Zdecydowana większość osób dąży do uzyskania prawa własności do lokalu (mowa tu o osobach, które rozpoczęły już samodzielne życie i których sytuacja finansowa pozwala na taki krok). Przywiązanie do własności sprawia, że zainteresowanie zakupem mieszkania w Polsce jest bardzo duże. Realizacja zamierzeń związanych z zakupem mieszkania zależeć będzie od podaży mieszkań oraz dostępności kredytów.
Z przeprowadzonej wśród 30 banków ankiety NBP wynika, że w ostatnim kwartale 2008 roku ponad 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. 90 proc. banków podniosło marże i ograniczyło maksymalny poziom LTV. Banki wymagały też wyższego poziomu zabezpieczenia aniżeli w III kwartale 2008 roku. Zdecydowana większość banków (70 proc.) odczuła spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, natomiast 20 proc. banków zaobserwowało wzrost popytu. Ostatni kwartał 2008 roku rzeczywiście przyniósł duże zmiany w polityce kredytowej, a przede wszystkim niepewność co do dalszej sytuacji na światowym rynku.
Ciężko obecnie przewidzieć, jaka będzie koniunktura na polskim rynku, a to sprawia, że trudno odzyskać podmiotom wzajemne zaufanie. Okazuje się, że tym razem rynkowi nie pomagają nawet decyzje Rady Polityki Pieniężnej.
27 listopada stopa referencyjna wynosiła 5,75 proc., dziś w związku z ostatnią obniżką, która miała miejsce 28 stycznia stopa ta wynosi 4,25 proc. Tak więc w ciągu ponad dwóch miesięcy główna stopa procentowa obniżyła się o 175 punktów bazowych. Z opóźnieniem zmniejsza się też najważniejszy wskaźnik kosztu pieniądza na rynku międzybankowym (WIBOR). Okazuje się jednak, że obniżki wcale nie oznaczają tańszego kredytu. Nowi kredytobiorcy, o ile spełnią wymagania banków, muszą się liczyć z wyższymi marżami. Tak więc na tańsze kredyty trzeba będzie jeszcze poczekać. Same banki przyznają, że w I kwartale 2009 roku spodziewają się dalszego, choć już słabszego, zaostrzenia polityki kredytowej. To pogłębi spadek popytu na nie i w konsekwencji negatywnie wpłynie na rynek mieszkaniowy. Obniżka stóp może więc cieszyć tych, którzy już zaciągnęli kredyty w złotych. Dla nich koszt obsługi kredytu rzeczywiście się zmniejszył.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
Sobota, 7 lutego (06:00)
interia.p-l
Zdecydowana większość osób dąży do uzyskania prawa własności do lokalu (mowa tu o osobach, które rozpoczęły już samodzielne życie i których sytuacja finansowa pozwala na taki krok). Przywiązanie do własności sprawia, że zainteresowanie zakupem mieszkania w Polsce jest bardzo duże. Realizacja zamierzeń związanych z zakupem mieszkania zależeć będzie od podaży mieszkań oraz dostępności kredytów.
Z przeprowadzonej wśród 30 banków ankiety NBP wynika, że w ostatnim kwartale 2008 roku ponad 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. 90 proc. banków podniosło marże i ograniczyło maksymalny poziom LTV. Banki wymagały też wyższego poziomu zabezpieczenia aniżeli w III kwartale 2008 roku. Zdecydowana większość banków (70 proc.) odczuła spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, natomiast 20 proc. banków zaobserwowało wzrost popytu. Ostatni kwartał 2008 roku rzeczywiście przyniósł duże zmiany w polityce kredytowej, a przede wszystkim niepewność co do dalszej sytuacji na światowym rynku.
Ciężko obecnie przewidzieć, jaka będzie koniunktura na polskim rynku, a to sprawia, że trudno odzyskać podmiotom wzajemne zaufanie. Okazuje się, że tym razem rynkowi nie pomagają nawet decyzje Rady Polityki Pieniężnej.
27 listopada stopa referencyjna wynosiła 5,75 proc., dziś w związku z ostatnią obniżką, która miała miejsce 28 stycznia stopa ta wynosi 4,25 proc. Tak więc w ciągu ponad dwóch miesięcy główna stopa procentowa obniżyła się o 175 punktów bazowych. Z opóźnieniem zmniejsza się też najważniejszy wskaźnik kosztu pieniądza na rynku międzybankowym (WIBOR). Okazuje się jednak, że obniżki wcale nie oznaczają tańszego kredytu. Nowi kredytobiorcy, o ile spełnią wymagania banków, muszą się liczyć z wyższymi marżami. Tak więc na tańsze kredyty trzeba będzie jeszcze poczekać. Same banki przyznają, że w I kwartale 2009 roku spodziewają się dalszego, choć już słabszego, zaostrzenia polityki kredytowej. To pogłębi spadek popytu na nie i w konsekwencji negatywnie wpłynie na rynek mieszkaniowy. Obniżka stóp może więc cieszyć tych, którzy już zaciągnęli kredyty w złotych. Dla nich koszt obsługi kredytu rzeczywiście się zmniejszył.
Małgorzata Kędzierska
Analityk rynku nieruchomości Wynajem.pl
Sobota, 7 lutego (06:00)
interia.p-l
Ostanio o polskiej infrastrukturze napisano już setki artykułów, toczyły się dyskusje i organizowano panele. Nic dziwnego, mało jest krajów w UE o tak fatalnych drogach, zaniedbanej sieci kolejowej, gazowej sieci pełnej wielkich białych plam czy niewydolnej, od dziesięcioleci nie modernizowanej, awaryjnej energetycznej sieci przesyłowej. A przecież nie możemy wszystkich niedostatków w tej dziedzinie przypisać zapóźnieniom zawinionym przez komunizm czy trudnym warunkom geograficznym.
W końcu mamy kraj w większości równinny, a wolny rynek od prawie 20 lat.
Od lat o poprawę sytuacji walczy Towarzystwo Rozwoju Infrastruktury ProLinea skupiające podmioty, które chcą inicjować działania na rzecz rozwoju inwestycji infrastrukturalnych w Polsce. Jednak przeszkadza złe prawo, niechęć, lęki i opór mieszkańców, a czasem po prostu brak pieniędzy.
Paradoksalnie szansę na poprawę stanu infrastruktury może teraz stworzyć kryzys finansowy i gospodarczy. Jeszcze do niedawna ceny towarów i usług sięgały zenitu.
Podczas gdy kilka lat temu kilometr autostrady budowano za dwa miliony euro, to teraz firmy budowlane żądały wielokrotność tej liczby. Podobnie było z materiałami - tona asfaltu czy cementu zdrożała w ciągu kilku lat kilkakrotnie.
Dużo dotkliwszy był brak fachowców.
Ci najlepsi wyjechali za granicę, pozostali szukali lepiej płatnej pracy. Nic więc dziwnego, że rządy poważnie zastanawiały się, skąd wziąć ludzi do pracy. Wydawało się, że nasze drogi będą budowali Chińczycy lub Wietnamczycy.
Tymczasem teraz sytuacja uległa całkowitemu odwróceniu.
W kryzysie nadzieja?
Po pierwsze ze względu na kryzys finansowy i związany z tym utrudniony dostęp do kredytu mało kogo stać duże inwestycje infrastrukturalne. Mniejszy popyt na towary spowodował spadek ich cen. Stal zbrojeniowa, cement czy beton dawno nie były już tak tanie. Kryzys spowodował pojawienie się na rynku większej liczby specjalistów, zwłaszcza że jedną z pierwszych branż, jaką dosięgnęły problemy, jest budowlanka mieszkaniowa. Developerzy wstrzymują rozpoczęcie nowych budów, wykańczane są już tylko te, których pozostawienie naraziłoby na zniszczenia.
Zdaniem prof. Michała Kuleszy, jednego ze współautorów reformy samorządowej rządu Jerzego Buzka, taką sytuację na rynku pracy mogą wykorzystać samorządy, które niejako przy okazji mogą rozwiązać dwa problemy.
- Nie tylko mogą, ale i powinny. Na przykład kwestie inwestycji - należy rozpocząć takie, które będą dawały nowe miejsca pracy, np. drogi, infrastruktura. Dzięki nim samorządy nie tylko stworzą miejsca pracy, ale i polepszą życie mieszkańców. Co ważne, zyski będzie można zbierać natychmiast, gdy tylko poprawi się koniunktura - uważa prof. Kulesza. (Szerzej o roli samorządu jako inwestora w tekście "Inwestor z urzędu" - s. 58).
Jednak czy kryzys uda się wykorzystać na unowocześnienie infrastruktury? Niestety, możliwe jest, że kasy miast, pozbawione wpływów z kurczącej się gospodarki, będą świeciły pustkami. Pozostaje więc udanie się "po prośbie" do banków.
- We wszystkich branżach widać problem z pieniędzmi na inwestycje. Otrzymają je te firmy, których projekty inwestycyjne będą najwyżej ocenione - uważa Krzysztof Rozen, szef zespołu ds. energii i zasobów naturalnych w firmie doradczej KPMG.
- Po pierwsze na rynku jest mało pieniędzy, banki "oglądają" więc każdą złotówkę.
To także oznacza, że rywalizacja wśród firm, które chcą wziąć pożyczkę, jest także bardzo duża. Kredyty otrzymują inwestycje o najwyższej i szybkiej stopie zwrotu, a w przypadku infrastrukturalnych regułą nie jest błyskawiczny zwrot - podkreśla nasz rozmówca.
Jakie więc warunki musi spełnić firma, która ubiega się o pożyczkę? Kluczowe warunki to ustabilizowana pozycja kredytobiorcy oraz świetnie udokumentowany i przygotowany projekt. Zwłaszcza to ostatnie kryterium ma większe niż do niedawna znaczenie. To klient musi przygotować projekt i praktycznie udowodnić, że rzeczywiście jest on opłacalny.
Kłody pod druty
Mimo że inwestycje infrastrukturalne są kluczowe dla rozwoju kraju, to pod nogi chcących je realizować rzucane są kłody.
Największy problem związany jest z aspektami prawnymi inwestycji.
- Obowiązujące regulacje prawne, w odniesieniu do prowadzonej przez Gaz- System działalności, poprzez nadmierne ich zróżnicowanie i zawiłość utrudniają zarówno funkcjonowanie, jak i przyszłe planowanie inwestycji - przyznaje prezes potentata Igor Wasilewski.
Jako przykład może służyć dostęp do już eksploatowanych gazociągów.
- Problemy te wynikają często z niewłaściwie uregulowanego stanu prawnego, jako spuścizny po minionych epokach, i związanego z tym utrudnionego dostępu do urządzeń gazowych. Rozwiązanie tego problemu w znacznym zakresie możliwe byłoby przez dostosowanie zmian w Kodeksie Cywilnym - służebności przesyłu (która weszła w życie 1 sierpnia 2008 r.) - z przepisami Ustawy o gospodarce nieruchomościami, która też wymaga dostosowania do obecnych realiów gospodarczych i technicznych - wyjaśnia prezes Wasilewski.
Ale to przecież nie problem operatora.
- Istotną dla naszej spółki sprawą są także opłaty za usytuowanie naszej infrastruktury na terenach należących do państwa, wynikające m.in. z Ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych, Ustawy o lasach lub ustawy Prawo wodne - dodaje nasz rozmówca.
Wszystkich zainteresowanych chcących inwestować w infrastrukturę denerwują także przepisy Ustawy o zagospodarowaniu i planowaniu przestrzennym, które komplikują procedury planowania, lokalizowania oraz uzgadniania projektowanych inwestycji liniowych. Realizacja inwestycji trwa długo, ponieważ ustawa Prawo zamówień publicznych dopuszcza możliwość wielokrotnego odwoływania się od decyzji oraz ich zaskarżania, przez co wstrzymywany jest wybór wykonawców.
- Z naszego punktu widzenia niezbędne do właściwego rozwoju infrastruktury jest usprawnienie i uproszczenie procesu budowlanego inwestycji liniowych, takich jak gazociągi, co wiąże się z koniecznością wprowadzenia zmian w ustawie Prawo budowlane - wyjaśnia prezes Wasilewski.
Dariusz Malinowski Sobota, 7 lutego (06:00)
Ostanio o polskiej infrastrukturze napisano już setki artykułów, toczyły się dyskusje i organizowano panele. Nic dziwnego, mało jest krajów w UE o tak fatalnych drogach, zaniedbanej sieci kolejowej, gazowej sieci pełnej wielkich białych plam czy niewydolnej, od dziesięcioleci nie modernizowanej, awaryjnej energetycznej sieci przesyłowej. A przecież nie możemy wszystkich niedostatków w tej dziedzinie przypisać zapóźnieniom zawinionym przez komunizm czy trudnym warunkom geograficznym.
W końcu mamy kraj w większości równinny, a wolny rynek od prawie 20 lat.
