Ze świata nieruchomości - strona 94

IKELIMIT:Trzeci filar zostanie goły

Sejm odrzucił w środę obywatelski projekt nowelizacji ustawy o PIT, który zakładał ulgę podatkową dla oszczędzających na emeryturę w tzw. trzecim filarze.

We wtorek w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu przygotowanego przez Komitet Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej Razem. Podpisało się pod nim ponad 130 tys. osób.

Zgodnie z propozycjami Komitetu każdy podatnik miałby prawo do odliczenia od podstawy opodatkowania w PIT do 12 tys. złotych pod warunkiem, że pieniądze te zostałyby przeznaczone na oszczędzanie w III filarze emerytalnym: w zakładach ubezpieczeniowych, funduszach inwestycyjnych czy bankach.

Autorzy projektu argumentowali, że jest on wyrazem "troski o właściwy poziom życia przyszłych emerytów". Ich zdaniem, wypłacane z nowego systemu emerytalnego świadczenie będzie niższe niż obecnie. Przeciętna tzw. stopa zastąpienia wynagrodzenia otrzymywanego z I i II filara, (czyli z ZUS i OFE) wyniesie ok. 50 proc. (obecnie ok. 68 proc.). Oznacza to, że osoba zarabiająca np. 3 tys. zł dostanie emeryturę w wysokości 1,5 tys. zł. W przypadku kobiet, które pracują krócej, będzie to jeszcze mniej - emerytura wyniesie ok. 40 proc.

Według Komitetu możliwość odpisania od dochodu odpowiedniej kwoty może zachęcić do oszczędzania na przyszłą emeryturę. Obecnie trzeci filar, czyli ubezpieczenia dodatkowe i dobrowolne, niemal nie funkcjonuje.

Wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu złożył klub parlamentarny PO.

źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

Rosną ceny w wielkich sklepach

Żywności drożeje - wynika z badania cen prowadzonego przez firmę Nielsen na zlecenie "Rzeczpospolitej".

W ciągu ostatniego kwartału ceny 20 podstawowych produktów wzrosły o 2,6 proc., choć wcześniej regularnie spadały.

Choć nadal najtaniej jest w hipermarketach, to sklepy wielkopowierzchniowe zaskoczyły klientów największymi podwyżkami. W dyskontach ceny podniosły się o 3,1 proc., w supermarketach o 3,2 proc., a w hipermarketach za te same produkty zapłacimy aż o 4,7 proc. więcej niż w poprzednim kwartale.

Handlowcy - jednak tylko nieoficjalnie - mówią wprost, że ceny będą rosły, choć branża boi się reakcji klientów - pisze "Rz".

źródło informacji: PAP/Rzeczpospolita

Rosną ceny w wielkich sklepach

Żywności drożeje - wynika z badania cen prowadzonego przez firmę Nielsen na zlecenie "Rzeczpospolitej".

W ciągu ostatniego kwartału ceny 20 podstawowych produktów wzrosły o 2,6 proc., choć wcześniej regularnie spadały.

Choć nadal najtaniej jest w hipermarketach, to sklepy wielkopowierzchniowe zaskoczyły klientów największymi podwyżkami. W dyskontach ceny podniosły się o 3,1 proc., w supermarketach o 3,2 proc., a w hipermarketach za te same produkty zapłacimy aż o 4,7 proc. więcej niż w poprzednim kwartale.

Handlowcy - jednak tylko nieoficjalnie - mówią wprost, że ceny będą rosły, choć branża boi się reakcji klientów - pisze "Rz".

źródło informacji: PAP/Rzeczpospolita

Posłowie proponują: działka za 1 proc. jej wartości

Uwłaszczenie działkowców, wysokie bonifikaty za przekształcenie prawa użytkowania w prawo własności, przekazanie gminom uprawnień do tworzenia ogrodów, utworzenie wspólnot ogrodu, wprowadzenie kodeksowych zasad dziedziczenia działek, likwidację Polskiego Związku Działkowców, przejęcie jego majątku przez Skarb Państwa proponuje poselski (PiS) projekt ustawy o ogrodach działkowych. Dziś odbędzie się jego pierwsze czytanie w Sejmie.

Wywłaszczenie działkowców z ich własności, nacjonalizacja majątku samorządnej organizacji społecznej powiązana z jej likwidacją mocą ustawy sejmowej to tylko niektóre z rozwiązań, których sprzeczność z konstytucją wydaje się być oczywista - podnosi Bartłomiej Piech, radca prawny w Biurze Krajowej Rady PZD.

Ustawodawca, tworząc PZD i nadając mu osobowość prawną, powołał do życia odrębny byt prawny. Państwo musi uszanować jego niezależność, w przeciwnym wypadku złamane zostaną konstytucyjne zasady ochrony praw nabytych oraz demokratycznego państwa prawnego - uważa Łukasz Guratowski, prawnik kancelarii Baker & McKenzie.

Najwięcej emocji działkowców i posłów budzą jednak zasady uwłaszczenia działkowców, które przewidują możliwość odpłatnego przekształcenia prawa użytkowania działki w prawo własności. Każdy obecny użytkownik działki będzie miał dwa lata od chwili wejścia w życie ustawy na złożenie wniosku o przekształcenie do wójta (burmistrza, prezydenta), starosty lub marszałka województwa albo w przypadku działki stanowiącej własność skarbu państwa do starosty. Oni też podejmą decyzję o uzyskaniu przez wnioskodawcę tytułu własności działki. Ostateczne decyzje urzędów będą podstawą wpisu do księgi wieczystej.

Czy działkowcy, otrzymując tytuł prawny do ogrodu, uzyskają pewność korzystania z działki? Od czyjej decyzji będzie zależny wykup działek? Czy działkowcy otrzymają prawo wyboru formy korzystania z zajmowanej działki?

Jerzy Kowalski
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Posłowie proponują: działka za 1 proc. jej wartości

Uwłaszczenie działkowców, wysokie bonifikaty za przekształcenie prawa użytkowania w prawo własności, przekazanie gminom uprawnień do tworzenia ogrodów, utworzenie wspólnot ogrodu, wprowadzenie kodeksowych zasad dziedziczenia działek, likwidację Polskiego Związku Działkowców, przejęcie jego majątku przez Skarb Państwa proponuje poselski (PiS) projekt ustawy o ogrodach działkowych. Dziś odbędzie się jego pierwsze czytanie w Sejmie.

Wywłaszczenie działkowców z ich własności, nacjonalizacja majątku samorządnej organizacji społecznej powiązana z jej likwidacją mocą ustawy sejmowej to tylko niektóre z rozwiązań, których sprzeczność z konstytucją wydaje się być oczywista - podnosi Bartłomiej Piech, radca prawny w Biurze Krajowej Rady PZD.

Ustawodawca, tworząc PZD i nadając mu osobowość prawną, powołał do życia odrębny byt prawny. Państwo musi uszanować jego niezależność, w przeciwnym wypadku złamane zostaną konstytucyjne zasady ochrony praw nabytych oraz demokratycznego państwa prawnego - uważa Łukasz Guratowski, prawnik kancelarii Baker & McKenzie.

Najwięcej emocji działkowców i posłów budzą jednak zasady uwłaszczenia działkowców, które przewidują możliwość odpłatnego przekształcenia prawa użytkowania działki w prawo własności. Każdy obecny użytkownik działki będzie miał dwa lata od chwili wejścia w życie ustawy na złożenie wniosku o przekształcenie do wójta (burmistrza, prezydenta), starosty lub marszałka województwa albo w przypadku działki stanowiącej własność skarbu państwa do starosty. Oni też podejmą decyzję o uzyskaniu przez wnioskodawcę tytułu własności działki. Ostateczne decyzje urzędów będą podstawą wpisu do księgi wieczystej.

Czy działkowcy, otrzymując tytuł prawny do ogrodu, uzyskają pewność korzystania z działki? Od czyjej decyzji będzie zależny wykup działek? Czy działkowcy otrzymają prawo wyboru formy korzystania z zajmowanej działki?

Jerzy Kowalski
Gazeta Prawna

Gazeta Prawna w internecie www.gazetaprawna.pl

Lloyds zwalnia 2,1 tys. pracowników

Jedna z największych w W. Brytanii grup bankowych (Lloyds Banking Group) ogłosiła zwolnienie 2,1 tys. pracowników. 700 miejsc pracy mają objąć zwolnienia dobrowolne, a resztę przymusowe.

Ogłoszono też decyzję o utworzeniu 350 nowych funkcji.

Grupa bankowa Lloyds została utworzona z końcem ub.r. z połączenia Lloyds TSB z bankiem HBOS (Halifax Bank of Scotland). Po dokapitalizowaniu jej przez rząd sumą 17 mld funtów skarb państwa przejął w niej 43 proc. udziałów.

W ramach konsolidacji operacji połączonych banków od stycznia br. Lloyds zwolnił ogółem 7 tys. pracowników.

Związek zawodowy Accord reprezentujący głównie pracowników wchłoniętego banku HBOS spotyka się z zarządem zabiegając o uzyskanie zapewnień, iż restrukturyzacja, której elementem jest redukcja zatrudnienia rzeczywiście ma na celu długofalowy interes banku, a nie samą tylko obniżkę kosztów na krótką metę.

Jest to już druga fala zwolnień grupowych u Lloydsa w czerwcu. 9 czerwca ogłoszono o zwolnieniu 1660 pracowników zatrudnionych w oddziałach wchodzącego w skład grupy towarzystwa hipotecznego Cheltenham & Gloucester.

Lloyds zwalnia 2,1 tys. pracowników

Jedna z największych w W. Brytanii grup bankowych (Lloyds Banking Group) ogłosiła zwolnienie 2,1 tys. pracowników. 700 miejsc pracy mają objąć zwolnienia dobrowolne, a resztę przymusowe.

Ogłoszono też decyzję o utworzeniu 350 nowych funkcji.

Grupa bankowa Lloyds została utworzona z końcem ub.r. z połączenia Lloyds TSB z bankiem HBOS (Halifax Bank of Scotland). Po dokapitalizowaniu jej przez rząd sumą 17 mld funtów skarb państwa przejął w niej 43 proc. udziałów.

W ramach konsolidacji operacji połączonych banków od stycznia br. Lloyds zwolnił ogółem 7 tys. pracowników.

Związek zawodowy Accord reprezentujący głównie pracowników wchłoniętego banku HBOS spotyka się z zarządem zabiegając o uzyskanie zapewnień, iż restrukturyzacja, której elementem jest redukcja zatrudnienia rzeczywiście ma na celu długofalowy interes banku, a nie samą tylko obniżkę kosztów na krótką metę.

Jest to już druga fala zwolnień grupowych u Lloydsa w czerwcu. 9 czerwca ogłoszono o zwolnieniu 1660 pracowników zatrudnionych w oddziałach wchodzącego w skład grupy towarzystwa hipotecznego Cheltenham & Gloucester.

NIK alarmuje

NIK alarmuje, że w wielu miejscach samowolę budowlaną da się zalegalizować za łapówkę - pisze "Gazeta Wyborcza".

Z opublikowanego właśnie przez NIK raportu wynika, że w niemal co trzecim z 24 skontrolowanych inspektoratów nadzoru budowlanego miały w przeszłości miejsce przypadki "nadmiernej przychylności wobec inwestorów w sprawach opłat legalizacyjnych" (kontrole były przeprowadzone między 2005 r. a pierwszym półroczem 2008 r.).

Według NIK "powiatowe inspektoraty nadzoru budowlanego działają jak państwo w państwie - łamią prawo na wszystkich etapach postępowań dotyczących samowoli budowlanych".

Przykładowo w ponad jednej trzeciej skontrolowanych inspektoratów (m.in. w Grodzisku Mazowieckim i Pabianicach) nie sprawdzono, czy budowa jest zgodna z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym oraz techniczno-budowlanym, co jest warunkiem rozpoczęcia legalizacji. W ośmiu inspektoratach, m.in. w Zamościu i Bielsku Podlaskim, inspektorzy legalizowali samowole bez sprawdzenia, czy inwestorzy wnieśli opłaty legalizacyjne.

Źródło: wp.pl

NIK alarmuje

NIK alarmuje, że w wielu miejscach samowolę budowlaną da się zalegalizować za łapówkę - pisze "Gazeta Wyborcza".

Z opublikowanego właśnie przez NIK raportu wynika, że w niemal co trzecim z 24 skontrolowanych inspektoratów nadzoru budowlanego miały w przeszłości miejsce przypadki "nadmiernej przychylności wobec inwestorów w sprawach opłat legalizacyjnych" (kontrole były przeprowadzone między 2005 r. a pierwszym półroczem 2008 r.).

Według NIK "powiatowe inspektoraty nadzoru budowlanego działają jak państwo w państwie - łamią prawo na wszystkich etapach postępowań dotyczących samowoli budowlanych".

Przykładowo w ponad jednej trzeciej skontrolowanych inspektoratów (m.in. w Grodzisku Mazowieckim i Pabianicach) nie sprawdzono, czy budowa jest zgodna z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym oraz techniczno-budowlanym, co jest warunkiem rozpoczęcia legalizacji. W ośmiu inspektoratach, m.in. w Zamościu i Bielsku Podlaskim, inspektorzy legalizowali samowole bez sprawdzenia, czy inwestorzy wnieśli opłaty legalizacyjne.

Źródło: wp.pl

Paryż chętnie wykorzysta moment osłabienia Londynu

Kiedy Paryż – największy faworyt w wyścigu o organizację igrzysk olimpijskich 2012 - przegrał z Londynem, we Francji dało się wyczuć rozczarowanie. Ale prezydent Nicolas Sarkozy liczy, że teraz odbije sobie i skorzysta z obecnych problemów, jakie Londyn przeżywa wskutek kryzysu finansowego. Krótko mówiąc, Francuzi są gotowi zainwestować ok 50 mld euro w przekształcenie Paryża i okolic w tętniące życiem nowoczesne centrum życia gospodarczego.
W tym tygodniu Sarkozy podtrzymał swój zamiar przyspieszenia realizacji ambitnego planu połączenia historycznego centrum stolicy z szeroko rozsianymi przedmieściami tak, by scalić w jedno "Wielki Paryż". Projekt ten zakłada budowę wielu nowych obiektów i szlaków transportowych, co zapewni jakże potrzebne bodźce dla gospodarki. Istnieją także ambitne plany powiększenia dzielnicy biznesowej La Defense, aby ściągnąć tam jeszcze więcej banków, ubezpieczycieli i innych korporacyjnych bytów.

Jednocześnie organizacja Paris Europlace, skupiająca wszystkich wielkich świata finansów i przemysłu we Francji, zintensyfikowała lobbing na rzecz poprawy wizerunku Paryża jako nowoczesnego centrum obiegu finansowego. Oczywistym celem jest przejęcie choćby części biznesu który wynosi się obecnie z londyńskiego City. Chodzi o to by zagrozić czołowej pozycji Londynu w dziedzinie usług finansowych.

Jeśli w ogóle istnieje jakiś dogodny moment na stworzenie rywala dla Londynu, to właśnie teraz. Reputacja City (podobnie zresztą jak nowojorskiej Wall Street) poniosła poważny uszczerbek. Banki i inne instytucje sektora finansowego wyrzuciły na bruk mnóstwo pracowników, spora część z nich wyniosła się z Londynu. Konkurencyjne miasta takie jak Paryż i Frankfurt dostrzegły obecnie sposobność odzyskania choć części firm, które poprzenosiły się do brytyjskiej stolicy w ciągu minionych 20 lat.

Paryż z pewnością ma na swoją rzecz więcej argumentów niż w czasach przedkryzysowych. Poradził sobie w ostatnich miesiącach lepiej od innych ośrodków. Ma też takie atuty jak położenie geograficzne i połączenia szybkiej kolei do Londynu, Brukseli, Genewy, Amsterdamu a od niedawna Frankfurtu. Pełno w nim inteligentnych ludzi i dobrych restauracji.

A przede wszystkim zawsze miał za sobą rządy i prezydentów gotowych z całego serca inwestować w ambitne projekty, jako widome znaki ich dziedzictwa dla potomnych. Pod tym względem Sarkozy nie różni się od socjalisty Francois Mitterranda. Francuscy prezydenci tradycyjnie mieli skłonność do inicjowania szeroko zakrojonych budów a obywatele zdają się to doceniać. Zwłaszcza jeśli – tak jak obecnie – daje to okazję do wyrównania porachunków z Brytyjczykami.

Londyn ma jednak jeden atut, którego Paryż tak łatwo nie przebije. Chodzi po prostu o język i kulturę. To angielski – a nie francuski – stał się uniwersalnym językiem biznesu a Londyn jest lepiej przygotowany kulturowo do pełnienia roli międzynarodowego centrum finansowego. Nawet jeśli temu zaprzeczają, Francuzi pozostają w głębi duszy podejrzliwi wobec bogactwa a ich rządy z natury mają ciągoty protekcjonistyczne. Nawet samozwańczy modernizator Sarkozy wciąż ma opory przed zniesieniem kontrowersyjnego podatku od wzbogacenia. Jest też zagorzałym krytykiem tego, co zwie "kapitalizmem finansowym".

Sektor finansowy nie rozwija się, a kurczy. Wyzwaniem na dziś dla Londynu jest zminimalizowanie liczby firm, które odchodzą z City, by powrócić do swych dawnych siedzib w Paryżu czy Frankfurcie. Jest to bez wątpienia większe zagrożenie niż rozrost nowych wielkich centrów finansowych w Azji takich jak Szanghaj. Nawet w 24-godzinnym systemie ciągłych transakcji zawsze będzie potrzeba istnienia wiodącego ośrodka w Europie. Tę pozycję Londyn musi teraz obronić.

Tour de France nie pomoże księstwu

Po raz pierwszy w swych długich dziejach Tour de France zacznie się w sobotę w Monako. Ta najpopularniejsza impreza sportowa przyciągnie na pewno znaczne tłumy, ale nie ludzi z najwyższej półki, których to księstwo dramatycznie teraz potrzebuje.

W Monako bowiem na dobre zagościł kryzys, uderzając w najważniejszą firmę – Societe des Bains de Mer (SBM), czyli właściciela kasyna i najlepszych hoteli – kontrolowaną przez rodzinę książęcą. Obroty zaczęły spadać krótko po tym, jak zeszłej jesieni doszło do załamania finansowego. Swoje też zrobiła kampania zwalczania rajów podatkowych.

Zysk netto SBM za ostatni rok podatkowy (kończący się w marcu) spadł o 57% do 40,6 mld euro. Najbardziej ucierpiały przychody z hazardu, który stanowi ok 55% proc. całej działalności. Niewykluczone, że jednym z powodów, których zniechęcił wielu graczy jest niedawno wprowadzony zakaz palenia. Dział hotelowy firmy poradził sobie lepiej, ale i jego przychody były o 6% niższe.

Autor: Paul Betts

Paryż chętnie wykorzysta moment osłabienia Londynu

Kiedy Paryż – największy faworyt w wyścigu o organizację igrzysk olimpijskich 2012 - przegrał z Londynem, we Francji dało się wyczuć rozczarowanie. Ale prezydent Nicolas Sarkozy liczy, że teraz odbije sobie i skorzysta z obecnych problemów, jakie Londyn przeżywa wskutek kryzysu finansowego. Krótko mówiąc, Francuzi są gotowi zainwestować ok 50 mld euro w przekształcenie Paryża i okolic w tętniące życiem nowoczesne centrum życia gospodarczego.
W tym tygodniu Sarkozy podtrzymał swój zamiar przyspieszenia realizacji ambitnego planu połączenia historycznego centrum stolicy z szeroko rozsianymi przedmieściami tak, by scalić w jedno "Wielki Paryż". Projekt ten zakłada budowę wielu nowych obiektów i szlaków transportowych, co zapewni jakże potrzebne bodźce dla gospodarki. Istnieją także ambitne plany powiększenia dzielnicy biznesowej La Defense, aby ściągnąć tam jeszcze więcej banków, ubezpieczycieli i innych korporacyjnych bytów.

Jednocześnie organizacja Paris Europlace, skupiająca wszystkich wielkich świata finansów i przemysłu we Francji, zintensyfikowała lobbing na rzecz poprawy wizerunku Paryża jako nowoczesnego centrum obiegu finansowego. Oczywistym celem jest przejęcie choćby części biznesu który wynosi się obecnie z londyńskiego City. Chodzi o to by zagrozić czołowej pozycji Londynu w dziedzinie usług finansowych.

Jeśli w ogóle istnieje jakiś dogodny moment na stworzenie rywala dla Londynu, to właśnie teraz. Reputacja City (podobnie zresztą jak nowojorskiej Wall Street) poniosła poważny uszczerbek. Banki i inne instytucje sektora finansowego wyrzuciły na bruk mnóstwo pracowników, spora część z nich wyniosła się z Londynu. Konkurencyjne miasta takie jak Paryż i Frankfurt dostrzegły obecnie sposobność odzyskania choć części firm, które poprzenosiły się do brytyjskiej stolicy w ciągu minionych 20 lat.

Paryż z pewnością ma na swoją rzecz więcej argumentów niż w czasach przedkryzysowych. Poradził sobie w ostatnich miesiącach lepiej od innych ośrodków. Ma też takie atuty jak położenie geograficzne i połączenia szybkiej kolei do Londynu, Brukseli, Genewy, Amsterdamu a od niedawna Frankfurtu. Pełno w nim inteligentnych ludzi i dobrych restauracji.

A przede wszystkim zawsze miał za sobą rządy i prezydentów gotowych z całego serca inwestować w ambitne projekty, jako widome znaki ich dziedzictwa dla potomnych. Pod tym względem Sarkozy nie różni się od socjalisty Francois Mitterranda. Francuscy prezydenci tradycyjnie mieli skłonność do inicjowania szeroko zakrojonych budów a obywatele zdają się to doceniać. Zwłaszcza jeśli – tak jak obecnie – daje to okazję do wyrównania porachunków z Brytyjczykami.

Londyn ma jednak jeden atut, którego Paryż tak łatwo nie przebije. Chodzi po prostu o język i kulturę. To angielski – a nie francuski – stał się uniwersalnym językiem biznesu a Londyn jest lepiej przygotowany kulturowo do pełnienia roli międzynarodowego centrum finansowego. Nawet jeśli temu zaprzeczają, Francuzi pozostają w głębi duszy podejrzliwi wobec bogactwa a ich rządy z natury mają ciągoty protekcjonistyczne. Nawet samozwańczy modernizator Sarkozy wciąż ma opory przed zniesieniem kontrowersyjnego podatku od wzbogacenia. Jest też zagorzałym krytykiem tego, co zwie "kapitalizmem finansowym".

Sektor finansowy nie rozwija się, a kurczy. Wyzwaniem na dziś dla Londynu jest zminimalizowanie liczby firm, które odchodzą z City, by powrócić do swych dawnych siedzib w Paryżu czy Frankfurcie. Jest to bez wątpienia większe zagrożenie niż rozrost nowych wielkich centrów finansowych w Azji takich jak Szanghaj. Nawet w 24-godzinnym systemie ciągłych transakcji zawsze będzie potrzeba istnienia wiodącego ośrodka w Europie. Tę pozycję Londyn musi teraz obronić.

Tour de France nie pomoże księstwu

Po raz pierwszy w swych długich dziejach Tour de France zacznie się w sobotę w Monako. Ta najpopularniejsza impreza sportowa przyciągnie na pewno znaczne tłumy, ale nie ludzi z najwyższej półki, których to księstwo dramatycznie teraz potrzebuje.

W Monako bowiem na dobre zagościł kryzys, uderzając w najważniejszą firmę – Societe des Bains de Mer (SBM), czyli właściciela kasyna i najlepszych hoteli – kontrolowaną przez rodzinę książęcą. Obroty zaczęły spadać krótko po tym, jak zeszłej jesieni doszło do załamania finansowego. Swoje też zrobiła kampania zwalczania rajów podatkowych.

Zysk netto SBM za ostatni rok podatkowy (kończący się w marcu) spadł o 57% do 40,6 mld euro. Najbardziej ucierpiały przychody z hazardu, który stanowi ok 55% proc. całej działalności. Niewykluczone, że jednym z powodów, których zniechęcił wielu graczy jest niedawno wprowadzony zakaz palenia. Dział hotelowy firmy poradził sobie lepiej, ale i jego przychody były o 6% niższe.

Autor: Paul Betts

Nieruchomości: Rynek wtórny mieszkań w I półroczu 2009 r.

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu.
Mieszkanie za gotówkę

Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale br.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości
są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania. Coraz częstsze pojawianie się „klientów gotówkowych” pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4% ceny ofertowej mieszkania. Warto dodać, że w 60% analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5%. Dla porównania – w 11% analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10%, a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym  o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 0000 - 400 000 zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty – wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Mariusz Kania
Prezes Zarządu Metrohouse S.A.
inwestycje.pl

Nieruchomości: Rynek wtórny mieszkań w I półroczu 2009 r.

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu.
Mieszkanie za gotówkę

Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale br.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości
są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania. Coraz częstsze pojawianie się „klientów gotówkowych” pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4% ceny ofertowej mieszkania. Warto dodać, że w 60% analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5%. Dla porównania – w 11% analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10%, a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym  o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 0000 - 400 000 zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty – wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Mariusz Kania
Prezes Zarządu Metrohouse S.A.
inwestycje.pl

Nieruchomości: Jak dobrze ulokować swój kapitał?

Rynek usług finansowych oferuje nam szeroki wachlarz produktów do pomnażania naszych ciężko zarobionych pieniędzy. Lokata terminowa? Fundusze? A może inwestycje giełdowe? Jedno jest pewne – nieruchomości są zawsze dobrą lokatą kapitału.
Zainwestować tak, ale w co?

Z powodu ostatnich spadków cen na rynku nieruchomości wiele osób zaczęło myśleć nad zainwestowaniem w nieruchomość. I tu pojawiają się pierwsze pytania: kupić dom, czy mieszkanie? Jeżeli mieszkanie, to duże, czy małe? Pod wynajem, czy na potrzeby własne? A jeżeli dom, to gotowy, czy wybudować samemu? Bliżej centrum, czy może nieco dalej, ale za to większy i tańszy? A może by tak zainwestować w coś bardziej prestiżowego?

Nieruchomości trochę inne niż wszystkie

W ostatnich latach na popularności zyskują inwestycje z rozbudowaną infrastrukturą rekreacyjną, typu Golf & Country Club. To lokalizacje w pobliżu dużych aglomeracji miejskich, gdzie znajdują się pola golfowe, driving range, akademia golfa i coraz częściej również domy lub apartamenty dla wszystkich tych, którzy cenią sobie spokój oraz komfort mieszkania w luksusowych warunkach. To również ciekawy sposób na inwestycje dla osób, które szukają pewnego i innowacyjnego sposobu na ulokowanie swoich pieniędzy.

Warszawa też to ma

Taka inwestycja powstaje również pod Warszawą
. 80 domów jednorodzinnych, 18-dołkowe pole klasy mistrzowskiej, driving range, akademia golfa oraz lądowisko dla samolotów turystycznych, wszystko to oferuje inwestycja pod nazwą Sobienie Królewskie Golf & Country Club. Położona w odległości 30 km od Warszawy inwestycja spełnia wymagania nawet najbardziej wymagających klientów. Pierwsze domy pokazowe są już wybudowane i można je zwiedzać. Akademia golfa i driving range ruszają jeszcze tego lata, a lądowisko i szkoła awiacji działają na tym terenie już od ponad roku. W przyszłości zostanie uruchomiony również hotel mieszczący się w XIX wiecznym pałacyku w Sobieniach Szlacheckich, gdzie mieszkańcy i goście będą mięli możliwość skorzystania z ośrodka SPA, restauracji, kortów tenisowych oraz jazdy konnej.

Czy to się opłaca?

Analitycy rynku nieruchomości są zgodni co do tego, że spadek cen nie utrzyma się długo. Już niebawem rynek będzie odczuwał kolejny niedosyt – podaż nie pokryje popytu. Taka sytuacja miała miejsce kilka lat temu i będzie miała miejsce również w przyszłości. Jeżeli jednak nie chcemy ryzykować, to warto sięgać po takie nieruchomości, na które wahania rynkowe nie mają wpływu. Do nich zaliczają się luksusowe inwestycje z rozbudowaną infrastrukturą rekreacyjną. Ich wielofunkcyjność, bliskość do dużych aglomeracji miejskich, jak i prestiżowy charakter sprawiają, że są one doskonałym sposobem na lokatę swojego kapitału.

Sobienie Królewskie Golf & Country Club
inwestycje.pl

Nieruchomości: Jak dobrze ulokować swój kapitał?

Rynek usług finansowych oferuje nam szeroki wachlarz produktów do pomnażania naszych ciężko zarobionych pieniędzy. Lokata terminowa? Fundusze? A może inwestycje giełdowe? Jedno jest pewne – nieruchomości są zawsze dobrą lokatą kapitału.
Zainwestować tak, ale w co?

Z powodu ostatnich spadków cen na rynku nieruchomości wiele osób zaczęło myśleć nad zainwestowaniem w nieruchomość. I tu pojawiają się pierwsze pytania: kupić dom, czy mieszkanie? Jeżeli mieszkanie, to duże, czy małe? Pod wynajem, czy na potrzeby własne? A jeżeli dom, to gotowy, czy wybudować samemu? Bliżej centrum, czy może nieco dalej, ale za to większy i tańszy? A może by tak zainwestować w coś bardziej prestiżowego?

Nieruchomości trochę inne niż wszystkie

W ostatnich latach na popularności zyskują inwestycje z rozbudowaną infrastrukturą rekreacyjną, typu Golf & Country Club. To lokalizacje w pobliżu dużych aglomeracji miejskich, gdzie znajdują się pola golfowe, driving range, akademia golfa i coraz częściej również domy lub apartamenty dla wszystkich tych, którzy cenią sobie spokój oraz komfort mieszkania w luksusowych warunkach. To również ciekawy sposób na inwestycje dla osób, które szukają pewnego i innowacyjnego sposobu na ulokowanie swoich pieniędzy.

Warszawa też to ma

Taka inwestycja powstaje również pod Warszawą
. 80 domów jednorodzinnych, 18-dołkowe pole klasy mistrzowskiej, driving range, akademia golfa oraz lądowisko dla samolotów turystycznych, wszystko to oferuje inwestycja pod nazwą Sobienie Królewskie Golf & Country Club. Położona w odległości 30 km od Warszawy inwestycja spełnia wymagania nawet najbardziej wymagających klientów. Pierwsze domy pokazowe są już wybudowane i można je zwiedzać. Akademia golfa i driving range ruszają jeszcze tego lata, a lądowisko i szkoła awiacji działają na tym terenie już od ponad roku. W przyszłości zostanie uruchomiony również hotel mieszczący się w XIX wiecznym pałacyku w Sobieniach Szlacheckich, gdzie mieszkańcy i goście będą mięli możliwość skorzystania z ośrodka SPA, restauracji, kortów tenisowych oraz jazdy konnej.

Czy to się opłaca?

Analitycy rynku nieruchomości są zgodni co do tego, że spadek cen nie utrzyma się długo. Już niebawem rynek będzie odczuwał kolejny niedosyt – podaż nie pokryje popytu. Taka sytuacja miała miejsce kilka lat temu i będzie miała miejsce również w przyszłości. Jeżeli jednak nie chcemy ryzykować, to warto sięgać po takie nieruchomości, na które wahania rynkowe nie mają wpływu. Do nich zaliczają się luksusowe inwestycje z rozbudowaną infrastrukturą rekreacyjną. Ich wielofunkcyjność, bliskość do dużych aglomeracji miejskich, jak i prestiżowy charakter sprawiają, że są one doskonałym sposobem na lokatę swojego kapitału.

Sobienie Królewskie Golf & Country Club
inwestycje.pl

Najwięcej Rodzin na swoim w Poznaniu

Od 1 lipca 2009r. obowiązują nowe limity maksymalnych cen mieszkań i domów, jakie mogą być nabywane w ramach programu ,,Rodzina na swoim’’. Zmieniły się one jednak tylko w województwie pomorskim, gdzie cena podniesiona została z 4 721,50 zł/mkw. na 5 083,40 zł/mkw. W Gdańsku limit został podwyższony z 5 234,60 zł/mkw. na 5 744,20 zł/mkw.
W pozostałych województwach limity ulegną zmianie dopiero w kolejnym kwartale, czyli 1 października. Do tego czasu osoby zainteresowane tą formą finansowania mogą nabywać mieszkania w cenach obowiązujących od 1 kwietna tego roku, czyli od momentu, kiedy limity zostały znacznie podwyższone. Dzięki temu rządowy program ,,Rodzina na swoim’’ zaczął cieszyć się ogromnym zainteresowaniem. Ponadto z powodu spadku cen nieruchomości coraz więcej mieszkań spełnia cenowe warunki programu. Sprawdziliśmy, jak dużo lokali z naszej oferty można kupić, korzystając z kredytu z dopłatą. W tabeli nr 1. widzimy ile dokładnie mieszkań w danym mieście i dzielnicy  kwalifikuje się do programu. Pamiętajmy, że oprócz określonej ceny mieszkanie nie może przekraczać 75 mkw.

Tabela nr.1: Ilość mieszkań RNS  w ofercie Home Broker
 

Najwięcej mieszkań z dopłatą będziemy mogli kupić w Poznaniu. Tutaj aż 65 proc. lokali spełnia warunki programu. Jest to spowodowane tym, że limit w tym mieście jest bardzo wysoki (7 224 zł/mkw.), prawie taki jak w Warszawie, a średnie ceny mieszkań są zdecydowanie niższe niż w stolicy. Dlatego też dużo ofert znajdziemy w tak dobrych dzielnicach jak Stare Miasto czy Grunwald.

Kolejne miasta, gdzie znajdziemy dużo mieszkań spełniających warunki programu ,,Rodzina na swoim’’ to Katowice (62 proc.) i Łódź (58 proc.). W tych miastach limity wynoszą odpowiednio 5 133,80 zł/mkw. i 5 601,40 zł/mkw., czyli również dużo w porównaniu do średnich cen. Jak widać w tabeli nr 1. ciekawe oferty znajdziemy tu prawie w każdej dzielnicy.

We Wrocławiu 21 proc. mieszkań możemy kupić za pomocą kredytu z dopłatą. Jak na tak duże i zróżnicowane cenowo miasto to całkiem niezły wynik. Najwięcej mieszkań znajdziemy w dzielnicach Fabryczna (38 proc.) i Krzyki (31 proc.), czyli w całkiem popularnych lokalizacjach. Musimy się jednak liczyć z tym, że będą to głównie mieszkania z wielkiej płyty.

W Warszawie raptem 12,5 proc. mieszkań ma cenę pozwalającą na zakup mieszkania w ramach programu ,,Rodzina na swoim’’. Większość lokali znajdziemy na obrzeżach, czyli w takich dzielnicach jak Białołęka (20,5 proc.) czy Targówek (10,5 proc.). Taka sytuacja spowodowana jest tym, że w Warszawie mieszkania są wciąż bardzo drogie. Jeżeli uda nam się znaleźć jakieś mieszkanie na Mokotowie lub na Ochocie to będzie to na pewno wielka płyta.

Na tle całej Polki najgorzej wypada Kraków. Tutaj tylko 6,5 proc. mieszkań spełnia warunki programu. Jednak w tym mieście limit cenowy jest na bardzo niskim poziomie (5 340,30 zł/mkw.) w porównaniu do średnich cen mieszkań i jeżeli nie zostanie on podniesiony, raczej nie powinniśmy spodziewać się większej liczby mieszkań.

Wyniki te pokazują, że oferta mieszkań, które można nabyć z rządową dopłatą jest całkiem spora. Zwłaszcza mieszkańcy mniejszych miast, gdzie zapotrzebowanie na ten produkt jest największy, mogą liczyć na szeroki wybór. Ponadto trzeba pamiętać o tym, że w naszej bazie znajdują się ceny ofertowe, czyli takie, jakie chcieliby otrzymać sprzedający. Jeśli odliczymy od nich to, co uda nam się wynegocjować (obecnie może być to nawet kilkanaście procent) może okazać się, że więcej ofert będzie można zaliczyć do programu ,,Rodzina na swoim’’. I nawet jeśli od 1 października limity będą niższe (chociaż może być odwrotnie), to nadal sporo mieszkań będzie można kupić z rządową dopłatą, ponieważ ceny mieszkań do końca roku powinny jeszcze spadać.

Aleksandra Szarek
Specjalista Rynku Nieruchomości
Home Broker 

Najwięcej Rodzin na swoim w Poznaniu

Od 1 lipca 2009r. obowiązują nowe limity maksymalnych cen mieszkań i domów, jakie mogą być nabywane w ramach programu ,,Rodzina na swoim’’. Zmieniły się one jednak tylko w województwie pomorskim, gdzie cena podniesiona została z 4 721,50 zł/mkw. na 5 083,40 zł/mkw. W Gdańsku limit został podwyższony z 5 234,60 zł/mkw. na 5 744,20 zł/mkw.
W pozostałych województwach limity ulegną zmianie dopiero w kolejnym kwartale, czyli 1 października. Do tego czasu osoby zainteresowane tą formą finansowania mogą nabywać mieszkania w cenach obowiązujących od 1 kwietna tego roku, czyli od momentu, kiedy limity zostały znacznie podwyższone. Dzięki temu rządowy program ,,Rodzina na swoim’’ zaczął cieszyć się ogromnym zainteresowaniem. Ponadto z powodu spadku cen nieruchomości coraz więcej mieszkań spełnia cenowe warunki programu. Sprawdziliśmy, jak dużo lokali z naszej oferty można kupić, korzystając z kredytu z dopłatą. W tabeli nr 1. widzimy ile dokładnie mieszkań w danym mieście i dzielnicy  kwalifikuje się do programu. Pamiętajmy, że oprócz określonej ceny mieszkanie nie może przekraczać 75 mkw.

Tabela nr.1: Ilość mieszkań RNS  w ofercie Home Broker
 

Najwięcej mieszkań z dopłatą będziemy mogli kupić w Poznaniu. Tutaj aż 65 proc. lokali spełnia warunki programu. Jest to spowodowane tym, że limit w tym mieście jest bardzo wysoki (7 224 zł/mkw.), prawie taki jak w Warszawie, a średnie ceny mieszkań są zdecydowanie niższe niż w stolicy. Dlatego też dużo ofert znajdziemy w tak dobrych dzielnicach jak Stare Miasto czy Grunwald.

Kolejne miasta, gdzie znajdziemy dużo mieszkań spełniających warunki programu ,,Rodzina na swoim’’ to Katowice (62 proc.) i Łódź (58 proc.). W tych miastach limity wynoszą odpowiednio 5 133,80 zł/mkw. i 5 601,40 zł/mkw., czyli również dużo w porównaniu do średnich cen. Jak widać w tabeli nr 1. ciekawe oferty znajdziemy tu prawie w każdej dzielnicy.

We Wrocławiu 21 proc. mieszkań możemy kupić za pomocą kredytu z dopłatą. Jak na tak duże i zróżnicowane cenowo miasto to całkiem niezły wynik. Najwięcej mieszkań znajdziemy w dzielnicach Fabryczna (38 proc.) i Krzyki (31 proc.), czyli w całkiem popularnych lokalizacjach. Musimy się jednak liczyć z tym, że będą to głównie mieszkania z wielkiej płyty.

W Warszawie raptem 12,5 proc. mieszkań ma cenę pozwalającą na zakup mieszkania w ramach programu ,,Rodzina na swoim’’. Większość lokali znajdziemy na obrzeżach, czyli w takich dzielnicach jak Białołęka (20,5 proc.) czy Targówek (10,5 proc.). Taka sytuacja spowodowana jest tym, że w Warszawie mieszkania są wciąż bardzo drogie. Jeżeli uda nam się znaleźć jakieś mieszkanie na Mokotowie lub na Ochocie to będzie to na pewno wielka płyta.

Na tle całej Polki najgorzej wypada Kraków. Tutaj tylko 6,5 proc. mieszkań spełnia warunki programu. Jednak w tym mieście limit cenowy jest na bardzo niskim poziomie (5 340,30 zł/mkw.) w porównaniu do średnich cen mieszkań i jeżeli nie zostanie on podniesiony, raczej nie powinniśmy spodziewać się większej liczby mieszkań.

Wyniki te pokazują, że oferta mieszkań, które można nabyć z rządową dopłatą jest całkiem spora. Zwłaszcza mieszkańcy mniejszych miast, gdzie zapotrzebowanie na ten produkt jest największy, mogą liczyć na szeroki wybór. Ponadto trzeba pamiętać o tym, że w naszej bazie znajdują się ceny ofertowe, czyli takie, jakie chcieliby otrzymać sprzedający. Jeśli odliczymy od nich to, co uda nam się wynegocjować (obecnie może być to nawet kilkanaście procent) może okazać się, że więcej ofert będzie można zaliczyć do programu ,,Rodzina na swoim’’. I nawet jeśli od 1 października limity będą niższe (chociaż może być odwrotnie), to nadal sporo mieszkań będzie można kupić z rządową dopłatą, ponieważ ceny mieszkań do końca roku powinny jeszcze spadać.

Aleksandra Szarek
Specjalista Rynku Nieruchomości
Home Broker 

Franczyza bankowa - rozwój mimo kryzysu

Z powodu kryzysu banki wstrzymały lub mocno ograniczyły otwarcia własnych oddziałów, ale rozbudowują sieci placówek partnerskich - wynika z badania firmy doradczej PROFIT system. W drugiej połowie 2008 roku banki łącznie uruchomiły 331 placówek prowadzonych na zasadzie franczyzy. Od stycznia do końca kwietnia 2009 roku pojawiło się 170 nowych jednostek partnerskich. W Polsce działają obecnie 3834 takie placówki.
Obecnie piętnaście spośród 30 największych banków detalicznych w Polsce oferuje licencje na placówki partnerskie - niemal wszystkie pod własną marką. Należą do nich AIG, BPH, Bank Zachodni WBK, Bank DnB Nord (marka Monetia), Dominet Bank, eurobank, GE Money Bank, Getin Bank, ING, Lukas Bank, mBank (marka mKiosk), Multibank, Bank Pekao SA, Bank PKO BP oraz Polbank.

W pierwszej połowie 2008 roku banki uruchomiły około 250 placówek franczyzowych.


Z badania PROFIT system wynika, że pod względem nowych otwarć druga połowa 2008 roku była znacznie lepsza od pierwszego półrocza. Od czerwca do końca grudnia powstało 331 nowych oddziałów franczyzowych. Wynik w pierwszym półroczu 2009 będzie nie gorszy od analogicznego okresu roku ubiegłego, ponieważ w okresie od stycznia do kwietnia 2009r. zostało otwartych już 170 nowych placówek franczyzowych.
 
Franczyza na kryzys?

W okresie kryzysu znakomita większość banków wstrzymała rozwój sieci własnych oddziałów. Część z nich, zamiast tego decyduje się na silniejszy rozwój sieci franczyzowej, niektóre banki rozważają też przekazanie części własnych (mniej dochodowych) oddziałów w ręce franczyzobiorców.

Od początku roku największą dynamiką rozwoju mogą pochwalić się banki, które oferują systemy o zróżnicowanej ofercie produktowej, otwierają placówki w niewielkich miejscowościach, a koszt inwestycji w placówkę nie przekracza kilkudziesięciu tysięcy złotych. Łącznie od początku roku do końca kwietnia banki uruchomiły 170 placówek na licencji - najwięcej Getin Bank (46), Bank BPH (24), eurobank (19) oraz DnB Nord (19). Plany otwarcia 250 placówek franczyzowych w 2009 roku zapowiedział Getin Bank. Eurobank, który kwiecień zamknął setką jednostek partnerskich, zamierza zrealizować do końca roku założenia dotyczące franczyzy – osiągnąć poziom 140 placówek partnerskich. Bank Zachodni WBK planuje uruchomienie w tym roku około 100 placówek pod szyldem BZ WBK Partner, a funkcjonalność sieci partnerskiej nie będzie odbiegać od standardu oddziałów własnych. Łącznie banki deklarują otwarcie w 2009 roku 634 jednostek partnerskich – donosi raport PROFIT system.

Część banków wstrzymuje się z kolejnymi otwarciami lub - ze względu na nasycenie placówkami - kończą rozbudowę sieci partnerskich. Dominet Bank i Polbank swoje franczyzowe plany uzależniają od rozwoju sytuacji w branży. ING oraz Multibank poinformowały, że zrealizowały już założenia dotyczące franczyzy i nie mają planów dalszego rozwoju sieci. 

Multifranczyzobiorcy

Wśród partnerów banków systematycznie rośnie liczba tzw multifranczyzobiorców – partnerów, którzy prowadzą więcej niż jedną placówkę tego samego banku. Obecnie ich liczba szacowana jest na około 590  (włączając agentów PKO BP). Największą liczbą multifranczyzobiorców posiada (z racji wielkości sieci) PKO BP – 353. Wśród młodszych sieci do czołówki należą DnB Nord (46), GE Monety (30), eurobank (26), BPH (25).

Niektóre banki nie stawiają ograniczeń co do maksymalnej liczby placówek w rękach jednego franczyzobiorcy, inne ograniczają tę liczbę do 2-3 jednostek. Głównym kryterium otwarcia kolejnej placówki przez tego samego partnera są wyniki pierwszej lokalizacji, zaangażowanie franczyzobiorcy w biznes oraz relacje z centralą.

PKO BP pionierem

Prekursorem bankowej franczyzy w Polsce był bank PKO BP. Swoją pierwszą agencję uruchomił 1952 roku w Toruniu. Główną funkcjonalnością agencji tego banku była (i pozostaje) działalność transakcyjna. W szczytowym okresie funkcjonowało blisko 5 tysięcy agencji PKO BP. W ciągu ostatnich lat ich liczba systematycznie spada – obecnie wynosi nieco około 2200. Ale w 2008 roku po raz pierwszy od lat spadek liczebności sieci został zatrzymany i PKO BP otworzył więcej nowych agencji niż zamknął starych.

Pierwszy nowoczesny bankowy system franczyzowy opracował Dominet Bank, który w 2003 roku zaoferował swoim parterom możliwość otwarcia dużego oddziału nie różniącego się w zasadzie od własnej placówki banku. Placówki te otwierane były jednak wyłącznie w większych miastach. Nieco inny kierunek wybrał bank BPH, który w 2 lata zbudował sieć 450 małych placówek agencyjnych o niższym standardzie, otwieranych w małych miejscowościach. Dynamiczny rozwój tego modelu bankowości przyczynił się do wyparcia z rynku punktów kasowych, - te, które pozostały, ewoluowały pod skrzydłami banków w kierunku agencyjnych placówek bankowych (Monetia z Bise, obecnie z DnB Nord).

W 2007 roku z franczyzą wystartował eurobank, który niewielkim placówkom partnerskim nadał pełną funkcjonalność właściwą dotychczas własnym oddziałom banku oraz jako pierwszy udostępnił agencjom rzeczywisty system banku (przedtem agencje pracowały na nakładkach na system informatyczny). Na początku 2008 roku z własnym, analogicznym projektem franczyzy ruszył Getin Bank, a jesienią 2008r. pojawiły się placówki oznaczone logo Bank Zachodni WBK Partner.

PROFIT system
inwestycje.pl

Franczyza bankowa - rozwój mimo kryzysu

Z powodu kryzysu banki wstrzymały lub mocno ograniczyły otwarcia własnych oddziałów, ale rozbudowują sieci placówek partnerskich - wynika z badania firmy doradczej PROFIT system. W drugiej połowie 2008 roku banki łącznie uruchomiły 331 placówek prowadzonych na zasadzie franczyzy. Od stycznia do końca kwietnia 2009 roku pojawiło się 170 nowych jednostek partnerskich. W Polsce działają obecnie 3834 takie placówki.
Obecnie piętnaście spośród 30 największych banków detalicznych w Polsce oferuje licencje na placówki partnerskie - niemal wszystkie pod własną marką. Należą do nich AIG, BPH, Bank Zachodni WBK, Bank DnB Nord (marka Monetia), Dominet Bank, eurobank, GE Money Bank, Getin Bank, ING, Lukas Bank, mBank (marka mKiosk), Multibank, Bank Pekao SA, Bank PKO BP oraz Polbank.

W pierwszej połowie 2008 roku banki uruchomiły około 250 placówek franczyzowych.


Z badania PROFIT system wynika, że pod względem nowych otwarć druga połowa 2008 roku była znacznie lepsza od pierwszego półrocza. Od czerwca do końca grudnia powstało 331 nowych oddziałów franczyzowych. Wynik w pierwszym półroczu 2009 będzie nie gorszy od analogicznego okresu roku ubiegłego, ponieważ w okresie od stycznia do kwietnia 2009r. zostało otwartych już 170 nowych placówek franczyzowych.
 
Franczyza na kryzys?

W okresie kryzysu znakomita większość banków wstrzymała rozwój sieci własnych oddziałów. Część z nich, zamiast tego decyduje się na silniejszy rozwój sieci franczyzowej, niektóre banki rozważają też przekazanie części własnych (mniej dochodowych) oddziałów w ręce franczyzobiorców.

Od początku roku największą dynamiką rozwoju mogą pochwalić się banki, które oferują systemy o zróżnicowanej ofercie produktowej, otwierają placówki w niewielkich miejscowościach, a koszt inwestycji w placówkę nie przekracza kilkudziesięciu tysięcy złotych. Łącznie od początku roku do końca kwietnia banki uruchomiły 170 placówek na licencji - najwięcej Getin Bank (46), Bank BPH (24), eurobank (19) oraz DnB Nord (19). Plany otwarcia 250 placówek franczyzowych w 2009 roku zapowiedział Getin Bank. Eurobank, który kwiecień zamknął setką jednostek partnerskich, zamierza zrealizować do końca roku założenia dotyczące franczyzy – osiągnąć poziom 140 placówek partnerskich. Bank Zachodni WBK planuje uruchomienie w tym roku około 100 placówek pod szyldem BZ WBK Partner, a funkcjonalność sieci partnerskiej nie będzie odbiegać od standardu oddziałów własnych. Łącznie banki deklarują otwarcie w 2009 roku 634 jednostek partnerskich – donosi raport PROFIT system.

Część banków wstrzymuje się z kolejnymi otwarciami lub - ze względu na nasycenie placówkami - kończą rozbudowę sieci partnerskich. Dominet Bank i Polbank swoje franczyzowe plany uzależniają od rozwoju sytuacji w branży. ING oraz Multibank poinformowały, że zrealizowały już założenia dotyczące franczyzy i nie mają planów dalszego rozwoju sieci. 

Multifranczyzobiorcy

Wśród partnerów banków systematycznie rośnie liczba tzw multifranczyzobiorców – partnerów, którzy prowadzą więcej niż jedną placówkę tego samego banku. Obecnie ich liczba szacowana jest na około 590  (włączając agentów PKO BP). Największą liczbą multifranczyzobiorców posiada (z racji wielkości sieci) PKO BP – 353. Wśród młodszych sieci do czołówki należą DnB Nord (46), GE Monety (30), eurobank (26), BPH (25).

Niektóre banki nie stawiają ograniczeń co do maksymalnej liczby placówek w rękach jednego franczyzobiorcy, inne ograniczają tę liczbę do 2-3 jednostek. Głównym kryterium otwarcia kolejnej placówki przez tego samego partnera są wyniki pierwszej lokalizacji, zaangażowanie franczyzobiorcy w biznes oraz relacje z centralą.

PKO BP pionierem

Prekursorem bankowej franczyzy w Polsce był bank PKO BP. Swoją pierwszą agencję uruchomił 1952 roku w Toruniu. Główną funkcjonalnością agencji tego banku była (i pozostaje) działalność transakcyjna. W szczytowym okresie funkcjonowało blisko 5 tysięcy agencji PKO BP. W ciągu ostatnich lat ich liczba systematycznie spada – obecnie wynosi nieco około 2200. Ale w 2008 roku po raz pierwszy od lat spadek liczebności sieci został zatrzymany i PKO BP otworzył więcej nowych agencji niż zamknął starych.

Pierwszy nowoczesny bankowy system franczyzowy opracował Dominet Bank, który w 2003 roku zaoferował swoim parterom możliwość otwarcia dużego oddziału nie różniącego się w zasadzie od własnej placówki banku. Placówki te otwierane były jednak wyłącznie w większych miastach. Nieco inny kierunek wybrał bank BPH, który w 2 lata zbudował sieć 450 małych placówek agencyjnych o niższym standardzie, otwieranych w małych miejscowościach. Dynamiczny rozwój tego modelu bankowości przyczynił się do wyparcia z rynku punktów kasowych, - te, które pozostały, ewoluowały pod skrzydłami banków w kierunku agencyjnych placówek bankowych (Monetia z Bise, obecnie z DnB Nord).

W 2007 roku z franczyzą wystartował eurobank, który niewielkim placówkom partnerskim nadał pełną funkcjonalność właściwą dotychczas własnym oddziałom banku oraz jako pierwszy udostępnił agencjom rzeczywisty system banku (przedtem agencje pracowały na nakładkach na system informatyczny). Na początku 2008 roku z własnym, analogicznym projektem franczyzy ruszył Getin Bank, a jesienią 2008r. pojawiły się placówki oznaczone logo Bank Zachodni WBK Partner.

PROFIT system
inwestycje.pl

Lipcowe rekordy złotego

Początek miesiąca jest jak na razie dość udany dla naszej waluty. Silny popyt na złotego idzie w parze z umocnieniem się pozostałych walut naszego regionu, co pokazuje, że motorem nie są czynniki lokalne.
To raczej wynik opublikowanego rano lepszego odczytu indeksu PMI dla przemysłu w Chinach, które ostatnio są traktowane jako swoisty barometr nastrojów dla rynków wschodzących. Znaczenie mają także nastroje na światowych giełdach i zwyżki kursu EUR/USD, który naruszył dzisiaj poziom 1,4150. Opublikowane dzisiaj przez resort finansów szacunki czerwcowej inflacji, która mogła obniżyć się do 3,4 proc. r/r wobec 3,6 proc. r/r nie są zaskoczeniem. Przedstawiciele ministerstwa od jakiegoś czasu prognozowali, że wskaźnik cen może spaść poniżej poziomu 3 proc. r/r w najbliższe wakacje, co też dzisiaj potwierdzili.

Po południu (godz. 16:16) za euro płacono 4,39 zł, dolar był wart nieco powyżej 3,10 zł (w międzyczasie ustanawiając minimum na 3,0930), a frank potaniał do 2,88 zł. Analiza techniczna nie wyklucza krótkoterminowej korekty po tak gwałtownym ruchu. W średniej perspektywie (do końca miesiąca) euro może spaść poniżej 4,20 zł, a dolar wyraźnie naruszyć poziom 3 zł. Z kolei "szwajcar" może potanieć do 2,74 zł.

Na rynku EUR/USD mieliśmy dzisiaj udaną próbę naruszenia ostatniego maksimum na 1,4151 - nowy lokalny szczyt został ustanowiony na poziomie 1,4170. Przyczynił się do tego lepszy odczyt indeksu PMI dla przemysłu w strefie euro (w czerwcu wzrósł on do 42,6 pkt. z 40,7 pkt. w maju). Dane z USA, podobnie jak wczoraj, były mieszane. Agencja ADP poinformowała o swoich szacunkach dotyczących nowych miejsc pracy w sektorach pozarolniczych w czerwcu, które rozczarowały (-473 tys. wobec prognozy na poziomie -393 tys.).

Z kolei o godz. 16:00 opublikowane zostały dane o wydatkach na inwestycje budowlane w maju (-0,9 proc. m/m wobec prognozy -0,5 proc. m/m) i indeksie ISM dla przemysłu (44,8 pkt. wobec szacunków na poziomie 44,5 pkt.). Słabsza wymowa danych z USA może nieco osłabić EUR/USD w godzinach wieczornych, jeżeli przełoży się na ujemne zamknięcie indeksów na Wall Street. Silnym wsparciem są jednak okolice 1,41, które nie powinny zostać wyraźnie naruszone. Trend wzrostowy na tej parze trwa nadal. O godz. 16:16 kurs wynosił 1,4145.

Marek Rogalski
analityk DM BOŚ S.A.

Źródło: wp.pl

Lipcowe rekordy złotego

Początek miesiąca jest jak na razie dość udany dla naszej waluty. Silny popyt na złotego idzie w parze z umocnieniem się pozostałych walut naszego regionu, co pokazuje, że motorem nie są czynniki lokalne.
To raczej wynik opublikowanego rano lepszego odczytu indeksu PMI dla przemysłu w Chinach, które ostatnio są traktowane jako swoisty barometr nastrojów dla rynków wschodzących. Znaczenie mają także nastroje na światowych giełdach i zwyżki kursu EUR/USD, który naruszył dzisiaj poziom 1,4150. Opublikowane dzisiaj przez resort finansów szacunki czerwcowej inflacji, która mogła obniżyć się do 3,4 proc. r/r wobec 3,6 proc. r/r nie są zaskoczeniem. Przedstawiciele ministerstwa od jakiegoś czasu prognozowali, że wskaźnik cen może spaść poniżej poziomu 3 proc. r/r w najbliższe wakacje, co też dzisiaj potwierdzili.

Po południu (godz. 16:16) za euro płacono 4,39 zł, dolar był wart nieco powyżej 3,10 zł (w międzyczasie ustanawiając minimum na 3,0930), a frank potaniał do 2,88 zł. Analiza techniczna nie wyklucza krótkoterminowej korekty po tak gwałtownym ruchu. W średniej perspektywie (do końca miesiąca) euro może spaść poniżej 4,20 zł, a dolar wyraźnie naruszyć poziom 3 zł. Z kolei "szwajcar" może potanieć do 2,74 zł.

Na rynku EUR/USD mieliśmy dzisiaj udaną próbę naruszenia ostatniego maksimum na 1,4151 - nowy lokalny szczyt został ustanowiony na poziomie 1,4170. Przyczynił się do tego lepszy odczyt indeksu PMI dla przemysłu w strefie euro (w czerwcu wzrósł on do 42,6 pkt. z 40,7 pkt. w maju). Dane z USA, podobnie jak wczoraj, były mieszane. Agencja ADP poinformowała o swoich szacunkach dotyczących nowych miejsc pracy w sektorach pozarolniczych w czerwcu, które rozczarowały (-473 tys. wobec prognozy na poziomie -393 tys.).

Z kolei o godz. 16:00 opublikowane zostały dane o wydatkach na inwestycje budowlane w maju (-0,9 proc. m/m wobec prognozy -0,5 proc. m/m) i indeksie ISM dla przemysłu (44,8 pkt. wobec szacunków na poziomie 44,5 pkt.). Słabsza wymowa danych z USA może nieco osłabić EUR/USD w godzinach wieczornych, jeżeli przełoży się na ujemne zamknięcie indeksów na Wall Street. Silnym wsparciem są jednak okolice 1,41, które nie powinny zostać wyraźnie naruszone. Trend wzrostowy na tej parze trwa nadal. O godz. 16:16 kurs wynosił 1,4145.

Marek Rogalski
analityk DM BOŚ S.A.

Źródło: wp.pl

Budownictwo apartamentowe - synergia piękna i oszczędności

Systemy fasad aluminiowych, tak modne w przypadku budynków publicznych, zyskują na popularności w polskim budownictwie apartamentowym.

Funkcjonalność i wysoki standard użytkowy stolarki aluminiowej firmy Schüco oraz jej nowoczesne piękno przy wysokiej funkcjonalności to atuty, którym nie sposób się oprzeć.

Technologia budowania w aluminium to wbrew pozorom nie jest zjawisko obce w Polsce. Początki używania tego materiału na rodzimym gruncie przypadają już na przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Niemal do połowy lat 90-tych aluminiowe okna, drzwi i fasady były stosowane wyłącznie w budynkach użyteczności publicznej ze względu reglamentację surowca. Aluminiowe elementy osłon budynków traktowane jako prestiżowe, nie były jednak atrakcyjne ze względu na masywne, surowe kształty, bardzo słabą izolacyjność cieplną, toporne okucia i słabe zabezpieczenie powierzchni przed oddziaływaniem środowiska. Najnowsze techniki wytwarzania profili aluminiowych, oferowane przez firmę Schüco, zapewniają dużą dowolność architektoniczną, połączoną z wysokimi walorami użytkowymi. Tak zwane ciepłe aluminium, zapewniające użytkownikom wysoki komfort cieplny zadecydowały o szerokim stosowaniu fasad, okien i drzwi aluminiowych nie tylko w biurowcach, lecz także w budownictwie apartamentowym. Takie konstrukcje z rozmachem powstają obecnie w wielu miastach Polski: w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku.


Oryginalny projekt architektoniczny i najnowocześniejsze rozwiązania techniczne stanowią gwarancję sukcesu finansowego inwestycji budowlanej. Coraz więcej realizacji z naszego rynku i z rynków innych krajów europejskich poświadcza prawdziwość tej tezy. Jednym z najciekawszych przykładów udanej inwestycji z ostatnich lat tworzonej właśnie w oparciu o tą tezę jest apartamentowiec Sonnenfeld, znajdujący się w niemieckim mieście Ulm.


Słoneczne pola


Twórcy apartamentowca postawili sobie za cel zapewnienie przyszłym mieszkańcom nieskrępowanego kontaktu z piękną okolicą przy jednoczesnej minimalizacji kosztów użytkowania. Stworzono prawie „przezroczysty" budynek - i to głównie od stron nasłonecznionych: południowej i południowo - zachodniej. Przeszklenia na wysokość pełnej kondygnacji, w ramach ze smukłych profili, nie ograniczają kontaktu z krajobrazem w żadnym z apartamentów. Przezroczystość elewacji północnej potraktowana bardziej zachowawczo, przyciąga uwagę ekspresyjną linią okien wykorzystującą połączenie szkła, aluminium i muru. Dobre współgranie wykończenia i wyposażenia budynku z jego położeniem świadczy o atrakcyjności estetycznej i ekonomicznej obiektu. Kluczową rolę odgrywają tu rozwiązania techniczne i strukturalne firmy Schüco zintegrowane w elewacji zewnętrznej budynku. Współtworzą one całkowitą koncepcję energetyczną budynku - mającą na celu z jednej strony minimalizację strat energii, a z drugiej strony - pozyskanie energii ze światła słonecznego. W obydwu wymienionych aspektach - nowoczesnego wzornictwa i energooszczędności - szczególnie ważną rolę odgrywają przeszklenia okienne. Systemowe rozwiązania okienne o dużych powierzchniach przeszkleń ze smukłymi, prawie niewidocznymi ramami okiennymi otwierają mieszkańcom nieskrępowany widok na panoramę starówki i doliny Blautal. Otwarta perspektywa i swobodny dostęp światła dziennego nie mogą jednak prowadzić do strat energetycznych i w efekcie końcowym - do wzrostu kosztów utrzymania. Dla uniknięcia tych niechcianych efektów skorzystano z najnowocześniejszych rozwiązań wysoko energoszczędnych systemów okienno-fasadowych Schüco. W elewacji południowej zastosowano aluminiową fasadę słupowo / ryglową (Schüco FW50+.HI) o module: wysokość 2,80 m i szerokości 1,25 m - z oknami blokowymi z tzw. ukrytym skrzydłem z pakietami trójszynowymi (odpowiednik Schüco AWS.75 BS.HI). Wykorzystanie nowoczesnego systemu izolowanych profili aluminiowych pozwala na bezproblemową integrację tych ciężkich wypełnień. Za wyborem tego systemu przemawiały również względy estetyczne, gdyż filigranowe wymiary widocznej szerokości profili - tylko 50 mm - współtworzą wraz z metalowymi balustradami balkonowymi harmonijnie smukły pionowy podział elewacji.


Do pogodzenia klasycznego dylematu piękna i kosztów użytkowania przeszklonej konstrukcji doszło na etapie doboru materiałów. Po stronie oszczędności energii należy wymienić: bardzo dobrą izolację ścian budynku, aluminiowe konstrukcje okienno - fasadowe o wysokiej izolacyjności cieplnej, kontrolowane przewietrzanie przestrzeni mieszkalnych z odzyskiem ciepła oraz najnowocześniejsze systemy wytwarzania dodatkowej energii ze światła słonecznego. Nowoczesne rozwiązania techniczne służące do wytwarzania energii to: kolektory słoneczne, zintegrowane z fasadą, do podgrzewania ciepłej wody użytkowej oraz systemy fotowoltaiczne o dużej powierzchni, zamontowane na dachu, produkujące dodatkową energię elektryczną (moc szczytowa 60 kW / produkcja roczna 54.000 kWh). Wszystkie te elementy dbają o to, aby wytworzona energia cieplna była możliwie jak najdłużej wykorzystywana w obrębie budynku, dając wymierny efekt finansowy w postaci niskich kosztów eksploatacji.

Materiały : Schüco International Polska Sp. z o.o.

Budownictwo apartamentowe - synergia piękna i oszczędności

Systemy fasad aluminiowych, tak modne w przypadku budynków publicznych, zyskują na popularności w polskim budownictwie apartamentowym.

Funkcjonalność i wysoki standard użytkowy stolarki aluminiowej firmy Schüco oraz jej nowoczesne piękno przy wysokiej funkcjonalności to atuty, którym nie sposób się oprzeć.

Technologia budowania w aluminium to wbrew pozorom nie jest zjawisko obce w Polsce. Początki używania tego materiału na rodzimym gruncie przypadają już na przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Niemal do połowy lat 90-tych aluminiowe okna, drzwi i fasady były stosowane wyłącznie w budynkach użyteczności publicznej ze względu reglamentację surowca. Aluminiowe elementy osłon budynków traktowane jako prestiżowe, nie były jednak atrakcyjne ze względu na masywne, surowe kształty, bardzo słabą izolacyjność cieplną, toporne okucia i słabe zabezpieczenie powierzchni przed oddziaływaniem środowiska. Najnowsze techniki wytwarzania profili aluminiowych, oferowane przez firmę Schüco, zapewniają dużą dowolność architektoniczną, połączoną z wysokimi walorami użytkowymi. Tak zwane ciepłe aluminium, zapewniające użytkownikom wysoki komfort cieplny zadecydowały o szerokim stosowaniu fasad, okien i drzwi aluminiowych nie tylko w biurowcach, lecz także w budownictwie apartamentowym. Takie konstrukcje z rozmachem powstają obecnie w wielu miastach Polski: w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku.


Oryginalny projekt architektoniczny i najnowocześniejsze rozwiązania techniczne stanowią gwarancję sukcesu finansowego inwestycji budowlanej. Coraz więcej realizacji z naszego rynku i z rynków innych krajów europejskich poświadcza prawdziwość tej tezy. Jednym z najciekawszych przykładów udanej inwestycji z ostatnich lat tworzonej właśnie w oparciu o tą tezę jest apartamentowiec Sonnenfeld, znajdujący się w niemieckim mieście Ulm.


Słoneczne pola


Twórcy apartamentowca postawili sobie za cel zapewnienie przyszłym mieszkańcom nieskrępowanego kontaktu z piękną okolicą przy jednoczesnej minimalizacji kosztów użytkowania. Stworzono prawie „przezroczysty" budynek - i to głównie od stron nasłonecznionych: południowej i południowo - zachodniej. Przeszklenia na wysokość pełnej kondygnacji, w ramach ze smukłych profili, nie ograniczają kontaktu z krajobrazem w żadnym z apartamentów. Przezroczystość elewacji północnej potraktowana bardziej zachowawczo, przyciąga uwagę ekspresyjną linią okien wykorzystującą połączenie szkła, aluminium i muru. Dobre współgranie wykończenia i wyposażenia budynku z jego położeniem świadczy o atrakcyjności estetycznej i ekonomicznej obiektu. Kluczową rolę odgrywają tu rozwiązania techniczne i strukturalne firmy Schüco zintegrowane w elewacji zewnętrznej budynku. Współtworzą one całkowitą koncepcję energetyczną budynku - mającą na celu z jednej strony minimalizację strat energii, a z drugiej strony - pozyskanie energii ze światła słonecznego. W obydwu wymienionych aspektach - nowoczesnego wzornictwa i energooszczędności - szczególnie ważną rolę odgrywają przeszklenia okienne. Systemowe rozwiązania okienne o dużych powierzchniach przeszkleń ze smukłymi, prawie niewidocznymi ramami okiennymi otwierają mieszkańcom nieskrępowany widok na panoramę starówki i doliny Blautal. Otwarta perspektywa i swobodny dostęp światła dziennego nie mogą jednak prowadzić do strat energetycznych i w efekcie końcowym - do wzrostu kosztów utrzymania. Dla uniknięcia tych niechcianych efektów skorzystano z najnowocześniejszych rozwiązań wysoko energoszczędnych systemów okienno-fasadowych Schüco. W elewacji południowej zastosowano aluminiową fasadę słupowo / ryglową (Schüco FW50+.HI) o module: wysokość 2,80 m i szerokości 1,25 m - z oknami blokowymi z tzw. ukrytym skrzydłem z pakietami trójszynowymi (odpowiednik Schüco AWS.75 BS.HI). Wykorzystanie nowoczesnego systemu izolowanych profili aluminiowych pozwala na bezproblemową integrację tych ciężkich wypełnień. Za wyborem tego systemu przemawiały również względy estetyczne, gdyż filigranowe wymiary widocznej szerokości profili - tylko 50 mm - współtworzą wraz z metalowymi balustradami balkonowymi harmonijnie smukły pionowy podział elewacji.


Do pogodzenia klasycznego dylematu piękna i kosztów użytkowania przeszklonej konstrukcji doszło na etapie doboru materiałów. Po stronie oszczędności energii należy wymienić: bardzo dobrą izolację ścian budynku, aluminiowe konstrukcje okienno - fasadowe o wysokiej izolacyjności cieplnej, kontrolowane przewietrzanie przestrzeni mieszkalnych z odzyskiem ciepła oraz najnowocześniejsze systemy wytwarzania dodatkowej energii ze światła słonecznego. Nowoczesne rozwiązania techniczne służące do wytwarzania energii to: kolektory słoneczne, zintegrowane z fasadą, do podgrzewania ciepłej wody użytkowej oraz systemy fotowoltaiczne o dużej powierzchni, zamontowane na dachu, produkujące dodatkową energię elektryczną (moc szczytowa 60 kW / produkcja roczna 54.000 kWh). Wszystkie te elementy dbają o to, aby wytworzona energia cieplna była możliwie jak najdłużej wykorzystywana w obrębie budynku, dając wymierny efekt finansowy w postaci niskich kosztów eksploatacji.

Materiały : Schüco International Polska Sp. z o.o.

W budowlance trochę lepiej. Rosną: eksport i inwestycje

- Zwiększa się poziom produkcji. Eksport zaczyna powoli rosnąć. Widoczne są pierwsze symptomy wzrostu inwestycji - wynika z badania koniunktury w budownictwie w II kwartale, opracowanego przez Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH.

- II kwartał 2009 roku był dziewiątym z kolei kwartałem, gdy wskaźnik koniunktury w budownictwie zmniejszył się w porównaniu z analogicznym okresem sprzed roku. Sytuacja poszczególnych kategorii zakładów budowlanych jest jednak zróżnicowana - napisała w komentarzu do badania autorka raportu Maria Podgórska.

- Kondycja przedsiębiorstw publicznych jest znacznie lepsza od firm prywatnych; w warunkach kryzysu gorzej funkcjonują zakłady najmniejsze i największe, a zdecydowanie lepiej zakłady średniej wielkości. Wzrost produkcji występuje w 38 proc. firm będących własnością osób fizycznych, w 53 proc. przedsiębiorstw państwowych i 57 proc. komunalnych - dodaje.

Z badania wynika, że główną barierą ograniczającą aktywność branży budowlanej jest silna konkurencja, zmniejszają się natomiast problemy zbyt niskiego popytu.

- Coraz poważniejszą barierą są jednak zatory płatnicze. W bieżącym kwartale problem opóźnionych płatności zgłasza 34 proc. zakładów, podczas gdy w minionym kwartale odsetek ten wynosił 30 proc., a dwa kwartały wstecz 25 proc. - napisano.

W II kwartale uwidoczniły się pierwsze symptomy wzrostu nakładów inwestycyjnych.

- Zwiększenie inwestycji w nadchodzącym kwartale przewiduje 18 proc. firm budowlanych, w tym 14 proc. prywatnych i 26 proc. publicznych - pisze autorka raportu.

- O ponad 2 punkty procentowe zwiększył się odsetek zakładów prowadzących działalność eksportową, chociaż rozmiary eksportu wciąż są mniejsze niż przed rokiem. Przewidywania eksporterów są jednak optymistyczne - dodaje ekspert IRG SGH.

 

(PAP)

źródło: money.pl

 

 

W budowlance trochę lepiej. Rosną: eksport i inwestycje

- Zwiększa się poziom produkcji. Eksport zaczyna powoli rosnąć. Widoczne są pierwsze symptomy wzrostu inwestycji - wynika z badania koniunktury w budownictwie w II kwartale, opracowanego przez Instytut Rozwoju Gospodarczego SGH.

- II kwartał 2009 roku był dziewiątym z kolei kwartałem, gdy wskaźnik koniunktury w budownictwie zmniejszył się w porównaniu z analogicznym okresem sprzed roku. Sytuacja poszczególnych kategorii zakładów budowlanych jest jednak zróżnicowana - napisała w komentarzu do badania autorka raportu Maria Podgórska.

- Kondycja przedsiębiorstw publicznych jest znacznie lepsza od firm prywatnych; w warunkach kryzysu gorzej funkcjonują zakłady najmniejsze i największe, a zdecydowanie lepiej zakłady średniej wielkości. Wzrost produkcji występuje w 38 proc. firm będących własnością osób fizycznych, w 53 proc. przedsiębiorstw państwowych i 57 proc. komunalnych - dodaje.

Z badania wynika, że główną barierą ograniczającą aktywność branży budowlanej jest silna konkurencja, zmniejszają się natomiast problemy zbyt niskiego popytu.

- Coraz poważniejszą barierą są jednak zatory płatnicze. W bieżącym kwartale problem opóźnionych płatności zgłasza 34 proc. zakładów, podczas gdy w minionym kwartale odsetek ten wynosił 30 proc., a dwa kwartały wstecz 25 proc. - napisano.

W II kwartale uwidoczniły się pierwsze symptomy wzrostu nakładów inwestycyjnych.

- Zwiększenie inwestycji w nadchodzącym kwartale przewiduje 18 proc. firm budowlanych, w tym 14 proc. prywatnych i 26 proc. publicznych - pisze autorka raportu.

- O ponad 2 punkty procentowe zwiększył się odsetek zakładów prowadzących działalność eksportową, chociaż rozmiary eksportu wciąż są mniejsze niż przed rokiem. Przewidywania eksporterów są jednak optymistyczne - dodaje ekspert IRG SGH.

 

(PAP)

źródło: money.pl

 

 

Kapitał PKO BP wzrośnie o 2 mld zł netto

Ministerstwo Skarbu Państwa chce, aby PKO BP wypłacił 1 mld zł dywidendy z zysku za 2008 rok, co daje 1 zł dywidendy na akcję. Dodatkowo bank miałby po emisji akcji wypłacić zaliczkową dywidendę na poczet zysku za '09 i dodatkową dywidendę w 2010 roku - poinformował resort skarbu w komunikacie prasowym.

W efekcie tych działań, po emisji akcji i wypłacie dywidend, kapitał PKO BP ma być podwyższony o 2 mld zł netto (z czego 5 mld zł ma być pozyskane z emisji akcji, a 3 mld zł trafiłoby do akcjonariuszy w formie dywidendy).

W sprawie podwyższenia kapitału zakładowego SP zamierza głosować za podwyższeniem kapitału zakładowego o kwotę nie wyższą niż trzysta milionów złotych, poprzez emisję nie więcej niż trzystu milionów akcji. Przewidywanym dniem prawa poboru byłby 29 października 2009 roku.

Minister Skarbu Państwa proponuje zatem najpierw podwyższenie kapitału, a dopiero w drugiej kolejności wypłatę dywidendy zaliczkowej w 2009 roku oraz dodatkowej dywidendy w 2010 roku - w kwocie zależnej od zysku wygenerowanego przez Bank oraz potrzeb budżetowych. Takie podejście ogranicza ryzyko, nie rodzi przymusu podwyższenia kapitału na niekorzystnych dla obecnych akcjonariuszy warunkach, oraz pozwala na elastyczne reagowanie w warunkach zmienności na Giełdzie Papierów Wartościowych, czyli na pełną kontrolę i optymalizację procesu emisji - napisano w komunikacie MSP.

Dniem ustalenia prawa do dywidendy z zysku za 2008 rok ma być 24 września.

Wypłata dywidendy w wysokości jednego miliarda złotych powinna pozwolić na utrzymanie współczynnika wypłacalności PKO BP powyżej 10 proc., czyli poziomu rekomendowanego przez Komisję Nadzoru Finansowego i uważanego za bezpieczny dla stabilności banku jak i umożliwiającego rozwijanie akcji kredytowej - napisano w komunikacie resortu skarbu.

Wysokość dywidendy za 2008 rok jest również zgodna z dotychczasową praktyką banku wypłacania dywidendy w wysokości około 1 zł na akcję - dodano.

Ponadto, w celu zwiększenia bezpieczeństwa PKO BP, Ministerstwo Skarbu Państwa podejmie działania mające na celu otrzymanie przez Bank pożyczki podporządkowanej od Banku Gospodarstwa Krajowego, na warunkach pozwalających zaliczyć ją do kapitałów uzupełniających.

(PAP)

źródło: money.pl

Kapitał PKO BP wzrośnie o 2 mld zł netto

Ministerstwo Skarbu Państwa chce, aby PKO BP wypłacił 1 mld zł dywidendy z zysku za 2008 rok, co daje 1 zł dywidendy na akcję. Dodatkowo bank miałby po emisji akcji wypłacić zaliczkową dywidendę na poczet zysku za '09 i dodatkową dywidendę w 2010 roku - poinformował resort skarbu w komunikacie prasowym.

W efekcie tych działań, po emisji akcji i wypłacie dywidend, kapitał PKO BP ma być podwyższony o 2 mld zł netto (z czego 5 mld zł ma być pozyskane z emisji akcji, a 3 mld zł trafiłoby do akcjonariuszy w formie dywidendy).

W sprawie podwyższenia kapitału zakładowego SP zamierza głosować za podwyższeniem kapitału zakładowego o kwotę nie wyższą niż trzysta milionów złotych, poprzez emisję nie więcej niż trzystu milionów akcji. Przewidywanym dniem prawa poboru byłby 29 października 2009 roku.

Minister Skarbu Państwa proponuje zatem najpierw podwyższenie kapitału, a dopiero w drugiej kolejności wypłatę dywidendy zaliczkowej w 2009 roku oraz dodatkowej dywidendy w 2010 roku - w kwocie zależnej od zysku wygenerowanego przez Bank oraz potrzeb budżetowych. Takie podejście ogranicza ryzyko, nie rodzi przymusu podwyższenia kapitału na niekorzystnych dla obecnych akcjonariuszy warunkach, oraz pozwala na elastyczne reagowanie w warunkach zmienności na Giełdzie Papierów Wartościowych, czyli na pełną kontrolę i optymalizację procesu emisji - napisano w komunikacie MSP.

Dniem ustalenia prawa do dywidendy z zysku za 2008 rok ma być 24 września.

Wypłata dywidendy w wysokości jednego miliarda złotych powinna pozwolić na utrzymanie współczynnika wypłacalności PKO BP powyżej 10 proc., czyli poziomu rekomendowanego przez Komisję Nadzoru Finansowego i uważanego za bezpieczny dla stabilności banku jak i umożliwiającego rozwijanie akcji kredytowej - napisano w komunikacie resortu skarbu.

Wysokość dywidendy za 2008 rok jest również zgodna z dotychczasową praktyką banku wypłacania dywidendy w wysokości około 1 zł na akcję - dodano.

Ponadto, w celu zwiększenia bezpieczeństwa PKO BP, Ministerstwo Skarbu Państwa podejmie działania mające na celu otrzymanie przez Bank pożyczki podporządkowanej od Banku Gospodarstwa Krajowego, na warunkach pozwalających zaliczyć ją do kapitałów uzupełniających.

(PAP)

źródło: money.pl

Dom pasywny - co to jest?

Ekologia kojarzy się wielu ludziom z aktywistami zawieszonymi na drzewach, którzy walcząc o szczytne cele popijają od czasu do czasu kawę z termosów. Oczywiście to wielka przesada, ale coś jest na rzeczy, ponieważ budynki energooszczędne to nieruchomości szczelne i perfekcyjnie ocieplone. Takie domy są podobne do termosów, z tą różnicą, że w tych pasywnych nieruchomościach zawsze panuje idealny mikroklimat, który zapewnia mechaniczna wentylacja. Usuwając zużyty tlen jednocześnie odzyskuje ciepło oddając je z powrotem do nieruchomości.

Najszybciej zrozumiemy pasywność rozmawiając o wykonaniu poddasza. Planując budowę domu pasywnego architekt kierować się będzie jedną żelazną zasadą: żadnych możliwości dla niekontrolowanej wymiany powietrza. Czy wiecie, że właśnie przez tak popularną wentylację grawitacyjną połączoną z klasycznymi nieszczelnościami tracimy ponad 35% ciepła? Wyobraźmy sobie, że co roku przez cztery miesiące nie musimy płacić rachunków za energię. To możliwe. Możemy zaoszczędzić naprawdę sporo pieniędzy, ale sposobem na oszczędności nie jest wymiana okien na szczelniejsze oraz częściowe zatykanie kratek naszego komina – takie rozwiązania skutkować będą zawilgoceniem wnętrza a w przyszłości grzybem, który zagości na naszej ścianie.

Pasywna nieruchomość jest szczelna, grzybów na ścianie nie znajdziemy a jakość powietrza jest doskonała, czy to możliwe? Prawidłowo zaprojektowany i zainstalowany system mechanicznej wentylacji nawiewno-wywiewnej oraz reproduktor, który zawsze odzyska energię cieplną, która ukryta jest w wypychanym z domu powietrzu załatwia sprawę. Problem utraty ciepła na skutek działania wentylacji jest zmarginalizowany, przy czym przyjemne uczucie ciepła w domu jest zawsze na optymalnym dla nas poziomie.
 

Dom pasywny skupia uwagę architekta na połączeniach okien ze ścianami, połaci dachowej oraz na konstrukcji dachu. Klasyczne poddasze to  zazwyczaj papa ułożona na deskowaniu,  alternatywnie membrana paroprzepuszczalna osłania zewnętrze połacie dachu. Zaś patrząc na dach od środka domu, najprawdopodobniej zobaczymy izolacyjną folię paroprzepuszczalną – prawda jest taka, że tą folię rzadko kiedy się stosuje. Niby wszystko jest w szczelne, ale jeśli dodamy do połaci dachu kominy, kominki wentylacyjne oraz okna i włazy dachowe to o szczelności poddasza nie ma mowy. Projektant domu pasywnego wie, że dach to miejsce, w którym nie może hulać wiatr. Dom pasywny nie zna czegoś takiego jak oddychanie ścian, jest  bowiem pozbawiony mostków termicznych i innych punktów, przez które może uciekać energia.  

Na początku wspomnieliśmy o ekologach pijących kawę z termosów. Nieruchomość pasywna przypomina termos. W Polsce niełatwo wybudować taką nieruchomość. Budowa metra kwadratowego domu pasywnego jest ponad dziesięciokrotnie droższa niż budowa domu klasycznego. Jednak światowy trend wskazuje to, że za kilka lat to domy pasywne będą definicją domu klasycznego. Stanie się tak, ponieważ wzrastające ceny energii spowodują to, że mało kogo stać będzie na budowę domu nieszczelnego – domu, na którego ogrzanie wydamy fortunę.

AK

 

źródło: wp.p

Dom pasywny - co to jest?

Ekologia kojarzy się wielu ludziom z aktywistami zawieszonymi na drzewach, którzy walcząc o szczytne cele popijają od czasu do czasu kawę z termosów. Oczywiście to wielka przesada, ale coś jest na rzeczy, ponieważ budynki energooszczędne to nieruchomości szczelne i perfekcyjnie ocieplone. Takie domy są podobne do termosów, z tą różnicą, że w tych pasywnych nieruchomościach zawsze panuje idealny mikroklimat, który zapewnia mechaniczna wentylacja. Usuwając zużyty tlen jednocześnie odzyskuje ciepło oddając je z powrotem do nieruchomości.

Najszybciej zrozumiemy pasywność rozmawiając o wykonaniu poddasza. Planując budowę domu pasywnego architekt kierować się będzie jedną żelazną zasadą: żadnych możliwości dla niekontrolowanej wymiany powietrza. Czy wiecie, że właśnie przez tak popularną wentylację grawitacyjną połączoną z klasycznymi nieszczelnościami tracimy ponad 35% ciepła? Wyobraźmy sobie, że co roku przez cztery miesiące nie musimy płacić rachunków za energię. To możliwe. Możemy zaoszczędzić naprawdę sporo pieniędzy, ale sposobem na oszczędności nie jest wymiana okien na szczelniejsze oraz częściowe zatykanie kratek naszego komina – takie rozwiązania skutkować będą zawilgoceniem wnętrza a w przyszłości grzybem, który zagości na naszej ścianie.

Pasywna nieruchomość jest szczelna, grzybów na ścianie nie znajdziemy a jakość powietrza jest doskonała, czy to możliwe? Prawidłowo zaprojektowany i zainstalowany system mechanicznej wentylacji nawiewno-wywiewnej oraz reproduktor, który zawsze odzyska energię cieplną, która ukryta jest w wypychanym z domu powietrzu załatwia sprawę. Problem utraty ciepła na skutek działania wentylacji jest zmarginalizowany, przy czym przyjemne uczucie ciepła w domu jest zawsze na optymalnym dla nas poziomie.
 

Dom pasywny skupia uwagę architekta na połączeniach okien ze ścianami, połaci dachowej oraz na konstrukcji dachu. Klasyczne poddasze to  zazwyczaj papa ułożona na deskowaniu,  alternatywnie membrana paroprzepuszczalna osłania zewnętrze połacie dachu. Zaś patrząc na dach od środka domu, najprawdopodobniej zobaczymy izolacyjną folię paroprzepuszczalną – prawda jest taka, że tą folię rzadko kiedy się stosuje. Niby wszystko jest w szczelne, ale jeśli dodamy do połaci dachu kominy, kominki wentylacyjne oraz okna i włazy dachowe to o szczelności poddasza nie ma mowy. Projektant domu pasywnego wie, że dach to miejsce, w którym nie może hulać wiatr. Dom pasywny nie zna czegoś takiego jak oddychanie ścian, jest  bowiem pozbawiony mostków termicznych i innych punktów, przez które może uciekać energia.  

Na początku wspomnieliśmy o ekologach pijących kawę z termosów. Nieruchomość pasywna przypomina termos. W Polsce niełatwo wybudować taką nieruchomość. Budowa metra kwadratowego domu pasywnego jest ponad dziesięciokrotnie droższa niż budowa domu klasycznego. Jednak światowy trend wskazuje to, że za kilka lat to domy pasywne będą definicją domu klasycznego. Stanie się tak, ponieważ wzrastające ceny energii spowodują to, że mało kogo stać będzie na budowę domu nieszczelnego – domu, na którego ogrzanie wydamy fortunę.

AK

 

źródło: wp.p

U deweloperów tańsze kredyty

Biorąc kredyt za pośrednictwem dewelopera, można uzyskać niższą marżę, prowizję i szybciej załatwić wszystkie procedury. Nie należy spodziewać się, że bank łagodniej oceni naszą zdolność kredytową.

Niemal każdy deweloper ma w swojej ofercie propozycje kredytowania zakupu nieruchomości przez współpracujące z nim banki. Taki kredyt jest zwykle tańszy od tych dostępnych bezpośrednio w oddziałach banków.

– Nasza oferta kredytowa jest na ogół lepsza, gdyż mamy podpisane umowy m.in. z tymi bankami, które finansują nasze inwestycje – mówi Małgorzata Szwarc-Sroka, dyrektor pionu ekonomicznego J.W. Construction.

– Dzięki umowom z bankami oferujemy dużo korzystniejsze warunki kredytowe niż te proponowane przez bank klientom z ulicy – dodaje Alicja Kościesz z Orco Poland.

Sami bankowcy potwierdzają, że są zainteresowani ułatwieniami w finansowaniu zakupu mieszkań w tych budynkach, których budowę kredytuje ich bank.

– Jeśli deweloper ma kredyt w banku, to rzeczywiście często jest specjalna oferta dla osób kupujących mieszkanie na takim osiedlu – mówi Iwona Załuska z Upper Finance.

Nie należy jednak się spodziewać, że bank złagodzi swoje wymagania dotyczące oceny zdolności kredytowej i udziału własnego w finansowanej nieruchomości.

– Wszystkie podstawowe warunki kredytowe są standardowe. Preferencje mogą dotyczyć tylko wysokości marży, prowizji lub innych opłat – mówi Agnieszka Nachyła z Banku Millennium.

Tak jak przy zwykłym kredycie trzeba więc posiadać odpowiednie dochody i zabezpieczenie. Za pośrednictwem dewelopera kredyt może być jednak tańszy. W Polnordzie przy kredycie mieszkaniowym z Noredea Bank marża przez pierwsze dwa lata nie jest pobierana, a potniej wynosi 1,7 proc. Marża przy pożyczkach mieszkaniowych PKO BP, oferowana w tej samej firmie, wynosi od 1,8 do 2 proc. Podobna oferta kredytowa PKO BP jest też w Dom Development.

Proponowana za naszym pośrednictwem marża jest o 0,5 pkt proc. niższa niż w standardowej ofercie banku. Prowizja zamiast 2 proc. wynosi 1 proc. Często w tych specjalnych ofertach kredytowych brak jest też opłat za oszacowanie wartości nieruchomości – mówi Janusz Stolarczyk z Dom Development.

Takie kredyty hipoteczne są dla banków nieco bezpieczniejsze.

– Jeśli wcześniej kredytujemy dewelopera, to jest oczywiste, że mamy wiedzę na temat inwestycji budowlanej, w ramach której konkretne mieszkania będą zabezpieczeniem udzielanych klientom kredytów mieszkaniowych – mówi Izabela Świderek-Kowalczyk z PKO BP.

Pośrednicy kredytowi twierdzą, że PKO BP jest obecnie zdecydowanym liderem, jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe dostępne za pośrednictwem deweloperów. Klient może w tym banku liczyć na niską cenę kredytu oraz szybsze rozpatrzenie wniosku.

– Jeśli dana inwestycja jest znana bankowi, to oczywiste, że dużo szybciej można uzyskać w banku kredyt – mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie twierdzą inni deweloperzy.

– W każdym banku, z którym współpracujemy, jest wytypowana osoba, która się z nami kontaktuje, zna naszą firmę i nasze inwestycje. To bardzo skraca procedurę kredytową – mówi Małgorzata Szwarc-Sroka.

Wszystkie te elementy powodują, że coraz więcej klientów korzysta z pomocy deweloperów przy kredycie.

– W tej chwili nawet 60–70 proc. osób kupujących u nas mieszkania korzysta z takiej specjalnej oferty kredytowej – twierdzi Janusz Stolarczyk.

Autor: Roman Grzyb

Źródło:Gazeta Prawna

 


                                                                                                                                          

 

U deweloperów tańsze kredyty

Biorąc kredyt za pośrednictwem dewelopera, można uzyskać niższą marżę, prowizję i szybciej załatwić wszystkie procedury. Nie należy spodziewać się, że bank łagodniej oceni naszą zdolność kredytową.

Niemal każdy deweloper ma w swojej ofercie propozycje kredytowania zakupu nieruchomości przez współpracujące z nim banki. Taki kredyt jest zwykle tańszy od tych dostępnych bezpośrednio w oddziałach banków.

– Nasza oferta kredytowa jest na ogół lepsza, gdyż mamy podpisane umowy m.in. z tymi bankami, które finansują nasze inwestycje – mówi Małgorzata Szwarc-Sroka, dyrektor pionu ekonomicznego J.W. Construction.

– Dzięki umowom z bankami oferujemy dużo korzystniejsze warunki kredytowe niż te proponowane przez bank klientom z ulicy – dodaje Alicja Kościesz z Orco Poland.

Sami bankowcy potwierdzają, że są zainteresowani ułatwieniami w finansowaniu zakupu mieszkań w tych budynkach, których budowę kredytuje ich bank.

– Jeśli deweloper ma kredyt w banku, to rzeczywiście często jest specjalna oferta dla osób kupujących mieszkanie na takim osiedlu – mówi Iwona Załuska z Upper Finance.

Nie należy jednak się spodziewać, że bank złagodzi swoje wymagania dotyczące oceny zdolności kredytowej i udziału własnego w finansowanej nieruchomości.

– Wszystkie podstawowe warunki kredytowe są standardowe. Preferencje mogą dotyczyć tylko wysokości marży, prowizji lub innych opłat – mówi Agnieszka Nachyła z Banku Millennium.

Tak jak przy zwykłym kredycie trzeba więc posiadać odpowiednie dochody i zabezpieczenie. Za pośrednictwem dewelopera kredyt może być jednak tańszy. W Polnordzie przy kredycie mieszkaniowym z Noredea Bank marża przez pierwsze dwa lata nie jest pobierana, a potniej wynosi 1,7 proc. Marża przy pożyczkach mieszkaniowych PKO BP, oferowana w tej samej firmie, wynosi od 1,8 do 2 proc. Podobna oferta kredytowa PKO BP jest też w Dom Development.

Proponowana za naszym pośrednictwem marża jest o 0,5 pkt proc. niższa niż w standardowej ofercie banku. Prowizja zamiast 2 proc. wynosi 1 proc. Często w tych specjalnych ofertach kredytowych brak jest też opłat za oszacowanie wartości nieruchomości – mówi Janusz Stolarczyk z Dom Development.

Takie kredyty hipoteczne są dla banków nieco bezpieczniejsze.

– Jeśli wcześniej kredytujemy dewelopera, to jest oczywiste, że mamy wiedzę na temat inwestycji budowlanej, w ramach której konkretne mieszkania będą zabezpieczeniem udzielanych klientom kredytów mieszkaniowych – mówi Izabela Świderek-Kowalczyk z PKO BP.

Pośrednicy kredytowi twierdzą, że PKO BP jest obecnie zdecydowanym liderem, jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe dostępne za pośrednictwem deweloperów. Klient może w tym banku liczyć na niską cenę kredytu oraz szybsze rozpatrzenie wniosku.

– Jeśli dana inwestycja jest znana bankowi, to oczywiste, że dużo szybciej można uzyskać w banku kredyt – mówi Piotr Hirny, prezes Hirny BD.

Podobnie twierdzą inni deweloperzy.

– W każdym banku, z którym współpracujemy, jest wytypowana osoba, która się z nami kontaktuje, zna naszą firmę i nasze inwestycje. To bardzo skraca procedurę kredytową – mówi Małgorzata Szwarc-Sroka.

Wszystkie te elementy powodują, że coraz więcej klientów korzysta z pomocy deweloperów przy kredycie.

– W tej chwili nawet 60–70 proc. osób kupujących u nas mieszkania korzysta z takiej specjalnej oferty kredytowej – twierdzi Janusz Stolarczyk.

Autor: Roman Grzyb

Źródło:Gazeta Prawna

 


                                                                                                                                          

 

Sprzedać mieszkanie z seniorem

Dożywotnia renta w zamian za mieszkanie? Z takiej oferty będą mogli skorzystać seniorzy po 65 roku życia. Czy podpisanie takiej umowy się opłaci?


Chociaż w Polsce nie można jeszcze udzielać odwróconych kredytów hipotecznych, to jedna z prywatnych firm wprowadziła na rynek produkt, który łudząco je przypomina. Modyfikując znaną prawu cywilnemu instytucję dożywocia, Fundusz Hipoteczny Dom (FHD) oferuje osobom w podeszłym wieku dożywotnią rentę w zamian za przeniesienie na nią prawa własności do domu czy mieszkania. Wysokość oferowanych świadczeń jest jednak zaskakująco niska w stosunku do cen przekazywanych nieruchomości.

Żeby skorzystać z oferowanej przez spółkę hipoteki odwróconej, trzeba mieć ukończone 65 lat i być właścicielem mieszkania lub domu. Osoby, które podpiszą z funduszem umowę, otrzymają comiesięczną, dożywotnią rentę i będą miały prawo do dożywotniego zamieszkiwania w mieszkaniu lub domu. W zamian po śmierci seniora na fundusz przejdzie pełne prawo własności do nieruchomości. Tym samym nie mogą ubiegać się o nią spadkobiercy.

Część prawników zarzuca funduszowi, że bezpodstawnie nazywa swój produkt hipoteką odwróconą, podczas gdy w Polsce nie ma przepisów zapewniających odpowiedni poziom zabezpieczenia dla osób starszych decydujących się na skorzystanie z takiego rozwiązania.

Z informacji uzyskanych z FHD wynika, że jego ofertą jest zainteresowanych coraz więcej osób, i jak dotąd do jego warszawskiej siedziby zgłosiło się ponad 400 seniorów.

Seniorzy podpisujący umowę z funduszem mają gwarancję, że co miesiąc otrzymają obiecaną rentę i będą mogli spokojnie zamieszkiwać w swoim dawnym mieszkaniu niezależnie od tego, kto będzie jego właścicielem (nawet w przypadku jego upadłości). Spółka ma jednak prawo handlować mieszkaniami, w których zamieszkują seniorzy i na tym zarabiać.

Do oferty FHD sceptycznie podchodzą eksperci finansowi. Osoby, które zdecydują się zamienić mieszkanie, nie mogą liczyć na zbyt wysokie renty. Siedemdziesięcioletni mężczyzna dysponujący mieszkaniem wartym 300 tys. zł może liczyć na 660 zł miesięcznie (średnia życia mężczyzn w Polsce to 71,5 roku). Nawet zakładając, że senior dożyje 90. roku życia, otrzyma w tym czasie zwrot zaledwie połowy wartości mieszkania.

 

źródło: Gazeta Prawna

Sprzedać mieszkanie z seniorem

Dożywotnia renta w zamian za mieszkanie? Z takiej oferty będą mogli skorzystać seniorzy po 65 roku życia. Czy podpisanie takiej umowy się opłaci?


Chociaż w Polsce nie można jeszcze udzielać odwróconych kredytów hipotecznych, to jedna z prywatnych firm wprowadziła na rynek produkt, który łudząco je przypomina. Modyfikując znaną prawu cywilnemu instytucję dożywocia, Fundusz Hipoteczny Dom (FHD) oferuje osobom w podeszłym wieku dożywotnią rentę w zamian za przeniesienie na nią prawa własności do domu czy mieszkania. Wysokość oferowanych świadczeń jest jednak zaskakująco niska w stosunku do cen przekazywanych nieruchomości.

Żeby skorzystać z oferowanej przez spółkę hipoteki odwróconej, trzeba mieć ukończone 65 lat i być właścicielem mieszkania lub domu. Osoby, które podpiszą z funduszem umowę, otrzymają comiesięczną, dożywotnią rentę i będą miały prawo do dożywotniego zamieszkiwania w mieszkaniu lub domu. W zamian po śmierci seniora na fundusz przejdzie pełne prawo własności do nieruchomości. Tym samym nie mogą ubiegać się o nią spadkobiercy.

Część prawników zarzuca funduszowi, że bezpodstawnie nazywa swój produkt hipoteką odwróconą, podczas gdy w Polsce nie ma przepisów zapewniających odpowiedni poziom zabezpieczenia dla osób starszych decydujących się na skorzystanie z takiego rozwiązania.

Z informacji uzyskanych z FHD wynika, że jego ofertą jest zainteresowanych coraz więcej osób, i jak dotąd do jego warszawskiej siedziby zgłosiło się ponad 400 seniorów.

Seniorzy podpisujący umowę z funduszem mają gwarancję, że co miesiąc otrzymają obiecaną rentę i będą mogli spokojnie zamieszkiwać w swoim dawnym mieszkaniu niezależnie od tego, kto będzie jego właścicielem (nawet w przypadku jego upadłości). Spółka ma jednak prawo handlować mieszkaniami, w których zamieszkują seniorzy i na tym zarabiać.

Do oferty FHD sceptycznie podchodzą eksperci finansowi. Osoby, które zdecydują się zamienić mieszkanie, nie mogą liczyć na zbyt wysokie renty. Siedemdziesięcioletni mężczyzna dysponujący mieszkaniem wartym 300 tys. zł może liczyć na 660 zł miesięcznie (średnia życia mężczyzn w Polsce to 71,5 roku). Nawet zakładając, że senior dożyje 90. roku życia, otrzyma w tym czasie zwrot zaledwie połowy wartości mieszkania.

 

źródło: Gazeta Prawna

Ożywienie w mieszkaniówce. Tylko sezonowe?

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu.
Mieszkanie za gotówkę
Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania.

Coraz częstsze pojawianie się klientów gotówkowych pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4 proc. ceny ofertowej mieszkania.

Warto dodać, że w 60 proc. analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5 proc.. Dla porównania - w 11 proc. analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10 proc., a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 - 400 tys. zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty - wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Ożywienie w mieszkaniówce. Tylko sezonowe?

Ożywienie w mieszkaniówce. Tylko sezonowe?

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu.
Mieszkanie za gotówkę
Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania.

Coraz częstsze pojawianie się klientów gotówkowych pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4 proc. ceny ofertowej mieszkania.

Warto dodać, że w 60 proc. analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5 proc.. Dla porównania - w 11 proc. analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10 proc., a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 - 400 tys. zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty - wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Ożywienie w mieszkaniówce. Tylko sezonowe?

Wakacyjne nieruchomości – sprawdź, gdzie się wybierasz

Przychodzą takie miesiące w roku, kiedy bardziej niż o pracy myślimy o wypoczynku. Letnie klimaty (chociaż z tym bywa u nas różnie) zachęcają do wyjazdów, zwiedzania nowych miejsc, a przede wszystkim do relaksu. Niektórzy planują swoje urlopy już na początku roku, inni podejmują decyzję bardzo spontanicznie. Zawsze warto jednak sprawdzić miejsce do którego się jedzie. Chociaż w pokojach hotelowych spędzamy mało czasu, to jednak złe warunki mogą trochę popsuć nasz wakacyjny wyjazd.
Dziś, oprócz kolorowych katalogów, mamy Internet. Dzięki stronom internetowym hoteli, pensjonatów czy rozmaitym forom możemy sprawdzić wiele ofert i wybrać tę, która najbardziej nam odpowiada. Wiadomo, że w broszurach i na stronach internetowych wszystkie oferty będą zachwalane. Trudno - wtedy cenne są uwagi tych, którzy odwiedzili hotel, pensjonat czy apartament. W wielu przypadkach możemy tym sposobem uniknąć przykrych niespodzianek.

 

Internet to duże ułatwienie. Możemy spokojnie usiąść wieczorami i znaleźć ciekawe miejsca zakwaterowania na czas urlopu. Ale mimo, że możemy zdobyć wiele informacji i zobaczyć różne ujęcia „wakacyjnego mieszkania”, to pewnie niejedna osoba była niemile zaskoczona przyjeżdżając na miejsce swojego wypoczynku. Nagle okazywało się, że łazienka nie jest taka duża jak na zdjęciu, a niedaleko właśnie trwa budowa lub remont. Nie zawsze uda nam się wszystko sprawdzić, ale warto zwrócić uwagę na kilka spraw.

  • Porozmawiaj ze znajomymi. Dzięki temu poznasz wiele różnych szczegółów dotyczących miejsca, w którym spędzisz kilka lub kilkanaście dni swojego urlopu. Pensjonat może być sam w sobie piękny, ale okolica już niekoniecznie. Warto zapytać znajomych lub właścicieli o odległości do centrum, do morza czy do wyciągu. Podany czas dojścia do konkretnego miejsca raczej nie jest dobry, bo każdy z nas ma inne tempo. Warto więc znać długość drogi, jaką musimy pokonać.

  • Nawet jak znajomi z zachwytem opowiadają o swoim pobycie, to zadzwoń do właściciela i wypytaj o szczegóły. Rok temu mogło być to spokojne miejsce, a teraz obok może być plac budowy skutecznie psujący nasz wypoczynek.

  • Dobrze jest się wypytać o wyposażenie pokoju i łazienki. Dzięki temu nie będziemy musieli pakować niektórych rzeczy i nasze bagaże będą lżejsze.

  • Po przyjeździe w miejsce pobytu sprawdź otoczenie, dokładnie zobacz w jakich warunkach będziesz mieszkać w najbliższym czasie. Nie płać od razu za cały pobyt. Pospaceruj, prześpij się i ureguluj opłaty następnego dnia. Jeśli coś Ci nie będzie odpowiadało, zawsze możesz skrócić swój pobyt, a jak zapłacisz z góry za wszystkie noclegi, to ciężko będzie odzyskać pieniądze.

  • Są miejsca, w których chętnie przyjmowane są rodziny z dziećmi, a nawet zwierzęta. Jeśli to Ci przeszkadza, to koniecznie zapytaj o szczegóły jeszcze przed zapłatą zaliczki (zazwyczaj jest ona wymagana)

Mamy coraz większe możliwości sprawdzenia miejsc wakacyjnego odpoczynku. Możemy przebierać w różnorodnych ofertach, poznać opinie innych dzięki forom internetowym (wiadomo, że możemy napotkać tam na złośliwości, czasem nawet ze strony konkurencji, ale jednak powtarzające się sygnały powinny zwrócić naszą uwagę), zobaczyć, jak wyglądają pokoje i zarezerwować miejsca drogą elektroniczną. Z drugiej strony musimy odnaleźć się w gąszczu informacji i wybrać miejsce, które zapewni komfortowy odpoczynek. Bo z urlopu powinniśmy przecież wrócić wypoczęci i zadowoleni.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości

Wynajem.pl

Wakacyjne nieruchomości – sprawdź, gdzie się wybierasz

Przychodzą takie miesiące w roku, kiedy bardziej niż o pracy myślimy o wypoczynku. Letnie klimaty (chociaż z tym bywa u nas różnie) zachęcają do wyjazdów, zwiedzania nowych miejsc, a przede wszystkim do relaksu. Niektórzy planują swoje urlopy już na początku roku, inni podejmują decyzję bardzo spontanicznie. Zawsze warto jednak sprawdzić miejsce do którego się jedzie. Chociaż w pokojach hotelowych spędzamy mało czasu, to jednak złe warunki mogą trochę popsuć nasz wakacyjny wyjazd.
Dziś, oprócz kolorowych katalogów, mamy Internet. Dzięki stronom internetowym hoteli, pensjonatów czy rozmaitym forom możemy sprawdzić wiele ofert i wybrać tę, która najbardziej nam odpowiada. Wiadomo, że w broszurach i na stronach internetowych wszystkie oferty będą zachwalane. Trudno - wtedy cenne są uwagi tych, którzy odwiedzili hotel, pensjonat czy apartament. W wielu przypadkach możemy tym sposobem uniknąć przykrych niespodzianek.

 

Internet to duże ułatwienie. Możemy spokojnie usiąść wieczorami i znaleźć ciekawe miejsca zakwaterowania na czas urlopu. Ale mimo, że możemy zdobyć wiele informacji i zobaczyć różne ujęcia „wakacyjnego mieszkania”, to pewnie niejedna osoba była niemile zaskoczona przyjeżdżając na miejsce swojego wypoczynku. Nagle okazywało się, że łazienka nie jest taka duża jak na zdjęciu, a niedaleko właśnie trwa budowa lub remont. Nie zawsze uda nam się wszystko sprawdzić, ale warto zwrócić uwagę na kilka spraw.

  • Porozmawiaj ze znajomymi. Dzięki temu poznasz wiele różnych szczegółów dotyczących miejsca, w którym spędzisz kilka lub kilkanaście dni swojego urlopu. Pensjonat może być sam w sobie piękny, ale okolica już niekoniecznie. Warto zapytać znajomych lub właścicieli o odległości do centrum, do morza czy do wyciągu. Podany czas dojścia do konkretnego miejsca raczej nie jest dobry, bo każdy z nas ma inne tempo. Warto więc znać długość drogi, jaką musimy pokonać.

  • Nawet jak znajomi z zachwytem opowiadają o swoim pobycie, to zadzwoń do właściciela i wypytaj o szczegóły. Rok temu mogło być to spokojne miejsce, a teraz obok może być plac budowy skutecznie psujący nasz wypoczynek.

  • Dobrze jest się wypytać o wyposażenie pokoju i łazienki. Dzięki temu nie będziemy musieli pakować niektórych rzeczy i nasze bagaże będą lżejsze.

  • Po przyjeździe w miejsce pobytu sprawdź otoczenie, dokładnie zobacz w jakich warunkach będziesz mieszkać w najbliższym czasie. Nie płać od razu za cały pobyt. Pospaceruj, prześpij się i ureguluj opłaty następnego dnia. Jeśli coś Ci nie będzie odpowiadało, zawsze możesz skrócić swój pobyt, a jak zapłacisz z góry za wszystkie noclegi, to ciężko będzie odzyskać pieniądze.

  • Są miejsca, w których chętnie przyjmowane są rodziny z dziećmi, a nawet zwierzęta. Jeśli to Ci przeszkadza, to koniecznie zapytaj o szczegóły jeszcze przed zapłatą zaliczki (zazwyczaj jest ona wymagana)

Mamy coraz większe możliwości sprawdzenia miejsc wakacyjnego odpoczynku. Możemy przebierać w różnorodnych ofertach, poznać opinie innych dzięki forom internetowym (wiadomo, że możemy napotkać tam na złośliwości, czasem nawet ze strony konkurencji, ale jednak powtarzające się sygnały powinny zwrócić naszą uwagę), zobaczyć, jak wyglądają pokoje i zarezerwować miejsca drogą elektroniczną. Z drugiej strony musimy odnaleźć się w gąszczu informacji i wybrać miejsce, które zapewni komfortowy odpoczynek. Bo z urlopu powinniśmy przecież wrócić wypoczęci i zadowoleni.

Małgorzata Kędzierska

Analityk rynku nieruchomości

Wynajem.pl

Kurs EUR/PLN poniżej istotnego wsparcia

Wczorajsza sesja przyniosła lekkie umocnienie złotego i spadek kursu EUR/PLN w okolice dolnego ograniczenia dwutygodniowego kanału wahań, czyli do poziomu 4,4800. Dzisiejsze notowania rozpoczęły się od wybicia dołem z konsolidacji i dalszej zniżki EUR/PLN.

Nastroje wokół złotego poprawiły się

już kilka dni temu, po wypowiedzi ministra finansów Jacka Rostowskiego, który zapowiedział zwiększenie deficytu budżetowego do poziomu 27 mld zł z planowanych 18,2 mld.

Uczestnicy rynku oczekiwali, iż informację o rozmiarze dziury budżetowej poznają dopiero w momencie nowelizacji, planowanej na początek lipca. Przewidywano ponadto, że deficyt wzrośnie do co najmniej 30 mld zł, a niepewność wokół jego ostatecznej wielkości była głównym czynnikiem odpowiadającym za presję deprecjacyjną w notowaniach PLN, a właściwie za brak umocnienia złotego pomimo dobrych nastrojów na globalnym rynku finansowym i w regionie. Informacja podana przez ministra Rostowskiego pozytywnie zaskoczyła i uspokoiła inwestorów, co znalazło wyraz w większym zaufaniu do polskiej waluty - dzięki temu w momencie poprawy nastrojów na światowych rynkach złoty umocnił się.

Od połowy czerwca, na fali lepszego sentymentu względem regionu, forint i korona czeska umocniły się znacząco, a notowania EUR/HUF oraz EUR/CZK zeszły poniżej dolnych ograniczeń swoich średnioterminowych przedziałów wahań. W tym samym czasie kurs euro względem złotego pozostawał w okolicach górnej bariery konsolidacji. W obecnym momencie, w przypadku utrzymania się pozytywnych nastojów względem rynków wschodzących, możliwa jest zdecydowana aprecjacja złotego. Jeśli skala umocnienia polskiej waluty miałaby być porównywalna z umocnieniem forinta czy korony, można oczekiwań spadku kursu EUR/PLN nawet w okolice poziomu 4,3000. Podczas wczorajszej sesji amerykańskiej kurs EUR/USD powrócił w okolice szczytów z piątku, tj. 1,4100. W trakcie dzisiejszych notowań w Azji kontynuował on wzrosty. O godz. 9.00 za euro płacono już ok. 1,4135 USD. Zwyżce tej sprzyjały dość dobre nastroje panujące na światowych rynkach. W trakcie dzisiejszej sesji w Azji zostały one wsparte m.in. przez lepszy od oczekiwań odczyt danych o wydatkach japońskich gospodarstw domowych.

W ujęciu rocznym w maju odnotowały one zwyżkę o 0,3%, podczas gdy prognozowano spadek o 1,6%. Japoński indeks giełdowy Nikkei zakończył dzisiejszą sesję na poziomie o 1,8% wyższym od poniedziałkowego zamknięcia i odnotował najlepszy kwartał od 1995 r.

Kurs EUR/USD nie wyczerpał jeszcze potencjału do wzrostów. Jeśli zdoła trwale pokonać szczyt z 23 czerwca (1,4140), który został już dzisiaj naruszony, kolejnymi jego celami mogą stać się poziomy 1,4180 oraz 1,4240. Za jego dalszą zwyżką przemawia sytuacja w notowaniach GBP/USD. Kurs tej pary walutowej wybił się górą z kilkutygodniowej konsolidacji i zyskał tym samym potencjał do wzrostów przynajmniej do poziomu 1,7000.

Na początku dzisiejszej sesji w Europie kształtował się on w pobliżu 1,6700. Notowania GBP/USD są dodatnio skorelowane z kursem EUR/USD.

Wzrostom eurodolara mogą sprzyjać dzisiaj również zwyżki na światowych parkietach. Inwestorzy instytucjonalni będą prawdopodobnie ciągnęli indeksy giełdowe w górę, by uzyskać jak najlepszy wynik przed końcem kwartału i półrocza.

Z danych jakie dzisiaj poznamy, wpływ na notowania EUR/USD mogą mieć odczyty inflacji konsumentów (HICP) ze strefy euro, indeksu Chicago PMI oraz indeksu zaufania amerykańskich konsumentów sporządzanego przez Conference Board.

Joanna Pluta, Tomasz Regulski

źródło informacji: TMS Brokers SA

interia.pl

 

Kurs EUR/PLN poniżej istotnego wsparcia

Wczorajsza sesja przyniosła lekkie umocnienie złotego i spadek kursu EUR/PLN w okolice dolnego ograniczenia dwutygodniowego kanału wahań, czyli do poziomu 4,4800. Dzisiejsze notowania rozpoczęły się od wybicia dołem z konsolidacji i dalszej zniżki EUR/PLN.

Nastroje wokół złotego poprawiły się

już kilka dni temu, po wypowiedzi ministra finansów Jacka Rostowskiego, który zapowiedział zwiększenie deficytu budżetowego do poziomu 27 mld zł z planowanych 18,2 mld.

Uczestnicy rynku oczekiwali, iż informację o rozmiarze dziury budżetowej poznają dopiero w momencie nowelizacji, planowanej na początek lipca. Przewidywano ponadto, że deficyt wzrośnie do co najmniej 30 mld zł, a niepewność wokół jego ostatecznej wielkości była głównym czynnikiem odpowiadającym za presję deprecjacyjną w notowaniach PLN, a właściwie za brak umocnienia złotego pomimo dobrych nastrojów na globalnym rynku finansowym i w regionie. Informacja podana przez ministra Rostowskiego pozytywnie zaskoczyła i uspokoiła inwestorów, co znalazło wyraz w większym zaufaniu do polskiej waluty - dzięki temu w momencie poprawy nastrojów na światowych rynkach złoty umocnił się.

Od połowy czerwca, na fali lepszego sentymentu względem regionu, forint i korona czeska umocniły się znacząco, a notowania EUR/HUF oraz EUR/CZK zeszły poniżej dolnych ograniczeń swoich średnioterminowych przedziałów wahań. W tym samym czasie kurs euro względem złotego pozostawał w okolicach górnej bariery konsolidacji. W obecnym momencie, w przypadku utrzymania się pozytywnych nastojów względem rynków wschodzących, możliwa jest zdecydowana aprecjacja złotego. Jeśli skala umocnienia polskiej waluty miałaby być porównywalna z umocnieniem forinta czy korony, można oczekiwań spadku kursu EUR/PLN nawet w okolice poziomu 4,3000. Podczas wczorajszej sesji amerykańskiej kurs EUR/USD powrócił w okolice szczytów z piątku, tj. 1,4100. W trakcie dzisiejszych notowań w Azji kontynuował on wzrosty. O godz. 9.00 za euro płacono już ok. 1,4135 USD. Zwyżce tej sprzyjały dość dobre nastroje panujące na światowych rynkach. W trakcie dzisiejszej sesji w Azji zostały one wsparte m.in. przez lepszy od oczekiwań odczyt danych o wydatkach japońskich gospodarstw domowych.

W ujęciu rocznym w maju odnotowały one zwyżkę o 0,3%, podczas gdy prognozowano spadek o 1,6%. Japoński indeks giełdowy Nikkei zakończył dzisiejszą sesję na poziomie o 1,8% wyższym od poniedziałkowego zamknięcia i odnotował najlepszy kwartał od 1995 r.

Kurs EUR/USD nie wyczerpał jeszcze potencjału do wzrostów. Jeśli zdoła trwale pokonać szczyt z 23 czerwca (1,4140), który został już dzisiaj naruszony, kolejnymi jego celami mogą stać się poziomy 1,4180 oraz 1,4240. Za jego dalszą zwyżką przemawia sytuacja w notowaniach GBP/USD. Kurs tej pary walutowej wybił się górą z kilkutygodniowej konsolidacji i zyskał tym samym potencjał do wzrostów przynajmniej do poziomu 1,7000.

Na początku dzisiejszej sesji w Europie kształtował się on w pobliżu 1,6700. Notowania GBP/USD są dodatnio skorelowane z kursem EUR/USD.

Wzrostom eurodolara mogą sprzyjać dzisiaj również zwyżki na światowych parkietach. Inwestorzy instytucjonalni będą prawdopodobnie ciągnęli indeksy giełdowe w górę, by uzyskać jak najlepszy wynik przed końcem kwartału i półrocza.

Z danych jakie dzisiaj poznamy, wpływ na notowania EUR/USD mogą mieć odczyty inflacji konsumentów (HICP) ze strefy euro, indeksu Chicago PMI oraz indeksu zaufania amerykańskich konsumentów sporządzanego przez Conference Board.

Joanna Pluta, Tomasz Regulski

źródło informacji: TMS Brokers SA

interia.pl

 

Druga młodość wielkiej płyty

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu - czytamy w raporcie "Rynek wtorny mieszkań w I półroczu 2009 r." Metrohouse.

Mieszkanie za gotówkę

Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale br.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania. Coraz częstsze pojawianie się "klientów gotówkowych" pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4% ceny ofertowej mieszkania. Warto dodać, że w 60% analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5%. Dla porównania - w 11% analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10%, a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 0000 - 400 000 zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty - wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Mariusz Kania

interia.pl/Wtorek, 30 czerwca (08:27)

Druga młodość wielkiej płyty

Drugi kwartał 2009 r. zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy mogą zaliczyć do jednych z lepszych okresów w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wzrost liczby transakcji ma jednak swoje podstawy w sezonowości rynku, a nie ogólnej zmianie trendu - czytamy w raporcie "Rynek wtorny mieszkań w I półroczu 2009 r." Metrohouse.

Mieszkanie za gotówkę

Po silnym obniżeniu wolumenu sprzedaży w IV kwartale 2008 r., pierwsze miesiące bieżącego roku przyniosły oczekiwany wzrost liczby transakcji. Daleko jeszcze do entuzjazmu, ale pozytywnym elementem pozwalającym patrzeć z optymizmem w przyszłość jest narastająca z miesiąca na miesiąc sprzedaż w sektorze popularnych mieszkań. Wzrost sprzedaży to wynik m.in. ostatniej korekty, która w największym stopniu była widoczna w pierwszym kwartale br.

Trudności w uzyskaniu finansowania zakupu nieruchomości są największą przeszkodą wymienianą przez potencjalnych nabywców mieszkań, dlatego na rynku wtórnym w pierwszym półroczu wzrasta liczba transakcji realizowanych za gotówkę, lub w których gotówkowy wkład własny stanowi więcej niż połowę kwoty transakcyjnej mieszkania. Coraz częstsze pojawianie się "klientów gotówkowych" pozwala przypuszczać, że pomimo restrykcyjnej polityki kredytowej banków wobec potencjalnych kredytobiorców, duża grupa nabywców uruchamia środki własne, aby dokonać transakcji na rynku mieszkań.

Czas negocjacji

Przeprowadzona przez Metrohouse analiza pozwoliła na określenie średniej wartości negocjacji przy zakupie mieszkania. W transakcjach przeprowadzonych za pośrednictwem Metrohouse w okresie styczeń-kwiecień 2009 r. średnio udało się wynegocjować 4% ceny ofertowej mieszkania. Warto dodać, że w 60% analizowanych transakcji wartość negocjacji nie przekroczyła 5%. Dla porównania - w 11% analizowanych przypadków margines negocjacyjny wyniósł więcej niż 10%, a tak duże możliwości negocjacji wystąpiły przede wszystkim w przypadku lokali eksponowanych na rynku przez więcej niż 6 miesięcy.

Obserwując II kwartał można dostrzec nieco zmniejszoną skłonność właścicieli mieszkań do akceptacji cen proponowanych przez kupujących. W niemal każdą cenę ofertową jest wkalkulowany margines negocjacyjny, jednak mieszkania pojawiające się obecnie na rynku charakteryzują się bardziej realnymi wycenami przez właścicieli, co wpływa na zmniejszone możliwości negocjowania ceny ofertowej. Największe szanse na negocjacje mają osoby zainteresowane mieszkaniami o dużych metrażach i ofertami obecnymi na rynku dłużej niż pół roku.

Zmiany w preferencjach zakupowych

Podczas gdy w czasach prosperity rynku mieszkaniowego głównym czynnikiem decydującym o zakupie mieszkania była lokalizacja i jego wartość inwestycyjna, obecnie podstawowym wskaźnikiem jest cena. W zależności od miasta najczęściej poszukiwane są mieszkania w cenie do 300 0000 - 400 000 zł, co powoduje powrót do łask lokali, które wcześniej były odrzucane z powodu przestarzałych technologii, czy słabej funkcjonalności, czego przykładem jest są mieszkania w budynkach z wielkiej płyty. Wielka płyta przeżywa swoją drugą młodość, lecz zapotrzebowanie na tego typu mieszkania wynika ogólnie z zainteresowania najniższym segmentem cen.

Prognoza na wakacje 2009

Zbliżający się okres wakacyjny nie wpłynie w istotny sposób na obraz wtórnego rynku mieszkań w największych miastach. Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na letnie miesiące jest stabilizacja cen z możliwymi niewielkimi korektami w przypadku mniej atrakcyjnych produktów mieszkaniowych. Trudno oczekiwać zmiany polityki udzielania kredytów hipotecznych przez banki, a dostęp do kredytów jest podstawowym warunkiem trwałego ożywienia na rynku mieszkań.

Na wzmożone zainteresowanie mogą liczyć mieszkania jedno i dwupokojowe w budynkach oddanych do użytku po 2000 r. Takie produkty - wyposażone i gotowe do wprowadzenia po nieznacznym zaangażowaniu środków finansowych zapewne obronią się przed wahaniami cen.

Mariusz Kania

interia.pl/Wtorek, 30 czerwca (08:27)

Bogaci kupują i ratują popyt

Bogaci wciąż mają pieniądze i je wydają, ale nieco ostrożniej - wynika z informacji zebranych przez GP. Kryzys w grupie takich klientów widać wówczas, gdy zamiast wycieczki za 70 tys. zł wybierają taką za 50 tys. zł, zamiast nowej Corvette'y kupują Audi, a - żeby nie przepłacać w Polsce - wybierają się na zakupy do Londynu. Ale wciąż stać ich na drogi apartament.

Dla wielu obserwatorów rynku symbolem kryzysu jest opóźnienie budowy apartamentowca przy ulicy Złotej 44 w Warszawie. To miał być symbol luksusu - zaprojektowany przez światowej sławy architekta Daniela Libeskinda, liczący aż 192 metry wysokości budynek, w którym metr kwadratowy kosztować miał około 24 tys. zł. Deweloper Orco Property Group ogłosił jednak, że budowa się przesunie. Zabrakło bogatych klientów?

Alicja Kościesza, dyrektor sprzedaży i marketingu Orco Property Group w Polsce, podkreśla, że chętnych na apartamenty pod tym adresem nie brakuje, tylko wciąż ich przybywa. Bo problemy inwestycji nie wynikają wcale ze spadku popytu wśród najzamożniejszych. - To po prostu efekt trudności z finansowaniem inwestycji wynikających z problemów gospodarki i banków. Nie tylko my, ale także inni deweloperzy zawieszali w ostatnich czasie inwestycje z takich powodów. Prowadzimy jednak rozmowy z bankami na temat restrukturyzacji finansowania, a inwestycja będzie ukończona - podkreśla Alicja Kościesza.

Zdaniem Mariusza Kani, prezesa sieci biur nieruchomości Metrohouse, spadek sprzedaży mieszkań notowany jest również w segmencie nieruchomości apartamentowych, co widać chociażby po przerywanych budowach jednych z najnowocześniejszych budynków w Polsce. - Oceniam, że nie więcej niż 5 proc. potencjalnie zainteresowanych zakupem mierzy w rynek apartamentów. To jednak niewiele w porównaniu z podażą tego typu obiektów w ostatnich latach - podkreśla Mariusz Kania.

Michał Fura, współpraca Marcin Jaworski, Patrycja Otto, Roman Grzyb

interia.plWtorek, 30 czerwca (05:00)

Bogaci kupują i ratują popyt

Bogaci wciąż mają pieniądze i je wydają, ale nieco ostrożniej - wynika z informacji zebranych przez GP. Kryzys w grupie takich klientów widać wówczas, gdy zamiast wycieczki za 70 tys. zł wybierają taką za 50 tys. zł, zamiast nowej Corvette'y kupują Audi, a - żeby nie przepłacać w Polsce - wybierają się na zakupy do Londynu. Ale wciąż stać ich na drogi apartament.

Dla wielu obserwatorów rynku symbolem kryzysu jest opóźnienie budowy apartamentowca przy ulicy Złotej 44 w Warszawie. To miał być symbol luksusu - zaprojektowany przez światowej sławy architekta Daniela Libeskinda, liczący aż 192 metry wysokości budynek, w którym metr kwadratowy kosztować miał około 24 tys. zł. Deweloper Orco Property Group ogłosił jednak, że budowa się przesunie. Zabrakło bogatych klientów?

Alicja Kościesza, dyrektor sprzedaży i marketingu Orco Property Group w Polsce, podkreśla, że chętnych na apartamenty pod tym adresem nie brakuje, tylko wciąż ich przybywa. Bo problemy inwestycji nie wynikają wcale ze spadku popytu wśród najzamożniejszych. - To po prostu efekt trudności z finansowaniem inwestycji wynikających z problemów gospodarki i banków. Nie tylko my, ale także inni deweloperzy zawieszali w ostatnich czasie inwestycje z takich powodów. Prowadzimy jednak rozmowy z bankami na temat restrukturyzacji finansowania, a inwestycja będzie ukończona - podkreśla Alicja Kościesza.

Zdaniem Mariusza Kani, prezesa sieci biur nieruchomości Metrohouse, spadek sprzedaży mieszkań notowany jest również w segmencie nieruchomości apartamentowych, co widać chociażby po przerywanych budowach jednych z najnowocześniejszych budynków w Polsce. - Oceniam, że nie więcej niż 5 proc. potencjalnie zainteresowanych zakupem mierzy w rynek apartamentów. To jednak niewiele w porównaniu z podażą tego typu obiektów w ostatnich latach - podkreśla Mariusz Kania.

Michał Fura, współpraca Marcin Jaworski, Patrycja Otto, Roman Grzyb

interia.plWtorek, 30 czerwca (05:00)

Paraliż branży hotelarskiej

Branża turystyczno-hotelarska na świecie odczuwa skutki kryzysu gospodarczego. Także w Polsce właściciele wielkich sieci weryfikują plany inwestycyjne - podał "Dziennik Polski". Przy ul. Karmelickiej w Krakowie nie powstanie czterogwiazdkowy Hilton, Orbis zamroził inwestycję przy ul. Pawiej, a Hotel System wstrzymał budowę pięciogwiazdkowego hotelu w Zakopanem.

Grupa Hotelowa Orbis, jak cała branża turystyczno-hotelarska na świecie i w Polsce odczuwa skutki kryzysu gospodarczego - powiedziała Katarzyna Gronek ze spółki Orbis SA. Ta sieć hotelowa wprawdzie wyda w tym roku na inwestycje do 100 mln zł, ale priorytetem są otwarty w maju "Ibis" w Kielcach oraz planowany do otwarcia we wrześniu "Etap" w Toruniu.

W tym roku rozpoczęto budowę hoteli "Ibis" i "Etap" na wspólnej działce w Krakowie. - Z powodu spowolnienia gospodarczego została zamrożona - przyznała Gronek. A jeszcze w ubiegłym roku zapowiadano, że hotele te zostaną otwarte jesienią 2009 r.

W tym roku miał być gotowy też hotel Hilton. Inwestycję jednak zawieszono. Według gazety, trudno też marzyć o spełnieniu deklaracji sprzed dwóch lat, że w Krakowie jest miejsce na cztery hotele tej marki. Zwłaszcza po tym, jak Kraków odpadł z rywalizacji o organizację Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 r.

Na lepsze czasy musi też zapewne poczekać rozpoczęta budowa w Zakopanem. Przyczyną wstrzymywania inwestycji hotelowych jest kryzys - potwierdziła Katarzyna Gądek, dyrektor Biura Marketingu Turystycznego Miasta w krakowskim magistracie. Kłopoty mają inwestycje wielkich renomowanych sieci hotelowych, finansowane przez światowe banki i fundusze, które odczuły już skutki kryzysu - powiedziała gazecie.

RMF/interia.pl

Wtorek, 30 czerwca (10:02)

Paraliż branży hotelarskiej

Branża turystyczno-hotelarska na świecie odczuwa skutki kryzysu gospodarczego. Także w Polsce właściciele wielkich sieci weryfikują plany inwestycyjne - podał "Dziennik Polski". Przy ul. Karmelickiej w Krakowie nie powstanie czterogwiazdkowy Hilton, Orbis zamroził inwestycję przy ul. Pawiej, a Hotel System wstrzymał budowę pięciogwiazdkowego hotelu w Zakopanem.

Grupa Hotelowa Orbis, jak cała branża turystyczno-hotelarska na świecie i w Polsce odczuwa skutki kryzysu gospodarczego - powiedziała Katarzyna Gronek ze spółki Orbis SA. Ta sieć hotelowa wprawdzie wyda w tym roku na inwestycje do 100 mln zł, ale priorytetem są otwarty w maju "Ibis" w Kielcach oraz planowany do otwarcia we wrześniu "Etap" w Toruniu.

W tym roku rozpoczęto budowę hoteli "Ibis" i "Etap" na wspólnej działce w Krakowie. - Z powodu spowolnienia gospodarczego została zamrożona - przyznała Gronek. A jeszcze w ubiegłym roku zapowiadano, że hotele te zostaną otwarte jesienią 2009 r.

W tym roku miał być gotowy też hotel Hilton. Inwestycję jednak zawieszono. Według gazety, trudno też marzyć o spełnieniu deklaracji sprzed dwóch lat, że w Krakowie jest miejsce na cztery hotele tej marki. Zwłaszcza po tym, jak Kraków odpadł z rywalizacji o organizację Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 r.

Na lepsze czasy musi też zapewne poczekać rozpoczęta budowa w Zakopanem. Przyczyną wstrzymywania inwestycji hotelowych jest kryzys - potwierdziła Katarzyna Gądek, dyrektor Biura Marketingu Turystycznego Miasta w krakowskim magistracie. Kłopoty mają inwestycje wielkich renomowanych sieci hotelowych, finansowane przez światowe banki i fundusze, które odczuły już skutki kryzysu - powiedziała gazecie.

RMF/interia.pl

Wtorek, 30 czerwca (10:02)

Samowole bez nadzoru

Powiatowe inspektoraty budowlane łamią prawo na wszystkich etapach postępowań dotyczących samowoli budowlanych - wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarł reporter RMF FM Roman Osica. Najcięższy zarzut dotyczy nieegzekwowania decyzji o rozbiórce obiektów, które zagrażają życiu mieszkających tam ludzi.

Zdaniem NIK-u, inspektorzy nie sprawdzają, czy podjęte decyzje o zatrzymaniu budowy są zgodne z jej stanem prawnym. Tu prym wiodą powiaty w Grodzisku Mazowieckim i Pabianicach - praktycznie 90 procent błędnych decyzji. Inspektorzy legalizowali też samowole bez sprawdzenia, czy inwestor zapłacił za legalizację. Co więcej, niektórzy urzędnicy pomagali uniknąć tych opłat. Tak był np. w Hrubieszowie i Włodawie.

Najgorsze jest jednak to, że sami inspektorzy nie egzekwują swoich decyzji.- Nawet nie egzekwowali takich decyzji, które dotyczyły samowoli, gdy te budowle samowolnie wybudowane zagrażały życiu i zdrowiu ludzkiemu. To jest karygodne - powiedział Paweł Biedziak, rzecznik Najwyższej Izby Kontroli. Kontrola dotyczyła lat 2005-2008, zatem jeszcze przed tragedią w Kamieniu Pomorskim. Dopiero po wynikach kolejnej dowiemy się, czy inspektorzy czegoś się nauczyli.

RMF/interia.pl

Poniedziałek, 29 czerwca (11:52)

Samowole bez nadzoru

Powiatowe inspektoraty budowlane łamią prawo na wszystkich etapach postępowań dotyczących samowoli budowlanych - wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarł reporter RMF FM Roman Osica. Najcięższy zarzut dotyczy nieegzekwowania decyzji o rozbiórce obiektów, które zagrażają życiu mieszkających tam ludzi.

Zdaniem NIK-u, inspektorzy nie sprawdzają, czy podjęte decyzje o zatrzymaniu budowy są zgodne z jej stanem prawnym. Tu prym wiodą powiaty w Grodzisku Mazowieckim i Pabianicach - praktycznie 90 procent błędnych decyzji. Inspektorzy legalizowali też samowole bez sprawdzenia, czy inwestor zapłacił za legalizację. Co więcej, niektórzy urzędnicy pomagali uniknąć tych opłat. Tak był np. w Hrubieszowie i Włodawie.

Najgorsze jest jednak to, że sami inspektorzy nie egzekwują swoich decyzji.- Nawet nie egzekwowali takich decyzji, które dotyczyły samowoli, gdy te budowle samowolnie wybudowane zagrażały życiu i zdrowiu ludzkiemu. To jest karygodne - powiedział Paweł Biedziak, rzecznik Najwyższej Izby Kontroli. Kontrola dotyczyła lat 2005-2008, zatem jeszcze przed tragedią w Kamieniu Pomorskim. Dopiero po wynikach kolejnej dowiemy się, czy inspektorzy czegoś się nauczyli.

RMF/interia.pl

Poniedziałek, 29 czerwca (11:52)

"Solidarność" przejęła mieszkania zakładowe od ZNTK Łapy

Region Podlaski NSZZ "Solidarność" przejął od upadających Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego SA w Łapach (Podlaskie) spółkę Domy, do której należą zakładowe mieszkania pracowników - dowiedziała się w poniedziałek PAP w Sądzie Rejonowym w Białymstoku.

Jak dowiedziała się PAP, w Krajowym Rejestrze Sądowym wpisana została już zmiana właściciela spółki. Związek zawodowy przejął od ZNTK Łapy SA wszystkie udziały w spółce, do której należy ponad czterysta mieszkań zakładowych, o łącznej powierzchni 18 tys. metrów kwadratowych.

Zarówno przedstawiciele ZNTK, jak i Zarządu Regionu Podlaskiego NSZZ "Solidarność" nie udzielają na razie żadnych informacji w tej sprawie; na poniedziałek po południu zapowiadana jest konferencja prasowa.

W ubiegłym tygodniu prezes łapskich zakładów Jacek Łupiński, pytany o spółkę Domy, powiedział PAP, że - choć nie może podać szczegółów - interes mieszkańców zakładowych bloków został zabezpieczony. Mówił - nie wymieniając nazwy instytucji, która przejęła mieszkania - że uważa, że "zdarzyło się coś dobrego w tragicznej sytuacji", w jakiej znalazły się ZNTK.

Burmistrz Łap Roman Czepe powiedział PAP, że nie wie, w jaki sposób mieszkania zostały przejęte przez Solidarność.

- Jeżeli to jest trwałe, to jest to bardzo dobra wiadomość dla lokatorów - stwierdził. Dodał, że to oznacza, iż nie przejmie tych mieszkań nikt, kto chciałby zarobić na podwyżkach czynszów w tych lokalach albo przez takie podwyżki usunąć stamtąd lokatorów.

- Jeżeli to jest NSZZ "Solidarność", to jest to instytucja powołana do obrony pracownika, a więc do tego, żeby w życiu społecznym obowiązywały sprawiedliwe zasady. Trudno sobie tutaj wyobrazić lepsze rozwiązanie. Jedynym lepszym jest tania sprzedaż tych mieszkań lokatorom - powiedział burmistrz i dodał, że ciekawe, czy będą możliwe wykupy tych mieszkań i na jakich zasadach, za jakie kwoty.

Sami mieszkańcy narzekali wcześniej w mediach, że nie stać ich na wykupy tych mieszkań.

ZNTK Łapy, do których należało 100 proc. udziałów w spółce "Domy", są w bardzo trudnej sytuacji finansowej, związanej z brakiem zleceń na naprawy wagonów od PKP Cargo. Zarząd spółki złożył w Sądzie Rejonowym w Białymstoku wniosek o upadłość likwidacyjną ZNTK Łapy, ale z przyczyn formalnych wniosek został zwrócony przez sąd do uzupełnienia. Pracę może stracić w sumie 750 osób.

PAP/INTERIA.PL

"Solidarność" przejęła mieszkania zakładowe od ZNTK Łapy

Region Podlaski NSZZ "Solidarność" przejął od upadających Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego SA w Łapach (Podlaskie) spółkę Domy, do której należą zakładowe mieszkania pracowników - dowiedziała się w poniedziałek PAP w Sądzie Rejonowym w Białymstoku.

Jak dowiedziała się PAP, w Krajowym Rejestrze Sądowym wpisana została już zmiana właściciela spółki. Związek zawodowy przejął od ZNTK Łapy SA wszystkie udziały w spółce, do której należy ponad czterysta mieszkań zakładowych, o łącznej powierzchni 18 tys. metrów kwadratowych.

Zarówno przedstawiciele ZNTK, jak i Zarządu Regionu Podlaskiego NSZZ "Solidarność" nie udzielają na razie żadnych informacji w tej sprawie; na poniedziałek po południu zapowiadana jest konferencja prasowa.

W ubiegłym tygodniu prezes łapskich zakładów Jacek Łupiński, pytany o spółkę Domy, powiedział PAP, że - choć nie może podać szczegółów - interes mieszkańców zakładowych bloków został zabezpieczony. Mówił - nie wymieniając nazwy instytucji, która przejęła mieszkania - że uważa, że "zdarzyło się coś dobrego w tragicznej sytuacji", w jakiej znalazły się ZNTK.

Burmistrz Łap Roman Czepe powiedział PAP, że nie wie, w jaki sposób mieszkania zostały przejęte przez Solidarność.

- Jeżeli to jest trwałe, to jest to bardzo dobra wiadomość dla lokatorów - stwierdził. Dodał, że to oznacza, iż nie przejmie tych mieszkań nikt, kto chciałby zarobić na podwyżkach czynszów w tych lokalach albo przez takie podwyżki usunąć stamtąd lokatorów.

- Jeżeli to jest NSZZ "Solidarność", to jest to instytucja powołana do obrony pracownika, a więc do tego, żeby w życiu społecznym obowiązywały sprawiedliwe zasady. Trudno sobie tutaj wyobrazić lepsze rozwiązanie. Jedynym lepszym jest tania sprzedaż tych mieszkań lokatorom - powiedział burmistrz i dodał, że ciekawe, czy będą możliwe wykupy tych mieszkań i na jakich zasadach, za jakie kwoty.

Sami mieszkańcy narzekali wcześniej w mediach, że nie stać ich na wykupy tych mieszkań.

ZNTK Łapy, do których należało 100 proc. udziałów w spółce "Domy", są w bardzo trudnej sytuacji finansowej, związanej z brakiem zleceń na naprawy wagonów od PKP Cargo. Zarząd spółki złożył w Sądzie Rejonowym w Białymstoku wniosek o upadłość likwidacyjną ZNTK Łapy, ale z przyczyn formalnych wniosek został zwrócony przez sąd do uzupełnienia. Pracę może stracić w sumie 750 osób.

PAP/INTERIA.PL

Obniżona rezerwa nie zwiększy kredytów, lecz zyski banków

3,3 mld zł, jakie banki uzyskają z obniżki obowiązkowej rezerwy, nie trafi od razu na rynek w postaci kredytów. Banki wolą przeznaczyć je na bezpieczne papiery skarbowe niż ryzykowną akcję kredytową.
Od jutra spada stopa rezerwy obowiązkowej. Banki będą do Narodowego Banku Polskiego odprowadzać 3 proc., a nie 3,5 proc. depozytów. Oznacza to dla nich 3,3 mld zł oszczędności. RPP, obniżając rezerwę, liczyła, że dzięki tej decyzji banki zwiększą akcję kredytową. Ale bankowcy twierdzą, że przynajmniej na początku nie ma co liczyć na wzrost dostępności pożyczek.

– Przy recesji w gospodarce, konserwatywnej polityce kredytowej i zwiększonych potrzebach pożyczkowych budżetu państwa prawdopodobny jest scenariusz, w którym kwota uwolnionej płynności z tytułu obniżki rezerwy obowiązkowej zostanie w średnim terminie ulokowana w banku centralnym lub w papierach skarbowych emitowanych przez Ministerstwo Finansów – mówi Gert Rammeloo, wiceprezes Zarządu Kredyt Banku.

Podobnie uważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

– Można się spodziewać, że w pierwszym okresie znaczna część uwolnionych środków zostanie przeznaczona na zakup papierów skarbowych i będzie to miało pozytywny wpływ zarówno na sektor finansowy, jak i na całą gospodarkę – spadek rentowności papierów skarbowych oraz stóp rynku pieniężnego ułatwi finansowanie deficytu państwa – ocenia szef BZ WBK.

Maja Goetting, ekonomistka Banku BPH, przypomina, że kiedy na początku roku NBP wykupił od banków swoje obligacje. Pieniądze z tego tytułu miały zwiększyć płynność sektora. Tymczasem – mówi ekonomistka – większość pieniędzy otrzymanych przez banki z NBP w krótkim czasie wróciła do banku centralnego oraz posłużyła do zakupu papierów skarbowych.

Bankowcy uważają także, że nie należy przeceniać znaczenia obniżki stopy rezerwy obowiązkowej.

– Zasilenie banków w środki pozyskane z obniżenia rezerwy obowiązkowej jest niewspółmierne do potrzeb. Dla nas to kwota kilkudziesięciu milionów złotych. Czy może ona wpłynąć na wyraźne zwiększenie akcji kredytowej? – retorycznie pyta Łukasz Januszewski, członek zarządu Raiffeisen Bank Polska.

Dlatego przedstawiciele banków liczą, że na obniżce stopy rezerw do 3 proc. się nie skończy. Oczekują, że docelowo banki będą odprowadzały do NBP 2 proc. wartości swoich depozytów, podobnie jak robią to banki w państwach strefy euro.

– Banki opowiadają się jednym głosem za dalszym obniżaniem rezerwy obowiązkowej, ale chodzi też o inne działania, które zwiększą płynność sektora i ułatwią pozyskiwanie długoterminowego finansowania oraz wpłyną na obniżenie ryzyka kredytowego, jak np. gwarancje rządowe – uważa Łukasz Januszewski.

Jednak NBP dalsze obniżki uzależnia do ruchu banków.

– Oczekujemy czegoś ze strony sektora bankowego. Liczymy na to, że banki – po zasileniu niebagatelną kwotą 3 mld zł – zaczną realnie zwiększać akcję kredytową – podkreślał w maju Sławomir Skrzypek, prezes NBP.

Jednak szefowie banków mówią, że decyzja NBP będzie miała pozytywne skutki dla akcji kredytowej. Mateusz Morawiecki zwraca uwagę, że dzięki obniżce rezerwy zaistnieją warunki korzystniejsze dla wzrostu akcji kredytowej.

– Inaczej mówiąc: bez tej obniżki kredytów byłoby jeszcze mniej i byłyby jeszcze trudniej dostępne niż dzisiaj – mówi.

– Nie ma najmniejszych wątpliwości, że obniżka rezerwy pomoże w generowaniu kredytów na rynku. Podobnie, jak nie może być wątpliwości, że banki chcą udzielać kredytów. Dla pokonania występujących problemów z dostępnością finansowania jest to jednak krok zbyt mały, by uważać go za decydujący – kończy Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku.


Jacek Iskra
GAZETA PRAWNA/onet.pl

Obniżona rezerwa nie zwiększy kredytów, lecz zyski banków

3,3 mld zł, jakie banki uzyskają z obniżki obowiązkowej rezerwy, nie trafi od razu na rynek w postaci kredytów. Banki wolą przeznaczyć je na bezpieczne papiery skarbowe niż ryzykowną akcję kredytową.
Od jutra spada stopa rezerwy obowiązkowej. Banki będą do Narodowego Banku Polskiego odprowadzać 3 proc., a nie 3,5 proc. depozytów. Oznacza to dla nich 3,3 mld zł oszczędności. RPP, obniżając rezerwę, liczyła, że dzięki tej decyzji banki zwiększą akcję kredytową. Ale bankowcy twierdzą, że przynajmniej na początku nie ma co liczyć na wzrost dostępności pożyczek.

– Przy recesji w gospodarce, konserwatywnej polityce kredytowej i zwiększonych potrzebach pożyczkowych budżetu państwa prawdopodobny jest scenariusz, w którym kwota uwolnionej płynności z tytułu obniżki rezerwy obowiązkowej zostanie w średnim terminie ulokowana w banku centralnym lub w papierach skarbowych emitowanych przez Ministerstwo Finansów – mówi Gert Rammeloo, wiceprezes Zarządu Kredyt Banku.

Podobnie uważa Mateusz Morawiecki, prezes Banku Zachodniego WBK.

– Można się spodziewać, że w pierwszym okresie znaczna część uwolnionych środków zostanie przeznaczona na zakup papierów skarbowych i będzie to miało pozytywny wpływ zarówno na sektor finansowy, jak i na całą gospodarkę – spadek rentowności papierów skarbowych oraz stóp rynku pieniężnego ułatwi finansowanie deficytu państwa – ocenia szef BZ WBK.

Maja Goetting, ekonomistka Banku BPH, przypomina, że kiedy na początku roku NBP wykupił od banków swoje obligacje. Pieniądze z tego tytułu miały zwiększyć płynność sektora. Tymczasem – mówi ekonomistka – większość pieniędzy otrzymanych przez banki z NBP w krótkim czasie wróciła do banku centralnego oraz posłużyła do zakupu papierów skarbowych.

Bankowcy uważają także, że nie należy przeceniać znaczenia obniżki stopy rezerwy obowiązkowej.

– Zasilenie banków w środki pozyskane z obniżenia rezerwy obowiązkowej jest niewspółmierne do potrzeb. Dla nas to kwota kilkudziesięciu milionów złotych. Czy może ona wpłynąć na wyraźne zwiększenie akcji kredytowej? – retorycznie pyta Łukasz Januszewski, członek zarządu Raiffeisen Bank Polska.

Dlatego przedstawiciele banków liczą, że na obniżce stopy rezerw do 3 proc. się nie skończy. Oczekują, że docelowo banki będą odprowadzały do NBP 2 proc. wartości swoich depozytów, podobnie jak robią to banki w państwach strefy euro.

– Banki opowiadają się jednym głosem za dalszym obniżaniem rezerwy obowiązkowej, ale chodzi też o inne działania, które zwiększą płynność sektora i ułatwią pozyskiwanie długoterminowego finansowania oraz wpłyną na obniżenie ryzyka kredytowego, jak np. gwarancje rządowe – uważa Łukasz Januszewski.

Jednak NBP dalsze obniżki uzależnia do ruchu banków.

– Oczekujemy czegoś ze strony sektora bankowego. Liczymy na to, że banki – po zasileniu niebagatelną kwotą 3 mld zł – zaczną realnie zwiększać akcję kredytową – podkreślał w maju Sławomir Skrzypek, prezes NBP.

Jednak szefowie banków mówią, że decyzja NBP będzie miała pozytywne skutki dla akcji kredytowej. Mateusz Morawiecki zwraca uwagę, że dzięki obniżce rezerwy zaistnieją warunki korzystniejsze dla wzrostu akcji kredytowej.

– Inaczej mówiąc: bez tej obniżki kredytów byłoby jeszcze mniej i byłyby jeszcze trudniej dostępne niż dzisiaj – mówi.

– Nie ma najmniejszych wątpliwości, że obniżka rezerwy pomoże w generowaniu kredytów na rynku. Podobnie, jak nie może być wątpliwości, że banki chcą udzielać kredytów. Dla pokonania występujących problemów z dostępnością finansowania jest to jednak krok zbyt mały, by uważać go za decydujący – kończy Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku.


Jacek Iskra
GAZETA PRAWNA/onet.pl

Polacy nie chcą wyższych podatków

Według "Rzeczpospolitej" 89 procent Polaków uważa, że budżet państwa nie powinien być ratowany przez podnoszenie podatków.
Gazeta powołuje się na wynik sondażu, według którego jedynie co dwudziesty z respondentów popiera podniesienie podatków w obecnej sytuacji gospodarczej.

GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej" zbadała nastroje Polaków po zapowiedzi premiera Donalda Tuska, że od przyszłego roku podatki mają być wyższe.
Na pytanie, które daniny mogłyby wzrosnąć bez szkody dla gospodarki i społeczeństwa, jedna czwarta badanych w sondażu wskazała na podatki dla firm.

Gazeta zauważa, że w ten sposób odpowiedzieli głównie ludzie młodzi pomiędzy 20. a 29. rokiem życia.
IAR (00:30)/wp.pl

Polacy nie chcą wyższych podatków

Według "Rzeczpospolitej" 89 procent Polaków uważa, że budżet państwa nie powinien być ratowany przez podnoszenie podatków.
Gazeta powołuje się na wynik sondażu, według którego jedynie co dwudziesty z respondentów popiera podniesienie podatków w obecnej sytuacji gospodarczej.

GfK Polonia na zlecenie "Rzeczpospolitej" zbadała nastroje Polaków po zapowiedzi premiera Donalda Tuska, że od przyszłego roku podatki mają być wyższe.
Na pytanie, które daniny mogłyby wzrosnąć bez szkody dla gospodarki i społeczeństwa, jedna czwarta badanych w sondażu wskazała na podatki dla firm.

Gazeta zauważa, że w ten sposób odpowiedzieli głównie ludzie młodzi pomiędzy 20. a 29. rokiem życia.
IAR (00:30)/wp.pl

Koniec kryzysu? Polacy już nie boją się o pieniądze

Panika i brak zaufania do rynków finansowych mijają. Gotówkę w portfelach powoli zaczęliśmy zamieniać na lokaty oraz na jednostki funduszy inwestycyjnych.
Bank Zachodni WBK zaledwie w miesiąc pozyskał od Polaków aż 4,3 miliarda złotych. W dodatku nie oferując szczególnie atrakcyjnego oprocentowania na mocno reklamowanej lokacie (na zdjęciu Dany de Vito z reklamy lokaty).
Kwota ponad czterech miliardów złotych to zaledwie pięć procent gotówki znajdującej się w obiegu. Obecnie mamy w portfelach ponad 92 miliardy złotych. W stosunku do sytuacji sprzed kryzysu, to dużo, bo aż o jedną czwartą więcej niż dwa lata temu.

Jednak, jak wskazują najnowsze dane Narodowego Banku Polskiego, panika się skończyła. W maju kwota, jaką trzymaliśmy w portfelach, już nieco spadła.

źródło: obliczenia Money.pl na podstawie danych NBP

Jak wyjaśnia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, mamy obecnie do czynienia z uspokojeniem nastrojów.

money.pl

Koniec kryzysu? Polacy już nie boją się o pieniądze

Panika i brak zaufania do rynków finansowych mijają. Gotówkę w portfelach powoli zaczęliśmy zamieniać na lokaty oraz na jednostki funduszy inwestycyjnych.
Bank Zachodni WBK zaledwie w miesiąc pozyskał od Polaków aż 4,3 miliarda złotych. W dodatku nie oferując szczególnie atrakcyjnego oprocentowania na mocno reklamowanej lokacie (na zdjęciu Dany de Vito z reklamy lokaty).
Kwota ponad czterech miliardów złotych to zaledwie pięć procent gotówki znajdującej się w obiegu. Obecnie mamy w portfelach ponad 92 miliardy złotych. W stosunku do sytuacji sprzed kryzysu, to dużo, bo aż o jedną czwartą więcej niż dwa lata temu.

Jednak, jak wskazują najnowsze dane Narodowego Banku Polskiego, panika się skończyła. W maju kwota, jaką trzymaliśmy w portfelach, już nieco spadła.

źródło: obliczenia Money.pl na podstawie danych NBP

Jak wyjaśnia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, mamy obecnie do czynienia z uspokojeniem nastrojów.

money.pl

Sejm obciął prowizje dla OFE. Dostaniemy wyższe emerytury

Otwarte Fundusze Emerytalne od stycznia dostaną tylko 3,5 procent składki swojego klienta. To spadek aż o połowę, ale wypłacane emerytury wzrosną tylko symbolicznie.

Do tej pory towarzystwa mogły pobierać od każdej wpłaconej składki nawet 7 procent. Wczoraj posłowie zdecydowali, że od przyszłego roku maksymalna stawka jaką będą mogły miesięcznie ściągnąć ze składki spadnie do 3,5 proc.

Oznacza to, że więcej pieniędzy będzie pracowało na nasze przyszłe emerytury, a mniej wpłynie do kieszeni towarzystw emerytalnych. Poprzednie plany również zakładały obniżanie opłat, ale miało to trwać stopniowo aż do 2014 roku.

Portal Money.pl wyliczył, że dzięki wprowadzonym zmianom emerytura 35-letniego mężczyzny, będącego od 10 lat uczestnikiem OFE wzrośnie o 15 zł miesięcznie. W przypadku kobiety w tym samym wieku i stażu będzie to już tylko niecałe 8,3 zł.

Różnica wynika z faktu, że kobiety statystycznie dłużej żyją od mężczyzn co ma wpływ na wysokość obliczanej i wypłacanej przez OFE emerytury. W przypadku kobiet zebrany kapitał plus ewentualne oszczędności wynikające z niższych prowizji, dzielą się na większą liczbę miesięcy.

O ILE WZROSNĄ NASZE EMERYTURY PO OBNIŻCE PROWIZJI
wiek i staż w OFE
wzrost przyszłej emerytury
35-letni mężczyzna od 1999 roku w OFE 15,45 zł
35-letnia kobieta od 1999 roku w OFE 8,31 zł
25-letni mężczyzna od 2008 roku w OFE 2,56 zł
25-letnia kobieta od 2008 roku w OFE 1,38 zł

*wyliczenia własne przy założeniu miesięcznego wynagrodzenia w wysokości średniej krajowej - 3193,90 zł brutto, realnego rocznego wzrostu wynagrodzeń równego 4 proc. i realnej stopy zwrotu OFE na poziomie 4 proc.

Dla pracującego 25-latka z rocznym stażem w OFE zmiana ta będzie praktycznie nieodczuwalna. Jego przyszła emerytura w wyniku obniżenia opłat wzrośnie o zaledwie 2,5 zł. Jeszcze mniej zyska jego 25-letnia rówieśniczka - 1,4 zł miesięcznie.

Dlaczego młodsi zyskają mniej? Później weszli na rynek pracy, dlatego oszczędności wynikające z niższych prowizji rozłożą się na dłuższy okres oszczędzania. Na pocieszenie - emerytury dzisiejszych 25-latków i tak będą wyższe, ponieważ w sumie odłożą w OFE większą kwotę pieniędzy.

Sejm obciął prowizje dla OFE. Dostaniemy wyższe emerytury

Otwarte Fundusze Emerytalne od stycznia dostaną tylko 3,5 procent składki swojego klienta. To spadek aż o połowę, ale wypłacane emerytury wzrosną tylko symbolicznie.

Do tej pory towarzystwa mogły pobierać od każdej wpłaconej składki nawet 7 procent. Wczoraj posłowie zdecydowali, że od przyszłego roku maksymalna stawka jaką będą mogły miesięcznie ściągnąć ze składki spadnie do 3,5 proc.

Oznacza to, że więcej pieniędzy będzie pracowało na nasze przyszłe emerytury, a mniej wpłynie do kieszeni towarzystw emerytalnych. Poprzednie plany również zakładały obniżanie opłat, ale miało to trwać stopniowo aż do 2014 roku.

Portal Money.pl wyliczył, że dzięki wprowadzonym zmianom emerytura 35-letniego mężczyzny, będącego od 10 lat uczestnikiem OFE wzrośnie o 15 zł miesięcznie. W przypadku kobiety w tym samym wieku i stażu będzie to już tylko niecałe 8,3 zł.

Różnica wynika z faktu, że kobiety statystycznie dłużej żyją od mężczyzn co ma wpływ na wysokość obliczanej i wypłacanej przez OFE emerytury. W przypadku kobiet zebrany kapitał plus ewentualne oszczędności wynikające z niższych prowizji, dzielą się na większą liczbę miesięcy.

O ILE WZROSNĄ NASZE EMERYTURY PO OBNIŻCE PROWIZJI
wiek i staż w OFE
wzrost przyszłej emerytury
35-letni mężczyzna od 1999 roku w OFE 15,45 zł
35-letnia kobieta od 1999 roku w OFE 8,31 zł
25-letni mężczyzna od 2008 roku w OFE 2,56 zł
25-letnia kobieta od 2008 roku w OFE 1,38 zł

*wyliczenia własne przy założeniu miesięcznego wynagrodzenia w wysokości średniej krajowej - 3193,90 zł brutto, realnego rocznego wzrostu wynagrodzeń równego 4 proc. i realnej stopy zwrotu OFE na poziomie 4 proc.

Dla pracującego 25-latka z rocznym stażem w OFE zmiana ta będzie praktycznie nieodczuwalna. Jego przyszła emerytura w wyniku obniżenia opłat wzrośnie o zaledwie 2,5 zł. Jeszcze mniej zyska jego 25-letnia rówieśniczka - 1,4 zł miesięcznie.

Dlaczego młodsi zyskają mniej? Później weszli na rynek pracy, dlatego oszczędności wynikające z niższych prowizji rozłożą się na dłuższy okres oszczędzania. Na pocieszenie - emerytury dzisiejszych 25-latków i tak będą wyższe, ponieważ w sumie odłożą w OFE większą kwotę pieniędzy.

Ciepło ukryte w budynkach

W Polsce można zaoszczędzić ok. 35-37 proc. energii zużywanej w obiektach. W oszczędności miały pomagać świadectwa energetyczne budynków, jednak zainteresowanie nimi jest niewielkie. Czy Polska stanie przed trybunałem za nieumiejętne oszczędzanie energii?

W całej Unii Europejskiej potencjał oszczędnościowy w budynkach jest szacowany na 40 proc.

- W Polsce można zaoszczędzić w sposób ekonomicznie uzasadniony ok. 35-37 proc. energii w budynkach - przekonuje prof. Tadeusz Skoczkowski, prezes Krajowej Agencji Poszanowania Energii (KAPE). Można by uzyskać większe oszczędności, ale przy obecnych cenach energii i kosztach działań termomodernizacyjnych byłoby to działaniem nieopłacalnym. Największy potencjał oszczędności tkwi w budownictwie mieszkaniowym i w budynkach z tzw. wielkiej płyty.

Kompleksowa termomodernizacja powinna zacząć się od ocieplenia budynku i wymianie okien. Może się skończyć na instalacji własnych źródeł ciepła.

Renowacja, wentylacja

- W przypadku budownictwa pierwszym etapem, od którego należy rozpocząć działania na rzecz zmniejszenia zużycia energii, jest termorenowacja. To powinno być działanie kompleksowe, obejmujące modernizację m.in. przegród zewnętrznych, wymianę okien, stropo-dachów i ścian szczytowych - mówi Bogdan Świątek, członek zarządu Dalkii Poznań, dyrektor rozwoju spółki na Wielkopolskę.

Jak podkreśla Świątek, taka termorenowacja dotyczy olbrzymiej skali budownictwa w Polsce, ponieważ znaczna większość istniejących budynków budowana była w oparciu o stare wskaźniki i normy dotyczące izolacyjności.

Termorenowacja jest zabiegiem wymagającym znacznych środków finansowych, dlatego stan jej zaawansowania jest różny w różnych miejscach Polski. Według ocen Dalkii Poznań, w Polsce średni stopień zaawansowana termorenowacji jest na poziomie ok. 50 proc., podczas gdy w Poznaniu sięgnął 75 proc. Zdaniem Dalkii, w okresie 4-5 lat w Poznaniu uda się osiągnąć poziom blisko 100 proc.

- Wtedy stare budownictwo w zakresie termoizolacyjności osiągnie poziom zbliżony do nowoczesnych budynków, spełniających aktualne normy - wskazuje Bogdan Świątek.

Oprócz termomodernizacji, jest jeszcze wiele innych działań skutkujących m.in. zmniejszeniem pozyskiwania energii do budynków. Mówiąc o energii dla budynku, zazwyczaj ma się na myśli energię pozyskiwaną z zewnątrz, np. z sieci gazowej, elektroenergetycznej i cieplnej. Jednak potrzebną energię w dużej części budynek może... sam sobie dostarczyć. To następny krok w zmniejszaniu zakupów energii i innego sposobu zaopatrywania w energię.

- Takim rozwiązaniem może być m.in. odzysk ciepła z powietrza wentylacyjnego, co jest możliwe dzięki zastosowaniu rekuperatorów pozwalających na odzysk ciepła z powietrza wywiewanego - wyjaśnia Bogdan Świątek.

Budynek na potrzeby wentylacji zużywa kilkadziesiąt proc. ciepła. W tradycyjnych układach następuje wywiew tego ciepła, bez jego odzysku. W przypadku wprowadzania wentylacji mechanicznej (nawiew/wywiew) istnieje możliwość odzyskania znacznej części ciepła i podgrzewania powietrza nawiewanego. Dzięki temu można zmniejszyć, już po przeprowadzeniu termorenowacji, zapotrzebowanie ciepła w budynku o ok. 25-30 proc.

Kolejna możliwość zmniejszenia ilości energii pozyskiwanej z zewnątrz budynków to wykorzystanie energii słonecznej. W naszej strefie klimatycznej energia słoneczna może być wykorzystywana głównie do podgrzewania ciepłej wody. Stopień promieniowania słonecznego w ciągu roku jest zmienny, latem dzięki solarom można nawet w 100 proc. pokryć zapotrzebowanie na podgrzanie ciepłej wody użytkowej. W ciągu roku ten wskaźnik będzie się oczywiście wahał, ale średniorocznie dzięki wykorzystaniu energii słonecznej zapotrzebowanie na energię ze źródeł zewnętrznych można zmniejszyć o ok. 10-15 proc.

- Te szacunki dotyczą budynków mieszkalnych, ale w przypadku zakładów przemysłowych można uzyskać podobne efekty. W wielu sytuacjach można rozważyć pomysł wykorzystania energii wiatrowej - przekonuje Bogdan Świątek.

Świątek przyznaje, że część technologii pozyskiwania energii, jak np. solary, jest obecnie droższa od metod tradycyjnych, bazujących na paliwach kopalnych. Jednak polityka Unii Europejskiej i system dotowania inwestycji energooszczędnych powoduje, że te technologie zaczynają stawać się opłacalne. Do instalacji kolektora słonecznego można pozyskać dotację nawet do 50 proc. nakładów inwestycyjnych, w takim przypadku atrakcyjność przedsięwzięcia rośnie.

Wzrost cen energii z paliw pierwotnych, przy jednoczesnym rozwoju technologicznym i spadku cen solarów, pomp ciepła i rekuperatorów, w sposób oczywisty poprawi atrakcyjność inwestowania w nowe lokalne źródła energii.

Świadectwa wylane z kąpielą

Od 1 stycznia br. obowiązuje zapis o sporządzaniu tzw. świadectw charakterystyki energetycznej budynków. System certyfikatów energetycznych budynków miał być znaczącym wsparciem działań termomodernizacyjnych. Jednym ze wskaźników wskazanych przez certyfikat energetyczny ma być zużycie energii cieplnej przez budynek w ciągu roku. Dzięki temu łatwo będzie można obliczyć, ile kosztuje ciepło w danym budynku, co będzie miało przełożenie na jego wartość rynkową. W założeniach miał to być kolejny mechanizm mobilizujący do tego, aby oszczędzać energię. Teoretycznie posiadanie świadectwa potwierdzającego, że dany budynek posiada wysoką efektywność energetyczną, jest w interesie zarówno sprzedawcy (bo łatwiej mu sprzedać lokal o niskich kosztach utrzymania), jak i kupującego (bo wie, jakie będzie ponosił koszty i może wybrać ten o kosztach niższych).

W ustawie wprowadzającej świadectwa nie wprowadzono jednak żadnych sankcji za brak takiego dokumentu. Według informacji Instytutu Gospodarki Nieruchomościami, koszt uzyskania świadectwa wynosi od 500 zł do 2,5 tys. zł. W praktyce zainteresowanie sprzedających, jak i kupujących świadectwami energetycznymi jest jednak niewielkie.

- Jeśli chodzi o świadectwa energetyczne, to jest zupełna tragedia, wylano dziecko z kąpielą. Świadectwa energetyczne, według obowiązującego prawa, nie są wymagane, znaleziono skuteczne sposoby obejścia wymagalności tych świadectw - ocenia prof. Tadeusz Skoczkowski.

Według prezesa KAPE, pokazano, że można świadectw energetycznych nie posiadać i usankcjonowano to prawnie. W efekcie Ministerstwo Infrastruktury jest w konflikcie z audytorami energetycznymi i certyfikatorami, ponieważ w przeszłości uruchomiono ogromny proces kształcenia certyfikatorów, a nie spowodowano, że te certyfikaty będą wymagane. Instytucje i osoby przygotowujące przepisy prawa nie zrozumiały idei wprowadzenia certyfikatów energetycznych.

- W najbliższym czasie będziemy mieli z tego bardzo poważne kłopoty ze strony Komisji Europejskiej. Spodziewam się, że Polska zostanie oddana do Trybunału Europejskiego w Strasburgu jako kraj, który nieprawidłowo implementował dyrektywę o efektywności energetycznej budynków - twierdzi prof. Skoczkowski.

Dodaje, że ze świadectwami energetycznymi mają kłopot wszystkie kraje Unii Europejskiej, w innych krajach jednak zrozumiano, że wprowadzenie certyfikatów ma zdecydowanie zmniejszyć zapotrzebowanie na energię w budownictwie i jest to opłacalne. W Polsce odczytano dyrektywę Unii Europejskiej o efektywności energetycznej budynków jako obowiązek, z którego powinno się wymigać.

Prezes KAPE informuje, że przygotowywana jest nowelizacja tej dyrektywy, która będzie jeszcze bardziej restrykcyjna.

- W Polsce zmarnowaliśmy szansę, aby wprowadzić certyfikaty według starej dyrektywy. Będziemy mieli ogromne problemy, ponieważ rozporządzenia, które są wydawane, są obarczone licznymi błędami. To działania wbrew interesem polskiego społeczeństwa. Za świadectwo energetyczne warto zapłacić, ponieważ z tego wynikają korzyści społeczne i ekonomiczne - ocenia Tadeusz Skoczkowski.

Cieplej, czyściej, taniej

Na Politechnice Częstochowskiej przeprowadzono termomodernizację budynków o kubaturze blisko 19 tys. m sześc., zmodernizowano system przesyłu i dystrybucji ciepła na potrzeby c.o. i ciepłej wody użytkowej, gdzie długość sieci wynosi 1450 m. Przeprowadzono modernizację lokalnej kotłowni zasilającej w ciepło budynki politechniki o mocy kotłów 2,2 MW. Ponadto zainstalowano kolektory słoneczne skojarzone z systemem zaopatrzenia w ciepło. Powierzchnia kolektorów wynosi 336 mkw.

Unikatowym rozwiązaniem jest skojarzony układ wytwarzania ciepła z biomasy i słońca, który zaopatruje w ciepło (rozdysponowane na ciepłą wodę użytkową oraz centralne ogrzewanie) zespół obiektów należących do Wydziału Inżynierii i Ochrony Środowiska. Zapotrzebowanie na moc cieplną stanowi łącznie 350 kW, głównie w okresie zimowym.

W skład układu wchodzi zestaw próżniowych kolektorów słonecznych, kotły opalane biomasą, zespół zbiorników buforowych, komputerowy monitoring parametrów pracy układu. W układzie pracuje także czujnik promieniowania słonecznego z rejestratorem, a także ciepłomierze, armatura oraz system automatyki i kontroli pracy.

- Dzięki racjonalizacji gospodarki ciepłem osiągnięto spore oszczędności - ocenia prof. Robert Sekret z Politechniki Częstochowskiej. - Wśród nich jest uzyskanie 1724 GJ rocznie ciepła do przygotowania c.w.u. z instalacji kolektorów słonecznych. Zmniejszono zapotrzebowanie na ciepło dla odbiorców i zapotrzebowanie własnego źródła ciepła o 20 proc. oraz zmniejszono ilości wytwarzanego ciepła o 28 proc. Nastąpiło również zmniejszenie zużycia energii pierwotnej o 49 proc. Koszty eksploatacyjne ponoszone przez politechnikę spadły o około 30 proc.

Dodatkowym efektem modernizacji jest zmniejszenie rocznej emisji do atmosfery substancji szkodliwych, w tym SO2 , CO, CO2, NOx przeciętnie o 53 proc. i pyłu o 67 proc.

Dariusz Ciepiela

źródło informacji: Nowy Przemysł

Ciepło ukryte w budynkach

W Polsce można zaoszczędzić ok. 35-37 proc. energii zużywanej w obiektach. W oszczędności miały pomagać świadectwa energetyczne budynków, jednak zainteresowanie nimi jest niewielkie. Czy Polska stanie przed trybunałem za nieumiejętne oszczędzanie energii?

W całej Unii Europejskiej potencjał oszczędnościowy w budynkach jest szacowany na 40 proc.

- W Polsce można zaoszczędzić w sposób ekonomicznie uzasadniony ok. 35-37 proc. energii w budynkach - przekonuje prof. Tadeusz Skoczkowski, prezes Krajowej Agencji Poszanowania Energii (KAPE). Można by uzyskać większe oszczędności, ale przy obecnych cenach energii i kosztach działań termomodernizacyjnych byłoby to działaniem nieopłacalnym. Największy potencjał oszczędności tkwi w budownictwie mieszkaniowym i w budynkach z tzw. wielkiej płyty.

Kompleksowa termomodernizacja powinna zacząć się od ocieplenia budynku i wymianie okien. Może się skończyć na instalacji własnych źródeł ciepła.

Renowacja, wentylacja

- W przypadku budownictwa pierwszym etapem, od którego należy rozpocząć działania na rzecz zmniejszenia zużycia energii, jest termorenowacja. To powinno być działanie kompleksowe, obejmujące modernizację m.in. przegród zewnętrznych, wymianę okien, stropo-dachów i ścian szczytowych - mówi Bogdan Świątek, członek zarządu Dalkii Poznań, dyrektor rozwoju spółki na Wielkopolskę.

Jak podkreśla Świątek, taka termorenowacja dotyczy olbrzymiej skali budownictwa w Polsce, ponieważ znaczna większość istniejących budynków budowana była w oparciu o stare wskaźniki i normy dotyczące izolacyjności.

Termorenowacja jest zabiegiem wymagającym znacznych środków finansowych, dlatego stan jej zaawansowania jest różny w różnych miejscach Polski. Według ocen Dalkii Poznań, w Polsce średni stopień zaawansowana termorenowacji jest na poziomie ok. 50 proc., podczas gdy w Poznaniu sięgnął 75 proc. Zdaniem Dalkii, w okresie 4-5 lat w Poznaniu uda się osiągnąć poziom blisko 100 proc.

- Wtedy stare budownictwo w zakresie termoizolacyjności osiągnie poziom zbliżony do nowoczesnych budynków, spełniających aktualne normy - wskazuje Bogdan Świątek.

Oprócz termomodernizacji, jest jeszcze wiele innych działań skutkujących m.in. zmniejszeniem pozyskiwania energii do budynków. Mówiąc o energii dla budynku, zazwyczaj ma się na myśli energię pozyskiwaną z zewnątrz, np. z sieci gazowej, elektroenergetycznej i cieplnej. Jednak potrzebną energię w dużej części budynek może... sam sobie dostarczyć. To następny krok w zmniejszaniu zakupów energii i innego sposobu zaopatrywania w energię.

- Takim rozwiązaniem może być m.in. odzysk ciepła z powietrza wentylacyjnego, co jest możliwe dzięki zastosowaniu rekuperatorów pozwalających na odzysk ciepła z powietrza wywiewanego - wyjaśnia Bogdan Świątek.

Budynek na potrzeby wentylacji zużywa kilkadziesiąt proc. ciepła. W tradycyjnych układach następuje wywiew tego ciepła, bez jego odzysku. W przypadku wprowadzania wentylacji mechanicznej (nawiew/wywiew) istnieje możliwość odzyskania znacznej części ciepła i podgrzewania powietrza nawiewanego. Dzięki temu można zmniejszyć, już po przeprowadzeniu termorenowacji, zapotrzebowanie ciepła w budynku o ok. 25-30 proc.

Kolejna możliwość zmniejszenia ilości energii pozyskiwanej z zewnątrz budynków to wykorzystanie energii słonecznej. W naszej strefie klimatycznej energia słoneczna może być wykorzystywana głównie do podgrzewania ciepłej wody. Stopień promieniowania słonecznego w ciągu roku jest zmienny, latem dzięki solarom można nawet w 100 proc. pokryć zapotrzebowanie na podgrzanie ciepłej wody użytkowej. W ciągu roku ten wskaźnik będzie się oczywiście wahał, ale średniorocznie dzięki wykorzystaniu energii słonecznej zapotrzebowanie na energię ze źródeł zewnętrznych można zmniejszyć o ok. 10-15 proc.

- Te szacunki dotyczą budynków mieszkalnych, ale w przypadku zakładów przemysłowych można uzyskać podobne efekty. W wielu sytuacjach można rozważyć pomysł wykorzystania energii wiatrowej - przekonuje Bogdan Świątek.

Świątek przyznaje, że część technologii pozyskiwania energii, jak np. solary, jest obecnie droższa od metod tradycyjnych, bazujących na paliwach kopalnych. Jednak polityka Unii Europejskiej i system dotowania inwestycji energooszczędnych powoduje, że te technologie zaczynają stawać się opłacalne. Do instalacji kolektora słonecznego można pozyskać dotację nawet do 50 proc. nakładów inwestycyjnych, w takim przypadku atrakcyjność przedsięwzięcia rośnie.

Wzrost cen energii z paliw pierwotnych, przy jednoczesnym rozwoju technologicznym i spadku cen solarów, pomp ciepła i rekuperatorów, w sposób oczywisty poprawi atrakcyjność inwestowania w nowe lokalne źródła energii.

Świadectwa wylane z kąpielą

Od 1 stycznia br. obowiązuje zapis o sporządzaniu tzw. świadectw charakterystyki energetycznej budynków. System certyfikatów energetycznych budynków miał być znaczącym wsparciem działań termomodernizacyjnych. Jednym ze wskaźników wskazanych przez certyfikat energetyczny ma być zużycie energii cieplnej przez budynek w ciągu roku. Dzięki temu łatwo będzie można obliczyć, ile kosztuje ciepło w danym budynku, co będzie miało przełożenie na jego wartość rynkową. W założeniach miał to być kolejny mechanizm mobilizujący do tego, aby oszczędzać energię. Teoretycznie posiadanie świadectwa potwierdzającego, że dany budynek posiada wysoką efektywność energetyczną, jest w interesie zarówno sprzedawcy (bo łatwiej mu sprzedać lokal o niskich kosztach utrzymania), jak i kupującego (bo wie, jakie będzie ponosił koszty i może wybrać ten o kosztach niższych).

W ustawie wprowadzającej świadectwa nie wprowadzono jednak żadnych sankcji za brak takiego dokumentu. Według informacji Instytutu Gospodarki Nieruchomościami, koszt uzyskania świadectwa wynosi od 500 zł do 2,5 tys. zł. W praktyce zainteresowanie sprzedających, jak i kupujących świadectwami energetycznymi jest jednak niewielkie.

- Jeśli chodzi o świadectwa energetyczne, to jest zupełna tragedia, wylano dziecko z kąpielą. Świadectwa energetyczne, według obowiązującego prawa, nie są wymagane, znaleziono skuteczne sposoby obejścia wymagalności tych świadectw - ocenia prof. Tadeusz Skoczkowski.

Według prezesa KAPE, pokazano, że można świadectw energetycznych nie posiadać i usankcjonowano to prawnie. W efekcie Ministerstwo Infrastruktury jest w konflikcie z audytorami energetycznymi i certyfikatorami, ponieważ w przeszłości uruchomiono ogromny proces kształcenia certyfikatorów, a nie spowodowano, że te certyfikaty będą wymagane. Instytucje i osoby przygotowujące przepisy prawa nie zrozumiały idei wprowadzenia certyfikatów energetycznych.

- W najbliższym czasie będziemy mieli z tego bardzo poważne kłopoty ze strony Komisji Europejskiej. Spodziewam się, że Polska zostanie oddana do Trybunału Europejskiego w Strasburgu jako kraj, który nieprawidłowo implementował dyrektywę o efektywności energetycznej budynków - twierdzi prof. Skoczkowski.

Dodaje, że ze świadectwami energetycznymi mają kłopot wszystkie kraje Unii Europejskiej, w innych krajach jednak zrozumiano, że wprowadzenie certyfikatów ma zdecydowanie zmniejszyć zapotrzebowanie na energię w budownictwie i jest to opłacalne. W Polsce odczytano dyrektywę Unii Europejskiej o efektywności energetycznej budynków jako obowiązek, z którego powinno się wymigać.

Prezes KAPE informuje, że przygotowywana jest nowelizacja tej dyrektywy, która będzie jeszcze bardziej restrykcyjna.

- W Polsce zmarnowaliśmy szansę, aby wprowadzić certyfikaty według starej dyrektywy. Będziemy mieli ogromne problemy, ponieważ rozporządzenia, które są wydawane, są obarczone licznymi błędami. To działania wbrew interesem polskiego społeczeństwa. Za świadectwo energetyczne warto zapłacić, ponieważ z tego wynikają korzyści społeczne i ekonomiczne - ocenia Tadeusz Skoczkowski.

Cieplej, czyściej, taniej

Na Politechnice Częstochowskiej przeprowadzono termomodernizację budynków o kubaturze blisko 19 tys. m sześc., zmodernizowano system przesyłu i dystrybucji ciepła na potrzeby c.o. i ciepłej wody użytkowej, gdzie długość sieci wynosi 1450 m. Przeprowadzono modernizację lokalnej kotłowni zasilającej w ciepło budynki politechniki o mocy kotłów 2,2 MW. Ponadto zainstalowano kolektory słoneczne skojarzone z systemem zaopatrzenia w ciepło. Powierzchnia kolektorów wynosi 336 mkw.

Unikatowym rozwiązaniem jest skojarzony układ wytwarzania ciepła z biomasy i słońca, który zaopatruje w ciepło (rozdysponowane na ciepłą wodę użytkową oraz centralne ogrzewanie) zespół obiektów należących do Wydziału Inżynierii i Ochrony Środowiska. Zapotrzebowanie na moc cieplną stanowi łącznie 350 kW, głównie w okresie zimowym.

W skład układu wchodzi zestaw próżniowych kolektorów słonecznych, kotły opalane biomasą, zespół zbiorników buforowych, komputerowy monitoring parametrów pracy układu. W układzie pracuje także czujnik promieniowania słonecznego z rejestratorem, a także ciepłomierze, armatura oraz system automatyki i kontroli pracy.

- Dzięki racjonalizacji gospodarki ciepłem osiągnięto spore oszczędności - ocenia prof. Robert Sekret z Politechniki Częstochowskiej. - Wśród nich jest uzyskanie 1724 GJ rocznie ciepła do przygotowania c.w.u. z instalacji kolektorów słonecznych. Zmniejszono zapotrzebowanie na ciepło dla odbiorców i zapotrzebowanie własnego źródła ciepła o 20 proc. oraz zmniejszono ilości wytwarzanego ciepła o 28 proc. Nastąpiło również zmniejszenie zużycia energii pierwotnej o 49 proc. Koszty eksploatacyjne ponoszone przez politechnikę spadły o około 30 proc.

Dodatkowym efektem modernizacji jest zmniejszenie rocznej emisji do atmosfery substancji szkodliwych, w tym SO2 , CO, CO2, NOx przeciętnie o 53 proc. i pyłu o 67 proc.

Dariusz Ciepiela

źródło informacji: Nowy Przemysł

Sposoby na obniżenie rachunku za prąd

Przeznaczasz coraz większe kwoty na rachunki za prąd? Podpowiadamy kilka prostych sposobów, które pozwolą zaoszczędzić bez żadnych zbędnych wyrzeczeń nawet kilkaset złotych w ciągu roku!
Pierwszą myślą jest wymiana żarówek na energooszczędne. Pamiętaj, że to się opłaca – użycie zamiast 100-watowej, tradycyjnej bańki energooszczędnej świetlówki o mocy 21 W pozwala w skali roku odłożyć ponad 60 zł. Jeżeli przemnożymy to przez liczbę żarówek w naszym domu wyjdzie naprawdę spora kwota. Jednak w tych pomieszczeniach, w których przebywamy bardzo krótko możemy zostawić zwyczajne żarówki, ponieważ ilość energii potrzebna do zapalenia świetlówki jest bardzo duża. Pobiera jej tyle, ile tradycyjna żarówka przez 8 minut pracy.

Przyjrzymy się podstawowym sprzętom domowym.

Pralka zużywa ok. 10. proc. prądu w domu. Najlepiej uruchamiać ją dopiero wtedy gdy uzbieramy pełen wsad. Tylko dwa pranie z wypełniona do połowy pralka wystarcza by zużycie energii wzrosło aż o 35 proc! Poza tym starajmy się ograniczyć do minimum pranie wstępne. Używajmy tego programu tylko wtedy gdy pranie jest na prawdę bardzo brudne, ponieważ zużywa on dwa razy tyle energii, co pranie w 60 st. C. Jeżeli posiadamy suszarkę dobrze nastawić ją na 1200 obrotów zamiast na 800 – to oszczędność jednej czwartej energii.

Lodówki nie powinnyśmy otwierać bez powodu, ponieważ jej wnętrze bardzo szybko się ogrzewa. Wstawiajmy do środka tylko produkty zimne lub o temperaturze pokojowej. Poza tym wiele osób zapomina, że rozmrażanie żywności w lodówce także przynosi oszczędności -  pochłania  ciepło z jej wnętrza. Należy systematycznie przyglądać się czy warstwa szronu nie przekroczyła 1 cm i czy uszczelki dokładnie przywierają. Poza tym pamiętajmy o dobrym umiejscowieniu lodówki – w niezbyt nasłonecznionym miejscu, a także z dale od innych źródeł ciepła, przede wszystkim grzejników i piecyków.
Kuchnia elektryczna to istny pożeracz prądu. Staraj się wiec w miarę  możliwości gotować w małej ilości wody i pod przykryciem. Inaczej 30 proc. energii uleci w powietrze. Do gotowania używaj naczyń dobrze przewodzących ciepło, płaskim dnie. Staraj się dopasować wielkość garnka do wielkości elementu grzejnego (średnica powinna być ok. 2 cm większa od płyty grzejnej). Używaj naczyń o gładkim, dobrze przewodzącym dnie, brud (częste „przypalenie”) zwiększa zużycie energii nawet o 50 proc.! Korzystając z piekarnika nie otwieraj zbyt często drzwiczek, to spowoduje kolejną utratę ciepła, a co za tym idzie energii.

Nie zostawiaj włączonego komputera w nocy lub na weekend, jeżeli nie będziesz używał go dłużej niż 16 minut, wyłącz go. Poza tym najlepszy „screensaver” to wyłączony monitor. Pamiętaj, że drukarka włączona non-stop aż 93 proc. energii zużywa na tryb czuwanie stand-by, a tylko 7 proc. na samo drukowanie. To właśnie  przycisk stand-by jest najbardziej podstępnym pożeraczem prądu.

dom.wp

Sposoby na obniżenie rachunku za prąd

Przeznaczasz coraz większe kwoty na rachunki za prąd? Podpowiadamy kilka prostych sposobów, które pozwolą zaoszczędzić bez żadnych zbędnych wyrzeczeń nawet kilkaset złotych w ciągu roku!
Pierwszą myślą jest wymiana żarówek na energooszczędne. Pamiętaj, że to się opłaca – użycie zamiast 100-watowej, tradycyjnej bańki energooszczędnej świetlówki o mocy 21 W pozwala w skali roku odłożyć ponad 60 zł. Jeżeli przemnożymy to przez liczbę żarówek w naszym domu wyjdzie naprawdę spora kwota. Jednak w tych pomieszczeniach, w których przebywamy bardzo krótko możemy zostawić zwyczajne żarówki, ponieważ ilość energii potrzebna do zapalenia świetlówki jest bardzo duża. Pobiera jej tyle, ile tradycyjna żarówka przez 8 minut pracy.

Przyjrzymy się podstawowym sprzętom domowym.

Pralka zużywa ok. 10. proc. prądu w domu. Najlepiej uruchamiać ją dopiero wtedy gdy uzbieramy pełen wsad. Tylko dwa pranie z wypełniona do połowy pralka wystarcza by zużycie energii wzrosło aż o 35 proc! Poza tym starajmy się ograniczyć do minimum pranie wstępne. Używajmy tego programu tylko wtedy gdy pranie jest na prawdę bardzo brudne, ponieważ zużywa on dwa razy tyle energii, co pranie w 60 st. C. Jeżeli posiadamy suszarkę dobrze nastawić ją na 1200 obrotów zamiast na 800 – to oszczędność jednej czwartej energii.

Lodówki nie powinnyśmy otwierać bez powodu, ponieważ jej wnętrze bardzo szybko się ogrzewa. Wstawiajmy do środka tylko produkty zimne lub o temperaturze pokojowej. Poza tym wiele osób zapomina, że rozmrażanie żywności w lodówce także przynosi oszczędności -  pochłania  ciepło z jej wnętrza. Należy systematycznie przyglądać się czy warstwa szronu nie przekroczyła 1 cm i czy uszczelki dokładnie przywierają. Poza tym pamiętajmy o dobrym umiejscowieniu lodówki – w niezbyt nasłonecznionym miejscu, a także z dale od innych źródeł ciepła, przede wszystkim grzejników i piecyków.
Kuchnia elektryczna to istny pożeracz prądu. Staraj się wiec w miarę  możliwości gotować w małej ilości wody i pod przykryciem. Inaczej 30 proc. energii uleci w powietrze. Do gotowania używaj naczyń dobrze przewodzących ciepło, płaskim dnie. Staraj się dopasować wielkość garnka do wielkości elementu grzejnego (średnica powinna być ok. 2 cm większa od płyty grzejnej). Używaj naczyń o gładkim, dobrze przewodzącym dnie, brud (częste „przypalenie”) zwiększa zużycie energii nawet o 50 proc.! Korzystając z piekarnika nie otwieraj zbyt często drzwiczek, to spowoduje kolejną utratę ciepła, a co za tym idzie energii.

Nie zostawiaj włączonego komputera w nocy lub na weekend, jeżeli nie będziesz używał go dłużej niż 16 minut, wyłącz go. Poza tym najlepszy „screensaver” to wyłączony monitor. Pamiętaj, że drukarka włączona non-stop aż 93 proc. energii zużywa na tryb czuwanie stand-by, a tylko 7 proc. na samo drukowanie. To właśnie  przycisk stand-by jest najbardziej podstępnym pożeraczem prądu.

dom.wp

Nad morzem ceny mieszkań spadają

W maju ceny mieszkań na rynku wtórnym znacząco spadły w Gdyni, Szczecinie,Sopocie i Krakowie w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.
W żadnym z 17 badanych największych miast w Polsce nie odnotowano wzrostu cen mieszkań na rynku wtórnym.  

Najwięcej, bo o 10,5 proc. w stosunku do maja ub.r., spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Gdyni, do poziomu 6292 zł. Drugi był Szczecin (spadek o 9,5 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4857 zł. Na trzecim miejscu znalazł się Sopot, gdzie ceny mieszkań spadły o 9,2 proc. Metr kwadratowy mieszkania kosztował tam w maju 9935 zł. Również w Opolu spadły znacznie ceny mieszkań, bo o 8,5 proc. w porównaniu z majem ub.r. do 4082 zł za metr kwadratowy.

W maju skala obniżek w stolicy była również duża, bo wyniosła 8,1 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2008 roku. Metr kwadratowy mieszkania kosztował w Warszawie w ubiegłym miesiącu średnio 8762 zł.
Dyrektor serwisu nieruchomości Oferty.net Marcin Drogomirecki wyjaśnił, że znaczący spadek cen mieszkań w największych miastach Polski jest spowodowany zmniejszonym popytem na mieszkania. "Spadek popytu wynika z ograniczonej dostępności do kredytów hipotecznych. Obecnie warunki uzyskania takiego kredytu są zdecydowanie gorsze niż przed rokiem, czyli przed rozpoczęciem kryzysu. Ponadto kredyty hipoteczne są wyżej oprocentowane, a wymogi wobec osób, które chciałyby go zaciągnąć są zdecydowanie wyższe. Tym samym trudniej jest uzyskać zdolność kredytową" - powiedział Drogomirecki.

"Trend spadkowy cen mieszkań trwa już od ponad roku. Wiele osób powstrzymuje się z zakupem swojego"M", czekając na jeszcze większe spadki. Trudno powiedzieć, kiedy ten trend spadkowy się zakończy" - dodał.

W raporcie uwzględniono 20112 oferty mieszkań wystawionych w maju do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

dol/ je/ jbr/
dom.wp

Nad morzem ceny mieszkań spadają

W maju ceny mieszkań na rynku wtórnym znacząco spadły w Gdyni, Szczecinie,Sopocie i Krakowie w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku - wynika z raportu przygotowanego przez serwis nieruchomości Oferty.net i doradców finansowych Open Finance.
W żadnym z 17 badanych największych miast w Polsce nie odnotowano wzrostu cen mieszkań na rynku wtórnym.  

Najwięcej, bo o 10,5 proc. w stosunku do maja ub.r., spadła średnia cena metra kwadratowego mieszkania w Gdyni, do poziomu 6292 zł. Drugi był Szczecin (spadek o 9,5 proc.) - za metr kwadratowy trzeba było zapłacić 4857 zł. Na trzecim miejscu znalazł się Sopot, gdzie ceny mieszkań spadły o 9,2 proc. Metr kwadratowy mieszkania kosztował tam w maju 9935 zł. Również w Opolu spadły znacznie ceny mieszkań, bo o 8,5 proc. w porównaniu z majem ub.r. do 4082 zł za metr kwadratowy.

W maju skala obniżek w stolicy była również duża, bo wyniosła 8,1 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2008 roku. Metr kwadratowy mieszkania kosztował w Warszawie w ubiegłym miesiącu średnio 8762 zł.
Dyrektor serwisu nieruchomości Oferty.net Marcin Drogomirecki wyjaśnił, że znaczący spadek cen mieszkań w największych miastach Polski jest spowodowany zmniejszonym popytem na mieszkania. "Spadek popytu wynika z ograniczonej dostępności do kredytów hipotecznych. Obecnie warunki uzyskania takiego kredytu są zdecydowanie gorsze niż przed rokiem, czyli przed rozpoczęciem kryzysu. Ponadto kredyty hipoteczne są wyżej oprocentowane, a wymogi wobec osób, które chciałyby go zaciągnąć są zdecydowanie wyższe. Tym samym trudniej jest uzyskać zdolność kredytową" - powiedział Drogomirecki.

"Trend spadkowy cen mieszkań trwa już od ponad roku. Wiele osób powstrzymuje się z zakupem swojego"M", czekając na jeszcze większe spadki. Trudno powiedzieć, kiedy ten trend spadkowy się zakończy" - dodał.

W raporcie uwzględniono 20112 oferty mieszkań wystawionych w maju do sprzedaży przez agencje nieruchomości i osoby prywatne.

dol/ je/ jbr/
dom.wp

Umywalka tylko w bieli?

Ceramika sanitarna - w zamierzchłych czasach powyższe określenie zarezerwowane było dla produktów wytwarzanych z kamionki sanitarnej lub ceramiki. Historia ceramiki zaczyna się XVI - wiecznej Anglii, zaś w Polsce pierwszy zakład produkujący owe produkty uruchomiono w na początku XX wieku.
Produkty ceramiczne cieszą się niesłabnącą popularnością, niewątpliwie ma na to wpływ, łatwość z jaką się je czyści, ich twardość, niemal stuprocentowa odporność na zarysowanie czy działanie chemii. Poza tym materiał ten jest odporny na wysokie i niskie temperatury. Obecnie sformułowanie „ceramika sanitarna” przypisuje się również sprzętom, które wykonane są ze stali, tworzyw sztucznych, szkła, granitu. Masowość i automatyzacja procesu produkcji powoduje, że dostępne w różnych kolorach i kształtach.  

Poświęćmy kilka minut umywalkom. W marketach budowlanych jest ich cała masa. To co różni je między sobą to, kolor, wielkość, kształt, sposób montażu, przystosowanie do konkretnych typów baterii. Znamienita większość jest w klasycznym kolorze bieli, chociaż coraz częściej można natknąć się na umywalkę w kolorze beżowym, szarym, granatowym. Paleta kolorów rozciąga się niemal w nieskończoność, co jest inspiracją dla designerów tworzących prawdziwe dzieła sztuki.

Skoro jesteśmy przy designerach zwróćmy uwagę na kształty dostępnych umywalek. To na jaki się zdecydujemy zależy od tego jak stylizujemy całą łazienkę. Wiodącym kształtem jest owal oraz okrąg, ale wspomniane kształty coraz częściej wypierane są przez kwadraty lub prostokąty. Dla tych z nas, którzy nie mają ustawnej łazienki, producenci przygotowali umywalki narożne, a dla tych którzy lubią poczuć odrobinę luksusu dostępne są umywalki podwójne.
Umywalki można podzielić nie tylko pod względem koloru, kształtu czy rozmiaru można Bardzo istotnym jest parametr montażu.

Tak więc, umywalki małe wieszamy z wykorzystaniem śrub mocujących. Taki rodzaj umywalek powinniśmy zastosować jeżeli łazienka nie jest zbyt duża. Innym z rodzajów są umywalki wiszące, które z kolei można montować na półpostumencie lub postumencie (wówczas montażu dokonujemy tak, żeby pod spodem był wycięty obrys zbieżny z półpostumentem lub postumentem).

Kolejną z kategorii są umywalki które ustawiamy bezpośrednio na meblach łazienkowych oraz na blatach. Są nieskomplikowane w montażu a jednocześnie cechuje je masywność i nowoczesność. Łazienka z taką umywalką z pewnością jawi są jako elegancka. Mamy też umywalki które montujemy pod blatem (lub „wpuszczamy” w blat) w taki sposób że, ich krawędzie nie wystają ponad powierzchnię.
dom.wp

Umywalka tylko w bieli?

Ceramika sanitarna - w zamierzchłych czasach powyższe określenie zarezerwowane było dla produktów wytwarzanych z kamionki sanitarnej lub ceramiki. Historia ceramiki zaczyna się XVI - wiecznej Anglii, zaś w Polsce pierwszy zakład produkujący owe produkty uruchomiono w na początku XX wieku.
Produkty ceramiczne cieszą się niesłabnącą popularnością, niewątpliwie ma na to wpływ, łatwość z jaką się je czyści, ich twardość, niemal stuprocentowa odporność na zarysowanie czy działanie chemii. Poza tym materiał ten jest odporny na wysokie i niskie temperatury. Obecnie sformułowanie „ceramika sanitarna” przypisuje się również sprzętom, które wykonane są ze stali, tworzyw sztucznych, szkła, granitu. Masowość i automatyzacja procesu produkcji powoduje, że dostępne w różnych kolorach i kształtach.  

Poświęćmy kilka minut umywalkom. W marketach budowlanych jest ich cała masa. To co różni je między sobą to, kolor, wielkość, kształt, sposób montażu, przystosowanie do konkretnych typów baterii. Znamienita większość jest w klasycznym kolorze bieli, chociaż coraz częściej można natknąć się na umywalkę w kolorze beżowym, szarym, granatowym. Paleta kolorów rozciąga się niemal w nieskończoność, co jest inspiracją dla designerów tworzących prawdziwe dzieła sztuki.

Skoro jesteśmy przy designerach zwróćmy uwagę na kształty dostępnych umywalek. To na jaki się zdecydujemy zależy od tego jak stylizujemy całą łazienkę. Wiodącym kształtem jest owal oraz okrąg, ale wspomniane kształty coraz częściej wypierane są przez kwadraty lub prostokąty. Dla tych z nas, którzy nie mają ustawnej łazienki, producenci przygotowali umywalki narożne, a dla tych którzy lubią poczuć odrobinę luksusu dostępne są umywalki podwójne.
Umywalki można podzielić nie tylko pod względem koloru, kształtu czy rozmiaru można Bardzo istotnym jest parametr montażu.

Tak więc, umywalki małe wieszamy z wykorzystaniem śrub mocujących. Taki rodzaj umywalek powinniśmy zastosować jeżeli łazienka nie jest zbyt duża. Innym z rodzajów są umywalki wiszące, które z kolei można montować na półpostumencie lub postumencie (wówczas montażu dokonujemy tak, żeby pod spodem był wycięty obrys zbieżny z półpostumentem lub postumentem).

Kolejną z kategorii są umywalki które ustawiamy bezpośrednio na meblach łazienkowych oraz na blatach. Są nieskomplikowane w montażu a jednocześnie cechuje je masywność i nowoczesność. Łazienka z taką umywalką z pewnością jawi są jako elegancka. Mamy też umywalki które montujemy pod blatem (lub „wpuszczamy” w blat) w taki sposób że, ich krawędzie nie wystają ponad powierzchnię.
dom.wp

Członek RPP stawia na wzrost stóp procentowych

- Pole do dalszych obniżek stóp procentowych jest minimalne i nie ma potrzeby dalszych redukcji, uważa Halina Wasilewska-Trenkner, członek Rady Polityki Pieniężnej. W jej ocenie, w 2009 r. możliwe jest nawet zacieśnianie polityki monetarnej.
- Jeżeli inflacja faktycznie ukształtuje się w przedziale zapisanym w projekcji (2,8-3,5 proc. w 2009 roku), to będzie oznaczać, ze stopa referencyjna będzie realnie zerowa i pole do dalszych obniżek jest minimalne. A ja osobiście w najbliższym czasie nie widzę potrzeby obniżek stóp - powiedziała Wasilewska-Trenkner w wywiadzie dla radia PIN.

Najbliższy czas może oznaczać nawet do końca 2009 r., choć, zdaniem członek RPP, systematycznie należy monitorować sytuację na rynkach międzynarodowych.

- Zmiany cen surowców, jeśli faktycznie ruszy fala ożywienia, mogą się dla nas okazać zagrożeniem inflacyjnym. I wtedy paradoksalnie może się okazać, że podwyżka stóp może się okazać decyzją lepszą niż obniżka. I jeśli te kiełkujące oznaki ożywienia zaczną się mocno rozwijać to może się tak z nawet w tym roku - wyjaśniła członek RPP.

"Wzrost podatków może zmusić RPP do podwyżek stóp procent"

Zdaniem Wasilewskiej-Trenkner najlepszym instrumentem do zwiększenia dochodów budżetu jest podwyżka stawki VAT. Członkini RPP zastrzega jednak, że może to wywołać presję inflacyjną i skłonić RPP do podwyżek stóp procentowych jeszcze w 2009 roku.

- Zapowiedziana nowelizacja budżetu nie zaważyła na naszej czerwcowej decyzji, natomiast w zależności, jak i gdzie będą zbierane te dodatkowe pieniądze, może zdecydować o kolejnych decyzjach Rady. Szczególnie dotyczy to decyzji na temat kształtu budżetu w roku 2010 - powiedziała Wasilewska-Trenkner w wywiadzie dla radia PIN.

Minister finansów będzie prawdopodobnie zmuszony do podwyżki podatków w przyszłym roku i ma trzy możliwości - podatki dochodowe, stawka ubezpieczenia rentowego oraz VAT. Zdaniem byłej minister finansów najlepszym rozwiązaniem było by zwiększenie stawki VAT i możliwe nawet, że wystarczyłoby jedynie podniesienie o 1 pkt proc. stawki preferencyjnej, czyli z 7 do 8 procent. Wiąże się to jednak z ryzykiem podwyżek stóp procentowych, bowiem wywoła presję inflacyjną.

- Teoretycznie ten problem będzie dotyczył nowej Rady, ale jeżeli skala podwyżek okaże się jednak wysoka, to kwestią zacieśniania polityki pieniężnej może zająć się jeszcze obecna RPP - podsumowała Wasilewska-Trenkner.

money.pl

Członek RPP stawia na wzrost stóp procentowych

- Pole do dalszych obniżek stóp procentowych jest minimalne i nie ma potrzeby dalszych redukcji, uważa Halina Wasilewska-Trenkner, członek Rady Polityki Pieniężnej. W jej ocenie, w 2009 r. możliwe jest nawet zacieśnianie polityki monetarnej.
- Jeżeli inflacja faktycznie ukształtuje się w przedziale zapisanym w projekcji (2,8-3,5 proc. w 2009 roku), to będzie oznaczać, ze stopa referencyjna będzie realnie zerowa i pole do dalszych obniżek jest minimalne. A ja osobiście w najbliższym czasie nie widzę potrzeby obniżek stóp - powiedziała Wasilewska-Trenkner w wywiadzie dla radia PIN.

Najbliższy czas może oznaczać nawet do końca 2009 r., choć, zdaniem członek RPP, systematycznie należy monitorować sytuację na rynkach międzynarodowych.

- Zmiany cen surowców, jeśli faktycznie ruszy fala ożywienia, mogą się dla nas okazać zagrożeniem inflacyjnym. I wtedy paradoksalnie może się okazać, że podwyżka stóp może się okazać decyzją lepszą niż obniżka. I jeśli te kiełkujące oznaki ożywienia zaczną się mocno rozwijać to może się tak z nawet w tym roku - wyjaśniła członek RPP.

"Wzrost podatków może zmusić RPP do podwyżek stóp procent"

Zdaniem Wasilewskiej-Trenkner najlepszym instrumentem do zwiększenia dochodów budżetu jest podwyżka stawki VAT. Członkini RPP zastrzega jednak, że może to wywołać presję inflacyjną i skłonić RPP do podwyżek stóp procentowych jeszcze w 2009 roku.

- Zapowiedziana nowelizacja budżetu nie zaważyła na naszej czerwcowej decyzji, natomiast w zależności, jak i gdzie będą zbierane te dodatkowe pieniądze, może zdecydować o kolejnych decyzjach Rady. Szczególnie dotyczy to decyzji na temat kształtu budżetu w roku 2010 - powiedziała Wasilewska-Trenkner w wywiadzie dla radia PIN.

Minister finansów będzie prawdopodobnie zmuszony do podwyżki podatków w przyszłym roku i ma trzy możliwości - podatki dochodowe, stawka ubezpieczenia rentowego oraz VAT. Zdaniem byłej minister finansów najlepszym rozwiązaniem było by zwiększenie stawki VAT i możliwe nawet, że wystarczyłoby jedynie podniesienie o 1 pkt proc. stawki preferencyjnej, czyli z 7 do 8 procent. Wiąże się to jednak z ryzykiem podwyżek stóp procentowych, bowiem wywoła presję inflacyjną.

- Teoretycznie ten problem będzie dotyczył nowej Rady, ale jeżeli skala podwyżek okaże się jednak wysoka, to kwestią zacieśniania polityki pieniężnej może zająć się jeszcze obecna RPP - podsumowała Wasilewska-Trenkner.

money.pl

Fed zdecydował o stopach

Amerykańska Rezerwa Federalna podjęła decyzję o pozostawieniu bez zmian głównej stopy procentowej.

Główna stopa procentowa funduszy federalnych nadal wynosi więc 0 do 0,25 proc.

Ankietowani przez agencję Bloomberg ekonomiści spodziewali się właśnie pozostawienia stopy procentowej na niezmienionym poziomie.

Bez zmian pozostała również stopa dyskontowa, stosowana w przypadku bezpośrednich kredytów bankom komercyjnym, na poziomie 0,50 proc.

Fed poinformował, że nie planuje na razie zmian w swoim programie zakupu obligacji. Wartość tego programu wynosi w dalszym ciągu 1,75 bln dolarów.

Jednocześnie poinformowano o powstrzymaniu wzrostu inflacji.

Inflacja została opanowana na jakiś czas, obserwujemy zmniejszenie presji kosztowej - podał w Fed w komunikacie.

Decyzja została podjęta jednogłośnie przez wszystkich członków Rady Rezerw Federalnych.

(PAP, JIM)

Fed zdecydował o stopach

Amerykańska Rezerwa Federalna podjęła decyzję o pozostawieniu bez zmian głównej stopy procentowej.

Główna stopa procentowa funduszy federalnych nadal wynosi więc 0 do 0,25 proc.

Ankietowani przez agencję Bloomberg ekonomiści spodziewali się właśnie pozostawienia stopy procentowej na niezmienionym poziomie.

Bez zmian pozostała również stopa dyskontowa, stosowana w przypadku bezpośrednich kredytów bankom komercyjnym, na poziomie 0,50 proc.

Fed poinformował, że nie planuje na razie zmian w swoim programie zakupu obligacji. Wartość tego programu wynosi w dalszym ciągu 1,75 bln dolarów.

Jednocześnie poinformowano o powstrzymaniu wzrostu inflacji.

Inflacja została opanowana na jakiś czas, obserwujemy zmniejszenie presji kosztowej - podał w Fed w komunikacie.

Decyzja została podjęta jednogłośnie przez wszystkich członków Rady Rezerw Federalnych.

(PAP, JIM)

Gant nie podzieli się zyskiem

Zwyczajne Walne Zgromadzenie spółki Gant Development zdecydowało o niewypłacaniu dywidendy z zysku za 2008 r., poinformowała spółka.
Walne Zgromadzenie (...) postanawia, iż zysk za rok obrotowy 2008 w kwocie netto 85.092.204,49 zł wykazany w sprawozdaniu finansowym za rok obrotowy 2008 przeznaczyć w całości na kapitał zapasowy - czytamy w treści uchwały.

Gant miał po audycie 90,83 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w 2008 roku wobec 83,15 mln zł zysku rok wcześniej. W ujęciu jednostkowym, w 2008 roku spółka miała 85,09 mln zł zysku netto wobec 2,10 mln zł zysku rok wcześniej.

Spółka miała 18,42 mln zł skonsolidowanego zysku netto przypisanego akcjonariuszom jednostki dominującej w I kw. 2009 roku wobec 1,77 mln zł straty rok wcześniej. Skonsolidowane przychody wyniosły 83,43 mln zł wobec 12,78 mln zł rok wcześniej.


money.pl

Https://wgn.pl - aktualne oferty

Oceń nasz serwis

średnia ocen: 4,3

Ten serwis korzysta z mechanizmów cookies (ciasteczka)

| Polityka Cookies