatyckie - wynika z raportu przygotowanego przez Cushman & Wakefield.
Nowojorski oddział firmy Cushman & Wakefield opublikował pierwszy w tym roku raport z serii Economic Pulse na temat warunków prowadzenia działalności gospodarczej i rynku nieruchomości w Azji, Europie i Stanach Zjednoczonych. Raporty zamieszczane na stronie Centrum Wiedzy (Knowledge Center) firmy Cushman & Wakefield potwierdzają, że branża nieruchomości komercyjnych najbardziej odczuje globalne pogorszenie koniunktury w 2009 r. Jednak ograniczona podaż wpłynęła stabilizująco na pewne rynki, a w niektórych regionach ożywienie nadejdzie szybciej niż

Wydarzenia 2009 roku będą przełomowe dla gospodarki Azji. Cztery czynniki nadal powodują rozprzestrzenianie się kryzysu gospodarczego do krajów azjatyckich, które w ostatnich kwartałach wykazywały się odpornością. Na początku 2009 r. słabnący optymizm, problemy z utrzymaniem płynności, perspektywa niestabilności kursów walut i nierównowaga w obrocie handlowym zaczynają wywierać presję na gospodarkę, zwiększając tym samym stopień ryzyka krótkoterminowego w różnych krajach. Pomimo wzrostu ryzyka politycznego i społecznego we wszystkich zakątkach Azji, można oczekiwać, że region ten będzie jednym z pierwszych, w którym nastąpi ożywienie, ponieważ niski poziom zadłużenia i spadające ceny surowców przyczynią się do powrotu gospodarek azjatyckich na ścieżkę wzrostu.

Europa

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. W bieżącym roku z pewnością nadejdą kolejne niekorzystne informacje, ponieważ redukowanie poziomu zapasów i słabnący eksport dodatkowo zwiększają problemy powodowane przez ograniczanie wydatków na konsumpcję, niedobory kredytów i niepewność na rynkach finansowych. W całym regionie obniżono prognozy dotyczące wzrostu PKB i obecnie prognozuje się spadek PKB na poziomie 1,5 proc. dla Europy Zachodniej, 2-2,5-proc. spadek w Irlandii i Wielkiej Brytanii oraz bardziej umiarkowany spadek do (0,5 proc.) w Finlandii i Norwegii. Ekonomiści zgodnie uważają, że jesteśmy bliscy najniższego punktu obecnego spowolnienia w wielu krajach pod względem wzrostu kwartał do kwartału.

Stany Zjednoczone

Stany Zjednoczone są wyraźnie w najgorszym punkcie obecnego cyklu, ponieważ w obliczu spadającej sprzedaży i ogólnej niepewności gospodarczej, firmy nadal zwalniają pracowników w szybkim tempie. Oczekuje się dalszego wzrostu bezrobocia w najbliższym czasie, ale w kolejnych miesiącach 2009 r. sytuacja może się poprawić. W związku ze zmianą administracji w Waszyngtonie w połączeniu z pakietem agresywnych rozwiązań pobudzających gospodarkę, rozluźnieniem polityki na rynkach kredytowych oraz gwałtownym spadkiem cen energii i surowców można oczekiwać powrotu tendencji wzrostowej PKB w trzecim kwartale.

Monika Szymańska

Na podstawie raportu Economic Pulse firmy Cushman & Wakefield

interia.pl

Gdzie w tym roku kupować nieruchomości?

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego, Amerykę czeka poprawa sytuacji gospodarczej w trzecim kwartale roku, a po kryzysie najszybciej podniosą się kraje azjatyckie - wynika z raportu przygotowanego przez Cushman & Wakefield.
Nowojorski oddział firmy Cushman & Wakefield opublikował pierwszy w tym roku raport z serii Economic Pulse na temat warunków prowadzenia działalności gospodarczej i rynku nieruchomości w Azji, Europie i Stanach Zjednoczonych. Raporty zamieszczane na stronie Centrum Wiedzy (Knowledge Center) firmy Cushman & Wakefield potwierdzają, że branża nieruchomości komercyjnych najbardziej odczuje globalne pogorszenie koniunktury w 2009 r. Jednak ograniczona podaż wpłynęła stabilizująco na pewne rynki, a w niektórych regionach ożywienie nadejdzie szybciej niż

Wydarzenia 2009 roku będą przełomowe dla gospodarki Azji. Cztery czynniki nadal powodują rozprzestrzenianie się kryzysu gospodarczego do krajów azjatyckich, które w ostatnich kwartałach wykazywały się odpornością. Na początku 2009 r. słabnący optymizm, problemy z utrzymaniem płynności, perspektywa niestabilności kursów walut i nierównowaga w obrocie handlowym zaczynają wywierać presję na gospodarkę, zwiększając tym samym stopień ryzyka krótkoterminowego w różnych krajach. Pomimo wzrostu ryzyka politycznego i społecznego we wszystkich zakątkach Azji, można oczekiwać, że region ten będzie jednym z pierwszych, w którym nastąpi ożywienie, ponieważ niski poziom zadłużenia i spadające ceny surowców przyczynią się do powrotu gospodarek azjatyckich na ścieżkę wzrostu.