Od lat o poprawę sytuacji walczy Towarzystwo Rozwoju Infrastruktury ProLinea skupiające podmioty, które chcą inicjować działania na rzecz rozwoju inwestycji infrastrukturalnych w Polsce. Jednak przeszkadza złe prawo, niechęć, lęki i opór mieszkańców, a czasem po prostu brak pieniędzy.
Paradoksalnie szansę na poprawę stanu infrastruktury może teraz stworzyć kryzys finansowy i gospodarczy. Jeszcze do niedawna ceny towarów i usług sięgały zenitu.
Podczas gdy kilka lat temu kilometr autostrady budowano za dwa miliony euro, to teraz firmy budowlane żądały wielokrotność tej liczby. Podobnie było z materiałami - tona asfaltu czy cementu zdrożała w ciągu kilku lat kilkakrotnie.
Dużo dotkliwszy był brak fachowców.
Ci najlepsi wyjechali za granicę, pozostali szukali lepiej płatnej pracy. Nic więc dziwnego, że rządy poważnie zastanawiały się, skąd wziąć ludzi do pracy. Wydawało się, że nasze drogi będą budowali Chińczycy lub Wietnamczycy.
Tymczasem teraz sytuacja uległa całkowitemu odwróceniu.
W kryzysie nadzieja?
Po pierwsze ze względu na kryzys finansowy i związany z tym utrudniony dostęp do kredytu mało kogo stać duże inwestycje infrastrukturalne. Mniejszy popyt na towary spowodował spadek ich cen. Stal zbrojeniowa, cement czy beton dawno nie były już tak tanie. Kryzys spowodował pojawienie się na rynku większej liczby specjalistów, zwłaszcza że jedną z pierwszych branż, jaką dosięgnęły problemy, jest budowlanka mieszkaniowa. Developerzy wstrzymują rozpoczęcie nowych budów, wykańczane są już tylko te, których pozostawienie naraziłoby na zniszczenia.
Zdaniem prof. Michała Kuleszy, jednego ze współautorów reformy samorządowej rządu Jerzego Buzka, taką sytuację na rynku pracy mogą wykorzystać samorządy, które niejako przy okazji mogą rozwiązać dwa problemy.
- Nie tylko mogą, ale i powinny. Na przykład kwestie inwestycji - należy rozpocząć takie, które będą dawały nowe miejsca pracy, np. drogi, infrastruktura. Dzięki nim samorządy nie tylko stworzą miejsca pracy, ale i polepszą życie mieszkańców. Co ważne, zyski będzie można zbierać natychmiast, gdy tylko poprawi się koniunktura - uważa prof. Kulesza. (Szerzej o roli samorządu jako inwestora w tekście "Inwestor z urzędu" - s. 58).
Jednak czy kryzys uda się wykorzystać na unowocześnienie infrastruktury? Niestety, możliwe jest, że kasy miast, pozbawione wpływów z kurczącej się gospodarki, będą świeciły pustkami. Pozostaje więc udanie się "po prośbie" do banków.
- We wszystkich branżach widać problem z pieniędzmi na inwestycje. Otrzymają je te firmy, których projekty inwestycyjne będą najwyżej ocenione - uważa Krzysztof Rozen, szef zespołu ds. energii i zasobów naturalnych w firmie doradczej KPMG.
- Po pierwsze na rynku jest mało pieniędzy, banki "oglądają" więc każdą złotówkę.
To także oznacza, że rywalizacja wśród firm, które chcą wziąć pożyczkę, jest także bardzo duża. Kredyty otrzymują inwestycje o najwyższej i szybkiej stopie zwrotu, a w przypadku infrastrukturalnych regułą nie jest błyskawiczny zwrot - podkreśla nasz rozmówca.
Jakie więc warunki musi spełnić firma, która ubiega się o pożyczkę? Kluczowe warunki to ustabilizowana pozycja kredytobiorcy oraz świetnie udokumentowany i przygotowany projekt. Zwłaszcza to ostatnie kryterium ma większe niż do niedawna znaczenie. To klient musi przygotować projekt i praktycznie udowodnić, że rzeczywiście jest on opłacalny.
Kłody pod druty
Mimo że inwestycje infrastrukturalne są kluczowe dla rozwoju kraju, to pod nogi chcących je realizować rzucane są kłody.
Największy problem związany jest z aspektami prawnymi inwestycji.
- Obowiązujące regulacje prawne, w odniesieniu do prowadzonej przez Gaz- System działalności, poprzez nadmierne ich zróżnicowanie i zawiłość utrudniają zarówno funkcjonowanie, jak i przyszłe planowanie inwestycji - przyznaje prezes potentata Igor Wasilewski.
Jako przykład może służyć dostęp do już eksploatowanych gazociągów.
- Problemy te wynikają często z niewłaściwie uregulowanego stanu prawnego, jako spuścizny po minionych epokach, i związanego z tym utrudnionego dostępu do urządzeń gazowych. Rozwiązanie tego problemu w znacznym zakresie możliwe byłoby przez dostosowanie zmian w Kodeksie Cywilnym - służebności przesyłu (która weszła w życie 1 sierpnia 2008 r.) - z przepisami Ustawy o gospodarce nieruchomościami, która też wymaga dostosowania do obecnych realiów gospodarczych i technicznych - wyjaśnia prezes Wasilewski.
Ale to przecież nie problem operatora.
- Istotną dla naszej spółki sprawą są także opłaty za usytuowanie naszej infrastruktury na terenach należących do państwa, wynikające m.in. z Ustawy o ochronie gruntów rolnych i leśnych, Ustawy o lasach lub ustawy Prawo wodne - dodaje nasz rozmówca.
Wszystkich zainteresowanych chcących inwestować w infrastrukturę denerwują także przepisy Ustawy o zagospodarowaniu i planowaniu przestrzennym, które komplikują procedury planowania, lokalizowania oraz uzgadniania projektowanych inwestycji liniowych. Realizacja inwestycji trwa długo, ponieważ ustawa Prawo zamówień publicznych dopuszcza możliwość wielokrotnego odwoływania się od decyzji oraz ich zaskarżania, przez co wstrzymywany jest wybór wykonawców.
- Z naszego punktu widzenia niezbędne do właściwego rozwoju infrastruktury jest usprawnienie i uproszczenie procesu budowlanego inwestycji liniowych, takich jak gazociągi, co wiąże się z koniecznością wprowadzenia zmian w ustawie Prawo budowlane - wyjaśnia prezes Wasilewski.
Dariusz Malinowski Sobota, 7 lutego (06:00)
Jego zdaniem rozmowy na temat wejścia polskiej waluty do węża ERM2 powinny się zakończyć już na przełomie maja i czerwca. To zmusza rząd do szybkiego działania.
Kluczowym czynnikiem będzie kurs, po jakim złoty będzie przeliczany na euro. To właśnie on zadecyduje na wiele lat, na co będzie nas stać we wspólnej Europie.
Czy euro będzie na stałe warte tyle, co obecnie - 4,5 złotego? Kotecki przyznaje, że "z punktu widzenia gospodarki obecny kurs jest korzystny". Według niego, wejście w obecnych warunkach do ERM2 zniechęciło by do ataków spekulacyjnych na naszą walutę.
Przeciwna tak szybkiemu wprowadzeniu w Polsce wspólnej waluty jest opozycja. Podobnego zdania są doradcy ekonomiczni prezydenta. Ich zdaniem powinniśmy przyjąć euro dopiero w 2015-2020 roku.
Więcej w dzisiejszym "Dzienniku"
źródło informacji: INTERIA.PL/Dziennik
Jego zdaniem rozmowy na temat wejścia polskiej waluty do węża ERM2 powinny się zakończyć już na przełomie maja i czerwca. To zmusza rząd do szybkiego działania.
Kluczowym czynnikiem będzie kurs, po jakim złoty będzie przeliczany na euro. To właśnie on zadecyduje na wiele lat, na co będzie nas stać we wspólnej Europie.
Czy euro będzie na stałe warte tyle, co obecnie - 4,5 złotego? Kotecki przyznaje, że "z punktu widzenia gospodarki obecny kurs jest korzystny". Według niego, wejście w obecnych warunkach do ERM2 zniechęciło by do ataków spekulacyjnych na naszą walutę.
Przeciwna tak szybkiemu wprowadzeniu w Polsce wspólnej waluty jest opozycja. Podobnego zdania są doradcy ekonomiczni prezydenta. Ich zdaniem powinniśmy przyjąć euro dopiero w 2015-2020 roku.
Więcej w dzisiejszym "Dzienniku"
źródło informacji: INTERIA.PL/Dziennik
Aktualnie główna stopa w strefie euro kształtuje się na poziomie 2 proc. Ostatni raz EBC obniżył stopy w styczniu o 50 pkt. bazowych. Obecna decyzja nie oznacza jednak zakończenia cyklu łagodzenia polityki monetarnej w strefie euro. Rynek oczekuje kolejnego cięcia stóp w marcu. Naszym zdaniem EBC obniży koszt pieniądza o 50 pkt. bazowych. Znajdzie to swoje odzwierciedlenie w wysokości spłacanych rat przez kredytobiorców.
Tymczasem Bank Anglii (BoE), zgodnie z oczekiwaniami rynkowymi obniżył stopy procentowe o 50 pkt bazowych. Obecnie główna stopa procentowa w tym kraju wynosi 1 proc. Jest to już piąta redukcja w ostatnich czterech miesiącach. Łącznie BoE ściął stopy o 400 pkt. bazowych. Inwestorzy pozytywnie zareagowali na tą decyzję. Według rynku świadczy to o determinacji banku w walce z kryzysem finansowym i recesją. Inwestorzy oczekują więc kolejnych cięć ze strony BoE.
Również w Czechach bank narodowy zdecydował dzisiaj o obniżeniu stóp procentowych o 50 pkt. bazowych, co sprowadziło główną stopę do poziomu 1,75 proc. Taka decyzja również była oczekiwana przez rynek. Ostatni raz koszt pieniądza w Czechach został zmieniony na grudniowym posiedzeniu.
money.pl 2009-02-05 14:20:47
Aktualnie główna stopa w strefie euro kształtuje się na poziomie 2 proc. Ostatni raz EBC obniżył stopy w styczniu o 50 pkt. bazowych. Obecna decyzja nie oznacza jednak zakończenia cyklu łagodzenia polityki monetarnej w strefie euro. Rynek oczekuje kolejnego cięcia stóp w marcu. Naszym zdaniem EBC obniży koszt pieniądza o 50 pkt. bazowych. Znajdzie to swoje odzwierciedlenie w wysokości spłacanych rat przez kredytobiorców.
Tymczasem Bank Anglii (BoE), zgodnie z oczekiwaniami rynkowymi obniżył stopy procentowe o 50 pkt bazowych. Obecnie główna stopa procentowa w tym kraju wynosi 1 proc. Jest to już piąta redukcja w ostatnich czterech miesiącach. Łącznie BoE ściął stopy o 400 pkt. bazowych. Inwestorzy pozytywnie zareagowali na tą decyzję. Według rynku świadczy to o determinacji banku w walce z kryzysem finansowym i recesją. Inwestorzy oczekują więc kolejnych cięć ze strony BoE.
Również w Czechach bank narodowy zdecydował dzisiaj o obniżeniu stóp procentowych o 50 pkt. bazowych, co sprowadziło główną stopę do poziomu 1,75 proc. Taka decyzja również była oczekiwana przez rynek. Ostatni raz koszt pieniądza w Czechach został zmieniony na grudniowym posiedzeniu.
money.pl 2009-02-05 14:20:47
Kredyty hipoteczne gwarantują wielu osobom dostęp do pieniędzy i tym samym umożliwiają zakup mieszkania. W Polsce wynajem mieszkania bardzo często traktowany jest jako forma zastępcza, tymczasowa. Zdecydowana większość osób dąży do uzyskania prawa własności do lokalu (mowa tu o osobach, które rozpoczęły już samodzielne życie i których sytuacja finansowa pozwala na taki krok).
Przywiązanie do własności sprawia, że zainteresowanie zakupem mieszkania w Polsce jest bardzo duże. Realizacja zamierzeń związanych z zakupem mieszkania zależeć będzie od podaży mieszkań oraz dostępności kredytów.
Z przeprowadzonej wśród 30 banków ankiety NBP wynika, że w ostatnim kwartale 2008 roku ponad 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. 90 proc. banków podniosło marże i ograniczyło maksymalny poziom LTV. Banki wymagały też wyższego poziomu zabezpieczenia aniżeli w III kwartale 2008 roku. Zdecydowana większość banków (70 proc.) odczuła spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, natomiast 20 proc. banków zaobserwowało wzrost popytu. Ostatni kwartał 2008 roku rzeczywiście przyniósł duże zmiany w polityce kredytowej, a przede wszystkim niepewność co do dalszej sytuacji na światowym rynku.
Ciężko obecnie przewidzieć, jaka będzie koniunktura na polskim rynku, a to sprawia, że trudno odzyskać podmiotom wzajemne zaufanie. Okazuje się, że tym razem rynkowi nie pomagają nawet decyzje Rady Polityki Pieniężnej.
27 listopada stopa referencyjna wynosiła 5,75 proc., dziś w związku z ostatnią obniżką, która miała miejsce 28 stycznia stopa ta wynosi 4,25 proc. Tak więc w ciągu ponad dwóch miesięcy główna stopa procentowa obniżyła się o 175 punktów bazowych. Z opóźnieniem zmniejsza się też najważniejszy wskaźnik kosztu pieniądza na rynku międzybankowym (WIBOR).
Okazuje się jednak, że obniżki wcale nie oznaczają tańszego kredytu. Nowi kredytobiorcy, o ile spełnią wymagania banków, muszą się liczyć z wyższymi marżami. Tak więc na tańsze kredyty trzeba będzie jeszcze poczekać.
Same banki przyznają, że w I kwartale 2009 roku spodziewają się dalszego, choć już słabszego, zaostrzenia polityki kredytowej. To pogłębi spadek popytu na nie i w konsekwencji negatywnie wpłynie na rynek mieszkaniowy. Obniżka stóp może więc cieszyć tych, którzy już zaciągnęli kredyty w złotych. Dla nich koszt obsługi kredytu rzeczywiście się zmniejszył.
Małgorzata Kędzierska, Wynajem.pl
money.pl 2009-02-05 08:10:48
Kredyty hipoteczne gwarantują wielu osobom dostęp do pieniędzy i tym samym umożliwiają zakup mieszkania. W Polsce wynajem mieszkania bardzo często traktowany jest jako forma zastępcza, tymczasowa. Zdecydowana większość osób dąży do uzyskania prawa własności do lokalu (mowa tu o osobach, które rozpoczęły już samodzielne życie i których sytuacja finansowa pozwala na taki krok).
Przywiązanie do własności sprawia, że zainteresowanie zakupem mieszkania w Polsce jest bardzo duże. Realizacja zamierzeń związanych z zakupem mieszkania zależeć będzie od podaży mieszkań oraz dostępności kredytów.
Z przeprowadzonej wśród 30 banków ankiety NBP wynika, że w ostatnim kwartale 2008 roku ponad 86 proc. banków zaostrzyło kryteria udzielania kredytów. 90 proc. banków podniosło marże i ograniczyło maksymalny poziom LTV. Banki wymagały też wyższego poziomu zabezpieczenia aniżeli w III kwartale 2008 roku. Zdecydowana większość banków (70 proc.) odczuła spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, natomiast 20 proc. banków zaobserwowało wzrost popytu. Ostatni kwartał 2008 roku rzeczywiście przyniósł duże zmiany w polityce kredytowej, a przede wszystkim niepewność co do dalszej sytuacji na światowym rynku.
Ciężko obecnie przewidzieć, jaka będzie koniunktura na polskim rynku, a to sprawia, że trudno odzyskać podmiotom wzajemne zaufanie. Okazuje się, że tym razem rynkowi nie pomagają nawet decyzje Rady Polityki Pieniężnej.
27 listopada stopa referencyjna wynosiła 5,75 proc., dziś w związku z ostatnią obniżką, która miała miejsce 28 stycznia stopa ta wynosi 4,25 proc. Tak więc w ciągu ponad dwóch miesięcy główna stopa procentowa obniżyła się o 175 punktów bazowych. Z opóźnieniem zmniejsza się też najważniejszy wskaźnik kosztu pieniądza na rynku międzybankowym (WIBOR).
Okazuje się jednak, że obniżki wcale nie oznaczają tańszego kredytu. Nowi kredytobiorcy, o ile spełnią wymagania banków, muszą się liczyć z wyższymi marżami. Tak więc na tańsze kredyty trzeba będzie jeszcze poczekać.
Same banki przyznają, że w I kwartale 2009 roku spodziewają się dalszego, choć już słabszego, zaostrzenia polityki kredytowej. To pogłębi spadek popytu na nie i w konsekwencji negatywnie wpłynie na rynek mieszkaniowy. Obniżka stóp może więc cieszyć tych, którzy już zaciągnęli kredyty w złotych. Dla nich koszt obsługi kredytu rzeczywiście się zmniejszył.
Małgorzata Kędzierska, Wynajem.pl
money.pl 2009-02-05 08:10:48
W czwartek, 5 lutego 2009 r., na placu budowy przy ul. Grzybowskiej 63 w Warszawie, odbędzie się uroczystość zawieszenia wiechy na dwóch dwudziestodwupiętrowych wieżach Platinum Towers. To zwieńczenie prac budowlanych, które rozpoczęły się pod koniec marca 2007 r. W następnych etapach realizacji tego projektu zostaną wykonane m.in. instalacje i prace wykończeniowe wewnątrz oraz na zewnątrz budynku. Spółka do 30 września 2009 r. zamierza wystąpić z wnioskiem o pozwolenie na użytkowanie. Termin przekazania mieszkań ich właścicielom zaplanowano na przełom 2009 i 2010 roku.
- Platinum Towers, to jedna z najważniejszych inwestycji Atlas Estates. Zakończenie prac konstrukcyjnych jest istotnym etapem w realizacji tego projektu, który znacząco przybliża nas do jego zakończenia i przekazania apartamentów ich mieszkańcom - komentuje Nahman Tsabar, prezes Atlas Management Company, spółki która odpowiedzialna jest za zarządzanie portfelem aktywów Atlas Estates. - Od początku rozpoczęcia projektu, mieszkania cieszą się dużym zainteresowaniem. Do tej pory podpisaliśmy wstępne umowy sprzedaży na niemal 85 proc. wszystkich apartamentów, które oferowane są w Platinum Towers.
O Platinum Towers
Inwestycja Platinum Towers jest częścią ekskluzywnego kompleksu apartamentowo-biurowo-hotelowego, usytuowanego u zbiegu ulic Grzybowskiej i Wroniej w Warszawie. Powierzchnia apartamentów oferowanych w Platinum Towers wynosi od 37 m2 do 100 m2. Na dwóch ostatnich piętrach zaprojektowane zostały przestronne penthouse`y o powierzchni od 147 m2 do 216 m2, z dużymi tarasami bądź ogrodami zimowymi. Na parterze budynków znajdą się przestrzenne recepcje o wysokości 9 metrów. Ponadto, budynek będzie strzeżony i monitorowany. Sprawną komunikację pomiędzy piętrami zapewnią cztery w pełni skomputeryzowane windy w każdej z wież. Do dyspozycji mieszkańców oraz pozostałych użytkowników kompleksu będzie największy w Warszawie 3-kondygnacyjny parking.
Dzięki zastosowaniu najlepszych materiałów budowlanych i wykończeniowych mieszkania są doskonale wyciszone. Penthousy, usytuowane na najwyższych kondygnacjach posiadają przestronne tarasy, z których można podziwiać piękną panoramę miasta.
Mieszkańcy luksusowych apartamentów Platinum Towers będą mieć dodatkowo do dyspozycji wiele udogodnień dostępnych jedynie w pięciogwiazdkowych hotelach.
Budowa konstrukcji dwóch dwudziestodwupiętrowych wież Platinum Towers, realizowanych w kompleksie z hotelem Hilton, rozpoczęła się 27.03.2007 roku i trwała 642 dni. Na placu budowy na pewnym etapie robót pracowało jednocześnie blisko 600 osób. Na dwudziestu jeden piętrach zaprojektowano 387 apartamentów, zajmujących łącznie powierzchnię 24 000 m2. W części parterowej budynku przewidziano 2 300 m2 powierzchni na lokale usługowo-handlowe.
Do budowy elewacji wykorzystano 10 000 m2 szkła i aluminium, 7 000 m2 okładziny ceramicznej oraz 1 500 m2 okładziny kamiennej. Dzięki zastosowaniu takich materiałów budynek ma nie tylko nowoczesny i elegancki wygląd, ale również znajdujące się w nim mieszkania są odpowiednio doświetlone. Budowa konstrukcji wież pochłonęła 37 500 m? betonu oraz 4000 ton stali. Objętość gruntu jaki należało wybrać pod fundamenty budynku równała się 7 tysiącom wywrotek.
W konstrukcji Platinum Towers po raz pierwszy w Polsce zastosowano technologię sprężonych stropów płytowych. Dzięki temu uzyskano możliwość podniesienia wysokości pomieszczeń oraz swobodnego ich podziału.
źródło informacji: Informacja prasowa
Czwartek, 5 lutego (12:53)
W czwartek, 5 lutego 2009 r., na placu budowy przy ul. Grzybowskiej 63 w Warszawie, odbędzie się uroczystość zawieszenia wiechy na dwóch dwudziestodwupiętrowych wieżach Platinum Towers. To zwieńczenie prac budowlanych, które rozpoczęły się pod koniec marca 2007 r. W następnych etapach realizacji tego projektu zostaną wykonane m.in. instalacje i prace wykończeniowe wewnątrz oraz na zewnątrz budynku. Spółka do 30 września 2009 r. zamierza wystąpić z wnioskiem o pozwolenie na użytkowanie. Termin przekazania mieszkań ich właścicielom zaplanowano na przełom 2009 i 2010 roku.
- Platinum Towers, to jedna z najważniejszych inwestycji Atlas Estates. Zakończenie prac konstrukcyjnych jest istotnym etapem w realizacji tego projektu, który znacząco przybliża nas do jego zakończenia i przekazania apartamentów ich mieszkańcom - komentuje Nahman Tsabar, prezes Atlas Management Company, spółki która odpowiedzialna jest za zarządzanie portfelem aktywów Atlas Estates. - Od początku rozpoczęcia projektu, mieszkania cieszą się dużym zainteresowaniem. Do tej pory podpisaliśmy wstępne umowy sprzedaży na niemal 85 proc. wszystkich apartamentów, które oferowane są w Platinum Towers.
O Platinum Towers
Inwestycja Platinum Towers jest częścią ekskluzywnego kompleksu apartamentowo-biurowo-hotelowego, usytuowanego u zbiegu ulic Grzybowskiej i Wroniej w Warszawie. Powierzchnia apartamentów oferowanych w Platinum Towers wynosi od 37 m2 do 100 m2. Na dwóch ostatnich piętrach zaprojektowane zostały przestronne penthouse`y o powierzchni od 147 m2 do 216 m2, z dużymi tarasami bądź ogrodami zimowymi. Na parterze budynków znajdą się przestrzenne recepcje o wysokości 9 metrów. Ponadto, budynek będzie strzeżony i monitorowany. Sprawną komunikację pomiędzy piętrami zapewnią cztery w pełni skomputeryzowane windy w każdej z wież. Do dyspozycji mieszkańców oraz pozostałych użytkowników kompleksu będzie największy w Warszawie 3-kondygnacyjny parking.
Dzięki zastosowaniu najlepszych materiałów budowlanych i wykończeniowych mieszkania są doskonale wyciszone. Penthousy, usytuowane na najwyższych kondygnacjach posiadają przestronne tarasy, z których można podziwiać piękną panoramę miasta.
Mieszkańcy luksusowych apartamentów Platinum Towers będą mieć dodatkowo do dyspozycji wiele udogodnień dostępnych jedynie w pięciogwiazdkowych hotelach.
Budowa konstrukcji dwóch dwudziestodwupiętrowych wież Platinum Towers, realizowanych w kompleksie z hotelem Hilton, rozpoczęła się 27.03.2007 roku i trwała 642 dni. Na placu budowy na pewnym etapie robót pracowało jednocześnie blisko 600 osób. Na dwudziestu jeden piętrach zaprojektowano 387 apartamentów, zajmujących łącznie powierzchnię 24 000 m2. W części parterowej budynku przewidziano 2 300 m2 powierzchni na lokale usługowo-handlowe.
Do budowy elewacji wykorzystano 10 000 m2 szkła i aluminium, 7 000 m2 okładziny ceramicznej oraz 1 500 m2 okładziny kamiennej. Dzięki zastosowaniu takich materiałów budynek ma nie tylko nowoczesny i elegancki wygląd, ale również znajdujące się w nim mieszkania są odpowiednio doświetlone. Budowa konstrukcji wież pochłonęła 37 500 m? betonu oraz 4000 ton stali. Objętość gruntu jaki należało wybrać pod fundamenty budynku równała się 7 tysiącom wywrotek.
W konstrukcji Platinum Towers po raz pierwszy w Polsce zastosowano technologię sprężonych stropów płytowych. Dzięki temu uzyskano możliwość podniesienia wysokości pomieszczeń oraz swobodnego ich podziału.
źródło informacji: Informacja prasowa
Czwartek, 5 lutego (12:53)
- Jesteśmy w szczytowym punkcie fazy cyklu (jest to zsynchronizowany cykl na największych rynkach), tj. przed załamaniem. Wygląda to tak, że mamy nadwyżkę niesprzedanych mieszkań, są wysokie ceny, dodatkowo - jako efekt zewnętrzny - pojawiły się problemy z finansowaniem inwestycji oraz konsumentów przez banki. Jeśli chodzi o prognozy to dostępne dane i prowadzone przez nas analizy skłaniają do stwierdzenia, że nastąpi dalszy spadek cen na rynku nieruchomości, który szacujemy na około 15-20 proc. - powiedział w wywiadzie dla serwisu NBPNews Łaszek.
- Teoretycznie jest miejsce na większe spadki cen, ale sądzimy, że deweloperzy będą działać racjonalnie, że większość zdywersyfikowała produkcję i ma środki finansowe, aby przetrwać złamanie. Znaczna część deweloperów to firmy, które przeżyły poprzedni cykl w latach 2001-2002 i mają doświadczenie jak działać. W III kwartale 2008 r. już zmniejszyła się liczba pozwoleń na budowy i liczba budów nowo rozpoczynanych. W ciągu 2009 roku te tendencje nasilą się i będą kontynuowane jeszcze w roku 2010. - dodaje.
Łaszek ocenia, że ceny nieruchomości zaczną znów rosnąć około roku 2012.
- Z naszych analiz wynika, że rozpoczyna się faza spadkowa, która najprawdopodobniej potrwa 3-4 lata. W tym czasie większość wybudowanych nieruchomości znajdzie nabywców. Około roku 2012 podaż może okazać się bardzo mała, a może nawet brak będzie nowych mieszkań, co przy dość stabilnym popycie spowoduje, że ceny zaczną rosnąć, deweloperzy zaczną "wchodzić na rynek" z nowymi mieszkaniami i zacznie się stopniowy wzrost cen - powiedział.
- Wejście do strefy euro może być dodatkowym impulsem, ale wtedy trzeba będzie wprowadzać przepisy ostrożnościowe i zaostrzać politykę mieszkaniową, aby nie mieć kolejnych problemów - dodał.
interia.pl
- Jesteśmy w szczytowym punkcie fazy cyklu (jest to zsynchronizowany cykl na największych rynkach), tj. przed załamaniem. Wygląda to tak, że mamy nadwyżkę niesprzedanych mieszkań, są wysokie ceny, dodatkowo - jako efekt zewnętrzny - pojawiły się problemy z finansowaniem inwestycji oraz konsumentów przez banki. Jeśli chodzi o prognozy to dostępne dane i prowadzone przez nas analizy skłaniają do stwierdzenia, że nastąpi dalszy spadek cen na rynku nieruchomości, który szacujemy na około 15-20 proc. - powiedział w wywiadzie dla serwisu NBPNews Łaszek.
- Teoretycznie jest miejsce na większe spadki cen, ale sądzimy, że deweloperzy będą działać racjonalnie, że większość zdywersyfikowała produkcję i ma środki finansowe, aby przetrwać złamanie. Znaczna część deweloperów to firmy, które przeżyły poprzedni cykl w latach 2001-2002 i mają doświadczenie jak działać. W III kwartale 2008 r. już zmniejszyła się liczba pozwoleń na budowy i liczba budów nowo rozpoczynanych. W ciągu 2009 roku te tendencje nasilą się i będą kontynuowane jeszcze w roku 2010. - dodaje.
Łaszek ocenia, że ceny nieruchomości zaczną znów rosnąć około roku 2012.
- Z naszych analiz wynika, że rozpoczyna się faza spadkowa, która najprawdopodobniej potrwa 3-4 lata. W tym czasie większość wybudowanych nieruchomości znajdzie nabywców. Około roku 2012 podaż może okazać się bardzo mała, a może nawet brak będzie nowych mieszkań, co przy dość stabilnym popycie spowoduje, że ceny zaczną rosnąć, deweloperzy zaczną "wchodzić na rynek" z nowymi mieszkaniami i zacznie się stopniowy wzrost cen - powiedział.
- Wejście do strefy euro może być dodatkowym impulsem, ale wtedy trzeba będzie wprowadzać przepisy ostrożnościowe i zaostrzać politykę mieszkaniową, aby nie mieć kolejnych problemów - dodał.
interia.pl
- Jesteśmy już chyba blisko końca osłabienia złotego. Jeszcze w lutym-marcu można się spodziewać, że nasza waluta będzie słaba. W kolejnych miesiącach powinna nastąpić dynamiczna korekta - mówi Mikołaj Kusiakowski z TMS Brokers.
- Nie możemy oczywiście założyć, że frank będzie kosztował 2 zł, a euro 3 zł. Jednak 4,1 zł za euro w połowie roku jest realne - dodaje. Zdaniem analityka złoty może odrabiać straty, kiedy inwestorzy zaczną realizować duże zyski wynikające z ostatniego osłabienia naszej waluty. - Jeśli jedna instytucja zacznie to robić, ruszą za nią inne. To spowoduje lawinowe umocnienie złotego - mówi.
- Poza tym zakładamy, że kryzys na rynku finansowym będzie powoli łagodzony. Trudno zakładać poprawę we wszystkich sferach, ale np. indeksy giełdowe powinny obronić dzisiejsze poziomy. Kolejnej fali spadków raczej nie będzie - dodaje Mikołaj Kusiakowski.
WNIOSEK:
Analitycy nie są pewni, ale oczekują, że na wiosnę kurs złotego zacznie rosnąć
Czy można wierzyć w prognozy walutowe?
Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers, zaleca jednak dużą ostrożność w traktowaniu prognoz walutowych. - Nie ma czegoś takiego jak prognozy walutowe. W przypadku kursów walut możemy mówić co najwyżej o oczekiwaniach - mówi. Jego zdaniem, jeśli ktoś chce podejmować decyzje kredytowe na podstawie jakichś prognoz kursów walut, może się potem srodze rozczarować.
Według niego kredytobiorca nie powinien też sobie obecnie zaprzątać głowy np. prognozami makroekonomicznymi - bo rozwój sytuacji gospodarczej nie przekłada się wprost na kurs walutowy. - Szkoda zachodu, bo nie ma tutaj prostych zależności. To nie jest tak, że jeśli PKB wzrośnie o 3 proc., to złoty od razu się umocni - mówi.
Zdaniem Przemysława Kwietnia, podejmując decyzję, kredytobiorca musi być przede wszystkim świadomy ryzyka, na jakie się naraża przy pożyczce denominowanej w walutach.
WNIOSEK:
Kredytobiorcy powinni z dużą rezerwą traktować wszelkie prognozy dotyczące rynku walutowego
Czy można sprzedać zadłużoną nieruchomość? Co robić z kredytem we frankach? Czy dziś jest dobry moment na zaciągniecie nowego kredytu walutowego?
Katarzyna Wójcik-Adamska, Marek Chądzyński, Marcin Jaworski, Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26) - forsal.pl - str.A2-A3
interia.pl Piątek, 6 lutego (06:00)
- Jesteśmy już chyba blisko końca osłabienia złotego. Jeszcze w lutym-marcu można się spodziewać, że nasza waluta będzie słaba. W kolejnych miesiącach powinna nastąpić dynamiczna korekta - mówi Mikołaj Kusiakowski z TMS Brokers.
- Nie możemy oczywiście założyć, że frank będzie kosztował 2 zł, a euro 3 zł. Jednak 4,1 zł za euro w połowie roku jest realne - dodaje. Zdaniem analityka złoty może odrabiać straty, kiedy inwestorzy zaczną realizować duże zyski wynikające z ostatniego osłabienia naszej waluty. - Jeśli jedna instytucja zacznie to robić, ruszą za nią inne. To spowoduje lawinowe umocnienie złotego - mówi.
- Poza tym zakładamy, że kryzys na rynku finansowym będzie powoli łagodzony. Trudno zakładać poprawę we wszystkich sferach, ale np. indeksy giełdowe powinny obronić dzisiejsze poziomy. Kolejnej fali spadków raczej nie będzie - dodaje Mikołaj Kusiakowski.
WNIOSEK:
Analitycy nie są pewni, ale oczekują, że na wiosnę kurs złotego zacznie rosnąć
Czy można wierzyć w prognozy walutowe?
Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers, zaleca jednak dużą ostrożność w traktowaniu prognoz walutowych. - Nie ma czegoś takiego jak prognozy walutowe. W przypadku kursów walut możemy mówić co najwyżej o oczekiwaniach - mówi. Jego zdaniem, jeśli ktoś chce podejmować decyzje kredytowe na podstawie jakichś prognoz kursów walut, może się potem srodze rozczarować.
Według niego kredytobiorca nie powinien też sobie obecnie zaprzątać głowy np. prognozami makroekonomicznymi - bo rozwój sytuacji gospodarczej nie przekłada się wprost na kurs walutowy. - Szkoda zachodu, bo nie ma tutaj prostych zależności. To nie jest tak, że jeśli PKB wzrośnie o 3 proc., to złoty od razu się umocni - mówi.
Zdaniem Przemysława Kwietnia, podejmując decyzję, kredytobiorca musi być przede wszystkim świadomy ryzyka, na jakie się naraża przy pożyczce denominowanej w walutach.
WNIOSEK:
Kredytobiorcy powinni z dużą rezerwą traktować wszelkie prognozy dotyczące rynku walutowego
Czy można sprzedać zadłużoną nieruchomość? Co robić z kredytem we frankach? Czy dziś jest dobry moment na zaciągniecie nowego kredytu walutowego?
Katarzyna Wójcik-Adamska, Marek Chądzyński, Marcin Jaworski, Roman Grzyb
Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26) - forsal.pl - str.A2-A3
interia.pl Piątek, 6 lutego (06:00)
W opublikowanym niedawno rankingu 50 miast outsourcingu, w którym oceniana jest atrakcyjność miast pod względem inwestycji w centra BPO (wydzielenie procesów biznesowych na zewnątrz), Kraków zajął 5. miejsce, a Warszawa 28. na świecie. Kraków wyprzedziły tylko dwa miasta chińskie (Pekin, Szanghaj), jedno wietnamskie i jedno filipińskie. Nawet Kalkuta z Indii, czyli kraju uważanego za centrum światowego outsourcingu usług, znalazła się tuż za polskim miastem.
Kraków jest więc niekwestionowanym liderem w Europie. Kolejne polskie miasta również starają się przyciągnąć inwestycje w centra usług, w tym również usług księgowych. Co roku powstaje od kilku do kilkudziesięciu takich centrów na terenie kraju. Jak twierdzą eksperci, kryzys spowoduje, że istniejące już centra będą obsługiwały więcej firm, zwłaszcza tych z Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych. Będą także powstawały nowe centra. Co skłania do takich prognoz?
- Paradoksalnie kryzys może wymusić działania zwiększające efektywność, a do takich należy przenoszenie centrów BPO do tańszych lokalizacji - wyjaśnia Paweł Wojciechowski, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Dodaje on, że Polska długo jeszcze pozostanie magnesem dla centrów usług wspólnych ze względu na duży zasób wykształconych specjalistów w wielu dziedzinach, także w obsłudze księgowej. - Rozwój rynku centrów BPO jest trendem globalnym wynikającym z poszukiwania efektywności i dlatego ma bardzo dobre perspektywy rozwoju w Polsce - mówi Paweł Wojciechowski.
Co przyciąga do Polski firmy i koncerny zagraniczne, które podejmują decyzje o wprowadzaniu oszczędności poprzez oddanie obsługi księgowej na zewnątrz ? W jakiej formie Państwo pomaga w rozwoju tej dziedziny usług ?
Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26) - str.2-3
Łukasz Zalewski
wp.pl
W opublikowanym niedawno rankingu 50 miast outsourcingu, w którym oceniana jest atrakcyjność miast pod względem inwestycji w centra BPO (wydzielenie procesów biznesowych na zewnątrz), Kraków zajął 5. miejsce, a Warszawa 28. na świecie. Kraków wyprzedziły tylko dwa miasta chińskie (Pekin, Szanghaj), jedno wietnamskie i jedno filipińskie. Nawet Kalkuta z Indii, czyli kraju uważanego za centrum światowego outsourcingu usług, znalazła się tuż za polskim miastem.
Kraków jest więc niekwestionowanym liderem w Europie. Kolejne polskie miasta również starają się przyciągnąć inwestycje w centra usług, w tym również usług księgowych. Co roku powstaje od kilku do kilkudziesięciu takich centrów na terenie kraju. Jak twierdzą eksperci, kryzys spowoduje, że istniejące już centra będą obsługiwały więcej firm, zwłaszcza tych z Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych. Będą także powstawały nowe centra. Co skłania do takich prognoz?
- Paradoksalnie kryzys może wymusić działania zwiększające efektywność, a do takich należy przenoszenie centrów BPO do tańszych lokalizacji - wyjaśnia Paweł Wojciechowski, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Dodaje on, że Polska długo jeszcze pozostanie magnesem dla centrów usług wspólnych ze względu na duży zasób wykształconych specjalistów w wielu dziedzinach, także w obsłudze księgowej. - Rozwój rynku centrów BPO jest trendem globalnym wynikającym z poszukiwania efektywności i dlatego ma bardzo dobre perspektywy rozwoju w Polsce - mówi Paweł Wojciechowski.
Co przyciąga do Polski firmy i koncerny zagraniczne, które podejmują decyzje o wprowadzaniu oszczędności poprzez oddanie obsługi księgowej na zewnątrz ? W jakiej formie Państwo pomaga w rozwoju tej dziedziny usług ?
Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26) - str.2-3
Łukasz Zalewski
wp.pl
Wśród analityków coraz częściej słychać głosy, że ostatnie zawirowania na rynku walutowym mają raczej charakter przejściowy, a spadki złotego – prędzej czy później – zostaną powstrzymane.
– Jesteśmy już chyba blisko końca osłabienia złotego. Jeszcze w lutym–marcu można się spodziewać, że nasza waluta będzie słaba. W kolejnych miesiącach powinna nastąpić dynamiczna korekta – mówi Mikołaj Kusiakowski z TMS Brokers.
– Nie możemy oczywiście założyć, że frank będzie kosztował 2 zł, a euro 3 zł. Jednak 4,1 zł za euro w połowie roku jest realne – dodaje.
Zdaniem analityka złoty może odrabiać straty, kiedy inwestorzy zaczną realizować duże zyski wynikające z ostatniego osłabienia naszej waluty.
– Jeśli jedna instytucja zacznie to robić, ruszą za nią inne. To spowoduje lawinowe umocnienie złotego – mówi.
– Poza tym zakładamy, że kryzys na rynku finansowym będzie powoli łagodzony. Trudno zakładać poprawę we wszystkich sferach, ale np. indeksy giełdowe powinny obronić dzisiejsze poziomy. Kolejnej fali spadków raczej nie będzie – dodaje Mikołaj Kusiakowski.
WNIOSEK:
Analitycy nie są pewni, ale oczekują, że na wiosnę kurs złotego zacznie rosnąć
Czy można wierzyć w prognozy walutowe?
Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers, zaleca jednak dużą ostrożność w traktowaniu prognoz walutowych.
– Nie ma czegoś takiego jak prognozy walutowe. W przypadku kursów walut możemy mówić co najwyżej o oczekiwaniach – mówi.
Jego zdaniem, jeśli ktoś chce podejmować decyzje kredytowe na podstawie jakichś prognoz kursów walut, może się potem srodze rozczarować.
Według niego kredytobiorca nie powinien też sobie obecnie zaprzątać głowy np. prognozami makroekonomicznymi – bo rozwój sytuacji gospodarczej nie przekłada się wprost na kurs walutowy.
– Szkoda zachodu, bo nie ma tutaj prostych zależności. To nie jest tak, że jeśli PKB wzrośnie o 3 proc., to złoty od razu się umocni – mówi.
Zdaniem Przemysława Kwietnia, podejmując decyzję, kredytobiorca musi być przede wszystkim świadomy ryzyka, na jakie się naraża przy pożyczce denominowanej w walutach.
Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26)
Wśród analityków coraz częściej słychać głosy, że ostatnie zawirowania na rynku walutowym mają raczej charakter przejściowy, a spadki złotego – prędzej czy później – zostaną powstrzymane.
– Jesteśmy już chyba blisko końca osłabienia złotego. Jeszcze w lutym–marcu można się spodziewać, że nasza waluta będzie słaba. W kolejnych miesiącach powinna nastąpić dynamiczna korekta – mówi Mikołaj Kusiakowski z TMS Brokers.
– Nie możemy oczywiście założyć, że frank będzie kosztował 2 zł, a euro 3 zł. Jednak 4,1 zł za euro w połowie roku jest realne – dodaje.
Zdaniem analityka złoty może odrabiać straty, kiedy inwestorzy zaczną realizować duże zyski wynikające z ostatniego osłabienia naszej waluty.
– Jeśli jedna instytucja zacznie to robić, ruszą za nią inne. To spowoduje lawinowe umocnienie złotego – mówi.
– Poza tym zakładamy, że kryzys na rynku finansowym będzie powoli łagodzony. Trudno zakładać poprawę we wszystkich sferach, ale np. indeksy giełdowe powinny obronić dzisiejsze poziomy. Kolejnej fali spadków raczej nie będzie – dodaje Mikołaj Kusiakowski.
WNIOSEK:
Analitycy nie są pewni, ale oczekują, że na wiosnę kurs złotego zacznie rosnąć
Czy można wierzyć w prognozy walutowe?
Przemysław Kwiecień, analityk X-Trade Brokers, zaleca jednak dużą ostrożność w traktowaniu prognoz walutowych.
– Nie ma czegoś takiego jak prognozy walutowe. W przypadku kursów walut możemy mówić co najwyżej o oczekiwaniach – mówi.
Jego zdaniem, jeśli ktoś chce podejmować decyzje kredytowe na podstawie jakichś prognoz kursów walut, może się potem srodze rozczarować.
Według niego kredytobiorca nie powinien też sobie obecnie zaprzątać głowy np. prognozami makroekonomicznymi – bo rozwój sytuacji gospodarczej nie przekłada się wprost na kurs walutowy.
– Szkoda zachodu, bo nie ma tutaj prostych zależności. To nie jest tak, że jeśli PKB wzrośnie o 3 proc., to złoty od razu się umocni – mówi.
Zdaniem Przemysława Kwietnia, podejmując decyzję, kredytobiorca musi być przede wszystkim świadomy ryzyka, na jakie się naraża przy pożyczce denominowanej w walutach.
Więcej: Gazeta Prawna 6.02.2009 (26)
Analizę bieżącej sytuacji na śląskim rynku nieruchomości przedstawili eksperci katowickiej firmy Metropolis, wyspecjalizowanej m.in. w monitorowaniu tego rynku. Specjaliści podkreślają, że obserwowane obecnie tendencje w większości dotyczą nie tylko Śląska, ale również innych regionów kraju.
- Dodatkowym profitem w 2009 r. będzie także przyjęta ustawa dotycząca odrolnienia gruntów m.in. w miastach, gdzie ceny powinny być w tym roku jeszcze niższe - ocenił wiceprezes Metropolis, Marek WollniM.in. dlatego trwające na rynku nieruchomości spowolnienie specjaliści uważają za najlepszy czas na inwestowanie w działki przeznaczone pod budowę obiektów dla firm. Wywołany ogólnym kryzysem w gospodarce spadek cen dotyczy nie tylko gruntów, ale również mieszkań. Eksperci są przekonani, że spadek cen w stosunkowo krótkim czasie ożywi ruch na rynku.
(PAP) /money.pl 2009-02-03 09:57:02
Analizę bieżącej sytuacji na śląskim rynku nieruchomości przedstawili eksperci katowickiej firmy Metropolis, wyspecjalizowanej m.in. w monitorowaniu tego rynku. Specjaliści podkreślają, że obserwowane obecnie tendencje w większości dotyczą nie tylko Śląska, ale również innych regionów kraju.
- Dodatkowym profitem w 2009 r. będzie także przyjęta ustawa dotycząca odrolnienia gruntów m.in. w miastach, gdzie ceny powinny być w tym roku jeszcze niższe - ocenił wiceprezes Metropolis, Marek WollniM.in. dlatego trwające na rynku nieruchomości spowolnienie specjaliści uważają za najlepszy czas na inwestowanie w działki przeznaczone pod budowę obiektów dla firm. Wywołany ogólnym kryzysem w gospodarce spadek cen dotyczy nie tylko gruntów, ale również mieszkań. Eksperci są przekonani, że spadek cen w stosunkowo krótkim czasie ożywi ruch na rynku.
(PAP) /money.pl 2009-02-03 09:57:02
- Wartość takich certyfikatów jest minimalna. Przekazanie danych umożliwia podstawienie ich do wzorów i wyliczenie wartości, na podstawie których można sporządzić certyfikat. Jednak osoba, która nie widziała budynku, nie ma pewności, że dane są prawdziwe. Jest wiele podmiotów, którym może zależeć na przesłaniu nieprawdziwych informacji, gdyż np. chcą mieć lepszą jakość energetyczną sprzedawanego lokalu - uważa Tomasz Lebiedź, pośrednik nieruchomości.
To tak, jakby rzeczoznawca majątkowy miał oszacować wartość nieruchomości, której nie widział - dodaje.
Konkurencyjne ceny
Pomimo małej wiarygodności certyfikatów sporządzanych na odległość nie brakuje na nie chętnych. Ich ceny są konkurencyjne wobec cen certyfikatów sporządzanych uczciwie. Nie przekraczają 500 zł np. za dom jednorodzinny. Dzwoniąc do reklamujących się certyfikatorów, trafiliśmy też na ofertę świadectwa dla 25-metrowej kawalerki za 90 zł plus koszty przesyłki.
- Normalnie ceny świadectw dla domu jednorodzinnego wahają się w granicach 1,5-3 tys. zł, w zależności od jego powierzchni, stopnia skomplikowania oraz posiadanej dokumentacji technicznej - wyjaśnia Tomasz Lebiedź.
Kto sprawdza certyfikaty przy oddawaniu nowego budynku ? Dlaczego sporządzanie niskiej jakości certyfikatów energetycznych za pośrednictwem internetu i oszukiwanie klientów jest możliwe ? Jakie zmiany wprowadza nowelizacja prawa budowlanego ?
Arkadiusz Jaraszek - Więcej: Gazeta Prawna 5.02.2009 (25) - str.8
- Wartość takich certyfikatów jest minimalna. Przekazanie danych umożliwia podstawienie ich do wzorów i wyliczenie wartości, na podstawie których można sporządzić certyfikat. Jednak osoba, która nie widziała budynku, nie ma pewności, że dane są prawdziwe. Jest wiele podmiotów, którym może zależeć na przesłaniu nieprawdziwych informacji, gdyż np. chcą mieć lepszą jakość energetyczną sprzedawanego lokalu - uważa Tomasz Lebiedź, pośrednik nieruchomości.
To tak, jakby rzeczoznawca majątkowy miał oszacować wartość nieruchomości, której nie widział - dodaje.
Konkurencyjne ceny
Pomimo małej wiarygodności certyfikatów sporządzanych na odległość nie brakuje na nie chętnych. Ich ceny są konkurencyjne wobec cen certyfikatów sporządzanych uczciwie. Nie przekraczają 500 zł np. za dom jednorodzinny. Dzwoniąc do reklamujących się certyfikatorów, trafiliśmy też na ofertę świadectwa dla 25-metrowej kawalerki za 90 zł plus koszty przesyłki.
- Normalnie ceny świadectw dla domu jednorodzinnego wahają się w granicach 1,5-3 tys. zł, w zależności od jego powierzchni, stopnia skomplikowania oraz posiadanej dokumentacji technicznej - wyjaśnia Tomasz Lebiedź.
Kto sprawdza certyfikaty przy oddawaniu nowego budynku ? Dlaczego sporządzanie niskiej jakości certyfikatów energetycznych za pośrednictwem internetu i oszukiwanie klientów jest możliwe ? Jakie zmiany wprowadza nowelizacja prawa budowlanego ?
Arkadiusz Jaraszek - Więcej: Gazeta Prawna 5.02.2009 (25) - str.8
Wiceszef PSL Janusz Piechociński mówił na środowej konferencji prasowej w Sejmie, że rząd nie tylko powinien szukać oszczędności, ale też podjąć działania, zapobiegające wzrostowi bezrobocia oraz pobudzające rynek.
Polityk przytaczał dane wskazujące na stagnację w budownictwie mieszkaniowym. Poinformował, że na przełomie roku rozpoczęto w sześciu największych aglomeracjach Polski o 85 proc. budów mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej.
Aby przeciwdziałać tej tendencji PSL chce zmiany w ustawie o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania. Stronnictwo proponuje, by z dopłat do oprocentowania kredytów mogły korzystać nie tylko rodziny, ale wszyscy, którzy mają zdolność kredytową. Ograniczeniem miałaby być jedynie wielkość mieszkania - dopłaty dostaliby nabywcy lokali nie większych niż 50- 60 m kw.
Ludowcy chcą ponadto, by pomoc państwa w nabywaniu mieszkań dotyczyła tylko nowych nieruchomości. "Rynek wtórny nie powinien być objęty pomocą ze środków publicznych, dlatego, że na rynku wtórnym nie kreujemy poważnych dochodów dla budżetu, nie tworzymy nowych miejsc pracy" - tłumaczył Piechociński.
Polityk jest zdania, że należy poważnie rozważyć przywrócenie ulgi podatkowej dla osób kupujących mieszkanie. Zaznaczył jednocześnie, że w tym roku nie ma szans na wprowadzenie tego rozwiązania, ale sama zapowiedź mogłaby pozytywnie wpłynąć na rynek.
"W dyskusji o zniesieniu progów i skali podatkowej zapomniano o tym, że ulgi proinwestycyjne są pewnym mechanizmem wiążącym popyt i kierującymi dochody osób zarabiających powyżej średniej na określone cele państwowe" - powiedział poseł PSL.
Piechociński uważa, że należy również przemyśleć i na nowo ocenić program budowy mieszkań w systemie Towarzystw Budownictwa Społecznego (TBS).
"TBS-y, które miały być formą budownictwa społecznego dla średnio zamożnych rodzin okazały się także dla ludzi, którzy w nie weszli, pewną pułapką" - mówił polityk. Jak wyjaśniał, chodzi o to, że osoby, które wpłaciły jakąś sumę na rzecz budowy mieszkania płacą porównywalne czynsze z czynszami na wolnym rynku.
Poseł jest zdania, że należy zapytać lokatorów TBS-ów, czy nie chcieliby wyjść z tego systemu poprzez wykup wynajmowanego mieszkania. Zaznaczył, że taka operacja dałoby środki Bankowi Gospodarstwa Krajowego na działania pobudzające gospodarkę.
Piechociński uważa, że w obliczu wstrzymania przez banki komercyjne akcji kredytowej, należy rozważyć likwidację rachunków bieżących i wycofanie lokat całego sektora publicznego z tych instytucji. Zostałyby one wówczas przeniesione do banków z kapitałem państwowym, które - jak zaznaczył polityk - finansują polską gospodarkę.
Przyznał jednak, że taka operacja wymagałaby porozumienia się z Komisją Europejską, a także zmiany w prawodawstwie polskim.
Piechociński uważa, że jednym z działań mających pomóc budownictwu jest umożliwienie zaciągania przez samorządy kredytów z dopłatą do oprocentowania. Zwrócił uwagę, że w Polsce jest bardzo mało mieszkań komunalnych, a za ich budowę odpowiadają właśnie samorządy.
Piechociński zwrócił też uwagę, że rozkręcanie budownictwa mieszkaniowego pomoże zwiększać popyt na takie dobra jak meble, materiały wykończeniowe i sprzęt AGD.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Czwartek, 5 lutego (05:47)
Wiceszef PSL Janusz Piechociński mówił na środowej konferencji prasowej w Sejmie, że rząd nie tylko powinien szukać oszczędności, ale też podjąć działania, zapobiegające wzrostowi bezrobocia oraz pobudzające rynek.
Polityk przytaczał dane wskazujące na stagnację w budownictwie mieszkaniowym. Poinformował, że na przełomie roku rozpoczęto w sześciu największych aglomeracjach Polski o 85 proc. budów mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej.
Aby przeciwdziałać tej tendencji PSL chce zmiany w ustawie o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania. Stronnictwo proponuje, by z dopłat do oprocentowania kredytów mogły korzystać nie tylko rodziny, ale wszyscy, którzy mają zdolność kredytową. Ograniczeniem miałaby być jedynie wielkość mieszkania - dopłaty dostaliby nabywcy lokali nie większych niż 50- 60 m kw.
Ludowcy chcą ponadto, by pomoc państwa w nabywaniu mieszkań dotyczyła tylko nowych nieruchomości. "Rynek wtórny nie powinien być objęty pomocą ze środków publicznych, dlatego, że na rynku wtórnym nie kreujemy poważnych dochodów dla budżetu, nie tworzymy nowych miejsc pracy" - tłumaczył Piechociński.
Polityk jest zdania, że należy poważnie rozważyć przywrócenie ulgi podatkowej dla osób kupujących mieszkanie. Zaznaczył jednocześnie, że w tym roku nie ma szans na wprowadzenie tego rozwiązania, ale sama zapowiedź mogłaby pozytywnie wpłynąć na rynek.
"W dyskusji o zniesieniu progów i skali podatkowej zapomniano o tym, że ulgi proinwestycyjne są pewnym mechanizmem wiążącym popyt i kierującymi dochody osób zarabiających powyżej średniej na określone cele państwowe" - powiedział poseł PSL.
Piechociński uważa, że należy również przemyśleć i na nowo ocenić program budowy mieszkań w systemie Towarzystw Budownictwa Społecznego (TBS).
"TBS-y, które miały być formą budownictwa społecznego dla średnio zamożnych rodzin okazały się także dla ludzi, którzy w nie weszli, pewną pułapką" - mówił polityk. Jak wyjaśniał, chodzi o to, że osoby, które wpłaciły jakąś sumę na rzecz budowy mieszkania płacą porównywalne czynsze z czynszami na wolnym rynku.
Poseł jest zdania, że należy zapytać lokatorów TBS-ów, czy nie chcieliby wyjść z tego systemu poprzez wykup wynajmowanego mieszkania. Zaznaczył, że taka operacja dałoby środki Bankowi Gospodarstwa Krajowego na działania pobudzające gospodarkę.
Piechociński uważa, że w obliczu wstrzymania przez banki komercyjne akcji kredytowej, należy rozważyć likwidację rachunków bieżących i wycofanie lokat całego sektora publicznego z tych instytucji. Zostałyby one wówczas przeniesione do banków z kapitałem państwowym, które - jak zaznaczył polityk - finansują polską gospodarkę.
Przyznał jednak, że taka operacja wymagałaby porozumienia się z Komisją Europejską, a także zmiany w prawodawstwie polskim.
Piechociński uważa, że jednym z działań mających pomóc budownictwu jest umożliwienie zaciągania przez samorządy kredytów z dopłatą do oprocentowania. Zwrócił uwagę, że w Polsce jest bardzo mało mieszkań komunalnych, a za ich budowę odpowiadają właśnie samorządy.
Piechociński zwrócił też uwagę, że rozkręcanie budownictwa mieszkaniowego pomoże zwiększać popyt na takie dobra jak meble, materiały wykończeniowe i sprzęt AGD.
źródło informacji: INTERIA.PL/PAP
Czwartek, 5 lutego (05:47)
Wczoraj kurs euro dobijał do 4,7 zł, podczas gdy w minione wakacje wspólnotowa waluta kosztowała 3,2 zł.
- To zamach na polską gospodarkę - ocenia Zbigniew Jakubas, prezes Polskiej Rady Biznesu. - Trzeba jak najszybciej podjąć kroki, by uciąć wielką spekulację na rynku złotego. Trzeba też zmusić banki, by wypiły piwo, jakie samy nawarzyły.Jeśli wartość złotego w najbliższych dniach wyraźnie nie wzrośnie, wiele przedsiębiorstw otrzyma wezwania do uzupełnienia depozytów zabezpieczających. Chodzi o grube miliony złotych. Problem w tym, że sporo firm nie dysponowało wolną gotówką już przed kilkoma miesiącami. Banki poszły im wtedy na rękę i wzięły w zastaw majątek (np. nieruchomości). Co będzie teraz?
Więcej w "Pulsie Biznesu"./onet.pl
Puls Biznesu, dd/05.02.2009
Wczoraj kurs euro dobijał do 4,7 zł, podczas gdy w minione wakacje wspólnotowa waluta kosztowała 3,2 zł.
- To zamach na polską gospodarkę - ocenia Zbigniew Jakubas, prezes Polskiej Rady Biznesu. - Trzeba jak najszybciej podjąć kroki, by uciąć wielką spekulację na rynku złotego. Trzeba też zmusić banki, by wypiły piwo, jakie samy nawarzyły.Jeśli wartość złotego w najbliższych dniach wyraźnie nie wzrośnie, wiele przedsiębiorstw otrzyma wezwania do uzupełnienia depozytów zabezpieczających. Chodzi o grube miliony złotych. Problem w tym, że sporo firm nie dysponowało wolną gotówką już przed kilkoma miesiącami. Banki poszły im wtedy na rękę i wzięły w zastaw majątek (np. nieruchomości). Co będzie teraz?
Więcej w "Pulsie Biznesu"./onet.pl
Puls Biznesu, dd/05.02.2009
Wczorajsze zakończenie sesji poniżej ubiegłorocznych minimów musiało popsuć nastroje wielu inwestorom, a niezdecydowanych przekonało do ucieczki z rynku akcji. Tak wyglądała dzisiejsza sesja na warszawskim parkiecie.
Indeks WIG20 pomimo niewielkich wzrostów na początku notowań, z godziny na godzinę słabł coraz bardziej i już przed południem znalazł się poniżej psychologicznego poziomu 1500, który minął bez większych problemów. Winę za dzisiejszą mocną przecenę ponosi głównie sektor bankowy, który zachowywał się fatalnie na czele z walorami banków PEKAO, PKO BP i BRE. Mocno taniały także akcje PKN Orlen, a niekwestionowanym liderem spadków była dzisiaj spółka TVN, której akcje spadły o ponad 14%.
Nasz rynek w trakcie sesji zachowywał się, jakby był kompletnie oderwany od rzeczywistości. Indeksy na GPW szorowały po dnie pomimo wzrostów na innych giełdach w Europie Zachodniej. Obroty na szczęście nie były zbyt wielkie, ale indeksy pomimo to mocno spadały. Istotnych informacji w trakcie sesji także nie było dużo. Negatywnie zaskoczył producent telefonów komórkowych firma Motorola. Strata w IV kwartale okazała się większa niż oczekiwano, spółka zawiesiła także dywidendę. Nawet zachowanie indeksów na Wall Street, które zaczęły odrabiać początkowe straty nie podziałało na inwestorów zachęcająco. Ostatecznie indeks WIG20 stracił na zamknięciu 4,78%. Indeksy mWIG40 oraz sWIG80 spadły o 2,05% i 1,79%. Obroty podczas dzisiejszej wyniosły poniżej 1 mld złotych.
Przebicie dołków z ubiegłego roku, które jeszcze w listopadzie udało się rynkowi obronić, dobitnie pokazuje, w jakiej kondycji znajduje się nasz rynek. Na GPW widać całkowity brak popytu, a nawet niewielka ilość sprzedających potrafi sprawić, że indeksy w trakcie sesji tracą po kilka procent. Niepokojące jest także całkowity brak reakcji naszego rynku na zachowanie giełd w Europie Zachodniej. Ciężko jest myśleć, że sytuacja szybko ulegnie poprawie. Można zakładać, że przy czarnym scenariuszu GPW w krótkim czasie osiągnie poziom 1200 punktów. Należy po prostu uzbroić się w cierpliwość i czekać na powrót do normalności. Obecną sytWczorajsze zakończenie sesji poniżej ubiegłorocznych minimów musiało popsuć nastroje wielu inwestorom, a niezdecydowanych przekonało do ucieczki z rynku akcji. Tak wyglądała dzisiejsza sesja na warszawskim parkiecie.
Indeks WIG20 pomimo niewielkich wzrostów na początku notowań, z godziny na godzinę słabł coraz bardziej i już przed południem znalazł się poniżej psychologicznego poziomu 1500, który minął bez większych problemów. Winę za dzisiejszą mocną przecenę ponosi głównie sektor bankowy, który zachowywał się fatalnie na czele z walorami banków PEKAO, PKO BP i BRE. Mocno taniały także akcje PKN Orlen, a niekwestionowanym liderem spadków była dzisiaj spółka TVN, której akcje spadły o ponad 14%.
Nasz rynek w trakcie sesji zachowywał się, jakby był kompletnie oderwany od rzeczywistości. Indeksy na GPW szorowały po dnie pomimo wzrostów na innych giełdach w Europie Zachodniej. Obroty na szczęście nie były zbyt wielkie, ale indeksy pomimo to mocno spadały. Istotnych informacji w trakcie sesji także nie było dużo. Negatywnie zaskoczył producent telefonów komórkowych firma Motorola. Strata w IV kwartale okazała się większa niż oczekiwano, spółka zawiesiła także dywidendę. Nawet zachowanie indeksów na Wall Street, które zaczęły odrabiać początkowe straty nie podziałało na inwestorów zachęcająco. Ostatecznie indeks WIG20 stracił na zamknięciu 4,78%. Indeksy mWIG40 oraz sWIG80 spadły o 2,05% i 1,79%. Obroty podczas dzisiejszej wyniosły poniżej 1 mld złotych.
Przebicie dołków z ubiegłego roku, które jeszcze w listopadzie udało się rynkowi obronić, dobitnie pokazuje, w jakiej kondycji znajduje się nasz rynek. Na GPW widać całkowity brak popytu, a nawet niewielka ilość sprzedających potrafi sprawić, że indeksy w trakcie sesji tracą po kilka procent. Niepokojące jest także całkowity brak reakcji naszego rynku na zachowanie giełd w Europie Zachodniej. Ciężko jest myśleć, że sytuacja szybko ulegnie poprawie. Można zakładać, że przy czarnym scenariuszu GPW w krótkim czasie osiągnie poziom 1200 punktów. Należy po prostu uzbroić się w cierpliwość i czekać na powrót do normalności. Obecną sytNajlepsi i najgorsi
W styczniu najlepiej poradziła sobie spółka z sektora deweloperów - Immoeast. Akcje firmy rodem z Austrii zyskały prawie 110 procent.
Więcej stóp zwrotu można uzyskać korzystając ze specjalnego narzędzia w Money.pl
Ponadto w pierwszej piątce naszego zestawienia znalazły się dwie inne spółki deweloperskie. Indeks branżowy WIG-Deweloperzy co prawda nie uzyskał dodatniej stopy zwrotu, ale spadł o połowę mniej niż rynek, o 6 procent.
Inwestorzy najwyraźniej uznali, że firm z tego sektora, które spadają od połowy 2007 r. są już naprawdę bardzo tanie.
Najwyższe stopy zwrotu w minionym miesiącu:
Spółka | branża | Stopa zwrotu w styczniu [proc.] |
Immoeast | deweloper | 109,9 |
Asseco Business Solutions | informatyka | 50 |
JW Construction | deweloper | 49,25 |
Hygienika | farmaceutyczny | 42,59 |
Orco Property Group | deweloper | 40,89 |
*-ranking nie obejmuje tzw. spółek groszowych, których dzienne zmiany kursów mogą wynosić kilkadziesiąt procent
Źródło: Money.pl
Wśród najgorszych spółek stycznia 2009r. nie dominowały spółki jednej branży. Najgorzej radziła sobie firma ZNTK Łapy, produkująca tabór kolejowy. Spółka ma kłopoty, gdyż jej jedyny zleceniodawca - PKP Cargo, również nie radzi sobie najlepiej. W piątce najsłabszych spółek znalazły się także Odlewnie - ofiara opcji walutowych.
Najgorsze spółki stycznia:
Spółka | Branża/Sektor | Stopa zwrotu w styczniu [proc.] |
ZNTK Łapy | produkcja taboru kolejowego | -58,52 |
ZPUE | elektromaszynowy | -58,35 |
Rainbow Tours | turystyka | -57,97 |
Odlewnie | metalurgiczny | -53,69 |
Prima Moda | odzież | -50,0 |
Źródło: Money.pl
Efekt stycznia - jaki efekt stycznia?
Gdy indeksy wzrosły na pierwszych kilku sesjach nowego roku, w mediach zrobiło się głośno o tzw. efekcie stycznia. Ma on mieć związek z psychologią rynku - czyli nowym rokiem i nowymi możliwościami, oraz tworzeniem nowych portfeli akcji przez zarządzających.
Money.pl przeanalizował stopy zwrotu indeksu WIG w styczniu od początku notowań Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Wybraliśmy WIG, który jako najstarszy i najszerszy indeks na parkiecie najlepiej oddaje emocje całego rynku. Okazało się, że średnia stopa zwrotu w styczniu do zaledwie nieco ponad 2 proc. wliczając także styczeń 2009 roku.
Rok | Stopa zwrotu WIG w styczniu [proc.] |
1992 | -4 |
1993 | 1,28 |
1994 | 22,7 |
1995 | -24,7 |
1996 | 25,8 |
1997 | 10,4 |
1998 | -1,9 |
1999 | 9,3 |
2000 | 2,14 |
2001 | 0,19 |
2002 | 13,6 |
2003 | -3,6 |
2004 | 5,0 |
2005 | -2,6 |
2006 | 6,3 |
2007 | 7,6 |
2008 | -16,6 |
2009 | -13,3 |
Średnia | 2,09 |
Źródło: Obliczenia własne
Miniony miesiąc okazał się przełomowy, jednak pod nieco innym względem. WIG osiągnął najniższy poziom całej bessy, dochodząc nawet do poziomu 24021 pkt., najniższego od sierpnia 2004 roku. Co więcej, ostania sesja stycznia nie przyniosła żadnej poprawy - indeks nadal znajduje się najniżej od ponad 4,5 roku.
cały materiał: money.pl 2009-02-02 06:30:02
Najlepsi i najgorsi
W styczniu najlepiej poradziła sobie spółka z sektora deweloperów - Immoeast. Akcje firmy rodem z Austrii zyskały prawie 110 procent.
Więcej stóp zwrotu można uzyskać korzystając ze specjalnego narzędzia w Money.pl
Ponadto w pierwszej piątce naszego zestawienia znalazły się dwie inne spółki deweloperskie. Indeks branżowy WIG-Deweloperzy co prawda nie uzyskał dodatniej stopy zwrotu, ale spadł o połowę mniej niż rynek, o 6 procent.
Inwestorzy najwyraźniej uznali, że firm z tego sektora, które spadają od połowy 2007 r. są już naprawdę bardzo tanie.
Najwyższe stopy zwrotu w minionym miesiącu:
Spółka | branża | Stopa zwrotu w styczniu [proc.] |
Immoeast | deweloper | 109,9 |
Asseco Business Solutions | informatyka | 50 |
JW Construction | deweloper | 49,25 |
Hygienika | farmaceutyczny | 42,59 |
Orco Property Group | deweloper | 40,89 |
*-ranking nie obejmuje tzw. spółek groszowych, których dzienne zmiany kursów mogą wynosić kilkadziesiąt procent
Źródło: Money.pl
Wśród najgorszych spółek stycznia 2009r. nie dominowały spółki jednej branży. Najgorzej radziła sobie firma ZNTK Łapy, produkująca tabór kolejowy. Spółka ma kłopoty, gdyż jej jedyny zleceniodawca - PKP Cargo, również nie radzi sobie najlepiej. W piątce najsłabszych spółek znalazły się także Odlewnie - ofiara opcji walutowych.
Najgorsze spółki stycznia:
Spółka | Branża/Sektor | Stopa zwrotu w styczniu [proc.] |
ZNTK Łapy | produkcja taboru kolejowego | -58,52 |
ZPUE | elektromaszynowy | -58,35 |
Rainbow Tours | turystyka | -57,97 |
Odlewnie | metalurgiczny | -53,69 |
Prima Moda | odzież | -50,0 |
Źródło: Money.pl
Efekt stycznia - jaki efekt stycznia?
Gdy indeksy wzrosły na pierwszych kilku sesjach nowego roku, w mediach zrobiło się głośno o tzw. efekcie stycznia. Ma on mieć związek z psychologią rynku - czyli nowym rokiem i nowymi możliwościami, oraz tworzeniem nowych portfeli akcji przez zarządzających.
Money.pl przeanalizował stopy zwrotu indeksu WIG w styczniu od początku notowań Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Wybraliśmy WIG, który jako najstarszy i najszerszy indeks na parkiecie najlepiej oddaje emocje całego rynku. Okazało się, że średnia stopa zwrotu w styczniu do zaledwie nieco ponad 2 proc. wliczając także styczeń 2009 roku.
Rok | Stopa zwrotu WIG w styczniu [proc.] |
1992 | -4 |
1993 | 1,28 |
1994 | 22,7 |
1995 | -24,7 |
1996 | 25,8 |
1997 | 10,4 |
1998 | -1,9 |
1999 | 9,3 |
2000 | 2,14 |
2001 | 0,19 |
2002 | 13,6 |
2003 | -3,6 |
2004 | 5,0 |
2005 | -2,6 |
2006 | 6,3 |
2007 | 7,6 |
2008 | -16,6 |
2009 | -13,3 |
Średnia | 2,09 |
Źródło: Obliczenia własne
Miniony miesiąc okazał się przełomowy, jednak pod nieco innym względem. WIG osiągnął najniższy poziom całej bessy, dochodząc nawet do poziomu 24021 pkt., najniższego od sierpnia 2004 roku. Co więcej, ostania sesja stycznia nie przyniosła żadnej poprawy - indeks nadal znajduje się najniżej od ponad 4,5 roku.
cały materiał: money.pl 2009-02-02 06:30:02
Najnowsze prognozy (z 27 stycznia) Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) mówią o wzroście na poziomie 1,5 procent. W porównaniu z dotychczasowym tempem rozwoju to bardzo mało. A jak wygląda to w porównaniu do naszych sąsiadów?
Money.pl przeanalizował najnowsze dostępne prognozy dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Większość z nich została opublikowana przez instytucje związane z danym Państwem, czy to rząd czy bank centralny. Według tej miary, Polska, rzeczywiście będzie rozwijać się szybko, nawet na tle regionu.
Kraj | Prognoza PKB na 2009 r. [proc.] | Autor | Data |
Polska | 3,7 | rząd | 3.12.2008 |
Czechy | 2,9(0,5)* | bank centralny | 21.01.2009 |
Słowacja | 2,7 | ministerstwo finansów | 26.01.2009 |
Rumunia | 2,5 | rząd | 16.01.2009 |
Bułgaria | 2,0 | Bank Odbudowy i Rozwoju | 27.01.2009 |
Węgry | od -2,5 do -3 | premier | 28.01.2009 |
Litwa | -3 do -5 | Danske Bank | 27.01.2009 |
Estonia | -4,7 | Komisja Europejska | 20.01.2009 |
Łotwa | -5 | bank centralny | 15.01.2009 |
Źródło: Obliczenia własne
*W nawiasie podano pesymistyczny scenariusz według banku centralnego Czech
Z pewnością jednak będziemy w tym roku w o wiele lepszej sytuacji niż kraje rozwinięte z Europy Zachodniej. Według najnowszych szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego gospodarka Niemiec skurczy się aż o 2,5 procent.
Kraj | Prognoza PKB na 2009 r. [proc.] |
Chiny | 6,7 |
Indie | 5,1 |
Brazylia | 1,8 |
Meksyk | -0,3 |
Rosja | -0,7 |
Kanada | -1,2 |
USA | -1,6 |
Hiszpania | -1,7 |
Francja | -1,9 |
Włochy | -2,0 |
Niemcy | -2,5 |
Japonia | -2,6 |
Wielka Brytania | -2,8 |
Źródło: MFW
Mimo że powyższe prognozy są najnowszymi, nadal trudno być pewnym ich spełnienia się. Na przykład widać (także w przypadku Polski), że rządowe instytucje są z reguły bardziej optymistyczne niż zewnętrzne. Na przykład rząd Słowacji zakłada wzrost PKB o 4,6 proc., podczas gdy Komisja Europejska mówi już o 2,7 procentach. Niespotykany od lat kryzys powoduje również skrajne różnice w przewidywaniach. Czechy zakładają, że ich gospodarka będzie się rozwijać na poziomie 2,9 proc., ale rozważają także alternatywny, pesymistyczny scenariusz - wzrost o zaledwie 0,5 procent.
źródło: money.pl 2009-01-30 06:35:50
Najnowsze prognozy (z 27 stycznia) Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) mówią o wzroście na poziomie 1,5 procent. W porównaniu z dotychczasowym tempem rozwoju to bardzo mało. A jak wygląda to w porównaniu do naszych sąsiadów?
Money.pl przeanalizował najnowsze dostępne prognozy dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Większość z nich została opublikowana przez instytucje związane z danym Państwem, czy to rząd czy bank centralny. Według tej miary, Polska, rzeczywiście będzie rozwijać się szybko, nawet na tle regionu.
Kraj | Prognoza PKB na 2009 r. [proc.] | Autor | Data |
Polska | 3,7 | rząd | 3.12.2008 |
Czechy | 2,9(0,5)* | bank centralny | 21.01.2009 |
Słowacja | 2,7 | ministerstwo finansów | 26.01.2009 |
Rumunia | 2,5 | rząd | 16.01.2009 |
Bułgaria | 2,0 | Bank Odbudowy i Rozwoju | 27.01.2009 |
Węgry | od -2,5 do -3 | premier | 28.01.2009 |
Litwa | -3 do -5 | Danske Bank | 27.01.2009 |
Estonia | -4,7 | Komisja Europejska | 20.01.2009 |
Łotwa | -5 | bank centralny | 15.01.2009 |
Źródło: Obliczenia własne
*W nawiasie podano pesymistyczny scenariusz według banku centralnego Czech
Z pewnością jednak będziemy w tym roku w o wiele lepszej sytuacji niż kraje rozwinięte z Europy Zachodniej. Według najnowszych szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego gospodarka Niemiec skurczy się aż o 2,5 procent.
Kraj | Prognoza PKB na 2009 r. [proc.] |
Chiny | 6,7 |
Indie | 5,1 |
Brazylia | 1,8 |
Meksyk | -0,3 |
Rosja | -0,7 |
Kanada | -1,2 |
USA | -1,6 |
Hiszpania | -1,7 |
Francja | -1,9 |
Włochy | -2,0 |
Niemcy | -2,5 |
Japonia | -2,6 |
Wielka Brytania | -2,8 |
Źródło: MFW
Mimo że powyższe prognozy są najnowszymi, nadal trudno być pewnym ich spełnienia się. Na przykład widać (także w przypadku Polski), że rządowe instytucje są z reguły bardziej optymistyczne niż zewnętrzne. Na przykład rząd Słowacji zakłada wzrost PKB o 4,6 proc., podczas gdy Komisja Europejska mówi już o 2,7 procentach. Niespotykany od lat kryzys powoduje również skrajne różnice w przewidywaniach. Czechy zakładają, że ich gospodarka będzie się rozwijać na poziomie 2,9 proc., ale rozważają także alternatywny, pesymistyczny scenariusz - wzrost o zaledwie 0,5 procent.
źródło: money.pl 2009-01-30 06:35:50
Jak pisze Gazeta Wyborcza zamiast zabezpieczyć się opcjami walutowym przed skutkami umacniającego się złotego, firmy decydowały się na spekulacje na walucie.
Nie przewidując gwałtownego osłabienia złotego, w 2008 roku zawarły umowy z bankami, na mocy których muszą dostarczać im euro po kursie na przykład 3 i pół złotego. Dziś płacą za nie na rynku o złotówkę więcej. Chcąc spłacić opcje, muszą skupować euro, co dodatkowo dołuje kurs naszej waluty - czytamy w Gazecie Wyborczej.
money.pl 2009-02-04 06:34:58
Jak pisze Gazeta Wyborcza zamiast zabezpieczyć się opcjami walutowym przed skutkami umacniającego się złotego, firmy decydowały się na spekulacje na walucie.
Nie przewidując gwałtownego osłabienia złotego, w 2008 roku zawarły umowy z bankami, na mocy których muszą dostarczać im euro po kursie na przykład 3 i pół złotego. Dziś płacą za nie na rynku o złotówkę więcej. Chcąc spłacić opcje, muszą skupować euro, co dodatkowo dołuje kurs naszej waluty - czytamy w Gazecie Wyborczej.
money.pl 2009-02-04 06:34:58
Ceny mieszkań w tym standardzie zaczynają się od dwukrotnej wartości za mkw. mieszkania klasy popularnej w tej samej okolicy. Dlatego też najmniejszy wydatek na mieszkanie tego typu, to rząd około 2 mln zł. Dla przykładu ceny penthausów w Sea Tower w Gdyni sięgają 4 mln zł, w podwarszawskim Komorowie w powstającej Villi Marina to wydatek ponad 2 mln zł za 260 mkw. Obecnie wstrzymana została realizacja projektów wysokościowców w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu. Nie mniej jednak, rynek ten w naszym kraju dopiero zaczyna się rozwijać. Apartamenty stanowią synonim luksusu, nieodłączny element bogacącego się społeczeństwa, dlatego nie należy spodziewać się spadku ich cen. Podobną zależność zaobserwować można w przypadku innych dóbr luksusowych, np. jachtów.
W okresie ostatniego boomu mieszkaniowego, nazwa apartament była wielokrotnie nadużywana w stosunku do mieszkań cztero- i pięciopokojowych. Rzadko bowiem spełniały one założenia konstrukcyjne: minimum 100 mkw i wysokość wnętrza 3,5 m, bądź 2 kondygnacje - dzienna i sypialna oraz tarasy z ogrodem. Nie zapominajmy również o założeniach jakościowych, takich jak recepcja, stały dozór. Mieszkania w tym standardzie powinny być również wykończone luksusowymi materiałami i wyposażone "ze smakiem". Spotykane wśród deweloperów, a także agencji nieruchomości określenia mieszkań tym terminem, jest sporym nadużyciem.
Apartamenty usytuowane w atrakcyjnych i niepowtarzalnych lokalizacjach, zawsze kojarzone były z prestiżem i luksusem. Chęć więc zamieszkania lub posiadania takiej nieruchomości, będzie wciąż bardzo duża. Potencjalni nabywcy mogą mieć pewność, że zainwestowane w ten sposób pieniądze będą bezpieczną i bardzo zyskowną lokatą, której nie zapewni inny instrument finansowy. Segment apartamentów z prawdziwego zdarzenia, nadal będzie cieszył się dużym zainteresowaniem wśród firm oraz cudzoziemców. Pod kątem wynajmu jest to jednak rynek bardzo specyficzny, często wręcz sezonowy. Wśród najemców takich lokali występują zazwyczaj przedstawiciele firm. Szukają oni przede wszystkim spokoju i komfortu. Chętnie wynajmują więc lokale i apartamenty w zamkniętych osiedlach, gdzie mogą liczyć na dyskrecję, spokój i dobre warunki do pracy.
W kwestii opłacalności wynajmowania mieszkania, w najkorzystniejszej sytuacji są osoby, które nabyły apartament ze środków własnych. Po odjęciu kosztów czynszu i mediów pozostaje zysk. Osoby, które posiłkowały się kredytem muszą liczyć się z kosztami raty kredytu, w tym przypadku dobrze, aby cena najmu równoważyła nam koszt raty. Najistotniejszymi elementami stanowiącymi o atrakcyjności lokalu jest niezmiennie lokalizacja, otoczenie oraz komunikacja. W zależności od grupy docelowej, istotne są czynniki takie jak jakość wykończenia i wyposażenia.
Sebastian Saliński
wp.pl Wtorek, 3 lutego (11:05)
Ceny mieszkań w tym standardzie zaczynają się od dwukrotnej wartości za mkw. mieszkania klasy popularnej w tej samej okolicy. Dlatego też najmniejszy wydatek na mieszkanie tego typu, to rząd około 2 mln zł. Dla przykładu ceny penthausów w Sea Tower w Gdyni sięgają 4 mln zł, w podwarszawskim Komorowie w powstającej Villi Marina to wydatek ponad 2 mln zł za 260 mkw. Obecnie wstrzymana została realizacja projektów wysokościowców w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu. Nie mniej jednak, rynek ten w naszym kraju dopiero zaczyna się rozwijać. Apartamenty stanowią synonim luksusu, nieodłączny element bogacącego się społeczeństwa, dlatego nie należy spodziewać się spadku ich cen. Podobną zależność zaobserwować można w przypadku innych dóbr luksusowych, np. jachtów.
W okresie ostatniego boomu mieszkaniowego, nazwa apartament była wielokrotnie nadużywana w stosunku do mieszkań cztero- i pięciopokojowych. Rzadko bowiem spełniały one założenia konstrukcyjne: minimum 100 mkw i wysokość wnętrza 3,5 m, bądź 2 kondygnacje - dzienna i sypialna oraz tarasy z ogrodem. Nie zapominajmy również o założeniach jakościowych, takich jak recepcja, stały dozór. Mieszkania w tym standardzie powinny być również wykończone luksusowymi materiałami i wyposażone "ze smakiem". Spotykane wśród deweloperów, a także agencji nieruchomości określenia mieszkań tym terminem, jest sporym nadużyciem.
Apartamenty usytuowane w atrakcyjnych i niepowtarzalnych lokalizacjach, zawsze kojarzone były z prestiżem i luksusem. Chęć więc zamieszkania lub posiadania takiej nieruchomości, będzie wciąż bardzo duża. Potencjalni nabywcy mogą mieć pewność, że zainwestowane w ten sposób pieniądze będą bezpieczną i bardzo zyskowną lokatą, której nie zapewni inny instrument finansowy. Segment apartamentów z prawdziwego zdarzenia, nadal będzie cieszył się dużym zainteresowaniem wśród firm oraz cudzoziemców. Pod kątem wynajmu jest to jednak rynek bardzo specyficzny, często wręcz sezonowy. Wśród najemców takich lokali występują zazwyczaj przedstawiciele firm. Szukają oni przede wszystkim spokoju i komfortu. Chętnie wynajmują więc lokale i apartamenty w zamkniętych osiedlach, gdzie mogą liczyć na dyskrecję, spokój i dobre warunki do pracy.
W kwestii opłacalności wynajmowania mieszkania, w najkorzystniejszej sytuacji są osoby, które nabyły apartament ze środków własnych. Po odjęciu kosztów czynszu i mediów pozostaje zysk. Osoby, które posiłkowały się kredytem muszą liczyć się z kosztami raty kredytu, w tym przypadku dobrze, aby cena najmu równoważyła nam koszt raty. Najistotniejszymi elementami stanowiącymi o atrakcyjności lokalu jest niezmiennie lokalizacja, otoczenie oraz komunikacja. W zależności od grupy docelowej, istotne są czynniki takie jak jakość wykończenia i wyposażenia.
Sebastian Saliński
wp.pl Wtorek, 3 lutego (11:05)
W ub. tygodniu zadłużone mieszkanie po raz pierwszy trafiło na licytację. Lokal wart 240 tys. zł można było kupić za trzy czwarte wartości. Nie było chętnych.
Następna licytacja odbędzie się w czerwcu. Do tego czasu zadłużona lokatorka ma możliwość uregulowania całości wierzytelności.
Zastępca prezesa SM "Czuby" Adam Ziółek wyjaśnił "Dziennikowi Wschodniemu", że licytacja razem z lokatorem to najprostszy sposób na odzyskanie długu. Nie trzeba przeprowadzać eksmisji i szukać lokalu zastępczego.
interia.pl Wtorek, 3 lutego (07:31)
W ub. tygodniu zadłużone mieszkanie po raz pierwszy trafiło na licytację. Lokal wart 240 tys. zł można było kupić za trzy czwarte wartości. Nie było chętnych.
Następna licytacja odbędzie się w czerwcu. Do tego czasu zadłużona lokatorka ma możliwość uregulowania całości wierzytelności.
Zastępca prezesa SM "Czuby" Adam Ziółek wyjaśnił "Dziennikowi Wschodniemu", że licytacja razem z lokatorem to najprostszy sposób na odzyskanie długu. Nie trzeba przeprowadzać eksmisji i szukać lokalu zastępczego.
interia.pl Wtorek, 3 lutego (07:31)
- Nie ma potrzeby interwencji na rynku walutowym, bo to byłaby tylko zachęta dla spekulantów. Wydaje się, że zachowanie płynnego kursu złotego jest najlepszym zabezpieczeniem. Tu nie ma zagrożeń, które byłyby tak istotne, by podejmować taką interwencję na rynku walutowym - powiedział.
- Paradoksalnie osłabienie złotego może być pomocne w przezwyciężeniu tych obecnych zjawisk kryzysowych, bo poprawi konkurencyjność na rynkach zagranicznych naszych krajowych produktów - podkreślił. - Również na krajowym rynku pozycja polskich produktów się poprawia - dodał.
W jego ocenie zmniejszanie i przenoszenie zadań budżetowych na przyszłe okresy albo rezygnacja z nich jest dobrym rozwiązaniem, patrząc na wcześniejsze doświadczenia Polski - np. z lat 80. - Dosypywanie pieniędzy i tworzenie dużego deficytu rodzą zagrożenie inflacją i hiperinflacją - powiedział. W latach 80. mieliśmy za dużo pustego pieniądza - przypomniał.
Zdaniem Pawlaka taka polityka rządu jest roztropna.
- W takich trudnych i kryzysowych czasach trzeba pamiętać, by nie tylko ściskać portfel, ale też trzeba robić zakupy, które będą najbardziej potrzebne i pozwolą nam przetrwać te trudne czasy - dodał.
We wtorek rząd zaplanował oszczędności w administracji i zmianę finansowania wydatków infrastrukturalnych na kwotę 19,7 mld zł. 10 mld zł rząd chce zaoszczędzić w resortach i województwach, a nowa forma finansowania wydatków infrastrukturalnych da kolejne 9,7 miliarda złotych.
źródło informacji: PAP/wp.pl
- Nie ma potrzeby interwencji na rynku walutowym, bo to byłaby tylko zachęta dla spekulantów. Wydaje się, że zachowanie płynnego kursu złotego jest najlepszym zabezpieczeniem. Tu nie ma zagrożeń, które byłyby tak istotne, by podejmować taką interwencję na rynku walutowym - powiedział.
- Paradoksalnie osłabienie złotego może być pomocne w przezwyciężeniu tych obecnych zjawisk kryzysowych, bo poprawi konkurencyjność na rynkach zagranicznych naszych krajowych produktów - podkreślił. - Również na krajowym rynku pozycja polskich produktów się poprawia - dodał.
W jego ocenie zmniejszanie i przenoszenie zadań budżetowych na przyszłe okresy albo rezygnacja z nich jest dobrym rozwiązaniem, patrząc na wcześniejsze doświadczenia Polski - np. z lat 80. - Dosypywanie pieniędzy i tworzenie dużego deficytu rodzą zagrożenie inflacją i hiperinflacją - powiedział. W latach 80. mieliśmy za dużo pustego pieniądza - przypomniał.
Zdaniem Pawlaka taka polityka rządu jest roztropna.
- W takich trudnych i kryzysowych czasach trzeba pamiętać, by nie tylko ściskać portfel, ale też trzeba robić zakupy, które będą najbardziej potrzebne i pozwolą nam przetrwać te trudne czasy - dodał.
We wtorek rząd zaplanował oszczędności w administracji i zmianę finansowania wydatków infrastrukturalnych na kwotę 19,7 mld zł. 10 mld zł rząd chce zaoszczędzić w resortach i województwach, a nowa forma finansowania wydatków infrastrukturalnych da kolejne 9,7 miliarda złotych.
źródło informacji: PAP/wp.pl
średnia ocen: 4,3