Europa

Obecnie Europa w pełni odczuwa skutki spowolnienia gospodarczego. W bieżącym roku z pewnością nadejdą kolejne niekorzystne informacje, ponieważ redukowanie poziomu zapasów i słabnący eksport dodatkowo zwiększają problemy powodowane przez ograniczanie wydatków na konsumpcję, niedobory kredytów i niepewność na rynkach finansowych. W całym regionie obniżono prognozy dotyczące wzrostu PKB i obecnie prognozuje się spadek PKB na poziomie 1,5 proc. dla Europy Zachodniej, 2-2,5-proc. spadek w Irlandii i Wielkiej Brytanii oraz bardziej umiarkowany spadek do (0,5 proc.) w Finlandii i Norwegii. Ekonomiści zgodnie uważają, że jesteśmy bliscy najniższego punktu obecnego spowolnienia w wielu krajach pod względem wzrostu kwartał do kwartału.

Stany Zjednoczone

Stany Zjednoczone są wyraźnie w najgorszym punkcie obecnego cyklu, ponieważ w obliczu spadającej sprzedaży i ogólnej niepewności gospodarczej, firmy nadal zwalniają pracowników w szybkim tempie. Oczekuje się dalszego wzrostu bezrobocia w najbliższym czasie, ale w kolejnych miesiącach 2009 r. sytuacja może się poprawić. W związku ze zmianą administracji w Waszyngtonie w połączeniu z pakietem agresywnych rozwiązań pobudzających gospodarkę, rozluźnieniem polityki na rynkach kredytowych oraz gwałtownym spadkiem cen energii i surowców można oczekiwać powrotu tendencji wzrostowej PKB w trzecim kwartale.

Monika Szymańska

Na podstawie raportu Economic Pulse firmy Cushman & Wakefield

interia.pl

Upadnie co trzeci inwestor!

W ciągu najbliższych dwóch lat z rynku zniknie jedna trzecia deweloperów - pisze "Gazeta Krakowska" już w sierpniu powiedział Tytus Misiak, prezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań (SBDiM), grupującego krakowskich deweloperów.

Kłopoty z płynnością finansową mają przede wszystkim mniejsi deweloperzy czy tzw. deweloperzy jednej inwestycji, którzy kupowali grunty w ciągu ostatnich dwóch lat, a budowę finansują z wpłat klientów. Zastój na rynku i spadek cen mieszkań sprawiły, że ich marża sięga jedynie kilku procent. A to oznacza bankructwo.

Deweloper aby zabezpieczyć sobie funkcjonowanie musi uzyskać 15-20 proc. marży, jeśli tego nie zrobi - upada - tłumaczy Tytus Misiak. Już teraz fundusze inwestycyjne, zarówno polskie, jak i zagraniczne, zaczynają przejmować największych krakowskich deweloperów. Krzysztof Bartuś, prezes krakowskiego Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości, ocenia, że z rynku zniknie 30 proc. budowniczych.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

Upadnie co trzeci inwestor!

W ciągu najbliższych dwóch lat z rynku zniknie jedna trzecia deweloperów - pisze "Gazeta Krakowska" już w sierpniu powiedział Tytus Misiak, prezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań (SBDiM), grupującego krakowskich deweloperów.

Kłopoty z płynnością finansową mają przede wszystkim mniejsi deweloperzy czy tzw. deweloperzy jednej inwestycji, którzy kupowali grunty w ciągu ostatnich dwóch lat, a budowę finansują z wpłat klientów. Zastój na rynku i spadek cen mieszkań sprawiły, że ich marża sięga jedynie kilku procent. A to oznacza bankructwo.

Deweloper aby zabezpieczyć sobie funkcjonowanie musi uzyskać 15-20 proc. marży, jeśli tego nie zrobi - upada - tłumaczy Tytus Misiak. Już teraz fundusze inwestycyjne, zarówno polskie, jak i zagraniczne, zaczynają przejmować największych krakowskich deweloperów. Krzysztof Bartuś, prezes krakowskiego Instytutu Analiz Monitor Rynku Nieruchomości, ocenia, że z rynku zniknie 30 proc. budowniczych.

Więcej w "Gazecie Krakowskiej"

Kredyt Bank zwolni w ramach zwolnień grupowych 300 osób

Kredyt Bank w ramach zwolnień grupowych chce zwolnić do 300 osób w związku z pogorszeniem sytuacji gospodarczej oraz koniecznością obniżenia kosztów prowadzonej działalności - podał bank w komunikacie.
Dalsze ograniczenia zatrudnienia będą osiągnięte w wyniku naturalnych odejść i nieprzedłużania umów na czas określony, w tym w spółkach Grupy KB o około 200 osób.

"Zarząd Banku informuje, że w związku z pogorszeniem sytuacji gospodarczej oraz koniecznością obniżenia kosztów prowadzonej działalności, podjął decyzję o zmniejszeniu zatrudnienia. W Banku planowane jest zmniejszenie zatrudnienia obejmujące do 300 osób w formie zwolnień grupowych. W wyniku konsultacji z Radą Pracowników zostały uzgodnione procedury, warunki, terminy oraz poziom optymalizacji zatrudnienia" - podał bank.

"Dalsze ograniczenia zatrudnienia zostaną osiągnięte w wyniku naturalnych odejść oraz nieprzedłużania umów na czas określony, w tym w spółkach Grupy KB o około 200 osób" - podano.

Według wstępnych danych skonsolidowany zysk netto grupy Kredyt Banku w czwartym kwartale 2008 roku wyniósł co najmniej 60 mln zł, a wynik z tytułu odsetek wyniósł w IV kwartale 292,3 mln zł. Koszty działania i koszty ogólnego zarządu wyniosły 299,8 mln zł.

Pełny raport za czwarty kwartał Kredyt Bank przedstawi 12 lutego.
onet.pl/(PAP, tm/11.02.2009, godz. 08:54)

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies